40,00 zł
Nowy tom wierszy Adriany Szymańskiej pod tytułem "Epilog z Gwiazdą" to tomik o wielkiej energii poetyckiej. Wiersze mistyczne, ekstatyczne, opiewające urodę życia, ale w bardzo elegijnym tonie. Wyraźny jest tu temat przemijania i odchodzenia, jednak w nieustającym zachwycie wobec nieskończonego wszechświata i niewzruszonym u tej poetki współczuciu wobec wszelkich ziemskich istot. Kiedy czytamy jej poezję, czujemy się silniejsi w naszym codziennym oporze przeciwko zwątpieniu i bezradności.
Książka ukazuje się w 55 rocznicę pracy twórczej Adriany Szymańskiej, która jest także eseistką, krytyczką literacką, tłumaczką i autorką książek dla dzieci i dorosłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 41
Redaktor prowadząca: Anna Piwkowska
Korekta: Aleksandra Nizioł
Projekt graficzny okładki: Piotr Kieżun
© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023
© Copyright by Adriana Szymańska
Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego autorki
Wydanie pierwsze
Warszawa 2023
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
Księgarnia internetowa: www.piw.pl
Polub PIW na Facebooku:
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
ISBN 978-83-8196-707-5
Żyję w podziwie.
Julian Przyboś
Hejnał z ratuszowej wieży głosi południe,
z kościelnej – wtóruje mu Anioł Pański.
Podniebny duet kołuje w górze
jak para wzlatujących ku niebu gołębi.
Kroki przechodniów po rynkowym bruku
to akompaniament – rytmiczny werbel.
Błyskają szyby w oknach starych kamienic
jak oczy szeroko otwarte.
Chciałabym zatańczyć na pobliskim dachu
z podfruwającymi tutaj wróblami.
Bo nie umiem wyrzec się miłości
do tego świata – z koroną mgieł nad drzewami
parku i wiekowymi murami zamku.
A gdy idę mostem zawieszonym nad Narwią,
rzucam na wodę listek brzozy.
Niech rzeka go porwie i moje wyznanie
w tę zamgloną świetlistość zanosi.
Pułtusk, we wrześniu 2022
Mija kolejny dzień. Ciepły, słoneczny,
w radosnych świergotach wróbli.
Czas przesuwa kartki w wytartym zeszycie istnienia.
Zszyte bożą dłonią, dzielą się w naszych rękach
na elementarne cząstki. Osobno
atomy dobra i zła, radości i bólu. Niełatwo
odnaleźć w tym zeszycie swój ostateczny moment.
Tu, gdzie kronika twego życia otwiera się
na niepojętość, wstrzymuje cię byle drobiazg:
filiżanka z parującą kawą, merdający psi ogon,
telefon od przyjaciela. To są twoje dobre chwile.
Smutek wczepia się w ciebie pazurkiem kota,
raniącym wskazujący palec, zawrotem głowy,
samotnym wieczorem.
Odległość od twoich schodów do ogrodu
i ścieżki w lesie stają się nagle nie do pokonania.
Zeszyt istnienia wybiera jednak nową stronę dnia,
by raz jeszcze cię wpisać w tętniący nurt minut,
godzin. Miesięcy? Na pytanie o lata składa kartki
niczym papierowy samolocik. Poleci,
dokąd Bóg da.
13/14 czerwca 2021
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć.
Tak dzwon na kościelnej wieży
punktuje czas. Kończy się noc,
niebo za oknem powoli zdobi perłowy blask.
Rudy kot opuści za chwilę swój nocny rewir
w gąszczu ogrodów, by wejść do domu,
ptaki zaczną skubać ziarno na parapecie.
Jeszcze brzoza strojna w żółknące liście
przeczesze gałęźmi rozległy widnokrąg,
podśpiewując z wiatrem radosny psalm.
A gdy słońce błyśnie purpurą pośród mgieł
jak płonąca głownia, wzniesiona ręką Boga,
zrozumiem, że zostałam obdarowana
hojniej, niż mogłoby się to wydarzyć
w najpiękniejszych snach.
W październiku 2021
Ani skowronek, ani sowa. Takie sobie ze mnie
senne ptaszysko. Od kiedy zamiast skrzydeł
czuję na plecach coraz to cięższe brzemię czasu –
mogłabym spać zawsze i wszędzie.
Tylko czasami podlatuję w górę wzrokiem
za stadkiem jaskółek, których niewiele już krąży
nad moim wiejskim domem.
Świat, coraz mniej przychylny dla żywych stworzeń,
podrywa mnie przecież do biegu wśród
rozkołysanych traw i puszystych dmuchawców,
gdzie nucę radosne requiem dla moich zwierząt.
Miałabym zapomnieć o tych wszystkich,
których hołubiłam w czynach i słowach?
O gadającej papużce – Karolu i tańczącej króliczce –
Gertrudzie? O zrywnej klaczy – Eskadrze
i starym wałachu – Dolmenie, o dzikim gołębiu
grzywaczu, przylatującym na mój parapet po ziarno?
Niech gwiazdy zapłoną dla jamnika – Denka,
dalmatyńczyka – Limona i rudej seterki – Kory,
mojej pierwszej psiej miłości.
Czy ktoś – oprócz mnie – o nich pamięta?
A moja pamięć czy zostanie wpisana w ostępy
wieczności? Czy spotkają się tam wszyscy –
wyłuskani po kolei z serdecznego zapisu?
Nadziejo, matko ufających w moc miłości –
bądź mi podporą. Bądź mi batutą
w tej miłosnej symfonii.
10 lipca 2021
W pewnym momencie życia,
żeby napisać wiersz, niepotrzebny jest już
wzrok, słuch i dotyk. Wystarczy,
zapamiętany kiedyś, furkot wróbla,
przelatującego w samo południe
z gałęzi na gałąź kwitnącej jabłoni.
Dziecko, którym wtedy byłaś,
bez wahania powie, że cały świat
– jak kolorowe szkiełko –