Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drogi nagich dusz to zbiór wyjątkowych wierszy, w których poeci wędrują ścieżkami dotykającymi wiecznej i niezgłębionej tajemnicy istnienia oraz podejmują próbę wkroczenia na drogę przejmującej i nieodgadnionej Nicości. Ukazują stan duszy pogrążonej w rozpaczy, łaknącej zrozumienia i akceptacji, w którym pozostaje niewiele miejsca na nadzieję.
Poprzez nawiązania do poezji Micińskiego, Kasprowicza czy Hölderlina oraz do idei myślicieli, takich jak Witkacy, Schopenhauer i Nietzsche, autorzy dają świadectwo uniwersalności przekazu o doświadczaniu egzystencjalnej udręki. Wyciągają rękę do tych, którzy w poczuciu własnego odosobnienia zapominają o tym, że nie są z nim sami.
Absolwenci XI Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Dąbrowskiej w Krakowie, studiowali filozofię w Instytucie Filozofii i Socjologii na Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Poezja była ich wspólną pasją, natomiast swoją przyszłość widzieli w pomaganiu ludziom, zwłaszcza tym, dla których konieczność istnienia związana jest z przeszywającym ducha cierpieniem, dlatego obaj planowali kolejne studia — tym razem miała to być psychologia.
Kornel Wroński uzyskał nagrodę specjalną w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Laur Zygmunta z Opinogóry”, II miejsce w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI, a także wyróżnienie w II Pedeutologicznej Wiośnie Poezji. Absolwent Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Napisał pracę licencjacką zatytułowaną Drogi wspólne poezji i filozofii, czyli teoria nagiej duszy oraz filozofia w poezji: starożytności, XIX i początku XX wieku.
Filip Podzoba, również zdobywca nagrody specjalnej w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Laur Zygmunta z Opinogóry”, zajmował się tematem Wolność woli w ujęciu Kanta. Przeżywszy 22 lata, odszedł tragicznie, oddając swą duszę kochance lirników…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 70
Redaktorka prowadząca
Klaudia Tomaszewska
Redakcja
Danuta Szulczyńska-Miłosz
Projekt okładki
Julia Filip
Skład wersji do druku
Maciej Torz
Copyright © by Kornel Wroński i Filip Podzoba 2023
Copyright © by Sorus 2023
E-book przygotowany na postawie wydania I
Poznań 2023
ISBN 978-83-67737-20-3
Wydaj z nami swoją książkę!
www.sorus.pl/formularz-zgloszeniowy
Wydawnictwo Sorus
Księgarnia internetowa: www.sorus.pl
Przygotowanie i dystrybucja
DM Sorus Sp. z o.o.
ul. Bóżnicza 15/6
61-751 Poznań
tel. +48 61 653 01 43
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Kacprowi Ł. i Milenie M.,
duszom ofiarującym najczystszą
i najszczerszą miłość przyjacielską
Wszystko, co czynimy, nawet my, są to tylko różne formytego zamaskowania przed sobą ostatecznego nonsensu istnienia.
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Nienasycenie. Przebudzenie, cz. 1
Katedry w nich włóczędzy jęczą bez przerwy,
głuchy, bezgłośny krzyk łazęgi,
w nim wyrazy, pojedyncze wizje i krzywdy,
słychać przez przeraźliwe jęki.
Klepsydry w nich łoża i kwitnące posoki,
na kwiatach pąki – pary tańczącej rozłąki,
nad katedrą bezdźwięczne modlitwy,
włóczędzy ronią przedwieczne łzy.
Łzą podbijają podziemne kurhany,
w kurhanach monumentalne plany
gniją, a swą wonią tworzą miecz krwawy.
Ręce łazęgi obdarte ze skóry
pragną odszukać oręż ponury,
wisielec wychodzi ze swej krypty.
Dotyka wędrowca, co drapie bez siły,
tuląc szepcze w głąb jego duszy,
mojry na was czekały, plotą już sznury.
Wnet cisza, jęk jest już pusty,
pielgrzymi odchodzą do trumny,
jak równy z równym.
………………………………………
Zegary o nich zapomną,
lecz pieśni ich trwać będą,
jak rozpacz burzy.
Dagmarze K.
Jak być trzeźwym,
kiedy brud na ulicach
odbija się na naszych
bladych licach.
Lecz Twoje oczy –
zieleń lasu kojąca…
Nieskazitelny w nich blask
oceanu słońca.
Usta Twoje niosą
pieśń harf anielskich.
Przecież to nektar bogów,
z przestworów niebieskich.
Dla duszy słodycz
cenniejsza niż złota Salomona.
Gdy słyszałem Ją,
przede mną widniała ostoja.
Brama szczęścia stała otworem.
Lecz zapomniałem, że
z czeluści ulic się wziąłem.
Jak być trzeźwym,
gdy blask Heliosa
rzuca cień,
jak srebrzysta kosa.
Pamięci Jana Kasprowicza
Wszystko dobrze…
Ujrzałem na niebie cienistą zorzę,
wiatr niesie wieść o gnijącej brzozie,
brzoza zaś rzecze: „płaczą znów lasy”.
Krzak dzikiej róży pije z ludzkiej czaszy,
kruszeją dziwne góry
pod siłą amorficznej struktury…
Wtem widzę nowy świt,
blask nowej ery,
destrukcyjny barwny mit,
brzask świetlistej Wenery…
Lecz chodzę jeszcze po gruzach miasta,
gdzie dziecię wojny się wiesza lub chlasta,
a jego matka – walka – na trumnie wyrasta…
Lasy z betonu pełne są mordu,
inferno miłują rzesze potomków,
marmurowe ulice anielskich bożków,
marzenie naiwne ziemskich proroków
ginie w mroku ich pięknych snów.
Łez padół – ukryta głębia ich głów…
Z ich ust bełkot, wielki potok słów,
mrok gwiazd wystarczy nam za ślub.
Kochałem cię zawsze w trójcy.
Ja, duch i trup…
Pamięci Kazimierza Przerwy-Tetmajera
Świat nie czuje tego, co ja,
jestem jak łza w oceanie zła.
Rodzę się każdego dnia,
lecz świat się nie zmienia, zostaję sam.
Pałac wersalski trwoni swe dobra,
kultura w klatce też jest samotna.
Takt paryski boi się żywota,
chałtura w Sekwanie – topielca utopia.
Zmartwychwstaję po śnie,
budzę się w krainie umarłych,
gdzie szalej, piękno i frenezje
to idee, mój człowiecze, poległych.
Więc chodź, moja ukochana,
twe imię to zapomnienie.
Z tobą niezniszczalny dom zbuduję,
będzie tam moje i twoje serce.
Fundament nieziszczalny – my obok siebie –
niech się rozleje pod naszą ziemię.
Podziemie wspólne z uczuć piekielnych,
tam będę ja w pracowni odmiennych.
Ściany z białego, czystego marmuru,
dadzą blask komnat królów.
Zaś dach z urokliwego obsydianu,
może się zbierze pod nim przyjaciół paru.
Lecz ty będziesz miała w nim zaszczytne miejsce,
jeśli tylko wniesiesz do tego domu świecę.
Pamiętaj zawsze miałaś czyste ręce,
dlatego, nim wejdziesz, napisz sentencję.
Eviva l’arte! Niech inni mają ją w pogardzie.
Życie nic nie warte – zaśpiewam, grając na lirze…
Kacprowi Ł., Adrianowi J., Milenie M.
Mgła opadła, śmierć dostojna
czeka na chwalebnego diabła.
Arka spłonęła, a wieść rzekła,
egeria wyschła, skaził źródła… morderca!
Kto był bez serca? Zabójca?
Czy świat tworzący galernika z człowieka…
Dopełnia się sępów zemsta,
hieny już wyją, nadchodzi uczta!
Trawa się mieni w kolorze krwi,
ostrze katorżni życia przeszywa brzuch.
Ikara przebiły zastępy promieni,
do kamieni fala go przykuwa – Bóg!
Boga tu nie ma, w nicość odpływa
w kajdanach niebiańskich męczennika duch.
Ruiny arki – jak szpilki wchodzą w kości,
on dobywa swego ciemiężnego oręża.
O nicości, daj mi okruch wolności!
Łza spływa, a z weterana zostaje padlina.
Ostatnie słowa szeptał do krzyża,
ciebie nie ma, twe dzieci odcięły mi skrzydła.
Prędzej zginę, niż żyć będę,
jak nędzne owce, jak bydlęcię!
Gdybym mógł przekląć Ciebie, Boże,
byłbym panem piekieł na widmowym tronie.
Ogień bym wysłał w chmury, przestworze,
infernalne płomienie, czyste… Prometejskie!
Lecz ciebie nie ma i nigdy nie będzie,
lawą pluję w przestrzeń niepotrzebnie…
Przepraszam was wszyscy przyjaciele,
swym ciałem mnie karmiliście tak pięknie.
Ale czas mój nastał, proszę znajdźcie
szczęście, sens i życie, tylko beze mnie…
Umarł, lecz wraz z nim odeszło cierpienie,
skonały z nim orły, smoki i harpie.
Gdy pełnia księżyca oświetliła trupa,
ironii hieny, żarłoczności sępy i czerwie zaśpiewały:
„Dziś my stanówmy jego grób,
cienie samotności już go zgwałciły,
teraz my się jego mięsem pożywimy.
Tak bardzo kochał swych dwóch braci…
Zginął za życia, kiedy ich stracił,
jego truchło nosi znamię zgnilizny.
Na jego ścierwie są jeszcze
ropiejące, litościwe blizny”.
Lecz w ślepiach tych maszkar,
rzewnie płyną rzęsiste łzy.
Z nich morze rozpaczy się tworzy,
przed jego szkieletem muszą się ukorzyć.
Oddają hołd dla tej śmiesznej miernoty,
którą ranił śmiech bezwolny, śmiech… hołoty!
Widzą, jak umiera nagle sęp wolny,
to armia bydła się zbiera – uśmiechnięte istoty.
Barbarzyńsko ukazują swe wszystkie cnoty,
bestialsko żrą żywcem czerwie i hieny.
Uosobienie empatii z żalem na to patrzy…
Znika ostatni uśmiech, prawdziwy i szczery
kiedy patrzy, jak wyszarpują z mordy
kawałek dawnego brata niestrawiony.
Obserwuje też drugi – żywy żywioł siły,
jak jego kości gryzie tłum szczęśliwy.
Na tę ceremonię spogląda też jego siostra,
obojętne jej oczy na obraz początku końca.
Głos z tłumu, mechaniczna wyrocznia,
raiła bezdusznie „wytępiliśmy antychrysta!”
Jego rodzina odchodzi w swe strony,
myśl jedna ich łączy – tak umiera natchniony.
A za nimi suną chłopów bataliony,
masa skanduje: „Święci prorocy, żywe ikony!
Ich też ten Lucyfer zranił,
bóg zmartwychwstał, bóg radości i chwały.
Jego kurewskie szczątki jutro wysramy,
a na nich zbudujemy nowy świat wspaniały!”
Oni zaś kroczą swoją drogą,
chcąc zostawić przeszłość za sobą.
………………………………………
Witaj marności, idący na śmierć cię pozdrawiają!
KORNEL WROŃSKI uzyskał nagrodę specjalną w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Zygmunta z Opiniogóry", II miejsce w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Sługi Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI, a także wyróżnienie w II Pedeutologicznej Wiośnie Poezji. Absolwent Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Napisał pracę licencjacką zatytułowaną Drogi wspólne poezji i filozofii czyli teoria nagiej duszy oraz filozofia w poezji: starożytności, XIX i początku XX wieku.
FILIP PODZOBA, również zdobywca nagrody specjalnej w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim "O Laur Zygmunta z Opiniogóry", zajmował się tematem Wolność woli w ujęciu Kanta. Przeżywszy 22 lata, odszedł tragicznie, oddając swą duszę kochance lirników...