Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tym razem przeciwnikiem Herkulesa Poirota jest złodziej formuły broni atomowej. Jej wynalazca, sir Claud Amory, zostaje otruty w swojej rezydencji, a ujawnienie rodzinnych sekretów grozi skandalem.
Czy rzeczywiście kobiety częściej używają trucizny, a mordercy są zbyt pewni siebie? I co wspólnego ma praca pokojówki z pracą detektywa?
Uwaga rozdrażnionego kapitana Hastingsa nieoczekiwanie pomoże uporządkować wszystkie elementy zagadki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 190
Herkules Poirot miał małe, ale przytulne mieszkanko w eleganckim bloku Whitehall Mansions, w Mayfair, najbardziej ekskluzywnej dzielnicy Londynu. Jadł właśnie śniadanie, na które składały się słodki rogalik i filiżanka gorącej czekolady. Choć był człowiekiem o określonych przyzwyczajeniach, które rzadko zmieniał, tego dnia wyjątkowo poprosił swojego służącego George’a o jeszcze jedną porcję czekolady. Dla zabicia czasu zaczął przyglądać się swojemu odbiciu w dużym lustrze wiszącym naprzeciw. Był niskim, sześćdziesięciokilkuletnim mężczyzną o jajowatej głowie, dosyć szczupłym, choć z przyjemnie zaokrąglonym brzuszkiem, a zadbane wąsy miał fantazyjnie zakręcone w górę. Skinął głową, najwidoczniej zadowolony ze swego wyglądu, i powrócił do przeglądania leżącej na stole porannej korespondencji.
Z właściwą sobie pedanterią ułożył rozrzucone koperty w zgrabny stosik. Otworzył je bardzo starannie nożem do papieru w kształcie miniaturowego miecza. Dostał go wiele lat temu w prezencie urodzinowym od swego starego przyjaciela kapitana Hastingsa. W jednej kupce znalazły się przesyłki, które Poirot uznał za nieistotne – przeważnie były to druki, zawiadomienia, zaproszenia itd.; zaraz poprosi George’a, by je wyrzucił. Drugi stos zawierał listy, na które wypadałoby odpowiedzieć, a przynajmniej potwierdzić ich otrzymanie. Postanowił zająć się tym po śniadaniu, ale nie wcześniej niż o dziesiątej. Poirot uważał, że rozpoczynanie dnia pracy przed godziną dziesiątą byłoby rzeczą niegodną prawdziwego profesjonalisty. Kiedy zajmował się jakąś sprawą... Cóż, wówczas oczywiście co innego. Pamiętał, że pewnego razu wyruszyli razem z Hastingsem jeszcze przed świtem, aby... Nie, Poirot nie chciał rozpamiętywać przeszłości. Szczęśliwej przeszłości. Po rozwiązaniu zagadki śmierci lorda Edgware’a i tym samym zamknięciu ostatniej sprawy, nad którą razem pracowali, Hastings wrócił do swojej żony i na ranczo w Argentynie. Chociaż teraz ponownie zjawił się w Londynie na kilka tygodni w interesach, jego współpraca z Herkulesem Poirotem przy rozwiązywaniu intrygujących zagadek należała już do przeszłości. Niegdyś życie było takie ekscytujące – myślał Poirot. – Ale teraz, co my właściwie robimy? Kilkakrotnie byliśmy na kolacji w Ritzu, wytwornym, luksusowym hotelu, gdzie Hastings się zatrzymał. Było bardzo miło, podobnie jak w teatrze, dokąd wybraliśmy się razem parę razy. To jednak były czasy, kiedy... Nie, naprawdę nie powinien myśleć o przeszłości, ale teraz, kiedy Hastings znowu pojawił się na krótko w Londynie, przychodziło mu to z trudnością.
Czy to dlatego Herkules Poirot był niespokojny tego wspaniałego majowego poranka w 1934 roku, kiedy nadeszła właśnie spóźniona wiosna? Pozornie na emeryturze, Poirot powracał do zawodu za każdym razem, kiedy zwracano się do niego z wyjątkowo interesującą sprawą. Lubił pracować z Hastingsem, który spełniał funkcję rezonatora dla jego teorii i pomysłów. Teraz jednak kapitan spędzał większość czasu na drugim końcu świata, a Poirot w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie natrafił na nic, co mogłoby go zainteresować z zawodowego punktu widzenia. Czy przestępcy z wyobraźnią już wyginęli? Została tylko prostacka przemoc i brutalność, ten typ podłych morderców i rabusiów, którymi zajmowanie się byłoby poniżej jego godności?
Rozmyślania te przerwało pojawienie się milczącego George’a, który przyniósł drugą, z utęsknieniem wyczekiwaną, filiżankę czekolady. Wyczekiwaną nie tylko ze względu na przyjemność picia tego napoju, ale również dlatego, że dzięki temu choć na kilka chwil będzie mógł zapomnieć o tym, że tego wspaniałego, słonecznego poranka nie czeka go nic więcej poza spacerem w parku i przechadzką z Mayfair do Soho, gdzie w samotności zje lunch w swojej ulubionej restauracji. Co zamówi tym razem? Na początek może kawałek pasztetu, potem sola bonne femme[1] i...
Uświadomił sobie, że George, stawiając na stole filiżankę czekolady, coś do niego mówi. Zawsze spokojny, zachowujący się bez zarzutu George, na wskroś angielski, z twarzą o nieprzeniknionym wyrazie, był lokajem Poirota już od pewnego czasu i doskonale dostosował się do wymagań detektywa. Nigdy nie wtrącał się w cudze sprawy i niechętnie wypowiadał swoje poglądy, ale był kopalnią informacji na temat angielskiej arystokracji i człowiekiem równie pedantycznym, jak sam wielki detektyw. Poirot często mu powtarzał: „Masz doskonale wyprasowane spodnie, George, ale jesteś pozbawiony wyobraźni”. Wyobraźnia była jednak tym, czego Herkules Poirot miał w nadmiarze. Umiejętne wyprasowanie spodni było w jego mniemaniu o wiele większym wyczynem. Tak, ma prawdziwe szczęście, że George dla niego pracuje.
– ...więc pozwoliłem sobie złożyć obietnicę, sir, że dziś rano pan do niego oddzwoni – mówił służący.
– Przepraszam cię, George – wykrzyknął Poirot. – Nie uważałem, myślałem o czymś innym. Mówiłeś, że ktoś dzwonił?
– Tak, proszę pana. Wczoraj wieczorem, kiedy był pan w teatrze z panią Oliver. Poszedłem spać jeszcze przed pańskim powrotem do domu, nie zostawiając żadnej wiadomości, gdyż było bardzo późno i uznałem, że to nie jest konieczne.
– Kto to był?
– Przedstawił się jako Claud Amory, sir. Zostawił swój numer, z którego można wnosić, że telefonował z Surrey. Powiedział, że chodzi o bardzo delikatną sprawę, i poprosił, żeby, dzwoniąc, nie przedstawiał się pan nikomu i rozmawiał tylko z nim.
– Dziękuję ci, George. Zostaw ten numer na moim biurku. Zatelefonuję do niego, gdy tylko przeczytam dzisiejszego „Timesa”. Jest jeszcze zbyt wcześnie na rozmowę, zwłaszcza w delikatnej sprawie.
George ukłonił się i wyszedł, a tymczasem Poirot pił powoli swoją czekoladę. Powrócił myślami do przedstawienia, na którym był poprzedniego wieczoru w teatrze razem z Ariadną Oliver, swoją starą przyjaciółką, uważającą się za detektywa-amatora. W sztuce tej, pod tytułem Alibi, chodziło o wyjaśnienie tajemnicy morderstwa; Charles Laughton, sławny aktor brytyjski, grał rolę detektywa rozwiązującego tę zagadkę. Pani Oliver nie była bynajmniej zadowolona, kiedy Poirot pierwszy wykrył mordercę.
– Nie wiem, jakim sposobem tak szybko pan zgadł, Poirot – żaliła się.
Detektyw przerwał jej, wykrzykując z urazą:
– Ja nigdy nie zgaduję, droga pani Oliver. Wykorzystuję moją inteligencję. Małe szare komórki...
Nie zdążył dokończyć, gdyż pani Oliver, która wiele razy słyszała jego wykład na temat szarych komórek, przerwała mu gwałtownie:
– Nie! Tylko nie te przeklęte szare komórki. Chodźmy lepiej do kawiarni Café Royal, tu na rogu. Może mi pan postawić drinka przed kolacją.
Poirot uśmiechnął się i potrząsnął głową. Kochana Ariadna Oliver, naprawdę bardzo ją lubił. Wypił czekoladę i chichocząc na wspomnienie wieczoru w teatrze, który tak przyjemnie spędził w jej towarzystwie, wyszedł na balkon z poranną gazetą w ręku.
Kilka minut później odłożył „Timesa” na bok. Wiadomości ze świata były jak zwykle przygnębiające. Ten okropny Hitler zamienił sądy w organy partii nazistowskiej, w Bułgarii doszli do władzy faszyści, a co najgorsze, w Belgii, ojczyźnie Poirota, czterdziestu dwóch górników z kopalni w pobliżu Mons prawdopodobnie zginęło w eksplozji. Wiadomości z kraju były nieco bardziej optymistyczne. Pomimo zastrzeżeń oficjeli, tenisistkom biorącym udział w turnieju wimbledońskim pozwolono w tym roku nosić krótkie spódniczki. Nekrologi również nie były pocieszające, gdyż zdawało się, że osobom w wieku detektywa, a nawet młodszym, wyjątkowo śpieszy się na tamten świat.
Poirot wyciągnął się wygodnie w swoim wiklinowym fotelu, ze stopami opartymi o podnóżek. Claud Amory – pomyślał. To nazwisko wydawało mu się znajome. Musiał już przedtem gdzieś je usłyszeć. Tak, sir Claud był znaną postacią w pewnych kręgach. Ale w jakich? Polityk? Adwokat? A może emerytowany urzędnik służby cywilnej? Claud Amory. Amory.
Balkon znajdował się od wschodniej strony, co umożliwiło Poirotowi wygrzewanie się przez kilka minut na słońcu. Wkrótce miało się zrobić bardzo ciepło, a on nie był amatorem opalania się. Kiedy upał zapędzi mnie do środka – pomyślał – zadam sobie trud i zajrzę do Who is Who. Jeżeli ten sir Claud jest kimś znaczącym, z pewnością będzie tam figurował. A jeżeli nie?... Mały detektyw wzruszył ramionami. Jako zdeklarowany snob od razu poczuł sympatię do Clauda Amory’ego z racji posiadania przez niego szlacheckiego tytułu. Jeżeli w Who is Who, gdzie można przeczytać również o dokonaniach Herkulesa Poirota, znajduje się wzmianka o nim, to może ten sir Claud jest kimś godnym uwagi.
Poirot, z powodu nagłego, zimnego podmuchu wiatru i rosnącej ciekawości, wrócił do biblioteki. Podszedł do półki z księgozbiorem podręcznym i zdjął stamtąd opasłe, czerwone tomisko; na jego grzbiecie złotymi literami wytłoczony był tytuł: Who is Who. Przewracając strony, natrafił na hasło, którego szukał.
– Amory – odczytał. – Sir Claud (Herbert); tytuł szlachecki od roku 1927; urodzony 24 października 1878, ożeniony w 1907 r. z Heleną Graham (zmarłą w 1929 roku); jeden syn. Wykształcenie: Weymouth Grammar School; King’s College, Londyn. Fizyk w laboratoriach GEC1, 1905; RAE2, Farnborough (Departament Łączności), 1916; uczestnik Projektu Badawczego Ministerstwa Obrony Powietrznej, Swanage, 1921; odkrył nowy sposób przyśpieszania cząsteczek: liniowy akcelerator fal, 1924. Otrzymał Medal Monroe’a Stowarzyszenia Fizyków itd. Autor licznych publikacji naukowych. Adres: Abbot’s Cleve, Market Cleve, Surrey. Tel.: Market Cleve 304. Klub: Athenaeum.
– Ach tak – powiedział do siebie Poirot. – Sławny naukowiec.
Przypomniał sobie rozmowę, jaką odbył kilka miesięcy wcześniej z członkiem rządu Jej Królewskiej Mości, po tym jak udało mu się odzyskać zaginione dokumenty, których treść mogła się okazać kompromitująca dla władz. Rozmawiali o bezpieczeństwie i polityk przyznał, że działania podejmowane w celu jego zapewnienia na ogół są niewystarczające. „Na przykład – powiedział do Poirota – to, nad czym pracuje teraz Claud Amory, ma szansę odegrać w przyszłości wyjątkowo istotną rolę w razie ewentualnych konfliktów zbrojnych, ale on nie chce pracować w laboratorium, gdzie miałby zapewnioną ochronę. Upiera się, żeby pracować samotnie w swoim domu na wsi. Zero bezpieczeństwa. Przerażające”.
– Ciekawe – pomyślał Poirot, odkładając na półkę Who is Who – ciekawe, czy sir Claud chciałby zaangażować Herkulesa Poirota w roli starego, zmęczonego psa łańcuchowego? Wynalazki wojenne, sekretna broń – to nie dla mnie. Jeżeli...
Zadzwonił telefon w sąsiednim pokoju i Poirot usłyszał, jak George podnosi słuchawkę. Chwilę później służący pokazał się na progu.
– To znowu pan Claud Amory, sir – oznajmił.
Detektyw podszedł do telefonu.
– Halo. Tu Herkules Poirot.
– Monsieur Poirot? Nie znamy się osobiście, chociaż mamy wspólnych znajomych. Nazywam się Amory, Claud Amory...
– Słyszałem o panu, sir Claud – powiedział Poirot.
– Proszę posłuchać, Poirot – ciągnął rozmówca. – Mam na głowie diabelnie trudną sprawę. A raczej mogę mieć. Nie jestem pewien. Pragnę jednak podkreślić, że to, o czym zamierzam panu opowiedzieć, jest poufne. Jeżeli miałoby się przedostać do publicznej wiadomości...
– Drogi panie Amory – przerwał detektyw – zapewniam pana, że jestem – jak to się określa? – uosobieniem dyskrecji. Wszystko, co mi pan powie, pozostanie między nami.
– Dziękuję. Wiem, że mogę ufać panu bez zastrzeżeń. Mam następujący problem: od pewnego czasu pracuję nad wzorem bombardowania atomu – nie będę się wdawał w szczegóły, ale ministerstwo obrony uważa to za sprawę pierwszorzędnej wagi. Teraz praktycznie już zakończyłem pracę; wyprowadziłem wzór, na podstawie którego można wyprodukować nowy, śmiercionośny materiał wybuchowy. Mam podstawy, aby podejrzewać, że ktoś z moich domowników próbuje wykraść ten wzór. W tej chwili nie mogę powiedzieć nic więcej, ale byłbym wielce zobowiązany, gdyby zechciał pan przyjechać na weekend do Abbot’s Cleve, jako mój gość. Chciałbym, aby zawiózł pan wzór do Londynu i przekazał pewnej osobie z ministerstwa obrony. Kurier ministerstwa z pewnych względów nie może tego zrobić. Musi to być ktoś wyglądający na niepozornego, zwykłego człowieka, ale jednocześnie wystarczająco sprytny, aby...
Claud Amory nie przestawał mówić. Herkules Poirot, przyglądając się w lustrze swojej głowie o jajowatym kształcie i starannie wypielęgnowanym wąsom, nie wspominając już o eleganckich sztuczkowych spodniach w prążki i bonżurce, pomyślał, że nigdy przedtem w całej swojej długiej karierze nie został nazwany niepozornym ani też sam za takiego się nie uważał. Perspektywa spędzenia weekendu na wsi, gdzie będzie miał okazję poznać wybitnego uczonego osobiście, wydała mu się jednak zachęcająca. Poza tym, niewątpliwie, czekają go podziękowania ze strony wdzięcznych przedstawicieli władzy – za to tylko, że przewiezie w swojej kieszeni z Surrey do Whitehall tajemniczy, może nawet śmiercionośny wzór.
– Zrobię to z przyjemnością, drogi panie – oświadczył. – Muszę się jednak przez chwilę zastanowić. Dzisiaj jest środa, n’est-ce pas[2]? Przyjadę w sobotę po południu, jeżeli to panu odpowiada, i wrócę do Londynu w poniedziałek rano, zabierając ze sobą, cokolwiek pan będzie chciał. Bardzo mnie cieszy perspektywa spotkania z panem.
– Dziwne – pomyślał Poirot, odkładając słuchawkę. – Wzorem sir Clauda mogliby interesować się agenci obcych służb specjalnych, ale czy to możliwe, żeby ktoś z rodziny naukowca?... Cóż, bez wątpienia coś więcej wyjaśni się w czasie weekendu.
– George – zawołał do służącego – zanieś, proszę, do pralni moją ciepłą tweedową marynarkę, wieczorowy garnitur i spodnie. Muszę mieć je na piątek, ponieważ wybieram się na weekend na wieś.
Zabrzmiało to tak, jakby wyjeżdżał na całe życie w stepy Azji Środkowej.
[...]