Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przyjechałam go zniszczyć, a nie kochać.
Borys jest trenerem i najbardziej kocha piłkę nożną, ale w końcu jest gotowy otworzyć serce na miłość. Pewnego dnia w jego życiu pojawiają się dwie piękne kobiety, Lena i Maja. Obie mają mnóstwo tajemnic i powodów by rozkochać go w sobie. Na początku ich intencje nie są szczerze, ale wszystko się zmienia, kiedy uczucia wymykają się spod kontroli, a do serca zaczyna pukać miłość.
Jest końcówka sezonu piłkarskiego, a w życiu Borysa dzieje się prawdziwa rewolucja. Mężczyzna gubi się pomiędzy obowiązkami, a uczuciami, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Pragnie Mai, troszczy się o Lenę, czuje nienawiść, zazdrość i ogromne przytłoczenie. A tajemnice powoli zaczynają wychodzić z mroku…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 424
Copyright © Nika Kardasz
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Joanna Podolska
Korekta
Natalia Ziółkowska
Projekt okładki
Iza Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2023
eISBN 978-83-67639-95-8
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
PROLOG
Poniedziałkowe poranki zawsze wyglądają tak samo. Razem z przyjaciółką wchodzimy do sali konferencyjnej kilka minut spóźnione, wszyscy siedzą już przy okrągłym stole, z wyjątkiem redaktora naczelnego, który stoi na środku i omawia plan na najbliższy tydzień. Siadamy na dwóch ostatnich krzesłach i sztucznym uśmiechem staramy się zakryć spóźnienie. W zasadzie wszyscy już do niego przywykli z wyjątkiem dwóch kobiet z działu show-biznesu. Marta i Iwona rzucają w naszą stronę oziębłe spojrzenia.
– Kiedyś je wygryzę – szepcze przyjaciółka, nie przestając się uśmiechać.
Zawsze trzymałam się z dala od jakichkolwiek konfliktów, dlatego zamiast walczyć na spojrzenia z przemiłymi koleżankami próbuję nadążyć za omawianym tematem. Nienawidziłam się spóźniać, ale moja przyjaciółka miała to we krwi. A że w weekendy lubiła spać w moim łóżku, a nie swoim, w poniedziałki nigdy nie przychodziłyśmy do pracy o czasie. I chociaż prawie wszyscy się do tego przyzwyczaili, ja nie potrafiłam. Przyjaciółka zdawała sobie z tego sprawę i spieszyła się jeszcze wolniej. Tym sposobem próbowała przegonić służbistkę, która wciąż we mnie była.
Zanim rozpadł się mój świat, to ja stałam na środku z plakietką „redaktor naczelny” i kierowałam swoim teamem. Co prawda działo się to w innym mieście i w innym życiu, ale sumienność została ze mną do dziś. Nagle przyjaciółka szturcha mnie i podsuwa mi swój notatnik.
Ja wygryzę je, a ty redaktora. Co ty na to?
Nie mogę się nie uśmiechnąć na taki pomysł.
Kiedyś na pewno – odpisuję jej.
Kiedyś? – przyjaciółka nie odpuszcza. – Jesteś do tego stworzona!!!
Wiem, ale nie mam jeszcze na to siły. Trzy lata temu w moim życiu wybuchła bomba. I chociaż oddycham, jem, chodzę do pracy, a czasem nawet na randki, mrok nadal zajmuje sporą część mojego serca. Nie mam już pomysłu, jak się go pozbyć.
SKUP SIĘ! – piszę wielkimi literami i kiwam głową w stronę wyświetlanej prezentacji.
– Wyluzuj – czytam z ruchu jej warg i śmieję się cicho, kiedy długopisem zaczyna stukać się po głowie.
Ale kiedy zerkam znowu na slajd, blednę na widok mężczyzny, który do tej pory występował tylko w moich koszmarach. Teraz też nie jest prawdziwy. Jego twarz wyświetla projektor. Mimo to zaczynam się trząść i głośno oddychać, co nie umyka uwadze przyjaciółki.
– Lenka, co ci?!
To on – piszę, niezdolna nic powiedzieć.
Przyjaciółka patrzy na mnie z olbrzymią zmarszczką na czole i kiwa głową ze zrozumieniem. Zamykam oczy, kiedy ból w nadgarstkach staje się nie do zniesienia. Chociaż po ranach zostały tylko blizny, moje były wyjątkowe i co jakiś czas przypominały mi o swoim istnieniu. Bolały mnie i piekły, jakby z ran znowu sączyła się krew.
Nagle sytuacja zmienia się diametralnie i strach, który mnie sparaliżował, zamienia się w dużo silniejsze uczucie. Po chwili czuję już tylko czystą nienawiść.
Otwieram oczy i skupiam się na tym, co mówi redaktor.
– Borys Max jest wyzwaniem. Do tej pory nie powstał o nim żaden dobry artykuł. Kto z was chciałby się podjąć tego zadania?
Zanim udaje mi się przeanalizować jego słowa, moja ręka jest już w górze.
Borys
Nazywam się Borys Max. Jestem najlepszym trenerem piłki nożnej w Polsce. Wszystkie kluby piłkarskie biją się o moją kandydaturę. Oczywiście łechce to moje ego. Ale mimo to nie ruszam się z Krakowa.
Jeszcze do niedawna nienawidziłem tego miasta. Wkurwiali mnie mnożący się na potęgę turyści, srające wszędzie gołębie i kiczowato przystrojone dorożki ze śmierdzącymi końmi na czele. W tamtym momencie życia nie potrafiłem spojrzeć inaczej na otaczający mnie świat. Wszystko zaczęło się zmieniać dopiero, kiedy wpadłem na dziewczynę o kasztanowych włosach. Niewidoma Aurelia Szulc otworzyła mi oczy. Dzięki niej zakochałem się w życiu od nowa.
A teraz wpatruję się w białą piłkę, która w ekspresowym tempie wędruje z jednego końca boiska na drugi. I tak w kółko. Niedokładne podania, pochopne decyzje, pośpiech i gra na pięćdziesiąt procent. Piłkarzy pokonał właśnie stres. Żadna z drużyn nie potrafi doprowadzić akcji do końca. Spoglądam na zegarek. Ostatnia minuta. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, czeka nas dogrywka. Byłem pewny, że dziewięćdziesiąt minut wystarczy, żeby zakończyć to spotkanie z sukcesem. Miało być szybko i łatwo. Trzydziestostopniowy upał rozwalił naszą taktykę oraz moje plany na wieczór. Spóźnię się na kolację z Elizą. Chociaż po tak ciężkim meczu powinienem zostać w domu. Moje towarzystwo nie sprawi dzisiaj nikomu przyjemności. Najchętniej wbiegłbym na boisko, żeby zakończyć mecz tak, jak należy. Powstrzymuje mnie przed tym biała linia.
Na gwizdek sędziego wszyscy piłkarze ze zwieszonymi głowami schodzą z boiska. Uważnie przyglądam się, jak idą w kierunku szatni. Kilka sekund wystarcza, bym dostrzegł wszystko. Znam te objawy. Zawodnicy właśnie się poddali. Do tego są skrajnie wyczerpani. A to oznacza tylko jedno. Teraz wszystko zależy ode mnie i od moich słów. Takie sytuacje są największym wyzwaniem w mojej pracy.
***
Po tym można rozpoznać dobrego trenera. Kiedy po kilku minutach przerwy piłkarze wychodzą na boisko i wygrywają mecz. Wtedy każdy zastanawia się, co tak naprawdę wydarzyło się w szatni.
To bardzo proste – wydarzyło się to, co miało się wydarzyć. W kilka minut naprawiłem chłopakom głowę. Ostatecznie to od niej zależał sukces. Nazywałem to „mentalna reanimacja”.
Stoję pod prysznicem i wyrównuję temperaturę ciała. Marzyłem o tej chwili, odkąd wyszedłem na słońce. Upał był dzisiaj mocnym przeciwnikiem. Odebrał mi siły nawet na randkę. Zresztą nie tylko on. Stres też mocno kopnął mnie w tyłek.
Niespodziewanie po kilku minutach wraca mi energia. Lodowata woda zdziałała cuda. Wychodzę spod prysznica jak nowo narodzony. Może jednak będę miał siły na coś więcej niż samotny wieczór w domu? Wycieram się ręcznikiem i obmyślam, jakie mam opcje. Zwisający penis podpowiada mi tylko jedno rozwiązanie.
Sięgam po telefon i szukam numeru do Elizy. Dawno z nikim nie spałem i to popycha mnie do wybrania zielonej słuchawki. Co jakiś czas potrzebowałem rozładować napięcie seksualne z kobietą. Miałem wtedy czystszy umysł i byłem efektywniejszy w pracy. Poza tym odkąd Aurelia nauczyła mnie balansu, dbałem o swoje życie towarzyskie przez dwanaście miesięcy w roku, a nie tylko w przerwie między sezonami.
Odkładam telefon rozczarowany. Nie odebrała. Pewnie spisała mnie już na straty. Mógłbym zaczekać do jutra albo… pójść ze Sławkiem do klubu. To najszybsza i najwygodniejsza opcja. Chociaż starałem się nie korzystać z niej za często. Kiedyś w grę wchodził tylko szybki seks w klubie. Kiedyś… czyli zanim pojawiła się Aurelia Szulc. Dziewczyna była moją inspiracją, a chęć znalezienia drugiej takiej jak ona skłoniła mnie do zrobienia czegoś, czego nigdy w życiu nie próbowałem.
Do randkowania.
Powoli dojrzewałem do zbudowania relacji dłuższej niż na jedną noc. Na początku szło mi bardzo opornie. Pomimo dobrych chęci stare przyzwyczajenia i tak zamieniały romantyczne wieczory w jednorazowe przygody. Nieodzowne okazało się wsparcie mojego terapeuty. Był mężczyzną i na pewne tematy łatwiej rozmawiało mi się z nim niż z przyjaciółką. To on pomógł mi się uporać z obsesją na punkcie Aurelii, która urosła do bardzo niepokojących rozmiarów. Spotykałem się tylko z dziewczynami wizualnie podobnymi do mojego rudzielca. Musiało minąć kilka miesięcy, zanim zrozumiałem, że powinienem szukać głębiej.
I szukałem, poznawałem, wnikałem, eksplorowałem, analizowałem… Ale nie czułem. Żadna z dotychczas spotkanych kobiet nie poruszyła mojego serca, tak jak zrobiła to Aurelia.
Klub był dobrą odskocznią od rozczarowujących randek. Nie musiałem całego wieczoru poświęcać dziewczynie, od której najchętniej uciekłbym od razu. Dlatego co jakiś czas wychodziłem ze Sławkiem na miasto. Skoro Eliza przeszła mi obok nosa, nie miałem innego wyboru, jak zadzwonić do przyjaciela.
Kiedy telefon zaczyna wibrować mi w dłoni, uśmiecham się na widok jego imienia. Telepatia w naszym przypadku działa bez zarzutu.
– Jakieś plany na wieczór? – pyta znudzony.
Odkąd się rozwiódł, dzwoni do mnie w każdą sobotę z tym samym pytaniem.
– Nieaktualne.
– To może Golden?
To jedyny klub w Krakowie, na który mogę sobie pozwolić bez żadnych skandali. Jest ekskluzywny i nie ma w nim dziennikarzy. Te hieny tylko czekają na moje potknięcie. Więc jeżeli mam ochotę na niezobowiązującą przygodę, to tylko tam. Poza tym lokal ma kilka pokoi VIP. Już dawno skończyłem z obskurnymi toaletami. I co najważniejsze – każdą kobietę traktowałem jak czułą kochankę. Nawet jeśli miała połączyć nas tylko jedna noc.
– Odmówiłeś mi kilka sobót z rzędu – Sławek się nie poddaje. – Według moich statystyk dziś powinieneś się zgodzić. Poza tym musimy pogadać.
– O czym? – pytam, chociaż odpowiedź jest jasna.
– Dwie bramki w dogrywce? Znowu rozwaliłeś system. Nie wiem jak…
– Dobra – przerywam mu, kiedy zaczyna się rozgadywać. – Zamawiam taksówkę. Spotkamy się na miejscu.
– Na taką odpowiedź czekałem.
Rozłączam się i spędzam jeszcze kilka kolejnych minut przed lustrem. W zasadzie nieważne, co ubiorę i jak się uczeszę. Podryw zawsze wychodził mi gładko. Włoskie korzenie taty na coś się przydały. Jeszcze żadna kobieta nie powiedziała mi „nie”. Oczywiście wyjątkiem była Aurelia Szulc.
Powiadomienie od taksówkarza przychodzi w momencie, kiedy gaszę światło w łazience. Zgarniam z komody klucze, telefon i wychodzę. Tuż za progiem orientuję się, że nie wziąłem żadnej kurtki. Noce pod koniec maja bywają jeszcze chłodne. Waham się, czy nie zawrócić, ale wtedy przypominam sobie, jak upał dał mi się dzisiaj we znaki. Nawet lepiej, jeśli trochę zmarznę.
Czekając na windę, wspominam swoje poprzednie mieszkanie. Parter, centrum miasta, dziesięć minut jazdy samochodem do klubu. Wszystko było idealnie. Do czasu, aż zgiełk miasta zaczął mnie w końcu przerastać. Nie spodziewałem się, że taki moment nadejdzie. A jednak… Pewnego dnia wpisałem w wyszukiwarce trzy słowa: „mieszkania na przedmieściach” i tak wylądowałem poza miastem. Nie żałowałem tej decyzji ani przez chwilę. Cisza wynagradzała mi dłuższe dojazdy do pracy, a czekanie na windę ćwiczyło moją cierpliwość.
O wilku mowa. Właśnie przyjechała.
Drzwi rozsuwają się w momencie, kiedy dostaję SMS-a. Zamiast patrzeć przed siebie skupiam uwagę na ekranie iPhone’a.
Eliza? Mój wzrok szybko zaczyna skakać po literach, a nogi stawiają krok do przodu i wszystko dzieje się naraz.
Mam dobre czerwone wino. Może jednak wp…
Telefon wypada mi z dłoni, kiedy z kimś się zderzam. Tak zapatrzyłem się w wiadomość od Elizy, że nie zauważyłem, kiedy na mojej drodze stanął… stanęła kobieta. Mój wzrok zaplątał się w burzy jej brązowych włosów. Wszystko rozgrywa się w ekspresowym tempie. Mijamy się, ona wychodzi, a ja wchodzę, winda się zamyka. Niby nic niezwykłego, ale nagle dziewczyna się odwraca, a nasze spojrzenia spotykają się na ułamek sekundy. Mrugam i już jej nie ma. Zjeżdżam w dół, myśląc o niespotykanym kolorze jej oczu. Nie był brązowy ani złoty. Zresztą to nieistotne. Ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, co ona robiła na moim piętrze? Oprócz mnie nikt tam jeszcze nie mieszkał i wolałbym, żeby tak pozostało. Myśl, że za ścianą nikogo nie ma, była bardzo komfortowa. Dziewczyna musiała się pomylić.
Winda otwiera się na parterze i tym razem drogę tarasuje mi staruszek z trzeciego piętra. Nie było jeszcze dnia, żebyśmy na siebie nie wpadli. Standardowo jego widok wywołuje nieprzyjemny skurcz żołądka. To przez obie nogi, których nie ma. I przez uśmiech, który nie pasuje do dwóch krótkich kikutów i wózka inwalidzkiego. Podziwiam go jak Aurelię. Ale nigdy mu tego nie powiedziałem.
Jak zawsze rzucam tylko „dzień dobry” i szybko uciekam. Przyzwyczaiłem się do pustych oczu Aurelii, ale wózek inwalidzki od zawsze wzbudzał we mnie największy lęk. Chociaż wiele się w moim życiu zmieniło, moje serce nadal biło dla piłki. Samo przypuszczenie, że nie byłbym w stanie jej dotknąć, paliło do żywego.
Wychodzę na zewnątrz z ogromną ulgą, że oddycham, widzę i chodzę. Dziękuję za to każdego dnia. Szukam wzrokiem taksówki i kiedy robię krok w stronę czerwonej hondy, tuż za moimi plecami nagle ktoś się odzywa:
– Zaczekaj!
Odwracam się, niepewny czy to do mnie. Prawie podskakuję na widok wózka inwalidzkiego. Od razu uderza mnie myśl, że chociaż staruszek nie ma nóg, dogonił mnie bardzo szybko.
– To twoje? – mówi i wyciąga do mnie dłoń z telefonem.
Kiedy orientuję się, że to rzeczywiście mój iPhone, najpierw osądzam go o kradzież. Dopiero po chwili przypominam sobie, że upuściłem go podczas zderzenia z dziewczyną.
– Dziękuję. – Biorę telefon i już się odwracam, ale staruszek zaskakuje mnie kolejnymi słowami:
– Zakochany?
Nie mogę udać, że nie słyszałem. Pomimo przerażającego wózka, bije od niego pozytywna energia. Przełamuję swoją niechęć i mówię:
– Nie, raczej zabiegany.
– To zwolnij, chłopcze. I ciesz się każdym krokiem. Życie nie ucieknie – uśmiecha się i odjeżdża.
Wiedziałem, że powie coś mądrego. Osoby po ciężkich lekcjach życiowych mają tę przewagę, że wiedzą więcej od tych urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą. Staruszek miał rację. Życie smakuje o wiele lepiej, kiedy się idzie, a nie biegnie. Ale kiedy świat pędzi dookoła, łatwo o tym zapomnieć.
Wsiadam do taksówki i jeszcze raz czytam SMS-a od Elizy. Jednak mnie nie skreśliła, co robić? Sławek już czeka i kierowca też. Nie wie, dokąd jechać, podobnie jak ja.
Chwilę się zastanawiam. Jakie jest prawdopodobieństwo, że połączy mnie z Elizą coś więcej? Według statystyk – znikome.
– Golden Club – mówię do kierowcy.
Może tam uda mi się kogoś spotkać.
***
– Wiesz, że okrzyknięto ten mecz „Cudem nad Wisłą”? – Sławek od godziny gada tylko o jednym. – Stary, to wyglądało jak równia pochyła. Po dwóch bramkach w pierwszym kwadransie nie działo się nic. Byłem pewny, że dogrywka będzie czystą formalnością. Ale ty potrafisz zaskakiwać.
– Zrobiłem to, co do mnie należało – próbuję wyjaśnić mu, że nie ma w tym nic niezwykłego. To moja praca i zawsze daję z siebie wszystko. – Jeszcze po piwie?
– Zamów, a ja skoczę do kibla.
Zostaję sam przy barze z dwoma bezalkoholowymi napojami. Po kilkunastu minutach orientuję się, że Sławek już nie wróci. Musiał przypadkiem wpaść na kogoś w drodze do toalety. Śmieję się pod nosem. Sam nie raz wywinąłem mu taki numer.
Rozglądam się dookoła. Pomimo tłumu ludzi nie widzę nikogo interesującego. Od razu przypominam sobie o Elizie. Może mam u niej jeszcze jakieś szanse? Wyciągam telefon i wystukuję parę słów. Brzmią idiotycznie. Lepiej będzie, jeżeli zadzwonię. Wtedy na pewno nie odmówi.
Wypijam piwo do końca i przeciskam się w stronę wyjścia. Nie mija chwila, kiedy na moim torsie pojawiają się kobiece dłonie. Czerwone paznokcie przykuwają moją uwagę, ale zbyt ostry makijaż dyskwalifikuje dziewczynę na starcie. Od momentu pojawienia się Aurelii bardziej pociąga mnie naturalność.
– Mam wolną chatę. Zainteresowany? – pytanie pada w momencie, kiedy moje oczy dostrzegają białego anioła. Może mam omamy, a może nie… Mrugam, ale ona nadal tam jest. Mój wzrok powoli zjeżdża w dół od czubka jej głowy do stóp.
Wygląda jak modelka, która właśnie uciekła z wybiegu i chyba się zgubiła. Zamiast tańczyć stoi na środku parkietu z pochyloną głową. Ubrana jest cała na biało. Szpilki, obcisłe jeansy i zwykła bluzka, czyli coś, czego szukałem. Normalności, a nie nagości. Włosy też ma białe. Przynajmniej tak wyglądają w tym świetle.
I nagle robi niewielki ruch głową, a nasze oczy się spotykają. Trwa to zaledwie ułamek sekundy. Potem jej twarz znika zastąpiona wymalowaną buzią nachalnej dziewczyny.
– Idziesz ze mną, przystojniaku?
Mam déjà vu. Już drugi raz tego dnia kolejna kobieta znika mi sprzed oczu. Wcześniej przeszkodziła mi zamykająca się winda, teraz jakaś napalona laska.
– Dzięki, ale nie jestem zainteresowany – mówię i ściągam jej dłonie ze swoich piersi.
Odsuwam się na bok, byle nikt mnie znowu nie zaatakował, i zastanawiam się, w którą stronę pójść. Mój wzrok szuka w tłumie białej śnieżynki. Szybko ją znajduję. Dalej stoi w miejscu, ale tym razem rozgląda się dookoła, jakby kogoś szukała.
Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, jej wzrok już nie błądzi po sali. Jakby szukała właśnie mnie… Hamuję odruch ruszenia w jej kierunku. Coś naturalnie mnie do niej przyciąga, jakby ktoś połączył nas niewidzialną nicią. Ale jest jeden istotny powód, dla którego powinienem trzymać się od niej z daleka – wina schowana jest w jej oczach.
Jak można być tak piękną i smutną zarazem? Mam ochotę wysłać list gończy za bydlakiem, który ją tak skrzywdził. Najchętniej schowałbym ją w swoich ramionach, ale tej nocy nie będzie w nich bezpieczna. Jestem zbyt niewyżyty. Nie dam rady nie wylądować z nią dzisiaj w łóżku. A mam przeczucie, że ta znajomość powinna zacząć się inaczej.
Zmuszam się do wyjścia, ale moje nogi i tak prowadzą mnie w innym kierunku. Nie mija sekunda, a ja staję przed nią. Może zbyt blisko, ale nie mam ani siły, ani ochoty się odsunąć. Jej chyba też to nie przeszkadza, bo stoi tam, gdzie stała.
Kiedy nasze oddechy mieszają się ze sobą, czas zwalnia. W tym zatrzymaniu dokładniej przyglądam się jej twarzy. Dostrzegam o wiele więcej szczegółów. Jasno niebieskie tęczówki iskrzą z bliska. Prosty nos obsypany jest drobnymi piegami, skóra jest mleczna, lekko zaróżowiona na policzkach. Nim dochodzę do ust, widok dwóch toczących się łez odbiera mi dech. To przechyla szalę.
Zamykam oczy, uruchamiam całą siłę woli, po czym biorę jej twarz w swoje dłonie i scałowuję każdą łzę. Delektuję się jedynym wspólnym momentem, na jaki możemy sobie pozwolić, zanim odejdę bez słowa. Podoba mi się jej miękka skóra i egzotyczny, owocowy zapach. Mógłbym delektować się nim dłużej w swoim łóżku. Tak, to jest właśnie ta kobieta, którą byłbym w stanie zaprosić do swojej sypialni.
Ale mamy tylko jedną chwilę. Moment, który właśnie mija.
Nie podnoszę głowy, byle nie złapać się znowu w pułapkę jej smutnych oczu. Odwracam się i szybkim krokiem idę przed siebie. Przynajmniej taki miałem zamiar, dopóki nie poczułem zimnych palców zaplatających się wokół mojego nadgarstka. Ktoś pociąga mnie w tył. Wiem, że to ona.
Odwracam się i patrzę na kobiece dłonie mocno zaciskające się na mojej ręce. Kim ona jest? I dlaczego akurat do niej poczułem to, na co tak długo czekałem?
Pytania idą w niepamięć, kiedy dziewczyna robi ruch, na jaki ja nie miałem odwagi. Jej usta nagle są na moich, a język desperacko wkrada się do środka. Nie spodziewałem się po niej takiej śmiałości. Wydawała się krucha i zagubiona. A siła, z jaką mnie całuje, wyrzuca z mojej głowy wcześniejsze wątpliwości. Muszę dzisiaj mieć ją w swoim łóżku.
Już nie ma odwrotu. Bestia pomiędzy moimi nogami właśnie się obudziła i zrobi wszystko, żeby znaleźć się w środku. W najciaśniejszym miejscu, jakie ma mi do zaoferowania dziewczyna. Zbyt długa abstynencja sprawiła, że moje myśli idą teraz tylko jednym torem. Kiedy moje dłonie błądzą po jej ciele i natrafiają na twarde sutki, dziewczyna odsuwa się ode mnie gwałtownie.
– Zabierz mnie stąd – mówi to, co wcześniej wyczytałem z jej oczu.
***
– Jesteśmy na miejscu – kierowca przerywa krępującą ciszę.
Droga dłużyła się w nieskończoność. Dziewczyna milczała i gdyby nie trzymała mnie za rękę, pomyślałbym, że jednak chce się wycofać. Nie odzywałem się, żeby bardziej jej nie wystraszyć. Kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować.
Podróż windą też nie należała do przyjemnych. Do siódmego piętra musiałem walczyć z wątpliwościami. Miałem wrażenie, jakbym zamykał w klatce pięknego, przestraszonego motyla. Powinienem puścić ją wolno.
Idziemy korytarzem w stronę jedynego zamieszkałego apartamentu na tym piętrze. Próbuję wybadać jakikolwiek opór z jej strony. Nic. Dziewczyna posłusznie idzie za mną.
Kiedy zatrzymujemy się pod drzwiami, jej oczy nadal są smutne i przestraszone.
Kurwa, o co tu chodzi?
– Zapytam tylko raz: jesteś pewna?
To ostatni moment, kiedy jestem jeszcze w stanie puścić ją wolno.
W odpowiedzi dziewczyna całuje mnie namiętnie, tak jak zrobiła to wcześniej w klubie. Zatracam się w niej w sekundę. Dopiero brak tlenu zmusza mnie do odsunięcia się od niej.
– Kiedy wejdziesz do środka, nie będzie odwrotu – ostrzegam ją, skubiąc delikatnie jej szyję.
– Pragnę cię – znowu mówi to, co chcę usłyszeć. – Ale musisz mi coś obiecać.
Odrywam się od niej, zaintrygowany, że jednak potrafi mówić.
– Nie będziesz mnie bił, podduszał, wiązał, kneblował i wyzywał.
Teraz w jej oczach dostrzegam cień bólu, który miał przemknąć niezauważony. Wychwyciłem go od razu.
– Nie mógłbym ci tego zrobić.
Dziewczyna nie wydaje się przekonana. Od środka nadal trawi ją jakieś niemiłe wspomnienie.
– Zamierzam dać ci przyjemność, a nie karę.
Wiem, że niektórzy lubią ostry seks. Sam czasami lubię. Ale ona nie pasuje do takiego scenariusza.
– To dobrze – mówi, połykając łzy.
Nie uprawiałem jeszcze seksu z tak smutną i roztrzęsioną dziewczyną. Żałuję, że jestem zbyt słaby, żeby się wycofać. A może mój dotyk pomoże jej wymazać z pamięci ostatni brutalny stosunek? Jeśli tak, to kopnął mnie zaszczyt, że z całego klubu wybrała akurat mnie. Nie zamierzałem jej zawieść.
Otwieram mieszkanie i czekam, aż wejdzie do środka. Kiedy zatrzaskują się za nami drzwi, dziewczyna opiera się o nie niepewnie. Dopiero teraz wyczytuję z jej twarzy prawdę, która od samego początku była dla mnie dostępna. To będzie jej pierwszy numerek na jedną noc. Stąd ta niepewność i strach.
– Nie robiłaś tego wcześniej – słowa same wychodzą z moich ust.
Potrząsa przecząco głową i opuszcza wzrok.
Podchodzę bliżej do tej pięknej istoty, której tak naprawdę nie powinno tutaj być.
– To sprawię, że zapamiętasz tę noc do końca życia – uśmiecham się, żeby rozładować nieco napięcie.
A kiedy jestem na tyle blisko, by czuć jej oddech na swoich wargach, padam na kolana i robię to, na co miałem ochotę, odkąd tylko ją zobaczyłem. Odpinam guzik jej jeansów. Powoli, razem z majtkami zsuwam je ku jej stóp i zatracam się w smaku najsłodszej cipki, jaką kiedykolwiek miałem okazję skosztować.
Lena
Leżę nieruchomo na łóżku. Za zamkniętymi oczami widzę, jak ją dotyka, jak całuje, jak wchodzi w nią i wychodzi, przyspiesza, zwalnia… Jak zatraca się w niej bez końca. Słyszę jej jęki, urywane oddechy, mruczenie, sapanie.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że doskonale mogę sobie wyobrazić, co ona czuje. W końcu kiedyś byłam na jej miejscu.
Sytuacja jest prawie identyczna. Też zostałam zauważona i wybrana. I tu kończy się bajka. Bo kiedy nastanie świt, ona – podobnie jak kiedyś ja – też zostanie porzucona. W końcu to Borys Max – mężczyzna bez serca i żadnych skrupułów.
Moje palce automatycznie zaciskają się na obu przegubach dłoni. Grube blizny przypominają mi, kim jestem i co tutaj robię.
Nazywam się Lena Maj i przyjechałam zniszczyć najsłynniejszego trenera w Polsce.
Borys
Rano budzą mnie szczęście i spokój. Dawno nie miałem tak przyjemnej pobudki. Z delikatnym uśmiechem przeciągam się na wszystkie strony i po omacku szukam mojego anioła. Muszę spytać ją o imię i zaproponować, żeby została dłużej.
Tylko… gdzie ona jest? Otwieram oczy, kiedy moje ręce nie wyczuwają jej ciała na drugiej połówce łóżka. Rozglądam się po pokoju i nasłuchuję, czy nie schowała się w łazience.
Pustka i cisza. Uciekła…
Po uśmiechu nie ma śladu. Opadam na łóżko i daję porwać się wspomnieniom. Tylko tyle mi po niej zostało. Zasypuję się obrazami jej pięknego ciała. Ale oprócz niego dziewczyna zaczarowała mnie również swoją osobowością. Bałem się, że szybko dojdzie i szybko ucieknie. Zaskoczyła mnie, kiedy po pierwszym orgazmie zaczęła się przede mną otwierać i w krótkich przerwach, kiedy nasze ciała się regenerowały, z jej ust wymykało się coraz więcej słów. Może nie zdradziła mi istotnych szczegółów ze swojego życia, ale byłem wdzięczny nawet za te okruchy.
Dlaczego jej włosy miały tak jasny odcień (kilka lat serfowała na australijskim wybrzeżu), za co lubiła Kraków, w jakim kolorze czuła się najlepiej, jakiej muzyki słuchała. Mógłbym nazbierać garść takich głupot z całej nocy i pewnie o połowie z nich za niedługo zapomnę, ale tych oczu nigdy nie wymażę z pamięci. Chociaż na tę jedną noc udało mi się wygonić z nich smutek.
***
– Borys, jesteś tutaj?
Aurelia patrzy na mnie pytająco. Często zapominam, że ona naprawdę nie widzi.
– Przepraszam, jak zwykle zapomniałem, że jesteś niewidoma.
– Potraktuję to jako komplement – uśmiecha się uroczo. – Póki Anastazja śpi, możemy spokojnie porozmawiać. Jak się obudzi, będą nici z rozmowy. Nie wiem, po kim ma taki charakterek.
– Musi spędzać za dużo czasu ze swoją postrzeloną ciotką.
– Borys! – Przyjaciółka rzuca we mnie małą skarpetką Anastazji. – Gloria jest przecudowna.
– Tak, i nadpobudliwa – mówię pod nosem.
Doskonały słuch Aurelii na pewno wyłapał każde słowo, ale z jakichś powodów dziewczyna puszcza mi to płazem i nuci coś do Anastazji.
Przyglądam się w milczeniu całej scenie. Moja przyjaciółka zasługuje co najmniej na Nobla. Jaka osoba, pomimo otaczającej ją ciemności, tak dobrze odnalazłaby się w roli matki? Daję sobie rękę uciąć, że oprócz Aurelii nikt taki nie istnieje.
Przez krótką chwilę wyobrażam sobie, jak stoję obok niej, trzymam ją za rękę i opiekuję się naszym dzieckiem.
– Ja pierdolę…
– Borys, wszystko w porządku?
Wizja przeraziła mnie do takiego stopnia, że tylko przekleństwo wydawało się jak najbardziej na miejscu.
– Pomyślałem, że… to dobrze, że wybrałaś Adama, a nie mnie.
Od samego początku naszej znajomości zawsze mówiłem to, co ślina przyniosła mi na język. Aurelia odwdzięczała się taką samą szczerością.
– Ja tak tego nie widzę.
Milczę i pozwalam jej rozwinąć myśl, która na pewno wiele mnie nauczy. Przy tej kobiecie każdego dnia stawałem się mądrzejszy.
– Tak naprawdę nie musiałam z nikogo rezygnować. Kocham was obu. Tylko każdego w inny sposób.
– To w takim razie dziękuję, że nie wybrałaś mnie na ojca twoich dzieci. Adam jest o wiele lepszy w te klocki. I cieszę się, że mnie nie pogoniłaś. Rzadko która kobieta pozwala dwóm mężczyznom być obecnym w swoim życiu.
– Miłość to najpiękniejsze uczucie, jakie możemy komuś ofiarować. Kochanie tylko jednej osoby byłoby bez sensu.
– Jesteś niesamowita, Aurelio Szulc.
Chociaż jej nazwisko zmieniło się już parę lat temu, to wyzwala we mnie wiele miłych wspomnień.
– Każdy z nas jest. A teraz powiedz, co tak naprawdę leży ci na sercu?
Nie co, a kto.
– Kobieta o najsmutniejszych oczach jakie kiedykolwiek widziałem – wyznaję, licząc, że może Aurelia pomoże mi posprzątać bałagan w mojej głowie. – Od razu mówię, że nie wiem, jak się nazywa.
– Och, rozumiem.
– Nie, nigdy tego nie zrozumiesz. Nie bawisz się w jednorazowe przygody.
– Wiesz dlaczego.
– Wiem. Jesteś na to zbyt dobra, a Adam to prawdziwy szczęściarz.
– Ty też nie musisz się w to bawić. Prawdziwą miłość można znaleźć nawet na ulicy.
– Wiem, w końcu tak zaczęła się nasza znajomość.
– Nigdy nie opowiadałeś mi o dziewczynach na jedną noc. – Aurelia wraca do urwanego tematu. – Co się zmieniło?
To prawda. Jedynie przy Sławku pozwalałem sobie na więcej szczegółów. Z Aurelią omawiałem swoje nieudane randki.
– Chciałbym, żeby ta znajomość trwała dłużej niż jedną noc – przyznaję się do tego nie tylko przed nią, ale i przed sobą.
– To świetna wiadomość. Co stoi na przeszkodzie?
– Może to, że zupełnie nic o niej nie wiem.
No może poza paroma okruchami.
– Nie przejmowałabym się tym tak bardzo – Aurelia znowu mówi coś niezrozumiałego. Chyba nigdy nie nadążę za jej tokiem myślenia.
– Możesz jaśniej?
– Jeżeli jesteście sobie przeznaczeni, los szybko skrzyżuje wasze drogi. A jeśli nie, to znaczy, że gdzieś tam czeka na ciebie ktoś lepszy.
– Skąd ta pewność?
Nie pierwszy raz patrzę na nią sceptycznie.
– Od życia zawsze trzeba oczekiwać najlepszego, Borys.
Zamieniam się w słuch, kiedy przyjaciółka robi mi kolejny wykład o życiu.
Lena
W poniedziałkowy poranek spędzam więcej czasu w toalecie niż niejedna przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu kobieta. Robienie się „na bóstwo” nie jest w moim stylu, ale stoję właśnie przed ważnym zadaniem, które wymaga poświęceń.
Gotowa zatrzymuję się przed wielkim lustrem w korytarzu i oceniam efekt walki ze swoim ciałem od szóstej rano. Makijaż – subtelny i ze smakiem. Jedynie pokusiłam się na klasyczną czerwień na ustach i paznokcie w takim samym odcieniu. Podobno na mężczyzn to działa. Włosy zebrałam w idealny koński ogon. Upewniam się, że żaden włosek nie wyszedł z szeregu i nie wystaje z mojej głowy niczym antena telewizyjna. No i ubiór – szyty na miarę czarny kombinezon podkreślający wszystkie kobiece walory, które udało mi się w końcu pokochać. Duży biust i talia osy są jak najbardziej na miejscu, ale ta pupa? I te uda? Za cholerę nie umiałam się ich pozbyć, a próbowałam przez całe liceum i studia.
Ostatni raz poprawiam obcisły strój w rozmiarze trzydzieści osiem, a nie trzydzieści cztery i wychodzę z mieszkania. Spokojnie czekam na windę bez obawy o przypadkowe spotkanie z Borysem. Słyszałam, jak jakiś czas temu wychodził do pracy.
Zjeżdżam w dół i przypominam sobie, po co to wszystko robię. Jestem jego karmą, na którą w pełni zasłużył. Napełniona nienawiścią wychodzę z windy i wpadam na wózek inwalidzki. Od razu przepraszam mężczyznę za swoją nieuwagę.
– Dokąd się tak spieszysz, drogie dziecko? Jak kocha, to poczeka. – Staruszek śmieje się, pokazując przy tym szereg białych, sztucznych zębów.
Przez chwilę nie wiem, jak się zachować. Byłam pewna, że jest zgorzkniały i na mnie nakrzyczy. Ukradkiem zerkam w dół na nogi, których nie ma, po czym szybko wracam do uśmiechu. Jest jeszcze szerszy niż wcześniej. Nie mogę nie odpowiedzieć mu tym samym.
– Mieszkasz tu z nami? – staruszek zadaje kolejne bezpośrednie pytanie.
– Tak, od wczoraj.
– Cudownie! – Nie rozumiem jego entuzjazmu. – A na którym piętrze?
– Na ostatnim.
Chociaż pytania wydają się wścibskie, nie wyczuwam w jego głosie złych intencji.
– Nareszcie!
Nareszcie?
– Długo na ciebie czekaliśmy.
Marszczę brwi z niezrozumienia. Mężczyzna chyba mnie z kimś pomylił.
– Moja taksówka czeka – próbuję delikatnie wyplątać się z tej przedziwnej sytuacji. Kompletnie nie rozumiem, co staruszek ma na myśli.
– Idź, idź, drogie dziecko. Tylko spiesz się powoli.
– Do widzenia – odpowiadam uprzejmie i idę do taksówki.
Te przedziwne spotkanie nieco mnie rozbiło. Na szczęście zakorkowany Kraków daje mi mnóstwo czasu na przywołanie całej nienawiści, którą gromadziłam w sobie od dwóch lat. Muszę się jej trzymać, jeżeli chcę szybko i bezboleśnie wrócić do domu.
Borys
– Dwie sprawy, Max – mówi prezes, zanim udaje mi się wejść z chłopakami na boisko. – Dzisiaj wieczorem kolacja z nowym członkiem zarządu.
Kurwa, zapomniałem.
– Tak myślałem, że wyleciało ci z głowy.
– Znasz mnie nie od wczoraj. Czy muszę…
– Tak, musisz – odpowiada, nim udaje mi się wykręcić. – Jesteś głównym trenerem, a on najprawdopodobniej przejmie mój stołek.
– Naprawdę chcesz odejść? – Nadal nie mogę w to uwierzyć. Kazik jest prezesem, odkąd tylko pamiętam. Dziwnie tu będzie bez niego.
– Jestem starszy, niż ci się wydaje. Pora ustąpić miejsca młodym.
– Młodym? To ile on ma lat?
– Jest dwadzieścia pięć lat młodszy ode mnie. Na pewno ma dużo więcej siły i pomysłów, żeby ogarnąć cały ten cyrk.
– Ten cyrk to twój dom. Nie zapominaj o tym.
– Nigdy. Nie zrzekam się obecności, a decyzyjności. W moim wieku powinno się unikać stresu.
– Niech ci będzie.
– Borys – Kazik zatrzymuje mnie przed samą murawą. – Daj mu szansę. To ważne, żebyście się polubili. W końcu będziecie współpracować.
Nie wyobrażam sobie lepszego prezesa od Kazika, ale dla świętego spokoju kiwam głową i dołączam do rozbieganych chłopaków.
***
Po porannym treningu i szybkim prysznicu przebieram się w czysty dres i czekam w gabinecie na swoich asystentów. Musimy omówić nową strategię, która pojawiła się w mojej głowie tuż po przebudzeniu. Nie czekam na nich bezczynnie i zabieram się za rozpisanie wstępnego planu. Za godzinę mamy zajęcia taktyczne z zawodnikami i wszystko musi być gotowe. Już czuję w kościach wygrany kolejny mecz. Prawie całą niedzielę spędziłem na analizowaniu ostatniego spotkania. Wyłapałem wszystkie błędy i stworzyłem nowy plan, który zniweluje wszystkie ostatnie potknięcia zawodników. Kurwa, jestem genialny! Nie ma dnia, żebym nie doceniał swojej pracy. Nie wyobrażam sobie robić niczego innego.
Zajęcie pochłania mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważam swoich gości. Dopiero chrząknięciem ktoś wybudza mnie z transu. Długopis wypada mi z ręki, kiedy zamiast swoich asystentów widzę uśmiechniętego Kazika i stojącą obok niego seksbombę. Inaczej nie mógłbym jej nazwać. Najpierw dostrzegam czerwone usta, potem duży biust, wcięcie w talii, smakowite biodra i na sam koniec wracam do oczu… które już gdzieś widziałem…
Opadam na oparcie fotela, kiedy przychodzi rozpoznanie.
Kurwa, to niemożliwe. Dziewczyna z windy?
– Właśnie takiej reakcji się po tobie spodziewałem – podśmiechuje się Kazik.
– Co jest grane? – mówię do niego, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
Przez spięte włosy wygląda zupełnie inaczej. Ale te oczy… Znowu próbuję określić ich kolor, chociaż w tym momencie jest to najmniej istotne.
– To ta druga sprawa, o której zapomniałem powiedzieć ci rano.
Świetnie, uwielbiam takie niespodzianki.
– Poznaj Lenę Maj, dziennikarkę jednej z czołowych gazet w Polsce.
– Wywiad?
Moje zainteresowanie dziewczyną spada niemal do zera. Nienawidzę dziennikarzy.
– Nie do końca – mówi odważnie kobieta. – Może usiądziemy, a ja wszystko wyjaśnię.
– Nie mam zbyt wiele czasu – próbuję jakoś się wykręcić, ale Kazik wcale mi w tym nie pomaga.
– To dla ciebie ogromna szansa, Max! Zostawię was samych. Mnie pani Lena w stu procentach przekonała.
Takim wyglądem na pewno. Kiedy się do niej uśmiecha, już nazywam go w swojej głowie starym zboczeńcem.
Kazik wychodzi przeszczęśliwy. Czułem się podobnie, zanim sprowadził do mojego gabinetu tę wymalowaną Kleopatrę. Zupełnie nie wiem, co mam o niej myśleć.
– To nie jest nasze pierwsze spotkanie.
– To prawda.
Przez jej czerwone usta nie potrafię skupić się na rozmowie.
– Co robiłaś na moim piętrze? – próbuję wyjaśnić z nią najpierw tę kwestię.
– Na twoim?
– Tak, pozostałe mieszkania są puste.
– Och, no to już nie.
– Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy sąsiadami?
– W zaistniałej sytuacji stwierdziłam, że tak będzie najwygodniej.
Ta rozmowa coraz mniej mi się podoba.
– Pani Leno…
– Mów mi Lena. – Wyciąga do mnie swoją drobną dłoń zakończoną krwistoczerwonymi paznokciami.
Kurwa, wszędzie ta czerwień. Szybko puszczam jej dłoń, kiedy dziwny prąd przechodzi przez całe moje ciało. Ignoruję tę niepokojącą przyjemność i skupiam się na tym, żeby jak najszybciej opuściła mój gabinet.
– A więc Leno, musisz wiedzieć, że nienawidzę niejasnych sytuacji. Nie wiem, co tutaj robisz…
I kto zesłał cię na moje pokuszenie – dodaję w myślach.
– Jestem tu dla twojej sławy, Borys.
Milknę zaintrygowany jej słowami.
– Nosisz przydomek najlepszego trenera w Polsce. Wszyscy są ciekawi, jaki naprawdę jest Borys Max. Nie tylko na boisku.
– Mam cię wpuścić do swojego życia? – Nie ukrywam, jak bardzo zniesmaczył mnie ten pomysł.
– Tylko na kilka dni. Dzięki temu będę mogła napisać rzetelny artykuł. Kto wie, może w przyszłości nawet książkę.
– Książkę? O mnie?
– Kiedy umrzesz, staniesz się legendą. Twoja historia będzie rozchwytywana. Chciałabym mieć ten zaszczyt i jako pierwsza ją spisać.
Nagle do gabinetu wchodzą Darek i Krzysiek.
– Dajcie nam chwilę, zawołam was – mówię i patrzę, jak opornie wychodzą na zewnątrz. Oni też wpadli w pułapkę czerwonych ust. – Jak to ma wyglądać w praktyce? – wracam do urwanego wątku. – Ilu wywiadów muszę ci udzielić?
Unikałem dziennikarzy jak ognia. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego rozważałem jej propozycję.
– Źle mnie zrozumiałeś. To nie będzie miało formy wywiadów.
Patrzę na nią, jakby spadła właśnie z kosmosu.
– Rozmowy to za mało. Potrzebuję towarzyszyć ci przy codziennych czynnościach w pracy, w domu…
– Chcesz chodzić za mną dwadzieścia cztery godziny na dobę?!
– Z drobnymi przerwami.
– Chyba oszalałaś!
– Daj mi miesiąc.
– Miesiąc?! Była mowa o paru dniach!
– Jestem profesjonalistką. Nie podpiszę się pod niczym, co było robione po łebkach.
Dziewczyna powoli zaczyna mnie przekonywać.
– Zdajesz sobie sprawę, że nikomu nie udzielam wywiadów?
– Bo źle do nich podchodzisz. Nie chcę zdradzać twoich tajemnic. No, może poza jedną.
Marszczę brwi jeszcze bardziej zaintrygowany. W co ona gra?
– Chcę odkryć, co sprawia, że jesteś tym najlepszym.
– Po co?
– Jesteś inspiracją, Borys. Możesz wpłynąć na wiele przyszłych pokoleń. Błędem jest tylko cię podziwiać. Pozwól się naśladować!
Udaję, że chwilę się zastanawiam, chociaż teraz przekonała mnie od razu. Już dawno myślałem o otworzeniu własnej szkoły piłkarskiej. Jej artykuł mógłby mi w tym pomóc.
– Dobra, niech będzie, ale z siedmioma dniami okresu próbnego.
Muszę mieć możliwość ewakuacji, jeżeli dziewczyna okaże się wariatką.
– Dobrze.
– Poczekaj – zatrzymuję ją, kiedy zaczyna zbierać się do wyjścia. – Jeszcze nie przedstawiłem ci swoich warunków.
– Zamieniam się w słuch. – Siada i szerokim uśmiechem stara się zamaskować zaskoczenie.
Nie byłbym sobą, gdybym nie powiedział ostatniego słowa.
– Jeżeli mamy spotykać się codziennie, musisz inaczej się ubierać i przede wszystkim przestać się malować. Mówię to dla dobra klubu. Nie mogę pod koniec sezonu narażać piłkarzy na takie rozproszenie. Na bycie najlepszym naprawdę ciężko się pracuje. I skoro masz być moim cieniem, nie możesz mnie przyćmiewać.
– Rozumiem. – Znowu częstuje mnie zniewalającym uśmiechem.
– Wątpię. Wchodzisz do męskiego świata i sam fakt, że jesteś kobietą, wiele tutaj komplikuje.
– Zastosuję się do wszystkich twoich wskazówek. Od jutra będę niewidzialna.
Niewidzialna? Z takim ciałem? Dziewczyna chyba nie ma lustra w domu. Powoli zaczynają zasypywać mnie wątpliwości. Okres próbny jest dla mnie ratunkiem.
– Widzę, że nie pałasz entuzjazmem, ale obiecuję, że efekt końcowy cię zaskoczy.
Oby, bo wiele ryzykuję.
– Jeżeli zauważę negatywny wpływ twojej obecności na wyniki, przerywamy tę szopkę. Jasne? I mam prawo w każdej chwili powiedzieć, że jestem zmęczony. Wtedy od razu dajesz mi spokój.
– Umowa stoi. – Kolejny raz wyciąga do mnie dłoń.
Nie podoba mi się, że jest taka chętna na dotyk. Chyba nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie tym rozbija.
– O której zaczynasz dzień?
– O szóstej – odpowiadam niechętnie.
– Świetnie, też jestem rannym ptaszkiem. Do zobaczenia!
Kiedy wychodzi, chłopaki od razu ładują się do środka. Patrzę na nich i zupełnie nie pamiętam, o czym chciałem z nimi rozmawiać. Rozpraszacz w postaci Leny Maj już zbiera pierwsze żniwa.
Lena
Wiedziałam, że nie będzie łatwo go przekonać, wiedziałam, że będzie stawiał warunki. Byłam na to przygotowana. Ale nie przewidziałam, że zrobi na mnie takie wrażenie.
Siedzę znowu w taksówce i próbuję uspokoić swoje roztrzęsione ciało.
– Dokąd? – pyta kierowca.
– Stare Miasto.
Potrzebuję się dotlenić. Płuca muszą sobie przypomnieć, jak się oddycha. Zamykam oczy i już zmuszam je do pracy. Wdech i wydech. Gubię rytm, kiedy przypominam sobie, jak badał wzrokiem moje ciało. Kombinezon i czerwona szminka okazały się moją pułapką. Spalałam się pod wpływem jego spojrzenia i modliłam, żeby tego nie zauważył. Wiedziałam, że jest profesjonalistą w każdym calu, i musiałam mu w tym dorównać. Inaczej nigdy nie przekonałabym go do swojego pomysłu. Za każdym razem, kiedy nachodziła mnie myśl, żeby się wycofać, spoglądałam na małą literkę „A” wytatuowaną na dłoni. Ona była moją siłą i nie pozwoliła mi zrezygnować.
Nienawiść stawia mnie do pionu. Po prostu dawno nie rozmawiałam z przystojnym mężczyzną, stąd ta niespodziewana reakcja mojego ciała. Bagatelizuję całą sytuację i zastanawiam się, co zrobić z resztą dnia. Spacer pomoże mi uporządkować myśli. Proszę taksówkarza, żeby zatrzymał się w najbliższym dozwolonym miejscu i resztę drogi do rynku pokonuję na boso. Nie jestem zwolenniczką szpilek, dlatego od razu je ściągam. Ładna pogoda pozwala mi na takie drobne szaleństwo.
Przechadzam się ciasnymi uliczkami Krakowa i próbuję się zrelaksować. Malownicze otoczenie szybko mnie wciąga, a myśli o Borysie schodzą na drugi plan. Tęskniłam za tym miastem. Gdańsk nigdy nie będzie mój, ale parę lat temu ucieczka na drugi koniec Polski była jedynym słusznym rozwiązaniem. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, może uda mi się wrócić tu na stałe. Tym razem to Borys będzie musiał pakować się i uciekać.
Dźwięk telefonu przerywa mi wsłuchiwanie się w hejnał mariacki. Jak miałam sześć lat, przychodziłam tu co godzinę, żeby zobaczyć pana z trąbką. Teraz nogi same mnie tu przyniosły. Szukam wzrokiem wolnej ławki, co nigdy nie jest tu łatwe. Nie tylko ja kocham Kraków i muszę dzielić się tym miastem z wieloma turystami. Siadam z dala od ciekawskich uszu i odbieram po dziesiątym sygnale. Wiedziałam, że ona w końcu zadzwoni.
– Dzień dobry, Chrupka.
– Wróciłam ze szkolenia, a ciebie nigdzie nie ma! Słyszę hejnał mariacki, czyli jednak to zrobiłaś!
– Naprawdę jesteś zdziwiona? Od miesiąca szykowałam się do tego wyjazdu.
– Miałam nadzieję, że przemówiłam ci do rozsądku! Albo chociaż że zabierzesz mnie ze sobą! Zaraz do ciebie przyjeżdżam!
– Muszę zrobić to sama, Chrupka.
– UFO porwało moją przyjaciółkę! Zostawiłaś mnie, pracę i wyjechałaś na drugi koniec Polski, żeby…
– Żeby zemścić się na mężczyźnie, który zniszczył mi życie. Co w tym takiego dziwnego?
– To nie w twoim stylu, Lenka. Zamiast do Krakowa powinnaś pójść w końcu na terapię. Tam naprawiliby ci głowę, a tak sama sobie wszystko komplikujesz.
Wałkowałyśmy ten temat nieskończoną ilość razy. Nie mam już siły przekonywać jej do swoich racji.
– Wiesz, że muszę to zrobić, bo inaczej nigdy się od tego nie uwolnię.
– Ja już nic nie wiem, Lenka. Źle mi tu bez ciebie.
– Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wrócę szybciej, niż zdążysz zatęsknić.
– Powiedz mi chociaż, czy bierzesz leki?
– Tak, biorę – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Wracaj do pracy. Zadzwonię za parę dni.
– No ale…
– Kocham cię, Chrupka. Paaa!
– Informuj mnie na bieżąco…
Rozłączam się. W inny sposób nie da się zakończyć z nią rozmowy.
Joanna Chrupińska była pierwszą osobą, którą poznałam w Gdańsku. Chociaż znamy się zaledwie od kilku lat, mam wrażenie, że przyjaźnimy się od zawsze. To jedyna osoba, która wie naprawdę wszytko.
Ciąg dalszy w wersji pełnej