Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Herkules Poirot jest bohaterem wszystkich czterech opowiadań tomu. Morderstwo w zaułku – mało wiarygodne samobójstwo, a może jednak morderstwo? Niewiarygodna kradzież – kto chciał skompromitować lorda, kradnąc dokumenty państwowe? Lustro nieboszczyka – kto zabił ekscentrycznego arystokratę? Trójkąt na Rodos – czemu służą wieloramienne trójkąty wielomałżeńskie?
Wnioski są dwa. Pierwszy: nie ma faktów oczywistych. Drugi: każdy fakt może zyskać nową interpretację. A drwina z „małych szarych komórek” Herkulesa Poirot nikomu nie ujdzie na sucho.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 277
– Da pan pensa na kukłę?
Mały chłopiec z umorusaną twarzą uśmiechnął się przymilnie.
– Wykluczone! – wykrzyknął nadinspektor Japp. – I posłuchaj, mój mały...
Nastąpiło krótkie kazanie. Urwis odskoczył z przestrachem, ostrzegając krótko swych towarzyszy:
– Jak Boga kocham, to pewnie odpicowany gliniarz!
Gromada rzuciła się do ucieczki, śpiewając głośno:
Piąty listopada
To spisek i zdrada[1].
Towarzyszący inspektorowi niski mężczyzna w sile wieku, z jajowatą czaszką i bujnym, groźnym wąsem, uśmiechał się do siebie.
– Très bien, Japp – zauważył – kazanie wychodzi ci doskonale. Winszuję!
– Dzień Guya Fawkesa to bezwstydny pretekst do żebractwa – mruknął Japp.
– Interesująca tradycja – mówił Herkules Poirot zamyślony. – Spójrz na te fajerwerki, na strzelające w górę sztuczne ognie. Po tylu latach, które powinny zatrzeć pamięć o człowieku, czci się zarówno jego, jak i jego czyn.
Przedstawiciel Scotland Yardu miał wątpliwości:
– Nie sądzę, żeby któryś z tych chłopców naprawdę wiedział, kim był Guy Fawkes.
– A wkrótce niewątpliwie nastąpi pomieszanie pojęć. Czy te feu d’artifice wypuszcza się piątego listopada w celu uczczenia, czy też dla potępienia tamtych wydarzeń? Jak myślisz, mój drogi, czy wysadzenie w powietrze brytyjskiego parlamentu było przestępstwem, czy szlachetnym uczynkiem?
Japp zaśmiał się krótko.
– Niektórzy powiedzieliby, że tym drugim.
Mężczyźni skręcili z głównej ulicy w stosunkowo cichy zaułek. Zjedli właśnie razem obiad i teraz na skróty szli w kierunku mieszkania Poirota. Po drodze ciągle słyszeli odgłosy fajerwerków. Od czasu do czasu niebo rozjaśniał deszcz złotych promieni.
– Doskonała noc na morderstwo – zauważył ze znawstwem Japp. – Nikt w taką noc nie usłyszałby strzału.
– Zawsze wydawało mi się to dziwne, że tak mało przestępców korzysta z podobnych okazji – zauważył Herkules Poirot.
– Wiesz, Poirot, czasami marzę o tym, żebyś ty popełnił jakąś zbrodnię!
– Mon cher!
– Tak, chciałbym widzieć, jak się do tego zabierasz.
– Mój drogi, gdybym ja popełnił zbrodnię, to nie miałbyś żadnej szansy zobaczyć, jak się do tego zabieram. Prawdopodobnie nigdy nie przyszłoby ci do głowy, że została popełniona zbrodnia.
– Czy nie jesteś przypadkiem zbyt pewny siebie? – zaśmiał się życzliwie Japp.
Następnego dnia o wpół do dziesiątej zadzwonił telefon Poirota.
– Halo? Halo?
– Halo, czy to ty, Poirot?
– Oui, c’est moi.
– Tu Japp. Pamiętasz, jak wracaliśmy ostatniej nocy przez zaułek Bardsley Gardens?
– Tak.
– Rozmawialiśmy o tym, że fajerwerki, petardy i inne wybuchy zagłuszyłyby odgłosy strzału.
– Oczywiście.
– Mamy samobójstwo. Pod numerem czternastym. Zabiła się młoda wdówka, niejaka pani Allen. Idę tam właśnie.
– Przepraszam cię, ale czy kogoś z twoją pozycją, drogi przyjacielu, wysyła się do samobójstw?
– Bystry z ciebie facet! Nie, nie wysyła się. Prawdę mówiąc, wydaje się, że nasz lekarz uważa, iż jest w tym coś dziwnego. Mam wrażenie, że powinieneś też przy tym być. Przyjdziesz?
– Oczywiście, przyjdę. Numer czternasty?
– Zgadza się.
Poirot przybył pod numer 14 w zaułku Bardsley Gardens prawie w tym samym czasie, kiedy zajechał samochód z Jappem i trzema innymi mężczyznami.
To, że numer 14 stał się centrum zainteresowania, było zrozumiałe. Zebrało się tutaj wielu ludzi: szoferzy i ich żony, chłopcy na posyłki, włóczędzy, dobrze ubrani przechodnie i ciżba dzieci; wszyscy gapili się z otwartymi ustami, zafascynowani.
Umundurowany policjant stał na stopniach i starał się powstrzymać gapiów. Młodzi ludzie o czujnych spojrzeniach, z aparatami fotograficznymi, kręcili się gorączkowo i, kiedy pojawił się Japp, rzucili się ku niemu.
– Na razie niczego dla was nie mam – rzekł Japp, odsuwając ich na bok. Przywitał Poirota skinieniem głowy.
– Jesteś już. Wejdźmy.
Skierowali się szybko do środka. Zamknęły się za nimi drzwi, a oni znaleźli się u stóp ażurowych schodów.
U ich szczytu stał jakiś człowiek. Rozpoznawszy Jappa, powiedział:
– To tutaj, panowie.
Poirot i Japp weszli po schodach.
Policjant otworzył drzwi po lewej stronie. Prowadziły do niewielkiej sypialni.
– Myślę, że chce pan, abym szybko przedstawił główne punkty sprawy.
– Słusznie, Jameson – odparł Japp. – Co wiesz na ten temat?
Inspektor dzielnicowy Jameson rozpoczął relację:
– Zmarła to pani Allen. Mieszkała tu z przyjaciółką, panną Plenderleith, która przebywała właśnie na wsi i powróciła dziś rano. Miała swój własny klucz i zaskoczyło ją to, że nie zastała nikogo na dole. Zwykle około dziewiątej przychodziła sprzątaczka. Panna Plenderleith poszła więc na piętro do swojego pokoju (to właśnie ten pokój, w którym jesteśmy), następnie do pokoju przyjaciółki. Drzwi były zamknięte na klucz od wewnątrz. Poruszyła klamkę, potem pukała i wołała, ale nikt nie odpowiadał. W końcu, zaniepokojona, zatelefonowała na policję. Była wtedy dziesiąta czterdzieści pięć. Przybyliśmy na miejsce i wyłamaliśmy drzwi. W pokoju leżała martwa pani Allen, z przestrzeloną głową. Automatyczny pistolet Webley 25 trzymała jeszcze w dłoni i wszystko wskazywało na to, że popełniła samobójstwo.
– Gdzie jest teraz panna Plenderleith?
– Na dole, w salonie. Określiłbym ją jako chłodną, energiczną młodą damę. Ma głowę na karku.
– Wkrótce z nią pomówię. A teraz zobaczymy, co powie Brett.
Wraz z Poirotem przeszli do następnego pokoju.
– Halo, Japp! Cieszę się, że już jesteś! Dziwna sprawa! – zawołał na ich widok szczupły, starszy mężczyzna.
Japp podszedł do niego. Herkules Poirot rozejrzał się wokół.
Pokój był większy od tego, który opuścili przed chwilą. Okno mieściło się w obszernym wykuszu. W odróżnieniu od tamtego pomieszczenia, które było zwyczajną sypialnią, to było sypialnią urządzoną jak salon.
Ściany pomalowano na kolor srebrny, a sufit na szmaragdowo. W oknach wisiały firanki o nowoczesnym wzorze, w kolorach srebrnym i zielonym. Stał tam tapczan, przykryty lśniącą, pikowaną, szmaragdową narzutą, a na nim leżały złote i srebrne poduszki. Poza tym w pokoju umieszczono orzechowe biurko, orzechową wysoką komódkę i kilka nowoczesnych chromowanych krzeseł. Na niskim szklanym stoliku stała olbrzymia popielniczka pełna niedopałków.
Herkules Poirot delikatnie powąchał powietrze i podszedł do Jappa, który patrzył na ciało.
Na podłodze bezwładna postać leżała tak, jak zsunęła się z jednego z chromowanych krzeseł. Zmarła miała około dwudziestu siedmiu lat, piękne włosy i delikatne rysy. Ładna, smutna, choć może nieco bezmyślna twarz była lekko uszminkowana. Z lewej strony głowy czerniła się zakrzepła krew. Palce prawej ręki zacisnęły się na kolbie małego pistoletu. Kobieta miała na sobie skromną, sięgającą pod szyję suknię w kolorze ciemnozielonym.
– Dobrze, Brett. Jakie masz wątpliwości?
Japp wpatrywał się w bezwładne ciało.
– Pozycja zgadza się – mówił lekarz. – Gdyby zastrzeliła się sama, to właśnie tak zsunęłaby się z krzesła. Drzwi były zamknięte na klucz, okno – zamknięte od wewnątrz.
– To, co mówisz, nie wzbudza wątpliwości. Cóż cię więc niepokoi?
– Proszę spojrzeć na pistolet. Nie dotykałem go – czekałem na specjalistę od daktyloskopii. Sądzę, że domyśla się pan, o co mi chodzi.
Poirot i Japp niemal jednocześnie klęknęli i zaczęli dokładnie badać pistolet.
– Tak, domyślam się, o co ci chodzi – rzekł szybko Japp. – Pistolet spoczywa w stulonej dłoni i wydaje się, jakby go trzymała, a w istocie wcale go nie trzyma. Coś jeszcze?
– Dużo. Trzyma pistolet w prawej ręce. A teraz proszę spojrzeć na ranę. Pistolet został przyłożony do głowy powyżej lewego ucha. Lewego... Proszę na to zwrócić uwagę.
– Mhm – mruknął Japp. – Wydaje się to rozstrzygające. Nie mogłaby wypalić z pistoletu w tej pozycji? Z prawej ręki?
– Czysty nonsens. Można sięgnąć do tego miejsca również prawą ręką, ale wątpię, czy można oddać strzał.
– Tak, to dość oczywiste. Ktoś ją zastrzelił i próbował upozorować samobójstwo. A co myślicie o zamkniętych drzwiach i oknie?
– Okno było zamknięte i zaryglowane od środka – wtrącił inspektor Jameson. – Ale chociaż drzwi były zamknięte, nie mogliśmy nigdzie znaleźć klucza.
Japp skinął głową.
– Tak, to rzeczywiście dziwne. Kimkolwiek był ten, co strzelał, zamknął drzwi po wyjściu z pokoju i miał nadzieję, że brak klucza nie zostanie zauważony.
Na to Poirot wyszeptał:
– C’est bête, ça!
– No, mój stary, nie można mierzyć wszystkiego twoim błyskotliwym intelektem! Prawdę mówiąc, to właśnie jest taki szczegół, który można przeoczyć. Drzwi są zamknięte na klucz, więc trzeba je wyłamać. W środku znajduje się martwa kobieta, trzyma w ręce pistolet. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Specjalnie się zamknęła, żeby jej nie przeszkadzano. Kto będzie szukał klucza? Prawdę powiedziawszy, pomysł panny Plenderleith, by posłać po policję, był nader szczęśliwy. Mogła przecież poprosić taksówkarzy, aby rozwalili drzwi. I na sprawę klucza nikt nie zwróciłby uwagi.
– Tak, sądzę, że masz rację – rzekł Herkules Poirot.
– To byłaby naturalna reakcja wielu ludzi. Policja jest przecież ostatnią instancją, nieprawdaż?
Poirot ciągle przyglądał się ciału.
– Czy coś cię zaintrygowało? – spytał Japp.
Pytanie brzmiało beztrosko, ale oczy inspektora pozostały przenikliwe i czujne.
Herkules Poirot potrząsnął wolno głową.
– Patrzę na zegarek na jej ręce.
Pochylił się, dotknął go końcem palca. Był to wykwintny, drogi przedmiot z jedwabnym paskiem. Zegarek znajdował się na ręce, której dłoń zaciskała się wokół kolby pistoletu.
– Powiedziałbym, że to misterna robota. Cacko – zauważył Japp. – Wart pewnie wiele pieniędzy! – Podniósł głowę i spojrzał badawczo na Poirota. – Myślisz, że to ma jakieś znaczenie?
– Możliwe.
Poirot podszedł do biurka. Był to elegancki mebel z opuszczoną klapą na przodzie, kolorem dopasowany do wnętrza pokoju i reszty umeblowania. Na środku biurka stał potężnych rozmiarów kałamarz. Obok leżał zielony lakierowany bibularz. Na lewo od bibularza, na podstawce ze szmaragdowego szkła, znajdowała się srebrna obsadka, laska srebrnego laku do pieczęci, ołówek i dwa znaczki pocztowe. Na prawo od bibularza stał ruchomy kalendarz, wskazujący dni tygodnia, datę i miesiąc. Był tam również szklany kałamarz, w którym tkwiło pióro. Wyglądało na to, że Poirota zainteresowało to pióro, wyjął je z kałamarza i zaczął oglądać. Jak się zaraz przekonał, stalówka była całkiem sucha i nowa. Widocznie całość stanowiła wyłącznie element dekoracyjny. Srebrna obsadka miała pobrudzoną atramentem stalówkę; była używana. Oczy detektywa spoczęły na kalendarzu.
[...]