Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Idealna lektura na leżak, o który rozbijają się fale Morza Egejskiego, lub lekarstwo na tęsknotę za Grecją, za jej kuchnią, atmosferą i kulturą.
W wyspiarskie klimaty wpleciona jest intryga, miłość, przyjaźń i pełnia lata. Wibrują emocje, drży ziemia, stare przemija, nadchodzi nowe, mozaiką dawnych i przyszłych pokoleń połyskują wyspy w słońcu.
Każdy z nas przechodzi w młodości przez etap marzyciela, kiedy świat otwiera przed nami swoje wrota, a my możemy osiągnąć wszystko, czego zapragniemy. Większość osób z tego wyrasta, poddając się prozie życia. Zabrakło mi tego genu. Całe życie podążam za swoimi pasjami i nie zamierzam przestać. Zawód pilota wycieczek, przewodnika, rezydenta - pozwala mi odkrywać najbardziej tajemnicze zakątki naszego globu, a spotkani na drodze ludzie stanowią nieustanną inspirację. Zawsze lubiłam również zabawę słowem. Pisałam wiersze, rymowanki dla dzieci, tłumaczyłam scenariusze filmowe. Ostatecznie odkryłam, że pod moją klawiaturą czają się ukryte historie, które za wszelką cenę chcą wyjść na zewnątrz. Postanowiłam je uwolnić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 142
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright by Agnieszka Styczyńska & e-bookowo
Projekt okładki: Kinga Skonieczna
Korekta i skład: e-bookowo
ISBN: 978-83-8166-319-9
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2022
Ulica była ciemna i pusta, trochę jak z horroru. Klara ciągnęła walizkę po wystających korzeniach, bo zamiast chodnika dla pieszych przy drodze znajdował się pas uprawy drzew. W całym mieście uliczki wyglądały w ten sposób, co doceniało się latem, kiedy było przeraźliwie gorąco, a rozłożyste korony dawały upragniony cień, ale niekoniecznie w nocy, w dodatku przy zgaszonych latarniach. Klara przeklęła pod nosem i włączyła latarkę w telefonie. Po rejsie do Aten, przeprawie do Pireusu, dziesięciu godzinach spędzonych na promie – marzyła już tylko o ciepłym prysznicu i nieco wygodniejszym, niż w zeszłym sezonie, łóżku. To ciekawe, że wyspa tak bardzo zmieniała swoje oblicze w momencie, kiedy przylatywali na nią pierwsi turyści. Teraz pusto, jedno auto na dziesięć minut, zero pieszych, oszczędności związane z prądem, a za kilka dni? Eksplozja świateł i barw, wszystkie przybytki otwarte, głodne wejścia do ogródków restauracyjnych, gotowe połknąć i strawić każdego zagubionego, niezdecydowanego turystę wraz z całą jego rodziną. Pomimo że dla Klary to nie był pierwszy raz na wyspie, czuła się bardzo dziwnie, bo w tym roku przybyła na nią wcześniej, kiedy sezon dopiero miał się zacząć. Był koniec kwietnia, jeszcze jakarandy pokryte były w pełni bujnym, fioletowym kwieciem, tworząc bajkowe aleje, przy których rosły te drzewa jak szpaler. Na albicjach różowiły się pędzelkowate kwiaty, a ich liście jak ptasie piórka lekko poruszały się na wietrze. Wyspa była pełna kwiatów, a trawa ciągle zielona, co miało się zacząć zmieniać z pierwszymi upałami. Noc jednak ukrywała te widoki przed obserwującymi.
Przez chwilę miała wrażenie, że jest w zupełnie obcym miejscu, zaginionym świecie, wyspie, na której większość ludzi wyginęła. Zaczęła uspokajać swoją wybujałą wyobraźnię. Pomimo skończonej trzydziestki, Klara ciągle karmiła swój umysł niestworzonymi historiami. To zapewne był efekt nieustannie czytanych przez nią książek. Pomimo swojej miłej aparycji, wysokiej, wyprostowanej postawy, długich blond włosów i szmaragdowo niebieskich oczu, przyciągających rzesze zapatrzonych w nie gapiów płci męskiej, Klara posiadała swój wewnętrzny, o wiele bogatszy świat, niż jej powierzchowność.
Lawirując pomiędzy korzeniami drzew i próbując sobie przyświecać telefonem, dziewczyna doszła do budynku, który dobrze znała. Wyglądało na to, że przybyła jako pierwsza. Zaczęła niezręcznie wciągać walizkę po zewnętrznych schodach, pomalowanych lekko odłażącą, niebieską farbą. Wszędzie było ciemno, nie chciało jej się wierzyć, że nikogo nie ma, pierwsi goście przylecieli dziś, więc ktoś się nimi musiał zająć. Zdecydowała się na to samo mieszkanie, które miała w poprzednim, 2016 roku.
– Sezonie, otwórz się! – mruknęła Klara, popychając drzwi prowadzące do jej mieszkania. Klucz był w środku, właściciel wiedział, że zjawi się tego dnia. Od razu po wejściu otworzyła szeroko okna, aby wywietrzyć lokum. Była bardzo głodna, ale najważniejszy był prysznic. Kiedy zakręciła wodę i przebrała się w koszulkę do spania, łóżko ją pokonało. Trzeba rozpakować walizki… udekorować jakoś ten bezosobowy pokój… Czy lodówka działa…? Zapadła w zasłużony, regenerujący sen.
Rano obudziły ją przeraźliwe jęki. Wybiegła na balkon i zobaczyła dwa koty, które prowadziły zajadłą dyskusję, która ewidentnie wymagała rękoczynów, czy też łapoczynów. Wyspa była enklawą kotów, nie różniła się tym od pozostałych w Helladzie. Koty rozmnażały się na potęgę. Niektóre były kastrowane, można to było poznać po uciętym kawałku ucha, inne żyły na wpół dziko w całym mieście, grzebiąc po śmietnikach i przymilając się do gości restauracji. Grecy darzyli je szczególną miłością, dokarmiali na głównych placach, doglądali.
Klara w tym momencie była w stanie zjeść nawet kocią karmę, byleby wypełnić żołądek i zalać go czarną kawą. Kawa czekała w walizce i to tyle. Nic więcej nie miała. Wrzuciła na grzbiet bardzo wygodne cokolwiek w postaci zwiewnej, bawełnianej sukienki, założyła japonki, okulary przeciwsłoneczne i pobiegła do okolicznej piekarni. Ah! Jakie to piękne, że mogła wyskoczyć w dowolnych, wygodnych ciuchach, które wpadły jej w ręce! Było już na tyle ciepło, że wystarczyła zwykła kiecka i można było pokazać się światu.
Ulica promieniała greckim światłem, ludzie się uśmiechali i pozdrawiali wzajemnie. Czuła się, jakby wróciła z dalekiej podróży. Drzwi mieszkania otworzyła z pachnącą bagietką w dłoni, świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym i warzywami ze sklepu obok piekarni. To jej wystarczyło na pyszne śniadanie i przywitanie Grecji za dnia. KALIMERA!! – krzyknęła z balkonu, na którym stała już czarna kawa, pokrojona bagietka i warzywa, dojrzewające jeszcze niedawno na intensywnym, greckim słońcu. Kalimera! – odpowiedział stary Grek, który rozkładał krzesła w restauracji naprzeciwko. Mówił coś jeszcze, ale Klara tylko kiwała głową z uśmiechem, mimo wielkich chęci – język grecki stanowił dla niej grząskie bagna, w których póki co zanurzyła jedynie mały palec u stopy. – Kalimera! Ola kala! – na tyle było ją stać na ten moment.
Po pysznym śniadaniu Klara ubrała gumowe rękawiczki, chwyciła w rękę szmatkę i płyn z chlorem, po czym zaczęła konserwować wszystkie powierzchnie płaskie, jakie tylko znalazła. Na koniec umyła lodówkę i wrzuciła na szafę rozpakowane walizki. Pokój był udekorowany z charakterem, który zyskał w miarę możliwości i zasobów walizki. – No nic, na początek może być, w trakcie sezonu to się zmodyfikuje! – pomyślała Klara i pobiegła na zakupy do marketu, aby zapełnić czystą i pachnącą lodówkę. Pierwsze grupy miały się zacząć od poniedziałku, więc został jej jeden względnie wolny dzień. A chciała jeszcze zobaczyć, jak wygląda port na początku sezonu, czy do zamku nie wrócili Joannici i czy na bramie miejskiej nadal kwitnie przepiękna bugenwilla.
Kos zadawało się być takie, jak zawsze. Jedynie mocno przycięte korony drzew wzbudzały niepokój, ale to był niezbędny zabieg kosmetyczny, po którym po kilku tygodniach bujnie rozrastały się nowe gałęzie. Odrastały bardzo szybko, stymulowane unikalnym klimatem południa. Klara spacerowała, wdychała ciepłe powietrze, rozkoszowała się dotykiem Meltemi na swojej skórze. – Komu przeszkadza, aby taka temperatura utrzymywała się przez cały sezon? – gdy to pomyślała, usłyszała głośny śmiech. To mewa podrywała się do lotu.
Na placu Elefterias, czyli placu wolności, Klara wypiła fredo espresso w kawiarni pod meczetem Defterdar, nad którym dumnie wznosił się minaret, nocą pięknie podświetlany na niebiesko. Był to czynny meczet, co akurat na wyspie, położonej tak blisko Turcji i naznaczonej dość skomplikowaną historią, między innymi trwającą czterysta lat turecką okupacją, kończącą się z momentem przybycia Włochów w 1912 roku, nie było dziwne. Przez wzgląd na charakter miejsca, nie podawano w nim alkoholu, więc Klara patrzyła na drugi koniec skweru, gdzie któregoś wieczoru zamierzała napić się dobrego drinka w towarzystwie miłych znajomków, obsłużona przez przesympatycznych kelnerów kawiarni naprzeciwko. Odmachała obsłudze obiecując wpaść w najbliższym czasie. Stolica przywitała ją tak, jakby ani na chwilę nawet nie opuściła tego miejsca po ostatnim sezonie.
Wieczorem usłyszała pukanie do drzwi. Zerwała się szybko, mając nadzieję, że to Nikos, ale po drugiej stronie stał wysoki blondyn.
– Cześć, jestem Michał, w końcu nie będę walczył sam!
– Cześć, Klara, wyjaśniła się tajemnica, kto odebrał pierwszy przylot. – Uśmiechnęła się wpuszczając chłopaka do środka.
– Słyszałem, że znasz wyspę, już tu pracowałaś?
– Tak, fajnie było znowu tu wrócić, a ty?
– Byłem kilka lat temu i jakoś tak zawsze chciałem wrócić. W końcu się udało. Ok, grafik masz w systemie, rozgość się na spokojnie i życzę tobie, sobie i dziewczynie, która doleci – spokojnego sezonu!
– Oj tak, życzmy sobie tego wszyscy. Gdzie mieszkasz?
– Pod 7, przychodź śmiało, jakbyś czegoś potrzebowała.
– Dzięki, miłego wieczoru!
Zamknęła za nim drzwi i uśmiechnęła się do siebie. Michał wyglądał sympatycznie i konkretnie, a z takimi osobami chciała pracować.
*
Kolejnego ranka usłyszała ruch i szuranie w korytarzu. To znak, że kolejne osoby przyjeżdżały na sezon. Klara zastanawiała się sennie, kogo tym razem przywieje. Miała nadzieję, że będzie to ktoś, kto zna się na swojej pracy i nie trzeba będzie poświęcać mu za wiele uwagi. No i też że się w miarę dopasują charakterologicznie. W tej branży pracowały silne osobowości, często trzeba było szukać kompromisów. Sama ceniła sobie swój indywidualizm i własne, niezawodne towarzystwo. W wolnym czasie wolała przeczytać książkę, niż prowadzić bezowocne rozmowy z osobami, które do niej nie pasowały. No, chyba że przyleciałby ktoś, kogo lubi. Nie jakaś ćma barowa, wielbicielka zatłoczonych plaż z fredo w dłoni, a wieczorem miejskich knajp w wieczornym outficie. To nie było dla niej. Zdecydowanie wolała osoby ciekawe świata, odkrywców nowych miejsc i wielbicieli dzikich plaż.
Spojrzała sennie na telefon. Nikos do tej pory nie dał znaku życia, a przecież dokładnie wiedział, kiedy przybija jej prom. Poznała tego przystojniaka pod koniec ostatniego sezonu, więc nie nacieszyli się sobą wystarczająco, a zima na kamerkach mocno podgrzała atmosferę. Klara miała za sobą kilka bardziej lub mniej udanych związków, ale ten południowiec wyzwalał w niej najmniej spodziewane instynkty i nie potrafiła się długo na niego złościć. Tyle czekali na ten moment, nie chce zaczynać tego lata od pretensji i nieporozumień. Na pewno mu coś wypadło. Postanowiła zjeść śniadanie, a potem złożyć swój indywidualizm na ołtarzu miłości i napisać do niego smsa.
Jej świętą porę na kawę zakłóciło pukanie do drzwi. Otworzyła je z westchnieniem. Na progu stała Gabi, czyli Gabriela, jedna z najfajniejszych rezydentek, jakie poznała. Miała swój charakterek, ale też bardzo dobre serduszko, do tego niespokojną duszę i wielką potrzebę odkrywania świata. Była cztery lata młodsza, z przodu miała jeszcze dwójkę, w poprzednim sezonie sprawdziła się jednak jako niezawodna przyjaciółka i szybko poznała się też na swojej pracy, którą wykonywała dobrze i z zaangażowaniem.
– No, jak ty tu jesteś, to już czuję, że jest to udany sezon! Tak się cieszę! – Rzuciły się sobie w ramiona.
– Hej! Ale fajne, że mieszkamy blisko siebie! Urządziłaś się już? – zapytała rozemocjonowana Gabi. Jej włosy zimą mocno ściemniały, a twarz nie przyjęła na siebie jeszcze pierwszych promieni słonecznych. Miała na sobie dżinsy i luźną, męską koszulę, a na stopach kolorowe trampki. Zapewne bardzo firmowe, miała hopla na punkcie butów.
– Tylko trochę, ciągle walczę, ale już wiem, gdzie zrobimy pierwsze zakupy!
– No to jasne jak słońce, też potrzebuję kilku drobiazgów. Masz kawę? U mnie nie ma nawet jednej filiżanki. – Zaczęła rozglądać się po pokoju i wciągać znajomy zapach w nozdrza.
– No ba! Jasne, wskakuj! Idź prosto na balkon, a ja już zalewam. A filiżanek mam kilka, każda z innej mańki, weź sobie jedną.
– Nie mówiłaś, że przylecisz! – krzyknęła Klara w stronę balkonu.
– Tak, wiem, ale zdecydowałam się w ostatniej chwili. Dostałam dość fajną pracę i miałam poważny dylemat, ale w końcu wybrałam Kos.
Dziewczyny wymieniły ploteczki i cieszyły się na myśl o wspólnym sezonie. W tej pracy bardzo ważne było wzajemne zaufanie, poczucie, że można polegać na drugiej osobie. A jeżeli bonusem miały być wspólne pasje odkrywania wyspy, to nie mogło już być nic piękniejszego.
– Wiesz, kto przyjął pierwszy przylot? Ma na imię Michał i kiedyś tu już pracował, ale dopiero wczoraj go poznałam.
– Nie znam gościa, ale mam nadzieję, że jest chociaż przystojny! – Przekrzywiła głowę, patrząc na przyjaciółkę wyczekująco.
– No co, nie jest zły, może ci się spodobać. Wygląda na konkretnego, otworzył skutecznie sezon, więc pewnie się nadaje. Męski pierwiastek zawsze w zespole się przyda.
– W tym momencie już nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia. Skoro wszechświat zdecydował, aby wysłać nas znowu razem, to znaczy, że ma absolutną rację! – odpowiedziała Gabi.
– To fakt, ej! To moja kwestia! – krzyknęła Klara, która prawie wszystkie wydarzenia życiowe przypisywała wyższym, nieodgadnionym mocom.
– No wiem, a ja się szybko uczę! – Gabi puściła oczko.
Rozmowa z Gabi tak Klarę rozkojarzyła, że ostatecznie zapomniała o wiadomości do Nikosa. Dziewczyny postanowiły wybrać się na spacer nad morze i w jednym z przydrożnych barów zjeść lunch. Nikos zadzwonił w momencie, kiedy dziewczyny kończyły jeść pitę Halumi, wegetariańską wersję tej pysznej, greckiej przekąski z niesamowitym, cypryjskim, grillowanym serem. W te pierwsze dni obie postanowiły nacieszyć się morzem Egejskim i całkiem jeszcze pustą plażą.
– Kalimera Agapi mou! Gdzie znajdę moją piękną kobietę? – Usłyszała w słuchawce głos, od którego zrywały jej się uśpione motyle w brzuchu.
– Kalimera Nikos, przypomniałeś sobie o mnie? – zapytała, uśmiechając się.
– Wiem, wiem, nie bądź zła, ale mam nową pracę i nie mogłem się z niej ruszyć ani nawet zadzwonić do ciebie, ale cały czas o tobie myślę! Byłem na Rodos, ale już wracam.
– Tak, tak… co to za praca?
– W wypożyczalni samochodów, agapi mou, mam fajnego szefa i potrzebuje mnie na cały sezon, właśnie mam na promie kolejne auto dla niego. Jestem więc dzisiaj cały twój! Kiedy zaczynasz pracę?
– Jutro mam pierwszą wycieczkę, w Polsce zaczyna się długi weekend majowy, więc korzystam z plaży póki mogę. W najbliższym czasie zrobi się tłocznie!
– Spotkamy się wieczorem? Inaczej – o której widzimy się wieczorem? Od razu po wyjściu z promu odstawiam auto, więc o 19 powinienem być wolny!
– Ok, zjedzmy razem kolację.
– Idealnie. Mieszkasz w tym samym miejscu?
– Dokładnie w tym samym.
– Będę przed 20. Filakia!!
– Kisses!
Klara rozłączyła się z uśmiechem i od razu wybrała z pamięci telefonu numer.
– Halo? Vasilis? Czeeeeść! Tak, jestem na wyspie! Gotowy na kolejny udany sezon?... Tak, już jutro płyniemy na Nisyros, więc nie przegap statku! See you!
Vasilis był jej ulubionym przewodnikiem na wyspie, z którym jej współpraca układała się gładko i bez zbędnych dyskusji. Klara ceniła sobie tę przyjaźń i jego profesjonalizm. Wiedziała, że z nią się trochę nudzi, bo według greckiego prawa jego obecność była obowiązkowa, ale też przy niej nie musiał się odzywać przez kilka godzin, Klara dobrze znała wycieczki, historię i program. Poszła spacerem w stronę domu przechodząc koło portu, w którym pojawiało się coraz więcej statków wycieczkowych. Wszyscy przygotowywali się do wytężonej pracy przez najbliższe miesiące. Następne wolne to himona! Czyli grecka zima. W sezonie każdy zasuwał jak nakręcony. To był czas, aby zarobić na życie bieżące, ale też na długie, zimowe miesiące, podczas których pracy dla wyspiarzy raczej nie było.
– Czuję wyraźnie, że muszę szybko się nacieszyć twoją obecnością – powiedziała Gabi z przekąsem. – Niedobrze mi się robi, kiedy czuję opary takiego romantyzmu! – Udała, że zbiera ją na wymioty.
– Spokojnie, to ja, typ wielozadaniowy, jestem w stanie wszystko zgrać i ułożyć jak trzeba w grafiku – odparła koleżanka, puszczając do niej oko.
Wróciły do domu i Klara poddała się swojej znienawidzonej czynności, czyli prasowaniu. Wyprasowała co tylko się dało, mając na uwadze, że z każdym dniem ta czynność będzie przeradzać się w torturę, kiedy normą będzie 35 stopni w cieniu, a ona znowu w tym sezonie nie miała klimatyzacji. No cóż! Taki los wyrobnika!
Kiedy skończyła prasowanie i urządzanie swojego kąta, zajrzała na chwilę do zeszłorocznych notatek. Po stwierdzeniu, że wszystko pamięta, odłożyła zeszyt i książki na szafkę nocną. Nieuchronnie zbliżała się 19, więc poszła umyć swoje długie włosy i wzięła gorący prysznic. Nikos miał się zjawić niedługo, więc stanęła przed szafą i wpadła w długie otępienie, próbując wybrać odpowiednią sukienkę na ten wieczór. Na ich pierwszy raz po tak długiej przerwie. Wybrała nową, piękną i przyciągającą uwagę, którą podświadomie upolowała na zimowej wyprzedaży właśnie na taką okazję i do tej pory nie miała okazji włożyć. Jeszcze delikatny make–up, ulubione perfumy, płaskie sandałki i z zadowoleniem przejrzała się w lustrze. Klara nie znosiła się spóźniać, co w jej zawodzie było niezbędną cechą, więc kiedy Nikos zapukał do drzwi – była gotowa do wyjścia.
– Agapi mou! – krzyknął Nikos, porywając ją w swoje objęcia. – Tak bardzo tęskniłem!
– A ja wcale! – droczyła się z nim roześmiana Klara.
Nikos wwiercił się w jej usta jak głodne zwierzę i trudno było go od nich oderwać. Klara chętnie przystałaby na dłuższą sesję przywitania, ale była już głodna i spragniona atmosfery wyspy. Chciała się nią nacieszyć ze swoim chłopakiem. Chwyciła torebkę i wyszarpała zawiedzionego Nikosa za rękę z pokoju.
– Najpierw kolacja! – krzyknęła, zbiegając po schodach. Nikos niechętnie podążył za nią, łapiąc w locie ulotną mgiełkę jej perfum.
W ich ulubionej restauracji było sporo zajętych stolików, biorąc pod uwagę porę roku, co świadczyło o pysznym greckim jedzeniu. Kolację głównie jedli miejscowi, wszędzie słychać było język grecki, a to była najlepsza rekomendacja. Stelios – właściciel restauracji – serdecznie się z nimi przywitał, zapewniając, że krewetki są pierwsza klasa. Zamówili wodę i wino w charakterystycznej, blaszanej kance, po czym zajrzeli do menu. Nikos przejął inicjatywę przy zamawianiu meze, czyli greckich przystawek, po czym wbił wzrok w Klarę.
– Czy opanowałaś już swoje uzależnienie względem krewetek Saganaki? – zapytał, uśmiechając się szelmowsko. Istotnie, w poprzednim sezonie to była jej ulubiona potrawa. Krewetki duszone w paprykowo–cebulowo–pomidorowym sosie z dodatkiem obłędnego sera saganaki. W niektórych restauracjach to było niebo w gębie, a u Steliosa wszystko było świeże i świetnie przyrządzone.
– O tym muszę się przekonać, kosztując je dziś wieczór. Kiedy ich spróbuję, sprawa się wyjaśni. To moja pierwsza kolacja na mieście po opuszczeniu kraju pieroga i gołąbka, więc nie wymagaj ode mnie na razie wielkich poświęceń! – Roześmiali się głośno, stukając się małymi szklaneczkami z winem. – Yamas! Za nas, za sezon, za życie! – Yamas! – odpowiedziała Klara, patrząc Nikosowi w oczy.
– Jak twój grecki, kochanie? Kiedy zaczniemy się porozumiewać w szlachetnym języku wielkich filozofów? – zapytał żartobliwie Nikos.
– Siga, siga, mój drogi, wszystko w swoim czasie! – Klara puściła mu oczko i zanurzyła bagietkę w sosie z krewetkami. – Mmm… Po takim jedzeniu po kilku miesiącach mnie nie poznasz, będę taka gruba!
– Będę się cieszył każdym centymetrem – stwierdził Nikos, zsuwając suwlaki z patyka.
– I vice versa! – odparła szelmowsko Klara, wybuchając śmiechem wraz z Nikosem.
– Nikos, gdzie mieszka twoja rodzina? Czemu nie masz tu na Kos nikogo? – zmieniła temat Klara.
Nikos spochmurniał.
– To jest skomplikowane, nie psujmy sobie wieczoru….
– Ale przecież dla Greków rodzina to fundament, baza, na której wszystko opierają, chciałabym cię lepiej zrozumieć. Wszystko wiesz o mnie, a ja nie mam pojęcia o twoich bliskich!
– Chcesz deser? Wciśniesz lukumades? Twoje ukochane greckie pączusie?
– Nie, dzięki, możemy powoli wracać do domu… – Klara się zasępiła.
– No już, nie gniewaj się. Na wszystko przyjdzie czas. Siga, siga, jak to powiedziałaś! Powoli, powoli – wydukał po polsku Nikos, a Klara wbrew swojej woli się roześmiała, słysząc jego nieudolny akcent. Po opłaceniu rachunku i pożegnaniu zabieganego Steliosa objęci ruszyli w kierunku mieszkania Klary.
– Piękna ta twoja sukienka, ale niestety, musisz ją szybko zdjąć! – Nikos przyspieszył kroku, kiedy na końcu ulicy zobaczyli znajomy budynek. Ta noc należała tylko do nich.
*
Każdy z nas przechodzi w młodości przez etap marzyciela, kiedy świat otwiera przed nami swoje wrota, a my możemy osiągnąć wszystko, czego zapragniemy. Większość osób z tego wyrasta, poddając się prozie życia. Zabrakło mi tego genu. Całe życie podążam za swoimi pasjami i nie zamierzam przestać. Zawód pilota wycieczek, przewodnika, rezydenta - pozwala mi odkrywać najbardziej tajemnicze zakątki naszego globu, a spotkani na drodze ludzie stanowią nieustanną inspirację. Zawsze lubiłam również zabawę słowem. Pisałam wiersze, rymowanki dla dzieci, tłumaczyłam scenariusze filmowe. Ostatecznie odkryłam, że pod moją klawiaturą czają się ukryte historie, które za wszelką cenę chcą wyjść na zewnątrz. Postanowiłam je uwolnić.