Dlaczego do mnie przyszłaś? - Maureen Child - ebook + książka

Dlaczego do mnie przyszłaś? ebook

Maureen Child

4,3
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Przyszła tu pod wpływem impulsu, chęci zaspokojenia potrzeby, której nie zamierzała dłużej ignorować. Henry zaprzątał jej myśli przez dziesięć lat. Żaden napotkany mężczyzna nie potrafił mu dorównać. Tego wieczoru doszła do wniosku, że nie ma sensu dłużej go unikać. Przez parę ostatnich dni widywali się, rozmawiali z sobą, nawet się całowali. I narastał głód, aż przyszła pora go zaspokoić. – Amanda, nam jest dobrze razem – powiedział Henry. – Było dobrze – sprostowała. – Teraz został nam tylko seks. – Wspaniały seks. – Owszem. Ale to za mało, Henry...”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 160

Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maureen Child

Dlaczego do mnie przyszłaś?

Tłumaczenie:

Anna Sawisz

Tytuł oryginału: The Ex Upstairs

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Maureen Child

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9523-9

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Ona tu jest, szefie. I nie wygląda na zadowoloną.

Henry Porter szerokim uśmiechem skwitował słowa swojej asystentki.

– Mnie to nie przeszkadza, Donna – odparł. – Uszczęśliwianie Careyów to nie moje hobby.

– Rozumiem. Ma wejść? – zapytała starsza kobieta, ściszając głos. – Nie była umówiona.

– Niech sobie poczeka jakieś pięć minut. A potem wpuść ją do mnie.

Mężczyzna wstał i podszedł do okna, za którym rozpościerał się wspaniały widok na Los Angeles i jego przedmieścia. Miał pięć minut, by przygotować się na spotkanie z kobietą, o której nadal zbyt często zdarzało mu się myśleć.

Wiedział, że prędzej czy później Amanda Carey albo jej brat Bennett pojawią się w jego biurze. Zrobił nawet sporo, by takie spotkanie go nie ominęło. I teraz cieszyło go, że Amanda musi trochę zaczekać w recepcji obok biurka Donny.

W ostatnich latach miał kilka okazji do wepchnięcia Careyom kija w szprychy. Odwodził ich potencjalnych partnerów od zamiaru współpracy. Specjalnie składał korzystniejsze oferty, by uniemożliwiać im wygrywanie przetargów. Wszystko to robił anonimowo, mógł więc spokojnie stać sobie z boku i przyglądać się ich sfrustrowanym minom.

Głównie minie Bennetta. Miło było popatrzeć na klęskę byłego przyjaciela. Henry nie należał do tych, co łatwo zapominają.

A teraz postanowił działać z otwartą przyłbicą. Spowodował mianowicie przeciek, że to jego firma, Porter Enterprises, sprzątnęła Careyom sprzed nosa jakiś bardzo łakomy i niezwykle przez nich pożądany kąsek.

Uj, musiało zaboleć, skoro Amanda pofatygowała się do niego osobiście. Henry ostatni raz rozmawiał z nią jakiś rok temu na imprezie dobroczynnej. I do dziś pamiętał, jak wtedy wyglądała. Długie jasne włosy spięła w węzeł na czubku głowy, a asymetryczna biała suknia do ziemi nadawała jej wygląd eteryczny i diabelsko seksowny jednocześnie. Zapierała dech w piersi, ale nie dał tego po sobie poznać.

Wpadli na siebie przypadkowo przy barze. Jej spojrzenie omal go nie zabiło. No, w każdym razie rozpaliło do białości. Nie przyznawał się, pod jak wielkim jej wrażeniem pozostaje do dziś. Ale cóż, oszukiwać można innych, nie samego siebie.

Rozmawiali wtedy przez chwilę, głównie o interesach. Za dużo ciekawskich oczu i uszy było wokół, by poruszać inne tematy. Ale czuł, że kiedy ona na niego patrzy, jej wzrok płonie. I fakt, że nie potrafiła ukryć swojego temperamentu, sprawiał mu perwersyjną radość.

Te sztylety w oczach działały na niego mocniej niż najbardziej kokieteryjny uśmiech. A młodsza siostra Bennetta Careya, jego niegdyś najlepszego przyjaciela, podobała mu się już w czasach studenckich. Gdy ją poznał, miała osiemnaście lat, on dwadzieścia. Zakochał się. Była piękna, inteligentna, zabawna. Czego chcieć więcej?

Nigdy nie spotkał podobnej dziewczyny. A dwutygodniowe we Włoszech spędzone z jej rodziną wakacje ten zachwyt pogłębiły. I w końcu ją zdobył. Jeszcze przed wyjazdem przespali się z sobą w hangarze na łodzie w leżącej nad jeziorem posiadłości Careyów. Zorientował się, że Amanda jest dziewicą, ale było już za późno, aby się wycofać. Zresztą ona też wcale nie miała ochoty przestać. Seks był dziki, a po jego zakończeniu oboje nie mieli pojęcia, co z tym fantem zrobić.

Zresztą czy było się czym martwić?

Teraz odsunął te wspomnienia na bok, skrzyżował ręce na piersi i rozparty w fotelu czekał. Gdy drzwi się otworzyły, promień słońca padł na jej sylwetkę, zupełnie jakby była gwiazdą Broadwayu czekającą na aplauz po efektownym wejściu.

A on rzeczywiście omal jej tego aplauzu nie zapewnił.

Miała na sobie białą bluzkę, krótką czarną spódnicę i purpurowy żakiet. Para czerwonych szpilek dodawała smukłości jej i tak wspaniałym nogom. Jasne włosy falami spływały na ramiona.

– Amando…

Nabrała powietrza, zamknęła drzwi i skierowała na niego dwa jakże znajome sztylety w oczach.

– Specjalnie to zrobiłeś.

– Miło cię widzieć – odparł z uśmiechem, który mógł ją jedynie jeszcze bardziej rozwścieczyć.

– Nie próbuj mnie czarować, Henry – ostrzegła go chłodno.

– Uważasz, że jestem czarujący? Dobrze wiedzieć.

– Nie, nie uważam – odparła, ale jej nie uwierzył. – Chcę tylko mieć pojęcie, dlaczego to zrobiłeś – dodała zbliżając się do jego biurka długimi krokami, z żarem w oczach.

– Mogłabyś wyrażać się jaśniej? – zaproponował, dobrze wiedząc, o co jej chodzi.

– Kupiłeś budynek dawnej hali targowej tuż obok Carey Center.

– A czy to niezgodne z prawem? – zapytał z uśmiechem.

– Zgodne, ale to podłość. Byłeś świadomy, że chcieliśmy przejąć ten obiekt – powiedziała, stawiając na krześle skórzaną torebkę i biorąc się pod boki.

– A niby skąd miałem to wiedzieć?

– Może od jakichś swoich szpiegów? – odparła, unosząc ręce w górę.

Henry się roześmiał. Tak rozemocjonowana Amanda to widok, który go autentycznie cieszył. Takiej jej nie znał. W ciągu dziesięciu lat, które upłynęły od ich pierwszej i jedynej miłosnej nocy, jeszcze wypiękniała. Stała się bardziej intrygująca. I pociągająca.

– Mówisz serio? Uważasz, że zatrudniam szpiegów?

– A czemu nie? To pasuje do twoich długofalowych planów odwetu na Careyach.

– Odwetu? Za co?

Oczywiście dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale chciał to usłyszeć od niej.

– Henry, to było dziesięć lat temu – powiedziała. – A ty co? Ciągle chcesz się mścić?

– Mścić? Chyba przesadzasz.

– A jak to inaczej nazwać?

– Może… los? – podpowiedział, mając w pamięci tamtą noc sprzed dziesięciu lat.

Noc z Amandą i to, co po niej nastąpiło. A co określiło jego plany i ambicje oraz wprowadziło go na ścieżkę, którą podążał do dziś.

Ściągnęła usta, obróciła się na pięcie i zrobiła dwa szybkie kroki w stronę drzwi. Zaraz jednak się zatrzymała.

– Tak bardzo ci zależy, żeby nas pogrążyć, że aż musiałeś sprzątnąć nam sprzed nosa ten budynek?

– Coś w tym rodzaju. Chciałaś, żebym się do tego przyznał? No dobra, przyznaję – odparł, patrząc jej w oczy. – Wiedziałem, że zależy wam na tej budowli, więc dałem lepszą cenę.

– Tak po prostu? – zatchnęła się Amanda.

– Właśnie.

Rysy jej twarzy się zaostrzyły, zmrużyła oczy.

– I co zrobisz z tym gmachem? – spytała.

– Nie wasza sprawa.

Boże, jak ona pięknie wygląda. Chciałby jej dotknąć, ale zważywszy na jej obecny nastrój, mogłoby to się źle skończyć. Ale popatrzeć też jest miło.

– Henry, do jasnej cholery! – zawołała sfrustrowanym tonem.

– Aż tak męczy cię, że jeden z licznych zamiarów Bennetta nie wypalił? – zapytał, i było to pytanie z gatunku nieprzemyślanych.

– Henry, do jasnej cholery – powtórzyła. – Wszystko schrzaniłeś.

Gdyby w jej głosie była tylko złość, odgryzłby się jakoś. Ale ona była teraz najwyraźniej rozżalona. I to go zaniepokoiło. Rzadko ją widywał przez ostatnie lata, ale śledził jej losy i dokonania. Ukończyła studia w zakresie biznesu, po czym została wiceprezeską Carey Corporation. I kroczyła od sukcesu do sukcesu, podobnie jak on. Ton rezygnacji w jej głosie go martwił.

– O czym ty mówisz? – zapytał.

– O niczym, nieważne – odrzekła, jakby nagle zorientowała się, że powiedziała za dużo. – Niepotrzebnie tu w ogóle przyszłam.

– A mnie jest akurat bardzo miło z tego powodu.

– Nie wątpię – powiedziała, biorąc torebkę.

– Amanda – wyrwało mu się nagle – pewnie nie uwierzysz, ale w tym wszystkim nie chodziło o ciebie.

– Chciałabym w to uwierzyć, ale nie potrafię – odparła, przerzucając pasek torby przez ramię. Spojrzała na niego. – Nie wiem, jakie jeszcze masz zamiary, Henry, ale radzę ci uważać. Od nas trzymaj się z daleka.

– Kto mnie ostrzega? Ty czy rodzina Careyów?

– To jedno i to samo – odparła stanowczym tonem.

Kiedyś zacząłby się z nią o to spierać, ale teraz ona ma chyba rację. Weszła bez reszty w buty przygotowane dla niej przez potężną rodzinkę. Nie powinno go więc dziwić, że wszystko to wzięła tak bardzo do siebie. Jest wszak jedną z nich…

Patrzył, jak odchodzi. Przyjemnie było spojrzeć na jej piękny tyłek i długie opalone nogi. Nieprędko zobaczy te cuda po raz kolejny, warto się więc ponapawać ich widokiem i wspomnieniami wspólnej nocy. Poczuć dotyk jej ust i ciepło ciała.

Dziesięć lat, a dla niego to jakby wczoraj. Był z Amandą, ale to się skończyło i nagle musiał stawić czoło Bennettowi. I w ogóle…

Tamta noc i jej następstwa koniec końców dodały mu skrzydeł. Przestał unikać ryzyka, stworzył firmę, która z powodzeniem mogła konkurować z Careyami. A teraz był tak bliski spełnienia planów i ambicji, że o cofnięciu się nie może być mowy. Żadne tam „trzymaj się z dala”, droga Amando.

Henry Porter jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Amanda przeszła obok biurka asystentki i skierowała się do windy. Dopiero tam oparła się o ścianę i próbowała uciszyć galopujące serce. Ale odzyskanie oddechu jeszcze nie znaczy, że się uspokoi.

Rozsadzała ją złość, ale najbardziej zaniepokoiło ją to, co poczuła, patrząc w oczy Henry’ego koloru ciemnej leśnej toni. Otóż poczuła… pożądanie, choć trudno jej było w to uwierzyć. Ciemne włosy opadały lokami na kołnierzyk jego koszuli i był tak wysoki, że ona – nawet na obcasach – musiała zadzierać głowę, by mu spojrzeć w oczy. Nieco tyczkowata sylwetka, świetny czarny garnitur. Na pewno robił wrażenie na kobietach.

A ona – nawet biorąc pod uwagę całokształt sytuacji – nie była wystarczająco odporna na jego męski urok.

Dlaczego to właśnie Henry Porter musi się jej aż tak podobać? I to od momentu, gdy Bennett na pierwszym roku studiów przyjechał do domu na długi weekend w towarzystwie współlokatora z akademika. A półtora roku później Henry pojechał z nimi na doroczne rodzinne wakacje do Włoch. I to właśnie tam Amanda poznała słodycz miłości.

Wszystko skończyło się oczywiście spektakularną katastrofą, o czym przypomniała sobie, gdy winda zjechała na parter biurowca ze szkła i chromowanej stali. Przecięła wyłożony płytami białego granitu hol i wydostała się na ruchliwą, typową dla Los Angeles ulicę. Przewalający się po chodnikach tłum wiecznie zagonionych ludzi pozwolił oderwać myśli od Henry’ego.

Ale tylko na chwilę. Teraz czeka ją długa jazda do okręgu Orange. Wiedziała, że w tym czasie będzie wciąż i wciąż wracać do tego, co stało się przed chwilą.

W Irvine w Kalifornii przymglone światło słońca wdzierało się przez wielkie okna do sali posiedzeń zarządu. Wieżowiec ze szkła i stali górował nad okolicą, gdzie pasemka zieleni przypominały zielone aksamitne wstążeczki, którymi obwiązuje się prezenty. Na autostradzie zrobił się nieunikniony o tej porze korek. Jedynie w oddali Amanda dostrzegła smugę błękitu. Pacyfik.

Careyowie ulokowali siedzibę swojej firmy w tej samej miejscowości co słynne Carey Center, pod budowę którego wykupili szmat użytkowanej niegdyś przez ranczerów ziemi. W tym przybytku kultury w każde wakacje odbywał się festiwal pod nazwą Letnie Wrażenia. Obejmował rozmaite wydarzenia artystyczne od spektakli baletowych przez koncerty symfoniczne aż do musicali.

Po tym, co ją dziś spotkało, ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było uczestnictwo w rodzinnej nasiadówce. Ale mus to mus. Gdyby Henry wszystkiego nie zepsuł, właśnie w tej chwili przedstawiałaby swoją koncepcje zagospodarowania budynku targowiska znajdującego się zaledwie czterysta metrów od Carey Center.

Ta budowla stała tam od zawsze i Careyowie długo udawali, że jej nie zauważają. Ale kiedy została wystawiona na sprzedaż, Amandzie nagle przyszło do głowy mnóstwo pomysłów, jak można by ją spożytkować dla rozwoju rodzinnego centrum kultury.

Nareszcie miała szansę udowodnić wszystkim, ile może wnieść do korporacji. W jej gestii pozostawało bowiem planowanie eventów odbywających się w Carey Center.

– A teraz wszystko diabli wzięli – mruknęła.

– Chciałaś coś powiedzieć? – spytała ją starsza siostra Serena.

Trzydziestodwuletnia Serena samodzielnie wychowywała trzyletnią Alli, była osobą niezwykle pogodną i niedawno wróciła do współprowadzenia rodzinnego biznesu.

Amanda upewniła się, że nikt z siedzącej za konferencyjnym stołem rodziny nie zwraca uwagi na nią ani na Serenę, szeptem więc poinformowała siostrę, że dziś rano była w LA.

– Teraz wszystko rozumiem – odparła Serena ze śmiechem. – Od tych korków na drodze można stracić humor.

– Nie chodzi o korki. Rozmawiałam z Henrym Porterem.

– Naprawdę? Widziałaś się z nim? – nie dowierzała Serena.

– Psst… – uciszyła ją Amanda. – Tak, odwiedziłam go. Musiałam.

A nie powinna, tylko nie potrafiła się powstrzymać.

– Co u niego?

– Po staremu – odparła Amanda, mając głównie na myśli jego wygląd. Sama zastanawiała się, jak to możliwe, że podoba jej się facet powszechnie uważany za zdeklarowanego wroga jej rodziny.

– Podobno się przeprowadza? – szepnęła Serena.

– Przeprowadza? Dokąd? – Zaskoczona Amanda spojrzała na siostrę.

Serena zaczęła odpowiadać, ale przerwał jej donośny głos Bennetta. Amanda postanowiła spotkać się z siostrą w cztery oczy, jak tylko będzie to możliwe. Skąd Serena wie o zamierzeniach Henry’ego?

– Okej, kochani, zmierzamy ku końcowi – mówił Bennett, spoglądając na złotego rolexa. – Za czterdzieści minut mam spotkanie z szefem merchandisingu. Amando, co z programem Letnich Wrażeń?

– Zapowiada się świetnie – odparła z uśmiechem. – Będzie chiński balet, bilety idą jak woda. Przedstawienie w lipcu. A przedtem mamy musical „Sweetney Todd” i wspólny koncert chórów z trzech miejscowych liceów – mówiła, zerkając na ekran tabletu.

Bennett jęknął, a Amanda zaczęła mówić o konieczności popierania lokalnych talentów.

– Filharmonicy z Los Angeles wystąpią u nas trzykrotnie w ciągu lata, mam też kilka innych propozycji, ale jest dopiero kwiecień, za wcześnie mówić o wszystkim – zakończyła, patrząc na brata.

– Te szkolne chóry mnie nie przekonują, ale reszta wygląda okej – powiedział Bennett. – A co z marketingiem? – zwrócił się do Sereny.

– Cierpliwości – odparła cicho, lecz stanowczo. – Muszę się wdrożyć. Pod koniec miesiąca dostaniesz całościowy raport.

Amandzie widok niepewnej siebie siostry sprawiał przykrość. Serena nie tkwiła tak głęboko w strukturach firmy jak reszta Careyów. Wolała założyć rodzinę, marzyła o szóstce dzieci. Ale jakoś jej się nie układało i w końcu wylądowała jako rozwódka z córką jedynaczką. Podjęła pracę w rodzinnym biznesie, a mała chodziła do przedszkola firmy na parterze.

– Serena jak zwykle jest zbyt skromna – wtrąciła niespodziewania Amanda. – Ja mogę dodać, że uczestniczy w przesłuchaniach naszych Gwiazd Lata i już prawie skończyła tworzenie strony internetowej tego konkursu. Pozyskuje też reklamodawców dla naszych kanałów.

– Na razie nie mam nic gotowego do pokazania – zaprotestowała Serena.

– Nie przesadzaj ze skromnością – przerwał jej Bennett. – Sam pomysł Gwiazd Lata już jest świetny.

– Prawda? – poparła go ich matka, Candace Carey. – Amatorzy będą mogli się zaprezentować w przesłuchaniach na żywo i ludzie będą na nich mogli głosować przez internet. Nie rozumiem wiele z tej całej techniki, ale uważam, że to wspaniały pomysł.

– Tak, rzeczywiście dobry – uśmiechnął się do niej mąż, Martin Carey. Ten sześćdziesięcioczterolatek był postawnym i wciąż szalenie przystojnym mężczyzną o nadal bystrym umyśle.

I w tym tkwił pewien problem. Formalnie przekazał firmę młodym, ale nie umiał się zająć niczym innym. Wszyscy byli tym zmęczeni, w szczególności jego żona.

Teraz właśnie skrytykował Serenę za to, że choć rzekomo ukończyła już stronę internetową Gwiazd Lata, to jeszcze nie pokazała jej w sieci.

Dobry nastrój rodzinnego spotkania prysł bezpowrotnie. Bennett wsunął ręce do kieszeni i zacisnął zęby. Amanda uważała, że jej trzydziestoczteroletni brat jest urodzonym liderem biznesu, ale cóż z tego, skoro ojciec nie chce mu ustąpić miejsca?

Serena niepewnie popatrywała to na Bennetta, to na ojca, i w końcu wyjaśniła kilka technicznych tajników i obiecała, że strona zostanie upubliczniona w sieci za tydzień lub dwa.

– Niech mi to będzie tydzień! – skwitował Martin, uderzając palcem w blat mahoniowego stołu.

– Lepiej dwa – wtrącił się Bennett. – Tato, to musi zostać dopracowane. Jest jeszcze sporo czasu.

Candace westchnęła, a Martin skrzywił się i kiwając głową, odparł:

– No cóż, ty jesteś za to odpowiedzialny, Bennett.

– Jakieś wieści od Justina? – zapytał Bennett, zdeterminowany, by zakończyć zebranie, zanim ojciec znów z czymś wyskoczy.

– Nie – odparła Serena, niepewnie patrząc na Amandę i rodziców. – Dzwoniłam do niego, ale ma włączoną pocztę głosową. Pewnie wszystko z nim w porządku. Znasz przecież Justina, mamo, prawda?

Dobiegająca sześćdziesiątki Candace Carey wyglądała co najmniej dziesięć lat młodziej. Krótko ostrzyżone włosy ufarbowała ostatnio na kolor kasztanowy z rudawymi przebłyskami, a zmarszczki na jej twarzy miały charakter wyłącznie mimiczny – od częstego uśmiechania się. Oznaka dobrego życia, jak uważała Amanda.

– Zgadza się, znam. I w dodatku wiem, że nic mu nie jest, bo z nim wczoraj rozmawiałam. Jest w Santa Monica. Pracuje nad czymś, co jest dla niego ważne – dodała, wbijając spojrzenie w męża.

– Co może być ważniejsze od Carey Corporation? – żachnął się Martin.

– To pytanie brzmi szczególnie wymownie w twoich ustach, Martin – odparowała mu żona.

Amanda skrzywiła się w oczekiwaniu nieprzyjemnego starcia, bo matka – kiedy była w dobrym humorze – zwracała się do męża per Marty.

– Nie to chciałem powiedzieć, Candy – zaczął się wić ojciec rodu.

– Chciałeś – odparła jego żona, obdarowując go ciężkim spojrzeniem – bo tak myślisz. Wracaliśmy do tego tematu setki razy: mówiłeś, że powinniśmy przejść na emeryturę. Zaczęliśmy robić pewne plany.

– Wiem, kochanie. I zrobimy wszystko, co zaplanowaliśmy.

– Kiedy?

– Jak tylko skończy się letni festiwal.

– Za jego organizację odpowiada Amanda i świetnie jej idzie. Co jeszcze mi powiesz? – ciągnęła Candace, bębniąc polakierowanymi paznokciami o blat.

– W hotelu jest nowy menedżer…

– Bennett wszystko znakomicie ogarnia – zapewniła żona.

– A co z Justinem? – zapytał Martin, zapewne przekonany, że wyciąga asa z rękawa.

– Justin nie potrzebuje twojego nadzoru – odparła Candace. – Mamy dorosłe dzieci. Szczerze, Martin? Zaczynam podejrzewać, że nie lubisz spędzać czasu ze mną.

Amanda rzuciła niespokojne spojrzenie siostrze.

– Kochanie, wiesz, że to nieprawda. – Martin sięgnął po dłoń żony.

Candy cofnęła rękę i pokręciła głową. Wstała i złapała swoją torebkę z czarnej skóry.

– A ja myślę, że prawda – oświadczyła. – Dobrze wiem, że potrafisz kłamać w żywe oczy.

– Mamo… – usiłował interweniować Bennett.

Ale Candace uniosła w górę palec i oznajmiła:

– Idę na lunch z waszą ciotką Viv.

– Myślałem, że lunch zjesz ze mną, kochanie – przypomniał jej Martin.

– A ja myślałam, że wyjeżdżamy na tydzień do Palm Springs – odgryzła mu się żona. – Rozczarowanie jest więc obustronne.

Amanda spojrzała na Serenę i z jej miny wywnioskowała, że sympatia siostry jest po stronie mamy.

– Ależ kochanie… – Martin spuścił z tonu. – Ja się chciałem tylko przed wyjazdem upewnić, że tu wszystko zostawiam w najlepszym porządku.

– Nieprawda. – Candace uniosła brwi. – Ty po prostu nie potrafisz się od tego odkleić. Wyszkoliłeś Bennetta, przekazałeś mu firmę, a mnie obiecałeś, że zaczniemy podróżować.

– I zaczniemy! – przekonywał ją.

– Dokąd? Do Europy? Skoro ciebie przerasta nawet wyjazd do Palm Springs! Nie, ty potrafisz tylko podróżować między oddziałami swojej firmy. Powodzenia, synku – powiedziała do Bennetta i wysoko unosząc głowę, zaczęła zmierzać do wyjścia.

– Zaczekaj, kochanie! – krzyknął Martin.

– Ja już się naczekałam, starczy. Życzę wam wszystkim miłego dnia – powiedziała, omiatając wzrokiem swoje dzieci. – Wszystkim z wyjątkiem ciebie, Martinie.

Nie uraczywszy męża spojrzeniem, wyszła z sali, a Amanda pomyślała, że dziwnym zbiegiem okoliczności i ona, i matka mają problem z facetami.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY