Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W Jeziorze Białym znaleziono rozczłonkowane zwłoki kobiety. Kto za tym stoi i kim jest ofiara? Na te pytania stara się odpowiedzieć dwójka policjantów Weronika Herman i Maksymilian Bałucki.
Śledztwo łudząco przypomina dwie sprawy sprzed kilku lat, w przypadku których nie udało się ustalić tożsamości wyłowionych z jeziora denatek.
Tymczasem na komendę policji zaczynają przychodzić kobiety, które uważają, że są śledzone. Weronika także ma wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
Początkowo sądzi, że mogła ulec sugestii opowieści innych kobiet, ale gdy na drzwiach swojego mieszkania znajduje pewien napis, już wie, że ktoś ma ją na oku i nie życzy jej dobrze.
A potem zdarza się coś jeszcze...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
ROZDZIAŁ
1
Aspirant Weronika Herman spojrzała w stronę kolegi.
– Jak to: była śledzona? – zapytała. – Klaudia?
– Tak – potwierdził Maksymilian Bałucki, jej kolega z pokoju.
Dochodziła dziewiąta rano i to był dzień, w którym aspirant Bałucki nieoczekiwanie spóźnił się do pracy. Odwiesił kurtkę na wieszak i zdjął z głowy bejsbolówkę.
– Zareagowałem tak samo jak ty, gdy mi powiedziała o tym po raz pierwszy – dodał, siadając na krześle.
– Po raz pierwszy? – zdziwiła się Herman. – To ile razy to już się zdarzyło? – zapytała z niedowierzaniem.
– Kilka – odchrząknął. – Dokładnie nie pamiętam.
To zdziwiło Weronikę. Żona Maksa była w dziewiątym miesiącu ciąży, niedługo miała rodzić, a Bałucki należał do tych facetów, którzy chuchają i dmuchają na swoją kobietę, zwłaszcza będącą w stanie błogosławionym.
– I nic mi o tym nie powiedziałeś?
To chyba zabolało ją najbardziej. Kiedyś Klaudia była jej najlepszą przyjaciółką, zwierzała się jej ze wszystkiego, ale po wydarzeniach pamiętnego wieczoru, gdy życie Weroniki rozpadło się na drobne kawałki, zerwały ze sobą kontakt. Ale że Maks o niczym nie powiedział, tego nie potrafiła zrozumieć.
– Nie chciałem robić afery – zaczął. – Wiesz, ona w sumie zachowuje się inaczej niż przed ciążą, jest drażliwa, czasami pełna energii, innym razem nagle płacze. Myślałem, że ten stalker to też wymysł jej hormonów.
Weronika przypomniała sobie czas, gdy sama była w ciąży i też często nie rozumiała wtedy swoich nagłych i niespodziewanych humorów. Bez przerwy na huśtawce, góra, dół, można się od tego tylko porzygać. Nic dziwnego, że ciężarne kobiety tak często wymiotują.
– Ale kiedy dzisiaj zadzwoniła do mnie, gdy już parkowałem pod komendą, i powiedziała, że on za nią jedzie, od razu zawróciłem – kontynuował Bałucki.
– Jak to jedzie? – Weronika poruszyła się na krześle, pochylając w stronę Maksa. – Gdzie? Kto?
– No właśnie, nikogo nie widziałem – skwitował, posyłając jej kwaśny uśmiech. – Zawróciłem spod komendy, a gdy podjechałem na Saską, Klaudia była zamknięta na klucz w sypialni na górze, a nasza ulica była zupełnie pusta. Powiedziała, że wyszła do sklepu i on za nią jechał.
– Kto? Widziała go? Jaka marka samochodu? Rejestracja?
– No właśnie nie potrafiła powiedzieć nic poza tym, że to była ta biała furgonetka.
– Ta? Nie rozumiem.
– No właśnie. – Bałucki pokiwał głową. – Stale o niej mówiła, że kręci się po ulicy, że kilka razy przejechała przed naszym domem, gdy ona siedziała w ogrodzie, a dzisiaj, gdy szła do sklepu, zrównała się z nią. Wtedy Klaudia wskoczyła na posesję sąsiadki i od razu zadzwoniła do mnie. Staruszka i tak by jej nie obroniła, ale najwidoczniej to odstraszyło stalkera, bo gdy po chwili wyjrzała, nikogo już nie było. Wróciła więc szybko do domu, o ile kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży może się szybko poruszać, i zamknęła się na górze. Cały czas była ze mną na linii. A ja, jadąc na Saską, nie mijałem żadnej furgonetki. Oczywiście mogła pojechać inną drogą…
– Sugerujesz, że Klaudia kłamała?
– Nie – zaprzeczył ostro. – Nie to miałem na myśli.
Choć właśnie takie sprawiał wrażenie. Nie wierzył żonie, uważał, że nie było żadnej furgonetki, że to jedynie hormony ciążowe sprawiały, iż kobieta wyobrażała sobie coś, co tak naprawdę nie istnieje.
Jednak Weronika dobrze znała Klaudię; to nie była dziewczyna, która dawała się ponieść wyobraźni. Stąpała mocno po ziemi i jeśli mówiła, że ktoś ją śledzi, trzeba było potraktować to poważnie. Przynajmniej tamta Klaudia, którą kiedyś znała, a wiadomo, ludzie czasem się zmieniają. Nie widziały się od blisko roku, w międzyczasie jej przyjaciółka zaszła w ciążę i mogła być nie tylko fizycznie, lecz także mentalnie innym już człowiekiem. Jeśli mówiła prawdę i ktoś ją od jakiegoś czasu śledził? Z drugiej strony Weronika ufała Maksowi, wiedziała, że nigdy nie zlekceważyłby najmniejszego zagrożenia, na które mogła być narażona jego żona.
– Może wpadłabyś do Klaudii – powiedział, spoglądając Weronice w oczy. – Pogadała jak kobieta z kobietą…
– Maks – przerwała mu. – Przecież wiesz, jak między nami teraz jest.
– Tak, ale… – Zawiesił na moment głos. – Ona cię potrzebuje.
Wiedziała, że tak naprawdę to on potrzebuje pomocy swojej przyjaciółki, a ona, że nie jest w stanie mu odmówić.
– Wpadnę do niej, ale nie zdradź mnie. Zrobię jej niespodziankę.
Wolała nie uprzedzać o swojej wizycie, bo sądziła, że Klaudia wymyśli jakiś pretekst, aby się z nią nie spotkać. Tamtego wieczoru, gdy wszystko wywróciło się w życiu Weroniki do góry nogami, jej najlepsza przyjaciółka zerwała ich relację, a Herman nie mogła mieć o to do niej żalu.
Drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła ich koleżanka, sierżantka sztabowa Zuzanna Kugiel.
– Jest sprawa – powiedziała. – Przyszła jakaś kobieta, która uważa, że ktoś ją śledził.
Weronika gwałtownie odwróciła głowę i spojrzała Maksowi w oczy.
– Kto to? – zapytał Maks, wstając.
– Jakaś młoda laska, właśnie składa zeznania. – Zuza poprawiła wysoko zawiązany blond kucyk. – Chce rozmawiać z tobą – powiedziała, wskazując palcem na Bałuckiego.
– Ze mną? – zdziwił się Maks.
– Tak, powiedziała, że się znacie. – Zuza posłała koledze dwuznaczny uśmiech. – Chodź, czeka na ciebie – rzuciła jeszcze, wychodząc z pokoju.
ROZDZIAŁ
2
Bałucki spojrzał wymownie na Herman, wstał i ruszył za Zuzką.
– Idę z wami – zaoferowała się Weronika, skuszona ciekawością.
W pokoju przesłuchań siedziała młoda blondynka. Miała nie więcej niż trzydzieści lat, była niewysoka, z lekką nadwagą, a może brzuchem po ciąży… Czy ten stalker upatrzył sobie ciężarne kobiety? Weronika skupiła uwagę na szczegółach, którymi dziewczyna dzieliła się właśnie z przyjmującym zgłoszenie policjantem.
– Najpierw szedł za mną przez park, a potem wpadł za mną do bloku – mówiła. – Przestraszyłam się – dodała podniesionym głosem. – O, jesteś – odezwała się, zauważywszy Maksa.
Znali się?
– Cześć, Aniu – odezwał się Bałucki.
Po jego twarzy przebiegł nieokreślony grymas. Kim była dla Maksa ta dziewczyna?
– Maks, przepraszam, że odciągam cię od pracy, ale ja naprawdę się go boję, mojego Patryka nie ma, wraca z Anglii dopiero za miesiąc, ciągle jestem w domu sama, znaczy z dziećmi, ale…
– Spokojnie – przerwał jej Maks. – Co się stało?
– Wracałam wieczorem do domu – powiedziała. – Byłam na zebraniu w szkole u starszej córki, moja matka została z dziećmi, spieszyłam się, bo niedawno urodziłam i chciałam nakarmić małą.
A więc Herman dobrze podejrzewała, że kobieta jeszcze nie wróciła do sylwetki sprzed ciąży.
– Która była godzina i gdzie dokładnie zauważyłaś tego mężczyznę? – zapytał Maks, siadając na wolnym krześle obok policjanta.
Weronika obserwowała twarz Bałuckiego, był zdenerwowany. Nie wiedziała tylko, czy martwi się o bezpieczeństwo tej dziewczyny, czy ciężarnej żony, która właśnie siedzi sama w domu i która uważa, że rano ktoś ją śledził.
– Dokładnie nie pamiętam, ale około osiemnastej trzydzieści, zrobiło się już ciemno – wyjaśniła tamta. – Zebranie było o siedemnastej, potem wpadłam do spożywczego… Zauważyłam go w parku, wyszedł nagle zza drzewa – mówiła szybko, co zdradzało jej zdenerwowanie. – Mieszkam w blokach przy Reymonta, miałam dosłownie kilkanaście metrów, zaczęłam biec, a on za mną. Wpadłam do klatki, waliłam pięściami w drzwi mojego mieszkania, bo było zamknięte, obudziłam Biankę, która się rozpłakała. – Jej słowa zmieniły się w bełkot. – A on był na dole.
– Spokojnie… – odezwał się Maks.
– Zamierzałam od razu iść na policję, ale zanim znów uśpiłam małą, było już po dwudziestej, mama została u mnie, bo nie chciałam, żeby sama chodziła po ciemku, nawet myślałam, żeby zadzwonić po patrol, ale pewnie przyszliby mnie przepytać, a wtedy mała znów by się obudziła. – Spojrzała na Maksa. – A poza tym wiedziałam, że ty tu pracujesz, i pomyślałam, że jeśli przyjdę, to wtedy zajmiesz się sprawą. Nikomu nie ufam tak jak tobie – dodała, nawet przez moment się nie zastanawiając, jak te słowa odczytają zgromadzeni w pokoju inni policjanci.
– Dobra, dziewczyny – odezwał się Maks, spoglądając na policjantki i kolegę. – Sam porozmawiam z Anią.
Przez chwilę się zawahał, czy użyć jej imienia, czy jednak bezosobowego pani, przez co „z Anią” zabrzmiało jak „z panią”. A może właśnie tak ją nazwał? Weronika nie zastanawiała się już nad tym dłużej, odwróciła się i wyszła z pokoju, a za nią podążyła Zuzanna Kugiel.
– Widziałaś to?! – zagadnęła z uśmiechem. – Oni chyba… – urwała. – Chyba dobrze się znają – zaśmiała się.
– Na to wygląda – odpowiedziała Weronika, spoglądając w stronę schodów, po których zbiegał aspirant Stępnicki.
Stępnicki i Herman mieli za sobą dwie randki, które utrzymywali w sekrecie przed resztą załogi. Weronika zdawała sobie sprawę, że do czasu, ale ta ich wspólna tajemnica była na swój sposób podniecająca.
Pierwszy raz umówili się u Stępnickiego w domu. Kilka dni po zakończonym śledztwie w sprawie zaginięcia młodej celebrytki Emmy Denis, finalistki telewizyjnego show, Bartek zaprosił ją na kolację. Był nowy na komendzie, młodszy od Weroniki o trzy lata. W czasie śledztwa mieli okazję lepiej się poznać, ale Herman nadal niewiele o nim wiedziała. To ten moment znajomości, gdy drugi człowiek jest jedną wielką zagadką. Co lubi jeść, jakie ma hobby, o czym marzy? Weronika lubiła ten etap, gdy wokół wyglądu zewnętrznego (Bartek bardzo jej pod tym względem odpowiadał) powoli pojawiała się otoczka cech i osobowości, które albo tylko uatrakcyjniały człowieka, albo sprawiały, że nagle przestawał być interesujący.
Niepewnie weszła do jego mieszkania, przestronnego, dużego jak na jedną osobę. Badawczo rozejrzała się po wnętrzu, zupełnie nie wiedząc, czego spodziewać się po tym wieczorze.
– Rozgość się – powiedział Stępnicki, ruszając w stronę kuchni. – Mam bardzo dobre białe wino – zaczął. – Cypryjskie – wyjaśnił, wyjmując z lodówki butelkę. Sięgnął do szafki po dwa kieliszki i napełnił je trunkiem. – Proszę – powiedział, wręczając jej lampkę.
Weronika upiła pierwszy łyk; wino było zimne, orzeźwiające, pachnące cytrusami. Być może lepsze na letnie, upalne popołudnie niż jesienny wieczór, ale z makaronem, który starannie przygotował Bartek, idealnie się komponowało. Nie wiedziała, czy powinna mu już teraz wyznać swoją tajemnicę, powiedzieć, dlaczego jest samotną matką. Nie lubiła wracać do tej historii, ale z drugiej strony, on zasługiwał na prawdę. Upiła kolejny łyk wina, przyjemnie chłodziło język. Do tej pory rozmowa kręciła się wokół jedzenia i niedawno zamkniętego przez nich śledztwa. Właściwie sprawa Emmy nie schodziła z ust mieszkańców od kilku tygodni, choć po tym jak nadszedł jej finał, zapewne ludzie szybko o niej zapomną.
– Gdzie wcześniej pracowałeś? – zapytała, upijając kolejny łyk wina.
Postanowiła nie zaczynać od siebie, wolała, aby on zdradził jej coś ze swojego życia.
– W Krakowie – powiedział.
– Serio? – Uśmiechnęła się z niedowierzaniem. – To co takiego się stało, że nagle przyjechałeś do tej mieściny? – dociekała, mając na myśli Włodawę.
– Już dalej na wschód się nie dało. – Zaśmiał się, ale nie rozwinął wątku.
Najwidoczniej nie chciał mówić o sobie, a ona nie należała do osób, które na siłę wyciągają z ludzi prawdę. Oczywiście poza komendą. Tam była dociekliwa i nieustępliwa. W życiu prywatnym hołdowała odmiennym metodom. Choć pytań, które kłębiły się w jej głowie, było wiele. Czy miał żonę, dzieci, był samotny? I przede wszystkim – co o niej myślał? Podobała mu się czy tylko jej się wydawało?
Upiła kolejny łyk wina.
– I jak ci się tu podoba?
– Nie najgorzej. – Uśmiechnął się tajemniczo. – A nawet całkiem fajnie – dodał, spoglądając jej w oczy. Flirtował z nią. Nie dało się tego ukryć. Spuściła wzrok. – A ty?
Czy chciał zapytać ją o to samo? Czy on także wyczuł, że w jakimś stopniu ją zainteresował?
– Jak sobie radzisz jako samotna matka?
A jednak on lepiej sprawdzał się w roli śledczego. Proste, konkretne pytanie.
– Różnie bywa – odpowiedziała wymijająco.
Nagle poczuła, że palą ją policzki, nie wiedziała tylko, czy od nadmiaru wypitego wina, czy od spojrzenia, którego Bartek z niej nie spuszczał. Nie chciała rozmawiać teraz o swoim rozbitym małżeństwie. To było wciąż bolesne, mimo że minął już ponad rok. Wiele chwil z tamtego wieczoru zamknęła daleko w czeluściach swojej pamięci. Czasem nagle i niespodziewanie powracały, znienacka atakowały swoją autentycznością, przypominały, że nie zmieni przeszłości ani nigdy już przed nią nie ucieknie. Jednak temat rozpadu związku nie jest dobry na pierwszą randkę.
– Super to wino – zauważyła, podnosząc kieliszek.
Był pusty, więc dała jasny znak Stępnickiemu, że powinien go napełnić i skończyć temat. On doskonale zrozumiał, nie wracał już do tego przez cały wieczór ani na następnej randce. Nie poruszyli kwestii osobistych.
Ta aura tajemnicy, niedopowiedzenia, domysły oraz ukrywanie ich kiełkujących relacji przed kolegami z pracy sprawiały, że jeszcze bardziej między nimi iskrzyło. Tak jak w tej chwili. Stępnicki podszedł do niej i Zuzy, spoglądając Weronice w oczy, lekko się uśmiechnął, ale potem przeniósł wzrok na Kugiel. A może jej się tylko wydawało? Może tylko chciała zobaczyć uśmiech w jego spojrzeniu? W sposobie bycia zachowywał pewien dystans, co z jednej strony wydawało się uwodzicielskie, a z drugiej sprawiało, że Weronika nie do końca wiedziała, co myśleć o ich relacji.
– Jedziemy nad Jezioro Białe – powiedział. – Znaleziono zwłoki kobiety. Prokurator już jest powiadomiony.
ROZDZIAŁ
3
– Co? – Zuza spojrzała na kolegę.
– Zadzwonił właśnie jakiś mężczyzna. W szuwarach nad Jeziorem Białym natknął się na ciało kobiety.
Weronika poczuła, jak jej myśli szybują w znajome rejony. Już kiedyś tak było. Jeszcze wtedy nie była mężatką, ale już policjantką. Pełniła dyżur, gdy mieszkaniec Włodawy zadzwonił z informacją, że wypłynął z wnukami łódką na Jezioro Białe i właśnie w szuwarach wypatrzył coś, co wygląda jak ludzkie zwłoki. To była jedna z pierwszych spraw Herman. Pojechali na miejsce zdarzenia, wezwano na pomoc strażaków, którzy wyłowili ciało. Nie udało im się zidentyfikować tożsamości ofiary, członki były już w stanie zaawansowanego rozkładu. Intensywne przeglądanie bazy danych zaginionych kobiet także nie pomogło. Sprawa została do dziś nierozwiązana. Pierwsza zawodowa porażka, z którą Weronika długo nie mogła sobie poradzić. Wciąż wracała do tej sprawy, starała się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, coś, co pomogłoby im zbliżyć się do prawdy. Kim była ta kobieta, w jakich okolicznościach zginęła, czy było to samobójstwo, nieszczęśliwy wypadek, czy jednak morderstwo? Nie mogła pogodzić się z tym, że być może sprawca czynu jest wśród mieszkańców miasteczka, że spotyka go w sklepie, na ulicy, a także latem na plaży nad jeziorem. Morderca korzysta z uroków życia, a ta kobieta nie żyje.
Na domiar złego po dwóch latach znaleziono kolejne zwłoki kobiety w Jeziorze Białym. Po przeciwnej stronie brzegu, w mniej zaawansowanym stadium rozkładu, ale i to nie pomogło w identyfikacji denatki. Sprawa także nie została rozwiązana. A teraz znowu. Czy to ten sam sprawca? Czy działa według jakiegoś klucza?
– Gdzie Maks? – zapytał Stępnicki, wyrywając ją ze wspomnień.
– Przesłuchuje jakąś laskę, którą ktoś śledził – powiedziała Zuza.
– Śledził? – Stępnicki zmarszczył czoło.
Drzwi pokoju przesłuchań otworzyły się i wyszła z niego dziewczyna, a za nią Bałucki. Stępnicki spojrzał pytająco na kolegę, który odprowadził kobietę w stronę wyjścia.
– Maks! – Bartek krzyknął za Bałuckim. – Jest pilna sprawa.
Kobieta powiedziała do Bałuckiego coś jeszcze, ale nie udało im się tego usłyszeć, po czym opuściła komendę.
– Słucham? – Maks odwrócił się w stronę policjantów, miał nieobecne spojrzenie.
– Jedziemy nad Białe – wyjaśnił Bartek. – Ktoś znalazł w szuwarach zwłoki kobiety.
– Zwłoki? – Podszedł do nich. – Kiedy?
– Przed chwilą. – Policjant odwrócił się w stronę schodów. – Jedź z Niką, ja zabiorę się z technikami.
Kiedy Herman i Bałucki wsiedli do samochodu, Weronika miała ochotę zapytać o dziewczynę, z którą Maks przed chwilą rozmawiał. Skąd ją znał? I czy uważa, że to przypadek, że ktoś śledził tę kobietę, a także jego żonę? Czy to ta sama osoba? Czy po Włodawie grasuje jakiś zboczeniec, psychopata? I czy ma to związek z ciałem znalezionym właśnie w Jeziorze Białym, a także tamtymi nierozwiązanymi sprawami sprzed lat? Jechali jednak w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach.
Luty 2022 roku był niezwykle słoneczny, temperatura także wysoka jak na tę porę roku. Ludzie wypatrywali w tej łagodności pogody zwiastuna rychłej wiosny, choć dopiero co zaczęły się ferie zimowe. Marcel, syn Weroniki, pojechał na całe dwa tygodnie do Karpacza z dziadkiem. Teść postanowił nauczyć go jeździć na nartach.
– Maciek też zaczynał, jak był w jego wieku – dodał, gdy w ostatnią sobotę Weronika odbierała syna od dziadka.
Nie skomentowała tego, nie potrafiła znaleźć słów, które byłyby odpowiednie w takiej chwili. Wiedziała, o czym myśli jej teść: gdybyś nie pojawiła się w naszym życiu, zapewne pojechałbym teraz z moim synem i wnukiem lub wnuczką na wspólny zimowy wyjazd w góry. Nie o takiej synowej marzyłem.
Tadeusz Zasadny nachylił się, pocałował Marcela w czoło i obiecał, że w poniedziałek rano przyjedzie po niego i wybiorą się w góry. Tak jak obiecał, zjawił się dzisiaj u nich kilka minut po siódmej. Zapakował walizki do auta, Weronika zapięła Marcela w foteliku i wyruszyli w daleką drogę. Myślała, że będzie miała całe popołudnie dla siebie. Naruszy stosik hańby piętrzący się koło jej łóżka, ale teraz wyglądało na to, że zostanie w pracy do późnego wieczora.
Zaparkowali przy plaży głównej. Jezioro iskrzyło się w promieniach słońca i gdyby nie zimny wiatr, który uderzył Weronikę w twarz, nie pomyślałaby, że jest luty. Ruszyli w stronę mężczyzny, który machał do nich intensywnie. Herman spuściła głowę, jakby chciała odwlec moment, gdy ujrzy zwłoki. Na piachu dostrzegła odbite ślady stóp mew. Chaotyczne linie. Czy spacerowały tutaj, gdy kobieta walczyła o życie? A może denatka została tylko wrzucona do jeziora, a umarła wcześniej, w innym miejscu?
– Dzień dobry – powiedział Maks do mężczyzny z siwymi włosami, stojącego przy wejściu na pomost. – To pan dzwonił na policję?
– Ja. – Mężczyzna zrobił krok w ich stronę.
– Aspirant Maksymilian Bałucki i moja koleżanka, aspirantka Weronika Herman.
– Witold Hawryluk – odpowiedział. Miał zielone, wysokie kalosze i sztormiak. Dziwny ubiór jak na taką pogodę, pomyślała Weronika, przenosząc wzrok na przestrzeń za plecami mężczyzny, próbując dostrzec ciało w szuwarach.
– Coś strasznego. – Pokręcił głową. – Przerażający widok – dodał, wchodząc na pomost.
Ruszyli za nim. Deski skrzypiały pod ich stopami, wydając nieprzyjemne, złowieszcze odgłosy. Z każdym krokiem zbliżali się do trupa. Jak piranie, które atakują stadnie, gdy wyczują w pobliżu krew, okrążają ofiarę i rzucają się na nią. Mężczyzna zatrzymał się na skraju pomostu i wyciągnął przed siebie dłoń.
Policjanci stanęli obok niego. Ręka mężczyzny drżała, Weronika podążyła wzrokiem za jego palcem wskazującym. W szuwarach, jakieś dwa metry od nich, zaczepione o gęste sitowie, pływało ciało kobiety. A konkretnie jego dolna połowa.
ROZDZIAŁ
4
– Pół kobiety – powiedział mężczyzna. – Coś okropnego. Tylko połowa ciała. – Z niesmakiem wykrzywił usta.
Herman odruchowo odwróciła głowę. Mężczyzna miał rację, przerażający widok. Czy ktoś rozczłonkował zwłoki mechanicznie, ukrył górną część ciała, aby utrudnić identyfikację ofiary? Czy to może oznaczać, że morderstwo było na tle seksualnym? Czy rozczłonkowanie nastąpiło w wyniku rozkładu zwłok lub zrobiły to zwierzęta, pożerając górą połowę? Ale dlaczego tylko górną? A może gdzieś nieopodal znajduje się druga część korpusu?
Weronika przeniosła wzrok na iskrzące w słońcu jezioro; jeszcze na początku stycznia, gdy przyszła tutaj z synem, woda była skuta lodem. Czy już wtedy ciało kobiety znajdowało się pod powierzchnią?
Herman usłyszała odgłos zbliżającego się samochodu i odwróciła się. Prokurator Wiktor Skała, postawny, sędziwy mężczyzna, właśnie zaparkował obok ich radiowozu. To on miał pokierować akcją. Bałucki ruszył w jego stronę, a Weronika stała, wpatrując się w dryfujące na powierzchni wody ciało. Ciemna spódnica, chyba dżinsowa, z której wystawały dwie bezwładne nogi. Wydawało się, że kobieta nie miała na sobie rajstop. Czy to oznacza, że znalazła się w wodzie, gdy jeszcze było ciepło? Leżała tu od pół roku? A może do morderstwa doszło w domu i ktoś tylko wrzucił zwłoki do jeziora?
Po chwili poczuła, jak uginają się deski pomostu, i odwróciła się; w jej stronę szedł Skała, a za nim Bałucki i Stępnicki.
– Wezwij straż – Skała zwrócił się do Maksa. – Pomogą wyciągnąć ciało na brzeg i od razu niech ściągną tu nurków z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej z Lublina, przeszukają jezioro – powiedział jednym tchem. – Przecież gdzieś do cholery musi być druga połowa ciała tej kobiety!
Maks skinął głową, był zdenerwowany. Weronika znała go na tyle, aby wiedzieć, że to przejaw bezradności. Podobnie jak ona zdawał sobie sprawę, że będzie bardzo trudno dopaść sprawcę, choć oczywiście zrobią wszystko, co w ich mocy. Bartek Stępnicki podszedł na skraj pomostu i stanął obok Weroniki. Pomyślała, że to ich pierwsza wspólna wycieczka nad jezioro i od razu tak drastyczny widok. Bartek kilka dni temu zaproponował jej, aby po pracy przejechali się nad Białe. Był to jeden z tych pierwszych, słonecznych dni, których luty im nie szczędził. Jednak odmówiła, miała wizytę u stomatologa z Marcelem, której nie mogła i nie chciała przekładać. Zamierzali więc wybrać się z Bartkiem w najbliższy weekend, gdy jej syn uda się z dziadkiem na ferie. Nie przewidziała jednak, że pojawią się tutaj wcześniej, a okoliczności będą dalekie od romantycznych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki