Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Światowy bestseller, który porusza sumienia
NIEWINNY!
Ten ostateczny werdykt został wydany po czterech latach udręki – publicznych oskarżeń, śledztwa, procesu i medialnego linczu – oraz ponad roku więzienia za przestępstwo, którego kard. George Pell nie popełnił!
Sąd Najwyższy Australii ostatecznie całkowicie uniewinnił 78-letniego kardynała i oczyścił od zarzutów o przestępstwo na tle seksualnym. Było to nie tylko osobiste zwycięstwo hierarchy nad niesprawiedliwością, ale i nadzieja dla całego Kościoła katolickiego, iż prawda zawsze ostatecznie zatriumfuje.
Nie żywiąc niechęci do swoich oskarżycieli, sędziów, pracowników więziennictwa, dziennikarzy oraz osób wyrażających wobec niego nienawiść, kard. Pell wykorzystał pobyt w więzieniu jako swego rodzaju „przedłużone rekolekcje”. Sumiennie przy tym wypełniał strony zeszytu swoimi duchowymi refleksjami oraz spostrzeżeniami na temat bieżących wydarzeń i więziennego życia. Z jego zapisków wyłania się portret człowieka niezłomnej wiary i ogromnej dojrzałości duchowej, poddawanego próbie jak biblijny Hiob, który może stać się inspiracją i wzorem dla współczesnego człowieka.
Dziennik więzienny. Apelacja to pierwsza książka z tryptyku, który kard. Pell stworzył podczas uwięzienia. Dwie następne części już w przygotowaniu.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ten dziennik więzienny nigdy nie powinien był powstać. Fakt, że jednak został napisany, jest dowodem na to, jak wielka jest Boża łaska, która pośród nikczemności, zła i niesprawiedliwości potrafi wzbudzić w człowieku wnikliwość obserwacji, wspaniałomyślność i dobroć. Fakt, że został napisany tak pięknie, świadczy o chrześcijańskim charakterze, który owa łaska uformowała w jego autorze, kardynale George’u Pellu.
W jaki sposób i dlaczego autor znalazł się na trzynaście miesięcy w więzieniu za zbrodnie, których nie popełnił, co więcej, których nie mógł popełnić – to inna historia, o wiele mniej budująca. Niemniej krótkie przedstawienie tej brudnej, jarmarcznej opowieści pozwoli zarysować niezbędny kontekst dziennika, który czytelnik wziął do ręki, choćby po to, by podkreślić, jak niezwykłe to dzieło.
7 kwietnia 2020 roku Sąd Najwyższy Australii ogłosił jednogłośną decyzję unieważniającą wyrok skazujący i wydał wyrok „uniewinniający” w sprawie Pell przeciwko Królowej. Decyzja ta anulowała zarówno zupełnie niezrozumiałe skazanie kardynała Pella pod zarzutem „przeszłych nadużyć seksualnych”, jak i równie zaskakującą decyzję podtrzymania tego błędnego wyroku przez dwóch spośród trzech członków Sądu Apelacyjnego Stanu Wiktoria w sierpniu 2019 roku. Decyzja Sądu Najwyższego uwolniła niewinnego człowieka niesprawiedliwym wyrokiem skazanego na więzienie i umożliwiła mu powrót do ważnej pracy w Kościele i dla Kościoła.
Uważni obserwatorzy procesu Pell przeciwko Królowej zdawali sobie sprawę, że sprawa ta nigdy nie powinna była pojawić się w sądzie. Policyjne dochodzenie, które doprowadziło do postawienia kardynałowi bezpodstawnych zarzutów, było plugawą, przypominającą trolling akcją. Podczas przesłuchania wstępnego na sędzię pokoju wywierano ogromną presję, aby doprowadziła do procesu na podstawie zarzutów, które, jak dobrze wiedziała, były bardzo słabe. Podczas procesu prokuratorzy koronni nie przedstawili żadnych dowodów potwierdzających, że domniemana zbrodnia w ogóle została popełniona. Oparli swoją argumentację wyłącznie na zeznaniu powoda, choć zeznanie to z upływem czasu stawało się coraz bardziej niespójne i było – jak dowiedziono – głęboko błędne. Nie istniały żadne fizyczne dowody potwierdzające oskarżenie ani jacykolwiek świadkowie, którzy mogliby poświadczyć stawiane kardynałowi zarzuty. Wprost przeciwnie. Podczas przesłuchania świadków osoby dwadzieścia lat wcześniej (to jest w czasie, kiedy popełnione miały zostać domniemane przestępstwa) bezpośrednio związane z katedrą w Melbourne oświadczyły pod przysięgą, że nie jest możliwe, by wydarzenia przebiegły tak, jak utrzymywał powód: ani ramy czasowe przedstawione przez prokuraturę, ani podany przez skarżącego opis zakrystii w katedrze (gdzie rzekomo miało dojść do aktów wykorzystania seksualnego) nie miały żadnego logicznego sensu. Owe obszerne zeznania w obronie kardynała nie zostały nigdy podważone przez prokuraturę. Co więcej, jest absolutnie nieprawdopodobne, żeby zarzucane mu czyny mogły rzeczywiście mieć miejsce, co zostało później potwierdzone przez obiektywnych obserwatorów i komentatorów, także tych, którzy nigdy wcześniej nie występowali w obronie kardynała Pella (oraz jednego, który zawzięcie go przedtem krytykował).
Sprawa Pell przeciwko Królowej była prowadzona w sposób, który wzbudził wielkie wątpliwości co do poszanowania przez władze stanu Wiktoria elementarnych zasad prawa karnego krajów anglosaskich, takich jak domniemanie niewinności oraz spoczywający na państwie obowiązek przedstawienia dowodów „ponad racjonalną wątpliwość”. Mając to na uwadze, sędzia Mark Weinberg (ten, który zgłosił odrębne zdanie co do decyzji podjętej w sierpniu 2019 roku w wyniku rozprawy apelacyjnej) zwrócił uwagę na istotną prawniczą kwestię, osłabiając tym samym przedstawione przez swoich kolegów-sędziów uzasadnienie utrzymania w mocy wyroku skazującego kardynała Pella. Otóż, zakładając absolutną wiarygodność skarżącego, zarówno prokurator, jak i koledzy Weinberga ze składu sędziowskiego rozpatrującego apelację uniemożliwili przeprowadzenie jakiejkolwiek obrony. Stosując owo kryterium absolutnej wiarygodności powoda, nie żądano przedstawienia jakichkolwiek dowodów przestępstwa, nie było też żadnego potwierdzenia przedstawianych zarzutów; liczyło się wyłącznie to, że skarżący wydawał się szczery. Nie była to jednak poważna argumentacja sądowa w myśl wielowiekowej tradycji prawa precedensowego (ang. common law). Był to akt oparty na wrażeniach czy wręcz na sentymentach i nie powinien był stać się czynnikiem decydującym w kwestii uznania człowieka winnym nikczemnej zbrodni oraz pozbawienia go jego dobrego imienia i wolności.
Podczas gdy wybitni australijscy teoretycy prawa i jego wytrawni praktycy przetrawiali niecodzienny, ponaddwustustronicowy sprzeciw sędziego Weinberga, a zniesienie (po apelacji) blokady dla mediów na podawanie informacji o procesie Pella ujawniło wątłość linii oskarżenia, dało się odczuć narastające zaniepokojenie ludzi (nawet tych oddalonych o tysiące mil od Melbourne) przekonanych, iż oto doszło do poważnej niesprawiedliwości. Zaniepokojenie to znalazło być może swoje odbicie w zgodzie Sądu Najwyższego Australii na dalszą apelację (zgoda ta niekoniecznie musiała zostać udzielona).
Również ława sędziowska żywiła podobne obawy, co dało się zauważyć w ostrym przepytywaniu głównego oskarżyciela koronnego, gdy Sąd Najwyższy rozpatrywał apelację kardynała w marcu 2020 roku. Owo dwudniowe przesłuchanie w sposób dobitny pokazało, że oskarżenie nie spełnia kryterium „winy ponad racjonalną wątpliwość”; że ława przysięgłych podczas drugiej rozprawy (koniecznej ze względu na to, że podczas pierwszej ławnicy nie osiągnęli jednomyślności) ogłosiła wyrok niepewny i – co więcej – nieuzasadniony oraz że dwóch sędziów Sądu Najwyższego Stanu Wiktoria, którzy podtrzymali wyrok skazujący (jeden z nich nie miał absolutnie żadnego doświadczenia w sprawach karnych), dopuściło się poważnych błędów w rodzaju tych, które ich kolega, sędzia Weinberg, wskazał w swoim sprzeciwie.
Decyzja Sądu Najwyższego, by uniewinnić kardynała Pella i wypuścić go z więzienia, była zatem sprawiedliwa i pożądana. Pytanie, jak coś takiego mogło spotkać jednego z najznamienitszych obywateli Australii, pozostaje na razie bez odpowiedzi.
Otaczająca kardynała Pella (zwłaszcza w jego rodzinnym stanie Wiktoria) nikczemna, agresywna atmosfera publiczna przypomina analogiczny, toksyczny klimat towarzyszący „sprawie Dreyfusa” pod koniec XIX wieku we Francji. W 1894 roku surowa polityka, skorumpowani, wyrównujący stare porachunki urzędnicy przy wtórze zacietrzewionych mediów i karygodnych uprzedzeń religijnych doprowadziły do uznania niewinnego oficera francuskiej armii pochodzenia żydowskiego, kapitana Alfreda Dreyfusa, winnym zdrady. Dreyfus został zwolniony ze służby i skazany na uwięzienie w cuchnącym piekle Wyspy Diabelskiej u wybrzeży Gujany Francuskiej. Melbourne Assessment Prison i Her Majesty’s Prison Barwon – dwa zakłady karne, w których przebywał George Pell – z pewnością nie przypominają Wyspy Diabelskiej. Ale wiele takich samych czynników, które doprowadziły do błędnego skazania Alfreda Dreyfusa, zadziałało w zatrutej atmosferze publicznej stanu Wiktoria podczas trwającego przez kilka lat polowania na kardynała Pella.
Policja stanu Wiktoria (już wówczas znajdująca się pod lupą ze względu na niekompetencję i korupcję) zorganizowała „łowy” mające na celu znalezienie „dowodów” przestępstwa, którego nikt wcześniej nie zgłaszał i – jak twierdzą niektórzy – doszła do wniosku, że prześladowanie kardynała Pella to świetny sposób, aby odwrócić uwagę od swoich własnych problemów. Poza nielicznymi chwalebnymi wyjątkami, lokalna i ogólnokrajowa prasa, porzucając wszelkie pretensje do dziennikarskiej prawości i uczciwości, rzuciła się na kardynała żądna jego krwi. Ktoś opłacił profesjonalnie wydrukowane transparenty „anty-Pellowe” wznoszone przez motłoch otaczający budynek sądu, w którym odbywały się rozprawy. Natomiast Australian Broadcasting Corporation, utrzymywana z pieniędzy podatników instytucja publiczna, zaangażowała się w prostacką, antykatolicką propagandę i w nadawanych przez siebie programach wylewała potoki oszczerstw na temat charakteru kardynała Pella (jeden z takich programów był nadawany w czasie, gdy trwały obrady Sądu Najwyższego).
Trzeba naprawdę bujnej wyobraźni, by przyjąć, że w tak rozgorączkowanej atmosferze możliwe jest powołanie bezstronnej ławy przysięgłych, a może nawet przekracza to granice wyobraźni. Niemniej prawo stanu Wiktoria nie pozwoliło kardynałowi ubiegać się o proces przed sędzią bez udziału ławy przysięgłych. Dlatego to, co wydawało się zapowiadać jako trzeźwe i obiektywne postępowanie prawne, nabrało znamion powolnego zabójstwa politycznego przeprowadzanego przy pomocy środków prawnych.
Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, żeby wysnuć wniosek, iż od samego początku właśnie taka była intencja niektórych osób zaangażowanych w prześladowanie George’a Pella.
Przez cały czas tej ciężkiej próby kardynał Pell był wzorem cierpliwości i wzorem kapłana, czemu najlepiej dowodzi treść tego dziennika. Wiedząc, że jest niewinny, pozostał człowiekiem wolnym – nawet w więzieniu. I dobrze wykorzystał ów czas (jak sam mówił, były to „przedłużone rekolekcje”), dodając otuchy swoim licznym przyjaciołom z całego świata oraz intensyfikując swoje życie religijne poprzez modlitwy, rozważania i pisanie. Teraz, kiedy kardynał znów może odprawiać Mszę Świętą (na co nie pozwalano mu przez ponad czterysta dni), nie mam najmniejszych wątpliwości, że robi to również w intencji nawrócenia swoich prześladowców i odrodzenia sprawiedliwości w kraju, który tak bardzo kocha.
Jako obywatel Watykanu kardynał Pell nie miał prawnego obowiązku porzucenia pracy w Rzymie i powrotu do Australii w celu poddania się procesowi. Jednakże myśl, by skorzystać z immunitetu dyplomatycznego nigdy nie powstała w jego głowie. Był zdecydowany bronić honoru swojego i Kościoła australijskiego, któremu przez lata przewodził, skłaniając go między innymi do zajęcia się kwestią przestępstw i grzechów nadużyć seksualnych. George Pell postawił wszystko na fundamentalną sprawiedliwość swoich rodaków. Sąd Najwyższy obronił tę stawkę w ostatniej chwili.
Dziennik pisany przez kardynała Pella w więzieniu pokazuje, że decyzja Sądu Najwyższego uwolniła człowieka, którego nie dało się złamać; człowieka, którego żywa chrześcijańska wiara podtrzymywała na duchu nawet w tak niesłychanym ucisku. Podczas studiów doktoranckich na Uniwersytecie Oksfordzkim pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku młody ksiądz George Pell miał okazję rozważać świadectwo wiary Tomasza Morusa i Johna Fishera. Nie mógł wówczas wiedzieć, że i jemu przyjdzie cierpieć z powodu rzucanych nań kalumnii, publicznego szkalowania i niesprawiedliwego uwięzienia. Ale podobnie jak Morus i Fisher, kardynał George Pell stanął po stronie prawdy, ufając, iż ona wyzwala w najgłębszym tego słowa znaczeniu.
Niniejszy dziennik ilustruje owo wyzwolenie w sposób doskonały.
George Weigel jest wykładowcą (Distinguished Senior Fellow) w Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, gdzie kieruje Katedrą Studiów Katolickich im. Williama E. Simona. W lipcu 2020 roku wydawnictwo Ignatius Press opublikowało jego dwudziestą siódmą książkę zatytułowaną The Next Pope: The Office of Peter and a Church in Mission (wydanie polskie: G. Weigel, Następny papież. Urząd Piotra i misja Kościoła, tłum. D. Krupińska, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 2020). Przyjaźni się z kardynałem Pellem od 1967 roku.
16 lipca 1996 Papież Jan Paweł II mianuje biskupa pomocniczego Melbourne George’a Pella arcybiskupem Melbourne.
26 marca 2001 George Pell zostaje arcybiskupem Sydney.
21 października 2003 Papież Jan Paweł II mianuje arcybiskupa Pella kardynałem.
25 lutego 2014 Decyzją papieża Franciszka kardynał Pell obejmuje nowo utworzone stanowisko prefekta Sekretariatu do spraw Gospodarczych zajmującego się zarządzaniem finansami Stolicy Apostolskiej i Państwa Watykańskiego.
29 czerwca 2017 Kardynał Pell zostaje oskarżony o liczne przestępstwa z przeszłości na tle seksualnym.
5 marca 2018 Zaprzeczywszy stawianym mu zarzutom i powróciwszy dobrowolnie do Australii, kardynał Pell stawia się przed Sądem Magistrackim w Melbourne, do którego wniesiono oskarżenie przeciwko niemu.
1 maja 2018 Po oddaleniu większości zarzutów, Sąd Magistracki w Melbourne orzeka, że kardynał będzie jednak sądzony na podstawie pozostałych oskarżeń.
2 maja 2018 Proces zostaje podzielony na dwie rozprawy: pierwsza ma dotyczyć oskarżeń odnoszących się do okresu, gdy Pell był arcybiskupem Melbourne w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, druga – zarzutów datowanych na okres, gdy był młodym księdzem w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
20 września 2018 Ława przysięgłych nie jest w stanie wydać jednomyślnego wyroku i na tym kończy się pierwsza rozprawa rozpoczęta 15 sierpnia 2018 roku.
11 grudnia 2018 Zakończenie ponownej rozprawy, rozpoczętej 7 listopada 2018 roku. Ława przysięgłych wydaje jednomyślny werdykt stwierdzający winę oskarżonego odnośnie do stawianych mu zarzutów.
26 lutego 2019 Prokuratura wycofuje z sądu zarzuty dotyczące lat siedemdziesiątych XX wieku.
27 lutego 2019 Przebywający w areszcie tymczasowym kardynał Pell zostaje osadzony w więzieniu.
13 marca 2019 Kardynał Pell zostaje skazany na sześć lat więzienia.
5-6 czerwca 2019 Apelacja wniesiona do Sądu Najwyższego Stanu Wiktoria.
21 sierpnia 2019 Apelacja oddalona stosunkiem głosów sędziowskich 2 do1.
10-11 marca 2020 Apelacja do Federalnego Sądu Najwyższego Australii.
7 kwietnia 2020 Sąd Najwyższy uchyla wyrok skazujący decyzją sędziów w stosunku głosów 7 do 0; kardynał Pell wychodzi z więzienia.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy sypiałem całkiem dobrze, ale ubiegłej nocy długo nie mogłem zasnąć. Obudziłem się zanim o szóstej rano zadzwonił budzik. Msza jak zwykle w jadalni McFarlane’ów, ozdobionej portretami księcia Wellingtona, W.G. Grace’a2 i Victora Trumpera3, którzy pewnie nigdy wcześniej nie uczestniczyli w codziennych Mszach Świętych.
Wybrałem Mszę wotywną o Matce Bożej, jako że podczas tej ciężkiej próby oddałem się w Jej opiekę. Cała sprawa ciągnie się dłużej, niż przypuszczałem, ale nadal czuję, że Ona mnie chroni: koniec końców, wszystkie inne fałszywe zarzuty jednak zniknęły4.
Joseph i Susan Santamaria5 z córką Heleną – świeżo po powrocie z Londynu – pojawili się, żeby okazać mi wsparcie.
Wczoraj wieczorem przyjechał Chris Meney6. Po Mszy i po śniadaniu Tim [McFarlane]7 zawiózł nas obu do sądu. Przed budynkiem zgromadził się bardzo wrogi tłum; zwłaszcza jeden mężczyzna rzucał się w oczy: w średnim wieku, z twarzą wykrzywioną wściekłością. Zastanawiałem się, co też Kościół mu uczynił... Większość tłumu stanowili jednak ludzie mediów.
Zobaczyłem czekającego już na nas Paula [Galbally’ego]8 i domyśliłem się, że ma złe wieści. Powiadomił mnie, że ich zdaniem bezcelowe będzie występowanie dzisiejszego popołudnia do Sądu Apelacyjnego o zwolnienie za kaucją. Poczekałem jeszcze na opinię [Roberta] Richtera9 i Ruth [Shann]10, po czym zgodziłem się. „A więc dziś po południu będę w więzieniu” – pomyślałem.
Spora część omówienia wyroku była kompletnie surrealistyczna, niczym u Kafki: wyliczywszy liczne powody przeczące prawdopodobieństwu mojej rzekomej napaści na chłopców, sędzia zaczął snuć domysły na temat mojej motywacji! Zdaniem Ruth nawet prokurator uważał mnie za niewinnego (znamy też poglądy sędziego w tej sprawie).
Zatrzymano mnie w areszcie. Dwóch strażników, Filipińczyków, przeprowadziło rewizję osobistą; obydwaj zachowywali się z szacunkiem. Jeden z nich powiedział mi, że był obecny podczas procesu na sali sądowej i wie, że jestem niewinny. Trzy osoby z ochrony, która pilnowała nas podczas procesów, życzyły mi powodzenia; powiedzieli, że cieszą się, iż mnie poznali. Jak się okazało, nawet David Marr11 przyznał w rozmowie z Denisem Shanahanem12 i Richterem, że nie wierzy, że jestem winny w tej sprawie! Z tego wszystkiego byłbym zapomniał skłonić się przed sędzią, wychodząc z sali sądowej.
W kajdankach przewieziono mnie do miejsca, gdzie przeszedłem procedurę rejestracji i serię ankiet medycznych. Wszyscy byli uprzejmi, ale sprawa ciągnęła się długo.
Stwierdzono, że istnieje u mnie pewien stopień ryzyka samookaleczenia, więc w nocy pozostawałem pod ścisłą obserwacją. Innych więźniów nie widziałem – każdy siedzi we własnej celi; jakaś kobieta szlochała od czasu do czasu (albo tak mi się tylko wydawało), słychać też było pojedyncze okrzyki pełne cierpienia i powtarzające się przekleństwa. Kilka padło pod moim adresem.
Wykończony, zasnąłem twardym snem i spałem aż do chwili, gdy obudził mnie strażnik. Zacząłem odmawiać różaniec, usiłując zasnąć na powrót, ale tylko drzemałem.
Ulgę – pod każdym względem – przynosi myśl, że dzień się już skończył. Jestem teraz w spokojnym oku cyklonu, podczas gdy cała moja rodzina, przyjaciele i Kościół muszą zmagać się z tym żywiołem.
Boże, nasz Ojcze, daj mi siłę przejść przez to wszystko i pozwól zjednoczyć moje cierpienia ze zbawczą męką Twojego Syna Jezusa, aby szerzyło się Twoje Królestwo, a także w intencji uzdrowienia wszystkich ofiar plagi pedofilii. Pragnę ofiarować je również za nasz Kościół, by trwał w wierze i pomyślności, a zwłaszcza za biskupów – o mądrość i odwagę dla nich, jako że to oni muszą wyprowadzić nas z ciemności ku światłu Chrystusa.
W środę wieczorem rozmawiałem przez telefon z Davidem, Judy i Bec [Pell]13. David był bardzo przygnębiony, a ja zapomniałem wspomnieć o jego urodzinach, które wypadają dzisiaj.
Mój drugi dzień – pierwszy pełny dzień w areszcie zakończony oficjalnie głównym posiłkiem o 15.30, wcześniej niż w domu spokojnej starości...
Dzwoniła Kartya [Gracer]14 i Paul [Galbally]. Apelacja ma być rozpatrzona 11 czerwca, ale planujemy zwrócić się do Sądu Apelacyjnego o zwolnienie za kaucją zaraz po wydaniu ostatecznego wyroku w środę za dwa tygodnie (13 marca). Wyznaczono już trzech sędziów, w tym [Marka] Weinberga15; całkiem prawdopodobne, że będzie on odgrywał decydującą rolę. Nasza ekipa była bardzo zadowolona z tych trzech nominacji.
Richter odsunie się na bok, głównym obrońcą będzie Bret Walker16. Robert uważa, że wystąpienie o zwolnienie za kaucją pozwoli nam wyrobić sobie wstępną opinię na temat ich oceny dowodów, a może nawet uda się uzyskać zgodę na kaucję.
Odebrano mi zegarek. Dziwnie jest zgadywać, która godzina, na podstawie światła dochodzącego przez matowe szyby okien i więziennego porządku dnia.
Ocena mojego stanu umysłowego (który od początku był przecież dobry) poprawiła się, co oznacza, że mogę dostać mały czajnik elektryczny i telewizor. Niewiele oglądam, bo przeważają doniesienia o mojej sprawie.
Już od pierwszego dnia pozwolono mi zatrzymać brewiarz, a w celi dano mi dwa więzienne różańce; mój własny różaniec został skonfiskowany, podobnie jak większość moich rzeczy osobistych.
Poznałem mały, paskudny spacerniak – spore rozczarowanie, mniej więcej piętnaście metrów na dziesięć, wysokie ściany, połowa powierzchni zakratowana od góry. Z pewnością nie jest to ogród botaniczny.
Podczas rozmowy telefonicznej Kartya powiedziała, że jest zadowolona z artykułu, jaki w „The Age” napisał stały felietonista rubryki kryminalnej John Sylvester17. Dziennikarz pyta w nim, jak to się stało, że niepotwierdzone oskarżenie, któremu towarzyszy dwadzieścia sprzecznych zeznań świadków prokuratury, mogło w ogóle trafić do sądu.
Paul podziela moją dobrą opinię o artykule Franka Brennana w „The Australian”18, ale był rozczarowany jego wystąpieniem w „7:30 Report”19. Inni – między innymi Cait Tobin20 i Greg Smith21 – nie oceniali go tak surowo, podkreślając, że Brennan wyrażał poważne wątpliwości co do wyroku.
Jedzenie jest aż nazbyt obfite; wielkie porcje, a do tego przynajmniej trzy rodzaje warzyw różnych kolorów. Poznałem naczelnika więzienia: pokaźny i bardzo bezpośredni mężczyzna. Powiedział, że najważniejsze jest moje bezpieczeństwo. Posługująca tutaj siostra Mary O’Shannassy wyjaśniła, że podczas swojej dwuletniej kadencji naczelnik pracuje nad tym, by w więzieniu lepiej odnoszono się do więźniów.
W mojej celi nie ma ani jednego krzesła, a łóżko i sedes są bardzo niskie, przez co bolały mnie ścięgna, zwłaszcza w lewej nodze, więc poprosiłem o wyższe krzesło. Naczelnik powiedział, że nie chce być posądzony o to, że daje mi wygodniejsze krzesło, na co odpowiedziałem, że przecież chodzi tylko o wyższe! Dostałem trzy plastikowe krzesła nałożone jedno na drugie, co całkiem wystarczyło. Wkrótce dali mi również podwyższony sedes.
Siostra Mary O’Shannassy ze zgromadzenia Sióstr Dobrego Samarytanina jest siostrą Moniki Mackie, dyrektorki szkoły, z którą współpracowałem w diecezji Ballarat, i Jake’a O’Shannassy’ego, który chodził do St Patrick’s College w Ballarat wyżej ode mnie – dobry futbolista, chyba środkowy obrońca. Siostra Mary pamiętała, jak odprawiałem Mszę w ostatnie Boże Narodzenie w więzieniu w Pentridge, zanim zostało zamknięte w 1996 roku. Przypomniała mi, że późno stamtąd wyjechałem, ponieważ grałem w bilard z młodszymi więźniami. Ja opowiedziałem jej, jak nie mogli oni uwierzyć, że ktoś może grać tak beznadziejnie.
Boże Ojcze, pomóż wszystkim moim bliskim, aby poradzili sobie w tym trudnym czasie i odnaleźli pokój. Dziękuję Ci za to, że moja wiara pozostaje silna i że mam w sercu pokój; to zapewne wyraźny owoc owych strumieni modlitw ofiarowanych w mojej intencji.
Dotarły do mnie zakupy z kantyny więziennej, ale tanich zegarków, które zwykle tam sprzedają, akurat zabrakło. Czas mogę sprawdzać na telewizorze, ale i tak brakuje mi zegarka.
Dziś spokojniej, mniej przesłuchań; zaczyna się codzienny rytm dnia. Spałem mocno, kiedy o 6.30 obudził mnie strażnik. Łóżko stoi tuż obok długiego (jakieś dwieście pięćdziesiąt na sześćdziesiąt centymetrów), zakratowanego okna z szybami z matowego szkła czy plastiku. Oczywiście nie ma żadnych zasłon ani żaluzji, więc łatwo obserwować, ile dnia czy nocy już minęło.
Przyszły moje ubrania (wiele z nich kompletnie nie nadaje się do warunków więziennych) oraz trzy książki i kilka egzemplarzy „Spectatora”. Zwróciłem moją Biblię Jerozolimską, ponieważ siostra Mary już wcześniej dostarczyła mi inną. Wydawało mi się, że wolno mi mieć sześć książek i sześć czasopism, więc mam nadzieję, że dostanę Through the Eye of the Needle Petera Browna – rzecz o pieniądzach i starożytnym Kościele – w miejsce Biblii. W kantynie udało mi się kupić „Herald Sun”, w którym przeczytałem, że Richter został zobowiązany do przeproszenia za wzmiankę o „[zwyczajnym] seksie waniliowym”, na którą nawet nie zwróciłem uwagi22. Autorzy większości listów do redakcji wyrażali wątpliwości co do werdyktu ławy przysięgłych albo całkiem się mu sprzeciwiali. Paul i Kartya, którzy przyszli razem, zauważyli, że podobnej dyskusji na temat prawomocności wyroku nie było w Australii od sprawy Lindy Chamberlain23.
Dziwne uczucie – nie odprawiać codziennie Mszy Świętej, chociaż z drugiej strony nie ma żadnego natłoku obowiązków, które odciągałyby mnie od codziennych modlitw. Gdzieś niedaleko mojej celi musi siedzieć jakiś muzułmanin; wieczorami słyszę, jak się modli. Najwyraźniej niektórzy więźniowie przebywający w areszcie tymczasowym musieli odstawić kryształ [metamfetaminę]. Z całą pewnością niektórzy mają problemy psychiczne.
Kilka razy mogłem przez pół godziny rozprostować kości w popołudniowym upale; za drugim razem – na nowym spacerniaku, trochę czystszym i jaśniejszym niż ten pierwszy. Po dwudziestu pięciu minutach marszu z laską – w przód, w tył i na boki – z radością odpoczywam.
Podczas drugiego spaceru przyszedł do mnie energiczny przełożony oddziału izolatek24 (ten sam, który przywiózł mnie tutaj w kajdankach), żeby powiadomić mnie, że jego ludzie będą co miesiąc przeszukiwać moją celę oraz że to on zabierze mnie na ogłoszenie wyroku. Wskazując na niewielkie siniaki na lewym nadgarstku, zapytałem, czy następnym razem kajdanki mogą być większe. Odpowiedział, że oczywiście mogą, ale będą przymocowane do paska. Będzie mnie też przewoziła inna furgonetka! Wszystko dlatego, że należę do jakiejś specjalnej kategorii więźniów. Porządny człowiek, ale nie przesadza z okazywaniem sympatii.
Piszę to wieczorem; zamierzam pisać regularnie. Zaczynam wypracowywać sobie codzienną rutynę: dzień zaczynam od brewiarza, później – medytacja. Czytam List do Hebrajczyków, mój ulubiony, całkowicie chrystocentryczny. Paweł (albo jego uczeń czy naśladowca) pokazuje, w jaki sposób Chrystus ucieleśnia obietnice Starego Testamentu.
Moje trzy plastikowe krzesełka zastąpiono okazałym, wyższym krzesłem zdrowotnym, już dawniej zalecanym mi w szpitalu.
Nastąpiło nieporozumienie w sprawie godzin odwiedzin: nie w soboty i niedziele, jak widniało na wykazie, ale w poniedziałki i czwartki. Mnie przypada okienko w poniedziałek 4 marca o pierwszej po południu dla trzech osób. Nie wiem, czy David będzie mógł wtedy przyjść.
Ciekawe, że dużo osób – począwszy od Ruth aż po personel więzienny – tłumaczyło mi, że wiara będzie mi wielką pomocą w tym trudnym czasie. W pierwszym odruchu miałem ochotę odpowiedzieć im cierpko, że sam to wiem, ale przecież słowom tym towarzyszyły dobre intencje. Było to ciekawe, a nawet nieco wzruszające, zwłaszcza że rady te pochodziły od ludzi niewierzących. Zaiste, są to słowa prawdy.
Boże, nasz Ojcze, modlę się za osoby, które utknęły w pożarach buszu w Gippsland, a także za wszystkich osadzonych w tutejszym więzieniu. Niektórzy z nich są potwornie nieszczęśliwi, niektórzy – bez wiary ani nadziei. Modlę się również za cały personel więzienia; oby uprzejmość i przyzwoitość, jaką okazywali mnie, stała się normą zachowania, oby nie skłaniali się ku przemocy, złości i nienawiści wobec najgorszych nawet więźniów.
W brewiarzu pierwsze czytanie na dziś (tydzień siódmy) pochodzi z Księgi Koheleta – skomplikowanej, pesymistycznej i najbardziej pogańskiej spośród ksiąg Starego Testamentu. „Przyjemne jest światło i miło oczom widzieć słońce” (Koh 11,7). Ani w mojej celi, ani na korytarzach aresztu tymczasowego nie ma przezroczystych szyb. W oknie z podwójną szybą żelazna koronka krat; nawet górna połowa jest nieco matowa. Brakuje mi słońca, panoramy miasta, widoku całej okolicy – mam tylko zakratowany niewielki kwadrat nieba widoczny ze spacerniaka. Dziś rano słońce pojawiło się na chwilę w jednym z zakątków dziedzińca zanim skończyłem mój półgodzinny spacer.
Przez wiele lat krzywiłem się na kosmologię opisu stworzenia świata w Księdze Rodzaju, według której światło i ciemność zostały stworzone na długo przed słońcem. Było to prawdopodobnie wymierzone przeciw tym, którzy twierdzili, że słońce jest bogiem, czy nawet najwyższym bogiem. Wyobrażam sobie starożytnych poszukiwaczy sensu bądź prawdy po omacku zmierzających ku deifikacji słońca.
Więzienie to miejsce kary, nawet jeśli pracują w nim porządni ludzie. Na prośby zawsze dostaje się szorstką odpowiedź; na każdym kroku nieporozumienia. Czymś zwyczajnym są kilkudniowe opóźnienia, a spartańskie warunki w celi i utrudniony dostęp światła to zwykła część tutejszej rzeczywistości. Wszystko jednakże ma swoje złe, ale i dobre strony – nie można otwierać okien, lecz za to jako jedyne więzienie w stanie Wiktoria mamy klimatyzację.
Trzy czy cztery razy próbowałem dodzwonić się do brata, ale za każdym razem słyszałem tylko sygnał, jak gdyby jego telefon był wyłączony. W końcu poprosiłem o sprawdzenie, czy na listę numerów został wpisany właściwy numer. Okazało się, że brakuje jednej cyfry. Sympatyczny oficer więzienny obiecał, że naprawią błąd, ale dziś nic się jeszcze nie zmieniło.
Dzwoniła Kartya. Dokończyliśmy wstępną listę odwiedzających; można ją zmienić po odwiedzinach wymienionych na niej osób. Charlie Portelli25 był wściekły i zasmucony fałszywą informacją w jakiejś lokalnej gazecie, jakoby był ze mną w zmowie. Kazał zdementować te doniesienia. Poprosiłem jednak Kartyę, by przekazała mu przesłanie Franciszka z Asyżu: Pace e bene [Pokój i dobro], dorzucając przy tym garść wyjaśnień. Kartya uznała, że to piękne.
Siostra Mary przyniosła mi Komunię i razem odprawiliśmy krótkie nabożeństwo, odczytując czytania na niedzielę. Brakuje mi sprawowania Mszy Świętej, więc byłem wdzięczny siostrze Mary, ale zawsze czuję się skrępowany, gdy zaczynamy rozmawiać zaraz po Komunii. Kiedy sam odwiedzałem chorych, rozumieli potrzebę ciszy i modlitwy. Może powinienem zasugerować kilkuminutową chwilę milczenia zanim zaczniemy pogawędkę. Kapelani i siostry posługujące w więzieniu robią świetną robotę, a siostra Mary mówi, że jest to doceniane przez więźniów, z których 35 procent – jak twierdzi – wciąż uważa się za katolików.
Dwóch przełożonych oddziału izolatek, którzy będą towarzyszyć mi podczas każdego wyjścia poza więzienie, wyjaśniło mi mój status i swoją rolę. Użycie kajdanek wydaje się absolutnie niezbędne. Powiedziałem, że nie jest prawdopodobne, żebym uciekł, nie jestem nawet w stanie tego zrobić; nie stanowię też żadnego zagrożenia dla innych. Zgodzili się ze mną. Wszystkie te środki są po to, by mnie chronić.
Oglądałem zwycięstwo Winx26 w jej trzydziestym pierwszym z rzędu wyścigu, dwudziestym trzecim w Grupie Pierwszej – światowy rekord.
Boże, nasz Ojcze, spraw, bym tęsknił za Tobą równie mocno, jak tęsknię za światłem i widokiem słońca. Pomóż nam wszystkim – nauczycielom Kościoła – pokazywać światło licznej rzeszy tych, którym obojętna jest ich ślepota, a którzy czasem po prostu nie mają świadomości jej istnienia.
To pierwsza (poza przypadkami, gdy byłem chory) od dziesiątek lat – prawdopodobnie od ponad siedemdziesięciu – niedziela, w którą nie uczestniczę we Mszy Świętej ani jej nie odprawiam. Nie mogłem nawet przyjąć Komunii.
W pierwszym brewiarzowym czytaniu na dziś wszystkie problemy Hioba dopiero się zaczynają, wszystko jeszcze przed nim. [Robert] Richter, który nie jest teistą, ale żydem, kilkakrotnie wskazywał mi Hioba jako wzór. Odpowiedziałem mu, że historia Hioba niesie pewną pociechę, jako że powodzenie i szczęście zostało mu przywrócone jeszcze w tym życiu, i że nadal jestem przekonany, iż jedynym sprawiedliwym wyrokiem sędziów może być tylko unieważnienie skazania.
Paul [Galbally] i Kartya [Gracer] dzwonili dziś po południu, żeby poinformować mnie, że Paul będzie omawiał dalsze kroki w mojej sprawie z [Bretem] Walkerem i wspólnie zastanowią się nad zasadnością złożenia w Sądzie Apelacyjnym wniosku o zwolnienie za kaucją. Zgoda na zwolnienie za kaucją jest wydawana bardzo rzadko, ale może jednak uda im się coś załatwić. Kiedy posłano mnie za kratki, Richter powiedział sędziemu Kiddowi: „Właśnie odmówił pan kaucji niewinnemu człowiekowi”.
Paul i Kartya powiedzieli mi o znakomitym artykule Paula Kelly’ego w „The Australian”27, według Paula najlepszym ze wszystkich. Tess [Livingstone] przysłała mi swój czwartkowy artykuł opublikowany on-line28 (który miał najwyższą liczbę kliknięć w ciągu dwóch dni) oraz artykuł na niedzielę29. Paul jest zadowolony, że tak dużo się mówi o mojej sprawie (rozgłosem dorównuje jej tylko sprawa Chamberlain30) i ma wrażenie, że sympatia ludzi, zwłaszcza prawników, stopniowo kieruje się w moją stronę.
Paul nie chce, żebym odpowiadał na list Jamesa Gargasoulasa, który dostałem w piątek. Kiedy tłumaczyłem mu, że jako ksiądz czuję się trochę winny, nie dając Gargasoulasowi żadnej odpowiedzi, zaproponował, żebym napisał do niego, kiedy już będę na wolności. „Galbally wart jest swojej ceny” – powiedziałem do Kartyi. Dzisiaj przyszły jeszcze dwa szalone (dosłownie) listy od Gargasoulasa. To człowiek, który zabił sześć osób na Bourke Street, wjeżdżając samochodem na chodnik31.
Wszystko jest już ustalone co do wizyty Davida, Judy i Sarah [Pell]32 jutro o pierwszej po południu. Uzupełniłem listę dziesięciu osób, do których będę mógł zadzwonić. Życzliwy strażnik, Polak, B., wziął moje rzeczy do prania. On i E. – oddziałowy – pomagają mi regularnie.
Dziś bardzo gorąco – 40°C [104°F]. Pożary w okolicy Bunyip i Nar Nar Goon [w Gippsland, w stanie Wiktoria]. Wiele domów spłonęło.
Do celi napływają dźwięki muzułmańskich śpiewów. Ciekawe, kto to jest, chyba nie Gargasoulas... Nie jestem pewien, jaką wyznaje religię, skoro twierdzi, że sam jest bogiem albo mesjaszem. Dziś wieczorem trochę głośniej niż zwykle, rozpaczliwe krzyki – przynajmniej jednej osoby.
Dalej czytam List do Hebrajczyków (doskonałe dzieło) przedstawiający najważniejsze Pawłowe zadanie: objaśnianie roli Jezusa w świetle Starego Testamentu i żydowskich zasad religijnych; pokazywanie, że uzupełnia On i wypełnia dzieło i przesłanie pierwszego Przymierza. Wierność Chrystusowi i Jego nauczaniu jest nieodzownym elementem owocnego katolicyzmu, każdej odnowy religijnej. Dlatego tak niebezpieczna jest argentyńska i maltańska, „zatwierdzona” interpretacja Amoris laetitia33. Są one jawnie sprzeczne z nauczaniem Pana Jezusa na temat cudzołóstwa, a także nauki świętego Pawła co do warunków koniecznych do godnego przyjmowania Komunii Świętej.
Dziś rano wezwano mnie niespodzianie na badania lekarskie; wszystko było w porządku, chociaż ciśnienie krwi niskie: 120/80 w pozycji stojącej. Tak podejrzewałem, ponieważ czułem się nieco ospały.
Boże, nasz Ojcze, modlę się w intencji moich współwięźniów, zwłaszcza tych, którzy do mnie napisali. Pomóż im odkryć ich prawdziwe „ja”. Mnie także pomóż lepiej odkrywać swoje prawdziwe „ja”. Obdarz ich pokojem umysłu, szczególnie tych spośród nich, którzy z całą pewnością go nie mają.
W czytaniach brewiarzowych dalszy ciąg kłopotów Hioba, i to coraz gorszych, bo szatanowi pozwolono zainfekować go złośliwym trądem. Hiob jednak nie złorzeczył Bogu, chociaż jego rozgoryczona żona nakłaniała go do tego: „Złorzecz Bogu i umieraj!”. Ale Hiob nie wyrzekł ani jednego grzesznego słowa. „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?”34 (Hi 2,9-10).
Kiedy przy wielu różnych okazjach ludzie pytali mnie o niezasłużone cierpienie, odpowiadałem: „Jezus, Syn Boży, też nie miał lekko”. Chrześcijan takie słowa zawsze zmuszają do zastanowienia. Niekiedy prosiłem ich także, żeby przypomnieli sobie wszystkie błogosławieństwa, których doświadczyli.
Nauczyłem się tego podczas Wielkanocy w 1967 roku, kiedy po raz pierwszy przeżywałem to święto jako ksiądz. Było to w wiosce Notaresco w górach Abruzji, we Włoszech. Większość tamtejszych mężczyzn mieszkała i pracowała w Szwajcarii lub w Niemczech, skąd przysyłali swoim rodzinom pieniądze. Przyjeżdżali do rodzinnej miejscowości tylko raz do roku. Będąc nowym, kompletnie niedoświadczonym księdzem, nie wiedziałem, jak pocieszać pozostałe w domu żony i matki. Kilka moich wypowiedzi nic nie dało, ale kiedy wreszcie powiedziałem po prostu, że Jezus też cierpiał, zaczęły czerpać z tego pociechę – Syn Boży cierpiał tak jak i one.
Nigdy nie podobali mi się pisarze, nawet wielcy mistrzowie chrześcijańscy tacy jak święty Jan od Krzyża, którzy podkreślali zasadniczą i niezbędną rolę cierpienia jako warunku koniecznego, by zbliżyć się do Boga. Nie czytałem zbyt wiele jego dzieł, uważając je za nieco przerażające, natomiast udało mi się przeczytać do końca Zamek wewnętrzny [1588] świętej Teresy z Ávila, z podobnego nurtu surowej hiszpańskiej teologii.
Moja postawa w tej kwestii bardziej przypomina podejście dziadka Jude’a Chena, przyjaciela Sun Jat-sena35 (tak przynajmniej twierdzi Jude). Otóż, modlił się on do Boga o drobne trudności, ponieważ bez nich stałby się pyszny, a jednocześnie poprzez nie pragnął uniknąć większych kłopotów. Rodzina Chenów to wierni członkowie podziemnego Kościoła w komunistycznych Chinach. Stracili wszystko, wiele wycierpieli, niektórzy z nich dostali długie wyroki więzienia, aż do czasu niewielkiego poluzowania restrykcji w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Jude’owi udało się wtedy uciec do Australii. Zaprzyjaźniliśmy się; pomagała mu cała rodzina aż do czasu, gdy wyemigrował do Kanady, ponieważ nie mogliśmy mu zapewnić tutaj stałego pobytu. Pozostajemy w kontakcie; wiem, jak bardzo moja trudna sytuacja oburzyłaby Jude’a i jego żonę Monikę.
Po raz pierwszy odwiedzili mnie David, Judy i Sarah – spotkanie rzecz jasna było miłe, sporo się pośmialiśmy. Przed wizytą zostałem przeszukany. Spotkaliśmy się w dużej sali z przejrzystymi oknami i kolorowymi zdjęciami dzieci na ścianach. Udało mi się wcisnąć w przymusowy kombinezon, ale założyłem go tyłem do przodu, z zamkiem na przodzie!
David twierdził, że nie ma szans na to, żeby sąd apelacyjny zwolnił mnie za kaucją. I rzeczywiście, okazało się, że miał rację. Kiedy nieco później przyszedł Paul z Kartyą i Ruth [Shann], objaśnili mi, że nic nie zyskamy, wnosząc apelację zaraz po ogłoszeniu wyroku, zanim jeszcze prokurator się wypowie; moglibyśmy jedynie rozdrażnić sąd tak pochopnym działaniem. Ruth powiedziała, że nie znalazła precedensowego przypadku, kiedy kaucja została ustalona ze względu na mocne argumenty strony wnoszącej apelację. Już wcześniej podjąłem decyzję, że jeśli Ruth udzieli mi takiej rady, to jej posłucham, pod warunkiem że przedstawi swoje własne zdanie, a nie poglądy swojego przełożonego. Odpowiedziała, że jest trochę buntowniczką i zawsze przedstawia własne poglądy.
Zaniepokoiłem się na wieść o tym, że Nick [Pell]36 nie ma pracy i martwi się, więc zasugerowałem, żeby poprosić Charliego [Portelliego], by się z nim skontaktował. Paul powiedział, że zadzwoni do Nicka i spróbuje mu pomóc. David mówi, że Marg37 jest roztargniona, ale poza tym całkiem dobrze się trzyma. Rozmawiał z nią Paul i odniósł wrażenie, że zachowuje się sensownie i dobrze sobie radzi.
Boże, nasz Ojcze, obdarz pokojem członków mojej najbliższej rodziny, którzy bardzo cierpią. Pomóż Nickowi uporać się z sytuacją, w jakiej się znalazł, i otworzyć się na pomoc. Ja zaś dziękuję Ci, dobry Boże, za dyskusję publiczną, która narasta wokół wyroku w mojej sprawie. Oby ta walka, choćby w najdziwniejszy nawet sposób, umocniła wiernych katolików w ich determinacji, by iść za Jezusem, tak byśmy wszyscy uznali, że On jest naszym jedynym zbawieniem.
W czytaniach na dziś Hiobowi puszczają nerwy, „zachowuje się jak dziecko”, jak to się mówi. Nie atakuje Boga, ale boleje nad tym, że się urodził: „Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powiedziano: Poczęty został mężczyzna». Niech dzień ten zamieni się w ciemność”. Dalej w rozdziale trzecim żałuje, że nie umarł jako noworodek: „bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło” (Hi 3,3-4.25).
Znalazł się w sytuacji ekstremalnej: rodzina zabita, majętność zniszczona, okropna choroba, on sam wygnany na gnój, odrzucony przez wszystkich – nic dziwnego, że się skarży.
Oczywiście, Hiob nie znał Chrystusa; jego wyobrażenie o życiu po śmierci zdawało się nie rozróżniać dobra i zła, szczęścia i nieszczęścia. Dla niego w krainie cieni „niegodziwcy nie krzyczą, spokojni zużyli już siły”, „tam razem i mały, i wielki” (Hi 3,17.19); ale jedynego prawdziwego Boga nie widzi jako najwyższego i jedynego Sędziego, który nie tylko nagrodzi dobrych, ale i pobłogosławi życiem wiecznym tych, którzy cierpieli, ubogich i nieszczęśliwych. Dla Hioba życie pozagrobowe – na tyle, na ile weń wierzy – jest ucieczką dla wszystkich ludzi, bez jakiejś wyraźnej koncepcji oddzielenia owiec od kozłów ani zadośćuczynienia tym, którzy doświadczali cierpienia.
Kiko Arguello38 mówi, że chrześcijan odróżnia od sekularystów jedna podstawowa kwestia: odmienne podejście do cierpienia. Sekularyści chcą ukryć cierpienie albo położyć mu kres. Stąd taki entuzjazm wobec aborcji i eutanazji. My, chrześcijanie, wierzymy, że cierpienie znoszone z wiarą ma moc zbawczą; że przez cierpienie i śmierć Chrystusa zostaliśmy zbawieni i że nawet najgorsi mogą zbawienia dostąpić. Jednocześnie żadna inna grupa nie podejmuje tylu działań, by nieść ulgę w cierpieniu, co chrześcijanie. Żydzi nie oczekiwali Mesjasza, który cierpiałby i był bity, a Hiob nie miał w cierpieniu wzorca w osobie Chrystusa. Nie znał też pojęcia nieba i piekła, nagrody i kary, zgodnie z którym ci, którzy cierpieli ponad miarę w tym życiu, przekonają się, że waga sprawiedliwości i miłosierdzia przechyli się na ich korzyść.
Niebo oznacza, że najgorsza nawet katastrofa, jaka spotyka człowieka, nie jest ostatnim słowem. Myślę, że jednym z głównych zadań naszego dobrego Boga w przyszłym życiu będzie szczególna troska o miliardy anawim39.
Tragedia nabiera jeszcze innego, brutalnego i ostatecznego wymiaru, kiedy Bóg nie panuje nad życiem po śmierci, nie jest sprawiedliwy i nie nagradza ani nie karze. Zdawałem sobie sprawę, że starożytni Grecy nie wierzyli w nasze niebo, ale musiało minąć wiele lat zanim uświadomiłem sobie, że kiedy poznawałem Sofoklesa (sześćdziesiąt lat temu!), to czytałem go przez „katolickie okulary”, podświadomie umniejszając wagę ostateczności śmierci, zniszczenia i wstydu dla Sofoklesa i jego audytorium.
Dziś spokojniejszy dzień, pierwszy z wielu, które przede mną. Czekały mnie dzisiaj tylko odwiedziny Kartyi. Omawialiśmy możliwą długość mojego wyroku (pięć do siedmiu lat?), pamiętając, że [przewodniczący składu sędziowskiego] Kidd ma reputację sędziego orzekającego surowe kary. Data apelacji: prawdopodobnie 5 czerwca.
Wysłuchanie wyroku będzie nieprzyjemne; postanowiłem wysłuchać go na stojąco, chociaż sędzia zaproponował już wcześniej, że mogę siedzieć. Co powinienem robić w takiej chwili? Myślę, że będę się modlił za sędziego i patrząc na niego, mówił sobie, że on również dobrze wie, że wyrok jest niesprawiedliwy. Jest w trudnym położeniu, procedury muszą zostać zachowane, ale mam nadzieję, że nie pozostanie głuchy na głos sumienia i zrobi, co w jego mocy w kwestii apelacji; że nie okaże się Poncjuszem Piłatem.
Większą niechęć czułem podczas procesu wobec prokuratora, który zaciemniał i gmatwał sprawę, rozmywał fakty, a niekiedy im zaprzeczał – wszystko po to, by ława przysięgłych mogła podjąć taką dziwaczną decyzję. Ruth co rusz przyciskała Gibsona40 do muru, ale zaskoczyła mnie, sugerując, że prawdopodobnie sam nie wierzył, iż ława przysięgłych „kupi” taki miszmasz. Uważa, że jego nieoczekiwane ustępstwa w sądzie wobec naszych sprzeciwów wskazują na jego niepewność.
Dostałem miotłę i zamiotłem moją małą celę. Farba na podłodze ciągle się łuszczy, nie ma zasłony, a otwarta toaleta znajduje się niewiele ponad metr ode mnie, kiedy siedzę i piszę, ale to jest chwilowo mój dom.
Boże, nasz kochający Ojcze, pomóż mi nie dopuszczać do serca nienawiści. Nie tylko powinienem mówić prawdę z miłością, ale i z miłością myśleć.
Nie zdawałem sobie sprawy, że to Środa Popielcowa, dopóki siostra Mary nie podała mi kilka dni temu czytań na dziś. Przyniosła mi popiół i Komunię Świętą. Wcześniej odwiedził mnie ksiądz Philip Gill, anglikański kapelan więzienny z kościoła St Peter’s Eastern Hill, który również przyniósł mi popiół. Przyjąłem, mówiąc, że nie mam nic przeciwko anglikańskiemu popiołowi, na co on odparł, że ów popiół jest z pochodzenia katolicki, jako że dostał go od siostry Mary. Poprosiłem, żeby do niej zadzwonił, bo nie chciałem wszczynać jakiejś „wojny o wpływy”. Opowiedziałem mu, jak wielokrotnie bywałem w kościele Świętego Piotra, ofiarowałem klęcznik do kaplicy Rycerzy Świętego Łazarza (który, jak się wydaje, gdzieś się zapodział); nie mogłem sobie przypomnieć imienia mojego kolegi [Johna] Hazelwooda (anglikańskiego biskupa diecezji Ballarat, na którego pogrzebie byłem w katedrze Świętego Patryka w Ballarat). Nie mogłem sobie też przypomnieć w tamtej chwili nazwiska Grahama Waldena, późniejszego biskupa The Murray, wraz z którym prowadziłem grupę dialogu anglikańsko-katolickiego w diecezji Ballarat. Stare, dobre dzieje...
Hiob (rozdział 7) zaczął się naprawdę rozkręcać i teraz wylicza swoje nieszczęścia: miesiące męczarni, noce udręki, robactwo, strupy i ropa na całym ciele. Nie jest on jakimś powściągliwym stoikiem, ale elokwentnym Żydem – porywczym i bezpośrednim.
Niewiele spodziewa się doznać po śmierci: „Jak obłok przeleci i zniknie, kto schodzi do Szeolu, nie wraca” [Hi 7,9 – przyp. tłum]. Prawdę mówiąc, cały czas beszta Boga, którego dzień w dzień oskarża o to, że go doświadcza, nie jakby pytał dobrego i łaskawego Boga o to, jakie są Jego zamiary, ale raczej jak gdyby strofował Boga wścibskiego i trudnego do zadowolenia: „Dlaczego na cel mnie wziąłeś?”.
Daleko stąd do słynnego fragmentu Wyznań świętego Augustyna o Bogu dobrym. Augustyn pisze: „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa”, która rozświetliła jego ślepotę tak, że Augustyn „zapłonął tęsknotą za [Bożym] pokojem”41. To drugie czytanie z brewiarza na dziś.
Augustyn także nie jest stoikiem, ale tak mówi o swoim zjednoczeniu z Bogiem: „Kiedy do Ciebie przywrę całą moją istotą, skończą się dla mnie wszelki ból i wszelki trud”42. Nie tak jednakże przedstawiała się sytuacja Augustyna, kiedy pisał te słowa, wyliczając bez końca swoje nieszczęścia i wzywając Bożego miłosierdzia.
Szczególnie jedna myśl dodaje otuchy: „Któż by sobie życzył udręk i mozołów? Każesz nam je znosić, nie każesz ich miłować”43. Przykładem tego był Chrystus w ogrodzie Getsemani, cierpiący tak, że pocił się krwią. Łatwiej mi to zrozumieć niż świętego Pawła, który ma upodobanie w swoich słabościach, aby ujawniła się w nim moc Boga (2 Kor 12,7-10), chociaż własna słabość to nie to samo, co nieszczęście, które spada na człowieka z zewnątrz.
Nie mam następnej części brewiarza, na Wielki Post, więc z prawdziwą przyjemnością pozostanę z Hiobem i jego zmaganiami.
Ruth zadzwoniła na pogawędkę i powiedziała, że na pierwszej stronie „The Age” znajdują się doniesienia o zamianie Richtera na Walkera. Richter, zapytany przez dziennikarza, fantastycznie stanął na wysokości zadania, ogłaszając, że jest zbyt mocno zaangażowany emocjonalnie w moją sprawę. Podkreślił, że werdykt sądu był przewrotny, a niewinny człowiek siedzi teraz w więzieniu. I wszystko to na stronie tytułowej „The Age”!44.
Zastępca E. – wysoki mężczyzna, mniej sympatyczny – a mój polski przyjaciel nie pojawia się teraz. Kiedy po południu poprosiłem E. o zestaw do golenia, odpowiedział, że golić się trzeba rano, ale ten jeden raz zrobi wyjątek. Jednak nie zrobił i zestawu nie było. Jedni zadają sobie trud, by pomóc i pogawędzić, inni zachowują się przyzwoicie i tyle.
Rozmawiałem przez telefon z Marg i Davidem. Marg była w całkiem dobrej formie i pytała, kiedy mogłaby mnie odwiedzić.
Dzisiaj miałem „rekolekcje” – trzy razy odmawiałem brewiarz na dziś i trzykrotnie medytowałem, by zastąpić codzienną Eucharystię i zwyczajowe kazania. Miałem zaległości w rekolekcjach.
[Kardynał] Parolin przez nuncjusza i siostrę Mary przesłał wyrazy swojego wsparcia dla mnie – byłem poruszony i ucieszyłem się. Najwyraźniej przydała się na coś kopia apelacji [dokumentów przedłożonych przez obronę].
Trochę padało w ciągu ostatniej doby, a w Alpach [Australijskich – przyp. tłum.] – spadł śnieg. A dzień czy dwa dni temu było 40°C [104°F]! Dostałem wreszcie zegarek i nawet udało mi się dobrze nastawić czas; telewizor nie chciał się włączyć.
Boże, nasz Ojcze, jeszcze raz modlę się w intencji mojej rodziny i przyjaciół – spraw, by nie cierpieli zbytnio ani się nie martwili. Niech sytuacja, w jakiej się znalazłem, wzmocni ich wiarę i dobroć – zwłaszcza Sarah, Nicka, Bec i Georgie, żeby mogli przekazać wiarę małemu Sonny’emu.
Spokojny dzień. Rano przyszli Tim i Anne [Mc Farlane] – rozmawialiśmy miło przez godzinę, siedząc po dwóch stronach szyby45. Niezbyt wiele wiadomości. Jak się okazuje, Geoff Horgan QC [Queen’s Counsel – radca królewski], były prokurator i autor dwóch ikon w katedrze46, opublikował mocno popierający mnie list47; dowiedziałem się również, że wiele gazet opublikowało opinie o mnie. [Bill] Shorten z jakiegoś powodu zaprotestował, ale został publicznie zganiony przez byłego prokuratora generalnego i członka gabinetu cieni, Marka Dreyfusa [QC]48. [George] Weigel napisał kilka mocnych artykułów, porównując mój przypadek ze sprawą Dreyfusa w dziewiętnastowiecznej Francji49; w konflikt energicznie włączył się również Raymond de Souza50.
Mąż Ruth, Dave Bell, zaproponował, żebym zaczął kibicować drużynie Melbourne, skoro Richmond zrezygnowało ze mnie jako wicepatrona klubu!51. Na szczęście Matilda52 powróciła z kuracji w klinice zaburzeń snu jako zreformowany śpioch – terapia zakończyła się powodzeniem.
Zadzwoniła pracownica zajmująca się relokacją więźniów, żeby zadać mi kilka rutynowych pytań. Dopytywała na przykład, czy jestem niepełnosprawny intelektualnie. Odnotowała, że się roześmiałem – nie z niej, ale z pytania. „Nie sądzę” – odpowiedziałem.
Miło pogawędziłem z Charliem, kapelanem Armii Zbawienia. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek się spotkaliśmy. Charlie rozwiał moje wątpliwości: nie spotkaliśmy się, chociaż siostra Mary twierdzi co innego. Były anglikanin poszedł kiedyś na anglikańską Mszę, ponieważ mu jej brakowało. Solidny uczeń Pański.
Dostałem jakieś piętnaście, może dwadzieścia pięknych listów, niektóre od współwięźniów. Odpowiem większości osadzonych.
Dzisiaj Hiob został skarcony przez swego przyjaciela Sofara z Naamy – niesympatycznego typka. Sofarowi przeszkadzają „brednie” Hioba i jego gadatliwość, a w szczególności to, że Hiob utrzymuje, iż jest człowiekiem przykładnym i niewinnym. Nie całkiem, nie całkiem... – wyjaśnia nasz rewizor: „Gdyby Bóg przemówił (...), poznałbyś, ile (...) ci zapomniał”. Sofar wychwala nieogarnioną tajemnicę Boga i ponagla Hioba, by „odsunął dłonie od występku”; wtedy nadejdą dobre czasy, a Hiob „stanie się mocnym: bez lęku” (Hi 11,11-15).
Księgę Hioba napisano, aby zmierzyć się z tematem cierpienia niewinnych ludzi, natomiast Sofar kwestionuje ów problem i wiąże nieszczęścia, jakie spadły na Hioba, z grzechami, których nie chce on uznać.
Za niektóre grzechy płacimy w sposób oczywisty i realny – na przykład za narkotyki, alkohol, kłamstwa itp., ale wielu złych ludzi wiedzie życie jak z bajki, nawet jeśli dzieje się tak kosztem zagłuszonej wrażliwości, a nie dzięki prawdziwemu spokojowi ducha. Jednocześnie wielu – zbyt wielu – cierpi, chociaż nie zawiniło żadnym moralnym przewinieniem.
Jezus naucza w tej kwestii całkiem inaczej: ci, na których zawaliła się wieża w Siloam (Łk 13,4) – tłumaczy – nie zginęli z powodu grzechów własnych albo grzechów swoich przodków.
W komentarzu do dzisiejszego czytania z Hioba święty Grzegorz Wielki objaśnia, że prawo oznacza miłosierdzie i cytuje sformułowaną przez świętego Pawła długą listę obowiązków wynikających z prawa miłości. To piękna teologia i kompleksowy program moralny, ale kiedy obowiązki te wyliczone zostają jeden po drugim, zaczynam czuć się nieco przygnębiony i niedoskonały... prawdopodobnie o to właśnie chodzi. Musimy podnosić sobie poprzeczkę. Z całą pewnością niełatwo tu dostrzec bezpośredni związek z kazaniem Sofara.
Kiedy wracałem z widzenia, wyraziłem wobec komendanta moje rozczarowanie faktem, iż nie dostałem zestawu do golenia przed widzeniem, jak o to prosiłem wczoraj po południu i jeszcze kilkakrotnie dzisiaj rano. Dopiero kiedy rozdawano śniadanie, w odpowiedzi na jego pytanie, obydwaj strażnicy szybko zaproponowali, że to zrobią. „Skoro twierdzisz, że cię nie prosiłem, to widocznie tak było!” – powiedziałem jednemu z nich. Następnym razem przyjrzę się temu uważniej. W sumie żadna wielka krzywda się nie stała.
Widziałem się dzisiaj z pielęgniarką, a po południu miałem rozmowę wideo z doktorem McIsaacsem ze szpitala St Vincent’s na temat mojego serca. Ciśnienie: 120/80. Opowiedziałem mu, że przy takim ciśnieniu czuję się czasem trochę słabo i mam zawroty głowy. Przez dziesiątki lat kształtowało się w okolicy 140 i to w lepsze dni! W więzieniu żyje się bardzo spokojnie.
Udało mi się sporo popracować nad recenzją książki Overholta53. Strażnik naprawił mi telewizor.
Boże, nasz Ojcze, pomóż mi ofiarować więzienną ciszę i marazm w intencji Kościoła i Twojego działania w świecie. Proszę, umacniaj mnie nadal i obdarzaj spokojem ducha; pomóż także moim współwięźniom, szczególnie tym złym albo niezrównoważonym, albo wyjątkowo nieszczęśliwym.
Dostałem list z Sądu Najwyższego z informacją, że moja apelacja zostanie rozpatrzona w Sali Zielonej sądu w dniach 5-6 czerwca. Ruth będzie musiała przesunąć swoje wakacje, Tony54 już się zgodził.
Prawdopodobnie przeniosą mnie po ogłoszeniu wyroku w następną środę. Powiedziałem, że wolałbym przyjemniejszy spacerniak, późniejsze pory powrotu do celi i jakieś towarzystwo. Najbardziej zależy im na moim bezpieczeństwie. Mnie też.
Lekarz dziś rano. Nie zdziwiło mnie wcale, że ciśnienie miałem 106 (?) na 62 czy 63. Nic dziwnego, że nie tyle kręci mi się w głowie, co czuję się, jakbym był chory; może trochę gorzej dziś z moją równowagą. Wieczorem kazali mi odstawić prazosynę. Zobaczymy, jak będę się czuł jutro rano, chociaż wydaje mi się, że tabletki mają wydłużony czas działania.
Kilku chłopaków awanturuje się głośno i rozpacza, zwłaszcza w porze lunchu. Może to Gargasoulas. Mnóstwo tutaj cierpienia.
Przyszli ludzie z sekcji narkotyków i wygłosili mi zwyczajową pogadankę, którą wszystkim tu serwują. Bardzo mili. Powiedziałem, że nie mam żadnych pytań.
Siostra Mary przyniosła mi Komunię. Razem przeczytaliśmy czytania na niedzielę; zostawiła mi je. Przyniosła też pozdrowienia od [brata] Marka O’Connora55 i wiadomość o wrogim artykule Barneya Zwartza w „The Age” cytującym Helen Last56. Opowiedziałem jej, jak zamierzałem podejść do Kidda podczas rozprawy (w akcie miłosierdzia); zdecydowanie zgodziła się, że był to dobry pomysł57. Była pod wrażeniem, gdy powiedziałem jej, że Walker uważa, iż mamy najmocniejsze argumenty apelacyjne, jakie widział. Siostra Mary przyniosła przesłanie papieża Franciszka na Wielki Post oraz „Melbourne Catholic” poświęcony kobietom i wierze. Przeczytam jedno i drugie.
Odgłosy muzułmańskiej modlitwy właśnie zaczęły napływać do mojej celi.
Udało mi się dostać rybę na główny posiłek (o 15.30!) i uniknąć mięsa w sałatce podanej na lunch.
Popracowałem chwilę nad recenzją książki. Zapisałem trochę luźnych notatek na temat czasu spędzonego w St. Patrick’s – może dla „Different Worlds”.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że każdy ksiądz nosi w sobie trzy, cztery, pięć albo nawet sześć porządnych kazań, ale potem musi już bardziej się postarać i uważać, żeby się nie powtarzać. Dobrze to pasuje do prowadzenia dziennika więziennego, a zwłaszcza do zawartych w nim refleksji teologicznych.
Mowa, którą Hiob wygłasza w odpowiedzi [na słowa Sofara – zob. Hi 12,3-4], nie jest szczególnie przyjemna. Mówi on swojemu rozmówcy: „I ja mam rozsądek jak wy, «nie ustępuję wam w niczym»”. Nie mam powodu powątpiewać w jego słowa, ale wydaje mi się, że wypowiadając je, osłabia swoją pozycję. Być może moja reakcja jest nieco niedzisiejsza i bardzo anglosaska.
Hiob symbolizuje wszystkich wystawionych na pośmiewisko, wyszydzanych, choć niewinnych (rozdział 12). Ci, którzy Bogu rzucają wyzwanie, czynią boga ze swoich dwóch pięści. Ale „ręka Pana uczyniła wszystko”. Boga obwinia się o susze i spustoszenia, o robienie z sędziów głupców i pozbawianie władzy królów. Bóg niektórych wynosi, po czym ich obala i niszczy.
Wiedząc, że w Szeolu nie ma szal sprawiedliwości, a Bóg wtrąca się w ludzkie życie i surowo karze i jednocześnie nie znając koncepcji cierpienia służącego odkupieniu ani Boga, który dopuszcza (a nie wywołuje) zło i cierpienie dla osiągnięcia długofalowego celu, Hiob jest w prawdziwych tarapatach. Ale nigdy nie wątpi, że to Bóg wszystkim kieruje.
Po raz pierwszy usłyszałem, że Bóg pisze prosto po krzywych liniach, chyba od księdza Michaela Hollingsa, katolickiego kapelana, kiedy studiowałem w Oksfordzie. Zawsze wierzyłem w Opatrzność, a kiedy zobaczyłem, w jaki sposób w zakończeniu Władcy pierścieni Tolkien splata wszystkie wątki i postacie, przyszła mi do głowy myśl, jak doskonale nasz nieskończenie kochający Bóg potrafi sprawić, by ostatecznie konsekwencje naszych wyborów – dobrych bądź grzesznych – i tak doprowadziły do wypełnienia Jego celów. Hiob nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Bóg rządzi wszystkim, ale swoje nieszczęścia przypisywał bezpośrednio Jemu.
Przesłanie papieża Franciszka na Wielki Post przypomniało mi, żeby modlić się za niego i za Kościół powszechny. Nie mogę powiedzieć, że bardzo brakuje mi aktualnych doniesień z Rzymu. Niemniej z SBS58 dowiedziałem się, że kardynał [Philippe] Barbarin [arcybiskup Lyonu] został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu i złożył rezygnację59. W najbliższej przyszłości ma udać się do Rzymu. Podobno nie zareagował wystarczająco szybko i nie zgłosił przypadku księdza pedofila. Jeśli odejdzie, będzie to strata, ponieważ Barbarin zawsze staje po słusznej stronie.
Panie Jezu, pośród tych wszystkich burz, które szaleją na świecie, pomóż przywódcom Kościoła – daj im mądrość i odwagę, aby potrafili rozpoznawać najważniejsze wyzwania i konflikty i jednoczyć ludzi tak, by pozostali oni wierni i aktywni.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej