Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W świecie Europy doby renesansu, przesyconym konfliktami i dramatami, na pograniczu, gdzie zderzają się ze sobą imperia i religie, ważą się losy świata…
Z Senjanu, cieszącego się złą sławą pirackiego miasteczka, wyrusza młoda kobieta, która szuka zemsty za utratę rodziny. Tej samej wiosny z bogatego państwa-miasta Seressy, słynącego ze swoich kanałów i laguny, wyprawiają się dwie bardzo różniące się od siebie osoby: młody malarz, który zmierza na niebezpieczny wschód, by na życzenie wielkiego kalifa namalować jego portret oraz obdarzona żywą inteligencją, powodowana gniewem kobieta udająca żonę lekarza, lecz wysłana przez Seressę w misji szpiegowskiej.
Statkiem handlowym, na którego pokładzie płyną, dowodzi posiadający wszelkie zalety młodszy syn z kupieckiej rodziny, targany wątpliwościami co do przeznaczonego mu życia. A jeszcze dalej na wschód pewien chłopiec szkoli się na żołnierza, by zdobyć chwałę w nieuchronnie zbliżającej się wojnie. Ich losy się splatają, a ich życie wisi na włosku, ponieważ kalif wysyła wielką armię, która ma zająć potężną fortecę, stanowiącą bramę do zachodniego świata…
„Historia i fantasy rzadko spotykają się ze sobą z takim wdziękiem. Dzieło najwyższych lotów spod pióra pisarza, który być może jest największym mistrzem tego gatunku”.
„The Washington Post”
„Kay w niezrównany sposób wybiera z historii jej poszczególne elementy i splata z nich całkowicie zmyśloną opowieść, która sprawia wrażenie przekładu jakiegoś niedawno odkrytego rękopisu z nieznanych nam jeszcze czasów”.
„The Miami Herald”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 781
Dla
GEORGE’A JONASA
i
EDWARDA L. GREENSPANA,
którzy razem mają tu swoje miejsce,
drodzy, utraceni przyjaciele
tkwiliśmy wciąż w tym pierwszym stadium, wciąż
gotując się do rozpoczęcia podróży, a mimo to zaszła w nas zmiana;
widzieliśmy to u siebie nawzajem; zmieniliśmy się, choć
nie ruszyliśmy z miejsca, a ktoś powiedział: ach, spójrzcie, jak się postarzeliśmy, podróżując
tylko od dnia do nocy, ani do przodu, ani w bok, i to wydawało się
w jakiś dziwny sposób cudowne…
LOUISE GLÜCK
A wszystko porywa niebezpieczna powódź
Historii, która nigdy nie zasypia ni umiera,
A zatrzymana na chwilę w dłoni, pali ją ogniem.
W.H. AUDEN
(Częściowa lista)
W REPUBLICE SERESKIEJ I GDZIE INDZIEJ W BACHIARZE
książę Ricci, przewodniczący sereskiej Rady Dwunastu
CZŁONKOWIE RADY DWUNASTU
Lorenzo Arnesti
Amadeo Frani
Pero Villani, malarz, syn zmarłego Viera Villaniego, także malarza
Tomo Agosta, jego służący
Mara Citrani, dama sportretowana przez Pera
Jacopo Miucci, lekarz
Leonora Valeri, młoda kobieta udająca jego żonę
hrabia Erigio Valeri z Mylazji, ojciec Leonory
Paulo Canavli, kochanek Leonory Valeri w Mylazji
KUPCY Z SERESSY
Nelo Grilli
Guilbaldo Ferri
Marco Bossini
Wysoki patriarcha Dżada w Rhodias
W OBRAVICIU
Rodolfo, święty cesarz Dżada
Savko, cesarski kanclerz
Hanns, główny sekretarz kanclerza
Witruwiusz z Karchu, w służbie kanclerza
Orso Faleri, ambasador Seressy w Obraviciu
Gaurio, jego służący
Veith, kurtyzana
W SENJANIE
Danica Gradek, młoda kobieta
Neven Rusan, jej dziad ze strony matki
Hrant Bunić, przywódca łupieżców z Senjanu
ŁUPIEŻCY SENJAŃSCY
Tijan Lubić
Kukar Miho
Goran Miho
W REPUBLICE DUBRAVSKIEJ
Marin Djivo, młodszy syn w rodzinie kupców
Andrij, jego ojciec
Zarko, jego brat
Drago Ostaja, jeden z kapitanów statków należących do rodziny Djivów
Vlatko Orsat, inny kupiec
Elena i Iulia, jego córki
Vudrag, jego syn
Radić Matko, inny kupiec
Kata Matko, jego córka
Jević, strażnik w Pałacu Rektora
Giorgio Frani z Seressy (syn Amadea), służący Seressie w Dubravie
Filipa di Lucaro, Najstarsza Córa Dżada w świętym ustroniu na wyspie Sinan
Juraj, służący na wyspie
Cesarzowa Eudoksja z Sarancjum
W ASZARIAS
wielki kalif Gurçu („Niszczyciel”)
książę Cemal, jego starszy syn
książę Beyet, jego młodszy syn
Yosef ben Hananon, wielki wezyr
W MULKARZE
Damaz, kadet w szeregach dżannich, piechoty kalifa
Koçi, inny kadet
Hafiz, dowódca dżannich w Mulkarze
Kasim, instruktor w Mulkarze
W SAURADII
ban Rasca Tripon („Skandir”), zbuntowany przeciwko aszarytom
Jelena, wiejska uzdrowicielka
Zorzi, rolnik w północnej Sauradii
Rastić, Mawro i Milena, jego dzieci
Nowo przybyły ambasador Seressy z bólem serca pojął, że cieszący się sławą ekscentryka cesarz Rodolfo eksperyment w dziedzinie dworskiego protokołu potraktował poważnie.
Wszyscy wiedzieli, że cesarz lubi eksperymenty.
Wyglądało na to, że kiedy ambasador zostanie w końcu poproszony o zbliżenie się do cesarskiego tronu, będzie musiał złożyć trzykrotny głęboki ukłon, i to dwa razy! Miał to uczynić, jak wyjaśnił eskortujący go bardzo wysoki urzędnik, na modłę ukłonów składanych wielkiemu kalifowi Gurçu w Aszarias.
Poza tym, dodał życzliwie dworzanin, tak właśnie traktowano wielkich wschodnich cesarzy w dawnych czasach. Rodolfa wyraźnie interesował efekt, jaki wywierało przestrzeganie takiego oficjalnego składania hołdu. A ponieważ Rodolfo jest dziedzicem tych dostojnych postaci z przeszłości – jak dodał dworzanin – ma to sens, prawda?
Zdaniem ambasadora, który jednak nie wypowiedział tej myśli, nie miało to żadnego sensu.
Nie miał pojęcia, jakiego efektu oczekiwał cesarz.
Uśmiechnął się uprzejmie. Skinął głową. Poprawił aksamitną szatę. W przedpokoju, gdzie czekali, patrzył, jak drugi dworzanin – młody, jasnowłosy – z entuzjazmem demonstruje owe ukłony. Kolana ambasadora już pulsowały, jakby przewidywały ból. Bolał go też grzbiet. Ambasador był świadom, że mając brzuch będący ewidentnym dowodem na to, że żyje w dobrobycie, prawdopodobnie będzie wyglądał głupio za każdym razem, kiedy padnie na twarz przed cesarzem albo dźwignie się na nogi.
Rodolfo, święty cesarz Dżada, zasiadał na tutejszym tronie od trzydziestu lat. Nikt nie ośmieliłby się nazwać go głupim – na swoim dworze miał wielu najlepszych malarzy, filozofów i alchemików (przeprowadzających eksperymenty!) – lecz trzeba było uważać go za nieprzewidywalnego i być może nieodpowiedzialnego.
To oczywiście czyniło go niebezpiecznym. Zanim Orso Faleri, ambasador Republiki Sereskiej, wyruszył w podróż do Obravicia, Rada Dwunastu dała mu to jasno do zrozumienia.
On uważał tę delegację za wielce uciążliwą.
Oczywiście oficjalnie był to zaszczyt. Ambasadorowanie było jedną z trzech najważniejszych zagranicznych funkcji, jaką Seressaninowi mogło powierzyć Dwunastu. Oznaczało to, że ktoś taki mógł się spodziewać, iż po powrocie mógłby z dużą dozą prawdopodobieństwa sam zostać członkiem Rady, gdyby któryś z nich złożył urząd lub zmarł. Orso Faleri bardzo kochał Seressę – miasto kanałów, mostów i pałaców (szczególną miłością darzył oczywiście swój pałac!). A w Obraviciu możliwości zdobycia w tej roli jeszcze większego bogactwa były bardzo ograniczone.
Był wysłannikiem oraz obserwatorem. Rozumiało się samo przez się, że na rok, a może dwa, jakie przyjdzie mu tu spędzić, jego dotychczasowy tryb życia ulegnie zawieszeniu.
Dwa lata to przygnębiająca perspektywa.
Nie pozwolono mu zabrać ze sobą kochanki.
Oczywiście żona Faleriego odmówiła wyjazdu razem z mężem. Oczywiście mógł się domagać, by to uczyniła, lecz nie był zwolennikiem aż takiego samoumartwiania. Cóż, będzie musiał odkryć we własnym zakresie rozrywki, jakie oferuje to wietrzne miasto na północy, położone daleko od kanałów Seressy, gdzie w rozświetlonej pochodniami nocy rozbrzmiewały miłosne piosenki, a mężczyźni i kobiety otuleni płaszczami chroniącymi przed wieczorną wilgocią, a czasem w maskach na twarzach, krążyli po uliczkach ukryci przed wścibskimi oczami.
Orso Faleri zamierzał udawać, że jest zainteresowany dysputami o naturze duszy z filozofami cesarza, i symulować, że słucha, gdy któryś z cesarskich alchemików, gładząc przypaloną brodę, będzie objaśniać tajemnice transmutacji metali – wszystko naturalnie w granicach rozsądku.
Gdyby swoje zadania, zarówno publiczne, jak i tajne, wykonywał źle, zostałoby to zauważone w Seressie i wyciągnięto by wobec niego określone konsekwencje. Z kolei gdyby dobrze wypełniał swą misję, mógłby zostać tu przez dwa lata! Sytuacja przerażająca dla cywilizowanego człowieka, mającego duże umiejętności handlowe oraz wspaniałą kobietę.
A teraz ten potrójny głęboki osmanlicki ukłon. Złożony dwa razy. Faleri pomyślał, że z powodu królewskich szaleństw cierpią dobrzy ludzie.
Jednocześnie wiedział, że jego misja jest bardzo ważna. W świecie Faleriego dobre stosunki z cesarzem miały zasadnicze znaczenie. Rozbieżności zdań były do przyjęcia, lecz otwarty konflikt mógłby zniszczyć handel, a ten był dla Seressy priorytetem.
Dla Seressan pokój i otwarty, niczym niezagrożony handel były na stworzonym przez boga świecie najważniejsze. Znaczyły więcej (chociaż nigdy ta dewiza nie została wypowiedziana na głos) niż pilne przestrzeganie doktryny Dżada głoszonej przez duchownych boga słońca. Seressa prowadziła rozległy handel z niewierzącymi Osmanlimi na wschodzie – i to bez względu na to, co mogliby mówić albo czego mogliby żądać wysocy patriarchowie.
W Rhodias patriarchowie przychodzili i odchodzili, grzmiąc gniewem w swoim okazałym pałacu albo jak kurtyzany przymilając się o świętą wojnę i odzyskanie Sarancjum z rąk wyznających Aszara Osmanlich. To był cel każdego patriarchy. Tyle że zaprzeczający istnieniu boga Osmanli otwierali przed Seressą jedne z najbogatszych rynków na świecie.
Faleri wiedział o tym doskonale. Był kupcem, synem i wnukiem kupców. Pałac jego rodziny położony nad Wielkim Kanałem został zbudowany, rozbudowany i wystawnie urządzony z zysków płynących z handlu ze wschodem. Na początku zboże, a potem drogie kamienie, przyprawy, jedwab, ałun, lapis lazuli. Wszystko, czego potrzebowano lub pożądano na zachodzie. Delikatne jedwabie, które nosiły jego żona i córki (oraz jego kochanka, z tym że ona wyglądała w nich zdecydowanie lepiej), przybywały do laguny na galerach i kogach pływających między portami aszarytów.
Wielki kalif również cenił handel. Musiał dbać o swoje pałace i ogrody, miał kosztowną armię. Mógł prowadzić wojnę na ziemiach cesarza i oblegać fortece, gdzie przebiegały niestałe granice, a Rodolfo mógł zostać zmuszony do wydania pieniędzy, których nie miał, na wzmocnienie owych fortec, lecz Seressa i jej kupcy nie chcieli brać udziału w takim konflikcie – oni nade wszystko potrzebowali pokoju.
To oznaczało, że signore Orso Faleri miał tu wypełniać rozliczne misje oraz dokonywać ocen, a odpowiednie meldunki wysyłać do Seressy w zaszyfrowanych listach, sam przepełniony tęsknotami i wspomnieniami, które niewiele miały wspólnego z polityką czy wychudłymi filozofami rezydującymi w tym północnym mieście.
Jego najważniejsze zadanie, dokładnie wyłuszczone przez Radę Dwunastu, dotyczyło okrutnych, znienawidzonych, upokarzających Seressę piratów z otoczonego murami miasteczka Senjan. Tak się składało, że była to sprawa bliska kupieckiemu sercu Faleriego.
A także niesłychanie delikatna. Senjanie byli poddanymi, nadzwyczaj lojalnymi poddanymi, cesarza Rodolfa. Byli – sformułowanie cesarza znali prawie wszyscy – jego „dzielnymi bohaterami pogranicza”. Napadali na aszaryckie wioski i gospodarstwa leżące w głębi lądu i stawiali czoło atakom aszarytów, broniąc dżadytów, gdzie tylko mogli. Zasadniczo byli walecznymi (nieopłacanymi) żołnierzami cesarza.
A Seressa pragnęła, by zostali zgładzeni jak jadowite węże, skorpiony, pająki, obojętnie jakby się ich nazwało.
Seressanie chcieli, żeby senjanie zostali rozbici w proch, by mury ich miasteczka zostały zburzone, statki spalone, a członkowie oddziałów powieszeni, poćwiartowani, zabici pojedynczo albo w bitwie, spaleni na wielkim stosie widocznym z odległości wielu mil albo rzuceni na pastwę dzikich zwierząt. Seressie było to obojętne. Wystarczyło, że tamci poniosą śmierć albo zostaną przykuci do ławek na galerach. Tak nawet byłoby lepiej – flota nigdy nie miała dość niewolników.
Tak. Senjan to kłopotliwa i wielce delikatna kwestia.
Bez względu na to, jak agresywnie Seressa patrolowała morze, ile wysłała galer wojennych, jak starannie eskortowała statki handlowe, na długim, wąskim Morzu Sereskim łupieżcy z Senjanu zawsze znajdowali sposób, żeby wejść na pokład któregoś z nich. Całkowita obrona przed piratami była niemożliwa. Napadali przez cały rok, bez względu na pogodę. Niektórzy utrzymywali, że potrafią ją kontrolować, umiejętność tę przypisując senjańskim kobietom.
Jedno niewielkie miasteczko, zawsze jakichś dwustu albo trzystu zdolnych do walki mężczyzn w jego murach – a jakie spustoszenie siali, pływając na swoich łodziach!
Do Obravicia i Seressy bez przerwy nadchodziły skargi kalifa i jego wielkiego wezyra. Jak mają nadal handlować z Seressą, zadawali elegancko sformułowane pytania aszaryci, skoro ich ludzie i towary są narażone na brutalne akty piractwa? Jaką wartość mają zapewnienia Seressan o bezpieczeństwie na morzu, które tak dumnie nazwali na swoją cześć?
W listach padały też sugestie, że może Seressa jest tak naprawdę zadowolona, kiedy senjanie chwytają osmanlickich kupców, pobożnych wyznawców nauk Aszara, dla okupu lub kto wie w jakim celu.
Rada Dwunastu wpoiła Faleriemu, że to jego najważniejsze zadanie tej jesieni i zimy. Miał nakłonić łatwo dającego się rozproszyć, nieobliczalnego cesarza, żeby oddał miasteczko piratów sereskiej wściekłości.
Rodolfo powinien zrozumieć, że Senjan wyprawia się nie tylko przez góry na bezbożnych niewiernych albo zagarnia ich towary na statkach. Nie! Piraci wiosłowali lub żeglowali na południe wzdłuż swojego poszarpanego wybrzeża do miast, którymi rządzili Seressanie. Zapuszczali się nawet jeszcze dalej, na południe, do tej nowobogackiej morskiej Republiki Dubravskiej (Seressanie z jej mieszkańcami też mieli na pieńku).
Te miasta i miasteczka są dżadyckie, cesarz przecież o tym wie! Mieszkają w nich pobożni wyznawcy boga. Ci ludzie i ich towary nie mogą stanowić celu! Senjanie nie są bohaterami, lecz piratami. Wchodzą na pokłady statków uczciwych kupców, które płyną do Seressy, królowej wszystkich dżadyckich miast, by tam sprzedawać i kupować, i przynosić jej bogactwo. Dużo bogactwa.
Ci nikczemni, mijający się z prawdą piraci utrzymywali, że zabierają tylko te towary, które należą do aszarytów, lecz to była – jak wszyscy wiedzą – poza, pozór, niedobry, mroczny żart. Ich pobożność to maska.
Seressanie o maskach wiedzieli wszystko.
Faleri w ciągu dwóch lat sam stracił przez piratów trzy ładunki (jedwab, pieprz, ałun). Nie był wyznawcą aszaryckich gwiazd ani dwóch księżyców Kindathów! Był tak samo dobrym dżadytą jak cesarz. (Może nawet lepszym, jeśli się weźmie pod uwagę zainteresowanie Rodolfa alchemią).
Kiedy młody, gładki dworzanin wstał po szóstym ukłonie (szóstym!), do Faleriego dotarło, że powodem, dla którego otrzymał to stanowisko, mogą być jego osobiste straty. Bardzo możliwe, że książę Ricci, przewodniczący Rady Dwunastu, jest aż tak subtelny. Faleri mógłby żarliwie i przekonująco mówić o złu, jakie wyrządzają senjanie.
– Cesarz otrzymał przywiezione przez ciebie dary – mruknął z uśmiechem wysoki dworzanin. – Bardzo mu się podoba zegar.
Oczywiście, że bardzo mu się podoba zegar – pomyślał Faleri. Dlatego go wybrali.
Budowa zegara trwała pół roku. Został wykonany z kości słoniowej i mahoniu inkrustowanego drogimi kamieniami. Pokazywał błękitny i biały księżyc we właściwych fazach. Przewidywał zaćmienia słońca. O pełnej godzinie pojawiał się dżadycki wojownik i walił maczugą brodatego Osmanliego w głowę.
Właściwie nastawione urządzenie wydawało miarowe tykanie. Faleri przywiózł ze sobą człowieka, który umiał owo tykanie z niego wydobyć. Był też przekonany, że człowiek ten otrzyma także zadanie szpiegowania go. Ktoś zawsze szpiegował. Nic nie można było na to poradzić. Informacja to klucz otwierający świat.
Orso Faleri czuł się tak, jakby chwile jego życia szybko mijały w rytm tego tykania. Jego kochanka była piękna, młoda, pomysłowa i nie słynęła z cierpliwości. Otwarcie pożądało jej wiele osób, w tym dwaj członkowie Rady. Co najmniej dwaj.
Był bardzo niezadowolony i powinien to ukryć.
Ogromne skrzydła drzwi rozwarły się. Pojawili się odziani w biel i złoto służący, a także inni wysocy mężczyźni, wyprostowani jak struny. Dworzanin (Faleri musi zacząć zapamiętywać ich imiona) ponownie się uśmiechnął. Przy drzwiach stanął ktoś jeszcze i się z nim przywitał. Orso wiedział, że to kanclerz. Rozmawiali o nim w Seressie. Kanclerz Savko skinął głową. Ambasador Faleri odpowiedział ukłonem.
Razem weszli do dużej, długiej sali. Pod jej przeciwległą ścianą na dywanie stał tron. Rozpalono w kominkach, ale i tak było zimno.
Zegar został ustawiony na stole obok tronu. Tykał. Faleri słyszał ten dźwięk, podnosząc się ciężko po drugiej serii pokłonów. Udało mu się wstać bez pomocy, co było przyjemne, lecz pod ciężkim strojem się pocił, nawet w tej chłodnej jesiennej sali. Otarcie czoła nie byłoby w tym momencie stosowne. Jedwabna koszula, którą miał pod kaftanem, przylgnęła mu do wilgotnej skóry. Z trudem zapanował nad oddechem.
Jeśli będzie musiał robić tak przez rok – albo dwa lata! – przy każdym spotkaniu z cesarzem, nie przeżyje tego. Równie dobrze mógłby umrzeć już teraz.
Rodolfo patrzył na zegar. Uniósł rękę w nieokreślonym geście, który można by uznać za pozdrowienie nowego ambasadora na jego dworze. Lub mógł to też być gest nakazujący milczenie. Żadna z obecnych osób nie rzekła nawet słowa. Faleri nie został oficjalnie przedstawiony. Nie mógł się więc odezwać. Jeszcze tu nie zaistniał. Ale to mu nie przeszkadzało. Chciał odzyskać panowanie nad sobą oraz oddech.
Zegar głośno tykał w cichej sali.
Rodolfo, święty cesarz Dżada, król Karchu, Esperanii na zachodzie, północnych rubieży Sauradii, wysuwający (sporne) roszczenia do części Ferrieres, Trakezji oraz innych ziem i wysp, miecz wysokiego patriarchy w Rhodias, potomek znamienitej (endogamicznej) rodziny, powiedział z namysłem:
– Podoba nam się to urządzenie. Dokonuje ono podziału wieczności.
Nikt nic nie odpowiedział, chociaż w sali znajdowało się czterdzieści czy pięćdziesiąt osób.
Faleri uświadomił sobie, że nie ma wśród nich kobiet. W Seressie przy takich okazjach zawsze pojawiały się kobiety – ozdoby życia, często nad wyraz mądre. Poruszył nogami. Wciąż kręciło mu się w głowie; miał wrażenie, że sala chwieje się i wiruje jak bąk. Było mu gorąco i miał sucho w ustach. Oni go tymi pokłonami zabiją. Umrze na klęczkach w Obraviciu!
Cesarz był wyższy, niż się spodziewał. Rodolfo miał haczykowaty nos i cofnięty podbródek dynastii Kohlbergów, bladą cerę i jasne włosy. Jego dłonie były duże, a oczy wąskie, co utrudniało odczytanie ich wyrazu.
W końcu niemal całkowitą ciszę, w której rozlegało się jedynie tykanie zegara, przerwał kanclerz.
– Wasza Ekscelencjo, mam zaszczyt przedstawić dystyngowanego emisariusza Republiki Sereskiej, przybyłego do nas, by objąć swoje stanowisko. Oto signore Orso Faleri, który ma listy uwierzytelniające poświadczone pieczęcią tej republiki i który pragnie dostąpić przywileju pozdrowienia cię.
Już go pozdrowiłem – pomyślał ponuro Faleri. Sześć razy, prawie dotykając głową marmurowej posadzki. Czy miał się teraz przyczołgać i ucałować pantofel okrywający cesarską stopę? Tak się robi w Aszarias, prawda? To wspaniałe miasto otoczone potrójnymi murami już nie nazywało się Sarancjum, zostało zdobyte. To tam rządził kalif. Po upadku Miasta Miast, po tej straszliwej katastrofie stulecia, jego nazwa została zmieniona.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki