11,34 zł
Wiersze zawarte w książce ukazują wpływ Srebrnego Globu na życie człowieka łaknącego włóczenia się wśród bezsennych i deszczowych nocy, w których uwertura kropli nasącza wonne przebudzenie jesieni. Starodawny „charakter pisma” autora jest swoistym spoiwem pomiędzy romantyzmem a współczesnością. Wertując kolejne stronice tomiku, odbiorca stopniowo zapoznaje się z kręgosłupem moralnych wartości poezji, które uchylają rąbka tajemnicy intymności mrocznego świata.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 24
RedaktorMateusz Połuszańczyk
© Mateusz Połuszańczyk, 2018
Wiersze zawarte w książce ukazują wpływ Srebrnego Globu na życie człowieka łaknącego włóczenia się wśród bezsennych i deszczowych nocy, w których uwertura kropli nasącza wonne przebudzenie jesieni. Starodawny „charakter pisma” autora jest swoistym spoiwem pomiędzy romantyzmem a współczesnością. Wertując kolejne stronice tomiku, odbiorca stopniowo zapoznaje się z kręgosłupem moralnych wartości poezji, które uchylają rąbka tajemnicy intymności mrocznego świata.
ISBN 978-83-8155-111-3
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
„Ci, co śnią za dnia, wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych dla tych, co śnią tylko nocą”.
Edgar Allan Poe
Przepraszam, tato, że się tak ośmielam
Przemawiać tęsknie skruchą niepojętą
Dziś list ten pisząc na plac Zbawiciela
Zawracam głowę, kiedy Twoje święto
Darujże, tatulku, bo nie bardzo wierzę
W pocztę zwrotną, ale znasz nadawcę
Ja nie wyklepuję pacierz za pacierzem
Tylko łzy topię w duchowej sadzawce
Odpuść, tatuniu, brak we mnie nadziei
W tą niby wyższość świtu od wieczora
Wszak noc gwiazdami całe niebo ścieli
A poranek niweczy to, co było wczoraj
Wybaczże, ojcze, posłaną moc życzeń
Że już nie wręczam kwiatów osobiście
W miejsce prezentu zapalam Ci znicze
Niech kto za mnie dłoń Twoją uściśnie
Ojcze Święty,
coś pod sutannę mgieł ojczyznę schował
że świętości nabierając w licheńskim strumyku
zapachniała polskim pieczywem stolica Piotrowa
gdyś nam serca tulił ziarnem z gołębników
Janie Pawle,
dech złożywszy w garb tatrzańskiej grani
niczym poseł, bochen wiary na drżącym narodzie
ująłeś słów wolnością, a tam pod oknami
wciąż na Ciebie czeka zgromadzona młodzież
Karolu Wojtyło,
nie mnożyłeś chleba jak Chrystusa dłonie
acz blask wznosił księżyc, gdy marniało słońce
równo podzieliłeś świat, krakowskie błonie
wręczając miłosierdzie w okruchu i kromce
Kumplu poeto,
relikwią nam jesteś w gorejącym krzewie
co ją wtem wzniesiono na Boskie ołtarze
lecz tak naprawdę, nikt naprawdę nie wie
żeś Ty był przecież piekarz nad piekarze
Na bezludnej wyspie słychać gwar
Dysputy kamieni, tam woda słona
Piaskiem przeżera goryczy aromat
Tnąc uczucia w promienisty skwar
Głosem serca w obronie przekonań
Każdy z nas krzewi pozasłowny dar
Myśli, co w próżni tkwi zawieszona
Ruszam wykrzesać zapomniany żar
Stanę lękliwie nad marzeń urwisko
Skoczę bez celu, acz spadnę jak liść
I nie pokłonię się wrogim pociskom
Ze złorzeczeniem nie będę się gryźć
Jeno je ugoszczę na pohybel szykan
A niespełnienie pod próg nie zawita
Siadłem na ławeczce w parku
Usłanym jesiennym liściem
Otrzymałem moc podarków
Z twoich dłoni oczywiście
Dałaś mi pewności siebie
Pewną nutę wrażliwości
I poczęstowałaś chlebem
Życząc w życiu wytrwałości
Przejrzeć mogłem cię na wskroś
Gdy twe kąty poznawałem
Tam gdzie żywot przeklął ktoś
Szaty natchnienia zbierałem
Wiele takich ścieżek prostych
Krętym szlakiem przemierzyłem
Aby z przyjściem piękna wiosny
W pełni poczuć się twym synem
Posępnej poezji pergamin, protokół
Do gry ryzykownej robi dobrą minę