Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie nie rozpieszcza pielęgniarki Hani. Wychowana przez ojca nieumiejącego okazywać uczuć oraz zgorzkniałą babcię szuka czułości u niewłaściwych mężczyzn. Ponieważ wyróżnia się niezwykłą empatią w stosunku do pacjentów, dostaje ofertę wyjazdu na Podlasie i pracy w nowo otwieranym domu opieki dla osób starszych. Tam znajduje spokój i nową miłość. Hania ma jednak nadzwyczajny dar przepowiadania przyszłości i przeczuwa, że wkrótce wydarzy się coś, co znów zakłóci chwilową stabilizację.
Czy w życiu coś dzieje się przypadkiem? Czy jest sens, by walczyć z niechcianą spuścizną? I ile czasu minie, zanim dziewczyna zrozumie, że rady, które daje innym, mogłyby i u niej znaleźć zastosowanie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 216
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej Wiedźmie
Naszym zadaniem jest odesłanie duszy do jej domu,
a także wypuszczenie deszczu iskier,
by wypełnić dzień i stworzenie światła,
by znaleźć drogę przez noc.
Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami
Prolog
Życie nie rozpieszczało pielęgniarki Hani. W dzieciństwie straciła matkę. Wychowywał ją ojciec, który nie umiał okazywać uczuć, oraz babcia, dla której istnienie było udręką. Spragniona czułości dziewczyna po omacku zaczyna jej szukać u niewłaściwych mężczyzn.
W pracy wyróżnia się niezwykłą empatią w stosunku do pacjentów. Opiekuje się nimi w taki sposób, w jaki sama chciałaby być zaopiekowana. Niezwykle mądry pies Tot, którego przygarnia, dokonuje niejednej rewolucji w jej życiu.
Przez przypadek – co zdarza się jej często – dowiaduje się o istnieniu przyrodniej siostry Grażyny, a także ciotki Małgorzaty, która uchodzi na Podlasiu za Wiedźmę. Staje się ona dla Hani duchem opiekuńczym bo obie posiadają dar jasnowidzenia. Sny przeplatające się z wizjami – zamiast wyjaśnień – wprowadzają chaos w codzienność Hani.
Chcąc podążać za marzeniami, gdy nadarza się okazja, rezygnuje z pracy w szpitalu i razem z przyjaciółką Basią przenosi się na Podlasie. Tam, na swoich zasadach, zaczyna prowadzić Dom Spokojnej Starości o nazwie Zakątek. Towarzyszy w życiu niezwykłym ludziom w starszym wieku. Poznaje Emila, inżyniera budownictwa, który traktuje ją zupełnie inaczej niż dotąd poznani mężczyźni. W rezultacie zaręcza się z nim.
Hania przechodzi długą i trudną drogę, zanim zrozumie, czym jest dla niej niechciany spadek.
Część II
Rozdział 1
Jak oszukać los
Małgorzata wcale nie próbowała uspokoić Hani. Z doświadczenia wiedziała, że jeżeli dziewczyna nie upora się ze swoimi demonami, próżny będzie trud kogokolwiek.
– W wieku dziewięciu lat zachorowałam na odrę. Przez tydzień nie opuszczała mnie wysoka gorączka – wyznała ciotka, obserwując krajobraz przez okno swojej kuchni.
Każde słowo było dla Hani na wagę złota. Nie chciała stracić niczego z jej opowieści.
– Majaczyłam. Nie odróżniałam jawy od snu. Ktoś płakał. Nie wiedziałam, dokąd mnie niosą.
Ciałem Hani wstrząsnął dreszcz.
– Zimno ci? – spytała. Jej zaprzeczenie dało Małgorzacie do myślenia. – Gdy się obudziłam, świat nie był już dla mnie taki sam – oznajmiła.
Łzy wypłynęły z dawno zeszklonych oczu Hani. Małgorzata nie przewidziała tak emocjonalnej reakcji siostrzenicy na swoje słowa.
Jestem taka jak ciotka. Czy naprawdę nie mogę żyć jak normalni ludzie? – zadawała pytania, na które nikt nie był jej w stanie odpowiedzieć.
– Nigdy tyle nie gadałam – stwierdziła poirytowana godzinną rozmową krewna.
– Mów! – nalegała Hania. Jakby od tego, co powie, zależało jej być albo nie być. – Proszę – dodała, gdy natrafiła na jej zaskoczone spojrzenie. – Jak z tym żyłaś? – Myślała, że otrzymanie kolejnych odpowiedzi pomoże jej się wyciszyć.
– Na początku wydawało mi się, że to, co widzę, inni też dostrzegają. Dopiero z czasem zrozumiałam, że tak nie jest. – Zamyśliła się.
– Dzieliłaś się tym z kimś? – drążyła temat.
– Nie zawsze.
– Jak reagowali, gdy się dowiadywali o sobie?
– Różnie. Jak różni są ludzie. Haniu, przerwijmy to.
– Nie! – krzyknęła i dodała już nieco łagodniej: – Jeszcze tylko chwila.
– Dobrze, ale uspokój się, proszę. – Dopiero gdy uzyskała obietnicę, kontynuowała. – Niektórzy byli zagubieni. Inni patrzyli na mnie podejrzliwie. Zaprzeczali, tłumaczyli się. Byli tacy, którzy wracali z pytaniami. Innych więcej noga u mnie nie postała.
Co tak śmierdzi? Do nozdrzy Hani wdarł się jakiś niezidentyfikowany nieprzyjemny zapach, który dodatkowo osłabił jej kondycję. Próbowała, lecz bezskutecznie, zlokalizować jego źródło.
– Dlaczego właśnie nam się to przytrafiło? – spytała drżącym głosem.
– A dlaczego nie? – odpowiedziała ciotka.
Zazdrościła jej podejścia.
Podzielenie się widzeniami z panią Mirą nie obciążyło mnie wcale tak bardzo – przypomniała sobie. Ale nie zapomniała, jak się wtedy bała. Jakiś głos podpowiadał, że nie zawsze tak będzie. Nie mogła jednak powstrzymać innych napływających myśli:
Jak się zachowają względem mnie mieszkańcy okolic, gdy wieści się rozniosą? A jeżeli, tak jak kiedyś, zobaczę coś złego i będę się bała powiedzieć?
Poczucie odpowiedzialności zaczęło jej ciążyć. Strach urósł do tak wielkich rozmiarów, że zupełnie ją obezwładnił. Pogrążyły ją ostatnie słowa, które niechcący wymknęły się Małgorzacie.
– Haniu, nie to będzie twoim największym problemem.
Wbiła swój przerażony wzrok w krewną. Próbowały się uporać z odczuciami. Jedna z tym, co usłyszała, druga z tym, co powiedziała.
Czy Małgorzata przepowiedziała mi przyszłość? I co ja mam teraz zrobić?
Podjęła decyzję o natychmiastowym opuszczeniu tego miejsca. Roztrzęsiona, poderwała się i wybiegła z domu. Nie wiedziała, że ucieka. Nie rozumiała, przed czym chce się ukryć. Ale świadomość, że to nieokreślone „coś” może ją dopaść w każdej chwili, kazało biec. Pędziła co tchu. Byle dalej. Obfity deszcz otrzeźwił Hanię, ale nie na tyle, by wyjść z kokonu strachu, bólu i złości. Ta mieszanka z czasem okazała się zgubna. Gdyby można ją było powstrzymać... – szlochała, siadając za kierownicą. Mimo to ruszyła z impetem. W lusterku w strugach deszczu zbyt długo obserwowała biegnącą za nią ciotkę, tracąc z widoku drogę. Przez moment myślała, że oddalanie się od Małgorzaty pomoże jej oddzielić się od chaosu, który miała w sobie. Zrobiła unik, gdy kamień z drogi odbił się od szyby auta. Straciła panowanie nad kierownicą. Samochód skręcił na pobocze. Ogłuszył ją huk. Poczuła tylko, jak jej głowa uderza mocno w zagłówek, a potem odbija się i ląduje na kierownicy. Zanim straciła przytomność, kątem oka uchwyciła postać Małgorzaty zbliżającej się do samochodu. Wtedy zrozumiała, że nie ucieknie od swego przeznaczenia.
Rozdział 2
Widzenie
Lekkość ciała sprawiła, że było jej wreszcie dobrze. Nic ją nie bolało. I jeszcze ktoś się do niej uśmiechnął.
– Mama?
Chciała wtulić się w jej ciało, ale było tylko niedoścignionym marzeniem.
– Chcę do ciebie – wyszeptała.
– To niemożliwe. Muszę odejść – powiedziała stanowczo. Wyjęła z kieszeni małą laleczkę i jej podała.
Hania spojrzała na podarek.
– Nie może mieć rysów twarzy, by nie zyskała tożsamości i nie zajęła się swoimi sprawami – wytłumaczyła, odczytując myśli córki. – Proś ją, o co chcesz! – zdążyła krzyknąć, oddalając się.
– Nie masz prawa mnie zostawiać! – Próbowała ją zatrzymać, ale na nic to się zdało
Hania odprowadzała ją wzrokiem. W końcu mama stała się małym punkcikiem, który na zawsze zniknął z jej życia.
Schowała laleczkę do kieszeni.
Szła przed siebie smutna i pogubiona. Czuła się, jakby do nikogo nigdy nie należała, jakby zrodziła się przez pomyłkę, jakby ją porzucono. Przyroda jak nigdy dotąd przytłaczała ją swoją bujnością. Osaczała i wdzierała się w jej roztrzaskany świat, a droga, którą podążała, wydawała się nie mieć końca. Gdy mrok ogarnął wszystko wokół, poruszała się zupełnie po omacku. Rozcierając zimne dłonie, dostrzegła światło. Im była bliżej ogniska, tym bardziej przerażał ją widok odrażającej strażniczki światła.
Masz do wyboru zimno, ciemność, strach lub światło, ciepło i... niewiadomą. Co wybierasz? – przemówił wewnętrzny głos.
– Czy mogę? – spytała, dygocząc z zimna. Gdy nieznajoma skinęła głową, Hania przestała się bać. Wtedy pomyślała, że właśnie zaciąga dług. Będzie musiała zapłacić za tę możliwość ogrzania, ale nie potrafiła zrezygnować z obezwładniającego uczucia ciepła rozchodzącego się po całym ciele.
Nie pamiętała, kiedy i w jaki sposób znalazła się w chacie nieznajomej. Dopiero w świetle dnia zobaczyła całą brzydotę kobiety. Patrzyła jednak na nią przez pryzmat jej dobrego serca, a takie spojrzenie zmieniało jej nastawienie. Przeczucie podpowiadało też, że może strażniczka straciła piękno ciała, ale zyskała mądrość. Dług za uratowanie od chłodu i głodu wymagał spłacenia. Dlatego też Hania nie protestowała, gdy następnego dnia dostała do wykonania kilka zadań.
Nad rzeką, piorąc ubrania nieznajomej, przyglądała się ściegom, szwom i deseniom. Wzory na tkaninach były piękne, krój prosty, a szwy mocne i wytrzymałe. To dało jej do myślenia.
Sprzątając chatę, myślała o swojej wędrówce przez życie, obawach, które momentami rosły jak grzyby po deszczu. Możliwość stanięcia z nimi twarzą w twarz dała jej wielką siłę. Była zdumiona tym odkryciem.
Gotując dla swej wybawicielki, przeanalizowała większość swoich doświadczeń, które szczególnie utkwiły jej w pamięci. I choć wcześniej wiele by dała, by nie mieć podobnych, obecnie patrzyła na nie jak na lekcję życia i przestrogę.
Segregując rzeczy w jej skrzyni, oddzieliła to, co warto było zabrać na wędrówkę, od tego, co zbędne. Zrodziło się w niej wiele pytań. Nie znała wszystkich odpowiedzi. Silny ból głowy, który zjawił się nagle, udaremnił dalsze myślenie.
Z trudem otworzyła oczy. Obezwładniająca niemoc przygniotła ją swoim ciężarem jeszcze mocniej. Co się dzieje? W głowie wciąż wirowały obrazy, których uczestniczką była jeszcze przed chwilą. Długo dochodziła do siebie, próbując zrozumieć, gdzie się znajduje.
Podeszła do niej znajoma kobieta. Hania nie mogła sobie przypomnieć jej imienia.
– Haniu, wreszcie do nas wróciłaś – powiedziała aksamitnym głosem.
To Ewa. Brała czasami dyżury za Basię w Zakątku. Jej piękny uśmiech pomógł w odzyskaniu pamięci.
– Zaraz zawiadomię lekarza.
– Poczekaj. Dlaczego tu jestem? – spytała, ledwo wydobywając z siebie głos.
– Wjechałaś w drzewo. Miałaś szczęście. Skończyło się na wstrząśnieniu mózgu.
Szczęście? A co to takiego? – pomyślała.
Czy może powiedzieć, że kiedykolwiek czuła się szczęśliwa? Nie wiadomo, dlaczego teraz odezwał się w niej karcący głos babci: „Grzeszysz, dziewczyno! Powinnaś być wdzięczna za to, co masz”.
Zupełnie nie rozumiała, dlaczego za chwilę wokół jej łóżka zebrało się tyle obcych ludzi. Przez moment czuła się jak egzotyczne zwierzę. Szukała wśród nich twarzy znajomego mężczyzny, którego bardzo pragnęła teraz zobaczyć. Zrobiło jej się smutno, iż nie ma go przy niej. W sumie samotność to żadne novum w jej życiu, ale uświadomienie sobie tego za każdym razem bolało. Ewa jakby odczytała jej myśli.
– Emil dopiero co wyszedł. Nie mógł już dłużej czekać.
– Dlaczego? – Mimo braku kondycji wyczuła niepokój pielęgniarki.
– W Zakątku szaleje grypa żołądkowa. Na nogach jest tylko on i Basia. Najciężej zachorowała Klementyna. Leży obok.
Mózg Hani się budził. Napływające myśli, spekulacje, zaczęły jej ciążyć. Wieczorem, mimo zmęczenia, nie mogła zasnąć. Zwlokła się z trudem z łóżka. Szurając nogami i przytrzymując się ściany, dotarła do sali obok.
– Jak się pani czuje? – przerwała rozmyślanie mieszkanki Zakątka.
– Haneczko! Dziecko kochane! To ciebie powinnam o to spytać.
– Nie najlepiej. – Nie kryła się z tym.
– Tak się martwiliśmy o ciebie – powiedziała z troską.
To był kolejny balsam dla Hani. Obecnie potrzebowała ciepłych słów, czułych gestów, morza życzliwości i oceanu łagodności. Była przekonana, że tylko to może pomóc jej wrócić na właściwe tory.
Hania dostrzegła coś, co rozświetlało twarz starszej pani. Porozumiały się bez słów.
– Znów będę prababcią – oznajmiła z radością kobieta.
Dziewczyna przyklęknęła przy jej łóżku i ucałowała dłoń pani Klementyny. Długo i wymownie na siebie patrzyły.
Uwielbiała takie bezsłowne porozumienia, gdy mówiły tylko spojrzenia pełne emocji. Oczy potrafiły przekazać nawet zawiłe treści. Nie na darmo mówiono o nich przecież, że są zwierciadłem duszy. Nieraz doświadczyła tej mocy przesłania. Słowa ulatywały, z czasem traciły swoją siłę wyrazu. Spojrzenia zapamiętywała na zawsze.
Martwiła się zbyt powolnym powrotem do zdrowia. Przestraszyła się, gdy następnego dnia tuż po obudzeniu, kiedy leżała, zaczęło jej się kręcić w głowie.
– Co ci jest? – zaniepokoił się siedzący przy łóżku Emil.
– Jesteś wreszcie – ucieszyła się.
Zdjął kosmyk włosów z jej twarzy i pocałował w czoło. Jej usta lekko drgnęły w półuśmiechu.
– Już myślałam, że o mnie zapomniałeś – stwierdziła z nutą żalu w głosie.
– Nawet tak nie myśl! Byłem w szpitalu codziennie.
Rozczulił ją.
– Co w Zakątku? – zmieniła temat, bo chciała, by nadmiar pozytywnych emocji nie osłabił jej do reszty.
– Sytuacja opanowana. Mam nadzieję, że nic nas już nie zaskoczy. Nie było łatwo. W panikę wpadliśmy, gdy zachorowała pani Władzia. Istny szpital – oznajmił i się uśmiechnął.
– To kto gotował? – dopiero po chwili uświadomiła sobie, w jak trudnej sytuacji się znaleźli.
– Raczej: kto nas uratował. Trzeba przyznać, że stanęła na wysokości zadania. Większość nie dawała rady niczego innego przełknąć niż kaszka na wodzie czy ryż z rozpaćkanym jabłkiem.
– Duszonym – poprawiła go. – Powiesz wreszcie, o kim mowa?
Niecierpliwiła się, że krąży wokół tematu, zamiast od razu odpowiedzieć na pytanie.
– Ewa ci nie powiedziała? – Hania zaprzeczyła, a Emil dodał: – Twoja siostra.
– Grażyna? – Zrobiło jej się słabo. – To nie było kogoś bliżej? Kto wpadł na tak absurdalny pomysł? – Jej słowa były automatyczne.
Mężczyzna wydawał się nie rozumieć, dlaczego tak zareagowała.
– Byli. Pewnie. Tylko kiedy się dowiedzieli, że to grypa żołądkowa, nikt nie chciał przyjść – wyjaśnił.
Czy ona się nigdy ode mnie nie odczepi? – pomyślała o siostrze. Teraz ją będę miała na głowie.
Nie zdawała sobie sprawy ze swojej antypatii. Ale jeszcze bardziej nie miała ochoty na spotkanie z uciążliwą przyrodnią siostrą.
– Wracaj szybko do zdrowia. Smutno w Zakątku bez ciebie. I nie tylko mnie – dodał, uśmiechając się.
Chciała, by został dłużej. Potrzebowała go, ale rozumiała, że on teraz musi swój czas ofiarować innym.
Rozpamiętywała jego słowa. Miło było usłyszeć, że za nią tęsknił. Szybko jednak jej nastrój się odmienił. Wdarła się natrętna myśl, że każdego można zastąpić. Pamięć o ludziach była ułomna. Nieraz się o tym przekonała. Mimo iż często spotykała się ze śmiercią z racji zawodu, spojrzała na swoje istnienie przez pryzmat bólu i cierpienia. Życie wydało jej się niezwykle kruchym bytem, który gaśnie niczym płomień świecy i zostawia tylko nikłe wspomnienie. Dotarło do niej dobitnie, że nie jest w dobrej formie. Stwierdziła, że nie może być jeszcze gotowa do powrotu, skoro uruchomiła taką lawinę smutnych i negatywnych refleksji. Obecnie tym, czego najbardziej potrzebowała, był czas. Była wdzięczna za każdy dzień bez pracy, dzięki któremu odzyskiwała siły. Przez kolejne dni zaglądała do pani Klementyny, która wracała do zdrowia. Z czasem zaczęła rozmawiać z pacjentami i personelem, który działał jak wielka rodzina, wzajemnie się wspierając.
Zaleta małych miejscowości – pomyślała.
Tę kameralną społeczność łączyło codzienne obcowanie. Nie byli przez to anonimowi jak w dużym mieście. Wypytywali o Zakątek, bo wieści o domu spokojnej starości w zaskakującej formule już dawno się rozniosły. Przemknęła jej nawet myśl, o którą by siebie nie posądzała: w takim szpitalu mogłabym pracować.
Gdy nastąpił czas wypisu, bała się, że jest za wcześnie na powrót. Kiedy byli już w Zakątka, zanim jeszcze wysiedli z samochodu, nie uszło uwadze Hani pytające spojrzenie Emila.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. To się zdarzyło tak szybko. Czuję, że gdybym... – Zawiesiła głos i się rozpłakała.
Była słaba, choć próbowała wziąć się w garść. Jej kondycja była niczym mocno napięta struna. Trzeba było bardzo uważać, by nie pękła.
Chwycił ją za rękę i pocałował.
– Cieszę się, że nic gorszego się nie wydarzyło – zapewnił i wytarł jej mokre policzki.
Patrzyła na niego podejrzliwie.
– Co się z tobą dzieje, Haniu? – Odczytał jej spojrzenie.
– Im dłużej myślę o naszym związku... Boję się, że to może nie przetrwać – dokończyła.
Sama się przestraszyła słów, które wypowiedziała. Czy w ogóle powinnam była zaczynać ten temat? Teraz, gdy ledwo się trzymam na nogach i pęka mi głowa?
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Odsunął się.
– Zdajesz sobie sprawę, z jaką dziwaczką masz do czynienia?
Odetchnął, nie mając zamiaru odpowiadać.
– Nie znasz mnie – wyjaśniała, gdy nie zareagował.
Dziwnie zabrzmiały te słowa w jej ustach. Zupełnie, jakby dotyczyły ich obojga.
On się boi – wyczuła, obserwując Emila, ale zignorowała tę myśl.
– A czy ty znasz mnie? – W jego pytaniu była jakaś ważna wiadomość, ale nie zrozumiała, co chciał jej przekazać. – Skoro nie jesteś pewna swojej decyzji, to nic na siłę. – Znów ją pozytywnie zaskoczył.
– Nie o to chodzi. Po prostu nie zdajesz sobie sprawy, co mogę ci zafundować.
Poczuła to samo co wcześniej.
– Jeśli wiesz, co może się zdarzyć, to najprościej będzie powiedzieć. Zobaczę, czy dam radę – zażartował.
– W tym sęk, że ja też nie wiem – odpowiedziała i znów się rozpłakała.
Zaproponował, by dali sobie czas i nie drążyli tematu, zwłaszcza teraz, gdy nie miała najlepszej kondycji. Była mu wdzięczna za pomysł, bo sama się zapętliła w swoich spekulacjach. Gdy zasypiała, jedno wiedziała na pewno – nie chciała przeżyć życia sama.
Niechciany spadek
Monika Chodorowska
ISBN 978-83-66332-38-6
Rok 2021
Liczba stron 336
Format 135 x 205
Oprawa miękka
Cena 34,90
Powiedzenie, że człowiek uczy się na błędach, nie dotyczy Hani. Wciąż powiela schematy i kurczowo trzyma się złudzeń. Kolejne związki przynoszą rozczarowanie i poniżenie. Dopiero jednak uwikłanie w romans z pospolitym przestępcą podziała jak zimny prysznic.
Czy dziwna ciotka z Podlasia i nowa praca pomogą jej w tym?
Czy uda jej się odczarować zawód pielęgniarki?
Czy wreszcie spotka godnego zaufania mężczyznę?
Struny pragnień
Monika Chodorowska
ISBN 978-83-65351-91-3
Rok 2019
Liczba stron 272
Format 135 x 205
Oprawa miękka
Cena 29,90
Struny pragnień autorstwa Moniki Chodorowskiej to opowieść o matce i dziecku dotkniętym autyzmem. O bezradności matki, o niezrozumieniu przez otoczenie, o lękach i frustracji.
Franek nie używa zwrotów grzecznościowych, bo nie rozumie zasadności ich użycia. Posługuje się krzykiem, bo wtedy dostaje to, co chce. Nie przytula się, bo ma nadwrażliwość dotykową. Dodatkowo jest bombardowany przez zapachy, dźwięki, światło. Jedzenie czasem staje się dla niego torturą. W kółko powtarza zasłyszane zwroty. Tylko tak potrafi się komunikować.
Autorka pracowała jako terapeutka pedagogiczna i chociaż jej bohaterowie są fikcyjni, pokazuje realne problemy, z jakimi mierzą się opiekunowie dzieci autystycznych. To cierpka, ale fascynująca podróż w świat zupełnie niedostępny rodzicom dzieci tylko czasami niesfornych.