Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
31 osób interesuje się tą książką
To książka o wszystkim, co ważne w życiu: o miłości, poszukiwaniach, ambicjach i samotności
Bohaterowie pokazani są jak w kalejdoskopie: poznają się, mijają i poruszają w labiryncie życia, nie tracąc optymizmu i nadziei nawet wtedy, gdy zderzają się ze ścianą rzeczywistości.
Czekaj, mrugaj to misternie ułożona mozaika z ludzkich uczuć i relacji. Dekadę po pierwszym wydaniu powieść nadal zachowuje swoją uniwersalną aktualność.
„Literacki smakołyk – lekki, ale zarazem erudycyjny, ironiczny i serio, z prostą historią i misterną konstrukcją. Mamy tu ludzi-kratery i ludzi-owce, młode kobiety z różnymi złudzeniami i facetów przeżywających kryzys wieku średniego. Kolizji między nimi nie da się uniknąć, wtedy właśnie robi się i śmiesznie, i smutno, bo Gunnhild Øyehaug zajmuje się dekonstrukcją wielu płciowych i społecznych stereotypów. A najlepszym dowodem na odwrócenie porządku w jej powieści są postaci narratorek – Beatrycze i Dulcynea, zajmujące miejsce Dantego i Don Kichota”.
– Paulina Małochleb, „Książki na ostro”
„Książka pełna zagadek. Od tajemniczego tytułu po samo zakończenie. Ale do jej czytania nie potrzeba zdolności detektywistycznych, wystarczy otwarta głowa i miłość do sztuki, która odgrywa ogromną rolę w życiu bohaterów. Zadziwiające jest to, jak łatwo gubią się w jej interpretacjach i jak słabo radzą sobie ze zrozumieniem własnych uczuć. Są przez to tacy prawdziwi, ludzcy i nam bliscy”.
– Agnieszka Kalus, „Czytam, bo lubię”
„W tej książce wszystko jest ważne. Na przykład to, co się stanie z twoim wybitym zębem, i to, czy zdecydujesz się zamówić zupę czy wino przed południem. Bo Gunnhild Øyehaug proponuje nam opowieść o zaglądaniu do ludzkiej głowy z wielu perspektyw, bardzo drobiazgowo. Nietuzinkowa i pełna napięcia narracja o tym, co oczywiste. Tylko czy oczywiste jest to, że jesteśmy ludźmi?”
– Jarosław Czechowicz, „Krytycznym okiem”
„Wielogłos ciekawie skrojonych, charyzmatycznych postaci, których losy się ze sobą przeplatają. Zachwyca mnie, jak głęboko w sztuce i literaturze zakorzenione są ich życia, jak przy ich pomocy bohaterowie objaśniają sobie codzienność. To momentami cierpka, lecz niezwykle pozytywna opowieść o tych, którzy wciąż szukają swojego miejsca we wszechświecie. Barwny, oryginalny głos oddany wyjątkowemu narratorowi”.
– Karolina Kurando, „BOOKS SILENCE”
„Może nie jest idealna, ale wiele jej nie brakuje”.
– „Kirkus Reviews”
„Czekaj, mrugaj to idealna proza na nasze czasy”.
– „Dagens Nyheter”
„Gunnhild Øyehaug napisała literacką powieść. W odróżnieniu od wielu innych pisarzy udało jej się napisać książkę nie tylko ambitną, ale również taką, którą się świetnie czyta”.
– „Göteborgs-Posten”
„Autorka pisze o trzech kobietach, ale udaje jej się stworzyć cały wszechświat, opowieść o całym naszym ciężkim, śmiesznym życiu”.
– „The Paris Review”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 298
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału Vente, blinke
Przekład Anna Krochmal, Robert Kędzierski
Redakcja Ewa Pawłowska
Korekta Marcin Grabski, Anna Gądek
Projekt okładki i stron tytułowych Tomasz Majewski
VENTE, BLINKE
Copyright © by Kolon forlag 2008 [All rights reserved].
Published by the Agreement with Gyldendal Agency, Norway and Book/lab Literary Agency, Poland.
Original title Vente, blinke
All rights reserved.
Copyright © for the Polish translation by Anna Krochmal and Robert Kędzierski, 2019
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Pauza, 2019
Zdjęcie autorki na okładce Copyright © Helge Skodvin
This translation has been published
with the financial support of NORLA.
Skład i łamanie Dariusz Ziach
ISBN 978-83-952038-7-9 (EPUB); 978-83-952038-7-9 (MOBI)
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2019
Wydanie pierwsze
Wydawnictwo Pauza
ul. Meksykańska 8 m. 151,
03-948 Warszawa
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla Ingi
Jestem światem.
Oto widzimy Sigrid. Jest dziewiąta rano, styczeń, i styczniowe światło z 2008 roku ostro i niezawodnie wypełnia pokój temperaturą barwową 5600 kelwinów, czyli normalną temperaturą barwową światła dziennego, która w związku z tym jest temperaturą barwową żarówek w wielkich reflektorach ustawianych za oknem, jeśli w filmie chce się imitować dzienne światło w pomieszczeniu; następnie włącza się je, żeby świeciły przez szkło światłem, które przechodniom na zewnątrz, widzącym tylko reflektory, a nie efekt w pomieszczeniu, wydaje się o wiele zbyt jaskrawe, by imitować światło dzienne. Cóż: Sigrid siedzi w takim naturalnym świetle dziennym przy biurku pod ścianą. Jej twarz wyraża zamyślenie i otoczona jest kosmykami włosów, które czasem nieświadomie pociąga. Twarz Sigrid zdradza, że jest całkowicie pochłonięta tym, na co patrzy: miniaturowym czarno-białym portretem mężczyzny na obwolucie książki. Gdy jest czymś zaabsorbowana, jej twarz wiotczeje. Tak jakby podtrzymywały ją tylko oczy, szeroko otwarte i czujne. A w samym środku oczu Sigrid są jej źrenice; jesteśmy przyciągani do Sigrid przez jej źrenice, czarne jak atrament i zamknięte przed nami – jak dwie kropki! – choć chcielibyśmy sobie wyobrażać, że jak przez wąski czarny lejek możemy w nią wniknąć, wpatrując się w jej źrenice, wniknąć do jej głowy i stać się jej myślami, niczym woda w wodzie, powietrze w powietrzu, tkanki dłoni trzymającej ten kawałek papieru albo drewno drzewa za jej oknem, które stoi tam, drży w styczniowym powietrzu i nie wie, że Sigrid wie o jego istnieniu!
Sigrid ma dwadzieścia trzy lata i studiuje literaturę na Uniwersytecie w Bergen. Jest taką studentką literatury, która ma na ścianie zdjęcia teoretyków literatury skopiowane z podręczników i przyczepione białą masą klejącą przeświecającą u góry arkusza papieru do ksero. Jest też taką studentką literatury, która ma na ścianie reprodukcję słoneczników van Gogha, ponieważ wiele dla niej znaczą (jest coś w ich żółcieni, groteskowości, w nowo otwartych i zwiędłych kwiatach, w „życiu” i „śmierci”, w beznadziei, z jaką słoneczniki wychylają się z wazonu i zwieszają swoje absurdalne jednookie twarze). (Jest coś w tym, jakie są samotne, a mimo to tak groteskowo otwarte). I oczywiście Sigrid ma tak wiele do powiedzenia komuś, kto miałby ochotę posłuchać. Zwykle rozmawia o takich rzeczach z Magnusem: o rzeczach, które widziała, czytała, przemyślała, o rzeczach, które analizowała, rozważała i zastanawiała się nad nimi bez końca – kiedy myła zęby, szła do łóżka, brała prysznic i jadła śniadanie następnego ranka – o rzeczach, które się rozrosły i stały się czymś więcej niż rzeczami, o rzeczach rosnących w niej jak ogromny słonecznik, który teraz wypełnia ją całą i przygląda się jej wielką jednooką twarzą, jakby siedział w jej głowie, aż Sigrid czuje, że zaraz pęknie, i dzwoni do Magnusa, by mu o tym opowiedzieć. Ale Magnus przeprowadził się do Oslo i znalazł sobie dziewczynę, więc choć jest pewna, że prędzej czy później MUSZĄ z sobą zerwać – bądź co bądź to przecież oczywiste, że Sigrid i Magnus tworzyliby idealną parę – ma silne uczucie, że znów przegrała. Po raz kolejny świat się na nią zamknął i powiedział: „HEJ, TY! Możesz schować się z powrotem do swojej głowy”.
W dzieciństwie Sigrid często przywiązywała się do elementów krajobrazu z braku poczucia, że ma kontakt z ludźmi. Przywiązała się do gór za domem i do rozgwieżdżonego nocnego nieba nad nimi. Często siadywała na łóżku, które stało tuż pod oknem, opierała podbródek o parapet i spoglądała na góry, które przeważnie były zupełnie białe, ponieważ siadywała tak zwykle zimą i spoglądała na te góry – które były niemal jaskrawobiałe – i na Wielki Wóz lśniący nad górami i przesuwający się powoli wzdłuż ich grzbietów. I patrzyła na wszystkie inne gwiazdy, na to, jak świeciły i iskrzyły się, jakby były żywe. A ona spoglądała na nie i myślała: wy mnie rozumiecie. Jeśli nikt inny mnie nie rozumie, zawsze mam was! Czasami na tę myśl do oczu napływały jej łzy, bo czuła taką silną więź z gwiazdami. One były nią, tak jak były nią białe góry i czarne niebo.
Na szczęście od czasu do czasu Jon English unosił palcem jej podbródek i nisko pochyloną w zamyśleniu głowę, i to sprawiało, że jej długie ciemne włosy (tak sobie wyobrażała) unosiły się powoli i obiecująco; wtedy spoglądała prosto w oczy, które były tak błękitne, pełne miłości i zrozumienia. Jego oczy lśniły zupełnie jak w serialu Pod wiatr. A na ten widok lśniły też jej oczy. I pewnego dnia – myślała, siedząc z podbródkiem opartym o parapet i spoglądając na gwiazdy – to się stanie także w prawdziwym życiu, będzie siedziała z pochyloną w zamyśleniu głową, tak jak teraz, i ktoś uniesie palcem jej podbródek.
Innymi słowy: Sigrid również jasno lśni, jej wewnętrzne życie jest świetliste, tyle tylko, że niewiele osób widziało to jej sekretne, roziskrzone światło. A już na pewno nie Magnus. O Jonie Englishu zaś kompletnie zapomniała. W tej chwili bowiem, gdy Sigrid siedzi tu i trzyma książkę ze zdjęciem autora na obwolucie, ma dziwne przeczucie, że być może cała ta sprawa z Magnusem nie ma znaczenia. Kilka dni temu wstąpiła do księgarni, tak jak zwykle, gdy nie miała dokąd pójść, a nie chciała wejść sama do kawiarni – bo nie ma siły najpierw brać się w garść, zanim przekroczy próg i później co chwilę, gdy już tam siedzi, ponieważ to oczywiste, że nie przyszła tam z kimś – tak więc zamiast tego weszła do księgarni. To był jeden z takich dni, gdy czuła się jak ośnieżone góry, gwiazdy i ciemne nocne niebo. Których nikt nie widział, zupełnie nikt. Wędrowała między regałami, brała do ręki kolejne książki i na chybił trafił wyciągnęła taką, która miała wspaniały, pełen nadziei, afirmujący życie tytuł Wolne krzesło. Właśnie czegoś takiego szukała. Miejsca, na którym mogłaby usiąść w tym życiu. Kogoś, kto pragnął, by siedziała tam z nim. Kiedy odwróciła książkę, by przeczytać tekst na obwolucie, jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem autora, Kårego Tryvlego. Tak, właśnie to się stało: poczuła, że ich spojrzenia się spotykają. Stała tak, wpatrując się w jego twarz. Oczywiście pomyślała, że jest bardzo przystojny – był ciemnowłosy i w jego kwadratowych rysach było coś z Jona Englisha, wyglądał jak bardziej dystyngowany Jon English – ale to jego oczy ją poraziły. Zupełnie jakby spoglądały w głąb niej, jakby przez cały ten czas, gdy wędrowała po świecie, czując się tak nieskończenie samotna, te oczy, które to widziały, widziały jej nieskończoną samotność, były tutaj, na regale. Oczy, które wydawały się mówić: „Hej, ty!”. Równie dobrze mogła się tak poczuć z powodu złudzenia, które powstaje, gdy osoba z obrazu lub ze zdjęcia patrzy wprost na obserwatora (malarza lub fotografa): bez względu na to, jak stoisz względem obrazu czy zdjęcia, masz wrażenie kontaktu wzrokowego. I całkiem możliwe, że to trochę zwariowane – wrażenie, że ją widzi – ale Sigrid w ogóle się nad tym nie zastanawiała, czuła tylko wzniosłe i ściskające żołądek OCH, i wskutek tego zrobiła krok do tyłu, wpadając na zbliżający się wózek, i musiała powiedzieć: „Przepraszam!” do popychającej go matki, a matka odparła, że nic nie szkodzi, jest tu dosyć ciasno. A następnie, ponieważ Sigrid wpadła w jakiś rodzaj transu, co oznaczało, że zapomniała, że wciąż jest częścią codziennych ludzkich spraw tego świata, takich jak ustąpienie na bok, gdy ktoś chce przejść z wózkiem, matka z wózkiem musiała powiedzieć: „Mogłabyś się trochę przesunąć, chcę dojść do końca alfabetu”, więc Sigrid się zarumieniła, spojrzała na książkę, którą trzymała, i odparła: „Tak, oczywiście, jestem dopiero przy »T«, bardzo przepraszam”, po czym musiała usunąć się z drogi, by popychająca wózek matka mogła przejść i dotrzeć do końca alfabetu, a Sigrid odwróciła się, by ukryć rumieńce, które nie wynikały jedynie z tej sytuacji z końcem alfabetu, bo czyż to nie było po prostu niesamowite? W pewnym sensie symboliczne, że stała tutaj z książką w ręce, a na okładce były oczy, które w jakiś sposób przez cały ten czas czekały? To chyba musiało być przeznaczenie? Że w dniu gór i gwiazd, takim jak dziś, nadjechał wózek i wpadł na nią właśnie w takiej chwili?
A później, gdy wróciła do domu i czytała jego wiersze, czuła, że jego wiersze są dokładnie takie jak jego spojrzenie. Że patrzą prosto w głąb niej. Te wiersze mówiły rzeczy wprost: „Usiądź tu”, przeczytała tuż po tym, jak w książce zacytowano Césara Vallejo – Umiłowani niech będą ci, co siadają. Poczuła, że ma łzy w oczach. UMIŁOWANI NIECH BĘDĄ CI, CO SIADAJĄ. Mogła spoglądać na portret, głaskać obwolutę i myśleć: rozumiemy się nawzajem. Ale ty o tym nie wiesz. Ty, Kåre – pomyślała – choć zauważyła, że gdy wypowiada w myślach jego imię, z jakiegoś powodu nie wydaje się to do końca naturalne. Od czasu do czasu próbowała wypowiedzieć je na głos, K Å R E, ale jej głos wydawał się zniekształcony za każdym razem, kiedy to robiła, nie potrafiła tego imienia wypowiedzieć naturalnie. Sprawdziła je nawet w księdze imion, by dowiedzieć się, co oznacza, ale nie oznaczało, jak na to liczyła, „widzący” ani „ochrona”, ani „dom”, ani nic tak głębokiego, nie było żadnych symbolicznych wskazówek, że rzeczywiście był tym, którego szukała. Imię Kåre oznaczało po prostu „ten, który ma kręcone włosy”. Ale to nie miało znaczenia, bo nie zmieniało głębokiej mistycznej więzi, jaką odczuwała z jego oczami na obwolucie książki. Zupełnie jakby to było naprawdę, jakby wiedziała, kim był.
[...]
Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku na Saskiej Kępie
w Warszawie. Zrodziło się z pasji – do czytania i dobrej
prozy zagranicznej. Pauza specjalizuje się w literaturze
z wyższej półki, która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.
Czytelnicy znajdą u nas znane i nagradzane książki z całego świata,
ale też mocne debiuty literackie.
Czekaj, mrugaj to dziewiąta książka Wydawnictwa Pauza.