Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po traumatycznych przeżyciach ostatniego śledztwa aspirant Weronika Herman musi odpocząć psychicznie i fizycznie. Wyjeżdża z synkiem na ranczo przyjaciela w mało znany, ale malowniczy zakątek Polski, zwany przez miejscowych Kraszczadami.
Nie udaje się jej jednak oderwać od pracy. Przypadkowo zostaje wplątana w sprawę morderstwa młodej kobiety, której ciało znaleziono w niedalekiej stadninie w Białce, gdzie miał się odbyć pokaz koni czystej krwi arabskiej.
Wśród gości stadniny są szejkowie, bogaci kupcy, wielbiciele koni, ale dlaczego nie ma świadków zdarzenia, a zeznania nie pokrywają się ze sobą?
Kto stoi za śmiercią kobiety? Czy ktoś wśród uczestników zna prawdę?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 157
Rozdział
1
Aspirant Weronika Herman wpatrywała się w twarz swojej prześladowczyni. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Złapana w sidła, w pułapce, w rękach człowieka owładniętego chęcią zemsty. Kobieta zadała sobie wiele trudu, aby ją odnaleźć, uprowadzić i uwięzić. Czy zechce zmarnować ten wysiłek? O nie, za dużo ją to kosztowało, aby zrezygnować przed metą. Dopnie swego, choćby miała zapłacić najwyższą cenę. Wciąż zadawała sobie pytanie: w jaki sposób porywaczka trafiła na jej trop?
Herman zauważyła, że ktoś ją śledzi jakiś tydzień temu. Biały samochód jechał za nią, gdy wracała do domu, a potem pojawiły się napisy na drzwiach wejściowych do jej mieszkania. Jednak może już wcześniej kobieta miała ją na oku, tylko Weronika nie zdawała sobie z tego sprawy? Nie była przeczulona, nie rozglądała się dookoła.
Dopiero gdy na komendę zaczęły przychodzić kobiety, które uważały, że są śledzone, poczyniła podobne obserwacje u siebie. Dlaczego z nikim się tym nie podzieliła? Gdyby powiedziała sierżant sztabowej Zuzannie Kugiel albo Bartkowi, być może nie siedziałaby teraz z rękami skrępowanymi z tyłu w środku lasu, zdana na łaskę owładniętej chęcią zemsty Anety Jakimczyk.
Kobieta pochodziła z Lublina, była farmaceutką. Zapewne uśpiła ją, używając odpowiednich środków. Weronikę bolało całe ciało, kręciło się jej w głowie, ale wiedziała, że musi wziąć się w garść. Od tego zależało jej życie.
Porywaczka cały czas się w nią wpatrywała, nie drgnął jej ani jeden mięsień, była nieruchoma jak jaszczurka udająca martwą. Skupiała na Weronice całą swoją uwagę. Jej wielkie oczy były jak u lalki, bez żadnych emocji. Zupełna pustka. Mówi się, że oczy to zwierciadło duszy, a więc ta kobieta najwyraźniej już jej nie posiadała. Bezduszna istota, która miała wobec Herman swój plan i nie zamierzała wypuścić jej z rąk. Weronika musiała wciągnąć ją w rozmowę, spróbować skierować jej myśli na inne tory, opóźnić zemstę, którą dla niej przygotowała.
Było już widno, a więc spędziła w niewoli całą noc. Zapewne koledzy z komendy już jej szukają, musiała w to wierzyć. Czy gdy wczoraj nie otworzyła drzwi Bartkowi, od razu wszczął alarm, czy dopiero dzisiaj rano, gdy nie pojawiła się w pracy, zaczęli zastanawiać się, co się z nią stało? A może jeszcze nikt nie zauważył jej zniknięcia? Nie, musi wierzyć, że już jej szukają, że lada chwila zjawią się tutaj i uwolnią ją ze szponów tej szalonej kobiety. Nigdy nie była negocjatorem, nie czuła się też dobrym dyplomatą. Od czego mogłaby zacząć, aby osiągnąć pożądany efekt? Nie chciała jej zdenerwować, musiała grać na zwłokę.
Nagle kobieta przymrużyła powieki i gdy je podniosła, jej oczy stały się niczym ślepia dzikiego zwierzęcia gotowego do ataku.
– No i jak to jest zniszczyć komuś życie? – zapytała. – No? – zaśmiała się szyderczo. – Boisz się, prawda? Nie chcesz umierać. On też nie chciał.
– Kochałam Norberta, naprawdę…
– Zamknij się! – wrzasnęła. – Brzydzę się tobą, a ty mówisz, że go kochałaś! Po co w ogóle pojawiłaś się w jego życiu? Po co? Tylko na jego zgubę. Jednego możesz być pewna – przerwała. Odchyliła się do tyłu, Herman miała wrażenie, że chce wziąć zamach, aby uderzyć ją otwartą dłonią w twarz, ale ona zacisnęła ją w pięść i powiedziała: – On ciebie nie kochał.
Weronika chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że się myli, Norbert nigdy by jej nie oszukał, kochał ją, mówił jej o tym wiele razy, przecież chciał, aby odeszła od męża.
– Zdziwiona? – Wykrzywiła usta. – Widziałaś go takim, jakim chciałaś, aby był. Wyidealizowałaś całą sytuację.
Herman spuściła wzrok. Nie chciała prowokować Anety Jakimczyk, i bez tego kobieta była na skraju szaleństwa. Znała swoją wersję, nie potrzebowała dzielić się nią z nikim innym. Norbert ją kochał, zdarzyła im się prawdziwa, wielka miłość, tylko w nieodpowiednim czasie. Taka była prawda.
– Myślisz, że dobrze go znałaś? – ciągnęła tamta. – Kilka spotkań, po kryjomu, byle gdzie – wymieniała. – Uważasz, że wtedy poznaje się drugiego człowieka tak naprawdę? Przez tych kilka godzin każdy potrafi być tym, kim zechce, tym, kim sobie zaplanował być, tak jak ja w tej chwili. – Pochyliła się w stronę Herman. – On nie był taki wspaniały, za jakiego go uważałaś – wyszeptała. – Ale był moim bratem i nie zasługiwał na śmierć! – wrzasnęła, szarpiąc Weronikę za bluzkę. – Ty podła suko! To ty nie zasługujesz, aby żyć, to ty powinnaś wtedy umrzeć!
Uderzyła jej głową w drzewo, ból rozszedł się po potylicy, Herman zrobiło się na moment ciemno przed oczami. Kobieta mocno ściskała jej bluzkę, drżała jej ręka. Zabije ją, będzie uderzać jej głową o drzewo, aż rozłupie jej czaszkę. Musiała ją powstrzymać, próbowała chwycić ją za dłoń, ale skrępowane z tyłu ręce jej to uniemożliwiały.
– On umarł, nie będąc tego świadomy. – Weronika powiedziała cicho, próbując uspokoić kobietę. – Spał, nie wiedział, że umiera, nie cierpiał…
– Zamknij się! – wrzasnęła, uderzając ją z całej siły w twarz.
Weronika próbowała się bronić, zaczęła kopać nogami, ale drugi cios spowodował, że ogarnęła ją ciemność.
Rozdział
2
Aspirant Maksymilian Bałucki nie chciał mówić żonie, że jego zawodowa partnerka zaginęła. Klaudia była niecałe dwa tygodnie po porodzie, była w kiepskim stanie, wydawało mu się, że macierzyństwo ją przerasta, on także nie był zadowolony z siebie w roli świeżo upieczonego ojca. Wszyscy wokół mówili, że początki są trudne, że doskonale sobie radzą, i on to powtarzał żonie, starał się ją wspierać, jak potrafił, choć ostatnie dni pokazały mu, że chyba właśnie nie bardzo był w tym dobry. Jego żona szukała bardziej wsparcia u swojej matki, która przyjechała do nich na czas okołoporodowy i wszystko wskazywało na to, że nie zamierzała szybko się zbierać. To także wpływało na negatywną atmosferę w domu. Matka Klaudii nie była złą kobietą, ale Maks miał wrażenie, że lepiej poradziliby sobie bez teściowej, która wprowadzała tylko zamęt. Nawet zasugerował to żonie, ale ta nie chciała go słuchać.
– Oszalałeś? – zapytała, spoglądając na niego oburzona. – Bez mamy sobie nie poradzę – dodała.
– To my jesteśmy rodzicami – wyszeptał.
Leżeli już w łóżku, obok w kołysce spał ich syn, Maks mówił cicho, gładząc delikatnie żonę po ramieniu. Czuł, że cała jest spięta, nie reagowała na jego dotyk tak jak kiedyś. Wcześniej drżała, gdy tylko musnął jej skórę, uwielbiała grę wstępną. Zastanawiał się, kiedy to minie, kiedy znów zechce się z nim kochać.
– Poradzimy sobie – wyszeptał. – Zaufaj mi!
– Będziesz gotował mi to całe jedzenie, które powinny jeść kobiety karmiące? – Spojrzała na niego. – Nastawiał kilka razy dziennie pranie zabrudzonych śpioszków, sprzątał dom, robił zakupy? Przecież dalej musimy funkcjonować jak wcześniej.
Miał dość jedzenia serwowanego przez teściową. Niesmaczne, niemal bezwonne papki, gotowane pulpety, rozbełtany ryż, zero cebuli czy czosnku, nic, co uczula karmionego piersią noworodka, bez przerwy to powtarzała, gdy krzywił się, spoglądając na stawiany przed nim talerz. A gdy sam próbował się brać do gotowania, przeganiała go z kuchni, mówiąc, że robi niepotrzebny chaos, że ona zajmie się obiadem.
Nieprzespane noce redukowały jego energię życiową, odpuszczał więc i kładł się spać. Czuł, że już dłużej tak nie wytrzyma. Chciał wrócić do pracy, choć przez kilka godzin żyć jak dawniej. Oczywiście nie powie Klaudii, że wraca do pracy, bo zaginęła jej była przyjaciółka i zarazem jego koleżanka z pokoju. Kończy mu się ojcowski, wykręci się, że nie dostał urlopu, powie, że mają braki kadrowe, bo część ludzi z ich komendy przesunięto na granicę z Ukrainą. Taka była prawda. Wojna trwała od kilku dni i nie zanosiło się, że szybko się skończy.
W sobotę, wychodząc, nie powiedział ani żonie, ani teściowej, że powodem jest zaginięcie Weroniki. Nawet nie zauważyły, jak odebrał telefon, po którym włożył kurtkę i wybiegł z domu. Martwił się o koleżankę, takie nagłe zniknięcie nie było w jej stylu. Nawet gdyby spieszyła się do teścia, jak niektórzy sugerowali, na pewno zadzwoniłaby do kogoś z komendy uprzedzić, że nie będzie jej na dyżurze.
Znali się z Weroniką od kilku dobrych lat, zaprzyjaźnili się, choć mówi się, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Im się udało. Wcześniej w ich paczce byli jej mąż i jego żona, ale zdrada, której dopuściła się Weronika, odbiła się na jej małżeństwie i tym samym na poczwórnej przyjaźni. Nie potępiał Herman, nie był takim człowiekiem, uważał, że nie ma do tego prawa. Każdy może popełnić błąd, a ferować wyroki jest najprościej. Nie zauważył, żeby nie układało im się w małżeństwie, choć Maciej był specyficznym człowiekiem, trochę takim bez większych emocji. Gdy oglądali zabawny film i wszyscy skręcali się ze śmiechu, na jego twarzy pojawiał się jedynie blady uśmiech; gdy jakaś łajza jechała autem przed nimi, Maks wściekał się, rzucał inwektywami, a Maciek jedynie kręcił głową, mówiąc spokojnym tonem: „A kto dał mu prawo jazdy?”. Aż w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Gdy przyłapał żonę na zdradzie, z zimną krwią zabił kochanka. Może też nie było w tym większych emocji? Po prostu wziął do ręki glocka, bach, bach i po sprawie? Zadanie wykonane.
To był szok dla wszystkich, całej komendy, a nawet społeczności miasteczka, nie tylko dla Weroniki. Pozbierała się, choć to dla niej było niełatwe. Maks miał wrażenie, że bardziej przeżywała śmierć kochanka niż to, że jej mąż i ojciec dziecka trafił do więzienia. A teraz nie mogą jej namierzyć? Co mogło się z nią stać? Ten znaleziony na poboczu drogi samochód, torebka na fotelu pasażera, otwarte drzwi, coś musiało się wydarzyć. Weronika nie porzuciłaby nagle auta. Co prawda nie minęła doba od czasu, gdy była widziana po raz ostatni, ale nie chciał zwlekać. Zaczęli oficjalne śledztwo.
Kiedy wszedł na komendę, poczuł się jak dawniej, te same pozytywne emocje, jest w akcji, działa. Nie było go w pracy niecałe dwa tygodnie, a miał wrażenie, że minęła wieczność. W ich wspólnym pokoju panował jak zwykle rozgardiasz, nigdy nie byli zbyt pedantyczni, a praca była na pierwszym miejscu. Biurko Herman zawalone było papierami, intensywnie pracowała nad ostatnią sprawą, jaką było zidentyfikowanie wyłowionej z Jeziora Białego połowy ciała kobiety. Mimo usilnych starań nie każde śledztwo kończyło się sukcesem, z powodu braku dowodów należało je umorzyć, ale Weronika nigdy nie chciała dać za wygraną i wiedział, że tym razem też tak będzie. Gdziekolwiek teraz jest, da radę.
Czy jej zniknięcie mogło mieć związek z prowadzonym śledztwem? Wpadła na jakiś trop i ktoś chciał zamknąć jej usta? Niewykluczone.
Podszedł do jej biurka i zaczął przekładać kartki. Liczył, że natknie się na wiadomość, która ukierunkuje tok prowadzenia śledztwa. Jednak nic nie wydało mu się znaczące, same suche statystyki, kilka akt spraw, które zamknięto, w tym dwie, gdzie także odnaleziono w jeziorze zwłoki kobiet. Dlatego pojechała w okolice Białego? Chciała coś sprawdzić, ale dlaczego porzuciła samochód przy drodze? To wszystko było bez sensu. Drzwi pokoju otworzyły się i wszedł Stępnicki.
– Mogę? – zapytał.
– Jasne – odpowiedział Maks, odchodząc od biurka Herman i siadając na swoim wysłużonym krześle.
– Też masz wrażenie, że to nie w jej stylu, tak nagle zniknąć? – odezwał się Bartek.
– Ona nie zamierzała nigdzie jechać, czekała na syna, więc coś musiało się stać – odpowiedział Maks.
– Zaprosiła mnie do siebie – powiedział nagle Stępnicki. – Umówiliśmy się na osiemnastą, a gdy przyjechałem, nie otworzyła. Może powinienem od razu wszcząć alarm, ale po prostu pomyślałem, że mnie wystawiła.
– Nie rób sobie wyrzutów, sądzę, że ma to związek z prowadzonym śledztwem, pojechała nad Białe, bo wpadła na jakiś trop…
– I nie powiedziała o tym nikomu? – skrzywił się Bartek.
– Może nie była pewna, chciała to sprawdzić sama, przekonać się, czy ma rację, i coś się tam stało, że nie wróciła.
– Od czego zaczynamy? – zapytał wprost Stępnicki. – Sąsiedzi niczego nie widzieli – dodał. – Zapukałem do wszystkich drzwi w jej klatce.
– Może jednak trzeba rozejrzeć się w Okunince, co prawda poza sezonem mało kto tam jest, ale uważam, że oficjalnie puszczamy informację o jej zaginięciu i prosimy o kontakt ludzi, którzy mogli widzieć ją tamtego dnia nad jeziorem.
– Zuza już się tym zajęła – powiedział Stępnicki.
– No to teraz kamery, trzeba zabezpieczyć materiał z nagrań.
– Nad całym Białym wszystko na sezon zimowy wyłączone z użytku. Ale dzwoniłem już do kościoła w Orchówku, tam mają kamery, być może Weronika będzie nagrana, jak jedzie po ryby, które zamówiła u hodowcy.
– Kiedy będzie nagranie?
– Dzisiaj, za chwilę tam jadę.
– Okej – powiedział Bałucki. – Pojadę z tobą, jeszcze raz przejedziemy się nad Białym, może spotkamy jakichś wędkarzy. Może ktoś coś widział albo słyszał. Ludzie czasem nagrywają ptaki. Jedźmy!
Rozdział
3
Gdy Weronika otworzyła oczy, poczuła ciepło na twarzy. W pierwszej chwili nie wiedziała co to, ale szybko zorientowała się, że na jej policzkach rozpływają się promienie słońca. Musiało być już więc blisko południa. Próbowała się rozprostować, ale lina zawiązana na nadgarstkach nadal mocno ściskała jej dłonie. Nigdzie też nie widziała swojej prześladowczyni. Przechyliła głowę w bok, potem w drugą stronę. Czy zostawiła ją na pastwę losu? To byłoby o wiele lepsze niż jej towarzystwo. Jeszcze raz szarpnęła związane z tyłu o pień drzewa ręce, ale nic to nie dało. Kątem oka widziała tył białego auta. Może jej prześladowczyni zasnęła w środku? A to oznaczało, że miała szansę uciec.
Próbowała opracować strategię. Najlepiej byłoby zorientować się, gdzie się teraz konkretnie znajduje. Musiała wiedzieć, w którą stronę uciekać i gdzie się schować. Dość dobrze znała okoliczne lasy, wychowała się we Włodawie, w szkole średniej często spędzała tutaj wolne chwile. Wystarczy, aby zobaczyła jakiś charakterystyczny punkt, a będzie wiedziała, gdzie jest. Przywiązana była do drzewa w pobliżu wąskiej drogi, w oddali widziała pas przeciwpożarowy usypany z ziemi. Jeśli ta kobieta ją porwała, musi zdawać sobie sprawę, że nie może jej tak wiecznie trzymać w miejscu, w którym mogą zjawić się turyści albo leśnicy.
Weronika wiedziała, że mimo niechęci, jaką ta kobieta do niej żywi, nie jest prosto tak bez skrupułów zabić człowieka. Jej prześladowczyni nie przewidziała tego, tej wewnętrznej blokady. Tylko psychopaci potrafią mordować z zimną krwią. A Aneta Jakimczyk była owładniętą chęcią zemsty, zranioną kobietą, pragnącą wyrównać rachunki, dopełnić sprawiedliwości, ukarać za grzechy. Co zamierzała z nią zrobić? Jak długo ma tak siedzieć przywiązana do drzewa?
Poczuła nagle przeszywający ją chłód. Wiatr powiał mocniej, buchając w jej twarz aromatem igliwia. A może kobieta zabije ją za pomocą farmaceutyków? Zerknęła w dół na swoje ciało, była cały czas w płaszczu, to utrudniało dostęp do jej żył. Nagle powróciły do niej słowa, które kobieta powiedziała, zanim Weronika straciła przytomność. Chciała jej wmówić, że tak naprawdę nie znała Norberta, że on nie kochał jej tak, jak sądziła, że spotykając się raz na jakiś czas, można udawać, kogo się chce. Nie chciała w to wierzyć, ale wiedziała, że gdzieś głęboko już zostało zasiane ziarno niepewności. Norbert nie żył, a ona nie miała jak zweryfikować tego, o czym mówiła jego siostra. Jednak teraz nie powinna o tym myśleć, musi skupić się, jak się stąd uratować. A może ta kobieta włożyła jej jakąś tabletkę pod język, gdy straciła przytomność? Dlatego nie może sformułować myśli, które wciąż uciekają jej na wszystkie strony, od jednego do drugiego wątku.
Przełknęła ślinę, ale nie czuła żadnego dziwnego posmaku, raczej suchość. Nie piła już od dobrych dwudziestu godzin. Szarpnęła się, zaczęła pocierać sznurem o pień drzewa. Bolały ją barki, niewygodna pozycja dawała się we znaki, ścierpło jej całe ciało, musiała jak najszybciej uwolnić wygięte dłonie. Jeszcze raz szarpnęła się do przodu, ale wtedy usłyszała za sobą jej głos:
– Daruj sobie – zaśmiała się kobieta. – Wijesz się jak robak na haczyku, nie marnuj energii. To i tak nic nie da.
– Chce mi się pić – powiedziała Herman.
– A wiesz, czego ja chcę? – Znów ironiczny ton. – Mnie jakoś nikt nie pyta, czego potrzebuję? A ty jesteś ostatnią osobą, której chciałabym pomóc. – Wyszła zza jej pleców i wymierzyła w nią palcem.
W drugiej ręce za sobą coś trzymała, Weronika poczuła, jak jej krew przyśpiesza. A może jednak myliła się i dla tej kobiety nie będzie niczym trudnym poderżnąć komuś gardło? Widziała w jej oczach gniew i zniewagę. Patrzyła na nią z obrzydzeniem. Aneta zrobiła kolejny krok, nadal ukrywając jedną dłoń za plecami. Pochyliła się nad Weroniką, aż ona poczuła jej oddech na twarzy, szybki i niespokojny. Odruchowo odchyliła się do tyłu, wykrzywiając głowę, a wtedy kobieta wyjęła ukrytą za plecami dłoń.
Rozdział
4
– Mamy nagranie z kościoła w Orchówku – powiedział Bartek, wchodząc do pokoju Bałuckiego. – Widać na nim, jak Weronika przejeżdża swoją meganką, o szesnastej dwadzieścia, ale do hodowcy ryb nie dojechała – dodał.
– To oznacza, że po minięciu kościoła, zamiast jechać prosto po pstrągi, skręciła w stronę Białego – skwitował Maks.
– Po co?
– Może ktoś do niej zadzwonił? – zauważył Bałucki. – Powiedział, że chce się spotkać, bo wie coś o sprawie rozczłonkowanego ciała wyłowionego z jeziora.
– Nie. – Bartek pokręcił głową. – Przejrzałem bilingi, nie odebrała żadnego połączenia. Sygnał telefonu urywa się w miejscu, w którym został znaleziony samochód. Ten, kto stoi za jej zniknięciem, zapewne zabrał jej telefon, wyłączył lub zniszczył.
– Aaa, zadzwonił na komendę facet, który był tamtego popołudnia nad Białym. – Maks podniósł głowę. – Tak jak sądziłem, ktoś tam jednak był.
– No i? – ponaglił go Bartek.
– Facet powiedział, że widział Herman tamtego dnia nad jeziorem. To przyrodnik, wybrał się nad Białe z lornetką, chciał pooglądać ptaki, zauważył kobietę na pomoście, tym, przy którym wyłowiono rozczłonkowane ciało. – Spojrzał wymownie na Stępnickiego. – Z opisu wynika, że to była Weronika. Nie potrafi powiedzieć, która była godzina, ale na pewno przed siedemnastą, bo wtedy wrócił już do auta. Jechał w stronę Chełma, więc nie widział porzuconego samochodu przy drodze, ale powiedział coś istotnego. – Maks zawiesił na moment głos. – W zasadzie sądzę, że może to mieć znaczenie.
– No?
– Że widział tam też jakąś inną kobietę.
– Kobietę?
– Tak, nie nad samym jeziorem, ale na plaży.
– O tej samej godzinie co Herman?
– Dokładnie nie powiedział, ale mniej więcej było to w tym samym czasie.
– Co to za kobieta? Podał jej rysopis?
– Był daleko, patrzył przez lornetkę, kobieta była w kurtce i kapturze na głowie, nic więcej nie pamięta, miał wrażenie, że zauważyła, jak się jej przygląda, i zniknęła z pola widzenia.
– Hmm – westchnął Stępnicki.
– Myślisz, że to może mieć znaczenie?
– Może to jakaś przyjezdna, przyjechała, a potem odjechała, albo ktoś, kto ma coś do ukrycia. W każdym razie ta kobieta nie zgłosiła się do nas, właściwie nikt do tej pory, oprócz tego przyrodnika, nie zareagował na nasz apel.
Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Zuzanna Kugiel.
– Nie uwierzycie, co się stało!
Rozdział
5
Aneta Jakimczyk trzymała w ręku tablet. Na wielkim ekranie widniało zdjęcie Norberta z jakąś kobietą, obejmował ją w talii, w tle znajdowały się palmy i morze.
– I następne. – Kobieta przesunęła palcem po ekranie.
Pojawił się kolejny obraz, Norbert – tym razem z uśmiechniętą blondynką – stał na pomoście, na kolejnej fotografii trzymał w ramionach długowłosą brunetkę, a potem pojawiło się kilka jego fotek z kobietami na nartach. Weronika poczuła nieznany dotąd niepokój. Czy Aneta Jakimczyk chciała właśnie udowodnić, że jej ukochany miał inne kobiety? Te zdjęcia niczego nie dowodzą, poza tym nie wie, kiedy zostały zrobione, może dużo wcześniej, niż się poznali.
– Zdradzał cię – powiedziała kobieta, patrząc Herman prosto w oczy.
– To niemożliwe. – Weronika pokręciła przecząco głową. – Skąd masz te zdjęcia?
– A czy ma to w ogóle jakieś znaczenie?! – wrzasnęła. – Mam, bo mój brat przesyłał mi czasem fotki z wakacji.
Weronika nawet nie wiedziała o istnieniu Anety Jakimczyk. Norbert nigdy jej nie powiedział, że ma siostrę. Gdy się spotykali, na pierwszym planie był seks, pragnęli siebie, to dominowało nad wszystkim innym. A poza tym kradła czas z własnego życia rodzinnego, wymykała się na kilka godzin z domu, nigdy nie została u niego na noc. Czy to, o czym mówiła jego siostra, mogło być prawdą? Norbert nie był taki, jak sądziła? Postawiła na szali swoje małżeństwo, stabilizację życiową, a tymczasem on nie był z nią szczery. Oprócz niej miał także inne kobiety.
– No i co na to powiesz? Boli? – uśmiechnęła się drwiąco. – Wiem, że to cię zniszczy, ta świadomość, że zaryzykowałaś dla niewłaściwego mężczyzny. Twój mąż, ojciec twojego dziecka siedzi w kiciu, bo ty zapragnęłaś dać dupy pierwszemu lepszemu, który cię poderwał. – Spojrzała na nią lekceważąco. – Kochałam Norberta, dla mnie nie miało znaczenia, z kim i jak często sypia, był moim bratem, ale nie spodziewałam się, że w końcu się doigra. – Pokręciła głową. – Bałam się, że wplącze się w problemowy układ, złapie jakiegoś syfa, ale nie, że zostanie zabity!
Weronika milczała, w duszy analizując to, co właśnie usłyszała. Czy naprawdę była taka łatwowierna? W czasie, gdy planowała zostawić męża, rozbić swoją rodzinę, Norbert sypiał z innymi? Dla niego ona nie była tą jedyną, dla której byłby w stanie zrobić wszystko, tak jak ona dla niego? Aneta Jakimczyk miała rację, to bolało, potwornie bolało. Naiwna i głupia. W jej głowie kłębiło się od podobnych epitetów na własny temat.
Widziała jednak, że nie tędy droga. Musi teraz skupić się na chwili obecnej, spróbować uciec. Jednak poczuła się zupełnie pozbawiona sił, przez jedną krótką chwilę pomyślała, że jakkolwiek zakończy się sytuacja, w której się znalazła, ona nigdy już nie będzie sobą. Pierwsze załamanie, śmierć Norberta, było jak cios w samo serce, ale teraz, gdy poznała okoliczności i tło ich relacji, bolało jeszcze bardziej. Miał zamiar w ogóle powiedzieć jej, że to tylko zabawa? Kiedy? Gdyby oznajmiła, że odeszła od męża? Poczuła, jak ciężar wspomnień zaciska pętlę na jej szyi. Chciała odrzucić z pamięci kadry, które teraz zobaczyła, Norberta z innymi kobietami.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki