Dziewczyna rajdowca. Bez ograniczeń. Tom 1 - Mikołajczyk Kamila - ebook + książka
BESTSELLER

Dziewczyna rajdowca. Bez ograniczeń. Tom 1 ebook

Mikołajczyk Kamila

4,4

18 osób interesuje się tą książką

Opis

Wyścigi samochodowe, zawrotna prędkość i namiętność, która jest jak żywioł.

Jax Neison od zawsze pragnął w życiu tylko jednego: zostać kierowcą Formuły 1. Teraz, gdy jego marzenie się spełniło, jest gotów zrobić wszystko, by osiągnąć pozycję mistrza. Wydaje mu się, że nic nigdy nie odwróci jego uwagi od celu… dopóki w jego życiu nie pojawia się dziewczyna, z którą przegrywa uliczny wyścig. Szybko staje się ona jego największym utrapieniem. Nieustannie stara się mu dopiec, ale budzi tym nie tylko jego niechęć, ale i fascynację...

Madie Hailwood słynie z sarkastycznych komentarzy, ma niemal tyle samo lat co tatuaży na ciele i musi mieć ostatnie słowo w każdej dyskusji. Nienawiści, którą darzy rajdowców, dorównuje jedynie jej miłość do wyścigów i szybkich samochodów. Dziewczyna nie jest więc zachwycona, kiedy do jej rodzinnego miasta powraca dwóch młodych zawodników F1. A gdy podrywający ją Jax przedstawia Madie w mediach jako swoją ukochaną, w głowie dziewczyny pojawia się tylko jedno słowo: zemsta.

Bo Madie prędzej umrze, niż zostanie dziewczyną rajdowca!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 459

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (544 oceny)
335
123
58
21
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PaulinaPS85
(edytowany)

Całkiem niezła

Ogólnie fajnie się ją czytało, ale nie rozumiem jednego. Dlaczego jak już mamy silną postać kobiecą to zamiast pokazywać jej hard ducha i twardość musi to przejawiać się wiecznymi przeklęństwami i trzymaniem za jaja🤦‍♀️ Najgorsze, że to czytają nastolatki i biorą z tego wzór, żeby być fajną trzeba pić, jarać, palić pety jednego za drugim i dużo przeklinać🤦‍♀️
wiksx04

Z braku laku…

Chyba największą wadą tej książki jest brak dobrego researchu. Osoba, która nie zna sie na Formule 1 i tak nie zwróci na to uwagi, ale ja i pewnie wiele innych sięgnęłam po tą książkę właśnie dla tego wątku w tle. Po 1. Kierowcy F1 NIE SĄ rajdowcami. Rajdowcy biorą udział w rajdach a nie wyścigach na torze. A wyścigami na torze jest właśnie F1. Po 2. Kierowcy F1 nie zaczynają swojej kariery od nielegalnych wyścigów. Nikt nie jeździ po nielegalnych wyścigach i nie szuka talentów. Kierowcy zaczynają od najmłodszych lat kariere w cartingu i wspinają się po szczeblach do F1. I okej. Ktoś powie że to dla fabuły, ale można było ten wątek rozegrać inaczej, o wiele lepiej oddając realia królowej motorsportu. Po 3. Zawodowi kierowcy nie są nałogowymi palaczami. Po prostu kontrakt zobowiązuje ich do dbania o kondycje i zdrowie. Nie rozumiem też wątku nienawiści głównej bohaterki do "kierowców rajdowych". Jej jedyny argument to "bo jest kierowcą rajdowym". I tak przez większość książki. I nie, n...
agagugagaga

Z braku laku…

Zarówno bohaterowie jak i wydarzenia to dziecinada :(
40
kamimusia

Z braku laku…

Zbyt dziecinne dialogi
30
martadryz

Nie polecam

Za dużo wulgaryzmów. Nie polecam.
30

Popularność




1

Chcę jego

Madeleine

Odpalam zapalniczkę i przykładam ogień do końcówki papierosa. Głęboko zaciągam się dymem i lekko rozchylam wargi, wciągając odrobinę powietrza. Czuję, jak dym przechodzi przez moją krtań i kieruje się do płuc, odurzając mnie nikotyną. Opieram się plecami o ścianę tuż przy otwartych drzwiach balkonowych mojego pokoju i odprężam się, podwijając nogi.

Nie mogę ryzykować, że zauważy mnie sąsiadka i zarazem najlepszy osiedlowy monitoring, dlatego kombinuję i chowam się za drewnianą balustradą, licząc, że snajper w berecie nie zauważy ulatującego z mojego pokoju dymu i nie odstrzeli mnie, skarżąc Nancy.

Przechylam głowę w stronę otwartego na oścież okna i powoli wypuszczam dym. Szare kłęby uciekają z mojego pokoju, rozpływając się w powietrzu na zewnątrz.

Wypaliłam dopiero połowę papierosa, kiedy słyszę nawołujący mnie głos z drugiego pokoju.

– Madie! Chodź, zobacz! – Tłumię przekleństwo. Idealne wyczucie czasu.

Zaciągam się ostatni raz, gaszę papierosa i wrzucam jego zmiażdżone resztki do słoika z wodą. Wstaję i macham dłońmi, chcąc wygonić z pokoju zdradziecki dym.

– Pokazują Rega w telewizji!

– Idę! – krzyczę w odpowiedzi, zapalając rozstawione na komodzie zapachowe świeczki i wrzucając do ust dwie miętowe pastylki. Po kilku sekundach w pokoju unosi się wygryzający smród tytoniu aromat kawy.

Gdy mam już pewność, że z moich ust nie wali jak z rury wydechowej auta z uszkodzoną głowicą, wychodzę z pokoju do niewielkiego salonu. Babcia siedzi na swoim ulubionym bujanym krześle i niczym zahipnotyzowana wpatruje się w ekran telewizora. Najwyraźniej jednak wyczuwa moją obecność, bo nie odrywając wzroku, oznajmia pełnym czułości głosem:

– Coraz bardziej przypomina ojca.

Prycham, ale mimowolnie spoglądam na udzielającego wywiad mężczyznę. Wysoki brunet w czarnym kombinezonie z logo swojego zespołu uśmiecha się pewnie do kamery, swobodnie odpowiadając na pytania. Zawsze lubił być w centrum uwagi. I zawsze był egoistycznym dupkiem.

Reg kończy rozmowę, a na jego miejscu pojawia się drugi kierowca mercedesa, Ashton Lorre. Na jego widok moja twarz wykrzywia się w jeszcze większym grymasie. Zmienił się w ciągu ostatnich dwóch lat, zmężniał, ale jego błękitne oczy nadal przypominają mi chłopca, z którym spędziłam dzieciństwo. On, Reg i ja.

Czuję mdłości, dlatego odwracam się plecami do ekranu telewizora i podchodzę do kredensu, gdzie babcia przechowuje swoje leki.

– Wzięłaś dzisiaj tabletki?

Po chwili słyszę za sobą uparty głos mojej ukochanej, choć nienawidzącej lekarzy babci:

– Nie.

Wznoszę oczy ku górze. Przynajmniej jest ze mną szczera.

– Nie będę się szpikować tym gównem! – wydziera się na tyle, ile jest w stanie wykrzesać z siebie mocny głos, kiedy podaję jej tabletki i szklankę wody. – Całe życie dawałam radę bez tabletek, więc teraz też sobie poradzę! Mam serce jak dzwon!

– Jak dzwon, który za szybko bije. Słyszałaś, co powiedział lekarz.

Wciskam jej w jedną dłoń szklankę, a w drugą tabletki. Splatam ramiona i mrużę oczy, czekając. Już ja znam babcię Nancy. Wystarczyłoby, bym tylko na sekundę odwróciła wzrok, a ta wyrzuciłaby tabletki przez okno albo gdzieś je schowała. Ostatnią kryjówkę babci odkryłam, gdy pewnego dnia postanowiłam wytrzepać dywan.

– Mam wnuczkę tyrankę – marudzi kąśliwie, ale połyka leki i podnosi język, udowadniając, że nie schowała tam tabletek. Tak, etap plucia tabletkami też przechodziłyśmy.

Zanoszę szklankę do kuchni, słysząc, że babcia znowu zajęła się oglądaniem debili w kombinezonach.

– Ale tę czuprynę to ma identyczną jak jego dziadek w pięćdziesiątym szóstym!

Na ułamek sekundy podnoszę wzrok na ekran telewizora i rejestruję twarz Logana Davisa. Blond loki wiją się wokół jego głowy, tworząc imitację aureoli. Do tego szeroki uśmiech równych zębów, idealnie komponujący się z wyglądem mężczyzny o anielskiej twarzy. Tylko tępe idiotki nabierają się na tę słodką mordę.

– Stary Davis… – mruczy rozmarzona babcia, a ja wiem, że znowu wraca wspomnieniami do swoich młodzieńczych lat. – Tak jakby to było wczoraj, kiedy przyszedł do nas pochwalić się, że został dziadkiem. A teraz już nie żyje, a jego wnuk zajął jego miejsce. Na mnie też wkrótce przyjdzie czas.

– Babciu, przestań, złego diabli nie biorą.

Śmieję się, kiedy odwraca się, by zmrozić mnie gniewnym wzrokiem. Ale nie mija nawet kilka sekund, a jej udawana złość znika. Pokazuje mi język, po czym ponownie skupia się na ekranie telewizora.

– Wredna smarkula. Ciebie za to nawet w piekle by nie chcieli!

– Bo anioły mnie chronią, a demony czują przede mną respekt – odpowiadam beztrosko i siadam na sofie z miską orzeszków. Wpycham do buzi pełną garść.

Gapię się w telewizor, oglądając ten kretyński wywiad z jeszcze bardziej kretyńskimi rajdowcami. Teraz na pytania odpowiada reprezentant Ferrari, który mruży lekko brązowe oczy. Tego samego koloru włosy opadają mu na czoło, tworząc na jego głowie zmierzwioną we wszystkie strony szopę. Najwyraźniej w odróżnieniu od blond kolegi z zespołu nie dba o stylizację fryzury.

Słucham, jak opowiada o swoich planach na nadchodzący sezon, i odczytuję napis u dołu ekranu: „Dwudziestojednoletni Jax Neison przerwę przed kolejnymi treningami spędzi w rodzinnym mieście, w Austin!”.

Jeszcze, kurwa, czego…

– Ooo, ten to jest słodziutki!

Z rozbawieniem spoglądam na Nancy, ale mój uśmiech gaśnie, kiedy słyszę jej następne słowa:

– Jest niewiele starszy od ciebie.

Krzywię się zniesmaczona jak zawsze, kiedy słyszę ze strony babci jakiekolwiek sugestie bądź próby zeswatania mnie z rajdowcem. Nie zamierzam przedłużać rodzinnej tradycji. Po moim trupie!

Przed wypowiedzeniem słów sprzeciwu, nakazujących babci zachowanie milczenia, o ile chce, bym nadal opłacała full pakiet programów telewizyjnych, powstrzymuje mnie dźwięk komórki. Ruszam do pokoju i na wyświetlaczu widzę buźkę swojej przyjaciółki Cally. I chyba nawet się domyślam, po co dzwoni…

– Madie! – słyszę jej okrzyk. – Słyszałaś?! Logan wraca do Austin w przerwie przed następnym sezonem!

Z westchnieniem opadam na łóżko.

– Taa… Nancy już zdążyła mnie o tym poinformować. – Nie przyznaję się, że sama właśnie oglądałam wywiad z Davisem i pozostałymi rajdowcami. W życiu bym się do tego nie przyznała. Prędzej wypiłabym kwas albo zgłosiła się do odpowiedzi z matmy, a jestem lewa z przedmiotów ścisłych.

Nigdy nie zrozumiem, co moja przyjaciółka widzi w tych zadufanych bezmózgowcach, a zwłaszcza w Loganie Davisie, w którym od lat się skrycie podkochuje. Jak na złość Davis i ten drugi – Neison, pochodzą z naszego miasta. Obaj zostali odkryci w młodym wieku, kiedy brali udział w nielegalnych wyścigach organizowanych na jednym z nieoficjalnych torów. W ostatnich latach ich kariera się rozwijała – przeszli z Formuły 3 przez klasę 2, by w tym roku reprezentować zespół Ferrari na wyścigach Grand Prix Formuły 1.

Mój telefon wibruje, oznajmiając nadejście wiadomości. Słucham paplaniny Cally, przełączam ją na tryb głośnomówiący i odczytuję SMS. W tym momencie nawet wieść o obecności rajdowych gwiazdeczek w mieście nie jest w stanie zniszczyć mojej radości.

– Cally, musimy zmienić nasz grafik na piątek – przerywam jej zachwyty nad zajebistością Davisa.

Moja przyjaciółka milknie na kilka sekund, po czym pyta z powagą:

– Znowu będziesz się ścigać, lafiryndo?

Nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu. Może i rajdowcy królują w swoich szpanerskich bolidach, ale ja króluję na torze w Austin.

Zaciągam się dymem, omiatając wzrokiem tłumy zgromadzone przy początkowym odcinku toru. Wyścigi zawsze przyciągają masę gapiów, którzy chcą zaznać wieczornej adrenaliny. Ale tak naprawdę nie mają pojęcia o prawdziwej adrenalinie, jaką odczuwa kierowca biorący udział w wyścigu, o ekscytacji ściskającej za gardło, wibracji w dole brzucha i kołataniu serca. Gapie słyszą tylko ryk silnika i pisk opon.

Wypuszczam kłęby dymu, dobrze widoczne mimo panujących ciemności. Kolejny wyścig dobiega końca i na linię startu podjeżdżają następne samochody. Mój krwistoczerwony dodge challenger czeka u mojego boku niczym najwierniejszy towarzysz i przyjaciel w jednym. On też już nie może się doczekać na swoją kolej.

Uśmiecham się pod nosem, widząc, że stojąca kilka metrów ode mnie Cally wystawia dwa kciuki, machając nimi nad głową. Jej bawełniana sukienka w kwiatki zupełnie nie pasuje do panującej na torze atmosfery, ale przy blond włosach i wielkich brązowych oczach wygląda idealnie.

Gaszę peta czubkiem czarnych martensów w chwili, kiedy podchodzi do mnie Nixon, organizator wyścigów.

– McConnery i Waller chcą się zrewanżować – oznajmia.

– Ostatnia przegrana im nie wystarcza? – pytam słodko, na co Nixon parska śmiechem.

– Wiesz, jak jest. Dla faceta to upokarzające przegrać z laską.

– Nie mój problem. Ale okej, chętnie ich poko… – Wypowiadane słowa uciekają z mojej głowy, gdy na torze pojawiają się dwa nowe pojazdy.

Wytrzeszczam oczy na widok czarnego chevroleta camaro, bo to auto, do którego od lat wzdycham. I to jeszcze matowy… Dla niego zdradziłabym nawet swojego niepokonanego dodżusia.

Jednak moje chwilowe odmóżdżenie mija błyskawicznie, kiedy wysiada kierowca pojazdu. Słyszę okrzyki i piski gapiów, a do gardła podchodzi mi żółć. Z innego samochodu wysiada drugi mężczyzna, a ja nie muszę spoglądać w kierunku Cally, by wiedzieć, że jest jedną z tych krzyczących lasek.

– Czyli to prawda, że wrócili – słyszę głos Nixona, który również patrzy w kierunku rozpływających się w blasku swojej zajebistości zasranych rajdowców.

Tyle że on się uśmiecha, a ja wyglądam, jakbym miała zaraz kogoś pogryźć.

– Nixon, zmiana planów – cedzę przez zęby.

Wskazuję ruchem głowy chłopaka o brązowych włosach, którego czupryna jest tak samo rozwiana jak w czasie wywiadu.

– Chcę jego. Chcę się ścigać z Neisonem.

2

Wygrałaś

Jax

– Mój Jaxuś! Mój malutki synek! Wróciło moje kochanie!

Śmieję się z mamy, która choć przyjechałem do domu już kilka godzin temu, dalej co chwilę mnie przytula i tarmosi jak małego chłopca. Teraz też przyciąga mnie do siebie, mimo że przewyższam ją o dwie głowy, i kładzie policzek na moich włosach. Nieważne, że jestem pokrzywiony i prawie wyłamuję sobie kark w tej pozycji.

– Daj spokój, Rosslyn. Nie traktuj go jak dziecko. – Jak zawsze chłodny głos ojca doprowadza matkę do porządku, a ona niechętnie wypuszcza mnie z objęć.

Prostuję się ze zbolałą miną, spoglądając w takiego samego koloru jak moje oczy Alexandra Neisona. Siedzi przy stole z tabletem w dłoniach i przegląda najświeższe wiadomości. Czyta najnowsze nowinki ze świata Formuły, by jako pierwszy o wszystkim wiedzieć. Zawsze trzyma rękę na pulsie. Zawsze wszystko ma pod kontrolą.

– Dziecko dla matki zawsze pozostanie dzieckiem. Nieważne, czy będzie miało dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat – odpowiada uszczypliwym głosem mama, z czułością głaszcząc mnie po twarzy.

Ojciec, nie racząc nawet na nią spojrzeć, oznajmia nieznoszącym sprzeciwu głosem:

– Lepiej zacznij robić kolację, zamiast opowiadać te farmazony.

Mama zaciska wargi, ale nie odpowiada. Mnie też momentalnie podnosi się ciśnienie. Jestem w tym domu dosłownie od kilku godzin, a już mam ochotę wyjść i wrócić za parę miesięcy. Patrzę na ojca z ledwie tłumioną pogardą. Nic się nie zmienił. Dalej jest tym samym wkurwiającym, egoistycznym i despotycznym gnojem. Nie ma za grosz szacunku do drugiej osoby. Czuję, że mama zaciska dłoń na moim łokciu, prosząc, bym nie reagował. Ale nie potrafię.

– Może trochę grzeczniej? I z szacunkiem do swojej żony? Nikt nie musi ci robić jedzenia, bo masz dwie sprawne ręce i sam mógłbyś sobie w końcu coś ugotować.

Ojciec unosi wzrok i posyła mi zirytowane spojrzenie. No tak. Przecież szanowanemu i cenionemu w mieście Alexandrowi Neisonowi nikt nie może zwrócić uwagi, a tym bardziej go ochrzanić. Zwłaszcza gdy tą osobą jest jego syn, który powinien teraz całować go po rękach i dziękować za wszystko, co tatuś dla niego zrobił. Idealny ojciec. Idealny mąż. Idealna głowa rodziny.

– Ledwo przyjechałeś i już zaczynasz? Jeszcze nie nauczyłeś się pokory i szacunku? – Ojciec podnosi głos i posyła mi wściekłe spojrzenie. – Zapomniałeś, dzięki komu jesteś kierowcą Ferrari? Kto opłacał twoje treningi przez te wszystkie lata? Kto szukał ci coraz lepszych menedżerów? Chyba należy mi się za to wdzięczność?!

Nie potrafię powstrzymać kolejnych słów:

– W każdej chwili mogę ci oddać wszystko, co do centa, a nawet podwoić tę kwotę, byś się mógł udławić swoją forsą i w końcu odpierdolił się ode mnie i mamy!

– Przestańcie! – Mama szarpie mnie za rękę i odgradza od ojca. – Dalibyście sobie spokój!

Patrzymy na siebie z ojcem ponad głową kobiety, posyłając sobie nieustępliwe spojrzenie. Żaden z nas nigdy nie odpuści. To więcej niż pewne.

– Pójdę już – informuję mamę, koncentrując na niej wzrok.

Jej łagodna buzia od razu markotnieje.

– Nie zostaniesz na kolacji?

– Nie, mamo. Lepiej, żebym wrócił do siebie. – Całuję ją w czoło. – Przyjdę jutro.

Nie racząc ojca ani jednym spojrzeniem i całkowicie ignorując jego obecność, wychodzę z mamą z salonu. Nim jednak przekraczamy próg, słyszę za sobą głos ojca:

– Mam nadzieję, że nie zaczniesz teraz balować. Przerwa przed sezonem nie oznacza przerwy w treningach, a ja nie mam zamiaru pilnować cię jak małego dziecka. Nie waż się zniszczyć reputacji rodziny.

Zaciskam pięści i spoglądam na niego przez ramię z drwiącym uśmiechem.

– Nie martw się. Jak zacznę balować, na pewno o tym przeczytasz w tym swoim tableciku.

Wychodzę, by nie patrzeć dłużej na mordę tego sadystycznego tyrana, ale przystaję z mamą w drzwiach wejściowych.

– Odejdź od niego – mówię z mocą.

Po raz kolejny w odpowiedzi słyszę:

– Nie jest aż taki zły. – Przeczesuje moje włosy, starając się je ułożyć, choć dobrze wie, że to nic nie da. – Nie bije mnie. Czasem tylko krzyczy. Mam gdzie mieszkać i co jeść.

– Chyba nie na tym powinno polegać małżeństwo. A on traktuje cię jak… swoją służącą – cedzę, powstrzymując się przed wypowiedzeniem: „jak śmiecia”.

Mama unosi barki jak zawsze, gdy tłumaczy ojca.

– Tak został wychowany. Wiedziałam, za kogo wychodzę za mąż. Choć kiedyś był inny. – Jej oczy smutnieją, gdy głaszcze mnie z czułością. Posyła mi pocieszający uśmiech. – Za to ty na pewno będziesz miał wspaniałą żonę. – Rzucam jej rozbawione spojrzenie, ale ona dopiero się rozkręca. – W końcu spotkasz tę jedyną i przeżyjecie razem piękną, prawdziwą miłość. Weźmiecie ślub i będziecie mieć gromadkę cudownych dzieci.

Teraz już parskam śmiechem.

– Mamo, a może byś przestała oglądać te swoje seriale? Nie mam czasu na takie bzdety.

Matka prycha, ale zaraz uśmiecha się szeroko i podejrzliwie.

– Teraz masz czas! W trzy miesiące na pewno kogoś znajdziesz!

Nie mam zamiaru się z nią kłócić i dla świętego spokoju pozwalam, by miała ostatnie słowo. Żegnam się i ruszam przez podłużny podjazd przed domem do swojego chevroleta. Wyjeżdżam i dzwonię do Logana, bo mam kilka nieodebranych połączeń od niego.

– Jebniesz, jak się dowiesz, co jest dzisiaj.

– Dawaj – odpowiadam, dociskając pedał gazu. Po uliczkach Austin nie pojadę z taką prędkością, z jaką bym chciał. Nie jestem na torze i w swoim bolidzie.

– Stary Nixon. Tor. Nasze bryki. My. I napalone laski. Mówi ci to coś?

Słysząc podekscytowany głos Davisa, nie muszę go widzieć, by sobie wyobrazić, jak się teraz szczerzy.

– Dalej organizują te wyścigi? – Parskam z niedowierzaniem.

Kiedyś ze zniecierpliwieniem czekałem na każdy piątek i na wiadomość od Nixona. Już wtedy uwielbiałem szybką jazdę i tuningowane samochody. W końcu to dzięki tym wyścigom zostałem zauważony przez swojego pierwszego menedżera i wkręcony do Formuły. Ścigając się na nielegalnych wyścigach, otworzyłem sobie drogę do wymarzonej kariery. Mimo upływu kilku lat z uśmiechem wspominam tamte czasy i wyścigi.

– Wchodzisz w to? – pyta Logan, a moja odpowiedź jest błyskawiczna:

– Pokażmy im, kto rządzi na torze. – Uśmiecham się na samą myśl.

Bębnię palcami o kierownicę i przewracam oczami, widząc, że oplatające Davisa macki tlenionej blondynki zaczynają się wsuwać pod jego kurtkę. Dobrze, że siedzę w swoim samochodzie, bo pewnie oprócz widoku taniego porno miałbym w pakiecie efekty dźwiękowe, przypominające odgłosy odkurzacza z Teletubisiów. Laska zachowuje się, jakby chciała połknąć twarz Logana.

Nie mam ochoty ratować kumplowi tyłka, zwłaszcza że musiałem tutaj po niego podjechać. Ale on wcale nie protestuje i sam przyciska do siebie dziewczynę, obmacując jej pośladki. W końcu przestają się lizać, żegnają się i każde odchodzi w swoją stronę. Blondyna znika za ogrodzeniem domu, a Logan siada na miejscu pasażera w moim wozie.

– Pierwsza zaliczona! – Szczerzy się Davis, poprawiając swoje blond loki.

Posyłam mu kpiące spojrzenie.

– Pamiętasz chociaż jej imię? – pytam, choć znam odpowiedź.

– No pewnie! – oburza się. – Lea. Albo Lee? Jakoś tak.

A nie mówiłem? Jestem w szoku, że Logan jeszcze nie złapał żadnej choroby wenerycznej.

Wrzucam wyższy bieg i delektuję się brzmieniem pracującego silnika. Muzyka dla moich uszu.

– Do końca przerwy mam zamiar zwiększyć tę liczbę co najmniej dwudziestokrotnie! – zapewnia Logan pewnym siebie głosem. – A jak widzisz, nie jest to zbytnio trudne. Mój urok słodkiego chłopca robi swoje.

Patrzę na niego z niesmakiem, kiedy rechocze jak debil. Davis jest moim najlepszym kumplem i wiem, że nie mogłem trafić lepiej, bo wielokrotnie wspierał mnie i pomagał mi w teamie Ferrari. Jednak czasem kompletnie nie rozumiem jego toku myślenia i postępowania.

– Twój to już pewnie dawno zwiędnął – stwierdza nagle, patrząc na mnie ze złośliwością. – Kiedy ostatni raz ruchałeś?

Cztery miesiące i dwanaście dni temu. Poprzysiągłem sobie wtedy, że już nigdy nie wymieszam whisky z piwem. Potem człowiek nie zwraca uwagi, kto się na niego rzuca i zdziera z niego ciuchy.

– Martw się o swojego – kończę temat.

Ale do Logana czasem mówi się jak do debila.

– Jak widać, nie ma takiej potrzeby. Laski same pchają mi się w ramiona – rechocze.

Przez moment jedziemy w błogiej ciszy, którą ponownie przerywa Davis.

– Może dzisiaj będziesz miał okazję zaruchać – nie odpuszcza, patrząc na mnie z zadowoleniem i wymownie poruszając brwiami. – Laski zawsze leciały na te twoje skołtunione włosy. A jak popatrzysz na nie takimi zmrużonymi oczami, to od razu rozłożą przed tobą nogi! – W aucie rozlega się jego śmiech. – Pamiętasz, co ci gadała ta panna z Tokio? – Zgina się wpół, nie przestając wyć ze śmiechu. – Może tutaj też taką znajdziesz.

– Nie, dzięki.

Wzdrygam się z obrzydzenia, przypominając sobie dziewczynę, o której mówi. Trauma pozostała na całe życie. Lubię odważne kobiety, ale nie, gdy laska chce eksperymentować z dildo, wciskając go do mojego tyłka. Pierwszy raz spieprzałem komuś z łóżka.

– Okej, bez takich – zgadza się ze mną Logan i w końcu przestaje rżeć. – Ale lepiej to przemyśl. Znając Marco, nie rzucał słów na wiatr, a ja wolę nie ryzykować.

Tiaa… Nasz menedżer na pożegnanie uraczył nas radą: „Wyruchajcie się na zapas, bo po powrocie tak się wami zajmę, że przez dziewięć miesięcy będziecie żyć w celibacie”.

Zatrzymuję się pod domem Logana, a ten przesiada się do swojego wozu i ruszamy poza miasto na teren, gdzie organizowane są wyścigi. Kiedy tam dojeżdżamy, od razu zauważam grupę ludzi przy trasie toru. Wyraźnie słyszę ich krzyki na widok naszych samochodów, a wrzeszczą jeszcze głośniej, gdy wysiadamy z aut. W końcu wszyscy nas znają. Niektórzy osobiście, z lat szkolnych, pozostali z telewizji.

Ja jednak zawsze czuję się w takich sytuacjach przytłoczony. W porównaniu do Davisa, który czuje się wręcz jak ryba w wodzie.

Witam się ze stojącymi najbliżej i odpowiadam na zaczepki, gdy ktoś zadaje mi pytania, ale raczej trzymam się z boku, pozwalając, by to Logan był w centrum uwagi. Jemu to sprawia frajdę, mnie niekoniecznie.

– Neison! Davis! Przyjechaliście powspominać stare, dobre czasy?

Odwracam się i od razu rozpoznaję twarz Nixona.

– I przy okazji przejechać się po twoim torze! – oznajmia Logan, przybijając z nim piątkę. – To kto tu teraz jest najlepszy?

Wkładam dłonie do kieszeni swoich niezniszczalnych i służących mi już kilka lat jeansów, leniwym wzrokiem wodząc po tłumie. Widzę, że dziewczyny zerkają na mnie zalotnie, ale udaję, że tego nie dostrzegam. Nie po to tu przyjechałem.

Nixon uśmiecha się na pytanie Davisa.

– Ano mamy tutaj taką jedną wisienkę.

Wisienkę? Dziwne określenie jak na faceta, który się ściga. Domyślam się, że miało to być porównanie do wisienki na torcie.

Logan chyba też nie rozumie, dlatego Nixon ruchem głowy wskazuje za siebie.

– Już czeka.

Spoglądamy na ciemnoczerwonego dodge’a challengera. To już nieco wyjaśnia porównanie do wiśni, ale nie nazwałbym tak swojego wozu. To brzmi tak… mało męsko. Czerwony dodge czeka już na linii startu z uruchomionym silnikiem. Z tej odległości nie widzę twarzy kierowcy, ale dostrzegam zaciśnięte na kierownicy ręce.

– Okej, biorę go na klatę – wyrywa się Logan, zacierając dłonie z ekscytacji.

– Eee, najpierw Neison.

Spoglądam na Nixona zaskoczony jego słowami. Na torze nigdy nie było ustalonej kolejności. Zawsze przyjeżdżało się i ścigało, z kim popadnie. Może po tylu latach nawet na nielegalnych wyścigach ustalone zostały jakieś zasady.

Nixon drapie się po głowie, próbując nam to wytłumaczyć:

– Sorry, ale… Ciebie wybra… – Wskazuje na mnie. – Chce ciebie.

Zdziwiony unoszę brwi. Okej. Nie mój tor i nie moje zasady. Nie zamierzam dyskutować i gwiazdorzyć.

Wzruszam ramionami, pokazuję Loganowi fucka i wsiadam do swojego wozu. Podjeżdżam bliżej i ustawiam się obok czerwonego dodge’a. Zerkam na rywalizującego ze mną kierowcę, ale na głowie ma kaptur. Żadnych pozdrowień i skinień głową. Dziwny typ.

– Zasady takie jak zawsze! Robicie dwa okrążenia! – oznajmia nam Nixon, przekrzykując harmider podekscytowanych ludzi. – Nie niszczymy swoich wozów, więc bez żadnych przepychanek i uderzeń zderzakami!

Chociaż to się nie zmieniło. Ale z tymi przepychankami dawniej bywało różnie. Nie zliczę, ile razy musiałem naprawiać albo lakierować swoje auto. Wkurwię się, gdy wisienka porysuje mi wóz. Tyle że teraz stać mnie na wszelkie naprawy. Nie to co parę lat wcześniej.

Chce mi się śmiać, kiedy przed naszymi autami staje skąpo ubrana dziewczyna z flagą. To też się nie zmieniło. Jak nic ta panna właśnie została namierzona przez Davisa. Zawsze miał zajawkę na laski od flag – śmiał się, że chce, by pomachała jego fiutem.

Wyrzucam myśli z głowy i koncentruję się na czekającym mnie wyścigu. Chociaż wiem, że nie mam o co się spinać. Zdziwiłbym się, gdybym nie wygrał. W końcu niegdyś to ja rządziłem na tym torze. Pewnie do dzisiaj moje zdjęcie wisi na tablicy na wzniesieniu obok toru, obok twarzy innych kierowców, którzy swego czasu wygrywali każdy wyścig.

Dziewczyna w miniówie i staniku macha flagą, dając znak startu, a dwa samochody ruszają z piskiem opon. Najpierw otwiera się przed nami prosta droga, na której możemy się rozpędzić. Jedziemy łeb w łeb, zachowując od siebie odpowiednią odległość. Nie jechałem po tym torze od kilku lat, ale przypominam sobie pierwszy zakręt, kiedy widzę, że trasa przed nami skręca ostro w lewo.

Pozwalam przeciwnikowi, by mnie wyprzedził i skręcił jako pierwszy. Jestem zaskoczony, gdy czerwony dodge płynnie wchodzi w zakręt, idealnie go wyczuwając, i bez szarpnięcia prostuje koła. Najwyraźniej mam przed sobą doświadczonego zawodnika.

Doganiam go po dwóch sekundach i znowu jedziemy obok siebie. Słychać warkot pracujących silników i pisk opon zostawiających ślady na asfalcie. Uwielbiam te chwile. Oczywiście nie ma co ich porównywać do jazdy bolidem na torze, z o wiele większą prędkością, ale sama świadomość, że kierujesz swoim wozem, z gracją mknąc po drodze i kontrolując sytuację, daje poczucie siły i zastrzyk adrenaliny.

Ponowny zakręt i tym razem to ja wychodzę na prowadzenie, idealnie wykonując manewr skrętu i płynnie wychodząc na prostą. Dodge jednak depcze mi po piętach i nie mija chwila, kiedy znowu znajduje się tuż obok mojego wozu. Czuję coraz większy podziw dla tego kierowcy, ale nie ma opcji, by wygrał. Choćby ze względu na to, że mam lepsze auto. Od razu dociskam gaz, chcąc uciec wisience. W końcu odległość pomiędzy nami staje się większa, a kolejne zakręty pokonuję jako pierwszy.

Rozpoczyna się drugie, ostatnie okrążenie. Czerwony dodge utrzymuje się tuż za mną, to zbliżając się, to oddalając. Nie daje za wygraną, ale nie ma co się dziwić. Nikt nie lubi przegrywać. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony tym wyścigiem. Na bank podejdę pogadać z tym kierowcą i pogratulować mu świetnej jazdy.

Ostatni zakręt i ostatnia prosta przed metą. Hamuję tuż przed zakrętem, dociążając przód samochodu, i skręcam. Idealnie wyczuwam zakręt. Dociskam gaz i odkręcam kierownicę, a auto bez szarpnięcia ostro rusza do przodu. Meta już jest widoczna na końcu prostej, dlatego przyspieszam, uśmiechając się półgębkiem. To było dziecinnie łatwe.

Wtem czerwony dodge zrównuje się z moim wozem i niebezpiecznie blisko przejeżdża tuż obok. Mam wrażenie, że słyszę i widzę iskry zdzieranego lakieru. Szczęka mi opada, kiedy auto nagle wychodzi na prowadzenie, wypruwając naprzód.

Wciskam gaz do dechy, ale jest już za późno i dodge jako pierwszy przekracza linię mety. Ja pierdolę. Czy ja właśnie przegrałem? Z piskiem opon hamuję tuż obok czerwonego dodge’a. Nie wierzę w to, co się stało. Jakim cudem?

Wysiadam z auta, ignorując krzyki i nawoływania wiwatujących ludzi. Widzę, że kierowca też już wysiadł, ale stoi tyłem do mnie i przytula jakąś dziewczynę.

Od razu do nich podchodzę. Niska blondynka pierwsza mnie zauważa, bo momentalnie przestaje się wydzierać i wzrokiem daje facetowi znać, że stoję tuż za nim. Przyklejam do twarzy uśmiech, choć nadal nie rozumiem, jak do tego doszło. Postanawiam jednak dotrzymać słowa i pogratulować kierowcy. Nie będę się przecież wydzierał i robił dram, bo jakiś typek pokonał kierowcę rajdowego.

– Gratuluję. Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale wygrałeś – oznajmiam, kiedy widzę, że typ odwraca się w moją stronę. – Liczę na rew… – Słowa więzną mi w gardle, gdy dostrzegam twarz ukrytą pod kapturem.

To dziewczyna. Zdejmuje kaptur, odsłaniając twarz. Teraz oprócz intensywnie zielonych oczu dostrzegam proste ciemne włosy, sięgające do ramion. Wokół panuje ciemność, ale dzięki reflektorom samochodów wyraźnie widzę jej długie rzęsy i kształtne usta, teraz wykrzywione w drwiącym uśmieszku.

– Jak już, to „wygrałaś” – poprawia mnie z kpiną słyszalną w jej mocnym głosie.

Mierzy mnie wzrokiem i prycha prześmiewczo.

– I nie. Nie ma szans na rewanż. – Po czym odwraca się i odchodzi z blondynką.

Przegrałem z laską. Ja pierdolę.

3

Gapi się na ciebie

Madeleine

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
1. Chcę jego
Madeleine
2. Wygrałaś
Jax
3. Gapi się na ciebie
Madeleine
Jax
4. Słodko wyglądasz, kiedy się złościsz
Madeleine
5. Jax Neison ma dziewczynę?
Madeleine
Jax
6. Może ty?
Madeleine
Jax
7. Bo jesteś pieprzonym rajdowcem
Jax
8. Zapłacą mi za to
Madeleine
Jax
Madeleine
9. Za dużo sobie wyobrażasz
Madeleine
Jax
Madeleine
Jax
10. Nie znasz mnie, Neison
Madeleine
Jax
Madeleine
11. Chcę coś w zamian
Jax
Madeleine
12. Nie prowokuj mnie
Madeleine
Jax
13. Już mi nie uciekniesz
Madeleine
14. Tequila body shots
Jax
Madeleine
Jax
Madeleine
15. Jeszcze się we mnie zakochasz
Jax
Madeleine

Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak

Redakcja: Monika Kardasz

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Ewa Popławska

Zdjęcie na okładce: © LIGHTFIELD STUDIOS/Shutterstock.com

Copyright © 2021 by Kamila Mikołajczyk

Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-67069-78-6

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek