Cuda świętej Siostry Faustyny - praca zbiorowa - ebook

Cuda świętej Siostry Faustyny ebook

zbiorowa praca

4,3

Opis

Święta Siostra Faustyna cały czas wstawia się za nami

"Czyń, co chcesz, rozdawaj łaski, jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz" - powiedział Jezus do św. Siostry Faustyny Kowalskiej. Apostołka Bożego Miłosierdzia hojnie wykorzystuje obietnicę Zbawiciela. Potwierdzają to dziesiątki tysięcy świadectw, które każdego roku napływają do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Opowiadają o cudach wielkich nawróceń, uzdrowieniach duchowych i fizycznych, darach potomstwa, pracy, studiów, łaskach wyjścia z nałogów, pojednania, przebaczenia i tego wszystkiego, czego potrzebują ludzie i o co proszą w modlitwach.

Zachorowałam w 1991 roku. Diagnoza: choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy. Leżałam w szpitalu, ale w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego wróciłam do domu. W niedzielę Miłosierdzia Bożego, choć byłam słaba wybrałam się do kościoła. Ksiądz proboszcz po Mszy dał wszystkim do ucałowania relikwie św. Siostry Faustyny. Czułam, że łaska Boga ogarnęła i mnie. Już następnego dniu byłam pełna sił i zdrowia. Od tamtego dnia minął już rok, a ja jestem zupełnie zdrowa.

Fragment modlitwy św. Jana Pawła II:
Święta Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom.

W książce znajdziesz prawie siedemdziesiąt świadectw cudów oraz modlitwy za wstawiennictwem św. Faustyny.

Przeczytaj świadectwo Małgorzaty Maciej - znaczy dar Boga (s. 27-29):
"17 stycznia 2008 roku o godzinie 13.35 wielu naszych przyjaciół otrzymało SMS o treści: "Stał się cud, narodził się Maciek. Wszyscy pięknie zdrowi. Waży 3,5 kg. Dziękujemy za modlitwę. Nina i Tadeusz". Nim jednak to się stało, przez dziewięć lat modliliśmy się o dziecko. Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na prywatne leczenie niepłodności. Przeszliśmy wszelkie dozwolone przez Kościół zabiegi (bolesne badanie drożności jajowodów, operacyjne leczenie jajników - laparoskopię, wielokrotne hormonalne i bardzo drogie stymulacje owulacji). Ukończyliśmy szkołę dla rodziców adopcyjnych przy Katowickim Archidiecezjalnym Ośrodku Adopcyjnym. Wiosną 2006 roku otrzymaliśmy pisemną diagnozę stwierdzającą fakt, iż w naszym przypadku wszelkie leczenie nie odniosło skutku i proponuje nam się pobyt w referencyjnym ośrodku leczenia niepłodności, najlepiej w Białymstoku, w celu przeprowadzenia zabiegu in vitro. Uznaliśmy wtedy, że to koniec naszej walki o dziecko, gdyż metoda in vitro jest sprzeczna z naszymi poglądami. W kwietniu 2007 roku braliśmy udział w sprowadzeniu relikwii św. Faustyny do parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zabrzu-Biskupicach, w której od lat znajdował się obraz Jezu, ufam Tobie autorstwa Adolfa Hyły. W maleńkim bocznym pomieszczeniu kościoła powstała kaplica, w której w każdy piątek o godzinie 15 jest odmawiana Koronka do Miłosierdzia Bożego. Tu też rozpoczęto modlitwę o dar macierzyństwa i ojcostwa dla nas. Jak wielkie było nasze zdziwienie, gdy 24 maja test ciążowy pokazał dwie kreski. Stał się cud. Nowe życie zaistniało. Niestety, już dwa dni później - 26 maja - znalazłam się w zabrzańskiej klinice ginekologicznej na oddziale patologii ciąży z podejrzeniem martwej ciąży, gdyż w badaniu nie uzyskano echa płodu. Poinformowano nas, że za tydzień zostanie wykonane kolejne USG i jeśli płód się nie uwidoczni, ciąża zostanie usunięta. Byliśmy przerażeni, opuściliśmy szpital na własne żądanie. Przeżyliśmy najtrudniejsze dwa tygodnie, podczas których prywatnie wykonywaliśmy badanie poziomu hormonu HCG we krwi oraz czekaliśmy na rozwój płodu lub samoistne poronienie. Przez cały ten czas w Biskupicach modlono się w intencji naszego dziecka i owocnego przebiegu ciąży. Po dwóch tygodniach przerażenia zobaczyliśmy w czasie badania USG w Bielsku-Białej bijące serduszko naszego ośmiotygodniowego dziecka. Płakaliśmy i modliliśmy się przez całą drogę powrotną. 10 lutego 2008 roku w biskupickiej kaplicy odbył się chrzest naszego synka - Macieja Tadeusza, którego powierzyliśmy Bożemu Miłosierdziu".

Poznaj nowennę o poznanie tajemnicy Miłosierdzia Bożego

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
3
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Majo_o

Dobrze spędzony czas

Polecam
00

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Słowo o św. Faustynie

Świadectwa

Jezus nie przechodzi obojętnie

Dobre oblicze Jezusa

Uzdrowienie z raka pęcherza

Przebudzenie

Maciej – znaczy dar Boga

Jestem zdrowa

Nadzwyczajna interwencja

Cuda się zdarzają

Moje życie zmienił Jezus Miłosierny

Przeżyłam porażenie prądem

Bóg chce, aby Go prosić i Mu ufać

Pojednanie wróżki z Panem Bogiem

Prawdziwe przebaczenie

Pan mnie wspierał

Wróciłyśmy do wiary i Kościoła

Wymodlone drugie życie

Jezus uzdrawia cicho i powoli

Ścięgno Achillesa

„Proście, a będzie wam dane”

Jestem bliżej Boga

Ocalone życie i rodzina

Uratowały mnie trzy słowa: Jezu, ufam Tobie!

Przywrócił mi godność dziecka Bożego

Moje życie zawdzięczam Miłosierdziu Bożemu

Cud nawrócenia

Mięsień został cudownie wyleczony

Młodzi wrócili do siebie

Dziesięć lat czekaliśmy na dziecko

Doświadczyłam wielkiego cudu

Najpiękniejsza uroczystość w moim życiu

Mam upragnione dziecko

Nasza córeczka żyje!

Nowe serce

Miłosierdzie Boże w moim życiu

Syn marnotrawny

Pan uleczył ból kręgosłupa

Rafałek jest z nami

Jezus otworzył oczy męża na chorobę matki

Już nie jestem księżniczką

Potrzebuję Twojego miłosierdzia

Anioł Stróż czuwał

Jest lepiej

Jestem silniejszy

Uratowana z wypadku

Bóg sam wybrał czas

Łaska wiary i modlitwy

Resztka nadziei

Powrót córki do wiary

Uwolniona z alkoholizmu

Rak kości

Trudne chwile

Odzyskaliśmy wiarę

Czym jest dar żywej wiary?

Noga bez bólu

Co mnie uratowało?

Będę mamą!

Miara ufności

Widmo upadłości odroczone

Wybaczenie z serca

Leczące promienie miłosierdzia

Rak złośliwy z przerzutami

Uzdrowienie z nieczystości

Trudny powrót

Wybrać życie

Nieczystość i cud na autostradzie

Brak miłości w rodzinie

Jestem wolny od dopalaczy

Dany cud życia

Modlitwy do św. Faustyny

Modlitwa zawierzenia

Modlitwa o uproszenie łaski

Modlitwa o Miłosierdzie Boże

Modlitwa o miłosierdzie wobec innych

Litania do św. Siostry Faustyny Kowalskiej

Nowenna do św. Siostry Faustyny Kowalskiej

© Wydawnictwo WAM, 2017

Wszystkie świadectwa pochodzą ze strony Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia: faustyna.pl oraz kwartalnika „Orędzie Miłosierdzia”.

© Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia,

ul. Żytnia 3/9, 01-014 Warszawa

Opieka redakcyjna: Klaudia Adamus

Opracowanie i redakcja: Zofia Smęda

Korekta: Dariusz Godoś, Marcelina Olszewska

Projekt okładki i zdjęcie: Andrzej Sochacki

Zdjęcia użyte w książce:

s. 15 – Shutterstock/GarryKillian; s. 219 – Shutterstock/yumehana

Skład: EDYCJA

na podstawie projektu Krzysztofa Błażejczyka

Cytaty z Pisma Świętego według Biblii Tysiąclecia,

wyd. IV, Pallottinum, Poznań 1984.

NIHIL OBSTAT

Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego

ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał,

Kraków, 24 lipca 2017 r., l.dz. 175/2017

ISBN 978-83-277-0794-9 (ePub)

978-83-277-0795-6 (Mobi)

WYDAWNICTWO WAM

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 62 93 496

e-mail: [email protected]

KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260

e-mail: [email protected]

e.wydawnictwowam.pl

Słowo o św. Faustynie

„Czyń, co chcesz, rozdawaj łaski, jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz” – powiedział Jezus do św. Siostry Faustyny Kowalskiej ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w wizji wyniesienia jej do chwały ołtarzy, którą zapisała już na pierwszych kartach swego Dzienniczka (Dz. 31). Te słowa spełniały się nie tylko w ziemskim życiu Apostołki Bożego Miłosierdzia, ale i – nawet jeszcze bardziej – po jej śmierci. Napisała wszak, że jej posłannictwo głoszenia i wypraszania miłosierdzia Bożego nie skończy się ze śmiercią, ale dopiero się zacznie, i obiecała: „Nie zapomnę o tobie, biedna ziemio, choć czuję, że cała natychmiast zatonę w Bogu, jako w oceanie szczęścia; lecz nie będzie mi to przeszkodą wrócić na ziemię i dodawać odwagi duszom, i zachęcać je do ufności w miłosierdzie Boże. Owszem, to zatopienie w Bogu da mi możność nieograniczoną działania” (Dz. 1582).

Prawdziwość tych słów potwierdzają choćby dziesiątki tysięcy świadectw, które każdego roku napływają na adres klasztoru w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Są to – najkrócej mówiąc – łaski wielkich nawróceń, uzdrowień duchowych i fizycznych, uproszonego potomstwa, pracy, studiów, wyjścia z nałogów, pojednania, przebaczenia i tego wszystkiego, czego w danej chwili potrzebują ludzie i o co proszą w modlitwach.

Cudownie uzdrowiona

A o co św. Faustyna modliła się dla siebie w swym ziemskim życiu? O co prosiła Jezusa i Jego Matkę? Jakie intencje były dla niej najważniejsze? Z tekstu Dzienniczka można wnioskować, że modliła się przede wszystkim o wierne wypełnianie woli Bożej. „O Jezu, na krzyżu rozpięty, błagam Cię, udziel mi łaski, abym zawsze i wszędzie, we wszystkim wiernie spełniała najświętszą wolę Ojca Twego. A kiedy ta wola Boża wydawać mi się będzie ciężka i trudna do spełnienia, to wtenczas błagam Ciebie, Jezu, niechaj z ran Twoich spłynie mi siła i moc, a usta moje niech powtarzają: stań się wola Twoja, Panie” (Dz. 1265). Wiedziała, że wola Boża to nie jakieś fatum czy sytuacja, z której, po ludzku oceniając, nie ma wyjścia, ale – jak pisała – samo miłosierdzie dla nas. Poznała Boga w tajemnicy Jego miłosiernej miłości, dlatego wiedziała, że nie pragnie On dla człowieka niczego innego, jak tylko dobra i szczęścia, a Jego wola prowadzi do tego celu.

W modlitwie prosiła także o mądrość, o „wielki rozum” oświecony wiarą, by mogła coraz głębiej poznawać Boga, bo – jak twierdziła – im lepiej Go pozna, tym goręcej ukocha (por. Dz. 1030). „Miłość, miłość i jeszcze raz miłość Boga, ponad to nie ma nic większego ani w niebie, ani na ziemi. Największa wielkość to jest – miłować Boga, prawdziwa wielkość jest w miłości Bożej, prawdziwa mądrość jest – miłować Boga. Wszystko, co jest wielkie i piękne – w Bogu jest; poza Bogiem nie ma piękna ani wielkości. O mędrcy świata i umysły wielkie – poznajcie, że prawdziwa wielkość jest w miłowaniu Boga” (Dz. 990).

Jeden raz w swoim życiu Siostra Faustyna poprosiła Jezusa o uzdrowienie fizyczne. W połowie kwietnia 1937 roku, kiedy gruźlica już bardzo mocno atakowała nie tylko płuca, ale i przewód pokarmowy, po przyjęciu Komunii świętej błagała Pana: „Jezu, niech Twoja czysta i zdrowa krew zakrąży w organizmie moim schorzałym, a Ciało Twe czyste i zdrowe niech przemieni moje schorzałe ciało i niech zapulsuje we mnie zdrowe i silne życie, jeżeli jest wolą Twoją świętą, abym przystąpiła do dzieła tego, a będzie mi to znakiem wyraźnym woli Twojej świętej” (Dz. 1089). Nagle poczuła, że jest zupełnie zdrowa, nic ją nie bolało i z łatwością oddychała, jakby nigdy nie chorowała na płuca. Ale po miesiącu, gdy cieszyła się silnym zdrowiem, zaczęła rozmyślać, co się bardziej podoba Panu: „czy służyć Mu w chorobie, czy w czerstwym zdrowiu”, o które prosiła. Wtedy powiedziała: „Jezu, czyń ze mną, co się Tobie podoba”, a On sprawił, że wróciła choroba (por. Dz. 1125). W tym stanie bowiem mogła owocniej przeżyć ostatnich kilkanaście miesięcy swego życia dla własnego uświęcenia i zbawienia dusz.

Można pośredniczka

Siostra Faustyna nie żyła dla siebie, ale dla Boga i dla dusz. Całe jej życie zakonne było wypełnione modlitwą i ofiarą, którą składała w intencji nawrócenia grzeszników, za kapłanów i osoby konsekrowane, konających, dusze cierpiące w czyśćcu, za Polskę, inne narody i cały świat… W Wielki Czwartek 1934 roku, zaproszona przez Jezusa, spisała akt ofiarowania swojego życia szczególnie za tych, którzy stracili nadzieję w miłosierdzie Boże i którym zagrażała utrata zbawienia. Na mocy tego aktu zobowiązała się przyjąć na siebie wszystkie cierpienia ludzi żyjących z dala od Boga, a oddać im pociechy, jakie płyną z życia w Jego miłości i przyjaźni. Szybko doświadczyła skutków tego ofiarowania się, ale nigdy się z niego nie wycofała. Jezus zachęcał ją szczególnie do modlitwy za grzeszników, aby skorzystali z Jego miłosierdzia póki czas i doświadczyli Jego mocy. „Powiedz duszom – mówił – gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia [sakramencie pojednania]; tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawić dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone – nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie już za późno” (Dz. 1448).

Bardzo często, zwłaszcza w ostatnim okresie życia, modliła się za umierających, do czego zachęcał ją sam Jezus: „Módl się, ile możesz, za konających, wypraszaj im ufność w Moje miłosierdzie, bo oni najwięcej potrzebują ufności, a najmniej jej mają” (Dz. 1777). Wypraszała też łaski kapłanom, ludziom cierpiącym, naszej Ojczyźnie i światu. Pewnego dnia Jezus powiedział jej, że „spuści karę na jedno miasto, które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej”. Widziała w wizji, jak wielkie jest zagniewanie Boże, bo kara miała być taka, jaka dotknęła Sodomę i Gomorę. Modliła się za to miasto, ofiarując Bogu w czasie Mszy świętej krew i rany Jezusa. „Siódmego dnia – zanotowała – ujrzałam Jezusa w obłoku jasnym i zaczęłam prosić, ażeby Jezus spojrzał na miasto i na kraj nasz cały. Jezus spojrzał się łaskawie. Kiedy spostrzegłam życzliwość Jezusa, zaczęłam Go błagać o błogosławieństwo. – Wtem rzekł Jezus: «Dla ciebie błogosławię krajowi całemu» – I uczynił duży znak krzyża ręką nad Ojczyzną naszą” (Dz. 39).

Siostra Faustyna wielokrotnie miała okazję się przekonać, jak skuteczna jest modlitwa do Miłosierdzia Bożego, zwłaszcza słowami Koronki do Miłosierdzia Bożego, którą odmawiała nie tylko przy konających czy prosząc o łaski nadprzyrodzone dla innych ludzi, ale także o to, co potrzebne było do życia na ziemi. Gdy na przykład wielki upał utrudniał pracę w ogrodzie i palił przyrodę, postanowiła odmawiać tę modlitwę tak długo, dopóki nie spadnie deszcz. Po trzech godzinach niebo okryło się chmurami i spadł rzęsisty deszcz (por. Dz. 1128). A gdy nad Krakowem szalała burza, to słowami tej Koronki prosiła o jej uciszenie i nawałnica nie wyrządziła szkody (por. Dz. 1731).

Dla ciebie błogosławię światu

Siostra Faustyna znana jest przede wszystkim jako apostołka Bożego Miłosierdzia, która przekazała Kościołowi i światu orędzie przypominające biblijną prawdę o miłości miłosiernej Boga do człowieka i wzywające do głoszenia jej z nową mocą świadectwem życia, czynem, słowem i modlitwą. W tym celu Jezus przekazał jej nowe formy kultu Miłosierdzia Bożego: obraz z podpisem „Jezu, ufam Tobie”, święto Miłosierdzia, Koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę w chwili konania Jezusa na krzyżu, zwaną Godziną Miłosierdzia, i szerzenie czci Miłosierdzia. Z ich praktyką w duchu ufności wobec Boga, czyli pełnienia Jego woli, oraz miłosierdzia względem bliźnich związał wielkie obietnice. Jedna z nich jest ogólna i mówi, że można przez te formy kultu Miłosierdzia Bożego uprosić wszystko, czyli łaski nadprzyrodzone i doczesne dobrodziejstwa, jeśli jest to zgodne z wolą Bożą, czyli dobre dla człowieka w perspektywie nie tylko życia na ziemi, ale i wieczności. Są z nimi także związane łaski szczegółowe, a największa z nich to łaska zupełnego odpuszczenia win i kar przywiązana do godnie przyjętej Komunii świętej w święto Miłosierdzia.

W swoim Dzienniczku, prowadzonym na polecenie Jezusa, Siostra Faustyna zapisała nie tylko wielkie orędzie Miłosierdzia, które św. Jan Paweł II dał Kościołowi i światu na trzecie tysiąclecie, ale także nową szkołę duchowości chrześcijańskiej całkowicie opartą na poznawaniu i kontemplacji tajemnicy miłosierdzia Bożego, które rodzą postawę zaufania wobec Boga i miłosierdzia względem bliźnich. Uczy także nowego spojrzenia na chrześcijańskie miłosierdzie, w którym sprawą najistotniejszą jest ścisłe powiązanie z miłosierdziem Boga i osobowa godność człowieka, a na drugim planie jego potrzeby.

Siostra Faustyna była nie tylko „sekretarką” Jezusa Miłosiernego, ale i prorokiem, który dalej pełni swą misję przede wszystkim w Apostolskim Ruchu Bożego Miłosierdzia, zrodzonym z jej charyzmatu i doświadczenia mistycznego. Nadal jest „szafarką” Bożego miłosierdzia (por. Dz. 570, 580) i zarazem możną orędowniczką, o której Jezus powiedział, że dla niej błogosławi krajowi całemu (por. Dz. 39), dla niej błogosławi ziemi (por. Dz. 431, 980) i całemu światu (por. Dz. 1061). Dziś dzięki jej wstawiennictwu i praktyce nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego w formach, które przekazał jej Jezus, ludzie wypraszają wiele łask, gdy modlą się z ufnością, bo ona – jak powiedział Jezus – jest „jedynym naczyniem do czerpania łask. Wielką Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo Moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca” (Dz. 1578).

s. M. Elżbieta Siepak ZMBMKraków-Łagiewniki, 3 lipca 2017

Pewna kobieta (…) wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa”. Zaraz też (…) poczuła w [swym] ciele, że jest uleczona z dolegliwości.

––––––––*––––––––

(Mk 5, 25–29)

Jezus nie przechodzi obojętnie

J.M.

W 1995 roku ciężko zachorowałam. Po gruntownych badaniach okazało się, że mam nowotwór złośliwy jelita grubego i natychmiast muszę być operowana. Załamałam się, bo chciałam żyć. Miałam czworo dzieci, z których dwoje chodziło jeszcze do szkoły. Nie mieszkałam z mężem, bo bardzo pił i wszczynał awantury, więc dzieci wychowywałam sama. W kaplicy jednego z rzeszowskich szpitali gorąco błagałam Jezusa Miłosiernego i Matkę Bożą, abym wyszła z tej choroby. Prosiłam, by Pan przedłużył mi życie chociaż tyle, żeby moja najmłodsza córka, która wtedy miała 15 lat, osiągnęła pełnoletniość i umiała sobie poradzić w życiu.

Gdy jechałam na operację, podbiegła do mnie jakaś pacjentka i dała mi do ręki obrazek Cudownego Jezusa z Mogiły. Ucałowałam go. Operacja się udała. Wiem to na pewno: zostałam cudownie uleczona, bo nawet nie mam stomii, a lekarz powiedział, że bez niej się nie obejdzie. Po operacji nie podawano mi żadnej chemii, tylko co pół roku jeździłam na kontrolę. Wiara moja jeszcze bardziej się wzmocniła. Od tego czasu jeżdżę do Mogiły i do Łagiewnik, by dziękować za łaskę cudownego uzdrowienia. Czuję się dobrze i za każdy dzień dziękuję Bogu. Mam wiele problemów i zmartwień, wiatr ciągle wieje mi w oczy, ale biegnę do kościoła, by modlić się przed obrazem Jezusa Miłosiernego. On jest dla mnie wszystkim. W modlitwie przed nim nabieram siły i doznaję pociechy. Dobrze jest zawierzyć Miłosierdziu Bożemu. U Boga nie ma bowiem nic niemożliwego. Trzeba tylko ufać. Czasami długo się modlić, ale nie wolno się zniechęcać, bo Jezus słyszy nasze wołania i nie przechodzi obok nas obojętnie. Przychodzi z pomocą w najbardziej odpowiednim czasie. Umiłowałam Jezusa nade wszystko i nie umiem bez Niego żyć.

Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.

––––––––*––––––––

(Ef 2, 8–10)

Dobre oblicze Jezusa

S.S.

Przez 50 lat byłam osobą niewierzącą, ale poszukującą. Gdy Karol Wojtyła został papieżem, byłam bardzo dumna i wzruszona: Polak na Stolicy Apostolskiej! Zawsze gdy przyjeżdżał do Polski, z wielką sympatią obserwowałam w telewizji wszystkie uroczystości i słuchałam jego nauk. Czytałam też różne artykuły o nim, które wpadały mi w ręce. Podziwiałam jego życie i działalność w Polsce i na świecie. W czasie zamachu i choroby współczułam mu serdecznie. Pomimo cierpień był taki serdeczny i taki swój (te niezapomniane pogawędki w Wadowicach). I tak nadszedł rok 2002. Właśnie trwała transmisja uroczystości z Łagiewnik. Postawiłam krzesło bliżej telewizora i zaczęłam oglądać. Nie miałam pojęcia, co to są Łagiewniki, nic nie wiedziałam o Jezusie Miłosiernym ani o św. Siostrze Faustynie. Msza święta nie za bardzo mnie interesowała. Obserwowałam tylko modlącego się papieża, który klęczał z głową wspartą na rękach. Modlił się pewnie za takich ludzi jak ja.

Moją uwagę przykuwał też obraz Pana Jezusa. Kamery co jakiś czas pokazywały go w zbliżeniu. Bardzo spodobała mi się ta dobra twarz Jezusa. Wpadłam w dziwny zachwyt. I wtedy, w sposób po ludzku niewytłumaczalny, odzyskałam wiarę i zaczęłam się modlić. Po tym doświadczeniu starałam się nadrobić stracony czas i dużo czytałam na temat wiary i Kościoła. Po pewnym czasie, gdy słuchałam Mszy świętej transmitowanej przez Radio Maryja z Drohiczyna, w czasie modlitwy Ojcze nasz znów doznałam pięknego wewnętrznego przeżycia, po którym zrozumiałam, że muszę się wyspowiadać. Mimo że byłam już osobą wierzącą, to spowiedź odkładałam na później. Bałam się, czy będę mogła dobrze się wyspowiadać z tak długiego okresu. W końcu to zrobiłam. I kamień spadł mi z serca! Taka ulga! Teraz modlę się za dzieci i wnuki, by otrzymały łaskę wiary. Gdyby nie moje nawrócenie i modlitwy, one też miałyby trudniejszą drogę do zbawienia, więc mam za co Bogu dziękować.

Nie drżyjcie, nie lękajcie się ich. Pan Bóg wasz, który idzie przed wami, będzie za was walczył.

––––––––*––––––––

(Pwt 1, 29b–30a)

Uzdrowienie z raka pęcherza

Andrzej U.

Przez kilkanaście miesięcy dokuczały mi dolegliwości związane z oddawaniem moczu. Towarzyszył temu niesamowity ból, a przez ostatnie sześć miesięcy także krwiomocz. Po kilkunastu wizytach u różnych lekarzy i kilku badaniach postawiono diagnozę: rak. W pierwszym momencie przyszło chwilowe załamanie, ale zaraz wewnętrznie obudziła się we mnie jakaś ufność, że wyjdę z tego. W czasie całej choroby odmawiałem Koronkę do Miłosierdzia Bożego, przychodziłem do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach na modlitwę przed cudowny obraz Jezusa Miłosiernego i na modlitwę w Godzinie Miłosierdzia (15.00). Prosiłem siostry, by w czasie tej modlitwy w Godzinie Miłosierdzia polecały Jezusowi Miłosiernemu także moją intencję. Błagałem, prosiłem, płakałem i ufałem. W końcu poszedłem na operację. W szpitalu byłem 19 dni. Operacja się udała, a badania pobranych wycinków wykazały, że jest to rak najzłośliwszy ze złośliwych. Na szczęście nie było jeszcze przerzutów. W czasie pobytu w szpitalu nieustannie się modliłem. W tym czasie 10 dni nic nie jadłem i 5 dni nic nie piłem. Wychodząc ze szpitala, pierwsze kroki skierowałem do sanktuarium w Łagiewnikach. Przyszedłem tu na modlitwę w Godzinie Miłosierdzia i na Koronkę do Miłosierdzia Bożego, by podziękować Jezusowi Miłosiernemu za uzdrowienie z tak ciężkiej choroby. Ciągle dziękuję i nie przestanę dziękować.

Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.

––––––––*––––––––

(Ef 5, 14b)

Przebudzenie

M.Ś.

Jako studentka filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, specjalność teatrologia, otrzymałam stypendium od rządu amerykańskiego umożliwiające mi dalsze studia w USA w Towson University. Teatr był moją pasją, dlatego cieszyłam się z tego wyróżnienia, które dawało mi możliwość poszerzenia wiedzy, nabrania nowych doświadczeń i nawiązania nowych kontaktów ze studentami tej uczelni. Marzyłam o tym, by amerykańskie musicale wystawiać także w Polsce. Przed odlotem do Stanów Zjednoczonych w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach uczestniczyłam w nagrywaniu teledysku z piosenką przygotowywaną z okazji – jak się okazało – ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Krakowa. Z tego świętego miejsca wzięłam podarowane przez siostrę z Łagiewnik obrazki Pana Jezusa Miłosiernego z tekstem Koronki do Miłosierdzia Bożego i obrazki św. Siostry Faustyny, by je rozdać studentom w USA. Pochłonięta zajęciami na uczelni, nie zaniedbywałam życia religijnego. W każdą niedzielę, a nawet częściej, uczestniczyłam w Eucharystii w katolickim kościele akademickim, brałam również czynny udział w spotkaniach z chrześcijańską młodzieżą. Cieszyłam się życiem i dobrymi postępami w nauce na uczelni.

Po pierwszym semestrze studiów miałam poważny wypadek. 5 lutego 2003 roku razem z kolegą i koleżankami jechaliśmy samochodem. Gdy zjeżdżaliśmy na parking, najechał na nas duży samochód. Miałam bardzo ciężkie obrażenia głowy. Helikopterem przewieziono mnie na intensywną terapię i stwierdzono, że mój stan jest krytyczny. Nie rozpoczęto nawet operacji, tylko poinformowano o wszystkim moją mamę. Pierwszą bardzo długą operację przeprowadzono dopiero po jej przylocie do USA. Usunięto mi część mózgu odpowiadającą za mowę oraz połowę czaszki. Znajdowałam się w całkowitej śpiączce, a moje życie podtrzymywał respirator. Mama przed przylotem do USA bardzo długo modliła się przed cudownym obrazem Pana Jezusa Miłosiernego w Łagiewnikach i przy relikwiach św. Siostry Faustyny. Moja babcia, która ma już 90 lat, cały czas modliła się na różańcu i odmawiała Koronkę do Miłosierdzia Bożego, którą Pan Jezus podyktował Siostrze Faustynie. Modlili się też za mnie moi przyjaciele w Krakowie i Częstochowie, a także koleżanki i koledzy w Stanach Zjednoczonych. W śpiączce byłam cztery tygodnie. Lekarze nie dawali żadnej nadziei na to, że się wybudzę. Mimo takiej diagnozy moja mama i przyjaciele nie ustawali w modlitwie. Mama nad moją głową umieściła obraz Jezusa Miłosiernego i św. Siostry Faustyny, którą błagała o wstawiennictwo, by Bóg mnie ocalił.

Po miesiącu leżenia w śpiączce któregoś dnia wieczorem, gdy jak zwykle na modlitwie czuwała przy mnie mama i oddawała mnie w dłonie Jezusa wszechmogącego, nagle się obudziłam. Pielęgniarka amerykańska, która się mną opiekowała, była zszokowana, ale jednocześnie szczęśliwa. Natychmiast przybiegli lekarze, którzy nie mogli wprost uwierzyć w to, co się stało. Dla wszystkich, którzy wiedzieli o moim tragicznym wypadku i towarzyszyli mi poprzez modlitwę, był to znak cudownego przebudzenia. Otrzymałam od Pana Boga nie tylko dar samoistnego wybudzenia ze śpiączki, ale także dar mowy, i to w dwóch językach! Mogłam powiedzieć: „Jezu, dziękuję Ci z całego serca!”. Mogłam też już w szpitalu być tłumaczem dla mojej mamy. Potem przeszłam jeszcze siedem kolejnych operacji, w czasie których zrekonstruowano moją czaszkę i wszczepiono mi plastikowy implant w miejsce brakujących kości. Po każdej z nich mogłam swobodnie mówić, czytać i pisać. Doświadczyłam wielkiej miłości Boga, czuję się przez Niego bardzo kochana. Zresztą nie tylko ja jestem kochana. Bóg czuwa i przebywa w każdym z nas. Jeśli przeprosimy Go za nasze grzechy, On da nam dużo łaski i swojej mocy. Daje nam nieporównanie więcej, niż nam się wydaje. „Być bez Jezusa to nie być” – napisałam w swoim wierszu.

Bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie.

––––––––*––––––––

(Jk 5, 8)

Maciej – znaczy dar Boga

N. i T.M.

17 stycznia 2008 roku o godzinie 13.35 wielu naszych przyjaciół otrzymało SMS o treści: „Stał się cud, narodził się Maciek. Wszyscy pięknie zdrowi. Waży 3,5 kg. Dziękujemy za modlitwę. Nina i Tadeusz”. Nim jednak to się stało, przez dziewięć lat modliliśmy się o dziecko. Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na prywatne leczenie niepłodności. Przeszliśmy wszelkie dozwolone przez Kościół zabiegi (bolesne badanie drożności jajowodów, operacyjne leczenie jajników – laparoskopię, wielokrotne hormonalne i bardzo drogie stymulacje owulacji). Ukończyliśmy szkołę dla rodziców adopcyjnych przy Katowickim Archidiecezjalnym Ośrodku Adopcyjnym. Wiosną 2006 roku otrzymaliśmy pisemną diagnozę stwierdzającą fakt, iż w naszym przypadku wszelkie leczenie nie odniosło skutku i proponuje nam się pobyt w referencyjnym ośrodku leczenia niepłodności, najlepiej w Białymstoku, w celu przeprowadzenia zabiegu in vitro. Uznaliśmy wtedy, że to koniec naszej walki o dziecko, gdyż metoda in vitro jest sprzeczna z naszymi poglądami.

W kwietniu 2007 roku braliśmy udział w sprowadzeniu relikwii św. Faustyny do parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zabrzu-Biskupicach, w której od lat znajdował się obraz Jezu, ufam Tobie autorstwa Adolfa Hyły. W maleńkim bocznym pomieszczeniu kościoła powstała kaplica, w której w każdy piątek o godzinie 15 jest odmawiana Koronka do Miłosierdzia Bożego. Tu też rozpoczęto modlitwę o dar macierzyństwa i ojcostwa dla nas. Jak wielkie było nasze zdziwienie, gdy 24 maja test ciążowy pokazał dwie kreski. Stał się cud. Nowe życie zaistniało.

Niestety, już dwa dni później – 26 maja – znalazłam się w zabrzańskiej klinice ginekologicznej na oddziale patologii ciąży z podejrzeniem martwej ciąży, gdyż w badaniu nie uzyskano echa płodu. Poinformowano nas, że za tydzień zostanie wykonane kolejne USG i jeśli płód się nie uwidoczni, ciąża zostanie usunięta. Byliśmy przerażeni, opuściliśmy szpital na własne żądanie. Przeżyliśmy najtrudniejsze dwa tygodnie, podczas których prywatnie wykonywaliśmy badanie poziomu hormonu HCG we krwi oraz czekaliśmy na rozwój płodu lub samoistne poronienie. Przez cały ten czas w Biskupicach modlono się w intencji naszego dziecka i owocnego przebiegu ciąży. Po dwóch tygodniach przerażenia zobaczyliśmy w czasie badania USG w Bielsku-Białej bijące serduszko naszego ośmiotygodniowego dziecka. Płakaliśmy i modliliśmy się przez całą drogę powrotną. 10 lutego 2008 roku w biskupickiej kaplicy odbył się chrzest naszego synka – Macieja Tadeusza, którego powierzyliśmy Bożemu Miłosierdziu.

Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić.

––––––––*––––––––

(Rz 8, 18b)

Jestem zdrowa

D.S.

Zachorowałam w 1991 roku. Diagnoza: choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy. Przez 10 lat codziennie musiałam brać lekarstwa, potem nastąpiła mała poprawa, ale w 2007 roku choroba wróciła z ogromnym nasileniem. Leżałam w szpitalu, ale w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego wróciłam do domu. W niedzielę Miłosierdzia Bożego, choć byłam słaba i trzeba było przejechać autobusem kawał drogi, wybrałam się do kościoła pod wezwaniem Jezusa Miłosiernego na południu Londynu, bo ufałam, że w tym szczególnym dniu święta Siostra Faustyna uprosi mi u tronu Bożego Miłosierdzia potrzebne łaski. Ksiądz proboszcz powiedział piękne kazanie o miłości miłosiernej Boga do człowieka, a po Mszy dał wszystkim do ucałowania relikwie św. Siostry Faustyny. Czułam, że łaska Boga ogarnęła i mnie. Już następnego dnia byłam pełna sił i zdrowia. Od tamtego dnia minął już rok, a ja jestem zupełnie zdrowa. W duchu wdzięczności staram się codziennie odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego, której słowami proszę też o potrzebne łaski dla moich dzieci, rodziny i wszystkich, którzy są w jakiejkolwiek potrzebie.

Rzekł do niego Jezus: „Wstań, weź swoje nosze i chodź!”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje nosze i chodził.

––––––––*––––––––

(J 5, 8–9)

Nadzwyczajna interwencja

Luciano

Mieszkam we Włoszech w okolicach Mediolanu. Pragnę opisać zdarzenie z kwietnia 2004 roku, które odmieniło moje życie. Na skutek paraliżu całej prawej strony ciała i innych dolegliwości kardiologicznych, które dodatkowo się wywiązały, dostałem się na oddział neurologiczny, a następnie rehabilitacji. Lekarze byli bezradni, a mój stan zdrowia – beznadziejny. W nocy, nie mogąc zasnąć, długo rozmawiałem o naszej trudnej sytuacji zdrowotnej z Franceskiem, pacjentem z sąsiedniego łóżka.

Wtem w ciemności zobaczyliśmy dziwne światło, które przybliżało się do nas, jakby niosła je jakaś osoba – niczym latarkę w ręce lub świeczkę. I nagle przy wejściu do sali stanęła zakonnica. Patrząc na nas, przybliżyła się do mojego łóżka i powiedziała: „Nie bój się, przyszłam do ciebie”. Wystraszony i przerażony oniemiałem, zastanawiając się, kim jest owa siostra, którą widziałem po raz pierwszy w życiu. A ona podeszła jeszcze bliżej i kładąc rękę na mojej piersi, powiedziała: „Przyszłam cię uzdrowić i uzdrowię, ale musisz mi obiecać, że jak wyzdrowiejesz, to przyjedziesz do mnie”. Byłem tak zaskoczony całym tym zdarzeniem, że nie znajdowałem słów, by logicznie odpowiedzieć. Bąknąłem coś w rodzaju: „No jasne, że jak mnie uzdrowisz, to przyjadę do ciebie, tylko gdzie? Przecież nie wiem, kim jesteś. Widzę cię pierwszy raz”. Wtedy ona podniosła rękę, mówiąc: „Ja jestem tutaj. I wskazała na kościółek, który trzymała w drugiej dłoni”. Mówiła dalej: „To jest mój dom – zapamiętaj – zawsze otwarty dla ciebie, w dzień i w nocy; tu mieszkam i tu czekam na ciebie. Muszę już odejść, ale nie zapomnij o tym, co obiecałeś”. Ze wzruszenia płakałem, aż z odrętwienia wyrwał mnie głos: „Luciano! Luciano!”. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem, że to mój kolega Francesco mnie woła. „Od pięciu minut wołam, a ty nie odpowiadasz! Z kim rozmawiałeś?”. Powiedziałem: „Z Siostrą, która powiedziała mi, że przyszła mnie uzdrowić”. „Niechby cię uzdrowiła – odpowiedział tamten – i mnie też”.

Z emocji nie mogłem zasnąć. I nad ranem okazało się, że jestem zdrów. Wstałem i ku zdumieniu lekarzy zacząłem chodzić. Wszystkie badania okazały się tylko dowodem na to, co powiedziała zakonnica. Po kilku dniach wypisano mnie ze szpitala, a dwa dni później podjąłem pracę. Po powrocie do domu zacząłem szukać i dowiadywać się, kim byłaby owa siostra zakonna. Wreszcie z pomocą pewnego kapłana odkryłem, że chodzi o św. Siostrę Faustynę Kowalską. Skontaktowałem się więc z siostrami ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Rzymie, do którego należy święta, a potem pojechałem do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie, do jej domu. To była niezapomniana podróż. Po tym wydarzeniu przybliżyłem się do Pana Boga i bliźnich. Należę do Oazy Miłosierdzia i za wszystko dziękuję. Od tamtego wydarzenia minęły już cztery lata, a ja czuję się zdrów. Święta Siostra Faustyna pozostawiła ślad palców na mojej piersi, który wciąż jest widoczny. Konsultacja medyczno-naukowa uznaje ten fakt za niewytłumaczalne zjawisko.

Pan jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu zawdzięczam moje ocalenie. On Bogiem moim, uwielbiać Go będę. On Bogiem ojca mego, będę Go wywyższał.

––––––––*––––––––

(Wj 15, 2)

Cuda się zdarzają

K.K.

W sierpniu 2008 roku podczas badania wykryto u mnie guza, który rósł z dnia na dzień i robił ogromne spustoszenie w organizmie. Wyniki badań były tragiczne. Konieczna była natychmiastowa operacja, której poddałam się jeszcze w tym samym miesiącu. Usunięto mi guza, ale okazało się, że jest jeszcze jeden – pod kością krzyżową. Musiałam poddać się drugiej operacji. Po przebudzeniu usłyszałam od lekarzy, że operacja się nie udała. Ponieważ trudno było dostać się pod kość krzyżową, usunięto tylko fragment guza, reszta pozostała. Lekarze bardzo ubolewali nad tym, że nic więcej nie mogą zrobić. Oświadczyli, że muszę z tym, co pozostało, żyć i modlić się, aby guz nie urósł. Z taką diagnozą zostałam wypisana do domu. Byłam przerażona i załamana. Prosiłam o modlitwę osoby, które kocham i które mnie kochają. W mojej intencji odprawiane były Msze święte. W tych trudnych chwilach najlepszym moim przyjacielem był Miłosierny Jezus. Jego obrazek z podpisem: „Jezu, ufam Tobie” był ze mną wszędzie od początku choroby.

Po powrocie ze szpitala do domu leżałam w łóżku. W pewnym momencie odczułam przynaglenie w sercu, aby w niedzielę – mimo bólu i cierpienia – wstać i jechać na Mszę świętą do kaplicy wojskowej. Dziwiłam się, dlaczego mam jechać właśnie tam, bo nawet nie wiedziałam dokładnie, gdzie ta kaplica się znajduje. Nigdy tam nie byłam. Starałam się odrzucać te myśli, które mnie nachodziły, ale to ponaglanie było silniejsze ode mnie. Po nieprzespanej nocy z samego rana – sama nie wiem, jak to się stało – wstałam i pojechałam na Mszę świętą do tej kaplicy. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że właśnie w tym momencie było tu nawiedzenie obrazu Jezusa Miłosiernego i relikwii św. Siostry Faustyny. Stojąc w przedsionku, dziękowałam Jezusowi za to, że mnie tu przyprowadził. Wiedziałam, że to nie jest przypadek. Zaczęłam rozumieć, co ja tu robię. Mimo ogromnego bólu poprosiłam Jezusa, aby pozwolił mi wytrwać do końca. Po Mszy świętej była adoracja Najświętszego Sakramentu i znów zwróciłam się z prośbą do Jezusa, abym choć troszeczkę mogła Go adorować. Siedząc w kąciku, wpatrywałam się w obraz Jezusa Miłosiernego, nie mogłam oderwać od Niego wzroku. Zapomniałam też o bólu. Wtedy usłyszałam głos w swoim sercu, jakby to Pan Jezus mówił do mnie z obrazu, że bardzo mnie kocha i że właśnie dzisiaj, w tym momencie, mnie uzdrawia. Poczułam ciepło w całym ciele, miałam świadomość ustępującego bólu. Moje ciało stało się lekkie, jakby było w uniesieniu. Płacząc, dziękowałam Jezusowi za stan, w jakim się znajdowałam. Mogłabym tak przesiedzieć w kaplicy cały dzień.

Po powrocie do domu czułam się bardzo dobrze, do dziś nic mnie nie boli. Jakież było zdziwienie lekarzy, gdy podczas kontrolnego badania stwierdzili, że po guzie pozostała tylko blizna. Ja do dziś nie mogę zrozumieć, co się ze mną stało. Wiem tylko jedno, zostałam uzdrowiona, za co będę dziękować Panu po wszystkie dni mego życia. Do napisania tego świadectwa też zostałam przez Pana przynaglona. Miałam straszne opory, aby je złożyć, ale czuję, że z chwilą napisania i wysłania go zaznam pokoju ducha. W ten sposób pragnę również podziękować Panu za to, co dla mnie uczynił. Cuda się zdarzają!

O, wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! (…) Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do Mnie, posłuchajcie Mnie, a dusza wasza żyć będzie.

––––––––*––––––––

(Iz 55, 1.3)

Moje życie zmienił Jezus Miłosierny

B.C., Słowacja

Życie narkomana nie jest łatwe. To jak bezcelowe pielgrzymowanie po świecie, dzień po dniu, gdy człowiek szuka, ale nie znajduje, jest spragniony, a ulga nie przychodzi. Takie życie sam wybrałem kilka lat temu. Jak to się stało? Przyczyną było niewątpliwie moje złe nastawienie do wszystkiego, co mi rodzice z miłością ofiarowywali.