Ratownik. Głębia namiętności. Faceci do wynajęcia. Tom 7 - Kamila Mikołajczyk - ebook + audiobook + książka

Ratownik. Głębia namiętności. Faceci do wynajęcia. Tom 7 ebook i audiobook

Mikołajczyk Kamila

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeśli już rzucać się na głęboką wodę, to tylko w odpowiednim towarzystwie.

Laura miesza w samym sercu Pojezierza Zachodniopomorskiego, a jej rodzice prowadzą ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem. Brzmi wspaniale? Nie dla Laury. Niczego bowiem nie boi się bardziej niż głębokiej wody. Na szczęście po wakacjach zamierza rozpocząć studia i wyprowadzić się do miasta. Musi tylko wytrzymać do końca lata…

Michał jest ratownikiem, a woda to jego żywioł. Właśnie rozpoczyna pracę w Zatoniu, gdzie ma strzec bezpieczeństwa letników kąpiących się w jeziorze. Kiedy przypadkowo spotka zapłakaną Laurę, postanawia za wszelką cenę odkryć przyczynę jej problemów. Czy dziewczyna będzie w stanie mu zaufać? Czy Michał będzie mógł jej pomóc w pokonaniu lęku? Wygląda na to, że to lato będzie bardzo gorące.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 458

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 36 min

Lektor: Kamila Mikolajczyk
Oceny
4,4 (311 ocen)
189
81
28
11
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
yvonn83

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna historia. Polecam
31
Justaq93

Nie polecam

Najsłabsza historia z całej serii. KOSZMARNA bohaterka. Ciężko się czyta.
sisia12

Nie oderwiesz się od lektury

świetna! dawno nie czytałam tak dobrze napisanej historii! coś nowego wokół tyłu wydawanych pozycji! doskonale wykreowane postaci, świetnie rozwijająca się historia, ogrom emocji. polecam
31
karolina91K

Nie oderwiesz się od lektury

Ta książka jest rewelacyjna! Najlepsza z całej serii :)
21
Czytelnik16

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia!
21

Popularność




Playlista

Mata • Szafir

Smolasty • Duże oczy

Young Igi • THC

Olivia Rodrigo • All I Want

Camila Cabello • Never Be the Same

Arctic Monkeys • I Wanna Be Yours

Billie Eilish • Lovely

Ariana Grande • Break Up with Your Girlfriend

Paluch • Bez strachu

Billie Eilish • Bury a Friend

Sanah • Kolońska i szlugi

BTS • Dynamite

Shane Codd • Get Out My Head

Pascal • Letoublon Friendships

Dua Lipa • Thinking ‚Bout You

Shawn Mendes • Summer Of Love

Camila Cabello • Dream of You

The Kid • Laori Stay

Dua Lipa • Love Again

Tiësto, Karol G • Don’t Be Shy

SB Maffija • Lawenda

Kasia Popowska, Maciej Stuhr • Kiedy jesteś tu

Lana Del Rey • Born to Die

Shawn Mendes • Teach Me How to Love

Paloma Faith • Only Love Can Hurt Like This

Shawn Mendes • It’ll Be Okay

Prolog

– Ty draniu! – Głośny krzyk mamy sprawia, że kulę ramiona. Trzymam się mocniej drapiącej kory, chowając się za szerokim pniem drzewa. Nie widzą mnie i nie wiedzą, że przyglądam się ich kłótni. Nie chciałam znowu zostać w domu sama, dlatego od razu za nimi wybiegłam. Teraz żałuję, że nie zostałam w swoim pokoju. Nie lubię, kiedy ktoś krzyczy.

Jest noc, ale po głosach poznaję, że mama rozmawia głośno z tatą. Jest z nimi jakaś pani, której nie znam. Ona też jest zdenerwowana i płacze. Cała trójka stoi na brzegu, na którym kiedyś razem z tatą łowiłam ryby. To znaczy on łowił, a ja tylko mu towarzyszyłam. Nadal pamiętam słowa tatusia, który powtarzał, bym nie podchodziła za blisko krawędzi, bo jest tutaj bardzo głęboko. Dorośli nie muszą się bać. Dzieci już tak.

Trzęsę się cała z zimna i z przerażenia, gdy mama uderza obiema dłońmi w tatę, aż ten cofa się pod wpływem ciosu.

– Jak mogłeś?! – Piękna twarz mamy teraz jest wykrzywiona w smutku. Po policzkach spływają jej łzy.

Tata coś odpowiada, ale przez płacz mamy nic nie słyszę. Próbuje jej dotknąć, ale ona odpycha jego rękę. Znowu krzyczy i znowu go uderza. Zaczynają się szarpać.

Zatykam uszy i zamykam oczy, nie chcąc tego słyszeć i na to patrzeć. Tak bardzo się boję. Chcę wrócić do pokoju. Chcę, by mama z tatą przestali się kłócić. Zaczynam płakać.

Czyjś krzyk przebija się ponad moje palce. Jeszcze mocniej zatykam uszy, drżąc na całym ciele. Boję się, ale otwieram oczy. Mama z tatą już się nie kłócą. To ta pani krzyczy, spadając ze stromego brzegu. Patrzy z przerażeniem wprost na mnie, mając buzię szeroko otwartą w rozdzierającym krzyku. Czuję ciepło spływające po nogawkach piżamy. Chyba się posikałam.

Kobieta znika mi z oczu.

Nogi same prowadzą mnie w tamtym kierunku. Zatrzymuję się nad brzegiem, spoglądając w dół. Widzę, jak miota się w wodzie. Nie umie pływać. Rozpacz na jej twarzy zanika, kiedy kobieta nieruchomieje. Przestaje się poruszać. Puste oczy ostatni raz patrzą na mnie, a potem głęboka woda pochłania kobietę.

Ktoś bierze mnie na ręce. To tata, który teraz biegnie, oddalając się od brzegu.

Rozdział 1

Księżniczka Zatonia

Laura

Otwieram lodówkę i skanuję wzrokiem wypełnione po brzeg półki. Produkty wręcz same wypadają, ale wśród nich nie dostrzegam nic, na co mam ochotę. Pomijając, że większość jest już zapewne kilka tygodni po dacie ważności. Ale w końcu liczy się ilość i efekt bogatej lodówki.

Z opakowaniem jogurtu i musli w jednej ręce i z pilotem w drugiej przechodzę do salonu i rozsiadam się na kanapie przed kinem domowym. Włączam Netfliksa i kolejny odcinek Sex Education. Jest już południe, a ja dopiero co zwlekłam się z łóżka, ale nie mam nic do roboty. Tak zapewne spędzę najbliższe cztery miesiące, na przemian śpiąc, oglądając tv i włócząc się z przyjaciółmi. Plus bycia córką właścicieli Ośrodka Wypoczynkowego „Niezatoń” i posiadania na tyle pieniędzy, że nie muszę zamartwiać się poszukiwaniem pracy w czasie wakacji.

Jestem w trakcie oglądania trzeciego odcinka, kiedy słyszę, że drzwi wejściowe się otwierają. Po krokach poznaję, że to mama, która chwilę później wchodzi do pokoju. Ma na sobie dopasowany dres, składający się z obcisłych legginsów i krótkiego topu, z którego wręcz wylewają się jej zrobione piersi. Zawsze w ten sposób się ubiera, kiedy idzie na zajęcia z jogi, i dobrze wiem z jakiego powodu. Ten powód ma atletyczne ciało i prawie dwa metry wzrostu i pracuje w naszym ośrodku jako instruktor zajęć. Matka nigdy nie była fanką sportu, ale odkąd Ian, który tak naprawdę nazywa się Janusz, zaczął tutaj pracować, codziennie lata do niego na zajęcia, ubrana jak tania latawica. Jestem bardziej niż pewna, że po godzinach rozciąga ją, ale też w kroczu.

Kątem oka widzę, jak kładzie na podłodze sportową torbę z głośnym westchnieniem.

– Czy mogłabyś łaskawie przestać wyjadać moje jogurty? – Musiała zauważyć puste opakowanie. – Nie masz nic innego do jedzenia w lodówce?

Ignoruję jej pytanie, a ona nie czeka na odpowiedź. Informuje, że pada na twarz, i leci pod prysznic. Połowę odcinka później wraca z powrotem z turbanem z ręcznika na głowie.

– Poza tym co ty tu robisz o tej porze? Znowu wagarujesz?

– Mam wakacje.

– Wakacje?

Przewracam oczami, ale w końcu uraczam kobietę niechętnym spojrzeniem.

– Skończyłam szkołę końcem kwietnia. Dla przypomnienia, byłam w klasie maturalnej, a trzy tygodnie temu miałam ostatni egzamin.

Matka prycha, niezrażona, równocześnie podkładając filiżankę pod ekspres.

– Już nie bądź taka ironiczna. Mam ostatnio tyle na głowie, że już zaczynam gubić się w tym, jaki jest dzień tygodnia.

No tak, niełatwo jest zapamiętać, czy najpierw ma się masaż tajski, czy może lunch z przyjaciółkami, a co dopiero kiedy jedyna córka skończyła szkołę.

Czasem naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy obchodzę ją chociaż w tym najmniejszym stopniu albo czy zauważy moją nieobecność, gdy w końcu stąd wyjadę.

– Zjedz dzisiaj kolację poza domem. Wieczorem przychodzą do nas Bielscy – uprzedza mnie łaskawie, tym samym delikatnie mnie informując, że mam nie pojawiać się w domu przed zapadnięciem zmroku. – Pamiętasz, którzy to? Ci, co nie lubią dzieci.

Pamiętam. Za to ty chyba zapomniałaś, że w przyszłym roku przestanę być nastolatką, a co dopiero dzieckiem.

Gdy byłam młodsza, zwykle w czasie wizyt państwa Bielskich siedziałam przez kilka godzin w pokoju. To małżeństwo to dwójka zepsutych ludzi, którzy oprócz tego, że nie tolerują dzieci, to śpią na pieniądzach. Ich znajomość z moimi rodzicami oparta jest oczywiście wyłącznie na interesach. Nasz ośrodek reklamuje park rozrywki Bielskich, a ich park jest obklejony plakatami zachęcającymi do wizyty w ośrodku. Kółko wzajemnej adoracji.

Odkąd skończyłam dwanaście lat, spędzałam czas ich przyjazdu z przyjaciółmi, plątając się po okolicy albo jeżdżąc do centrum Złocieńca lub Lubieszewa. Dla mnie takie wyjazdy już wtedy były miłą odskocznią i możliwością wyrwania się z terenu ośrodka, którym jestem przesiąknięta do szpiku kości.

Tak naprawdę na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów nie ma tutaj niczego. Jedna wiocha goni drugą. Jedynym miejscem, w którym coś się dzieje, jest właśnie nasz ośrodek. Odwiedzający nas goście mogą skorzystać z piaszczystej plaży, przepłynąć się łodzią wycieczkową albo żaglówką po jeziorze, a nawet kajakiem. Oprócz atrakcji wodnych jest tu również kompleks boisk, siłownia, sala gier, szkoła fitnessu i masażu oraz różnego typu tereny do zorganizowania ognisk i grupowych imprez. Miejsce to jest idealne dla miłośników wędkowania i ludzi, którzy uwielbiają takie zaciszne klimaty, z dala od zgiełku. Ale podczas gdy dla innych jest to prawdziwy azyl, dla mnie Zatonie to najgorszy koszmar i przyczyna moich największych problemów.

– Weź sobie pieniądze, jak ci się skończyły. – Z tymi słowami kobieta opuszcza pokój z filiżanką kawy w ręce.

Wzdycham i rozkładam się wygodniej na kanapie. To mój plan na spędzenie najbliższych kilku godzin. Bo cóż innego mogłabym robić w tej zapiździałej dziurze…

***

Stukam długimi paznokciami o poręcz ławki, gdy z JBL-a lecą pierwsze dźwięki znanej mi piosenki. Jej brzmienie zakłócają jedynie powtarzające się co kilka sekund odgłosy uderzeń rakiety w piłeczkę i stęknięcia chłopaków.

Dawidowi i Olkowi zachciało się dzisiaj zagrać w tenisa i obaj zrobili mi o poranku niespodziewaną wizytę. Poranku według moich godzin, bo było już grubo po trzynastej. Ponieważ jednak nie miałam ochoty przeleżeć kolejnego dnia przed Netfliksem, poszłam na kort razem z nimi, a niedługo później dołączyły do nas Inga z Kaśką. Całą czwórką znamy się od przedszkola i trzymamy się razem po dziś dzień.

– Patrz, leszcze na dziewiątej. – Siedząca obok mnie Kaśka uśmiecha się kpiąco do dwójki mężczyzn idących w naszą stronę. Obaj trzymają rakietki i ewidentnie chcieliby zagrać. Już po chwili pada spodziewane pytanie:

– Przepraszam, jak długo planujecie jeszcze grać?

Obrzucam ich zblazowanym spojrzeniem i strzelam z gumy.

– Tyle, ile będziemy mieć na to ochotę.

Kaśka dla potwierdzenia moich słów macha na nich ręką, jakby odganiała natrętną muchę. Nasze zachowanie niezbyt przypada jednemu z mężczyzn do gustu, bo od razu przyjmuje bojową postawę.

– Może trochę grzeczniej, gówniaro? Kort jest dla wszystkich gości.

Unoszę dłoń, poruszając w niej kluczami od bramki w ogrodzeniu.

– Nie jeśli ta gówniara jest właścicielką całego ośrodka – rzucam opryskliwie. – Macie inne wolne boiska.

Mężczyźni odpuszczają, choć na do widzenia uraczają mnie niepochlebnymi epitetami.

– Mogę się założyć, że zaraz wystawią negatywną opinię ośrodkowi. – Kaśka chichocze.

– Gdyby mnie to obchodziło – wzdycham.

Ludzi i tak nigdy nie brakuje, nawet poza sezonem. Nikt nie zauważy różnicy, jeśli tych dwóch leszczy nigdy więcej tutaj nie przyjedzie albo gdy dodadzą negatywną opinię.

– Ale z tym blondynem chętnie bym zagrała. – Kaśka odprowadza wzrokiem oddalających się mężczyzn, a jej uśmiech wyraźnie sugeruje, jakie myśli chodzą jej teraz po głowie. – I to niekoniecznie w tenisa.

– Mógłby być twoim ojcem – zauważa Inga, nawet na sekundę nie podnosząc spojrzenia znad telefonu.

Kaśka śmieje się kokieteryjnie i zarzuca długimi włosami.

– Sugar daddies są najlepsi.

Nagły okrzyk triumfu Dawida przebija się ponad dźwiękami piosenki Maty i zagłusza naszą rozmowę. Wygrał ostatniego seta z Olkiem.

– Teraz my! – zarządza Kaśka i ciągnie za sobą Ingę. Ta druga nie jest zbytnio z tego faktu zadowolona, ale nie ma wyjścia i chowa komórkę do tylnej kieszeni spodenek.

Obok mnie na ławce siada Dawid, dysząc głośno ze zmęczenia. Olek za to odchodzi na bok i odpala papierosa, gdzieś dzwoniąc. Pewnie do swojego dostawcy. Ten facet nie potrafi wytrzymać dnia bez zapalenia chociaż jednego jointa i podejrzewam, że od jakiegoś czasu bierze też coś mocniejszego. Oczywiście Olek zawsze się wszystkiego wypiera i zapewnia, że pali tylko marihuanę, ale kłamać to każdy potrafi.

– Obstaw szluga! – woła za nim Dawid, a chwilę później łapie w locie pudełko. Częstuje mnie, ale odmawiam. Ja palę sporadycznie i jedynie razem z alkoholem, by osiągnąć szybszą fazę.

Mężczyzna zaciąga się głęboko i puszcza gęsty dym.

– Bombay, Sapphire – nuci z niską chrypą tekst piosenki. – Wygląda jak twoje oczy, a mi chce się pić, chcę się ich napić. – Jego dłoń leżąca na oparciu ławki zmienia lekko położenie, a on muska delikatnie mój kark. – Księżniczko, ten tekst jest o nas.

Przestaję podziwiać efekt babyboomera na paznokciach i spoglądam na niego z uniesioną brwią.

– Ale wiesz, że szafir to niebieski?

Po jego zdumionej minie upewniam się, że nie miał pojęcia.

– A myślałem, że złotobrązowy.

Olek, który musiał słyszeć naszą wymianę zdań, parska w rozbawieniu.

– Ty już lepiej nie myśl, bo nic z tego dobrego nie wychodzi.

– Dzień dobry, panie Wnuk! – Przymilający się głos Kaśki zwraca moją uwagę, drażniąc słuch, jeszcze zanim dociera do mnie, kogo ona wita.

Po alejce, tuż za ogrodzeniem kortu, idzie mój ojciec. Ma na sobie białe szorty i granatową koszulkę polo, a na plecach torbę, z której wystają kije golfowe. Musi właśnie wracać z rozgrywki ze swoimi kumplami biznesmenami. Kiedyś mnie dziwiło, że niektórzy z nich potrafią przejechać ponad kilkadziesiąt kilometrów, byle tylko powrzucać sobie piłki do dołków. Teraz ich rozumiem, bo sama byłabym w stanie pokonać kilkugodzinną trasę, byle tylko zaznać nieco rozrywki.

Dłoń Dawida błyskawicznie znika z mojego karku. Wywracam oczami. Nawet gdyby ojciec to zobaczył, to i tak nic by nie powiedział.

– Cześć, młodzieży! – wita się z nami tata, przystając po drugiej stronie siatki.

– Korzystamy z uroków pana ośrodka. – Kaśka zawija na palec kosmyk włosów, robiąc do mojego ojca maślane oczy. Wykrzywiam usta w niesmaku. Znam Kaśkę od kilkunastu lat, ale jeszcze lepiej znam jej puszczalską stronę. – W te wakacje też będzie się tyle działo, co w zeszłym roku? – Pierdzieli sztucznie słodkim głosem, od którego ma się aż ochotę zazgrzytać zębami. – Już nie mogę się doczekać, jakie atrakcje tym razem pan nam zapewni.

– Jak na razie to ja mam nóż na gardle – odpowiada tata z roztargnieniem. – Ratownik zwolnił się z dnia na dzień i nie mam nikogo na jego zastępstwo. Pieprzony Janicki.

– Och nie. – Kaśka wydaje z siebie jęk pełen udręki, jakby naprawdę ta wiadomość zmieniła jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.

– Mówił ci to już miesiąc temu – wtrącam, jakoś nieszczególnie dziwiąc się tym, że ojciec kompletnie o tym zapomniał. Nigdy nie traktuje poważnie pracowników i pewnie gdyby pracujący tutaj ludzie mieli inne oferty pracy, już dawno by stąd uciekli. A pan Janicki zwolnił się, bo przeprowadza się ze swoją żoną i nowo narodzonym dzieckiem do Gdańska. Czego im cholernie zazdroszczę. W Trójmieście zawsze się coś dzieje, nie to co tu.

Szczerze powiedziawszy, przed ucieczką z Zatonia razem z pierwszym lepszym chętnym facetem powstrzymuje mnie jedynie opcja rozpoczęcia studiów w październiku. Złożyłam podania do wszystkich warszawskich uczelni i zamierzam wyjechać stąd zaraz po ogłoszeniu wyników rekrutacji. Byle jak najdalej od Zatonia.

– To mógł mówić mi o tym codziennie, a nie dzień przed wyjazdem! – irytuje się ojciec. – Gdzie ja teraz znajdę ratownika z dnia na dzień? I to jeszcze z papierami!

Moi przyjaciele chyba jednak za bardzo przejęli się jego słowami i teraz każdy po kolei podsuwa nowe propozycje, chcąc mu pomóc. Ziewam szeroko, kompletnie tym niewzruszona.

– Niewdzięcznicy… Tyle im płacę, a ci jeszcze mają czelność odchodzić. Skarbie, mogłabyś się tym zająć? – Moje brwi wystrzeliwują w stronę czoła, gdy dociera do mnie, że to mnie o to prosi. – Wystaw ogłoszenie, a ja kupię ci za to tę… co ty to chciałaś?

– Najnowszy model szpilek od Gucciego.

Tak naprawdę nawet nie podoba mi się ich model, ale włożę je przynajmniej do zdjęcia na insta. W końcu księżniczka Zatonia musi dbać o swój tytuł i wywoływać nowe powody do plotek zazdroszczącym mi kretynkom.

– Zamów je sobie i matce i zapłać moją kartą – oznajmia tata, po czym wzdycha męczeńsko. – Nie chcę potem wysłuchiwać waszych wrzasków, jak się o nie kłócicie.

– Dobrze, tatku – szczebioczę słodko. Jak chcę, to potrafię być miła.

Słyszę, jak Kaśka wydaje z siebie podłużny jęk.

– Twój ojciec jest pieprzonym ideałem.

Nie chce mi się nawet tego komentować. Od razu wyjmuję komórkę i zaczynam pisać ogłoszenie. Im szybciej to zrobię, tym wcześniej będę mieć to z głowy. Przy opisie miejsca, w którym miałby pracować ratownik, mam wielką ochotę napisać: dziura i wiocha, w której nie ma niczego więcej poza zasięgiem. Powstrzymuję się i mimowolnie się zastanawiam, jaki desperat zgodzi się tutaj pracować.

Rozdział 2

Podwójnie zdradzony

Michał

Ostatnie pytanie jest jeszcze prostsze od poprzedniego. Uśmiecham się pod nosem i bez dłuższego namysłu zaznaczam prawidłową odpowiedź. Prostuję się, kończąc pisać egzamin. Ostatni w tym semestrze. Nie sądziłem, że ta sesja pójdzie mi tak łatwo, a wygląda na to, że wszystko zdam w pierwszym terminie. Rozglądam się po auli. Reszta osób jeszcze pisze. Nie ma sensu jednak czekać, dlatego podnoszę się z ławki i oddaję profesorowi test.

Gdy wychodzę na korytarz uczelni, czuję się jak nowo narodzony. Stres, który towarzyszył mi od ostatnich tygodni nauki, w końcu opuszcza moje ciało. Mogę śmiało powiedzieć, że od tej chwili zaczynają mi się wakacje. A przynajmniej wakacje od nauki i studiów, bo nie zamierzam się obijać przez te prawie cztery miesiące. Od przyszłego tygodnia zaczynam pracę na cały etat na pływalni niedaleko mojego akademika. W ciągu semestru dorabiam tam w każdej wolnej chwili, jako ratownik, ale teraz bez problemu dam radę ciągnąć całe dniówki. Muszę odłożyć jak najwięcej kasy, by pomóc rodzicom. Ja od początku studiów utrzymuję się sam, ale od przyszłego semestru studia zaczyna też moja siostra. Jeśli Aga dostanie się na medycynę, nie będzie miała czasu na dorywcze prace. W domu nigdy się nie przelewało. Oprócz mnie i Agnieszki jest jeszcze trójka naszego młodszego rodzeństwa. Rodzice zawsze chcieli oddać nam wszystko, co tylko mieli, ale prawda jest taka, że ledwo co będzie ich stać na pokrycie kosztów wynajmu pokoju dla Agi. Życie w Warszawie jest droższe niż w Ostrołęce, dlatego chcę wesprzeć rodziców i odciążyć ich finansowo.

Wychodzę z budynku uczelni i idę w stronę przystanku. Mój tramwaj będzie dopiero za kilka minut, wyciągam więc komórkę dla zabicia czasu. Zwykle nie marnuję czasu na śledzenie nic niewartych mediów społecznościowych. Mam Facebooka i Instagrama, ale jedyne, co robię na tych platformach, to akceptuję zaproszenia od osób, które z jakiegoś powodu potrzebują mnie mieć w swoich znajomych.

Mam nieodebrane połączenie od mamy, dlatego od razu oddzwaniam. Wiedziała, że dzisiaj piszę ostatni egzamin.

Ledwo odbiera, a już słyszę jej powitalny okrzyk.

– Michcio, mój synek! Opowiadaj, jak po egzaminie?

Zanim cokolwiek z siebie wykrztuszę, w tle rozlegają się odgłosy mojego młodszego rodzeństwa. Każdy chce dorwać się do telefonu i zamienić ze mną chociaż ze dwa słowa. Parskam śmiechem, kiedy najmłodsza, siedmioletnia Oliwka i moje największe oczko w głowie zaczyna recytować do słuchawki wierszyk, chcąc się pochwalić, co będzie mówiła na apelu na zakończenie roku.

– Pięknie, Oliś – chwalę ją, nie powstrzymując szerokiego i pełnego dumy uśmiechu.

Kiedy w końcu każde z rodzeństwa miało swoją chwilę, mama ponownie przejmuje telefon, a ja po krótce zdaję jej relacje z egzaminu.

– Mój Michcio zdolny! Ja już to mówiłam, oni na tej uczelni powinni cię przenieść na dział medyczny! Byłbyś najpilniejszym i najlepszym studentem na roku!

– Mamo, to tak nie działa.

– Ach, no wiem, wiem. Ale za to na pewno będziesz najlepszym ratownikiem medycznym na całą Polskę! Jestem z ciebie bardzo dumna, pamiętaj o tym!

Znowu uśmiecham się sam do siebie, stojąc na przystanku w otoczeniu innych ludzi. Ale rozmawiając z rodziną, nigdy nie potrafię reagować inaczej. Są dla mnie najważniejsi.

– Wiem, mamo. – Zauważam nadjeżdżający tramwaj. – Muszę kończyć, ale odezwę się za kilka dni.

– Dobrze, kochanie. Wycałuj od nas Monikę!

– Kochamy cię, ty nasz kujonie! Ale ode mnie nie musisz całować Mona Lisy! – wydziera się jeszcze Aga, zanim kończę połączenie.

Moja siostra niezbyt polubiła moją dziewczynę, Monikę. Jesteśmy razem od dwóch lat, od początku studiów. Poznał nas mój współlokator Kamil na jednej z imprez i od razu pyknęło. Lubię naturalne kobiety, które nie przesadzają z makijażem i ubiorem i z którymi można pogadać nie tylko o kosmetykach i ciuchach. Monika taka właśnie jest, a w dodatku jest najmilszą osobą, jaką znam, co dodatkowo jest jej dużym plusem.

Przyjechałem z nią kiedyś do domu, by przedstawić rodzicom i rodzeństwu. Tak jak się spodziewałem, mama z tatą byli nią zachwyceni. Młodzi tak samo, ale im wystarczy dać coś słodkiego, a już jesteś uznany za ich przyjaciela. Jedynie Aga robiła dziwne miny, a gdy potem wzięła mnie na bok, bez ogródek wyznała, że coś jej nie pasuje w wyrazie twarzy mojej dziewczyny. Stwierdziła, że uprzejmość Moniki jest fałszywa, a uśmiech kobiety za bardzo przypomina jej minę Mona Lisy.

Do akademika docieram dopiero po czterdziestu minutach. Zwykle trasa przebiega szybciej, ale w godzinach szczytu przez zakorkowane ulice nawet tramwaje jeżdżą wolniej.

Wchodzę do budynku i kiwam głową na powitanie pani Beacie, pilnującej na portierni. Ta złota kobieta zawsze co najmniej raz w tygodniu przynosi dla nas ciasto, zupę w słoikach albo ręcznie robione pierogi. Nic z tego nie ma, nie licząc dozgonnej wdzięczności od każdego biedującego studenciaka. Jej rosół wielokrotnie ratował nam tyłek po alkoholowych libacjach.

Wbiegam po schodach na drugie piętro. Ja swój pokój dzielę z Kamilem, z kumplem, z którym trzymam się od dzieciaka. Obaj pochodzimy z Ostrołęki i przez dziewięć lat chodziliśmy do jednej klasy. Na czas szkoły średniej rozdzieliliśmy się, bo on wybrał technikum ekonomiczne, a ja informatykę, co później okazało się być moim największym błędem. Będąc nastolatkiem, nie chciałem jako jedyny chłopak z klasy pójść do liceum. Wszyscy wybierali się do technikum, a ja nie chciałem odstawać od reszty. Choć mama mi na okrągło powtarzała, że z moimi ocenami i inteligencją powinienem sięgać wyżej i wybrać biol-chem, nie posłuchałem jej. Wtedy uważałem to za obciach. Już i tak co rok jako jedyny z chłopaków miałem na koniec świadectwo z czerwonym paskiem. Chciałem w końcu skończyć z tą łatką inteligentnego kujona i w szkole średniej zacząć od czystej karty.

Pierwsze dwa lata informatyki bez większej nauki skończyłem ze średnią wyższą niż cztery i pół. Nawet mimo że więcej czasu imprezowałem i plątałem się z kumplami. Matka odpuściła, a ja miałem spokój. Ale w trzeciej klasie zrozumiałem swój błąd, a dokładnie w dniu, w którym na moich oczach jeden z kumpli dostał ataku padaczki. Było nas kilkunastu, ale tylko ja zareagowałem. Od razu rzuciłem się mu na ratunek, przypominając sobie z zajęć z pierwszej pomocy, co powinno się robić w takiej sytuacji. Zachowałem zimną krew, podczas gdy reszta tylko stała i panikowała. Po tym wydarzeniu poczułem równocześnie niewyobrażalną dumę z samego siebie, ale też poczucie porażki. Zrozumiałem, że choć informatyka nie jest zła, to nie z tym zawodem powinienem wiązać swoją przyszłość. Uświadomiłem sobie, że mama miała od początku rację. Powinien pójść na biol-chem, a potem na medyczne studia. Ale wtedy było już za późno na zmianę technikum.

Przez następne dwa lata chodziłem na korepetycje z przedmiotów, które obowiązywały na maturze, by móc spróbować dostać się na uniwersytet medyczny. Jednak egzaminów nie napisałem wystarczająco dobrze. W Polsce, by dostać się na medycynę, trzeba albo mieć z wszystkich obowiązujących egzaminów najlepiej sto procent… albo mieć znajomości. Mnie do setki zawsze brakowało kilku procent, a znajomości nie miałem. Nie dostałem się na medycynę, ale za to przyjęli mnie na ratownictwo medyczne.

Otwieram drzwi do naszego pokoju i machinalnie spoglądam w stronę części pomieszczenia należącej do Kamila. Zaraz później słyszę lejącą się wodę dobiegającą z łazienki. Pewnie bierze prysznic.

Odkładam komórkę na biurko i marszczę brwi, bo zauważam na łóżku Kamila rozrzucone damskie ubrania. W tej samej chwili z łazienki rozlega się wymowny jęk. Parskam cicho. Kamil musiał się przeliczyć w kwestii godziny mojego powrotu do akademika i zaprosił jakąś pannę na wspólną kąpiel.

Nie mam zamiaru być świadkiem jego podbojów, dlatego kieruję się z powrotem w stronę drzwi. Wrócę później, a teraz może wskoczę do knajpki za rogiem. Mają tam spoko żarcie we w miarę rozsądnej cenie. Trzymam już dłoń na klamce, kiedy moją uwagę przykuwają buty na wycieraczce. Czerwone trampki, dokładnie takie same jak ma moja Monika. Ponownie spoglądam na ubrania na łóżku i zauważam wśród nich telefon. Widok różowej obudowy w czerwone serca sprawia, że i moje serce podskakuje niemalże do gardła. To komórka mojej dziewczyny.

Robi mi się równocześnie słabo i oblewa mnie zimny pot. Wbijam wzrok w drzwi łazienki, za którymi cały czas słychać lubieżne jęki.

Nie… To niemożliwe. Ona by mi tego nie zrobiła. Kamil to mój najlepszy przyjaciel. Jest dla mnie jak przyszywany brat. Nie wierzę w to. To musi być jakieś nieporozumienie. Cholerny przypadek, że te same buty i ta sama obudowa…

– Szybciej, Kamil… – Błagalny szept dobiegający z łazienki niszczy moją nadzieję z mocą młota pneumatycznego. To głos Moniki.

Siadam ciężko na swoim łóżku, nagle pozbawiony wszelkich sił. Czuję się, jakby ktoś rzucił na moje barki tonowy ciężar. Jestem w autentycznym szoku.

Chyba powinienem wjechać do tej łazienki z buta i wytargać Kamila spod prysznica, a potem oklepywać mu ryj do nieprzytomności. Ale nie zrobię tego. To nie ma sensu.

Już wszystko straciło sens.

Jęki stają się donośniejsze. Teraz nie tylko Moniki, ale też Kamila. Słucham ich, pozwalając, by mnie krzywdziły. Chcę je zapamiętać, by potem było mi łatwiej z nimi dwojgiem skończyć. Wyobraźnia cały czas podsuwa mi przed oczy kolejne wizualizacje rozgrywających się tuż za ścianą scen, a ja kolekcjonuję je w pamięci i przeobrażam w nienawiść. Kiedy już skończą, będą dla mnie jak obcy ludzi. Oboje dochodzą w tym samym czasie, jak idealnie zgrana para w superromantycznym filmie. A potem chichoczą, zapewne wycierając wzajemnie swoje nagie ciała. Ich euforyczny stan kończy się, kiedy wychodzą z łazienki. Najpierw zauważa mnie Monika, która owinięta samym ręcznikiem, staje jak wryta. Kamil zapatrzony w tyłek mojej dziewczyny, wpada na nią i dopiero reakcja kobiety sprawia, że podnosi wzrok na mnie. Oboje mają teraz miny, jakby zobaczyli ducha.

Patrzę na nich ozięble i taki sam chłód zawieram w pytaniu:

– Od kiedy?

– O Boże, Michał! – Monika przykłada dłonie do ust, które drżą jak u osoby chorej na parkinsona. – Co ty tutaj robisz?

Unoszę brew, ale odpowiadam na to pytanie, rozumiejąc, że człowiek podczas paniki mówi pierwsze, co mu przyjdzie na myśl.

– Mieszkam?

– Skończyłeś wcześniej egzamin?

– Nie, wyszedłem wcześniej, bo dobre duszki ostrzegły mnie, że mój najlepszy kumpel właśnie puka moją dziewczynę – drwię, na końcu uśmiechając się sztucznie.

Kamil przypomina sobie, że ma jaja, i wychodzi zza pleców Moniki.

– Stary, wiem, co sobie teraz myślisz. Nawet nie wiem, jak ci to wyjaśnić, ale to… – Wskazuje na siebie i Monikę. – To nic nie znaczy. My tylko…

Wchodzę mu w zdanie:

– Tylko ruchacie się w wolnej chwili za moimi plecami?

Zmieszanie na twarzy kumpla upewnia mnie, że naprawdę tak jest. Okej, przyjmuję to do wiadomości. Chciałbym tylko się dowiedzieć, od kiedy robią ze mnie idiotę. Zna się dłużej z Moniką niż ja, bo oboje studiują na tym samym roku. Ale ja z Kamilem znam się od szesnastu lat, od pieprzonej pierwszej klasy podstawówki. To nic dla niego nie znaczy?

– Od kiedy? – powtarzam pytanie.

– Michaś… – Monika patrzy na mnie z rozpaczą w załzawionych oczach. – To tylko tak czasem. Przecież wiesz, że cię kocham!

– Od kiedy, pytam? – Nawet nie podnoszę głosu. Nie muszę. To oni krzyczą, wijąc się przede mną z poczucia winy. W końcu dociera do nich, że nic tym nie wskórają, a ja nie reaguję na żadne ich lamenty.

– Pierwszy raz się przespaliśmy, jak jeszcze nie byliście razem – przyznaje Kamil, unikając mojego spojrzenia.

Tyle mi wystarcza. Kiwam głową, po czym wskazuję ubrania nadal leżące na łóżku.

– Zabieraj ubrania i wynoś się stąd. – Uciszam ją uniesieniem dłoni, kiedy próbuje się sprzeciwić. Ruchem brody wskazuję na Kamila. – Ty to samo. Nie chcę was nigdy więcej widzieć.

***

– Jesteś tego pewny, kochaniutki? – Spojrzenie pani Beaty łagodnieje, kiedy patrzy na mnie z troską i z współczuciem. Właśnie poinformowałem ją o swojej decyzji o zrezygnowaniu z pokoju w tym akademiku. Ale musiałem to zrobić. Chcę się całkowicie odciąć od miejsc, w których mogę się natknąć na Monikę albo Kamila. Z pracy też już się zwolniłem, bo nie wyobrażałem sobie pracować na tej samej pływalni, co moja była dziewczyna. Monika prowadzi tam zajęcia z aqua aerobiku, więc widywalibyśmy się dzień w dzień. Pominę, że to ja załatwiłem jej tę pracę, ale nie zamierzam robić dymu o to, komu w tej sytuacji wypadałoby się zwolnić.

Jeszcze nie wiem, gdzie będę mieszkał, i dopiero zacznę rozglądać się za nową pracą, ale tym akurat niespecjalnie się przejmuję. Perspektywa spędzenia nocy na dworcu jest przyjemniejsza niż spanie w jednym pokoju z byłym przyjacielem, który prawdopodobnie regularnie uprawia seks z dziewczyną, którą od dwóch lat naiwnie nazywałem „moją”.

Mama zawsze nam powtarza, że od toksycznych ludzi należy się jak najszybciej odcinać. Raz jej nie posłuchałem i żałuję tego do dzisiaj, drugi raz nie powtórzę błędu.

– Tak, jestem – potwierdzam i chwytam za podłużne rączki dwóch walizek. O dziwo, zdołałem spakować do nich wszystkie swoje rzeczy. – Pewnie przeniosę się do drugiego akademika, ale na pewno będę wpadał tutaj panią odwiedzać.

Pani Beata uśmiecha się promiennie.

– Trzymam cię za słowo! Powodzenia, złociutki, i daj mi znać, jak uda ci się znaleźć nową pracę!

Godzinę później piję w barze trzecie piwo. W końcu zaczęło do mnie docierać, co się dzisiaj wydarzyło. Wcześniej działałem na automacie i będąc skupionym na rezygnowaniu z pracy i akademika, nie miałem czasu, by myśleć nad tym, co się stało. Nie mam w zwyczaju kogoś obrażać, ale odkąd tutaj siedzę, przez moją głowę zdążyło przejść kilkanaście obelg i przekleństw. Czuję się podwójnie zdradzony. Dwie ważne dla mnie osoby, za które bez namysłu dałbym sobie uciąć rękę, wbiły mi dziś nóż w plecy. Nie powiem, cholernie to boli.

Pijąc czwarte piwo, jestem już w stanie upojenia alkoholowego, ale mimo to biorę się w garść. Koniec użalania się nad sobą. Muszę znaleźć pracę i mieszkanie. Ale poza Warszawą. Najlepiej gdzieś w małej miejscowości, gdzie odpocznę od tego zgiełku. Do października i rozpoczęcia nowego semestru zdążę oczyścić umysł i zapomnieć o Monice i Kamilu. Z takim planem wyjmuję z kieszeni telefon i wpisuję w przeglądarce odpowiednie słowa. Po kolei przeglądam wyszukane oferty. Większość to prace sezonowe w restauracjach, na zbiorach albo magazynie. Uściślam kategorię, wybierając tę związaną z ratownictwem. Gdzieś na pewno poszukują ratownika. Są wakacje, może więc gdzieś nad morzem albo na prywatnym kąpielisku?

Przestaję scrollować, gdy moją uwagę przykuwa nagłówek jednej z ofert. Ktoś popełnił w nim błąd, bo napisał: „Osroedk wyopczynkowy niezaton”. Moja pierwsza myśl, pewnie jakiś Ukrainiec to pisał albo inny obcokrajowiec. Raczej nikt, kto naprawdę szuka pracownika, nie wystawiłby oferty, która w nagłówku ma kilka rażących w oczy błędów.

Z ciekawości wchodzę w ogłoszenie. Unoszę w zdumieniu brwi, bo w opisie jest jedynie podany numer telefonu i napisane: „Zadzwon to sie dowiesz”. Oczywiście tutaj też brakuje ogonków w wyrazach. Zaczyna mi to śmierdzieć agencją wiadomo do jakich celów.

Zauważam, że są dodane zdjęcia, dlatego powiększam je. Nie zdziwię się, jeśli zaraz pojawią się rozebrane kobiety. Nagich pań jednak nie ma, ale moje zdumienie jest jeszcze większe, bo właśnie przeglądam zdjęcia naprawdę świetnie prezentującego się ośrodka. To gdzieś w województwie zachodniopomorskim, nad jeziorem Lubie. Teren ośrodka jest naprawdę ogromny i zapewnia wiele atrakcji, a przy wodzie są zrobione piaszczyste plaże i drewniane pomosty, do których są przymocowane mniejsze i większe łódki, rowerki i kajaki.

Na jednym ze zdjęć zauważam nazwę ośrodka, widniejącą nad wejściem do hotelu. „Niezatoń”. To by się zgadzało z treścią nagłówka. Sprawdzam w przeglądarce podaną miejscowość i nazwę, a wtedy przełącza mnie na główną stronę ośrodka. Wszystko się zgadza. Najwyraźniej temu, kto wystawiał ogłoszenie, nawet nie chciało się podłączyć linka do opisu.

Do ostatecznej decyzji przekonują mnie opinie klientów. Każdy z nich pozytywnie wyrażał się o ośrodku, a zwłaszcza wychwalał miejscowość, w której jest on położony. Ponoć to idealne miejsce dla ludzi pragnących się wyciszyć i zażyć kontaktu z naturą. Czyli coś idealnego dla mnie.

Jedynie najnowsza ocena wynosiła zero, ale facet coś tam się pluł, że rozkapryszone nastolatki nie pozwalały nikomu grać w tenisa. Litości. Gdyby ludzie mieli tylko takie problemy, świat byłby rajem.

Wybieram podany numer i dzwonię, szczerze licząc, że ta oferta to nie jest żadna ściema, a ja zdobędę tę robotę.

Rozdział 3

Znam to miejsce

Laura

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Playlista
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23

Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak

Redakcja: Ida Świerkocka

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Shutterstock.com / anetta

Copyright © 2022 by Kamila Mikołajczyk

Copyright © 2022 Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67335-81-2

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek