Cztery pory kobiet - Podsiadło Anna - ebook + audiobook + książka

Cztery pory kobiet ebook i audiobook

Podsiadło Anna

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Magda próbuje pogodzić się ze stratą siedmiomiesięcznej córki. Są przy niej jej najlepsze przyjaciółki: Karolina, Monika i Justyna. Bardzo przeżywają śmierć małej Jagody, jednak każda ma też własne problemy. Karolina jest uwikłana w romans, który według niej przynosi więcej korzyści niż strat. Monika, mając dość samotności, daje się ponieść emocjom, przez co wpada w kłopoty. Justyna za wszelką cenę próbuje zajść w ciążę, jednak nie dostrzega, że jej małżeństwo powoli obraca się w ruinę.

Cztery przyjaciółki, cztery osobowości. Każda przypomina inną porę roku, jednak razem tworzą mur nie do przebicia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 319

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 42 min

Lektor: Hanka Tyszkiewicz
Oceny
4,3 (241 ocen)
135
61
24
21
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agata5253

Całkiem niezła

ksiazka porusza wiele ciekawych tematów, często pomijanych w życiu codziennym, ale dlaczego się tak nagle urwała?? czuje ogromny niedosyt
10
Kasia84N

Nie oderwiesz się od lektury

Pozostaje lekki niedosyt mam nadzieję, że będzie kolejna część.... przyjemnie się czyta.
10
Agniecha_

Nie oderwiesz się od lektury

Dowiadujesz się, że kumpela z dzieciństwa wyszła poza ramy recenzenta i napisała książkę. Myślisz sobie, że oczywistym jest jej zakup, przeczytanie i zopiniowanie. Bierzesz ją do ręki, czytasz i nagle… BAM! Okej, Houston, mamy problem. Inaczej czytasz powieść kogoś obcego, inaczej kogoś kogo znasz i wiesz z jaką tragedią się zmierzył. Co więcej, jako wwo, nie chcesz znać szczegółów, bo po co rozdrapywać rany tej osoby, a przy okazji kłaść sobie do serca współodczuwanie jej bólu. Dlatego, choć książka jest napisana lekką ręką, to w odbiorze wcale lekkością nie grzeszy. Nie wyobrażam sobie gorszej tragedii niż utrata dziecka… nie wyobrażam sobie uczuć rodzica, który pozostaje bezsilny wobec nieuniknionego. Dlatego też, nie w porządku jest ocenianie wykreowanej głównej bohaterki powieści, która jest w centrum tej historii. Jej zachowanie, reakcje są irracjonalne, ale ci którzy nie doświadczyli podobnej traumy, nie mają prawa jej oceniać. Powieść czytało się bardzo sprawnie, bardzo int...
10
Elwira1980

Dobrze spędzony czas

Fajna,oelna emocji i z ogromem przyjaźni o którą tak ciężko. polecam
00
emilkase

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo emocjonalna. Każda historia jest inna, ale pokazuję jak warto mieć przyjaciół.
00

Popularność




MAGDA

Tej nocy Magda nie mogła spać. Gdy tylko zasypiała, przed jej oczami pojawiał się obraz Jagody. Małej, bezbronnej istoty, która w otoczeniu wielkich maszyn wyglądała jak lalka. Obudziła się gwałtownie, a w głowie jeszcze brzęczał jej dźwięk kardiomonitora, alarmującego, że spada tętno. Usiadła na łóżku, wzięła telefon do ręki – była dopiero czwarta nad ranem. Wiedziała, że już nie zaśnie, strach przed obrazem umierającej córki był większy niż zmęczenie. Wyszła po cichu z pokoju, aby nie obudzić Patryka – dzisiaj miał wrócić do pracy po dwutygodniowej przerwie.

W kuchni zaparzyła kawę. Z kubkiem w ręce skierowała się na balkon. Czerwiec wyjątkowo rozpieszczał pogodą. Usiadła na krześle i zapaliła papierosa, zamknęła oczy, jakby delektowała się dymem. Mieszkała na szóstym piętrze. Przed nią rozpościerał się widok jeszcze śpiącego Opola. Nagle podniosła się i podeszła do balustrady. Spojrzała w dół i przez głowę przebiegły jej tysiące myśli. Na jednej zatrzymała się dłużej: „Jeśli spadnę, nikt nie pomyśli, że to było samobójstwo. Spotkam Jagodę, ona na pewno TAM na mnie czeka”.

Stanęła na palcach i wychyliła się za barierkę.

– Magda, co ty robisz? – zapytał zaspany Patryk.

– Spadła mi łyżeczka. Chciałam sprawdzić, gdzie leży, żeby po nią pójść – skłamała.

Patryk wiedział, że to nieprawda. Magda nie słodziła kawy, więc nigdy nie wkładała łyżeczki do kubka. Uznał jednak, że nie chce drążyć tematu. Cieszył się, że w porę się obudził.

– Dlaczego już wstałaś? – zapytał.

– Nie mogę spać, cały czas mam ten sam sen.

– Jeśli chcesz, zostanę jeszcze w domu.

– Nie, Patryk, musimy wrócić do normalnego życia. Poza tym dzisiaj przychodzą do mnie dziewczyny. Mamy zawieźć rzeczy Jagody do domu dziecka.

– Dasz sobie radę?

– Dam – odpowiedziała, chociaż tak naprawdę wcale nie była pewna.

Poranek minął jej na snuciu się po mieszkaniu. Za każdym razem, kiedy chciała wejść do pokoju Jagody, ogarniał ją lęk; nie wchodziła tam od pogrzebu. Dokładnie siedem dni temu pochowała swoje maleństwo, o które starali się z Patrykiem prawie rok. Kiedy po badaniach prenatalnych dowiedzieli się, że Jagoda urodzi się z poważną wadą serca, jej świat się zawalił. Do końca ciąży wierzyła, że to pomyłka. Słyszała o takich przypadkach – lekarze straszyli przyszłych rodziców, że ich dziecko urodzi się ciężko chore, a później na świat przychodził śliczny, zdrowy bobas.

Magda znała swój plan porodu – różnił się od porodów zdrowych dzieci. Wiedziała, że zobaczy córkę tylko przez chwilę, bo ta zaraz zostanie przetransportowana do innego szpitala w celu dalszej diagnostyki.

Trzy dni, które spędziła na oddziale położniczym, były dla niej katorgą. Na sali leżały jeszcze dwie kobiety, które mogły cieszyć się macierzyństwem. Co chwilę ktoś je odwiedzał i zachwycał się maleństwami. Kiedy Magda słyszała płacz dzieci, chowała głowę w poduszkę i wyła z rozpaczy. Zastanawiała się, czy Jagoda również płacze i czy ktoś ją wtedy przytula. Odwiedziny mogły trwać tylko piętnaście minut. W tym czasie Patryk brał małą na ręce i robił kilka zdjęć. Trzy razy dziennie dostarczał mleko, które Magda odciągała laktatorem.

Po trzech dniach wyszła ze szpitala. Mimo że była obola­ła po cesarskim cięciu, kazała się natychmiast zawieźć do ukochanej córeczki. Kiedy weszli z Patrykiem na oddział, pielęgniarka skierowała ich do inkubatora, w którym leżała Jagoda. Dziewczynka miała wenflon w prawej dłoni, a na klatce piersiowej przypięte elektrody monitorujące pracę serca.

– Zaraz przyjdzie do państwa lekarz – powiedziała pielęgniarka.

Magda ostrożnie podniosła i przytuliła córkę. Łza spłynęła jej po policzku, a mleko sączące się z sutków wsiąkało w bluzkę.

– Czy mogę ją nakarmić piersią? – zapytała pielęgniarki.

– Niestety nie. Dziecko jest na to za słabe. Proszę odciągnąć pokarm i nakarmić je butelką – odpowiedziała pielęgniarka i podeszła do inkubatora obok, z którego dochodził płacz.

– Potrzymaj ją. Idę odciągnąć pokarm. – Podała Patrykowi córkę i skierowała się do pokoju przeznaczonego dla karmiących mam.

Kiedy wróciła na oddział, lekarz już rozmawiał z Patrykiem.

– Dzień dobry, nazywam się Jacek Starowski i jestem kardiologiem – przedstawił się. – Niestety nie mam dla państwa dobrych wieści. Potwierdziliśmy zespół hipoplazji lewego serca. Za trzy dni dziecko będzie operowane. Proszę się przygotować na najgorsze. – Spojrzał na nich ze współczuciem i wyszedł z sali.

Patryk i Magda przez chwilę milczeli. Oboje patrzyli na Jagodę, która nie wyglądała na śmiertelnie chorą. Dziewczynka cicho zakwiliła, jakby chciała przerwać ciszę panującą na oddziale. Magda wzięła ją na ręce i zaczęła karmić. Jagoda od razu chwyciła smoczek i łapczywie piła mleko, a ona czuła, jak kąciki ust zaczynają jej drgać. Starała się nie płakać, chociaż w jej głowie cały czas rozbrzmiewało zdanie „Proszę się przygotować na najgorsze”.

– Głodomór po tacie – zaśmiał się Patryk, choć wcale nie było mu do śmiechu.

Słowa lekarza zabolały go tak samo jak Magdę, ale wiedział, że musi ją wspierać.

– Kończymy dzisiejsze odwiedziny – powiedziała pielęgniarka.

Magda odłożyła Jagodę do inkubatora i pogłaskała ją po głowie. Kiedy się prostowała, poczuła ukłucie w brzuchu. Jęknęła i chwyciła się za miejsce, w którym miała szwy.

– Wszystko w porządku? – zapytał Patryk.

– Trochę boli mnie rana. Muszę się położyć.

Droga do domu przebiegła w milczeniu. W Magdzie buzowały takie emocje, że nie mogła się odezwać, bo znowu zaczęłaby płakać. Chciała obwinić kogoś o to wszystko, co działo się w jej życiu, a najłatwiej było zrzucić to wszystko na samą siebie.

Kiedy dojechali pod blok, przed klatką stała ich sąsiadka, która lubiła wtykać nos w nie swoje sprawy. Magda spojrzała na Patryka, a mąż chwycił ją mocno za rękę.

– Dzień dobry, już pani wyszła? A gdzie maleństwo? – zapytała sąsiadka.

– W szpitalu – odparł Patryk i nie czekając na odpowiedź, minął ją i wszedł z Magdą do klatki.

W windzie Magda nie wytrzymała. Wybuchła płaczem i osunęła się po ścianie. Patryk podniósł ją i poprowadził do mieszkania. Nie wiedział, jak ją pocieszyć, czuł się tak samo bezradny jak ona. Nie chciał jej obiecywać, że wszystko będzie dobrze, bo sam w to nie wierzył. Przez tych kilka dni, kiedy była w szpitalu, dużo czytał na temat wady serca, którą ma Jagoda. Leczenie tego schorzenia jest paliatywne, poprawia jedynie komfort życia i nieco je wydłuża. Jagoda nigdy nie będzie zdrowym dzieckiem. Jeśli Bóg da, przejdzie trzy operacje. Jednak zwykle potrzeba ich więcej. Fioletowe usta i sine paznokcie to znak rozpoznawczy u osób, które mają hipoplazję lewego serca. Osoby z tym schorzeniem szybko się męczą z uwagi na duże niedotlenienie. Jagoda nie będzie mogła grać w piłkę czy skakać na trampolinie, ale o tym Patryk nie chciał teraz mówić żonie. Był przekonany, że też o tym wszystkim czytała…

Magda weszła do pokoju Jagody. Pachniało w nim płynem do prania dziecięcych ubranek. Bolało ją, że pokój nadal stoi pusty, że panuje w nim porządek, że nie słychać tu kwilenia dziecka. Sięgnęła po pluszowego misia, który siedział na przewijaku. Usiadła z nim pod ścianą i mocno go przytuliła. Nie pamiętała, kiedy usnęła, ale kiedy się obudziła, była w swoim łóżku, a obok niej leżał pluszowy miś.

KAROLINA

Karolina stała w przyciemnionym holu, oparta o marmurową ścianę. Wysoki brunet podszedł do niej i zaczął gładzić jej włosy. Przylgnął ustami do jej szyi i zaczął ją namiętnie całować. Chwyciła go za pośladki i wbiła w nie paznokcie. Kiedy mężczyzna zsuwał z niej sukienkę, usłyszała piosenkę Watermelon Sugar.

– Kurwa, tylko nie teraz! – jęknęła, zrezygnowana.

Otworzyła oczy i wyłączyła budzik.

Próbowała jeszcze przywołać w pamięci ostatni obraz, ale kiedy się obudziła, jej myśli pobiegły do Magdy. Skarciła się za swoje erotyczne fantazje. Dzisiaj powinna się skupić na przyjaciółce.

Wstała z łóżka i skierowała się do salonu, z którego dobiegał głos Świnki Peppy.

– Cześć, kochanie. – Czule uściskała Zuzię.

Obok czteroletniej córeczki siedział Michał. Uśmiechnął się do żony i podał jej kubek ze świeżo zaparzoną kawą.

Michał był mężem idealnym. Przyjaciółki zazdrościły jej, że ma przy sobie kogoś takiego. Był opiekuńczy, nieziemsko przystojny, dobrze zarabiał i kochał swoją rodzinę ponad wszystko. Karolina była świadoma, że jest szczęściarą, jednak jedno jej przeszkadzało – Michał był słaby w łóżku. Kiedy postanowiła za niego wyjść, uważała, że da sobie z tym radę. Że jej seksapil i doświadczenie rozbudzą wyobraźnię męża. Tak się jednak nie stało. Po porodzie seks uprawiali tylko od święta. Na początku jej to nie przeszkadzało, Zuzia była dość absorbującym niemowlęciem, dlatego jedyne, o czym Karolina wtedy myślała, to sen. Rok po porodzie miała sylwetkę sprzed ciąży. Włosy znów stały się gęste i lśniące, a ona mogła w końcu poświęcić trochę czasu sobie. Jej pewność siebie wróciła wraz z płaskim brzuchem i nowym biustem, który mąż zafundował jej na trzydzieste urodziny. Michał nigdy nie żałował na nią pieniędzy. Był deweloperem i świetnie zarabiał. Wielokrotnie powtarzał jej, że nie musi pracować, ale ona chciała być samodzielna i niezależna. Poza tym nie widziała siebie w roli kury domowej. Pracowała jako przedstawiciel medyczny i była jednym z lepszych pracowników. Dzięki swojemu urokowi osobistemu sprzedawała najwięcej produktów. Szkoliła nowy personel, reprezentowała firmę na targach medycznych i konferencjach.

To właśnie na jednej z nich poznała Piotra, dyrektora do spraw marketingu konkurencyjnej firmy. Blondyna o jasnoniebieskich oczach, z ogromnym tatuażem na plecach przedstawiającym skandynawskiego boga. Karolina miała kilka zasad, których kurczowo się trzymała. Jedną z nich było to, że nigdy nikogo nie zdradzi, jednak język Piotra wywarł na niej takie wrażenie, że od trzech lat systematycznie się spotykali. Łączyło ich jedynie pożądanie, którego nigdy nie doświadczyła z Michałem.

Kiedy kończyła się konferencja, wysyłała Piotrowi SMS z numerem pokoju i godziną spotkania. Zawsze czymś go zaskakiwała – gadżetami, strojem pokojówki lub kuszącą czerwoną bielizną. Czasem zdarzało się jednak, że nawet nie zauważał jej starań. Kiedy tylko wchodził do pokoju, ściągał wszystko, co miała na sobie, i od razu sadzał ją na siebie. Po wszystkim wychodził. Na śniadaniu udawali, że się nie znają, i z niecierpliwością czekali na kolejne spotkanie. Karolina uważała, że swoim zachowaniem nikogo nie krzywdzi. Piotr dawał jej coś, czego nie potrafił dać Michał; po nocy spędzonej z kochankiem stawała się kobietą, którą chciał widzieć jej mąż – szczęśliwą, uśmiechniętą i pełną energii.

Michał do tej pory nie domyślił się, że jego żona nie jest mu wierna. Doskonale zdawał sobie sprawę, na czym polega jej praca, nie widział więc powodów do zazdrości. Natomiast Karolina, zapraszając go do łóżka po powrocie z delegacji, zawsze okazywała mu, jak bardzo za nim tęskniła. Uprawiając z nim seks, nadal miała przed oczami Piotra, on jednak był pewien, że jego kobieta należy tylko do niego.

– Jakie plany na dziś? – zapytał teraz.

– Jedziemy do Magdy, mamy jej pomóc spakować rzeczy Jagody i zawieźć do domu dziecka.

– No tak, zapomniałem. Jak ona się w ogóle trzyma?

– Mówi, że dobrze, ale jej nie wierzę. Zastanawiamy się z dziewczynami, jak ją namówić na wizytę u psychologa. Znam świetnego specjalistę, na pewno pomoże.

– Daj jej trochę czasu. Magda ma wsparcie w Patryku. Muszą przejść żałobę i zaakceptować obecną sytuację.

– Masz rację, może rzeczywiście czas odegra tutaj główną rolę.

Karolina ceniła w Michale to, że do każdej sprawy podchodził z rozwagą. Uważała, że jest jej głosem rozsądku. Gdyby nie on, wiele razy powiedziałaby lub zrobiła coś, czego później by żałowała.

– Jak tam, Zuz? Zbieramy się do przedszkola? – Michał zmienił temat.

– Tak, tato, tylko wybiorę sukienkę!

Zuza zdecydowanie odziedziczyła miłość do mody po mamie. Kochała sukienki i wszelakie dodatki, co bardzo cieszyło Karolinę. Widziała w córce swoją małą kopię i była pewna, że dzięki cechom charakteru i wdziękowi Zuzia poradzi sobie w dorosłym życiu.

Kiedy Michał z małą wyszli z domu, sięgnęła do szafki nocnej, w której trzymała wibrator – nie mogła się powstrzymać. Z powrotem przywołała obraz nieznanego mężczyzny i zaczęła się masturbować. Różowa zabawka sprawiała jej coraz większą przyjemność. Karolina masowała piersi, drżąc z podniecenia. Popchnęła mocniej wibrator, a przez jej ciało przeszedł prąd. Przez chwilę leżała na łóżku, po czym poszła umyć zabawkę. Wracając z łazienki, usłyszała dźwięk telefonu.

– Cześć, Karola – przywitała się Justyna.

– Masz szczęście, że nie zadzwoniłaś trzy minuty wcześniej. – Karolina się zaśmiała.

– Miałaś spotkanie ze swoim różowym przyjacielem?

– Mhm.

– O której po mnie przyjedziesz?

– Daj mi dwie godziny. Najpierw zabiorę Monikę, a później wstąpimy po ciebie.

– Jasne, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy dam radę. Całą noc nie spałam i myślałam o Magdzie i Patryku. Tak strasznie mi przy…

– Justyna! Ogarnij się! – przerwała jej Karolina. – To nie tobie umarło dziecko. Jeśli nie dasz rady, to nie jedź. Dzisiaj mamy wspierać Magdę, a nie zajmować się tobą.

– Jasne, masz rację. Do zobaczenia.

Karolina odłożyła telefon na stół i poszła wziąć kąpiel. Po tej rozmowie cisnęły jej się na usta same przekleństwa. Justyna była tak wrażliwa i empatyczna, że w każdej kryzysowej sytuacji osoba pokrzywdzona schodziła na boczny tor, a pocieszać trzeba było właśnie Justynę.

Włączyła piosenkę Margaret Serce Baila i zanurzyła się w gorącej wodzie.

JUSTYNA

Justyna uczyła w przedszkolu i mimo sporego stażu ciągle tak samo angażowała się w swoją pracę. Kochała wszystkie dzieci. Nigdy o żadnym nie wypowiedziała się źle i u każdego dostrzegała mocne strony. Niestety nie mogła mieć swoich. Od sześciu lat starali się z Krzysztofem o dziecko. Nie wyjeżdżali na wakacje, rzadko wychodzili na miasto, wszystkie pieniądze szły na leczenie i próby in vitro. Stwierdzono u niej zespół policystycznych jajników. Lekarze uważali, że zajście w ciążę metodą in vitro przy tym schorzeniu jest bardzo prawdopodobne, ale trzy próby nie przyniosły rezultatu. Justyna powoli godziła się ze swoim losem i przelewała miłość na przedszkolaki, które traktowały ją jak ukochaną ciocię. Jej mąż natomiast coraz dłużej przesiadywał w swoim warsztacie samochodowym. Nie chodziło jednak o nawał obowiązków. Krzysztof zaczął zaglądać do kieliszka. Justyna znajdowała w warsztacie puste butelki po piwie. Natychmiast je wyrzucała, żeby klienci ich nie zauważyli. Nie zapytała męża, czy ma problem z alkoholem, nie chciała wiedzieć. Jej też nie było łatwo z myślą, że prawdopodobnie nigdy nie będzie miała dziecka.

Justyna zawsze była wesołą i pogodną dziewczyną. Krzysztofa poznała w warsztacie samochodowym. Przyjechała do niego z przepalonym bezpiecznikiem w wentylatorze chłodnicy. Błagała, aby naprawił samochód jak najszybciej. Bez niego trudno jej było dostać się do przedszkola, w którym odbywała praktyki. Krzysztof powiedział, że wymieni bezpiecznik tego samego dnia, jeśli ona zgodzi się pójść z nim na randkę. Od tamtej pory byli nierozłączni. Po dwóch miesiącach zamieszkali razem, a po siedmiu – wzięli ślub. Na swoim wieczorze panieńskim Justyna wyznała, że nigdy nie przypuszczała, że zakocha się w mechaniku. Jako nastolatka marzyła o tym, aby poślubić faceta, który nosi drogi garnitur i pracuje za biurkiem, jednak życie zweryfikowało te fantazje.

Po ślubie od razu zaczęli się starać o dziecko. Ona przestała pić na imprezach, bo ciągle myślała o tym, że może być w ciąży. Po kilku miesiącach starań tak się zafiksowała, że przestała jeść mięso, zaczęła uprawiać jogę i zażywać wszystkie dostępne suplementy. Karolina wielokrotnie powtarzała jej, że większość supli nie działa tak, jak obiecują w reklamach, jednak Justyna bardziej wierzyła im niż przyjaciółce. Stała się drażliwa i łatwo się wzruszała. Na jej tablicy na Facebooku można było znaleźć jedynie linki do zbiórek dla chorych dzieci. Sama nie miała dość pieniędzy, aby wspomóc potrzebujących, ale wierzyła, że jej znajomi, którzy zobaczą post, natychmiast coś wpłacą. Jedno trzeba przyznać – była dobrym człowiekiem, chętnym do pomocy, oddanym przyjaciołom.

Justyna była również matką chrzestną Jagody. Po powrocie dziewczynki ze szpitala co sobotę zabierała ją na długie spacery. Dzięki temu Magda miała czas posprzątać mieszkanie lub zrobić zakupy. Justyna traktowała Jagodę jak swoją córkę, ale nigdy nie wtrącała się w jej wychowanie. Nie krytykowała przyjaciółki, chciała tylko być dla niej wsparciem.

Pewnego razu zaproponowała Magdzie i Patrykowi, że zostanie z Jagodą, by oni mogli pójść do kina. Minęło pięć miesięcy od porodu, a oni nigdzie nie wychodzili. Magda przygotowała wszystkie leki, które należało podać dziewczynce po kolacji.

– Dzwoń, jeśli coś się będzie działo – powiedziała.

– A co ma się dziać? Damy sobie radę, prawda, mała? – Justyna pocałowała Jagodę w czoło, a ta chwyciła ją mocno za włosy.

– Idźcie już, spóźnicie się.

Magda pogłaskała jeszcze Jagodę po głowie i wyszli z mężem na randkę.

Jagoda była grzecznym i spokojnym dzieckiem. Jej spokój mógł być spowodowany wadą serca albo po prostu malutka nie chciała dawać rodzicom więcej powodów do zmartwień. Justyna nakarmiła ją i położyła do łóżeczka. Po cichu wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni, żeby zrobić herbatę.

Nagle usłyszała pisk – to był alarm monitora oddechu. Szybko pobiegła do pokoju Jagody. Na szczęście okazało się, że dziewczynka zsunęła się w nogi łóżeczka i monitor nie wyczuł jej ruchów. Wtedy Justyna zrozumiała, w jak wielkim strachu żyją na co dzień Magda i Patryk. Zastanawiała się, czy sama dałaby radę wychowywać chore dziecko. Na studiach odbywała praktyki w przedszkolu specjalnym. Zajmowała się dziećmi z porażeniem mózgowym, z zespołem Downa i w spektrum autyzmu. Mimo że wymagały specjalnej opieki, uwielbiała spędzać z nimi czas. Na każdym kroku okazywały jej miłość i wdzięczność. Obiecała sobie, że jeśli okaże się, że jej dziecko jest chore, urodzi je i zrobi wszystko, aby było szczęśliwe. Jednak kiedy poczuła na własnej skórze strach rodziców Jagody, zaczęła się wahać…

Teraz, po rozmowie z Karoliną, szykowała się już do wyjścia, gdy zadzwoniła jej komórka.

– Cześć, Monika, jestem gotowa – powiedziała do telefonu.

– Karolina złapała gumę. Daj nam pół godziny. Zaraz przyjedzie Michał i przesiądziemy się do jego samochodu.

– Niech zgadnę, znowu jechała do mnie na skróty?

– Ty wiesz, że dla niej nie ma rzeczy niemożliwych – rzuciła Monika i się rozłączyła.

MONIKA

– Ty zawsze musisz coś wymyślić. – Monika zapaliła papierosa.

– Monia, wyluzuj. Skąd mogłam wiedzieć, że złapię gumę? Przejeżdżałam tędy setki razy! – odpowiedziała Karolina i zaciągnęła się papierosem przyjaciółki.

– Dobrze wiesz, że twoja beemka nie nadaje się do jazdy po takich drogach. Mogłaś kupić terenówkę, jeśli chciałaś jeździć po polach.

– Muszę się nad tym zastanowić – odpowiedziała Karolina i puściła do niej oczko.

Monika była zła na Karolinę. Przez jej lekkomyślność spóźnią się do Magdy. Irytował ją luz przyjaciółki. Zazwyczaj ceniła sobie tę cechę, ale nie dzisiaj. Dzisiaj wszystkie powinny być skupione na Magdzie.

Monika pracowała jako kurator zawodowy. Była stanowcza i zdyscyplinowana. Rzadko używała przekleństw, ale jej cięte riposty szły ludziom w pięty, jeśli potrafili je w ogóle zrozumieć. Ze względu na charakter swojego zawodu pozbyła się takich cech jak wrażliwość i empatia – była przeciwieństwem Justyny, pewnie dlatego nadal nie wyszła za mąż. Cały swój czas poświęcała pracy i podopiecznym. Każdy mógł liczyć na jej pomoc, jednak ktoś, kto chociaż raz zawiódł jej zaufanie, mógł pakować walizki i wyprowadzać się na drugi koniec świata. Nie dla żartów w sądzie miała ksywę Żyleta. Kiedyś sąd odwiedził wiceminister sprawiedliwości. Monika, nie zdając sobie sprawy, z kim rozmawia, obsztorcowała gościa za to, że wchodzi do jej gabinetu bez zaproszenia. Minister nie tylko się nie obraził, ale tak spodobała mu się jej postawa, że na oficjalnym spotkaniu w Warszawie wypili bruderszaft i co roku jeżdżą razem na narty. Przyjaciółki wielokrotnie ją namawiały, aby wykorzystała sytuację i wskoczyła mu do łóżka, ale w myśl jej zasad spanie z przełożonym jest jak sranie we własne gniazdo. I tak czuła się niezręcznie, że jest z nim tak blisko.

Monika nie znosiła ówczesnych rządzących. Nie zgadzała się z ich poglądami, więc nie interesowało ją, jak nazywali się przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości. Znała jedynie ministra i jego – jak zwykła mawiać – „żałosne dokonania”. Po sytuacji z wiceministrem postanowiła się jednak dokształcić, żeby nie popełnić już podobnej gafy.

Po śmierci Jagody zobowiązała się pomóc Magdzie i Patrykowi we wszystkich sprawach związanych z pogrzebem. Zachowywała zimną krew, dzięki czemu roztargnieni rodzice nie zapłacili o czterysta złotych więcej za trumnę i kwiaty na pogrzeb. Właścicielka domu pogrzebowego chciała wykorzystać ich stan i doliczyła sobie pokaźną sumkę. Patryk już wyciągał kartę, aby zapłacić, ale Monice coś się nie zgadzało. Zaczęła krzyczeć na właścicielkę, że wykorzystuje sytuację ludzi, którym zawalił się świat, i że zgłosi ją do rzecznika praw konsumenta. Zdezorientowani Magda i Patryk wyszli za nią, nie realizując zamówienia.

Monika nie miała zwyczaju rzucać słów na wiatr – napisała pismo do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w którym przedstawiła całą sytuację. Poprosiła również znajomą dziennikarkę o zbadanie sprawy. Po czterech miesiącach w lokalnej gazecie ukazał się artykuł o tym, jak właścicielka domu pogrzebowego okradała klientów. Po sześciu miesiącach na miejscu zakładu otworzyła się urocza włoska knajpa, a ślad po właścicielce zaginął.

W dniu pogrzebu Monika pojechała do kostnicy, aby się upewnić, że Jagódka została ubrana zgodnie z prośbą rodziców. Magda poprosiła przyjaciółkę, aby do trumny włożyła jeszcze smoczek i ulubioną zabawkę Jagody. Ona sama nie była w stanie oglądać swojego dziecka – chciała pamiętać je żywe. Dla Moniki wizyty w kostnicy nie były czymś nadzwyczajnym; jej ojciec był patologiem. Po szkole przychodziła do niego do pracy i odrabiała lekcje w towarzystwie zwłok. To on ją nauczył, że do wielu rzeczy trzeba podchodzić z dystansem. Nigdy nie okazywał czułości, był surowy i wymagający. Monika uważała, że odziedziczyła po nim wszystkie te ceny.

Kiedy weszła do kostnicy, pracownik już na nią czekał. Doprowadził ją do białej trumienki i ją otworzył. Jagoda wyglądała tak samo jak w dniu chrztu. To było tak niedawno, dwa miesiące temu. Nikt się wtedy nie spodziewał, że dziewczynka pożegna się z życiem w wieku siedmiu miesięcy. Miała na sobie białą sukienkę, rajstopki i czapeczkę. Monika wyciągnęła z torebki smoczek i zabawkę i włożyła je do małych rączek. Poczuła lodowatą skórę dziecka. Cofnęła rękę, ale po chwili znów się przybliżyła. Pocałowała dziewczynkę w czoło i czym prędzej ruszyła do wyjścia. Kiedy szła po schodach, czuła, jak łzy cisną jej się do oczu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio płakała – chyba na pogrzebie swojej mamy, która zmarła na raka piersi. Szybko otworzyła samochód i wsiadła. Zaczęła płakać i uderzać rękoma w kierownicę.

– Kurwa! – krzyknęła.

Życie było niesprawiedliwe i każda z dziewczyn przekonała się o tym na własnej skórze…

MAGDA

Magda spojrzała na zegarek – dziewczyny były już spóźnione czterdzieści minut. Zresztą nigdy nie docierały na czas. Zazwyczaj spóźniały się z powodu Karoliny. Ona zawsze miała jakąś wymówkę – a to zapodziała gdzieś klucze, a to nie mogła znaleźć sukienki, w której postanowiła wyjść do knajpy, a czasem po prostu za późno zaczęła przygotowania. Przyjaciółki zawsze wybaczały jej spóźnienia. Kiedy spocona docierała na miejsce, witały ją tekstem: „Na pewno nie uwierzymy, co tym razem ci się przytrafiło”. Wtedy wszystkie zaczynały się śmiać i przechodziły do omawiania ostatnich zdarzeń.

Po chwili Magda usłyszała pukanie do drzwi. Gdy otworzyła, Justyna od razu rzuciła jej się na szyję.

– Tak mi przykro, kochanie. – Przytuliła się do Magdy i poczuła, że oczy robią jej się mokre.

– Justyna, jesteś mistrzem robienia kawy, zrobisz nam? – przerwała Monika.

Nie chciała, żeby Justyna totalnie się rozkleiła – dzisiaj Magda potrzebowała czegoś innego. Wieczorem po pogrzebie dziewczyny przyjechały do niej z sześcioma butelkami wina. Alkohol nigdy nie pomagał w takich chwilach, ale Karolina uważała, że również nie szkodził. Przepłakały cały wieczór i w końcu usnęły na jednej kanapie.

Kiedy Magda szła do szpitala z córeczką na drugą z trzech operacji, była pełna nadziei. Oprócz tego, że Jagoda była mniejsza od rówieśników, rozwijała się podobnie jak oni. Nie miała sinych ust ani paznokci. Uwielbiała jeść, zwłaszcza zupy ugotowane przez Magdę. Wydawało się, że należy do grupy tych silnych dzieci, które zakończą leczenie po trzech operacjach.

Magda mogła zanieść córeczkę na salę operacyjną. Dopiero wtedy ogarnęły ją złe przeczucia. Pamięta, jak oddawała dziecko anestezjologowi. Już wtedy patrzyła na Jagodę, jakby po raz ostatni widziała ją żywą.

W noc po operacji doszło do rozległego krwawienia wewnętrznego. Lekarze natychmiast znów zawieźli ją na blok. Patryk i Magda, obudzeni w środku nocy telefonem ze szpitala, czuwali przed salą operacyjną kilka godzin. Kiedy w końcu wyszedł do nich lekarz i powiedział, że operacja się udała, Magda znów spojrzała na sytuację z nadzieją. Ale lepsze samopoczucie Jagody było tylko chwilowe. Codziennie, gdy wchodzili do córki, ta wyglądała coraz gorzej. Po dwóch tygodniach przestała przypominać dziecko, którym była.

Magda doskonale pamięta tę niedzielę, kiedy usłyszeli, że Jagodzie zostało niewiele czasu. Postanowiła się z nią pożegnać. Mówiła do niej, wyznawała jej miłość i w końcu pozwoliła jej odejść. Mimo że dziewczynka była w śpiączce, Magda miała wrażenie, że córeczka ją słyszy.

Po kilku godzinach od tej rozmowy zadzwonił lekarz i poinformował rodziców, że ich dziecko nie żyje. Magda była pewna, że Jagoda czekała na nią, żeby mogły się pożegnać.

– Od czego zaczynamy? – zapytała Monika.

– Nie… nie wiem – wydukała Magda. – Po jej śmierci jeszcze tam nie wchodziłam. – Wskazała na drzwi po lewej stronie.

Karolina wzięła głęboki oddech i chwyciła za klamkę.

– To ja zajmę się pakowaniem ubranek – oznajmiła. – Magda, jeśli nie masz na to siły, nie wchodź tam. My się wszystkim zajmiemy.

– Dam radę – powiedziała Magda.

Położyła dłoń na dłoni Karoliny i nacisnęła klamkę. We trzy weszły do pokoju Jagody. Na przewijaku leżały poskładane ciuszki. Magda nie zdążyła ich włożyć do szafy. Chwyciła różową sukienkę i zaczęła płakać.

– Nie nosiła jej jeszcze.

Monika mocno przytuliła przyjaciółkę.

– Wybierz dwie rzeczy, które zostawisz sobie po Jagodzie – zadecydowała. – Weź je i jedź na masaż, umówiłam cię na dwunastą. Kiedy wrócisz, pokój będzie pusty.

Magda nie miała nic do gadania. Wybrała kolorową małpkę, którą Jagoda zawsze miała przypiętą do łóżeczka, i różowe śpiochy. Wiedziała, że powinna skorzystać z propozycji Moniki. Nie dałaby rady pakować do pudeł rzeczy swojego dziecka. Każde ubranko i każda zabawka przywoływałyby wspomnienia z tych cudownych czterech miesięcy, które Jagoda spędziła w domu.

Wyszła z rzeczami z pokoju i położyła je na swoim łóżku. Później skierowała się do kuchni, gdzie Justyna robiła kawę. Chwyciła filiżankę i upiła łyk.

– Kiedy ostatnio przespałaś całą noc? – zapytała Justyna.

– Cztery tygodnie temu.

Justyna przez chwilę przyglądała się zmęczonej twarzy przyjaciółki. Zauważyła, że przybyło na niej kilka zmarszczek.

– Może jednak warto zgłosić się do lekarza, którego polecała ci Karolina? Może przepisze ci leki na sen?

– Pomyślę – odpowiedziała Magda i weszła do łazienki.

Spojrzała na siebie w lustrze. Nie tylko Justyna dostrzegła jej zmęczenie, ona sama również to widziała. Nigdy się nie malowała, jej cera zawsze była idealna, bez przebarwień, bez żadnych niedoskonałości. Nie raz nabrała Karolinę, że użyła podkładu, jednak tym razem stwierdziła, że naprawdę go użyje. Miała nadzieję, że kosmetyk pomoże jej zatuszować fioletowoszare cienie pod oczami. Umalowała się i włożyła letnią różową sukienkę. Pożegnała się z przyjaciółkami i ruszyła do windy. Pod blokiem znów natknęła się na „ulubioną” sąsiadkę. „Ehh… ta kobieta mnie prześladuje”, pomyślała.

– Pani Liszewska! – Sąsiadka przyspieszyła, żeby dogonić Magdę. – Dokąd pani idzie taka wystrojona?

– Na masaż.

– No tak, teraz ma pani więcej czasu dla siebie. Widzę, że nie chodzi pani ubrana na czarno.

– A czy to coś zmieni, jeśli będę się ubierała na czarno w trzydziestostopniowym upale? Czy to przywróci mi Jagodę?! Proszę się zająć swoim życiem! – wykrzyczała Magda i pobiegła do samochodu.

Zaczęła płakać, tak mocno, że łzy rozmazały makijaż. Sięgnęła do torebki po mokre chusteczki i zaczęła się wycierać.

„To nie ma sensu”, pomyślała i odpaliła silnik.

Nie miała zamiaru jechać na masaż, wybrała inny kierunek.

KAROLINA

– Justyna, idziesz z tą kawą?! Czy poleciałaś ją zbierać do Etiopii?! – krzyknęła Karolina.

– Już idę!

Karolina otworzyła szafę i zaczęła wyciągać ubranka Jagody.

– Boże, ile ich jest!

– Przestań komentować, tylko pakuj, mamy dwie godziny – powiedziała Monika surowym tonem.

– Dobrze, pani kierowniczko, już biorę się do roboty – odpowiedziała Karolina.

Dziewczyny wzięły się do pakowania rzeczy. Każda z nich straciła ochotę na rozmowę, jednak do głowy przychodziły im te same myśli: „A co, jeśli mnie by się to przytrafiło? Czy byłabym tak samo silna jak Magda? Nie chciałabym być na jej miejscu…”.

Ciszę przerwał dzwonek telefonu Karoliny. W pokoju zaczął rozbrzmiewać głos Justina Biebera w piosence Peaches.

– Nie wierzę, że ustawiłaś to jako dzwonek – powiedziała Monika.

– No co? To ulubiona piosenka Zuzi – odparła Karolina i sięgnęła do torebki.

Zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że dzwoni Piotr.

– O kurwa – powiedziała na głos i od razu odebrała. – Zbliża się koniec świata, że do mnie dzwonisz? – zapytała.

– Tego jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że siedzisz.

– Co się, kurwa, stało?

– Słuchaj, głupia sprawa, nie wiem, jak ci to powiedzieć.

– Do rzeczy, Piotr, nie mam całego dnia! – warknęła.

– Ostatnio miałem problemy, no wiesz.

– Nie, nie wiem. Masz dwie minuty, później się rozłączam.

– Ostatnio miałem problemy z uprawianiem seksu.

– Dwa tygodnie temu było w porządku.

– Karolina, nie przerywaj mi. Ostatnio czułem duży dyskomfort podczas bzykania, pojawiły mi się jakieś dziwne plamy i postanowiłem iść z tym do lekarza. Okazało się, że jestem zarażony kandydozą.

– A to nie jest nazwa przyprawy? – zapytała, zaskoczona.

– Niestety nie. To choroba zakaźna narządów płciowych. Prawdopodobnie zaraziłem się od laski z klubu, z którą widziałem się trzy tygodnie temu. Dzwonię, bo później widziałem się z tobą. Chciałem, żebyś się zbadała – powiedział. – Halo? Jesteś tam?

– Jestem, ale trochę mnie zatkało – wydukała, po czym wzięła głęboki wdech i wrzasnęła do telefonu: – Czyś ty ochujał?! Dlaczego nie sprawdzasz lasek, z którymi się bzykasz? Ile ty masz lat?

– A jak mam je sprawdzać? Prosić o wyniki badań przed seksem? – rzucił z przekąsem.

Przyjaciółki patrzyły na Karolinę z zaciekawieniem.

– Jak myślisz? Co jej powiedział? – szepnęła Justyna.

– Nie wiem, ale coś czuję, że będzie afera – odparła Monika.

Karolina z impetem wrzuciła telefon do torebki i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Ruszyła na balkon, a dziewczyny podążyły za nią.

– Co się stało? – zapytała Monika.

– Piotr właśnie mi oznajmił, że mógł mnie zarazić kandyzoliną.

– Kandydozą – poprawiła ją Monika.

– Kandyzolina brzmi lepiej. A skąd ty w ogóle wiesz, co to jest? – zapytała z zaciekawieniem Karolina.

– Przypominam ci, że pracuję z patologią. To choroba grzybicza, weźmiesz antybiotyk i po sprawie. Zresztą chyba nie masz żadnych objawów, prawda?

– Nie mam, ale to nie znaczy, że się niczym nie zaraziłam.

– Idź do lekarza i się zbadaj, a teraz bierzemy się do roboty, Magda będzie za godzinę – oznajmiła Monika.

Udało im się wszystko zapakować do auta, zanim Magda wróciła do domu. Karolina musiała pojechać sama do domu dziecka, ponieważ BMW M4, pożyczone od Michała, nie było zbyt pakowne. Nie przeszkadzało jej, że przez stertę pudeł ma ograniczoną widoczność z tyłu.

– To co, widzimy się o dziewiętnastej u Moniki? – zapytała, zanim wyruszyła.

– Jasne! – przytaknęły dziewczyny.

– Do zobaczyska! Ja i mój grzyb kierujemy się do domu dziecka.

JUSTYNA

Justyna wróciła do domu uberem. Kiedy weszła na swoją posesję, usłyszała donośny męski głos. Podążyła w stronę zakładu Krzysztofa, skąd dobiegały krzyki.

– Dzwonię na policję! – awanturował się jakiś mężczyzna, prawdopodobnie klient jej męża.

– Co się tutaj dzieje? – zapytała.

– Ten człowiek jest pijany! Skąd mam mieć pewność, że wahacze zostały odpowiednio założone? Mam teraz ryzykować życie?

– Justyna Bożęcka, jestem żoną Krzysztofa – przedstawiła się. – Niech się pan uspokoi, bardzo pana proszę. Zaraz zadzwonię do pracownika i on wszystko sprawdzi. Dziś pan nic nie płaci. – Poczuła, że łzy napływają jej do oczu.

– Dobrze, ale więcej do was nie przyjadę! – Mężczyzna zwrócił się do Krzysztofa, który stał oparty o maskę samochodu.

Ten chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Jego wzrok był mętny.

Pracownik pomógł Justynie zaprowadzić Krzysztofa do domu i sprawdził samochód. Na szczęście wszystko było w porządku.

– Czy to się już zdarzało? – zapytała Justyna.

– Zauważyłem, że Krzysiek od jakiegoś czasu popija w warsztacie. Czasem dwa, czasem trzy piwka. Mówi, że wtedy lepiej mu idzie praca, ale w takim stanie jak dziś jeszcze nigdy go nie widziałem.

– Rozumiem. Dzięki za pomoc.

– Justyna, nie wiem, co się dzieje, ale musisz z nim porozmawiać. Przez takie sytuacje szybko może stracić to, na co tak długo pracował. Pamiętaj, że zawsze możecie na mnie liczyć.

– Dziękuję, Jacku.

Jacek to dobry chłopak. Pracował u Krzysztofa, odkąd Justyna pamięta. Jako siedemnastolatek odbywał w warsztacie praktyki. Krzysztof był tak zachwycony jego talentem, że od razu chciał go zatrudnić. Chłopak zgłosił się do niego po skończeniu technikum i tak ich znajomość trwa już dziewięć lat. Nieraz zostawał u nich na obiedzie i pomagał Justynie w jego przygotowaniu. Mało mówił o sobie. Justyna wiedziała jedynie, że wychował się w domu dziecka i że jego największą pasją są samochody. Ceniła go za to, że nie poszedł tą samą drogą co niektóre dzieciaki z bidula.

Do domu dziecka trafił jako piętnastolatek, ponieważ jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie było nikogo, kto mógłby się nim zająć po ich śmierci. Wywodził się z bogatego domu, ale pieniądze go nie zepsuły, choć rodzice zostawili mu ogromny spadek i na dobrą sprawę mógłby być bezrobotny do końca życia. Nie wyobrażał sobie jednak, że będzie żył tak jak inni bogacze. Kochał samochody, a praca u Krzysztofa dawała mu wiele satysfakcji. Klienci cenili go za wyjątkowy talent w znajdywaniu usterek. Nigdy nie pomylił się w diagnozach, a na dodatek był sprawny i szybki.

„Dziewczyny, ja dzisiaj odpuszczam. Mam w domu awarię” – napisała Justyna w grupie na Messengerze.

„Co się dzieje?” – zapytała Monika.

„Odezwę się jutro. Bez odbioru” – odpisała.

Odłożyła telefon na stół i spojrzała na śpiącego Krzysztofa. Usiadła na brzegu łóżka i zaczęła płakać. Płakała, ponieważ już od kilku miesięcy wiedziała, że coś się dzieje. Nie dopuszczała jednak do siebie myśli, że problem może okazać się tak poważny. Patrzyła na pochrapującego męża i zastanawiała się, jak może mu pomóc. Wiedziała, że porozmawia z nim dopiero jutro, kiedy ten wytrzeźwieje, dlatego koniec końców postanowiła spotkać się z przyjaciółkami, żeby się im wyżalić. Stwierdziła, że jeśli ma pomóc Krzysztofowi, musi mu okazać stuprocentowe wsparcie. Postanowiła, że od dzisiaj nie będzie pić alkoholu.

Redakcja: Maria Wirchanowska

Korekta: Olga Mytko, Beata Kozieł

 

Projekt okładki i stron tytułowych: Justyna Sieprawska

Zdjęcie wykorzystane na I stronie okładki: © john labelette/Unsplash, Samuel Ramos/Unsplash, engin akyurt/Unsplash, Bartosz Ptaszyński/Unsplash

Zdjęcie autorki: © Studio Who Created

 

Skład i łamanie: Cyprian Zadrożny

Konwersja do EPUB/MOBI: InkPad.pl

 

Wydawnictwo Mięta Sp. z o.o.

03-707 Warszawa, ul. Floriańska 14 m. 3

[email protected]

www.wydawnictwomieta.pl

 

ISBN 978-83-67690-24-9