Dialog w ciemności - Sebyła Władysław - ebook

Dialog w ciemności ebook

Sebyła Władysław

0,0

Opis

Zamordowany w Charkowie Władysław Sebyła jest dziś pamiętany przede wszystkim jako ofiara sowieckiego reżimu, mniej natomiast jako intrygujący i oryginalny twórca. Debiutował jako poeta społeczny, od początku jednak w jego twórczości pojawiały się elementy liryczne i metafizyczne. Wojciech Bonowicz akcent kładzie właśnie na metafizycznym wątku tej poezji: "dialogu w ciemności", sporu z Bogiem o sens ludzkiego życia i kształt świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 42

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Władysław Sebyła

Dialog w ciemności

Wybór i posłowie: Wojciech Bonowicz

Biuro Literackie • Stronie Śląskie 2016

44. Poezja polska od nowa 5

Władysław Sebyła: Dialog w ciemności

Wybór wierszy i posłowie: Wojciech Bonowicz

Redakcja: Artur Burszta

Rysunek na okładce: Julita Nowosad

Korekta: Joanna Mueller

Projekt typograficzny i skład wersji elektronicznej: Mateusz Martyn

Copyright © by Wojciech Bonowicz

Copyright © by Julita Nowosad, 2012

Copyright © by Biuro Literackie, 2016

Biuro Literackie

ul. Sokolnicza 5/37, 53-676 Wrocław

tel. 71 346 01 42, [email protected]

www.biuroliterackie.pl

isbn 978-83-65358-43-1

Wszelkie powielanie lub wykorzystywanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.

Spis wierszy

Modlitwa

Koń

Ogłoszenie

Spowiedź szczurołapa

Fabryka

Panopticum

Wstęp

Jehowa

Junkier

Ksiądz

Poeta

Piechota maszeruje

Rekord

Żołnierz nieznany

[Jesteśmy gnojem, mój bracie]

Poeci

Młyny. Sonata nieludzka

1 [O nocy, daj mi sen]

2 [Już pierwsza gwiazda]

3 [Młyny szły bezszelestnie]

4 [Nad tym kołem krążyli smutni aniołowie]

5 [A trzecie koło stare było]

6 [W martwocie mroźnej nocy]

7 [Ostatnie gwiazdy zgasły]

8 [Nalane smołą stoją skryte w nocy stawy]

Osiem nokturnów

1 [Już nocny wiatr nas pustoszy]

2 [Wicher płomienie gwiazd]

3 [O czarne wody Narwi wiatr]

4 [Księżyc srebrzystym radłem]

5 [Szły koła po wodzie]

6 [Powiesili szatani dzwon na szklanej górze]

7 [Co nocy anioł mocuje się ze mną]

8 [Wali się noc sinym kamieniem]

Młodość Boga

Obrazy pamięci

Otwarcie

I [Chłopcze, zgubiony w czasie]

II [Łąki gwiazd i gałęzie głogu nad głowami]

III [Coraz to ciemniej]

IV [Zapomniałeś? Znów letnia noc o brzegi bije]

Ojcze nasz

I [Ojcze nasz, któryś jest na niebie]

II [Tam gdzie kostnieją drzewa]

III [Jak cię przywołać? gestem rąk?]

IV [O świecie bez marzenia]

V [Nie wiem, jak myślisz? Czy błyskawicami?]

Człowiek

[Gdy patrzę w Ciebie]

O zasadach wyboru (Wojciech Bonowicz)

O autorze (Wojciech Bonowicz)

Modlitwa

Boże! Luń świetną jasność świetlistą strugą z wiadra

Rybie, co schnące skrzela na ostrym piasku targa.

Zdejm starcze bielmo z oczu ogłupiałego konia,

Który zapomniał chrzęstu runiastych traw na błoniach.

Brudnemu psu, włóczędze, zapadłe wygładź boki,

Radośnie pozwól szczekać pod niebem – pod wysokim.

Swarliwym wróblom posyp garście grubego ziarna,

Niech mielą swoje kłótnie na świergotliwych żarnach!

Wróć uśmiechniętą młodość chłopcom dwunastoletnim

O starczych, zmiętych twarzach – przed sądem dla nieletnich.

A matkom-suchotnicom pierś słodkim mlekiem odmij,

By mieli co ssać nadzy synkowie pierworodni.

Pozrywaj swoje gwiazdy i rozrzuć je po ziemi,

Dzwoń w nie, by trzaski iskier usłyszeć mogli niemi!

I rozwieś ślepcom tęcze w oczach znieruchomiałych.

Rzuć im odmęty wirów czerwonych, modrych, białych,

A rybie, targającej skrzela na sypkim piasku,

Rzuć tylko jedną kroplę Twego płynnego blasku!

Koń

Kiedy był młody, w rowach o brzegach obrosłych głogiem

Rwał miękką wargą zioła, spotkanym nie gardził stogiem.

A potem chodził pod siodłem, w janczarach, brzęczących cugach.

Dopóki pan nie zmądrzał: nie pojął, że siedzi w długach.

Wtedy w codziennym trudzie stał się potulny i sforny,

Wprzęgany od pługa do wozu, dorożki lub ciężkiej platformy.

Teraz od rana do nocy skrzypiący z cegłami wóz ciągnie

Lub z piaskiem wiślanym czasami pękate od wody dwie stągwie.

Smutny, ogłuchły i ślepy, ryk aut go nie przeraża,

O niczym od dawna nie myśli, nic sobie nie wyobraża.

Zbielały mu z bólu oczy, spękały na bruku kopyta,

Pan jego, obszarpaniec, nie krzyknie, o nic nie zapyta.

Poślizgnie się kiedyś na bruku i bity biczyskiem nie wstanie.

Stroskany klął będzie pod nosem pan jego, nędzarz w łachmanie.

Powiążą mu muchy do pyska, w zbielałym zaroją się oku

– I wiankiem otoczą go dzieci ze wszystkich zaułków naokół.

Ogłoszenie

Obywatele!

Szczurów na świecie za wiele.

W biały dzień wyłażą ze śmietników

I ośmielają się swój pisk

Podnosić do godności człowieczego krzyku.

Zamknąć im pysk!

Wczoraj na teatralnym placu zarżnęły koguta.

(Taka ich buta.)

Wszędzie szczury.

Ubrały się w mundury,

Sutanny i fraki,

A i w purpurze chodzi jaki taki.

Gryzą i niszczą wszystko, co im pod pysk wpadnie.

Na nic pułapki, zapadnie.

Żrą trawę na łąkach jak woły,

Kupy trocin zostawiają z lasów:

Niezadługo glob ziemski będzie taki goły

Jak zadki dwuletnich bobasów.

Najwyższe góry, sięgające nieba,

Gryzą jak bochny chleba.

Kurzem żelaznej rudy opylone pyski

Nurzają w nafty wytryski.

A niech je ogarnie pragnienie,

Żegnajcie źródła, potoki, strumienie!

Wszystko wychłepcą po troszku:

Wypiją ocean gorzki

I morza zielone od burzy,

Potem i błoto z kałuży.

A kiedy suche będą morza, rzeki i potoki,

Wpiją drobne siekacze w obłoki,

Zanurzą zęby w zachodzące zorze

I z pysków wąsatych

W wyschły ocean i morze

Zakapią krwi słonecznej purpurowe kwiaty!

Ja jestem szczurołapem, gram słodko na flecie,

Chodzę, lunatyk nieba, po ogromnym świecie,

Szczury tropię

I topię.

Gram kołysanki srebrne na siedmiu świetlistych tonach,

A szczury tańczą sennie na długich, złuszczonych ogonach.

Wsłuchane w pluski fujarki

Toczą piskliwe pogwarki,

Idą za mną – w takt fletu z wolna się kolebią –

I toną po jednemu, powoli –

W czarnej, rodzajnej roli,

W moim złocistym niebie.

Spowiedź szczurołapa

Księże! Przestań mnie straszyć swoim bogiem strasznym,

Który siedzi na tronie z gwiazd i adamaszku.

Przestań syczeć jak żmija. Przestań mówić do mnie.

Nie słyszę. – Zgłuchłem w ciszy.

Nie widzę. Oślepiły mnie płomyki gromnic.

I nie wierz moim grzechom. Ja tak słodko kłamię.

Umiem wymyślać grzechy pachnące kwiatami,

Grzechy pachnące wiatrem i mokre od deszczu,

Grzechy – co jak liście szeleszczą.

Nie strasz mnie bogiem, który za zielonym stołem