Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Filip, młodszy brat Kuby zaplanował niezwykłą niespodziankę dla Kuby, postanowił zorganizować niezapomnianą imprezę urodzinową. Chłopcy wraz z rodzicami wyjeżdżają nad jezioro, gdzie czekają już na nich sąsiadki Oliwka i Jagoda. Jest słoneczny, ostatni weekend października, przyjęcie zaplanowane jest na sobotnie popołudnie.
Oprócz tortu, piniaty i gier terenowych, dzieci zdobią dynie i postanawiają uczcić zbliżające się święto Halloween spacerem po okolicznych domach w myśl zabawy: cukierek albo psikus. Podczas wędrówki po osiedlu Filip ma wrażenie, że ktoś ich obserwuje, a potem docierają do ostatniego domku na Zapomnianej ulicy, który wygląda jak rodem z horrorów. Właściciel tego miejsca, wbrew ich oczekiwaniom nie proponuje cukierków, tak jak inni sąsiedzi, tylko wybiera psikus.
Co zrobią dzieci? Czy naprawdę ktoś ich śledził? Kim był? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź czytając drugi tom „Ekipy na tropie”. To pełna zwrotów akcji obowiązkowa pozycja dla dzieci, które lubią przygody i nie boją się wyzwań.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 104
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim wspaniałym Synom,Kubie i Filipowi
Powitanie
Jestem Filip, mam dziewięć lat i tym razem to ja zabiorę Cię w fascynujący świat dziecięcych przygód i zabaw. Ostatnio mój starszy brat opowiadał o odnalezieniu niezwykłego skarbu pod podłogą tarasu domku nad jeziorem. Możecie przeczytać o tym w książce Ekipa na tropie. Tajemnica starej mapy. Co to były za wakacje, ile emocji i radości! Do dziś mamy skrzynię i często do niej zaglądamy. A stara mapa, która była dołączona do skarbu, oprawiona została w ramkę i wisi koło kominka. Za każdym razem, gdy wspominam tamte chwile, tęsknię za wakacjami. Lubię ten czas beztroski, leniuchowania, biegania po lesie, pływania w jeziorze, szkoda, że tak krótko trwa. Szkoła też jest fajna, mam dobrych kolegów, wśród nich nawet dwóch przyjaciół, często jeździmy na wycieczki klasowe, a i lekcje nie trwają długo, jednak wakacje to wakacje. Najwspanialszy czas w roku, no może oprócz świąt Bożego Narodzenia, gdy za oknem pada śnieg, pod choinką w blasku lampek błyszczą kolorowe prezenty, a wizja zabawy na śniegu, jazdy na sankach i lepienia bałwana jest na wyciągnięcie ręki. Bezapelacyjnie lipiec, sierpień i grudzień to trzy moje ulubione miesiące, co nie znaczy, że nie lubię pozostałych. Każda pora roku ma swoje pozytywne aspekty. Wiosną uwielbiam podziwiać przyrodę, która budzi się do życia, malutkie pączki na gałęziach drzew, które z każdym dniem rosną, by rozkwitnąć na dobre. Lato oferuje całą paletę barw i zapachów, dostęp do świeżych owoców, zabawy na plaży, kąpiele w jeziorze. Ale jesień też ma swój urok. Grabienie liści, palenie ognisk, no i urodziny – najpierw Kuby, a potem moje. W tym roku zaplanowałem coś niezwykłego. Przyjęcie niespodziankę. Taką totalną, bo naprawdę mój brat się nie spodziewa, że już jutro po szkole pojedziemy do naszego domku nad jeziorem. Za każdym razem, gdy tam jesteśmy, czuję się jak na wakacjach, wierzę, że tym razem też tak będzie. Mimo że spędzimy tam tylko weekend, jestem pewny, że czekają nas fantastyczne i niezapominane chwile. Przyjęcie urodzinowe, które przygotowuję od kilku dni, na ten moment jest wielką tajemnicą, wiedzą o tym tylko rodzice i nasze dwie wakacyjne sąsiadki, Oliwia i Jagoda, które także przyjadą na weekend do swoich dziadków nad jezioro. Wiecie, pomyślałem, że tym razem nie chcę dawać mojemu bratu po raz kolejny zwykłego prezentu, klocków Lego, planszówki czy nowego kasku na rower, tym razem przygotowałem prawdziwą niespodziankę. I wierzę, że on odwdzięczy mi się podobnym niematerialnym prezentem na moje urodziny. Nie zawsze umiemy dojść do porozumienia, ale bez niego nie wyobrażam sobie mojej codzienności. Wiem, że naszym rodzicom często jest przykro, gdy się sprzeczamy, a nawet bijemy, ale chyba tak już jest między braćmi. Mój przyjaciel także ma starszego brata i oni również żyją, jak to mama mówi, jak pies z kotem. Dorośli twierdzą, że z czasem to się zmieni, i szczerze mówiąc, też na to liczę. A jak jest u Ciebie? Masz rodzeństwo? Dobrze się dogadujecie czy różnie to bywa?
Urodziny Kuby wypadają dopiero za kilka dni i wtedy zaniesie cukierki do szkoły, a po południu przyjdą do niego koledzy, będzie tort i zabawy w parku trampolin. Jednak główne przyjęcie zaplanowaliśmy w najbliższą sobotę – to właśnie ten mój prezent niespodzianka dla niego. Wyjazd, jak już wspominałem, jutro po szkole. Jestem bardzo podekscytowany i nie mogę się doczekać.
Rozdział 1
Chłopcy, wstawajcie, bo spóźnicie się do szkoły!
Głos dobiega z dalekiej otchłani. Otwieram jedno oko dokładnie w momencie, gdy mama wchodzi do mojego pokoju i odsłania żaluzje, wpuszczając do środka promienie jesiennego słońca. Odwracam się do ściany i narzucam kołdrę na głowę. Naprawdę już jest poranek? Chce mi się spać tak bardzo, jakbym dopiero położył się do łóżka.
– Filip, wstawaj. – Mama podchodzi do mnie i zdejmuje kołdrę z mojej głowy. – Zapomniałeś, że po szkole jedziemy nad jezioro? – pyta, ściszając głos.
Choć mamy z Kubą dwa osobne pokoje, ona utrzymuje konspiracyjny ton.
– Uszykowałeś swoje rzeczy? – pyta, szepcząc.
– Tak – odpowiadam, wyskakując z łóżka.
Rzeczywiście, to już dziś, trzeba trzymać rękę na pulsie i o niczym nie zapomnieć. Balony spakowane, kolorowe czapki i konfetti przygotowane, babcia Oliwki i Jagody obiecała przygotować tort... Odhaczam w myślach poszczególne punkty z listy „idealne urodziny Kuby”, gdy mama bierze do ręki plecak z moimi rzeczami.
– Świetnie. – Uśmiecha się. – Wczoraj, gdy Kuba zasnął, spakowałam jego ubrania, tata zaniósł już walizkę do samochodu, dam mu teraz twój plecak – znów szepce, na palcach kierując się w stronę drzwi. – Kuba nie może się w żaden sposób domyślić, że coś kombinujemy – dodaje, posyłając mi uśmiech.
Robię gest, że zamykam na suwak usta i wyrzucam za siebie klucz.
Przy śniadaniu rozmowa się nie klei. Chyba wszyscy obawiają się, że powiedzą coś, co nas zdradzi. Kowboj kręci się wokół nas, co chwilę kładąc pysk na kolanach kolejnej osoby, jakby czuł, że jest jakoś inaczej niż zwykle, i swoim psim zwyczajem próbuje dowiedzieć się, o co tym razem chodzi ludziom. Kuba zdaje się na szczęście nie zauważać tego i jak zwykle marudzi nad owsianką.
– Naprawdę muszę to jeść? – pyta.
– Nic się nie zmieniło od wczoraj – odpowiada mama.
Trzy dni w tygodniu jemy na śniadanie owsiankę, w pozostałe kanapki, jajecznicę, a w weekend gofry czy omlety.
– A wiecie, że jest prawie tyle samo dni do świąt Bożego Narodzenia, ile minęło od wakacji – mówi Kuba, grzebiąc łyżką w misce.
Jest koniec października, dość ciepły, ale już prawie wszystkie liście opadły z drzew i ranki bywają naprawdę chłodne.
– To prawda – odzywa się mama. – Za niecałe dwa miesiące Wigilia, jak ten czas leci. – Kręci głową i wstaje od stołu. – Po szkole wróć od razu do domu – dodaje, kładąc przed Kubą śniadaniówkę. – I ty też. – Spogląda na mnie, posyłając mi lekki, prawie niewidoczny uśmiech.
– Chciałem spotkać się z kolegami, umówiliśmy się po szkole na boisku – protestuje Kuba.
– W przyszłym tygodniu pójdziesz – mówi mama, otwierając zmywarkę. – Dzisiaj wróćcie od razu do domu, dobrze?
Kiwam niemo głową, Kuba siedzi z kwaśną miną.
– Jak zjecie, opłukać i wstawić talerze do zmywarki – przypomina.
– Mamo, naprawdę? Przecież zaczyna się weekend, dlaczego muszę wracać od razu do domu? – Kuba drąży temat.
Mama znika w przedpokoju, zapewne szykuje się do wyjścia z Kowbojem. Czasem idzie z nim na spacer, odprowadzając nas na lekcje. Mieszkamy blisko szkoły, niecałe dziesięć minut na piechotę, bez konieczności przechodzenia na drugą stronę ulicy. Rodzice od kilku miesięcy pozwalają mi wracać z Kubą do domu. Dzisiaj po matematyce, którą mój brat w piątki kończy lekcje, będę czekał przed jego klasą, aby od razu zgarnąć go do domu i jak najszybciej wyjechać nad jezioro.
– Naprawdę muszę od razu po szkole wracać? – Kuba nie daje za wygraną.
– Tak – na zadane przez Kubę pytanie odpowiada tata. – Właściwie to będę czekać przed waszą szkołą od razu po lekcjach, tak około czternastej trzydzieści – precyzuje.
Świetnie, to oznacza, że od razu po szkole pojedziemy nad jezioro. Dla Kuby będzie to prawdziwe zaskoczenie. Wczoraj dzwoniłem do Oliwki, ona jest odpowiedzialna za przygotowanie podchodów, przekonała mnie, że to znakomita gra terenowa. Bawią się często na obozach harcerskich, na które moja koleżanka od dwóch lat jeździ.
– Nie spóźnijcie się – rzuca tato, odwracając się w progu. – Lecę – dodaje i już go nie ma.
Drogę do szkoły pokonujemy, opowiadając sobie o kolejnych etapach budowy w Cities Skylines. To moja ulubiona gra komputerowa, Kuba nie jest aż tak wielkim jej fanem, ale wydaje się zainteresowany tym, co mówię, a ja specjalnie nawijam jak katarynka, żeby nie zadawał niewygodnych pytań, bo gdy tylko wyszliśmy z domu, zastanawiał się, po co tata będzie czekać na nas po lekcjach, skoro mamy kilka minut na pieszo do domu. Puściłem to pytanie mimo uszu, nie chcąc kłamać, a teraz nie mogę pozwolić dojść mu do głosu. Niespodzianka to niespodzianka. Gdy rozstajemy się w szatni, oddycham z ulgą.
– Cześć, Filip – wita się Dominik, gdy wchodzę do mojej szatni. – Masz bibułę? – pyta, siadając na ławce i rozwiązując sznurowadła. – Ja zapomniałem – wyjaśnia. – Uszykowałem sobie na biurku i nie zabrałem. – Krzywi się.
– Mam – mówię, otwierając plecak i sprawdzając zawartość teczki. – Pożyczę ci.
Całe szczęście, że spakowałem ją wczoraj od razu po przyjściu ze szkoły.
– Myślisz, że będziemy robić maski na Halloween? – pyta. – W środę w szkole ma się odbyć bal przebierańców.
Pani nie wyjaśniła, po co mamy przynieść bibułę, ale Dominik może mieć rację, przecież za kilka dni przypada Halloween. To też będzie jedna z atrakcji jutrzejszego przyjęcia urodzinowego Kuby, tata przygotował dynie, które będziemy wycinać i ozdabiać.
– Za kogo się przebierasz na bal przebierańców? – Dominik przerywa moje myśli. – Ja za ducha. Mama dała mi stare prześcieradło, w którym wyciąłem dziury na oczy.
– Ja jeszcze nie wiem – mówię zgodnie z prawdą.
Nie miałem czasu przemyśleć kwestii przebrania, bo przez ostatnie dni skupiony byłem na przygotowaniach do zorganizowania tajnego przyjęcia dla mojego brata. To pierwszy raz w życiu, gdy jestem odpowiedzialny za dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, inni mi tylko pomagają.
– Lecimy – rzuca Dominik, gdy dzwonek rozbrzmiewa, odbijając się echem od ścian.
Jak się okazuje już na pierwszej lekcji, bibuła nie jest nam potrzebna do zrobienia masek na bal przebierańców, tylko do wykonania kotylionów na nadchodzące Narodowe Święto Niepodległości. Co prawda wypada dopiero za dwa tygodnie, 11 listopada, ale dzień przed tym świętem ma się odbyć apel, a nasza klasa odpowiedzialna jest za oprawę artystyczną wydarzenia.
– Kto mi przypomni, co upamiętnia dzień 11 listopada? – pyta pani Marzena.
– Upamiętnia odzyskanie przez Polskę niepodległości – mówi Ania.
– Pamiętacie, w którym to było roku?
– W 1918 – odzywam się.
– Bardzo dobrze – chwali mnie pani. – Zapamiętajcie: w 1918 roku Polska odzyskała po 123 latach niepodległość i wróciła na mapy Europy.
– Po 123 latach – wtrąca Bartek. – Łatwo zapamiętać 1, 2, 3.
– To prawda. – Pani się uśmiecha. – Bardzo proszę, żebyście w weekend w domu przećwiczyli jeszcze raz teksty naszych patriotycznych piosenek na apel – dodaje. – Możecie zachęcić do śpiewania także rodziców czy rodzeństwo.
Znam już na pamięć tekst Roty i My, pierwsza brygada, nawet w myślach nucę słowa, gdy przykładam do siebie białe i czerwone kawałki bibuły, robiąc kotylion. Zanim jednak nastąpi 11 listopada, czeka mnie sporo atrakcji, jutro przyjęcie urodzinowe niespodzianka, potem bal halloweenowy, Dominik już wie, za kogo się przebierze, ja natomiast nie mam pomysłu.
W tamtym roku wyjechaliśmy z rodzicami do Włoch, bo pierwszy listopada wypadał w poniedziałek i wykorzystaliśmy długi weekend na zagraniczną podróż. Byłem pod wrażeniem pomysłowości Włochów, gdy wieczorem ostatniego dnia października wybraliśmy się na spacer po Turynie. W restauracji obsługiwały nas kelnerki przebrane za wiedźmy, a nad stołem zwisały sztuczne pajęczyny i ogromne pająki, oczywiście też nieprawdziwe. A potem ulicami miasta przeszła parada przebierańców. Niektóre stroje były rzeczywiście przerażające, mama mówiła, że to nie dla dzieci, ale tata powiedział, że to przecież tylko zabawa. Robił dużo zdjęć, będę musiał poprosić go, aby mi je pokazał, może to mnie zainspiruje do wybrania stroju dla siebie.