Felicità - Radosław Figura,Katarzyna Kalicińska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Felicità ebook i audiobook

Radosław Figura, Katarzyna Kalicińska

3,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pierwszy taki projekt na księgarskim rynku! 
 
Dwie powieści, które łączy to samo wydarzenie - wyjazd matki i córki do Polignano a Mare, małej, urokliwej miejscowości we włoskiej Apulii. Powieść FELICITÀ opowiada wydarzenia z punktu widzenia 42-letniej Zośki, a powieść PRIMO AMORE jest pamiętnikiem jej córki, 17-letniej Oliwii. Zdrada, miłość, żałoba, rodzinne tajemnice i spalone słońcem Włochy. To życiowa i przejmująca historia o tym, że wszystkie przeciwności losu można pokonać z pomocą rodziny i przyjaciół.
 
 


Zośka jest kobietą po przejściach, która uzyskawszy względną stabilizację pragnie już tylko spokojnego życia. Ale jej córka, Oliwia, zaangażowana aktywistka, dostarcza mamie coraz to nowych przeżyć. Apogeum osiąga, gdy Zośka przekazuje jej list od zmarłego w pandemii ojca. Treść listu nie jest tajemnicą dla matki. Za to córce świat wywraca się do góry nogami.
Gdy na żądanie Oliwii docierają do południowej Italii, ich północny zdystansowany charakter zderza się ze zmysłowym południowym temperamentem. To zderzenie jest o tyle bardziej przejmujące i wstrząsające, że Zośka spotyka kobietę, która dobrze znała jej męża. Mało tego, jest coś co łączy tę kobietą z Oliwią. Z jednej strony Zośka próbuje odkrywać tajemnicze drugie życie swojego męża, z drugiej porozumieć się z córką, która zaczyna szukać własnego szczęścia, a z trzeciej poradzić sobie z własnymi emocjami. Emocjami, które w połączeniu z lazurowym Adriatykiem, wschodami i zachodami słońca, włoską kuchnią i winem Primitivo potrafią nie tylko zaszumieć w głowie ale i wywołać drżenie serca.
 
 
Razem z tomem Felicita Katarzyny Kalicińskiej i Radosława Figury  ukazuje się Primo amore Kamili Kisały. Przeczytaj obydwie książki i dowiedz się, jak różne odcienie mogą mieć emocje matki i córki podczas włoskiego lata.
 



 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 347

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 11 min

Lektor: Katarzyna KalicińskaRadosław Figura
Oceny
3,7 (18 ocen)
9
3
1
1
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla mo­ich wło­skich Przy­ja­ciół, za in­spi­ra­cję.

Ka­ta­rzyna Ka­li­ciń­ska

Wszyst­kim Mat­kom i Cór­kom oraz tym,któ­rzy je ko­chają.

Ra­do­sław Fi­gura

1Apu­lia

Pierw­sza w pen­sjo­na­cie Fran­ce­ski obu­dziła się Zośka. Jej ze­gar bio­lo­giczny dzia­łał nie­za­wod­nie w każ­dym miej­scu świata. Cho­ciaż Ka­mil, jej mąż, za­wsze mó­wił, że to nie może być bio­lo­gia, skoro ni­gdy nie miała jet lagu.

Kiedy Oli­wia otwo­rzyła oczy, matka spoj­rzała na nią znad iPada.

– Zro­bimy to dzi­siaj? – spy­tała.

Córka uśmiech­nęła się i od­parła:

– Tak, na­resz­cie!

– Skoro aż tak nie mo­głaś się do­cze­kać, trzeba było wcze­śniej po­wie­dzieć – ob­ru­szyła się Zośka, do­tąd prze­ko­nana, że córka tak samo jak ona bała się tego, co mo­gło na­dejść.

– Nie chcia­łam ci prze­ry­wać amo­rów...

– Ej, ma­ło­lato! – krzyk­nęła i rzu­ciła się na na­sto­latkę z po­duszką.

– Prze­grasz! – po­stra­szyła ją córka i ze­rwała się z łóżka, by unik­nąć ciosu. Zdą­żyła za to chwy­cić swoją po­duszkę i strze­lić nią matkę w ty­łek. Zośka za­wyła z uda­wa­nej zło­ści i wal­nęła córkę cen­tral­nie w czu­bek głowy. Oli­wia od­wi­nęła się, tra­fia­jąc w ra­mię, po czym wsko­czyła na łóżko i spa­dła na matkę z ca­łym im­pe­tem, krzy­cząc jak Mar­lin z Gdzie jest Nemo:

– Do ata­ku­uuuu!

Bi­twa skoń­czyła się, kiedy obie wy­lą­do­wały ro­ze­śmiane na pod­ło­dze. Po chwili jed­nak spo­waż­niały, jakby czarne kłę­bia­ste chmury zwia­stu­jące kło­poty prze­sło­niły na­gle słońce, choć za oknem wi­dać było bez­kre­sne błę­kitne niebo. Ta­kie, które jest obiet­nicą spo­koju, ła­god­no­ści, do­bra, zro­zu­mie­nia i wy­łącz­nie po­zy­tyw­nych zda­rzeń. Mimo wszystko były zde­cy­do­wane zre­ali­zo­wać swój za­miar. Kiedy, jak nie dzi­siaj?

W sa­mo­cho­dzie nie od­zy­wały się do sie­bie. Żadna nie włą­czyła ra­dia. Matka sku­piła się na na­wi­ga­cji, która pro­wa­dziła je uli­cami Lu­igi Pi­ran­della, a po­tem Fe­de­rico Fel­li­niego. Pro­wa­dząc, spo­glą­dała na wą­ską pod­miej­ską uliczkę, na któ­rej dwa sa­mo­chody mu­sia­łyby się mi­nąć o włos, je­śli w ogóle zdo­ła­łyby prze­pro­wa­dzić taki ma­newr. Z dru­giej strony ujął ją ten tak ty­powy dla wło­skiego po­łu­dnia brak na­pu­sze­nia. Wielki re­ży­ser Fe­de­rico ma wą­ziutką uliczkę swo­jego imie­nia. I co z tego? Pew­nie przy­jąłby ten straszny afront z kom­plet­nym lu­zem.

Parę mi­nut póź­niej za­trzy­mały się na par­kingu nad za­toczką Cala Port’Alga. Jakby ni­gdy nic wy­sia­dły z fiata, wy­jęły maty, ręcz­niki ką­pie­lowe oraz ko­szyk z lun­chem przy­go­to­wany przez Fran­ce­scę. Nie bez sar­ka­nia.

– Ko­szyk? Jaki ko­szyk? I o któ­rej to niby zje­cie? – ma­ru­dziła. We Wło­szech wiele re­guł można na­giąć, ale pory po­sił­ków są rze­czą świętą. Rano lek­kie śnia­da­nie, czyli kawa i coś słod­kiego, po­tem mię­dzy trzy­na­stą a pięt­na­stą obiad, a na końcu naj­waż­niej­sze – ko­la­cja. I po niej obo­wiąz­kowo lody. Ża­den sza­nu­jący się Włoch nie usią­dzie do głów­nego po­siłku wcze­śniej niż o dwu­dzie­stej czy dwu­dzie­stej pierw­szej. A naj­le­piej jesz­cze póź­niej. Zośka o tym wie­działa, ale miała to w no­sie. W końcu była tylko tu­rystką. Wy­ja­śniła więc cier­pli­wie Fran­ce­sce:

– Po­pro­simy o coś do prze­ką­sze­nia, zjemy, jak zgłod­nie­jemy, na plaży. Pro­szę to do­pi­sać do ra­chunku.

– Pew­nie, że do­pi­szę – fuk­nęła Włoszka. A gdy wcho­dziła do kuchni, rzu­ciła jesz­cze niby do sie­bie, ale tak, żeby było sły­chać: – Jakby nie można było po­cze­kać do ko­la­cji!

Nie sko­men­to­wały tego, bo z za­ple­cza wyj­rzał roz­ba­wiony przy­stoj­niak z kil­ku­dnio­wym czar­nym za­ro­stem i opa­ską na gę­stych lo­kach. Z sze­ro­kim uśmie­chem wy­glą­dał jak z re­klamy wa­ka­cji ży­cia.

– Ciao, ra­gazze! Nie przej­muj­cie się, mamma za­wsze ma zły hu­mor. Ale nikt nie ma ta­kiego do­brego serca jak ona.

– Chodź mi po­móc, a nie ga­dasz głu­poty – od­po­wie­działo mu zrzę­dze­nie z głębi kuchni.

Enzo roz­ło­żył ręce w ge­ście „cóż po­cząć” i znik­nął na za­ple­czu.

Z ulicy Fel­li­niego ru­szyły w stronę za­toczki. Oli­wia po­ka­zała Zo­śce po­sta­wiony na sztorc dziób zie­lo­nej łódki peł­nią­cej funk­cję bi­blio­teczki z książ­kami na wy­mianę. Żadna z ko­biet nie miała jed­nak tego dnia głowy do czy­ta­nia. Za­trzy­mały się na szczy­cie ka­mien­nej skarpy. Za­toczka wci­nała się w ląd wą­skim kli­nem. De­li­katne fale zwil­żały drobny pia­sek na brzegu. Po le­wej stro­nie, wzdłuż na­brzeża cu­mo­wało kilka łó­dek wio­sło­wych, zie­lo­nych jak bi­blio­teczka na gó­rze. Na brzegu stało jesz­cze kilka ta­kich.

Matka i córka swo­bod­nym kro­kiem za­cie­ka­wio­nych tu­ry­stek ze­szły po ka­mien­nych stop­niach do za­toczki. Zośka przy­sta­nęła, za­sta­na­wia­jąc się nad od­po­wied­nim miej­scem, a Oli­wia za­trzy­mała się u jej boku. Żadna nie spoj­rzała na ciem­no­włosą ko­bietę w jed­no­czę­ścio­wym czar­nym ko­stiu­mie ką­pie­lo­wym, która po­kry­wała zie­loną farbą ławkę jed­nej z łó­dek. Na­sto­latka wie­działa do­sko­nale, kim jest wła­ści­cielka wy­po­ży­czalni, bo wi­działa ją wcze­śniej na In­sta­gra­mie. Jej matka do­my­ślała się, ale nie mo­gła się zmu­sić, żeby na nią spoj­rzeć.

Uśmiech­nęła się do córki i wska­zała na­brzeże po le­wej stro­nie za­toczki. Roz­ło­żyły tam swoje ręcz­niki. Bar­dzo sta­ran­nie. Tak jakby za­mie­rzały tu zo­stać na całe lata.

– Faj­nie, co nie? – uśmiech­nęła się na siłę.

– Su­per! – przy­tak­nęła Oli­wia z okrop­nie sztucz­nym en­tu­zja­zmem. Obie były spięte. Obie czuły, że to piękne miej­sce aż drży od emo­cji. Jakby pod zie­mią prze­bie­gały ja­kieś żyły albo jakby głę­boko pod ich sto­pami bu­dził się przed­po­to­powy po­twór.

– Tak, mnie też się po­doba. Do­brze, że tu przy­je­cha­ły­śmy. – Wcale nie tak ła­two przy­cho­dziło jej utrzy­my­wa­nie po­zo­rów. Jej sie­dem­na­sto­let­nia córka to czuła. Nie miała jed­nak dość siły, żeby prze­bić ten ba­lon.

– Idziemy po­pły­wać?

Oli­wia zrzu­ciła dżinsy i ko­szulkę. Stała te­raz w słońcu Pu­glii w sa­mym ko­stiu­mie i pa­trzyła w mo­rze.

– Jak my­ślisz, woda dziś cie­pła? – za­py­tała matkę, która wbiła wzrok w cią­gnący się po ho­ry­zont błę­kit.

– Ad­ria­tyk ni­gdy nie jest cie­pły – od­po­wie­działa z prze­ko­na­niem. Jako istota cie­pło­lubna uwa­żała, że Ad­ria­tyk pod ko­niec czerwca zde­cy­do­wa­nie od­biega od jej ide­ału kom­fortu. I nie miało zna­cze­nia, że w se­zo­nie by­wał mo­rzem bar­dzo cie­płym.

Na­gle za­częła biec.

– Która pierw­sza, ta wy­biera knajpę na ko­la­cję! – rzu­ciła.

– Prze­go­nię cię! – usły­szała za ple­cami Oli­wię. Dziew­czyna za­śmiała się gło­śno, pierw­szy raz tego dnia, i po­bie­gła ile sił w no­gach.

– Na pewno nie! – od­krzyk­nęła Zośka.

– Zo­ba­czysz, już cię mam! Nie dasz rady, sta­ruszko! – pro­wo­ko­wała matkę ro­ze­śmiana sie­dem­na­sto­latka.

Znała swoją córkę. Wie­działa, że jest am­bitna. Bar­dzo lu­biła de­cy­do­wać, choć jesz­cze nie o wszyst­kim mo­gła. Ta ko­la­cja bę­dzie dla niej frajdą!

W jed­nej chwili Oli­wia ją mi­nęła, pierw­sza do­bie­gła do mo­krego pia­sku i rzu­ciła się w fale... wcale nie tak zimne, jak ostrze­gała matka. Za­nu­rzyła się i wy­pły­nęła parę me­trów da­lej. Strze­pała war­ko­czyki na plecy, od­wra­ca­jąc się twa­rzą do plaży. Zośka stała po ko­lana w wo­dzie i raz jedną, raz drugą ręką ochla­py­wała bio­dra. Po­tem... bio­dra. I znowu bio­dra. Zmar­z­luch z niej! Oli­wia śmiała się gło­śno, za­chwy­cona le­ni­wymi pły­wami Ad­ria­tyku. A jej matka po­le­wała już de­kolt i dy­go­tała z zimna. Wi­działa minę córki, jed­nak nic so­bie z niej nie ro­biła. Mu­siała przy­zwy­cza­jać się do tem­pe­ra­tury wody po­woli. Te­raz nie­zdar­nie ochla­py­wała so­bie plecy. Na­gle po­czuła, jak gi­gan­tyczna fala chłodu spada na nią od tyłu. Obej­rzała się. Wło­skie cia­cho z ide­al­nie wy­rzeź­bio­nym brzu­chem ob­da­rzyło ją uśmie­chem. Młody męż­czy­zna ewi­dent­nie chciał przy­pu­ścić na nią drugi atak, bo już się­gał dło­nią do wody.

– Nie, pro­szę, nie! – krzyk­nęła gło­sem naj­wy­raź­niej wy­star­cza­jąco prze­stra­szo­nym, by fa­cet prze­stał się sze­roko uśmie­chać.

– Prze­pra­szam! – rzu­cił, uno­sząc rękę.

– Nie szko­dzi – od­po­wie­działa i chcąc po­ka­zać, że jest świetną pły­waczką, a w do­datku wcale się zimna nie boi, zło­żyła ręce nad głową i za­nur­ko­wała. Był tylko mały pro­blem. Za­po­mniała, że stoi w wo­dzie le­dwo po ko­lana. W związku z tym rę­kami i głową za­ryła w dno, a jej pupa wy­chy­nęła dwu­znacz­nie po­nad po­wierzch­nię wody. Oli­wia aż za­mknęła oczy. Przy­stoj­niak prze­ciw­nie, wy­trzesz­czył swoje.

Po upior­nie dłu­giej chwili Zośka pod­parła się rę­kami i wy­nu­rzyła spod wody głowę z wło­sami peł­nymi pia­sku. Pró­bo­wała się uśmie­chać, jakby to była jej stała prak­tyka. Ta­kie yoga di­ving. Za­uwa­żyła jed­nak minę Oli­wii i za­że­no­wane spoj­rze­nie, które ta kie­ro­wała na Wło­cha. Prze­nio­sła więc wzrok na niego. Był ewi­dent­nie roz­ba­wiony, ale uda­wał po­waż­nego.

– Nie szko­dzi – rzu­cił, po czym kilka kro­ków jego bo­skiego ciała star­czyło, by do­tarł do głęb­szej wody i jak strzała znik­nął pod jej po­wierzch­nią. Wy­pły­nął da­leko od brzegu.

Za­wo­łała do córki:

– Ja już się na­pły­wa­łam na dzi­siaj. Idę się wy­su­szyć.

Udało jej się do­trzeć do ich bazy bez ko­lej­nego bla­mażu. Owi­nęła się ręcz­ni­kiem pla­żo­wym. Od razu też za­częła czuj­nie ob­ser­wo­wać córkę, która roz­ma­wiała z ja­kimś mło­dym chło­pa­kiem. Pół­dłu­gie ciemne włosy fa­lo­wały mu na wie­trze, a śniade ra­miona błysz­czały od kro­pe­lek sło­nej wody. Dziew­czyna pa­trzyła na niego z uśmie­chem, po­pra­wia­jąc war­ko­czyki. Zośka czuła, że to już się za­czyna. Że jej dziecko bę­dzie co­raz bar­dziej do­ro­słe, co­raz bar­dziej sa­mo­dzielne. A naj­gor­sze, że bę­dzie się wo­lała przy­tu­lać do ta­kiego typa jak ten, który ją te­raz roz­śmie­szał. Mó­wie­nie, że to na­tu­ralny cykl ży­cia, to żadne po­cie­sze­nie. Jak ona chcia­łaby, żeby Oli­wia była za­wsze ma­lutka, mię­ciutka i pach­nąca mle­kiem.

– Trzeba było so­bie uro­dzić plu­szaka – za­mru­czała do sie­bie z prze­ką­sem.

Tym­cza­sem ro­ze­śmiana sie­dem­na­sto­latka wy­bie­gła z wody. Po­ma­chała na po­że­gna­nie chło­pa­kowi, który od­wró­cił się w stronę grupki ko­le­gów.

– Mamo! Za­je­bi­sta woda, co?

– Kto to był? – Zośka zi­gno­ro­wała jej py­ta­nie i po­wio­dła wzro­kiem w kie­runku roz­ba­wio­nych mło­dych męż­czyzn.

– Da­vide. Miej­scowy.

– Mó­wił coś cie­ka­wego?

– Wiesz, że tu­taj jest co roku kon­kurs Red Bulla na skoki do wody?

– I co? Star­to­wał?

No tak, chło­pak pew­nie sprze­dał Oliwce ja­kąś im­po­nu­jącą opo­wieść. Lo­kalny he­ros. Ska­cze do wody, ocala dzieci z po­ża­rów, a w wol­nych chwi­lach ra­tuje sta­ruszki przed pę­dzą­cymi sku­te­rami.

– Mamo, o co ci cho­dzi? – Nie­spo­dzie­wa­nie dla Zośki jej córka się spięła.

– O nic. Py­tam po pro­stu. Po­zna­łaś mło­dego czło­wieka, chcę się cze­goś do­wie­dzieć. Tylko tyle.

– Mam go po­pro­sić, żeby ci przy­słał CV?

– Oczy­wi­ście, że nie. Nie­ważne.

– No nie­ważne – po­wtó­rzyła Oli­wia, a matka do­my­śliła się, że jej mała có­reczka wła­śnie prze­żywa swoje pierw­sze „za­ko­cha­nie od pierw­szego wej­rze­nia” i bę­dzie strze­gła do­stępu do swo­ich emo­cji jak naj­więk­szej ta­jem­nicy. A ona musi po­ko­nać te za­sieki cier­pli­wo­ścią, mi­ło­ścią i życz­li­wo­ścią. Ina­czej ni­czego się nie do­wie.

Ale to jesz­cze nie w tej chwili. Bo wła­śnie stało się coś, czego żadna z nich się nie spo­dzie­wała ani nie brała pod uwagę. Na Zośkę padł cień ja­kiejś po­staci.

– Ciao! – usły­szały. – Wiem, kim je­ste­ście.

Spoj­rzały na ko­bietę, która nad nimi sta­nęła. Tę samą, która wcze­śniej ma­lo­wała ławkę łódki. Na twa­rzy miała wy­pi­sane py­ta­nie, któ­rego nie mu­siała wcale wy­po­wia­dać. Jej ciemne po­łu­dniowe oczy pra­wie krzy­czały: „Co wy tu, kurwa, ro­bi­cie?!”.

Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Re­dak­cja i ko­rektaTe­resa Zie­liń­ska Do­mi­nik Lesz­czyń­ski Anna Na­li­kow­ska
Co­py­ri­ght © by Ka­ta­rzyna Ka­li­ciń­ska i Ra­do­sław Fi­gura, 2024 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2024
ISBN 978-83-8360-154-0
Książka jest fik­cją li­te­racką – sy­tu­acje, osoby, zda­rze­nia w niej przed­sta­wione nie mają żad­nego związku z rze­czy­wi­ście ist­nie­ją­cymi oso­bami czy rze­czy­wi­stymi sy­tu­acjami lub zda­rze­niami.
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.