Stalker - Magda Stachula - ebook + audiobook + książka

Stalker ebook

Magda Stachula

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

W Jeziorze Białym znaleziono rozczłonkowane zwłoki kobiety. Kto za tym stoi i kim jest ofiara? Na te pytania stara się odpowiedzieć dwójka policjantów Weronika Herman i Maksymilian Bałucki.

Śledztwo łudząco przypomina dwie sprawy sprzed kilku lat, w przypadku których nie udało się ustalić tożsamości wyłowionych z jeziora denatek.

Tymczasem na komendę policji zaczynają przychodzić kobiety, które uważają, że są śledzone. Weronika także ma wrażenie, że ktoś ją obserwuje.

Początkowo sądzi, że mogła ulec sugestii opowieści innych kobiet, ale gdy na drzwiach swojego mieszkania znajduje pewien napis, już wie, że ktoś ma ją na oku i nie życzy jej dobrze.

A potem zdarza się coś jeszcze...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 146

Oceny
4,2 (218 ocen)
111
63
23
14
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
alixana_a

Z braku laku…

Ciąg dalszy nastąpi? Zamiast skończonej całości dostajemy odcinek serialu. Nie podoba mi się coś takiego. Mam wrażenie jakbym dostała pół książki. Szkoda, bo czytało się bardzo fajnie...
10
Malwi68

Nie oderwiesz się od lektury

Magd Stachula, autorka wielu poczytnych thrillerów/ kryminałów, podjęła się tym razem innego wyzwania. Zaczęła pisać książki, bardzo oszczędne gabarytowo, ale bogate w treść. Jakiś czas temu w formie e-booka i audiobooka wyszła pierwsza część pt. "Gdzie jest Emma ". Teraz pojawił się drugi tom tego cyklu to "Stalker". Autorka, po raz kolejny zabiera nas do przeuroczej Włodawy nad Jezioro Białe, oraz na ten sam komisariat policji. Tym razem Weronika Herman i Maksymilian Bałucki będą się zajmować sprawą wyłowionych z wody, rozczłonkowanych części tułowia kobiety. To "znalezisko" przypomniało detektywom inną, niewyjaśnioną, sprawę, którą prowadzili przed laty. Jakby tego było mało, na komendę przychodzą kobiety zgłaszając, że ktoś je śledzi. Wśród nich jest żona i dawna sympatia Maksymiliana. Wkrótce, również, Weronika podejrzewa, że ma swojego stalkera. Pomimo iż nie do końca bagatelizuje swojego prześladowcę, to jednak nie robi nic, aby to wyjaśnić. Czy wszystkie te sprawy są ze sobą p...
10
Doowa555

Całkiem niezła

Szybko i na temat
00
MsgNaz1975

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka. Zdecydowanie lepsza niż część pierwsza. Trzyma w napięciu do samego końca. Polecam. Książki z tej serii należy czytać we właściwej kolejności.
00
grazyna2525

Nie oderwiesz się od lektury

Podoba mi się styl autorki opisującej bohaterów kryminału. Fabuła krótka na jeden wieczór.
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1

ROZ­DZIAŁ

1

Aspi­rant Wero­nika Her­man spoj­rzała w stronę kolegi.

– Jak to: była śle­dzona? – zapy­tała. – Klau­dia?

– Tak – potwier­dził Mak­sy­mi­lian Bałucki, jej kolega z pokoju.

Docho­dziła dzie­wiąta rano i to był dzień, w któ­rym aspi­rant Bałucki nie­ocze­ki­wa­nie spóź­nił się do pracy. Odwie­sił kurtkę na wie­szak i zdjął z głowy bejs­bo­lówkę.

– Zare­ago­wa­łem tak samo jak ty, gdy mi powie­działa o tym po raz pierw­szy – dodał, sia­da­jąc na krze­śle.

– Po raz pierw­szy? – zdzi­wiła się Her­man. – To ile razy to już się zda­rzyło? – zapy­tała z nie­do­wie­rza­niem.

– Kilka – odchrząk­nął. – Dokład­nie nie pamię­tam.

To zdzi­wiło Wero­nikę. Żona Maksa była w dzie­wią­tym mie­siącu ciąży, nie­długo miała rodzić, a Bałucki nale­żał do tych face­tów, któ­rzy chu­chają i dmu­chają na swoją kobietę, zwłasz­cza będącą w sta­nie bło­go­sła­wio­nym.

– I nic mi o tym nie powie­dzia­łeś?

To chyba zabo­lało ją naj­bar­dziej. Kie­dyś Klau­dia była jej naj­lep­szą przy­ja­ciółką, zwie­rzała się jej ze wszyst­kiego, ale po wyda­rze­niach pamięt­nego wie­czoru, gdy życie Wero­niki roz­pa­dło się na drobne kawałki, zerwały ze sobą kon­takt. Ale że Maks o niczym nie powie­dział, tego nie potra­fiła zro­zu­mieć.

– Nie chcia­łem robić afery – zaczął. – Wiesz, ona w sumie zacho­wuje się ina­czej niż przed ciążą, jest draż­liwa, cza­sami pełna ener­gii, innym razem nagle pła­cze. Myśla­łem, że ten stal­ker to też wymysł jej hor­mo­nów.

Wero­nika przy­po­mniała sobie czas, gdy sama była w ciąży i też czę­sto nie rozu­miała wtedy swo­ich nagłych i nie­spo­dzie­wa­nych humo­rów. Bez prze­rwy na huś­tawce, góra, dół, można się od tego tylko porzy­gać. Nic dziw­nego, że cię­żarne kobiety tak czę­sto wymio­tują.

– Ale kiedy dzi­siaj zadzwo­niła do mnie, gdy już par­ko­wa­łem pod komendą, i powie­działa, że on za nią jedzie, od razu zawró­ci­łem – kon­ty­nu­ował Bałucki.

– Jak to jedzie? – Wero­nika poru­szyła się na krze­śle, pochy­la­jąc w stronę Maksa. – Gdzie? Kto?

– No wła­śnie, nikogo nie widzia­łem – skwi­to­wał, posy­ła­jąc jej kwa­śny uśmiech. – Zawró­ci­łem spod komendy, a gdy pod­je­cha­łem na Saską, Klau­dia była zamknięta na klucz w sypialni na górze, a nasza ulica była zupeł­nie pusta. Powie­działa, że wyszła do sklepu i on za nią jechał.

– Kto? Widziała go? Jaka marka samo­chodu? Reje­stra­cja?

– No wła­śnie nie potra­fiła powie­dzieć nic poza tym, że to była ta biała fur­go­netka.

– Ta? Nie rozu­miem.

– No wła­śnie. – Bałucki poki­wał głową. – Stale o niej mówiła, że kręci się po ulicy, że kilka razy prze­je­chała przed naszym domem, gdy ona sie­działa w ogro­dzie, a dzi­siaj, gdy szła do sklepu, zrów­nała się z nią. Wtedy Klau­dia wsko­czyła na pose­sję sąsiadki i od razu zadzwo­niła do mnie. Sta­ruszka i tak by jej nie obro­niła, ale naj­wi­docz­niej to odstra­szyło stal­kera, bo gdy po chwili wyj­rzała, nikogo już nie było. Wró­ciła więc szybko do domu, o ile kobieta w dzie­wią­tym mie­siącu ciąży może się szybko poru­szać, i zamknęła się na górze. Cały czas była ze mną na linii. A ja, jadąc na Saską, nie mija­łem żad­nej fur­go­netki. Oczy­wi­ście mogła poje­chać inną drogą…

– Suge­ru­jesz, że Klau­dia kła­mała?

– Nie – zaprze­czył ostro. – Nie to mia­łem na myśli.

Choć wła­śnie takie spra­wiał wra­że­nie. Nie wie­rzył żonie, uwa­żał, że nie było żad­nej fur­go­netki, że to jedy­nie hor­mony cią­żowe spra­wiały, iż kobieta wyobra­żała sobie coś, co tak naprawdę nie ist­nieje.

Jed­nak Wero­nika dobrze znała Klau­dię; to nie była dziew­czyna, która dawała się ponieść wyobraźni. Stą­pała mocno po ziemi i jeśli mówiła, że ktoś ją śle­dzi, trzeba było potrak­to­wać to poważ­nie. Przy­naj­mniej tamta Klau­dia, którą kie­dyś znała, a wia­domo, ludzie cza­sem się zmie­niają. Nie widziały się od bli­sko roku, w mię­dzy­cza­sie jej przy­ja­ciółka zaszła w ciążę i mogła być nie tylko fizycz­nie, lecz także men­tal­nie innym już czło­wie­kiem. Jeśli mówiła prawdę i ktoś ją od jakie­goś czasu śle­dził? Z dru­giej strony Wero­nika ufała Mak­sowi, wie­działa, że ni­gdy nie zlek­ce­wa­żyłby naj­mniej­szego zagro­że­nia, na które mogła być nara­żona jego żona.

– Może wpa­dła­byś do Klau­dii – powie­dział, spo­glą­da­jąc Wero­nice w oczy. – Poga­dała jak kobieta z kobietą…

– Maks – prze­rwała mu. – Prze­cież wiesz, jak mię­dzy nami teraz jest.

– Tak, ale… – Zawie­sił na moment głos. – Ona cię potrze­buje.

Wie­działa, że tak naprawdę to on potrze­buje pomocy swo­jej przy­ja­ciółki, a ona, że nie jest w sta­nie mu odmó­wić.

– Wpadnę do niej, ale nie zdradź mnie. Zro­bię jej nie­spo­dziankę.

Wolała nie uprze­dzać o swo­jej wizy­cie, bo sądziła, że Klau­dia wymy­śli jakiś pre­tekst, aby się z nią nie spo­tkać. Tam­tego wie­czoru, gdy wszystko wywró­ciło się w życiu Wero­niki do góry nogami, jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka zerwała ich rela­cję, a Her­man nie mogła mieć o to do niej żalu.

Drzwi pokoju otwo­rzyły się i do środka weszła ich kole­żanka, sier­żantka szta­bowa Zuzanna Kugiel.

– Jest sprawa – powie­działa. – Przy­szła jakaś kobieta, która uważa, że ktoś ją śle­dził.

Wero­nika gwał­tow­nie odwró­ciła głowę i spoj­rzała Mak­sowi w oczy.

– Kto to? – zapy­tał Maks, wsta­jąc.

– Jakaś młoda laska, wła­śnie składa zezna­nia. – Zuza popra­wiła wysoko zawią­zany blond kucyk. – Chce roz­ma­wiać z tobą – powie­działa, wska­zu­jąc pal­cem na Bałuc­kiego.

– Ze mną? – zdzi­wił się Maks.

– Tak, powie­działa, że się zna­cie. – Zuza posłała kole­dze dwu­znaczny uśmiech. – Chodź, czeka na cie­bie – rzu­ciła jesz­cze, wycho­dząc z pokoju.

ROZDZIAŁ 2

ROZ­DZIAŁ

2

Bałucki spoj­rzał wymow­nie na Her­man, wstał i ruszył za Zuzką.

– Idę z wami – zaofe­ro­wała się Wero­nika, sku­szona cie­ka­wo­ścią.

W pokoju prze­słu­chań sie­działa młoda blon­dynka. Miała nie wię­cej niż trzy­dzie­ści lat, była nie­wy­soka, z lekką nad­wagą, a może brzu­chem po ciąży… Czy ten stal­ker upa­trzył sobie cię­żarne kobiety? Wero­nika sku­piła uwagę na szcze­gó­łach, któ­rymi dziew­czyna dzie­liła się wła­śnie z przyj­mu­ją­cym zgło­sze­nie poli­cjan­tem.

– Naj­pierw szedł za mną przez park, a potem wpadł za mną do bloku – mówiła. – Prze­stra­szy­łam się – dodała pod­nie­sio­nym gło­sem. – O, jesteś – ode­zwała się, zauwa­żyw­szy Maksa.

Znali się?

– Cześć, Aniu – ode­zwał się Bałucki.

Po jego twa­rzy prze­biegł nie­okre­ślony gry­mas. Kim była dla Maksa ta dziew­czyna?

– Maks, prze­pra­szam, że odcią­gam cię od pracy, ale ja naprawdę się go boję, mojego Patryka nie ma, wraca z Anglii dopiero za mie­siąc, cią­gle jestem w domu sama, zna­czy z dziećmi, ale…

– Spo­koj­nie – prze­rwał jej Maks. – Co się stało?

– Wra­ca­łam wie­czo­rem do domu – powie­działa. – Byłam na zebra­niu w szkole u star­szej córki, moja matka została z dziećmi, spie­szy­łam się, bo nie­dawno uro­dzi­łam i chcia­łam nakar­mić małą.

A więc Her­man dobrze podej­rze­wała, że kobieta jesz­cze nie wró­ciła do syl­wetki sprzed ciąży.

– Która była godzina i gdzie dokład­nie zauwa­ży­łaś tego męż­czy­znę? – zapy­tał Maks, sia­da­jąc na wol­nym krze­śle obok poli­cjanta.

Wero­nika obser­wo­wała twarz Bałuc­kiego, był zde­ner­wo­wany. Nie wie­działa tylko, czy mar­twi się o bez­pie­czeń­stwo tej dziew­czyny, czy cię­żar­nej żony, która wła­śnie sie­dzi sama w domu i która uważa, że rano ktoś ją śle­dził.

– Dokład­nie nie pamię­tam, ale około osiem­na­stej trzy­dzie­ści, zro­biło się już ciemno – wyja­śniła tamta. – Zebra­nie było o sie­dem­na­stej, potem wpa­dłam do spo­żyw­czego… Zauwa­ży­łam go w parku, wyszedł nagle zza drzewa – mówiła szybko, co zdra­dzało jej zde­ner­wo­wa­nie. – Miesz­kam w blo­kach przy Rey­monta, mia­łam dosłow­nie kil­ka­na­ście metrów, zaczę­łam biec, a on za mną. Wpa­dłam do klatki, wali­łam pię­ściami w drzwi mojego miesz­ka­nia, bo było zamknięte, obu­dzi­łam Biankę, która się roz­pła­kała. – Jej słowa zmie­niły się w beł­kot. – A on był na dole.

– Spo­koj­nie… – ode­zwał się Maks.

– Zamie­rza­łam od razu iść na poli­cję, ale zanim znów uśpi­łam małą, było już po dwu­dzie­stej, mama została u mnie, bo nie chcia­łam, żeby sama cho­dziła po ciemku, nawet myśla­łam, żeby zadzwo­nić po patrol, ale pew­nie przy­szliby mnie prze­py­tać, a wtedy mała znów by się obu­dziła. – Spoj­rzała na Maksa. – A poza tym wie­dzia­łam, że ty tu pra­cu­jesz, i pomyśla­łam, że jeśli przyjdę, to wtedy zaj­miesz się sprawą. Nikomu nie ufam tak jak tobie – dodała, nawet przez moment się nie zasta­na­wia­jąc, jak te słowa odczy­tają zgro­ma­dzeni w pokoju inni poli­cjanci.

– Dobra, dziew­czyny – ode­zwał się Maks, spo­glą­da­jąc na poli­cjantki i kolegę. – Sam poroz­ma­wiam z Anią.

Przez chwilę się zawa­hał, czy użyć jej imie­nia, czy jed­nak bez­oso­bo­wego pani, przez co „z Anią” zabrzmiało jak „z panią”. A może wła­śnie tak ją nazwał? Wero­nika nie zasta­na­wiała się już nad tym dłu­żej, odwró­ciła się i wyszła z pokoju, a za nią podą­żyła Zuzanna Kugiel.

– Widzia­łaś to?! – zagad­nęła z uśmie­chem. – Oni chyba… – urwała. – Chyba dobrze się znają – zaśmiała się.

– Na to wygląda – odpo­wie­działa Wero­nika, spo­glą­da­jąc w stronę scho­dów, po któ­rych zbie­gał aspi­rant Stęp­nicki.

Stęp­nicki i Her­man mieli za sobą dwie randki, które utrzy­my­wali w sekre­cie przed resztą załogi. Wero­nika zda­wała sobie sprawę, że do czasu, ale ta ich wspólna tajem­nica była na swój spo­sób pod­nie­ca­jąca.

Pierw­szy raz umó­wili się u Stęp­nic­kiego w domu. Kilka dni po zakoń­czo­nym śledz­twie w spra­wie zagi­nię­cia mło­dej cele­brytki Emmy Denis, fina­listki tele­wi­zyj­nego show, Bar­tek zapro­sił ją na kola­cję. Był nowy na komen­dzie, młod­szy od Wero­niki o trzy lata. W cza­sie śledz­twa mieli oka­zję lepiej się poznać, ale Her­man na­dal nie­wiele o nim wie­działa. To ten moment zna­jo­mo­ści, gdy drugi czło­wiek jest jedną wielką zagadką. Co lubi jeść, jakie ma hobby, o czym marzy? Wero­nika lubiła ten etap, gdy wokół wyglądu zewnętrz­nego (Bar­tek bar­dzo jej pod tym wzglę­dem odpo­wia­dał) powoli poja­wiała się otoczka cech i oso­bo­wo­ści, które albo tylko uatrak­cyj­niały czło­wieka, albo spra­wiały, że nagle prze­sta­wał być inte­re­su­jący.

Nie­pew­nie weszła do jego miesz­ka­nia, prze­stron­nego, dużego jak na jedną osobę. Badaw­czo rozej­rzała się po wnę­trzu, zupeł­nie nie wie­dząc, czego spo­dzie­wać się po tym wie­czo­rze.

– Roz­gość się – powie­dział Stęp­nicki, rusza­jąc w stronę kuchni. – Mam bar­dzo dobre białe wino – zaczął. – Cypryj­skie – wyja­śnił, wyj­mu­jąc z lodówki butelkę. Się­gnął do szafki po dwa kie­liszki i napeł­nił je trun­kiem. – Pro­szę – powie­dział, wrę­cza­jąc jej lampkę.

Wero­nika upiła pierw­szy łyk; wino było zimne, orzeź­wia­jące, pach­nące cytru­sami. Być może lep­sze na let­nie, upalne popo­łu­dnie niż jesienny wie­czór, ale z maka­ro­nem, który sta­ran­nie przy­go­to­wał Bar­tek, ide­al­nie się kom­po­no­wało. Nie wie­działa, czy powinna mu już teraz wyznać swoją tajem­nicę, powie­dzieć, dla­czego jest samotną matką. Nie lubiła wra­cać do tej histo­rii, ale z dru­giej strony, on zasłu­gi­wał na prawdę. Upiła kolejny łyk wina, przy­jem­nie chło­dziło język. Do tej pory roz­mowa krę­ciła się wokół jedze­nia i nie­dawno zamknię­tego przez nich śledz­twa. Wła­ści­wie sprawa Emmy nie scho­dziła z ust miesz­kań­ców od kilku tygo­dni, choć po tym jak nad­szedł jej finał, zapewne ludzie szybko o niej zapo­mną.

– Gdzie wcze­śniej pra­co­wa­łeś? – zapy­tała, upi­ja­jąc kolejny łyk wina.

Posta­no­wiła nie zaczy­nać od sie­bie, wolała, aby on zdra­dził jej coś ze swo­jego życia.

– W Kra­ko­wie – powie­dział.

– Serio? – Uśmiech­nęła się z nie­do­wie­rza­niem. – To co takiego się stało, że nagle przy­je­cha­łeś do tej mie­ściny? – docie­kała, mając na myśli Wło­dawę.

– Już dalej na wschód się nie dało. – Zaśmiał się, ale nie roz­wi­nął wątku.

Naj­wi­docz­niej nie chciał mówić o sobie, a ona nie nale­żała do osób, które na siłę wycią­gają z ludzi prawdę. Oczy­wi­ście poza komendą. Tam była docie­kliwa i nie­ustę­pliwa. W życiu pry­wat­nym hoł­do­wała odmien­nym meto­dom. Choć pytań, które kłę­biły się w jej gło­wie, było wiele. Czy miał żonę, dzieci, był samotny? I przede wszyst­kim – co o niej myślał? Podo­bała mu się czy tylko jej się wyda­wało?

Upiła kolejny łyk wina.

– I jak ci się tu podoba?

– Nie naj­go­rzej. – Uśmiech­nął się tajem­ni­czo. – A nawet cał­kiem faj­nie – dodał, spo­glą­da­jąc jej w oczy. Flir­to­wał z nią. Nie dało się tego ukryć. Spu­ściła wzrok. – A ty?

Czy chciał zapy­tać ją o to samo? Czy on także wyczuł, że w jakimś stop­niu ją zain­te­re­so­wał?

– Jak sobie radzisz jako samotna matka?

A jed­nak on lepiej spraw­dzał się w roli śled­czego. Pro­ste, kon­kretne pyta­nie.

– Róż­nie bywa – odpo­wie­działa wymi­ja­jąco.

Nagle poczuła, że palą ją policzki, nie wie­działa tylko, czy od nad­miaru wypi­tego wina, czy od spoj­rze­nia, któ­rego Bar­tek z niej nie spusz­czał. Nie chciała roz­ma­wiać teraz o swoim roz­bi­tym mał­żeń­stwie. To było wciąż bole­sne, mimo że minął już ponad rok. Wiele chwil z tam­tego wie­czoru zamknęła daleko w cze­lu­ściach swo­jej pamięci. Cza­sem nagle i nie­spo­dzie­wa­nie powra­cały, znie­nacka ata­ko­wały swoją auten­tycz­no­ścią, przy­po­mi­nały, że nie zmieni prze­szło­ści ani ni­gdy już przed nią nie uciek­nie. Jed­nak temat roz­padu związku nie jest dobry na pierw­szą randkę.

– Super to wino – zauwa­żyła, pod­no­sząc kie­li­szek.

Był pusty, więc dała jasny znak Stęp­nic­kiemu, że powi­nien go napeł­nić i skoń­czyć temat. On dosko­nale zro­zu­miał, nie wra­cał już do tego przez cały wie­czór ani na następ­nej randce. Nie poru­szyli kwe­stii oso­bi­stych.

Ta aura tajem­nicy, nie­do­po­wie­dze­nia, domy­sły oraz ukry­wa­nie ich kieł­ku­ją­cych rela­cji przed kole­gami z pracy spra­wiały, że jesz­cze bar­dziej mię­dzy nimi iskrzyło. Tak jak w tej chwili. Stęp­nicki pod­szedł do niej i Zuzy, spo­glą­da­jąc Wero­nice w oczy, lekko się uśmiech­nął, ale potem prze­niósł wzrok na Kugiel. A może jej się tylko wyda­wało? Może tylko chciała zoba­czyć uśmiech w jego spoj­rze­niu? W spo­so­bie bycia zacho­wy­wał pewien dystans, co z jed­nej strony wyda­wało się uwo­dzi­ciel­skie, a z dru­giej spra­wiało, że Wero­nika nie do końca wie­działa, co myśleć o ich rela­cji.

– Jedziemy nad Jezioro Białe – powie­dział. – Zna­le­ziono zwłoki kobiety. Pro­ku­ra­tor już jest powia­do­miony.

ROZDZIAŁ 3

ROZ­DZIAŁ

3

– Co? – Zuza spoj­rzała na kolegę.

– Zadzwo­nił wła­śnie jakiś męż­czy­zna. W szu­wa­rach nad Jezio­rem Bia­łym natknął się na ciało kobiety.

Wero­nika poczuła, jak jej myśli szy­bują w zna­jome rejony. Już kie­dyś tak było. Jesz­cze wtedy nie była mężatką, ale już poli­cjantką. Peł­niła dyżur, gdy miesz­ka­niec Wło­dawy zadzwo­nił z infor­ma­cją, że wypły­nął z wnu­kami łódką na Jezioro Białe i wła­śnie w szu­wa­rach wypa­trzył coś, co wygląda jak ludz­kie zwłoki. To była jedna z pierw­szych spraw Her­man. Poje­chali na miej­sce zda­rze­nia, wezwano na pomoc stra­ża­ków, któ­rzy wyło­wili ciało. Nie udało im się ziden­ty­fi­ko­wać toż­sa­mo­ści ofiary, członki były już w sta­nie zaawan­so­wa­nego roz­kładu. Inten­sywne prze­glą­da­nie bazy danych zagi­nio­nych kobiet także nie pomo­gło. Sprawa została do dziś nie­roz­wią­zana. Pierw­sza zawo­dowa porażka, z którą Wero­nika długo nie mogła sobie pora­dzić. Wciąż wra­cała do tej sprawy, sta­rała się zna­leźć jakiś punkt zacze­pie­nia, coś, co pomo­głoby im zbli­żyć się do prawdy. Kim była ta kobieta, w jakich oko­licz­no­ściach zgi­nęła, czy było to samo­bój­stwo, nie­szczę­śliwy wypa­dek, czy jed­nak mor­der­stwo? Nie mogła pogo­dzić się z tym, że być może sprawca czynu jest wśród miesz­kań­ców mia­steczka, że spo­tyka go w skle­pie, na ulicy, a także latem na plaży nad jezio­rem. Mor­derca korzy­sta z uro­ków życia, a ta kobieta nie żyje.

Na domiar złego po dwóch latach zna­le­ziono kolejne zwłoki kobiety w Jezio­rze Bia­łym. Po prze­ciw­nej stro­nie brzegu, w mniej zaawan­so­wa­nym sta­dium roz­kładu, ale i to nie pomo­gło w iden­ty­fi­ka­cji denatki. Sprawa także nie została roz­wią­zana. A teraz znowu. Czy to ten sam sprawca? Czy działa według jakie­goś klu­cza?

– Gdzie Maks? – zapy­tał Stęp­nicki, wyry­wa­jąc ją ze wspo­mnień.

– Prze­słu­chuje jakąś laskę, którą ktoś śle­dził – powie­działa Zuza.

– Śle­dził? – Stęp­nicki zmarsz­czył czoło.

Drzwi pokoju prze­słu­chań otwo­rzyły się i wyszła z niego dziew­czyna, a za nią Bałucki. Stęp­nicki spoj­rzał pyta­jąco na kolegę, który odpro­wa­dził kobietę w stronę wyj­ścia.

– Maks! – Bar­tek krzyk­nął za Bałuc­kim. – Jest pilna sprawa.

Kobieta powie­działa do Bałuc­kiego coś jesz­cze, ale nie udało im się tego usły­szeć, po czym opu­ściła komendę.

– Słu­cham? – Maks odwró­cił się w stronę poli­cjan­tów, miał nie­obecne spoj­rze­nie.

– Jedziemy nad Białe – wyja­śnił Bar­tek. – Ktoś zna­lazł w szu­wa­rach zwłoki kobiety.

– Zwłoki? – Pod­szedł do nich. – Kiedy?

– Przed chwilą. – Poli­cjant odwró­cił się w stronę scho­dów. – Jedź z Niką, ja zabiorę się z tech­ni­kami.

Kiedy Her­man i Bałucki wsie­dli do samo­chodu, Wero­nika miała ochotę zapy­tać o dziew­czynę, z którą Maks przed chwilą roz­ma­wiał. Skąd ją znał? I czy uważa, że to przy­pa­dek, że ktoś śle­dził tę kobietę, a także jego żonę? Czy to ta sama osoba? Czy po Wło­da­wie gra­suje jakiś zbo­cze­niec, psy­cho­pata? I czy ma to zwią­zek z cia­łem zna­le­zio­nym wła­śnie w Jezio­rze Bia­łym, a także tam­tymi nie­roz­wią­za­nymi spra­wami sprzed lat? Jechali jed­nak w ciszy, każde pogrą­żone we wła­snych myślach.

Luty 2022 roku był nie­zwy­kle sło­neczny, tem­pe­ra­tura także wysoka jak na tę porę roku. Ludzie wypa­try­wali w tej łagod­no­ści pogody zwia­stuna rychłej wio­sny, choć dopiero co zaczęły się ferie zimowe. Mar­cel, syn Wero­niki, poje­chał na całe dwa tygo­dnie do Kar­pa­cza z dziad­kiem. Teść posta­no­wił nauczyć go jeź­dzić na nar­tach.

– Maciek też zaczy­nał, jak był w jego wieku – dodał, gdy w ostat­nią sobotę Wero­nika odbie­rała syna od dziadka.

Nie sko­men­to­wała tego, nie potra­fiła zna­leźć słów, które byłyby odpo­wied­nie w takiej chwili. Wie­działa, o czym myśli jej teść: gdy­byś nie poja­wiła się w naszym życiu, zapewne poje­chał­bym teraz z moim synem i wnu­kiem lub wnuczką na wspólny zimowy wyjazd w góry. Nie o takiej syno­wej marzy­łem.

Tade­usz Zasadny nachy­lił się, poca­ło­wał Mar­cela w czoło i obie­cał, że w ponie­dzia­łek rano przy­je­dzie po niego i wybiorą się w góry. Tak jak obie­cał, zja­wił się dzi­siaj u nich kilka minut po siód­mej. Zapa­ko­wał walizki do auta, Wero­nika zapięła Mar­cela w fote­liku i wyru­szyli w daleką drogę. Myślała, że będzie miała całe popo­łu­dnie dla sie­bie. Naru­szy sto­sik hańby pię­trzący się koło jej łóżka, ale teraz wyglą­dało na to, że zosta­nie w pracy do póź­nego wie­czora.

Zapar­ko­wali przy plaży głów­nej. Jezioro iskrzyło się w pro­mie­niach słońca i gdyby nie zimny wiatr, który ude­rzył Wero­nikę w twarz, nie pomy­śla­łaby, że jest luty. Ruszyli w stronę męż­czy­zny, który machał do nich inten­syw­nie. Her­man spu­ściła głowę, jakby chciała odwlec moment, gdy ujrzy zwłoki. Na pia­chu dostrze­gła odbite ślady stóp mew. Cha­otyczne linie. Czy spa­ce­ro­wały tutaj, gdy kobieta wal­czyła o życie? A może denatka została tylko wrzu­cona do jeziora, a umarła wcze­śniej, w innym miej­scu?

– Dzień dobry – powie­dział Maks do męż­czy­zny z siwymi wło­sami, sto­ją­cego przy wej­ściu na pomost. – To pan dzwo­nił na poli­cję?

– Ja. – Męż­czy­zna zro­bił krok w ich stronę.

– Aspi­rant Mak­sy­mi­lian Bałucki i moja kole­żanka, aspi­rantka Wero­nika Her­man.

– Witold Haw­ry­luk – odpo­wie­dział. Miał zie­lone, wyso­kie kalo­sze i sztor­miak. Dziwny ubiór jak na taką pogodę, pomy­ślała Wero­nika, prze­no­sząc wzrok na prze­strzeń za ple­cami męż­czy­zny, pró­bu­jąc dostrzec ciało w szu­wa­rach.

– Coś strasz­nego. – Pokrę­cił głową. – Prze­ra­ża­jący widok – dodał, wcho­dząc na pomost.

Ruszyli za nim. Deski skrzy­piały pod ich sto­pami, wyda­jąc nie­przy­jemne, zło­wiesz­cze odgłosy. Z każ­dym kro­kiem zbli­żali się do trupa. Jak pira­nie, które ata­kują stad­nie, gdy wyczują w pobliżu krew, okrą­żają ofiarę i rzu­cają się na nią. Męż­czy­zna zatrzy­mał się na skraju pomo­stu i wycią­gnął przed sie­bie dłoń.

Poli­cjanci sta­nęli obok niego. Ręka męż­czy­zny drżała, Wero­nika podą­żyła wzro­kiem za jego pal­cem wska­zu­ją­cym. W szu­wa­rach, jakieś dwa metry od nich, zacze­pione o gęste sito­wie, pły­wało ciało kobiety. A kon­kret­nie jego dolna połowa.

ROZDZIAŁ 4

ROZ­DZIAŁ

4

– Pół kobiety – powie­dział męż­czy­zna. – Coś okrop­nego. Tylko połowa ciała. – Z nie­sma­kiem wykrzy­wił usta.

Her­man odru­chowo odwró­ciła głowę. Męż­czy­zna miał rację, prze­ra­ża­jący widok. Czy ktoś roz­człon­ko­wał zwłoki mecha­nicz­nie, ukrył górną część ciała, aby utrud­nić iden­ty­fi­ka­cję ofiary? Czy to może ozna­czać, że mor­der­stwo było na tle sek­su­al­nym? Czy roz­człon­ko­wa­nie nastą­piło w wyniku roz­kładu zwłok lub zro­biły to zwie­rzęta, poże­ra­jąc górą połowę? Ale dla­czego tylko górną? A może gdzieś nie­opo­dal znaj­duje się druga część kor­pusu?

Wero­nika prze­nio­sła wzrok na iskrzące w słońcu jezioro; jesz­cze na początku stycz­nia, gdy przy­szła tutaj z synem, woda była skuta lodem. Czy już wtedy ciało kobiety znaj­do­wało się pod powierzch­nią?

Her­man usły­szała odgłos zbli­ża­ją­cego się samo­chodu i odwró­ciła się. Pro­ku­ra­tor Wik­tor Skała, postawny, sędziwy męż­czy­zna, wła­śnie zapar­ko­wał obok ich radio­wozu. To on miał pokie­ro­wać akcją. Bałucki ruszył w jego stronę, a Wero­nika stała, wpa­tru­jąc się w dry­fu­jące na powierzchni wody ciało. Ciemna spód­nica, chyba dżin­sowa, z któ­rej wysta­wały dwie bez­władne nogi. Wyda­wało się, że kobieta nie miała na sobie raj­stop. Czy to ozna­cza, że zna­la­zła się w wodzie, gdy jesz­cze było cie­pło? Leżała tu od pół roku? A może do mor­der­stwa doszło w domu i ktoś tylko wrzu­cił zwłoki do jeziora?

Po chwili poczuła, jak ugi­nają się deski pomo­stu, i odwró­ciła się; w jej stronę szedł Skała, a za nim Bałucki i Stęp­nicki.

– Wezwij straż – Skała zwró­cił się do Maksa. – Pomogą wycią­gnąć ciało na brzeg i od razu niech ścią­gną tu nur­ków z Komendy Woje­wódz­kiej Straży Pożar­nej z Lublina, prze­szu­kają jezioro – powie­dział jed­nym tchem. – Prze­cież gdzieś do cho­lery musi być druga połowa ciała tej kobiety!

Maks ski­nął głową, był zde­ner­wo­wany. Wero­nika znała go na tyle, aby wie­dzieć, że to prze­jaw bez­rad­no­ści. Podob­nie jak ona zda­wał sobie sprawę, że będzie bar­dzo trudno dopaść sprawcę, choć oczy­wi­ście zro­bią wszystko, co w ich mocy. Bar­tek Stęp­nicki pod­szedł na skraj pomo­stu i sta­nął obok Wero­niki. Pomy­ślała, że to ich pierw­sza wspólna wycieczka nad jezioro i od razu tak dra­styczny widok. Bar­tek kilka dni temu zapro­po­no­wał jej, aby po pracy prze­je­chali się nad Białe. Był to jeden z tych pierw­szych, sło­necz­nych dni, któ­rych luty im nie szczę­dził. Jed­nak odmó­wiła, miała wizytę u sto­ma­to­loga z Mar­ce­lem, któ­rej nie mogła i nie chciała prze­kła­dać. Zamie­rzali więc wybrać się z Bart­kiem w naj­bliż­szy week­end, gdy jej syn uda się z dziad­kiem na ferie. Nie prze­wi­działa jed­nak, że poja­wią się tutaj wcze­śniej, a oko­licz­no­ści będą dale­kie od roman­tycz­nych.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki