Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Najbardziej przerażające i enigmatyczne sprawy Herkulesa Poirot i panny Marple.
Agatha Christie i solidna dawka grozy? Tajemnice, nadprzyrodzone moce i snujące się widma? Po trzykroć tak! Kto sądzi, że Christie pisała jedynie klasyczne kryminały, jest w błędzie. Ten zbiór opowiadań dowodzi, jak wszechstronną była autorką. Wisienką na torcie jest opowiadanie "Żona Kenity" w przekładzie Marty Kisiel-Małeckiej. W języku polskim tekst ukazuje się po raz pierwszy.
Chciałoby się rzec za Herkulesem: Bon appétit, mon ami. Wszak jesienią lepiej zostać w domu i zagłębić się w lekturze, niż niepotrzebnie kusić licho.
Królowa Kryminału w niepublikowanym dotąd po polsku opowiadaniu dowodzi, że nie trzeba setek stron, by zbudować napięcie. Niebywała gratka tak dla Czytelników, jak i dla tłumaczki!
Marta Kisiel-Małecka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 408
W KOLEKCJI JUBILEUSZOWEJukazały się dotąd:
• A.B.C.
• Dom zbrodni
• Dwanaście prac Herkulesa
• I nie było już nikogo
• Karty na stół
• Kurtyna
• Morderstwo na plebanii
• Morderstwo na polu golfowym
• Morderstwo w Boże Narodzenie
• Morderstwo w Mezopotamii
• Morderstwo w Orient Expressie
• Noc w bibliotece
• Pani McGinty nie żyje
• Pięć małych świnek
• Rendez-vous ze śmiercią
• Samotny Dom
• Śmierć na Nilu
• Śmierć nadchodzi jesienią
• Tajemnica gwiazdkowego puddingu
• Tajemnicza historia w Styles
• Wigilia Wszystkich Świętych
• Zabójstwo Rogera Ackroyda
• Zagadka Błękitnego Ekspresu
• Zatrute pióro
• Zbrodnie zimową porą
• Zerwane zaręczyny
• Zło czai się wszędzie
Opowiadanie pochodzi ze zbioru
Świadek oskarżenia
Raoul Daubreuil, przystojny, młody, około trzydziestodwuletni Francuz, nucąc pod nosem jakąś melodyjkę, przeszedł na drugą stronę Sekwany. Miał jasną, zdrową cerę i czarne wąsiki. Z zawodu był inżynierem. Po chwili dotarł na ulicę Cardonet i zatrzymał się przed bramą numer 17. Dozorczyni wyjrzała ze swej klitki i rzuciła mu niechętne „Dzień dobry”, a on wesoło jej odpowiedział. Potem ruszył po schodach do mieszkania znajdującego się na trzecim piętrze. Stojąc przed drzwiami i czekając, aż ktoś mu otworzy, jeszcze raz zanucił swą melodyjkę. Raoul Daubreuil czuł się tego poranka szczególnie radośnie. Drzwi otworzyła stara Francuzka; na widok przybysza na jej pomarszczonej twarzy pojawił się uśmiech.
– Dzień dobry, monsieur.
– Dzień dobry, Elise – pozdrowił ją Raoul.
Wszedł do przedpokoju i zdjął rękawiczki.
– Madame oczekuje mnie, prawda? – spytał przez ramię.
– A jakże, monsieur.
Elise zamknęła frontowe drzwi i odwróciła się w jego stronę.
– Proszę przejść do małego salonu, madame zjawi się tam za parę minut. W tej chwili odpoczywa.
Raoul spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
– Czy nie czuje się dobrze?
– Dobrze!? – żachnęła się Elise.
Minęła Raoula i otworzyła mu drzwi do małego salonu. Raoul wszedł, a ona podążyła za nim.
– Dobrze!? – ciągnęła. – Jak może czuć się dobrze, biedactwo? Séances, séances, ciągle séances! To nie jest w porządku, to wbrew naturze, nie tego chciał dla nas dobry Bóg. Moim zdaniem, powiem bez ogródek, jest to układanie się z diabłem.
Raoul poklepał ją uspokajająco po ramieniu.
– No dobrze, już dobrze, Elise – rzekł łagodnie. – Nie denerwuj się i nie dopatruj się diabła we wszystkim, czego nie pojmujesz.
Elise nieufnie potrząsnęła głową.
– No cóż – bąknęła pod nosem. – Monsieur może sobie mówić, co zechce, a mnie się to nie podoba. Proszę popatrzyć na madame, z każdym dniem staje się coraz bledsza i chudsza, a te bóle głowy! – Uniosła w górę ręce. – O nie, to nie jest w porządku, cała ta sprawa z duchami. Duchy, a jakże! Wszystkie dobre duchy są w raju, a pozostałe w czyśćcu.
– Twój pogląd na życie po śmierci jest ożywczo normalny, Elise – powiedział Raoul, opadając na krzesło.
Staruszka się wyprostowała.
– Jestem dobrą katoliczką, monsieur. – Przeżegnała się, ruszyła w kierunku drzwi, po czym przystanęła, kładąc rękę na klamce. – Ale potem, kiedy się już pobierzecie, monsieur – zapytała błagalnym tonem – nie będziecie chyba ciągnąć tego wszystkiego dalej...
Raoul uśmiechnął się do niej serdecznie.
– Jesteś dobrym, wiernym stworzeniem, Elise – odparł – oddanym swej pani. Nie obawiaj się, kiedy już zostanie moją żoną, cała ta, jak ją nazywasz, „sprawa z duchami” się skończy. Nie będzie już więcej séances z udziałem madame Daubreuil.
Na twarzy Elise pojawił się uśmiech.
– Mówi pan to szczerze? – spytała z entuzjazmem.
Raoul z powagą kiwnął głową.
– Tak – odparł, mówiąc bardziej do siebie niż do niej. – Tak, to wszystko musi się skończyć. Simone posiada cudowny dar i swobodnie z niego korzysta, ale zrobiła już swoje. Jak słusznie zauważyłaś, Elise, z każdym dniem staje się coraz bledsza i chudsza. Życie medium jest szczególnie wyczerpujące i ciężkie, a w dodatku towarzyszy mu ogromne napięcie nerwowe. W każdym razie, Elise, twoja pani jest najwspanialszym medium w Paryżu... więcej, we Francji. Przyjeżdżają do niej ludzie z całego świata, ponieważ wiedzą, że nie ucieka się do żadnych sztuczek ani podstępów.
Elise prychnęła z pogardą.
– Podstępów! Też coś, nigdy w życiu. Madame nie potrafiłaby oszukać niemowlęcia, nawet gdyby próbowała.
– Jest aniołem – przyznał z zapałem młody Francuz. – A ja... ja uczynię wszystko, co może uczynić mężczyzna, by ją uszczęśliwić. Czy mi wierzysz?
Elise wyprostowała się i powiedziała z pełną prostoty godnością:
– Służę u madame od wielu lat, monsieur. Z całym szacunkiem mogę powiedzieć, że ją kocham. Gdybym nie wierzyła, że ją pan uwielbia, tak jak na to zasługuje... Eh bien[1], monsieur! Rozerwałabym pana na strzępy.
Raoul zaśmiał się.
– Brawo, Elise! Jesteś wierną przyjaciółką, więc teraz, gdy zapewniłem cię, że madame zrezygnuje z duchów, musisz stać po mojej stronie.
Sądził, że staruszka zareaguje na ten komplement wybuchem śmiechu, ale ku jego zdziwieniu nadal była poważna.
– A co będzie, monsieur – zapytała niepewnie – jeśli duchy z niej nie zrezygnują?
Raoul spojrzał na nią uważnie.
– Co?! Co masz na myśli?
– Pytałam, co będzie, jeśli duchy z niej nie zrezygnują.
– Myślałem, że nie wierzysz w duchy, Elise?
– Oczywiście, że nie wierzę – upierała się Elise. – To niemądre, żeby w nie wierzyć. Chociaż...
– Mów dalej.
– Trudno mi to wytłumaczyć, monsieur. Widzi pan, zawsze sądziłam, że te media, jak sami siebie nazywają, to po prostu sprytni oszuści nabierający nieszczęśliwe istoty, które straciły swych bliskich. Ale madame nie jest taka. Madame jest dobra, madame jest uczciwa i... – Zniżyła głos, mówiąc dalej z wyraźnym lękiem: – Dzieją się różne rzeczy. To nie są żadne sztuczki, dzieją się różne rzeczy, i właśnie dlatego się boję. Bo jestem pewna, monsieur, że to nie jest w porządku. To wbrew naturze i dobremu Bogu, więc ktoś będzie musiał za to zapłacić.
Raoul wstał z krzesła, podszedł do niej i poklepał ją po ramieniu.
– Uspokój się, moja dobra Elise – powiedział z uśmiechem. – Mam dla ciebie dobre nowiny. Dziś odbędzie się ostatni séance, od jutra koniec z tym.
– To znaczy, że dziś odbędzie się jeszcze seans? – spytała nieufnie staruszka.
– Ostatni, Elise, ostatni.
Elise ponuro potrząsnęła głową.
– Madame nie czuje się na siłach... – zaczęła.
Przerwała jednak w pół zdania, ponieważ drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka, szczupła, pełna wdzięku blondynka. Blondynka o twarzy botticellowskiej Madonny. Raoul się rozpromienił, a Elise dyskretnie wyszła.
– Simone!
Oburącz ujął jej smukłe białe dłonie i ucałował. Wyszeptała czule jego imię.
– Raoul, kochany.
Ponownie ucałował dłonie Simone, po czym przyjrzał się uważnie jej twarzy.
– Och, Simone, jaka jesteś blada! Elise powiedziała mi, że odpoczywasz. Czyżbyś była chora, ukochana?
– Nie, chora nie... – zawahała się.
Podprowadził ją do sofy i usiadł obok niej.
– Powiedz mi więc, o co chodzi.
Simone uśmiechnęła się blado.
– Będziesz uważał mnie za niemądrą – szepnęła.
– Ja? Ciebie za niemądrą? Nigdy.
Simone uwolniła swą dłoń z jego uścisku. Przez parę chwil siedziała nieruchomo, wpatrując się w dywan. Potem pospiesznie wyrzuciła z siebie:
– Boję się, Raoul.
Odczekał kilka minut, sądząc, że powie coś więcej, ale ponieważ milczała, spytał:
– Ale czego się boisz?
– Po prostu boję się... to wszystko.
– Ale...
Utkwił w niej zdumiony wzrok, a ona spojrzała mu w oczy.
– Wiem, to niedorzeczne, prawda? A mimo to tak właśnie się czuję. Boję się, nic ponadto. Nie wiem ani czego, ani dlaczego, ale cały czas gnębi mnie myśl, że przytrafi mi się coś strasznego... strasznego...
Zapatrzyła się w przestrzeń. Raoul delikatnie otoczył ją ramieniem.
– Najdroższa – rzekł – posłuchaj, nie wolno ci się poddawać. Wiem, jaka jest tego przyczyna, to rezultat napięcia, Simone, napięcia związanego z życiem medium. Potrzeba ci odpoczynku... odpoczynku i spokoju.
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
– Tak, Raoul, masz słuszność. Tego właśnie mi potrzeba, odpoczynku i spokoju.
Zamknęła oczy i oparła głowę na jego ramieniu.
– I szczęścia – szepnął jej do ucha Raoul.
Przyciągnął ją bliżej. Simone, nie otwierając oczu, głęboko westchnęła.
– Tak – wyszeptała – tak. W twoich ramionach czuję się bezpieczna. Zapominam o swoim życiu, okropnym życiu medium. Wiesz wiele, Raoul, ale nawet ty nie zdajesz sobie sprawy, co to wszystko znaczy.
Poczuł, jak jej ciało sztywnieje w jego uścisku. Otworzyła oczy i ponownie zapatrzyła się w przestrzeń.
– Siedzisz w ciemności, czekając, a ciemność, Raoul, jest okropna, ponieważ jest to ciemność pustki i nicości. Poddajesz się świadomie tej ciemności, zatracasz się w niej. Potem nie wiesz już nic, niczego nie czujesz, a po jakimś czasie przeżywasz powolny, bolesny powrót do świadomości, budzisz się z tego snu, ale jesteś taki zmęczony... tak okropnie zmęczony.
– Wiem – mruknął Raoul – wiem.
– Tak bardzo zmęczony – wyszeptała ponownie Simone.
Gdy powtarzała te słowa, wydawało się, że całe jej ciało omdlewa.
– Ale ty jesteś wspaniała, Simone. – Delikatnie ujął jej dłonie w swoje ręce, pragnąc, by jego entuzjazm udzielił się także jej. – Jesteś niezwykła... świat nigdy nie miał tak wspaniałego medium.
Potrząsnęła głową i lekko się uśmiechnęła.
– Ależ tak, tak – powtórzył z naciskiem Raoul. – Wyciągnął z kieszeni dwa listy. – Popatrz, oto list od profesora Roche z Salpêtrière, a ten od doktora Genira z Nancy. Obaj błagają, byś nadal, przynajmniej raz na jakiś czas, zechciała uczestniczyć w organizowanych przez nich seansach.
– Och, nie! – Simone zerwała się na równe nogi. – Nie mogę, nie mogę. Trzeba z tym wszystkim raz na zawsze skończyć... Obiecałeś mi, Raoul.
Raoul patrzył na nią zdumiony: stała przed nim, chwiejąc się, i wyglądała jak osaczone zwierzę. Wstał z sofy i wziął ją za rękę.
– Tak, tak – powiedział. – Naturalnie, z całą pewnością z tym już koniec. Wspomniałem o tych listach, Simone, tylko dlatego, że jestem z ciebie tak bardzo dumny.
Zerknęła na niego podejrzliwie.
– Więc nie zażądasz już, bym kiedykolwiek znów grała rolę medium?
– Nigdy – odparł Raoul – chyba że sama będziesz miała na to ochotę, jedynie od czasu do czasu dla starych przyjaciół...
– Nie, nie – przerwała mu wzburzona. – Nigdy więcej. Grozi mi niebezpieczeństwo. Uwierz mi, że czuję to... wielkie niebezpieczeństwo.
Przez chwilę przyciskała dłonie do czoła, po czym podeszła do okna.
– Obiecaj mi, że już nigdy więcej – nalegała spokojniejszym już tonem, nie odwracając się.
Raoul podążył za nią, po czym ją objął.
– Moja droga – wyszeptał czule. – Obiecuję ci, że po dzisiejszym seansie nigdy już nie wystąpisz w roli medium.
Poczuł, że wstrząsnął nią dreszcz.
– Po dzisiejszym seansie – mruknęła. – Ach tak... Zapomniałam o madame Exe.
Raoul spojrzał na zegarek.
– Będzie tu lada chwila, może jednak, Simone, jeśli nie czujesz się dobrze...
Ale Simone zatopiona we własnych myślach zdawała się go nie słuchać.
– Ona jest... dziwną kobietą, Raoul, bardzo dziwną kobietą. Czy wiesz, że ja... Ona mnie wręcz przeraża.
– Simone! – W jego głosie zabrzmiała nagana, którą od razu wyczuła.
– Tak, tak, wiem, jesteś jak wszyscy Francuzi, Raoul. Dla was matka to świętość, a ja być może zachowuję się nieżyczliwie, żywiąc do niej takie uczucia teraz, kiedy boleje nad stratą swojego dziecka. Ale... nie umiem tego wytłumaczyć. Jest taka duża i cała w czerni, a te jej ręce... Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na jej dłonie, Raoul? Ogromne, muskularne, silne dłonie, tak silne jak u mężczyzny. Och! – Zadrżała lekko i przymknęła oczy.
Raoul cofnął ramię i odezwał się chłodno:
– Naprawdę nie potrafię cię zrozumieć, Simone. Jako kobieta powinnaś przecież współczuć innej kobiecie, matce, która straciła swe jedyne dziecko.
Simone wyraziła gestem zniecierpliwienie.
– To ty nic nie rozumiesz, mój drogi przyjacielu. Nie mogę nic na to poradzić. Od chwili gdy ją zobaczyłam... poczułam... – Bezradnie rozłożyła ręce. – Strach! Pamiętasz, to było na długo przedtem, zanim zgodziłam się zostać jej medium. W pewien sposób wyczuwałam, że przyniesie mi nieszczęście.
Raoul wzruszył ramionami.
– Choć prawdę mówiąc, stało się wręcz przeciwnie – rzekł oschle. – Każdy seans kończył się wyraźnym sukcesem. Duch małej Amelii natychmiast w ciebie wstępował, a materializacje były naprawdę uderzające. Szkoda, że profesor Roche nie może być obecny na tym ostatnim seansie.
– Materializacje – powtórzyła cicho Simone. – Powiedz mi, Raoul... wiesz przecież, że nie wiem, co się dzieje, kiedy jestem w transie... czy materializacje są rzeczywiście tak cudowne?
Raoul skwapliwie kiwnął głową.
– Na pierwszych kilku seansach postać dziecka rysowała się jak przez mgłę – wyjaśnił – ale podczas ostatniego...
– Słucham?
– Simone, dziewczynka, która tam stała, była naprawdę żywą istotą z krwi i kości – powiedział cicho. – Dotknąłem jej nawet... Lecz widząc, że sprawia ci to ból, nie pozwoliłem madame Exe zrobić tego samego. Obawiałem się, że straci panowanie nad sobą, co mogłoby się dla ciebie fatalnie skończyć.
Simone ponownie odwróciła się w stronę okna.
– Gdy się obudziłam, byłam strasznie wyczerpana – wyszeptała. – Raoul, czy jesteś pewny... czy jesteś naprawdę pewny, że to wszystko jest całkiem w porządku? Wiesz przecież, co myśli kochana stara Elise... Uważa, że mam konszachty z diabłem! – Zaśmiała się niepewnie.
– Wiesz, w co ja wierzę – odparł bardzo poważnie Raoul. – Badając nieznane, zawsze narażamy się na niebezpieczeństwo, ale działamy w szlachetnej sprawie, w sprawie Nauki. Wszędzie na świecie ludzie poświęcali się dla Nauki... Byli pionierami, zapłacili wysoką cenę po to, aby inni mogli bezpiecznie pójść w ich ślady. Od dziesięciu już lat działasz dla Nauki kosztem straszliwego napięcia nerwowego. Spełniłaś swój obowiązek, od dziś staniesz się wolna i szczęśliwa.
Uśmiechnęła się do niego czule, nagle odzyskując spokój. Potem zerknęła na zegar.
– Madame Exe się spóźnia – mruknęła. – Może w ogóle nie przyjdzie?
– Myślę, że przyjdzie – odparł Raoul. – Twój zegar trochę się spieszy, Simone.
Simone pokręciła się po pokoju, przestawiając różne bibeloty.
Przypisy