Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
„Początki humoru wierszowanego na terenach dzisiejszej Anglii i Ameryki Północnej giną w pomroce wieków. Tam je też na wszelki wypadek pozostawimy” – pisze we wstępie do Antologii Stanisław Barańczak i zaprasza czytelnika na wędrówkę przez dzieje poezji niepoważnej. Im dalej, tym zabawniej. Wypowiedzenie tego, jak wiele niebywałej radości dostarczają limeryczne, biograficzne (będące tzw. \"biografiołami\", sceniczne, niesceniczne, obsceniczne i inne wiersze-żarty tego tomu – przekraczają możliwości małej notki.
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Wola m.st. Warszawy (3)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 207
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ani
- wszystko, ale szczególnie nr 168
SPIS TREŚCI,
JAKI MIAŁABY TA KSIĄŻKA, GDYBY AUTOR WYBORU NIE WPADŁ W OSTATNIEJ CHWILI NA POMYSŁ, ABY UŁOŻYĆ WSZYSTKO W PORZĄDKU TEMATYCZNYM, A NIE CHRONOLOGICZNO-ALFABETYCZNYM
(Cyfra z lewej strony tytułu oznacza numer porządkowy wiersza w antologii, cyfra z prawej - stronicę, na której wiersz się znajduje.)ZAMIAST WSTĘPU / 18
WILLIAM SHAKESPEARE (1564-1616)
246-247. Dwie przyśpiewki błazna (Z Króla Leara) / 210
302. Fragmenty występu teatru amatorskiego rzemieślników ateńskich (Ze Snu nocy letniej) / 253
301. Pean przedrzeźniony (Z Jak wam się podoba) / 252
152. Piosenka marynarska (Z Burzy) / 155
87. Piosenka przedrzeźniona (Z Jak wam się podoba) / 84
Piosenka wędrownego handlarza-naciągacza
(Z Zimowej opowieści) / 109
Piosenka złodziejaszka (Z
Zimowej opowieści)
/ 189
285-290. Przekręcenia, przejęzyczenia, niedosłyszenia i inne
nieporozumienia (Urywki z kilku komedii) / 238
Przyśpiewka bezczelnego młodzika
(Z Romea i Julii) / 126
186-188. Trzy przyśpiewki błazna (Z Króla Leara) / 183
JOHN DONNE (1572-1631)
Do Fryne, oglądając pochlebiający jej portret / 228
Gabinet miłośnika starożytności / 126
Klokiusz / 156
245. Rozpustnik / 210
112. Wydziedziczony / 110
ROBERT HEDRICK (1591-1674)
248. Na Scobble'a: Fraszka / 211
THOMAS RANDOLPH (1605-1635)
133. Na utratę małego palca / 134
WILLIAM CARTWRIGHT (1611-1643)
154. Kobiety / 156
JOHN CLEVELAND (1613-1658)
175. Jasnoskóra nimfa, zaloty czarnego chłopca odrzucająca / 174
ANDREW MARVELL (1621-1678)
148. Ametas i Testylida przy skręcaniu powróseł z siana / 149
JOHN WILMOT, hrabia ROCHESTER (1647-1680)
189. Na króla Karola II: Improwizacja / 184
ANONIMOWE WIERSZE I PIOSENKI DLA DZIECI (publ. XVIII w.):
ZE ZBIORU TOMMY THUMB'S PRETTY SONG BOOK (ok. 1744):110. Kiedy byłem jeszcze mały / 108
2. Pod pagórkiem, w małej chatce / 24
28. Zawalił się w Londynie most / 54
ZE ZBIORU MOTHER GOOSE'S MELODY (ok. 1765):13. Droga do Londynu / 34
185. Józia i Jurek / 182
316. Kotek wziął skrzypce / 271
19. Powiastka z Arystotelesa / 46
86. Trzej mądrale z Gotham / 84
JOHN GAY (1685-1732)
12. Epitafium własne / 31
ALEXANDER POPE (1688-1744)
88. Fraszka / 85
SAMUEL JOHNSON (1709-1784)
3. Nakryłem głowę kapeluszem / 25
97. Wrażliwe dziecię / 92
ANONIMOWE WIERSZE DLA DZIECI (publ. XIX w.):
ZE ZBIORU THE NURSERY RHYMES OF ENGLAND, COLLECTED CHIEFLY FROM ORAL TRADITION
BY JAMES ORCHARD HALLIWELL (1842,1853):
114. Bonifacy Niedośpiałek / 111
321. Lista / 273
SAMUEL TAYLOR COLERIDGE (1772-1834)
279. Z tajemnic wokalistyki / 230
WALTER SAVAGE LANDOR (1775-1864)
190. Czterech Jerzych / 184
GEORGE GORDON, lord BYRON (1788-1824)
142. Epitafium / 140
THOMAS HOOD (1799-1845)
134. Lament Sally Simpkin / 135
EDWARD LEAR (1812-1888)
14. Dziąble / 35
333. Jakąd ze Wszczot / 287
151. Jongi-Bongi-Bong / 152
17. Kaczka i Kangur / 41
252. Limeryk („Dama z miasta Padua, bryła sadła...") / 212
5. Limeryk („Pewien dziwak wołał w centrum Aten...") / 25
318. Limeryk („Pewien pan nagle rzeki: 'Ale draka!...") / 272
293. Limeryk („Pewien rybak z greckiej wyspy
Korfu...") / 242
253. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna na Krymie...") /212
256. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna w Nepalu...") /213
280. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna
z Hong-Kongu...") / 230
319. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna
z Kamczatki...") / 272
292. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna z Quebecu...") / 242
255. Limeryk („Pewien starszy pan z centrum Pragi...") / 213
7. Limeryk („Pewien stary mruk z miasta Wick...") / 25
254. Limeryk („Pewien starzec na plaży Waikiki...") / 212
317. Limeryk („Pewien starzec o ogromnej brodzie...") / 272
320. Limeryk („Pewien starzec pod wpływem gorąca...") / 272
281. Limeryk („Pewien starzec u stóp Wezuwiusza...") / 230
4. Limeryk („Pewien starzec z przedmieścia
Bostonu...") / 25
6. Limeryk („Pewien starzec, zamieszkały w Persji...") / 25
1. Pełznąc hen, na szczyt wzgórza / 24
115. Przypadki z życia mego wuja Adalberta / 112
146. Puchacz i Kicia / 144
270. Zamiast wstępu do dzieł zebranych / 224
LEWIS CARROLL (CHARLES LUTWIDGE DODGSON) (1832-1898)332. Dziaberliada / 286
298. Humpty Dumpty recytuje / 246
53. „Jak pięknie, młody krokodylu..." / 71
258. Limeryk („Jego siostra [wychowana na Lutrze...") / 213
257. Limeryk („Pewien młodzian z miejscowości
Allau...") / 213
8. Mors i Cieśla / 26
300. „Mówiono mi, żeś wspomniał mu mnie..." / 249
15. „Nie mógłbyś przyśpieszyć kroku?..." / 38
127. Ojciec William / 127
124. „Opowiem wszystko, co się da rzec..." / 121
331. Pieśń Szalonego Ogrodnika / 284
THOMAS HOOD Młodszy (1835-1874)
20. Jakież to dziwne / 46
299. Ofiara metafory / 248
265. Piosenka („Widział we śnie Kor mor a ngu tana...") / 218
MARK TWAIN (SAMUEL LANGHORNE CLEMENS) (1835-1910)
306. Limeryk („Smith, właściciel firmy Smith & Sp. ...") / 266
137. „Oda ku pamięci śp. nieboszczyka Stephena Dowlinga Botsa", przez Emmelinę Grangerford / 138
W. S. GILBERT (1836-1911)
309. Antylimeryk / 267
266. Koszmar / 219
282. Opowieść o księciu Agibie / 231
THOMAS HARDY (1840-1928)
21. Czekanie we dwójkę / 47
CHARLES FOLLEN ADAMS (1842-1918)
294. Do Barii Jadidy: Bodolog kochadka / 243
MARY E. WILKINS FREEMAN (1852-1930)
66. Struś / 77
A. E. HOUSMAN (1859-1936)
106. Buraczkowość Józia albo: Kłamca ukarany / 101
98. Dziecięca nieświadomość / 92
303. Fragment tragedii greckiej / 259
29. Głęboko prawdziwe refleksje na temat morza / 55
56. Lew afrykański / 72
135. Na śmierć damskiego oficera Armii Zbawienia / 137
65. Słoń albo: Siła Przyzwyczajenia / 76
ANONIMOWE „CLERIHEWS", EPITAFIA I LIMERYKI (XIX-XX w.):249. Limeryk („Gdy pewien Szkot imieniem Rex...") / 211
295. Limeryk („Herr Hans Hoechs, germanista
z Macao...") / 244
180. Limeryk („Pewien młody Irlandczyk z Belfastu...") / 176
261. Limeryk („Pewien stary mężczyzna z Tobago...") / 215
161. Limeryk („Rzekła dama na komendzie
w Tottenham...") / 160
251. Limeryk („Słynna w Bonn barmanka
Duża Fela...") / 212
92. Limeryk („Świat zgodnie z planem szedł przez
moment...") / 88
150. Limeryk („W pani Z. - znałem ją jako Andzię...") / 151
156. Limeryk („W środku pampy śpiewał gaucho Bruno...") / 158
308. Limeryk o limeryku / 266
62. Limeryk o pelikanie / 75
69. Limeryk o tygrysie / 78
143. Nagrobek dentysty-entuzjasty / 140
224. Spinoza / 199
225. Swift / 200
W. R. INGE (1860-1954)
128. Limeryk („Pewien starzec w swej willi na Etnie...") / 128
GELETT BURGESS (1866-1951)
33. Chciałbym w pokoju mieć podłogą / 59
324. Fioletowa krowa / 275
HILAIRE BELLOC (1870-1953)
325. Dromadeopard / 276
Gnu / 67
Hipopotam / 68
Historia Henia Żurka, który żuł Kawałki Sznurka
i wskutek tego wyzionął Ducha w Młodym Wieku oraz w Straszliwych Męczarniach / 102
Historia Rebeki, która Trzaskała Drzwiami dla Zabawy, aż spotkał ją Wcale Nie Zabawny Koniec / 103
Lord Abbott / 180
Lord Archibald / 185
Lord Finchley / 185
Lord Heygate / 185
Znużenie życiem / 116
Żmija / 78
ARTHUR GUITERMAN (1871-1943)
90. Historia starożytna / 86
23. Marność wielkich tego świata / 48
47. Obyczaje hipopotama / 68
ARTHUR BULLER (1874-1944)
27. Limeryk („Pani N. to taki prędki typ, że...") / 52
HARRY GRAHAM (1874-1936)
177. Anglik u siebie / 175
139. Bezmyślna swawola / 139
99. Dziecięca nieczułość / 93
305. Ekonomia poetyczna / 264
140. Miękkie serce / 139
176. Nie ma tego złego / 175
262. Nieszczęścia chodzą parami / 215
138. Podwójny pech / 139
102. Surowy rodzic / 95
105. Ucieszny smyk / 100
ROBERT FROST (1874-1963)
93. Nie całkiem obecny / 88
34. Rekordowy krok / 60
EDMUND CLERIHEW BENTLEY (1875-1956)
204. Cervantes / 194
141. Lord Clive / 140
214. A. Comte / 197
213. Dante / 196
220. Dżyngis-Chan / 198
211. H. Ford / 196
221. J. Gay i W. Blake / 198
219. Hannibal / 198
217. Henryk VIII / 197
222. A. Hitler / 199
210. Jerzy III / 196
207. F. Liszt / 195
223. Machiavelli / 199
209. Mahomet / 195
131. Matuzalem / 131
206. J. S. Mill / 195
212. Milton / 196
215. Petroniusz / 197
208. Pizarro / 195
218. E. A. Poe / 198
205. G. B. Shaw / 194
216. Torquemada / 197
202. Uwagi wstępne / 194
203. Sir Christopher Wren / 194
C. W. BRODRIBB (1878-1945)
200. Kariera złoczyńcy / 190
A. A. MILNE (1882-1956)
45. Imię dla chomika / 67
104. Nieposłuszna mama / 98
327. Skrzat / 279
KEITH PRESTON (1884-1927)
291. Lapsus linguae/ 242
EZRA POUND (1885-1972)
95. Meditatio / 90
M. E. HARE (1886-1967)
117. Limeryk („Pewien pan rzekł sarkastycznie: 'Rajem...") I115
MORRIS BISHOP (1893-1973)
297. Drań przyimek / 245
328. Jak postępować ze skrzatami / 280
160. Limeryk („Chociaż ksiądz z kościoła św. Anny...") / 159
159. Limeryk („Kinga, wiotka dziewica z Toronto...") / 159,
268. Limeryk („Poetessa z miasteczka Ithaca...") / 222
307. Limeryk o limeryku / 266
329. Poeta znaków drogowych / 281
195. Strofy ułożone w piątym rzędzie pośrodku / 186
J. B. MORTON (1893-1979)
278. Balet klasyczny / 229
DOROTHY PARKER (1893-1967)
157. Doniesienie / 158
158. Jedna nieskazitelna róża / 159
11. Komentarz / 31
144. Resume / 141
COLE PORTER (1893-1964)
147. Leć w duet (Let's Do It)/ 146
E. E. CUMMINGS (1894-1962)
259. a oto mister universum (rekordzista / 214
116. każda zła passa ma swój koniec / 114
149. przytul no się powiedział / 150
178. PYTANIE: daj / 175
272. zmarł pan U antologista / 226
ROBERT GRAVES (1895-1985)
276. Epitafium dla artysty-ofiary sukcesu / 228
DAVID McCORD (1897-)
44. Aksolotl / 66
197. Epitafium dla kelnera / 187
264. Historia szkolnictwa wyższego / 218
100. Kiedy mnie chrzcili / 93
267. Ludzka ograniczoność / 222
311. Na autora wyczerpujących (czytelnika) omówień krytycznoliterackich / 267
VLADIMIR NABOKOV (1899-1977)
271. Kolacja literacka / 225
JUSTIN RICHARDSON (1900-1975)
273. Nie przejmować się brakiem oczytania w literaturze współczesnej! / 226
LANGSTON HUGHES (1902-1967)
9. Fatalny poranek / 29
113. Maleńki liryk (w sprawie wielkiej wagi) / 110
118. Monotonia / 116
145. Życzenie w sprawie pogrzebu / 141
OGDEN NASH (1902-1971)
198. Cała sztuka - umieć ziewać bez otwierania ust / 188
168. Co każda kobieta wiedzieć powinna (i czego prawie każda prędzej czy później się dowiaduje) / 166
323. Drób / 275
10. Dzisiaj żadnych wizyt u lekarza, dziękuję bardzo / 30
Japończyk / 177
Jeż / 69
Kaczka / 69
Kalarepa / 63
Kanarek / 70
Kot / 70
Krowa / 71
Lama / 72
167. Mąż idealny / 165
42. Melon / 64
57. Mrówka / 73
196. Myśliwy / 187
59. Nosorożec / 74
58. O mułach / 73
101. O niemowlętach / 94
120. Okropni ludzie / 117
60. Ośmiornica / 74
61. Pantera / 74
179. Pewnik genealogiczny / 176
63. Pies / 75
94. Portret artysty jako człowieka przedwcześnie zgrzybiałego / 89
166. Przecież nie musimy jeszcze wychodzić? albo: Ależ oczywiście, że musimy / 164
263. Refleksje na temat przełamywania lodów przy nawiązywaniu stosunków towarzyskich / 216
260. Rzepa / 214
283. Stroicielu, rozstrój ten fortepian do końca, bo dostanę rozstroju nerwowego / 234
67. Struś / 77
304. Sztuka rymotwórcza: Krótki kurs
dla początkujących / 263
68. Świnia / 77
103. To musi mieć jakiś związek z mlekiem / 96
32. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby móc nie szukać szczęścia / 58
164. W jakim celu stworzeni zostali rodzice / 163
70. Węgorz / 78
Wzrok orli drugiej kategorii / 129
Żółw (I) / 79
Żółw
(II)
/ 79
Żywy obraz w porze zmierzchu / 168
PHYLLIS McGINLEY (1905-1978)
Przeciwnik / 163
Triolet
przeciwko siostrom / 169
KENNETH REXROTH (1905-1982)
Aardvark
/ 80
Człowiek / 80
Foka / 80
Ja / 81
Kot / 81
Lew / 81
Modliszka / 81
N /81
Okapi / 82
Quagga
/ 82
Sęp / 82
Ty / 82
W. H. AUDEN (1907-1973)
/ 201
228. J. S. Bach
/ 201
229. Buber / 201
/ 201
231. Kant /
202
/ 202
233. Lear /
202
234. Mallarme
/ 202
235. K. Marks
/ 203
/ 203
/ 203
36. Przypowieść / 62
238. Sir W. Scott / 203
30. Ten, kto bardziej kocha / 56
91. Upadek Rzymu / 87
182. Wizyta floty / 178
NICHOLAS BENTLEY (1907-1978)
226. Cecil B. De Mille / 200
THEODORE ROETHKE (1908-1963)
121. Krowa / 118
ELIZABETH BISHOP (1911-1969) ‘
18. Brodziec piskliwy / 43
163. Maniery / 162
174. Zamienianie kapeluszy / 173
J. V. CUNNINGHAM (1911-)
244. Epitafium dla kogo bądź / 210
JOHN CIARDI (1916-)
89. Brzask ery podróży kosmicznych / 85
22. Dobranoc / 47
16. Kapitan Ćpałka i bosman Ćpach / 39
64. Kwestia uzębienia rekina / 76
312. Recenzentowi, który wyraził podziw dla mojej książki / 268
96. Zjawisko ewolucji / 90
TED PAUKER (1917-)
310. Limeraiku / 267
RICHARD WILBUR (1921-)
314. Gra w przeciwieństwa / 270
PHILIP LARKIN (1922-1985)
24. Annus Mirabilis / 49
132. Pałac zimowy / 132
313. Potomność / 268
122. Ropuchy / 119
EDWARD GOREY (1925-)
326. Alfabet zwierząt niesłusznie lekceważonych / 277
194. Limeryk („Straszna rzecz się zdarzyła przy chrzcie...") / 186
136. Limeryk („W domu księstwa Pronto
(adres: Via...") / 137
JAMES MERRILL (1926-)
274. Lazurowa Grota / 227
DONALD HALL (1928-)
250. Piersi / 211
JONATHAN WILLIAMS (1929-)
330. Grupa wyznawców antropofagii widzi informacyjny znak drogowy na autostradzie nr 177 w Północnej Karolinie i bierze go za Bramy Niebios / 283
123. Pani Sadie Grindstaff, tkaczka i pracownica do wszystkiego, wyjaśnia współczesnemu światu podstawy filozofii pracy / 120
243. Pustelnik Cackleberry Brown wypowiada się na temat ludzkiej próżności / 208
171. W niedzielne popołudnie wujaszek Iwo z fotela na biegunach ogarnia wzrokiem swoją posiadłość w momencie, gdy ciocia Dora zabiera się do rąbania drewna na podpałkę / 169
MARY ANN HOBERMAN (1930-)
322. Z wykładów: „Sześć przykładów układów w świecie owadów" / 274
315. Życie w miasteczku Odwyrtkowie / 271
SHEL SILVERSTEIN (1932-)
109. Clarence / 105
JOHN UPDIKE (1932-)
173. Dopuszczalna liczba / 172
37. Dziadek do orzechów / 62
172. Fotki / 170
31. Impas w rozmowach na szczycie / 57
296. Książki nie znam, ale nazwisko czytałem / 244
25. Lament nad kakaem / 50
38. Lustro / 62
26. Ofiara Czasu / 51
39. Otwór na listy w drzwiach domu / 63
269. Poetessa / 223
284. Recital / 235
35. Sadzenie skrzynki pocztowej / 61
40. Szczotka do włosów / 63
CHARLES SIMIC (1938-)
43. Arbuzy / 64
183. „Czy kanibale rosyjscy są gorsi niż angielscy?..." / 179
162. Kapusta / 160
277. Notatka / 229
239. „- Opowieść o mnie i o doktorze Freudzie..." / 204
JOHN LENNON (1940-1980) i PAUL McCARTNEY (1942-)
130. Lat 63 (When I'm 64) / 130
155. Rocky Racoon / 157
201. Srebrny młotek Maxwella / 192
E. J. THRIBB (I960-)
242. Sprostowanie / 207
240. Wiersz z okazji kolejnej wizyty Billy Grahamaw Wielkiej Brytanii / 205
241. Wiersz z okazji setnych urodzin W. Somerseta Maughama / 206
ALFABETYCZNY SPIS AUTORÓW / 291
ALFABETYCZNY SPIS INCIPITÓW / 293
Początki humoru wierszowanego na terenach dzisiejszej Anglii i Ameryki Północnej giną w pomroce wieków. Tam je też na wszelki wypadek pozostawimy.
Zwłaszcza, że z pomroki wieków nie dobiegały jeszcze żadne dźwięki, które by w najmniejszym chociaż stopniu przypominały język angielski, tak że w ogóle nie ma o czym mówić.
Z pomroki wieków przenieśmy się jednym skokiem do mroków średniowiecza. Rozpowszechniony pogląd, jakoby w mrokach średniowiecza nic się śmiesznego nie działo, jest poglądem mylnym. Wystarczyło średniowiecznemu ascecie na chwilę zapalić światło, aby wraz z pstryknięciem kontaktu ukazywały się jego oczom widoki silnie przemawiające do średniowiecznego poczucia humoru: a to pochód flagellantów idzie i się biczuje, a to mieszczanie padają od dżumy jak muchy, a to skazańca ćwiartują na rynku, a to wreszcie sama Śmierć z kosą w ręku wygłasza aforyzmy w rodzaju Memento mori.
Próbując ująć któreś z tych humorystycznych zdarzeń w formę zabawnej fraszki, człowiek angielskiego średniowiecza popełniał jednak dwa fatalne błędy. Pierwszym było to, że dla oszczędności usiłował pisać po ciemku, wskutek czego większość przekazów z epoki średniowiecza dotarła do nas w formie silnie zniekształconej. Zamiast np. zwykłego zaimka you (ty) średniowieczny skryba skrobał po omacku (do skrobania przed omackiem miała prawo tylko wyższa arystokracja i kler od biskupa wzwyż) jakieś thou, którego dziś ni w ząb nie rozumiemy. Błąd drugi: człowiek średniowiecza, wiedząc, że jest rok np. 1028, a średniowiecze potrwa jeszcze co najmniej do roku 1450, wysnuwał z tego wniosek, że ma dużo czasu. Co więcej, myśląc o swoich przyszłych czytelnikach z końca wieku XX, zakładał, metodą nieuprawnionej analogii, że również i oni będą mieli dużo czasu. Efekt był pożałowania godny: człowiek średniowiecza zasiadał przy swoim średniowiecznym pulpicie, aby naprędce spłodzić fraszkę, a wstawał, słaniając się na nogach i z doszczętnie popsutym wzrokiem, dopiero po postawieniu kropki po ostatnim zdaniu Opowieści kanterberyjskich.
Dopiero człowiek Renesansu zrozumiał tę prostą prawdę, że nie można żądać studiowania opasłych foliałów od kogoś, kto jedzie tramwajem do pracy albo, siedząc przed telewizorem, opuszcza wzrok na kartki książki na dokładnie 30 sekund, kiedy na ekranie pojawia się akurat jakaś szczególnie nieznośna reklama. Począwszy od roku mniej więcej 1500, na terenie Wysp Brytyjskich świta coraz to bardziej zdecydowane przekonanie, że kluczem poety-humorysty do powodzenia u czytelników jest zwięzłość. Dochodzi do ekscesów w postaci publikacji wierszy zredukowanych do jednej linijki dwusylabowej z rymem wewnętrznym męskim, co zostaje zabronione specjalnym edyktem.
Nie ma historyka, który, zapytany o oficjalną datę narodzin humoru nowożytnego w Anglii, nie wymieniłby roku 1509. Co do tej daty, panuje dziś w nauce całkowita zgodność. Istnieją natomiast rozmaite zajadle zwalczające się teorie co do tego, co mianowicie w tym roku się zdarzyło. Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie znamy i zapewne nigdy nie poznamy: dokumenty, które mogłyby rzucić na sprawę światło, nie dotrwały do naszych czasów.
Człowiek renesansowy różnił się bardzo, jak wiemy, od człowieka średniowiecza, a różnił się głównie tym, że nic, co ludzkie, nie było mu obce. W związku z tym co najmniej połowa renesansowej poezji humorystycznej nie nada je się do zacytowania.
William Shakespeare pod tym względem nie odbiegał wiele od swoich współczesnych. Nie każdy, kto siedzi w dzisiejszym teatrze na przedstawieniu szekspirowskiej komedii, zdaje sobie sprawę, że słyszy zaledwie połowę (tę górną oczywiście) dowcipów zawartych pierwotnie w tekście oryginalnym. Reszta w przeciągu wieków uległa naturalnemu odpadnięciu: sztuki Szekspira przypominają starożytne posągi gladiatorów albo innych priapów, wydobywane z ziemi przez archeologów w formie dość zasadniczo zubożonej w porównaniu z tą, jaką nadało im antyczne dłuto.
Przekonująca na pozór teoria szekspirologiczna, głosząca, że sztuk Williama Shakespeare'a nie napisał wcale William Shakespeare, tylko ktoś inny o tym samym imieniu i nazwisku, nie wytrzymuje jednak krytyki właśnie w świetle tego, co wiemy o szekspirowskich dowcipach. Nikt inny tylko William Shakespeare mógł być na tyle przenikliwy, aby w czasach rozpanoszonego Renesansu zrozumieć prawdę, zdawałoby się, zaprzeczającą doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi: zdarza się, że rozśmieszy nas również dowcip, który nie jest wcale obsceniczny.
Aby jednak taki dowcip rzeczywiście nas rozśmieszył, musi odwołać się do drugiej z dwóch spraw, które nas w życiu zawsze i szczerze interesują i o których słuchać możemy bez końca, mianowicie do faktu, że jesteśmy lepsi (w tym: mądrzejsi, inteligentniejsi, dowcipniejsi, obdarzeni szybszym refleksem, bardziej czarujący) niż inni ludzie. Szekspir rozumiał doskonale, że dowcip sceniczny, który nas - każdego z osobna - w tym przekonaniu utwierdzi, nigdy nie zrobi klapy. W typowym dla siebie porywie geniuszu wynalazł więc metodę malapropizmu, czyli dowcipu opartego na błędnym użyciu słowa - co następuje wskutek przejęzyczenia się, niedosłyszenia słów partnera, przekręcenia wyrazu z powodu jego niedostatecznej znajomości i innych podobnych nieporozumień, znamionujących matoła albo fajtłapę. Jeśli sługa-jołop w scence komedii, usiłując komuś zaimponować swoją ogładą, wygłasza z namaszczeniem zwrot „A zatem ergo..." albo w niedojdowatym pośpiechu upewnia chlebodawcę: „Wszystko gotowe do drogi, panie: konie zjedzone, owies osiodłany", to już te najprostsze malapropizmy radują nas niezmiernie, jak zawsze, kiedy przypadek czyjejś nieszkodliwej głupoty uspokaja nas co do naszej własnej umysłowej wyższości.
Osiągnięciem Szekspira, które czyni z niego, żeby się tak wyrazić, pierwszy słup milowy w naszej przyśpieszonej wędrówce szlakiem historii niepowagi w poezji języka angielskiego, było więc zrozumienie jednej niezmiernie prostej prawdy: żeby dowcip był śmieszny, musi odwołać się do którejś z elementarnych potrzeb, które tkwią bardzo głęboko w naszej naturze, z którymi nie wypada się afiszować (im bardziej nie wypada, tym dowcip bardziej udany), a których zaspokojenie sprawia nam właśnie dlatego przewrotną przyjemność.
Żeby już za dużo nie teoretyzować, powiedzmy tylko krótko, że dzieje poezji niepoważnej w angielskim obszarze językowym potwierdzają tę tezę w całej rozciągłości. Najmniej śmieszny jest w tej poezji humor oświeceniowy, który usiłował zamknąć dowcip w granicach rozsądku, stawiał na przyrodzone dobro ludzkiej natury i, co było już błędem zupełnie zgubnym, zaprzęgał śmiech do pożytecznej pracy na poletku satyry. Najśmieszniejszy natomiast jest oczywiście potężny nurt humorystycznego nonsensu, który z nauk Szekspira (a także z inspiracji wcześniejszych i późniejszych okazyjnych wyskoków nonsensistów pomniejszych lub zgoła anonimowych, zwłaszcza na terenie poezji dziecięcej) wyciągnął pierwsze wnioski naprawdę rewolucyjne w wieku dopiero XIX. Mowa oczywiście o twórczości wielkiego Edwarda Leara, za którą poszły pokolenia zdecydowanych na wszystko następców, od Lewisa Carrolla poprzez dorównującego im obydwu geniuszem giganta amerykańskiej poezji humorystycznej Ogdena Nasha aż po niektórych poetów obecnej doby.
Na czym polega tu ciągłość tradycji? W największym skrócie - na tym, że podobnie jak malapropizmy bohaterów Szekspira odwołują się do naszej ukrywanej a elementarnej potrzeby dominacji nad innymi ludźmi, efekt humorystyczny poezji nonsensu polega na zaspokojeniu naszej jeszcze bardziej elementarnej, jeszcze potężniej odczuwanej i jeszcze wstydliwiej ukrywanej w oficjalnych okolicznościach potrzeby wzięcia odwetu na samym istnieniu.
Co przez to rozumiem, wyjaśnią znacznie lepiej, niżbym ja sam potrafił to uczynić, tytuły poszczególnych dwudziestu części tej ułożonej w porządku tematycznym antologii. Powiadamy, że w porównaniu z humorem satyrycznym humor purnonsensowy jest bezinteresowny, niczemu nie służy poza samym śmiechem. To jednak nie całkiem tak. Różnica polega raczej na tym, że satyryk wierzy, iż bronią humoru coś tam określonego w świecie wywalczy, ulepszy lub racjonalnie przekształci, np. naprawi obyczaje, ośmieszy tyrana, albo skłoni radę miejską do przeznaczenia pewnej części budżetu na zaopatrzenie ulic w większą liczbę koszy na śmieci. Nonsensista w kwestii owocności własnych zabiegów humorystycznych i w ogóle racjonalności bytu jest natomiast czarnym pesymistą. Można by rzec, że nic poza śmiechem mu nie pozostaje. Zwłaszcza, że nie obchodzą go tak zwane doraźne bolączki: tyrana można usunąć a kosze na śmieci ustawić, ale co z tego? Nonsensistę, podobnie jak poetę metafizycznego (właściwie można by zaryzykowac tezę, że nonsensista to śmieszniejszy poeta metafizyczny), interesują, przeciwnie, właśnie te problemy egzystencji, które tak czy siak są nierozwiązalne.
A ponieważ ludzkość od zarania dziejów z uporem maniaka usiłuje każdy z tych nierozwiązalnych problemów rozwiązać - sama ta sprzeczność staje się dla nonsensisty niewyczerpaną kopalnią efektów komicznych.
Antologia, którą Czytelnik piastuje w tej chwili w swoim czytelniczym ręku, nie zawiera zresztą wyłącznie wierszy reprezentujących czysty nonsens. Z drugiej strony, nie jest też antologią, która rościłaby sobie pretensje do jakiejkolwiek kompletności i historycznoliterackiej sprawiedliwości w prezentacji różnorodnych odmian poetyckiego komizmu w literaturze angielskiej i amerykańskiej. Kryterium doboru autorów i tytułów było najzupełniej subiektywne: wybrałem i przetłumaczyłem po prostu to, co wydawało mi się autentycznie zabawne. Skoro o tłumaczeniu mowa, jedno tylko ostrzeżenie pod adresem potencjalnych krytyków-translatologów: wszelki zarzut nieścisłości, odbiegania od litery oryginału itd. zbijać będę bezlitośnie jednym prostym argumentem, a raczej żądaniem: „Skoro uważa Pan(i), że można było ten a ten wiersz przełożyć dosłowniej, to proszę mi pokazać, jak to zrobić. Tylko jeden warunek: przekład nie może być mniej śmieszny niż moja wersja".
Innymi słowy, Czytelnik niniejszej książki nie powinien automatycznie zakładać, że np. Edward Lear rzeczywiście napisał po angielsku limeryki zaczynające się od słów: „Pewien rybak z greckiej wyspy Korfu w jamę ustną wtłaczał bryły torfu" albo „Dama z miasta Padua, bryła sadła, na twarz padła, wiążąc sznurowadła". W pierwszym wypadku jedyną bodaj zbieżnością przekładu z oryginałem jest nazwa „Korfu" użyta w charakterze rymu, ponieważ jednak rasowy limeryk musi iść właśnie za logiką rozwoju wydarzeń narzuconą przez rym pierwszej linijki, tłumacza logika ta zaprowadziła w stronę „torfu" i związanych z nim ekscesów greckiego rybaka, która to akcja liryczna na poziomie dosłownych odpowiedniości nie ma prawie nic - poza ogólnym duchem czystego nonsensu - wspólnego z tym, co dzieje się u Leara. Drugi z cytowanych przykładów ilustruje natomiast sytuację odwrotną: tutaj z kolei sama mechanika nonsensownej akcji wydawała się tłumaczowi na tyle ważna, że do centralnego problemu „sznurowadeł" dobrał rymującą się nazwę geograficzną zupełnie inną niż u Leara (u którego występuje nie „dama z miasta Padua" lecz „a Young Lady of Ryde").
Nie tylko w wypadku limeryków zresztą idę w tej książce na daleko posunięte translatorskie dowolności. Przekład bywa tu znacznie dłuższy lub znacznie krótszy od oryginału, zmienia się sceneria lub imiona bohaterów, kompletnemu przemodelowaniu ulega nieraz rozwój wydarzeń, nie mówiąc już o tym, że w kilku przypadkach genialna wieloznaczność oryginału popchnęła tłumacza do spłodzenia i zamieszczenia obok siebie paru alternatywnych wersji przekładu (w wypadku słynnego czterowiersza Ogdena Nasha „Refleksje o przełamywaniu lodów..." takich wersji jest aż dwanaście). Powie ktoś, że to nie przekłady i nawet nie tak zwane „wolne przekłady", ale jakieś parafrazy lub dowolne wariacje „na kanwie" oryginału czy nawet obok kanwy? Proszę bardzo. Dla mnie ważne jest jedno: czy Czytelnik po lekturze wiersza roześmiał się lub choćby uśmiechnął. I mam nadzieję, że - choćby miał zupełnie inne poglądy na temat zasad tłumaczenia poezji humorystycznej - taka reakcja organizmu nastąpi u niego przy lekturze tej książki co najmniej 333 razy.
Lipiec 1991
St. B.
EDWARD LEAR
Pełznąc hen, na szczyt wzgórza, ziębnie krab nieczuły, Ziębnie hardy korniszon, rosnąc u podnóża, Lecz, o, ziąb cynicznego sznycla, w którym nurza Chmurny wzrok Filozofia, lepiąc swe Piguły! Gdy albowiem, Nektarze, spóźnionym się ozwiesz Ciurkaniem w kompotierkach demonów i ludzi - O, czyha wtedy wątła mysz i zmysły łudziKwoka, tudzież igłami nastroszon jeżozwierz. Wszelako wiele jeszcze trwa - lecz z wolna ginie, Przędzę cichnącej pieśni mocząc w chwil powodzi, Odchodząc dnia każdego z dniem, który odchodzi Z tych stron, gdzie na groszkowozielonej równinie Gromadzą się i knują coś podstępne morsy -
Takie, takie jest życie - -
ANONIM
(Ze Śpiewnika Tomcia Palucha)
Pod pagórkiem, w małej chatce
Babcia sobie żyła.
Jak się gdzieś nie zapodziała,
To jest tam, gdzie była.
SAMUEL JOHNSON
Nakryłem głowę kapeluszem,
Lecz był w tym zgrzyt rozdźwięku, Bo właśnie szedł ktoś z animuszem
A miał kapelusz w ręku.
EDWARD LEAR
Wpadł przypadkiem do garnka bulionu;
Gdy to ujrzał cham-kucharz,
Rzekł: „Co, jeszcze się ruchasz?", Choć bynajmniej nie życzył mu zgonu.
„Dziwak? Jakąż wagę zarzut ma ten?
Przyrządzanie jajecznic
W półbucie - to wszak rzecz nic Nie szkodząca dobrej sławie Aten!"
Do szczególnej miał skłonność perwersji: Uwielbiał z głową w cebrze Uczestniczyć w celebrze
Świąt państwowych, nader częstych w Persji.
Mruknął raz: „Cyku-cyk, cyku-cyk, Tara-bum, tara-bam";
Po czym żadnych już nam
Nie objawił prawd mruk z miasta Wick.
LEWIS CARROLL
(Z opowieści Po drugiej stronie lustra)
Słońce rzucało blask na morze, Rzucało z całej mocy, Starając się go przy tym rzucać
Prosto jak strzelił z procy: Było to dziwne, bo skądinąd
Był właśnie środek nocy.
Księżyc też świecił, lecz się dąsał, Gdyż słońce, jego zdaniem, Wkraczało w cudze kompetencje
Tym przeszkadzaniem taniem: „Kto", rzekł, „tak umie psuć zabawę, Złym grzeszy wychowaniem!"
Piasek pod mokrą głowę fali Suchym się kładł wezgłowiem.
Nie było chmur na niebie, niebo Bezchmurne było bowiem;
Ptak nie przefrunął - bo i ptactwo Zmyło się, że tak powiem.
Dwaj przyjaciele, Mors i Cieśla, Szli brzegiem, patrząc w prawo
I roniąc łzy na widok piachu, Co piętrzył się żółtawo: „Gdyby go tylko sprzątnąć z plaży, Byłoby całkiem klawo!"
„Jeśli weźmiemy mioteł siedem
I siedem zamiataczek, Myślisz", Mors spytał, „że uprzątną Piach bez pomocy taczek?" „Wątpliwe!" załkał gorzko Cieśla, Skubiąc na brodzie kłaczek.
„Chodźcie wraz z nami, o, Ostrygi!", Wzniósł okrzyk Mors spłakany.
„Ma zalet szereg ten spacerek
Wzdłuż morza, gdzie bałwany;
Dajcie nam dłoń - maksimum cztery, Bo więcej rąk nie mamy".
Najstarsza z Ostryg starczym wzrokiem Zmierzyła go surowo
I na poduszki znów opadła
Swą siwowłosą głową - Co miało znaczyć, że oferta
Spotyka się z odmową.
Lecz oto młodych Ostryg czwórka
Po krótkiej dość naradzie Na grzbiet narzuca schludny żakiet, Półbut na stopę kładzie: Było to dziwne, gdyż OstrygiBeznogie są w zasadzie.
Za nimi śpieszy czwórka druga, Chcąc udział wziąć w spacerze; Za nią zaś trzecia, również licząc,
Że z nimi się zabierze;
I setki innych z fal spienionych
Wylazły na wybrzeże.
Cieśla wraz z Morsem przeszli jeszcze
Jakieś półtorej mili, Po czym się na wygodnym głazie
Obaj usadowili:
Tłum Ostryg, rozdziawiając usta, Chłonął zaś czar tej chwili.
„Pora", rzekł Mors, „pomówić o tym, Z czego się składa życie:
O butach - statkach - o kapuście -
Królach - okiennym kicie - Skąd w morzu wrzątek - czemu Świnia
Nie fruwa należycie -"
„Chwileczkę", podniósł się chór głosów Ostryg, „przed pogawędką
Musimy pozbyć się zadyszki, Bo szłyśmy bardzo prędko!" „Nie ma pośpiechu!", rzekł im Cieśla, Głowę skłaniając giętko.
„Bułka paryska", tu Mors wtrącił, „To rzecz ważniejsza znacznie;
Ćwiartka cytryny, szczypta pieprzu - Brzmi to doprawdy smacznie;
Drogie Ostrygi, nie zwlekajmy, Niech się posiłek zacznie".
„Co? jak to? z nami w roli dania?", Ostrygi aż zsiniały.
„Jakże tak można? cóż to znowu Za figle i kawały?"
„Popatrzcie, co za noc!", Mors rzecze. „A widok stąd - wspaniały!
Przemiłe było z waszej strony, Że szłyście tu tak żywo!"
Cieśla nie dodał nic, rzekł tylko: „Pokrój no to pieczywo;
A wy co znowu? nie w humorze? Czemu patrzycie krzywo?"
„Okropność," Mors zaobserwował, „Że oszukańcze hasła
Wiodły aż tutaj te stworzenia, By ich nadzieja zgasła!"
Cieśla znów odparł tylko tyle: „Nie kładź tak grubo masła!"
„Plusz kanap żalu", łkał Mors, „w sercach Nigdy się nam nie wytrze".
Ze szlochem wybrał spośród Ostryg Ze trzy najsmakowitsze,
Z chusteczką kieszonkową w dłoni Łzy lejąc litr po litrze.
„Nie zmęczy was", błaznował Cieśla, „Wędrówka wstecz, i kwita!"
Z ostryg ni jedna nie zawrzasła:
„Bandyta! hipokryta!",Lecz to nie mogło dziwić: każda
Została już spożyta.
LANGSTON HUGHES
Siedzi człowiek, na nogi Dwa różne buty wzuwa. Jezusie drogi!
Ale obsuwa!
OGDEN NASH
Euforia to, jak rozumiem, poczucie, że się ma świetne samopoczucie; jeśli tak, to jestem dziś w stanie euforycznym lub nawet euforialnym,
Czuję się zwinny jak grecki bóg a apetyt mam o rozmiarze gargantuiczno-gigantualnym;
Tak, dziś potrafiłbym nawet wyjść bez kaloszy na dwór
I wykonać wspaniałomyślny gest, na przykład komuś o nijakiej osobowości odstąpić cały moich zalet i wad wór.
Dziś mam dzień eufemeryczny i zupełny ze mnie skowronek, Jak on, będę dzwonić w niebie i wiać w te pędy, zanim ktoś otworzy drzwi na mój dzwonek.
Będę dybać na karibu na Karaibach,
Bałamucić w pół minuty marabuty na redutach, libacjach i bibach,
Spiszę pamiętnik namiętnych -
Ech, młodość, jej euforie i eufurie! - niepojętych chętek i chęt mych,
Które zresztą w moich wczesnych latach przeradzały się w jednego typu zbytki:
Można mnie było znaleźć nie tyle w buduarach, ile w barach, zwłaszcza serwujących podwójne hamburgery i podwójne frytki.
Ktoś chce się opić barszczem na Montmartrze?
Ja mu dostartrzę.
Ktoś chce pływać bezpłatnie na tratwie po Łotwie?
Ja to załotwię.
Mogę grać fugi w rytm boogie-woogie na organach a nawet organkach,
Wygłaszać po portugalsku pogodne pogadanki o pagodach, pagonach, poganach albo pogankach,
Wzuwać lub zrzucać obuwie bez pomocy rąk, zwłaszcza że w zakresie obuwia jestem wierny mokasynom,
I jeśli nie wyjaśnić, to przynajmniej instynktownie wyczuć, na czym polega różnica między antybiotykiem, antypatykiem i antytoksyną.
Ludzkości, nie przypisuj mi pychy, nie gań mnie za ten wzlot mistyczny czy eufemistyczny,
Naszedł mnie dziś po prostu nastrój euforystyczny.
DOROTHY PARKER
O tak, życie jest pieśnią, która z głosem głos łączy, Harmonijnych gromadząc tłum unii;
A znów miłość - czymś, co się nigdy źle nie zakończy;
A ja - Marią, królową Rumunii.
JOHN GAY
Życie to żart - po tamtej stronie podejrzenie Miałem, że sąd to mylny. Widzę po tej, że nie.
ANONIM
(Ze Śpiewnika Gęsiej Mamy)
Zyg-zag, zagara-bam, Jak do Londynu trafić mam?
Nogę postaw, drugą wznieś, W końcu Londyn znajdziesz gdzieś.
EDWARD LEAR
I
Wypłynęli na morze zwykłym Sitem, o Boże, Popłynęli Sitem w siną dal!
Wbrew przestrogom Przyjaciół (Rodzin też, oczywiście),
Rankiem ósmego grudnia, w wyciu wichru i świście
Popłynęli Sitem w siną dal!
A gdy Sito się dziko kolebało na fali,
I wołano im z brzegu: „Wyście powariowali!",
Oni tak odkrzyknęli: „Nasze Sito nieduże,
Ale niech się wypchają huragany i burze -
My płyniemy Sitem w siną dal!"
Daleko stąd jest taki ląd,
Skąd się Dziąble wywodzą obficie;
Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń, A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
II
Odpłynęli więc w morze w swym kuchennym przyborze, Odpłynęli w noc chmurną, bez gwiazd,
Pod groszkowozielonym kretonowym żagielkiem, Przywiązanym przemyślnie sznurowadłem niewielkiem
Do łyżeczki służącej za maszt.
A kto widział z nadbrzeża wyjście Sita z przystani, Lamentował: „To obłęd, istny szał, proszę pani, Podróż długa przed nimi, a tu chmury gęstnieją: Kto żegluje na Sicie, niech się żegna z nadzieją, Gdy pioruny bić zaczną szast-prast!"
Daleko stąd jest taki ląd,
Skąd się Dziąble wywodzą obficie;
Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń, A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
III
Naturalnie, że w łódce mokro było już wkrótce, Woda ciekła przez dno wszerz i wzdłuż;
Żeby więc nie zamoczyć nóg (bo chorób stąd szereg), Owinęli je schludnie w woskowany papierek,
Na agrafkę zapięli, i już.
Noc spędzili bezpiecznie, bo schronili się w słoik;
Każdy rad był, że z niego taki mędrzec i stoik, I śpiewał: „Choć rejs długi, chociaż chmury gęstnieją, Żaden z nas się nie boi i nie żegna z nadzieją,Kiedy Sitem prujemy toń mórz!"
Daleko stąd jest taki ląd,
Skąd się Dziąble wywodzą obficie;
Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń, A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
IV
Na pieniącej się fali całą noc żeglowali,
I noc całą w tonacji B-dur
Taką piosnkę nucili przygrywając na gongu,
Aż się na widnokręgu (dla rymu: widnokrągu)
Zjawił zarys Tabaczkowych Gór.
„O, Timbamballo! Co tam huraganu ryk dziki!
Nam wystarczy to Sito i ten Słój na Pierniki,
I będziemy płynęli w bladym blasku księżyca, Póki nas nie zatrzyma zarzucona kotwica
W cieniu słynnych Tabaczkowych Gór!"
Daleko stąd jest taki ląd,
Skąd się Dziąble wywodzą obficie; Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,
A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
V
Dopłynęli tak zgodnie poprzez Morze Zachodnie
Na ląd pełen miasteczek i siół;
A tu nabyli Sowę, Ryż i Torcik z Żurawin,
Sprzęt do Wydobywania Ofiar spod Śnieżnych Lawin
I dwa ule doborowych Pszczół.
I kupili też Świnię, parę Rajskich Papużek
Oraz Orangutana (tak swym wdziękiem ich urzekł), Czterdzieści flakoników Perfum „Rozkosz Fryzjera", Wreszcie, ma się rozumieć, krąg Limburskiego Sera, I flaszeczkę Nalewki z Ziół!
Daleko stąd jest taki ląd, Skąd się Dziąble wywodzą obficie;
Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń, A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
VI
Gdy w dwadzieścia lat potem przypłynęli z powrotem, Poprzedzani wrzaskami mew,
Każdy, kto ich zobaczył, wołał: „Ależ urośli!
No tak, byli u Jezior... przeszli cały Szlak Ośli
Od Nachalnych Wzgórz do Wrednych Stref!"
Z drożdży pierwszej jakości zagnieciono więc Knedli
I na Bankiecie wszyscy pili zdrowie i jedli,
I mówili: „My także kiedyś, przy Należytem
Stanie Zdrowia, musimy ruszyć w taki rejs Sitem Do Nachalnych Wzgórz i Wrednych Stref!"
Daleko stąd jest taki ląd,
Skąd się Dziąble wywodzą obficie; Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,
A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.
LEWIS CARROLL
(Z Przygód Alicji w Krainie Czarów)
„Nie mógłbyś przyśpieszyć kroku?", mówił wątłusz do ślimaka,
„Depcze mi po piętach morświn, ogon szczypią kleszcze raka;
Spójrz, jak żółwie i homary, ni szturchańca ni kuksańca Nam nie szczędząc, śpieszą tłumnie - chodź też, przyłącz się do tańca!
Czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przyłączysz się do tańca?
Czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przyłączysz się do tańca?
Nie przeczuwasz wprost, jakiego dostąpimy błogostanu, Gdy nas razem z homarami wrzucą w głębie oceanu!" Ale ślimak jęknął gorzko: „Za daleko mi do krańca Horyzontu - nie, niestety, nie przyłączę się do tańca!
Szybszy, szybszy, szybszy, szybszy niech przyłącza się do tańca!
Szybszy, szybszy, szybszy, szybszy niech przyłącza się do tańca!"
„Czyż odległość ma znaczenie?", spod srebrzystej rybiej łuski
Głos rozsądku go napomniał. „Spójrz, tam w dali - brzeg francuski;
A im dalej jest od Anglii, tym się bardziej zbliża Francja: Bądź ślimakiem, nie cherlakiem, wytęż siły - i do tańca! Sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy ci się żyć bez tańca!
Sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy ci się żyć bez tańca!"
JOHN CIARDI
Kapitan Ćpałka i bosman Ćpach
Słoną wodę mieli wręcz w krwiobiegu.
Żeglowali przez morza (to był w końcu ich fach) Od jednego do drugiego brzegu.
Wciąż do brzegu - tyle da się zrobić W ramach morza: taki los żeglarzy.
Jak już skądś się odbiło, to dokądś trza dobić, Bo jak nie, to osiadasz na plaży.
Lecz nie Ćpałka i Ćpach. Ci swój fach Uprawiali dobrze w każdej porze.
A jak już gdzieś swój fach uprawili, to ciach - Odbijali i znowu na morze.
Kiedy mieli już pewność, że morze jest pełne, To na pełnym morzu, dla zabicia
Czasu, sprzeczki wszczynali o drobnostki zupełne: Ot, rozrywki żeglarskiego życia.
Wypływali, bywało, z ładunkiem skakanek Oraz sznurków do yo-yo z Sankt Fritzach, Aby za to zakupić kapsli i wystrzyganek Na dalekich Wyspach Piaskownicach.
Przybijali następnie do Środkowych Ustrzyków I tam kapsle przehandlowywali
To na gwizdki z plastiku, to na dzieła gnostyków, To na zgrabne kluczyki do waliz.
Rzecze Ćpałka do Ćpacha, gdy skończona robota: „Jakiś istny, z przeproszeniem, womit
Zwędził moją Odznakę Kosmicznego Pilota - Autentyczny złocony ebonit!"
A Ćpach Ćpałce: „Jeżeli podejrzenie ktoś rzuca, Niechaj mnie nie wytyka paluchem,
Bo widziałem, jak zapas mojej gumy do żucia C hował sobie za cwaną pazuchę!"
Ćpałka: „Moja pazucha ci się zdaje za cwana?
Ty sam nie bądź taki Mefistofel!
Mam ja oko na ciebie!", „Nie rób z siebie barana, Ćpałka", Ćpach rzekł, „masz łeb jak kartofel:
Oczka w nim może nawet jakieś masz: ziemniaczane, Ale w środku i tak tylko mączka.
Więc nie rzucaj się tyle, bo cholery dostanę Albo z szafy dobędę ramiączka".
I tak, jak to zazwyczaj z przyjaciółmi się dzieje,