Gdy runą mury milczenia - Alice Miller - ebook + książka

Gdy runą mury milczenia ebook

Alice Miller

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zależność małego dziecka od rodziców, jego zaufanie do nich, jego potrzeba otrzymywania i dawania miłości nie mają granic. Zdradę tej tęsknoty, wykorzystywanie zależności i zaufania dziecka – czyli to, co powszechnie nazywa się wychowaniem – Alice Miller potępia jako działanie przestępcze, powodowane ignorancją i niechęcią do zmiany.

Jakie tragiczne następstwa może mieć taka obłuda, pokazuje Miller na przykładzie tyrana Nicolae Ceaușescu, który swoje wyparte doświadczenia z dzieciństwa, swój tragiczny los zgotował też milionom ludzi, przedstawiając swoją działalność jako zbawienną dla Rumunii.

Nadzieją dla dorosłych, którzy cierpią z powodu wypartych urazów dzieciństwa lub są sprawcami cierpienia innych ludzi, jest dostrzeżenie przez nich samych i przez społeczeństwo sygnałów informujących o ich tragedii - dopiero wtedy mury milczenia ukrywające cierpienia dziecka zostaną na zawsze zburzone.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 139

Oceny
4,4 (37 ocen)
23
6
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Alice Miller
GDY RUNĄ MURY MILCZENIA
Przełożyła Jadwiga Hockuba
Tytuł oryginału: ABBRUCH DER SCHWEIGEMAUER. DIE WAHRHEIT DER FAKTEN
Projekt okładki: JACEK PIETRZYŃSKI
Zdjęcie na okładce Mauritius/BE&W
Copyright © 2003 by Suhrkamp Verlag Frankfurt am Main Copyright © 2006 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-7278-894-8
Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 60, faks 61 827 08 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Powstań, wołaj po nocy      przy zmianach straży, wylewaj swe serce jak wodę      przed Pańskim obliczem, podnoś do Niego swe ręce      o życie twoich niemowląt.

Lm 2,19

Wprowadzenie do nowego,w pełni poprawionego wydania (2003)

WYDAJE SIĘ, że problem wykorzystywania dziecka, którym od lat się zajmuję, w końcu został zauważony. Oczywiście nie każdy człowiek pozbywa się lęku i oporu, które pojawiają się w związku z tym tematem. Ale ponieważ ukazuje się coraz więcej publikacji poświęconych temu zagadnieniu, nie można już dłużej zaprzeczać faktom. Obecnie w praktyce psychoanalityków, psychiatrów i innych terapeutów zaszły pewne zmiany. Wielu kolegów informuje o swoich doświadczeniach z nowymi formami terapii, które uwzględniają znaczenie umiejscowionej w ciele historii i zablokowanych emocji. W każdym razie można stwierdzić, że pewne tabu, które w tej książce próbowałam w prowokacyjny sposób podważyć, dzisiaj straciło moc. Także niektórzy specjaliści i media z mniejszym lękiem podchodzą do tego tematu.

Od czasu ukazania się książki Mury milczenia w roku 1990 wiele osób napisało do mnie, że właśnie ta książka dodała im odwagi, żeby bronić prawdy, którą od dawna już przeczuwali, chociaż nie traktowali jej z należytą powagą. Wywoływała ona w nich silne emocje i pobudzała do myślenia. Te listy zmotywowały mnie do ponownej pracy nad tekstem, który tylko w części zawierał nieaktualne informacje.

W pierwszym wydaniu sprzed trzynastu lat tytuł tej książki wyrażał jedynie moją nadzieję. Dzisiaj odzwierciedla rzeczywistość. Wprawdzie mury milczenia ciągle jeszcze istnieją w sercach i w lęku ludzi, którzy jako dzieci byli wykorzystywani, dręczeni albo „jedynie” lekceważeni, ale wielu z nich pracuje nad rozbiciem tych murów. Większość ludzi wychowywanych w terrorze nadal żyje w poczuciu tamtego lęku przed karą ze strony rodziców, jeżeli prawda zostanie ujawniona. Dlatego nie potrafią właściwie ocenić ich czynów i z trudnością uwalniają się od skutków doświadczonych urazów. Nawet idealizują swoich rodziców i ich metody wychowawcze. Ale już nie wszyscy, jak to było przed kilkunastu laty. Mniejszość ta rośnie niepostrzeżenie. Dawne ofiary już nie milczą, opowiadają o swoim dzieciństwie i znajdują oparcie w grupach ludzi, którzy również zdecydowali się nazwać przestępstwa popełniane na dzieciach po imieniu. Nie chcą już ich ukrywać, idealizując rodziców, ponieważ zrozumieli, jak wielką cenę płacą za takie kłamstwo – utratę zdrowia i witalności.

A więc tytuł tej książki dopiero dzisiaj, w nowym, poprawionym wydaniu jest wystarczająco uzasadniony. Opinia publiczna już uznała, że tradycyjne wychowanie było okrutne, odkąd jedenaście krajów europejskich zakazało prawnie bicia małych dzieci. Gdy ludzie uświadomią sobie, jakim absurdem jest bicie dziecka „dla jego dobra”, taka praktyka wychowawcza już nie przetrwa. Jesteśmy na dobrej drodze, gdyż naukowcy udowodnili, że kary fizyczne w wieku przedszkolnym mogą prowadzić do nieodwracalnych zmian w rozwoju mózgu. Nawet jeżeli Kościół i fundamentaliści różnych religii nie przyjmują tej wiedzy do wiadomości, w epoce komputerów nie da się jej pogrzebać. Także krzyki zwolenników sekt i fanatyków religijnych nie zagłuszą tej wiedzy.

Linie podziału w społeczeństwie właściwie już nie przebiegają między wykorzystywanymi dawniej ludźmi (większość z nas wyrastała w systemie kar), ale raczej między nieświadomymi ofiarami a świadomymi, które ocalały mimo doświadczenia „wychowawczej” przemocy. Ta przemoc była niczym innym, jak tylko posłużeniem się dzieckiem dla rozładowania własnego emocjonalnego napięcia. Właśnie napięcie rodziców jest ceną, jaką sami płacą za wyparcie własnego cierpienia w dzieciństwie. Powszechne uświadomienie sobie tej zależności może gruntownie zmienić tę sytuację.

Ten proces można już zaobserwować na stronach internetowych na forum dyskusyjnym „ourchildhood”, w wielu językach. Na mojej stronie www.alice-miller.com długo znajdowały się linki do niemieckojęzycznych, międzynarodowych (angielskich) i frankofońskich forów. (Obecnie funkcjonują one zupełnie niezależnie od mojej strony). Tam bardzo konsekwentnie, szczerze i odważnie pracuje się nad zburzeniem murów milczenia i zdemaskowaniem kłamstw, które tak lubi nasze społeczeństwo, nie dostrzegając ich destruktywnej siły. Te informacje, pojawiające się na forum bezpośrednio od zainteresowanych, otwierają czytelnikom oczy na zjawiska i zależności, które w naszym życiu społecznym nadal pozostają tabu. Jak bardzo odnosi się to do psychologii, pozycji biograficznych i literatury, wykazałam w mojej książce Evas Erwachen (Przebudzenie Ewy). Gdy powieść mówi o tragicznej sytuacji dziecka, które podlega żądnemu władzy (i bezsilnemu) dorosłemu, autor stylizuje wydarzenia na literaturę. Na forum internetowym prezentowane są tylko nagie fakty. Tam pulsuje prawdziwe życie ludzi w różnym wieku. To jest, według mnie, podstawa do rzeczywistego poznania. W ten sposób rośnie świadomość, która przyczynia się do powstrzymania uznawanego za normę, przestępczego zachowania.

Przedmowa

RZECZYWISTOŚĆ dzieciństwa, jaka była udziałem wielu z nas, jest niepojęta, oburzająca i bolesna. Jest też nierzadko okrutna, i zawsze wypierana. Natychmiastowe przyjęcie tej prawdy i jej integracja jest po prostu niemożliwa. Nawet gdybyśmy bardzo sobie tego życzyli. Zdolność ludzkiego organizmu do znoszenia cierpienia jest ograniczona – służy to jego ochronie. Wszelkie działania, które nie uwzględniają tych granic i gwałtownie próbują usunąć wyparcie, mają negatywne skutki i często stanowią niebezpieczeństwo, jak każda inna forma gwałtu.

Oddziaływanie traumatycznych przeżyć, jak np. maltretowania, tylko wtedy może być usunięte, gdy wszystkie traumatyczne okoliczności tego wydarzenia zostaną świadomie przeżyte w ostrożnie odkrywającej przeszłość pracy terapeutycznej, wyartykułowane i ocenione.

W ciągu ostatnich dziesięcioleci było wiele różnych niebezpiecznych, charakteryzujących się gwałtownością prób zlikwidowania skutków urazów z okresu dzieciństwa. Wszystkie zawiodły. Nie mogło być inaczej. Leczenie za pomocą LSD, hipnozy czy wyizolowanych przeżyć związanych z porodem nie tylko nie prowadzi do integracji indywidualnej prawdy, lecz często wiedzie do jeszcze bardziej zdecydowanej ucieczki przed nią w nowe mechanizmy obronne, takie jak ideologie, nałogi i inne formy zaprzeczenia.

Wielu młodych ludzi, którzy z ciekawości i w poszukiwaniu pomocy eksperymentowali ze środkami psychodelicznymi, doświadczyło wyjątkowego lęku i jednocześnie poczucia zagubienia, co później uniemożliwiło im skuteczną, ujawniającą terapię. Nieoczekiwanie ujrzeli się w pewnych sytuacjach, nieprzygotowani, przerażeni okrucieństwem własnego dzieciństwa. Zobaczyli symboliczne obrazy bez związku z rzeczywistością. W żadnym wypadku nie chcieli doświadczyć tego samego ponownie. I właściwie mieli rację. Ale nie wiedzieli, że to, co przeżyli i co sprzedano im jako terapię, było właściwie jej przeciwieństwem – traumatycznym przeżyciem, które tylko utrwaliło nieprawdziwy obraz dzieciństwa za pomocą symbolicznych treści i pozostawiło sztywną, trudną do usunięcia wersję dawnych zdarzeń.

Można jedynie ubolewać nad skutkami takiego doświadczenia, ponieważ te osoby bardziej ufają iluzji nałogu, środkom farmaceutycznym lub fałszywym teoriom niż prawdzie. Nie wiedzą, że w trakcie długiego procesu z pewnością mogłyby ją znieść i że tylko ta prawda może przynieść trwałą ulgę.

Budujemy wysokie mury, aby się chronić przed bolesnymi faktami, ponieważ nigdy nie nauczyliśmy się, w jaki sposób możemy żyć z tą wiedzą, i że w ogóle możemy z nią żyć.

Można by zapytać: „Dlaczego mielibyśmy to robić? To, co było, minęło. Dlaczego mielibyśmy się tym zajmować?” Odpowiedź na to pytanie jest bardzo złożona. Chciałabym w tej książce, na podstawie różnych przykładów, pokazać, dlaczego nie powinniśmy – każdy z osobna i całe społeczeństwo – zrezygnować z prawdy o własnym dzieciństwie.

Za murami, które mają nas przed nim chronić, stoi lekceważone dziecko, którym kiedyś byliśmy, opuszczone i zdradzone. Czeka, aż odważymy się je wysłuchać. Chce być przez nas chronione, rozumiane i chce wydostać się ze swojej izolacji, skończyć z samotnością i z milczeniem. Ale to dziecko, które tak długo czeka na nasze zrozumienie, szacunek i wsparcie, ma nie tylko oczekiwania, od których spełnienia jest uzależnione. Ma ono dla nas dar, niezbędny, abyśmy mogli żyć naprawdę. Prezent, którego nigdzie nie kupimy i który może nam ofiarować jedynie to dziecko w nas. Daruje nam prawdę, która oznacza uwolnienie z więzienia destruktywnych poglądów i utrwalonych kłamstw, a w rezultacie wolność, którą przynosi nam odzyskana integralność. Dziecko oczekuje tylko, żebyśmy się do niego zbliżyli i przy jego pomocy zburzyli mury.

Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy. Cierpią z powodu męczących symptomów i pytają o radę lekarzy, którzy podobnie jak ich pacjenci bronią się przed prawdą. Polegając na opinii specjalistów, decydują się na zupełnie niepotrzebne operacje lub pozwalają innym cierpieć. Albo biorą tabletki nasenne, aby uciec przed niepokojącymi snami, które przypominają o historii czekającego za murami dziecka. Ale dopóki jest ono skazane na milczenie, dopóty może się wypowiadać tylko za pomocą języka fizycznych symptomów, bezsenności i depresji. Tabletki i narkotyki nie stanowią żadnej pomocy, jedynie przyczyniają się do większej dezorientacji.

Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale dużo wie o tym od dawna, a mimo to nie może sobie pomóc. Niektórzy czują, że wyparcie doświadczonych w dzieciństwie urazów zatruwa ich życie; wiedzą, że było to konieczne, aby mogli przetrwać. W przeciwnym razie młody organizm musiałby umrzeć z bólu. Inni czują, że podtrzymywanie wyparcia przez dorosłą osobę skutkuje niszczącymi następstwami, ale uważają, że trzeba się z tym pogodzić, gdyż nie wiedzą, że istnieje inna możliwość. Nie wiedzą, że w trakcie długiego procesu można zlikwidować wyparcie w sposób bezpieczny i nauczyć się akceptować prawdę. Nie może się to odbyć nagle, za pomocą gwałtownej ingerencji, lecz powoli, z uwzględnieniem istniejącego oporu, krok po kroku.

To odnosi się nie tylko do terapii indywidualnej, ale również do rozwoju społecznej świadomości. Także tutaj nie można odkryć nagle tragicznej prawdy o przyczynach i skutkach maltretowania dziecka i źródłach tej praktyki. Należy to czynić krok po kroku (por. Alice Miller, Am Anfang war Erziehung [Zniewolone dzieciństwo], 1980 oraz Das verbannte Wissen [Wiedza skazana na wygnanie] i Der gemiedene Schlüssel [Unikany klucz], 1988 a+b). Chciałabym poprzeć to stwierdzenie przykładami z własnej pracy informacyjnej. Po ukazaniu się moich trzech książek na początku lat osiemdziesiątych kilka czasopism i gazet poprosiło mnie o uzupełniający artykuł. Ale skoro tylko zapowiedziałam, że będę pisała o przemocy w rodzinie, zainteresowanie współpracą całkowicie wygasło. Jedynym wyjątkiem była redaktorka czasopisma „Brigitte”, która w roku 1982 opublikowała mój artykuł o seksualnym wykorzystywaniu dzieci, mimo oporu niektórych kolegów redakcyjnych. Artykuł nosił tytuł Die Töchter schweigen nicht mehr (Córki przerywają milczenie) i został później umieszczony w nowym wydaniu Du sollst nicht merken (Mury milczenia). Informuje on o odwadze kilku amerykańskich kobiet, które udostępniły szerokiej publiczności historię własnego, głębokiego zranienia w dzieciństwie, nie chcąc już dłużej zmagać się w samotności z tą przerażającą i niszczącą tajemnicą. Chciały też pomóc w burzeniu murów milczenia innym kobietom, które ukrywają przed społeczeństwem prawdę o swoim dzieciństwie. Te kobiety zdały sobie sprawę, że ochrona tego muru ma destruktywny wpływ na osoby, które w dzieciństwie przeżyły maltretowanie. A stanowią one ponad połowę całego społeczeństwa.

W tym czasie mowa o seksualnym wykorzystywaniu dzieci była w Niemczech absolutnym tabu i reakcja na ten artykuł przypominała zerwanie tamy. Setki kobiet z różnych warstw społecznych pisało do redakcji i do mnie. Opowiadały o brutalnym traktowaniu w dzieciństwie i o milczeniu, które odgradzało je od tych przeżyć, a tym samym – od znaczącej części ich osobowości. Przez wszystkie te listy jak refren przewijało się to samo zdanie: „Mówię o tym po raz pierwszy”. W uzupełnieniu pisały najczęściej: „Może Pani opublikować moją historię, aby inne kobiety mające podobne przeżycia dowiedziały się, że nie są osamotnione w swoich doświadczeniach. Zanim przeczytałam Pani artykuł, myślałam, że to przydarzyło się tylko mnie. Ale proszę pod żadnym pozorem nie podawać mojego nazwiska”. Większość tych kobiet była mężatkami, miały kilkoro dzieci, wiele z nich brało udział w „terapiach”, ale nigdy nie miały odwagi mówić o swoich przeżyciach ani ze swoimi mężami, ani z terapeutami. To, co było przemilczane, miało wpływ na całe ich życie. Nadal było obecne, zagrażało im w fantazjach, zatruwało je. Musiało być tak długo i głęboko ukrywane, ponieważ w całym swoim otoczeniu nie mogły znaleźć żadnego wiedzącego świadka[1], który umożliwiłby im przynajmniej częściowe uwolnienie od tej tajemnicy – chociażby poprzez zwykłą rozmowę o doświadczonych cierpieniach. Każda z tych kobiet wydawała mi się wtedy małą dziewczynką stojącą przed potężnym, pozbawionym nawet najmniejszej szczeliny murem – szczeliny, która byłaby zapowiedzią zmiany w samotności dziecka.

Od tego czasu dużo się zmieniło. Na początek powstała w Berlinie grupa samopomocy „Wildwasser”, która zainicjowała tworzenie podobnych grup w całym kraju. Z pewnością ciągle jeszcze spotykają się z oporem, obojętnością i ignorancją, kiedy niosąc pomoc wielu poszkodowanym, starają się o dotacje lokalnych władz. Ale mur milczenia nie stoi niewzruszony jak przed siedmioma laty – przynajmniej jeżeli chodzi o seksualne wykorzystywanie dziewczynek.

Bez udziału ruchu wyzwolenia kobiet te szybkie zmiany byłyby nie do pomyślenia. Jemu zawdzięcza się przede wszystkim to, że skandaliczne praktyki sądów coraz częściej są ujawniane, a samotność ofiary zwraca uwagę szerokich kręgów społeczeństwa. Dzięki temu zostają zdemaskowane okrucieństwa, które dotąd były w pełni akceptowane. Ale nawet ruch wyzwolenia kobiet nie mógł ujawnić wszystkiego. Nie było to zresztą możliwe.

Aby poznać i zintegrować potworną prawdę dotyczącą naszej wspólnej przeszłości, potrzebujemy wiele czasu, podobnie jak w terapii. W przeciwnym bowiem razie istnieje niebezpieczeństwo, że wyparcie tylko bardziej się wzmocni. Jeszcze długo będziemy potrzebować iluzji, podpórek i kul, żeby móc stawić czoło kolejnym, nowym aspektom prawdy, zanim zdołamy ogarnąć sytuację dziecka w całej pełni.

Dlatego też ruch wyzwolenia kobiet również nie mógł zrezygnować z pewnych iluzji. Przedstawiając skandaliczne fakty seksualnego wykorzystywania dziewczynek, podtrzymywał przekonanie, że matki nie mają udziału w tym przestępstwie. Zauważyłam, że moje książki są dla feministycznych czasopism problemem, ponieważ nie byłam skłonna obarczać odpowiedzialnością za maltretowanie dziecka jedynie mężczyzn. Podkreślałam, że oboje rodzice powinni zapewnić dziecku miłość i opiekę oraz że świadoma matka nie dopuściłaby do maltretowania dziecka, byłaby w stanie je ochronić (por. Alice Miller, 1988 a+b).

Ale i ruch wyzwolenia kobiet osiągnął poziom, na którym może już pozbyć się iluzji, że tylko mężczyźni są zdolni do przemocy w kontaktach z dzieckiem.

Pewna feministka, socjolog, przysłała mi wyniki swoich badań dotyczących młodych mężczyzn, którzy odsiadywali w więzieniach kary za gwałt na napadniętych na ulicach kobietach. Gwałcenie i upokarzanie anonimowych kobiet nie miało nic wspólnego z seksualnością, chociaż te przestępstwa nazywano przestępstwami na tle seksualnym. Mężczyźni działali z zemsty za doznane kiedyś, a całkowicie wyparte uczucie bezradności i bezsilności. Przy pomocy niewinnych ofiar nadal mogło ono pozostawać ukryte w podświadomości.

Okazało się, że wszyscy ci mężczyźni byli we wczesnym dzieciństwie gwałceni przez swoje matki, które stosowały jawnie seksualne praktyki lub lewatywę, albo jedno i drugie. Różnorodne perwersyjne zabiegi trzymały dziecko w szachu tak, że nie miało najmniejszej szansy, aby się przed nimi bronić.

Jeszcze przed trzydziestu laty lewatywa uchodziła za środek medyczny, chociaż w gruncie rzeczy była gwałtem, środkiem służącym do kontrolowania przez dorosłego naturalnej funkcji jelit. Tylko otwarty, świadomy umysł kobiety socjologa mógł wyraźnie dostrzec i zdemaskować tę formę destruktywnego zachowania. Na szczęście ta kobieta nie musiała bronić matek, nie potrzebowała więc ukrywać prawdy.

Zwracając uwagę na przeszłość przestępcy, daleka jestem od chęci usprawiedliwienia jego czynu. Przecież odreagowanie na drodze przestępstwa nie jest koniecznością. Nie doszłoby do tego, gdyby ci mężczyźni byli skłonni zrezygnować z wyparcia. Ale nie chcą tego zrobić i kiedy tylko stają się ojcami, mogą mścić się bez przeszkód na swoich matkach w swoim domu, na żonie i dzieciach, nie obawiając się ingerencji policji.

Ich czyny muszą zostać nazwane, tak jak czyny ich rodziców, dziadków i milionów osób z przeszłości wykorzystujących dzieci. Owocem ich praktyk są właśnie ci gwałciciele. Także ich perwersyjne matki były już produktem tego pełnego zależności łańcucha wydarzeń.

Aby przerwać trwające tysiąc lat maltretowanie dziecka, skrywane pod takimi niewinnymi szyldami, jak: tradycja, normalność, wychowanie „dla twojego dobra”, trzeba zapewnić dostęp do całej prawdy. Ten dostęp ułatwią czytelnikowi następne rozdziały – w każdym przedstawiam inny punkt widzenia, krążę wokół określonego tematu. Dzięki temu pojawiają się w murze szczeliny, które umożliwią swobodny dostęp do widoku, jaki się za nim kryje. W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy to już wystarczy? Oczywiście, sam „widok” nie zastąpi wglądu uzyskanego przez własną terapię. Ale może pomóc uświadomić sobie, jak to jest z tej strony muru, i przede wszystkim wzbudzić zdrową ciekawość życia.

Osoby, które znają tylko mur milczenia, nie są w stanie się od niego uwolnić. Zachowują się tak, jakby chronił je przed wszelkimi lękami. Ale ci, którzy choć raz popatrzyli przez szczelinę, nie mogą już dłużej znosić istnienia tego bezsensownego muru. Nie potrafią sobie wyobrazić, że mogliby żyć tak jak przedtem, bez świadomości, która teraz stała się ich udziałem. Zrozumieli bowiem, że to, co wcześniej nazywali życiem, wcale nim nie było. Ich tragedią i ich losem było długotrwałe niedostrzeganie tego faktu. Chcieliby innym tego oszczędzić, o ile to możliwe. Chcieliby innych poinformować, jak doszło do ich cierpienia i że cierpienie to można usunąć. Chcą, aby inni wiedzieli, że życie, każde życie, jest cennym skarbem i nie powinno być zaniedbywane, niszczone lub odrzucane. Warto przeżyć dawny ból, aby się od niego uwolnić – dla życia.

I.
Otwory i prześwity
Rozdział 1
Inicjatywa Ewy

CHCIAŁABYM NA POCZĄTEK opowiedzieć historię pewnej ponadtrzydziestoletniej kobiety, która do mnie napisała. Ma ona, właściwie nie wiedząc o tym, swój udział w powstaniu tej książki. Wprawdzie otrzymałam pozwolenie na wykorzystanie treści jej listu, ale nie podaję jej nazwiska. Będę nazywać ją Ewą.

Historia Ewy, przynajmniej na początku, przypomina wiele historii, które słyszę prawie codziennie. Maltretowanie i dezorientacja w dzieciństwie, jednocześnie twardość, ignorancja i obojętność rodziców, którzy taką postawę nazywali wychowaniem po bożemu. Później nałogi, próby samobójstwa, dwa nieudane małżeństwa, trzy nieudane terapie, okazyjne, krótkie pobyty w klinikach, ponowna dezorientacja na skutek użycia środków farmakologicznych, odzwyczajanie się od nich, po prostu łańcuch nieszczęść. A na dodatek własne dziecko. Ponieważ ta kobieta nie może być matką, dopóki sama nie stanie się nią dla zaniedbanego, maltretowanego i ignorowanego dziecka, którym sama ciągle jeszcze jest, jej własne dziecko jest kolejną ofiarą. W końcu dzięki odkrywającej terapii udaje jej się uratować własne życie, jak również macierzyństwo, czyli przyszłość jej dziecka. I to różni tę historię od wielu innych, które poznałam. Ewa odniosła zwycięstwo, ponieważ wyrządzona jej krzywda została ujawniona w długim procesie, krok po kroku. Pracowała nad tym wiele lat i – jak pisze – już przez całe życie będzie otwarta na inne zdarzenia z przeszłości, dostępne teraz jej świadomości i możliwe do zintegrowania. Ale już pierwsze lata terapii umożliwiły jej uwolnienie się od nałogu, porzucenie własnego zaślepienia oraz ochronę własnej osoby i dziecka. Chce ratować życie swoje i dziecka i to może się jej udać. Nałóg był ceną iluzji, bez których nie mogła wcześniej – jak sądziła – żyć. Teraz już może.

Praca nad odkryciem prawdy o własnej przeszłości była w pierwszych latach tak bardzo trudna, ponieważ Ewa cały czas nie chciała uwierzyć, że rodzice są zdolni do bezkarnego i nieustannego dręczenia własnych dzieci tylko dlatego, że nie wiedzą, co przydarzyło się im samym w dzieciństwie. Ale jej ciało, uczucia, sny nie ustawały w przypominaniu jej o faktach – skoro tylko była gotowa traktować te świadectwa prawdy poważnie i nie uciekać przed nimi w alkoholizm.

Ewa była tak zdziwiona nieoczekiwaną zmianą w swoim życiu, że zapragnęła podzielić się swoją wiedzą. Stało się dla niej jasne, że podobny los jest także udziałem innych. Jako że dawniej była dziennikarką, pomyślała o zrobieniu filmów dla telewizji, które mówiłyby o sytuacji maltretowanego dziecka. Wierzyła, że odpowiedni ludzie w redakcji będą tym zainteresowani, ponieważ była przekonana, że zdobyta przez nią niedawno wiedza będzie dla wszystkich przekonywająca. Ale właśnie na tym, zgodnie z moim doświadczeniem, polega trudność. Ewa nie doceniła siły powszechnego oporu wyparcia. Także i ja stykam się z konsekwencjami tego zjawiska w moich kontaktach z przedstawicielami środków przekazu. Nawet wtedy, gdy są bardzo zainteresowani moimi wypowiedziami (por. Das verbannte Wissen [Wiedza skazana na wygnanie], I, 5), raczej zrezygnują z opublikowania informacji, które mogłyby być dla nas i przyszłych pokoleń decydujące, jeśli chodzi o jakość życia. Trwają przy utrwalonych, niszczących życie poglądach, aby tylko nie kwestionować postępowania swoich rodziców.

Ewa nie spodziewała się podobnej reakcji, chociaż sama odczuła, jaki zdecydowany opór stawiała w terapii, aby uniknąć wglądu w niszczące zachowanie swoich rodziców. Wolała raczej zdecydować się na największy wysiłek, niż poznać i znosić niepojętą prawdę o swoim dzieciństwie. Ale odkrycie, że jej ciało staje się coraz zdrowsze i uwalnia się od nałogów w miarę odkrywania prawdy, że ma teraz dostęp do swoich uczuć i świadomości, sprawiło, że prawie zapomniała o swoim początkowym oporze. To spowodowało, że nie dostrzegła jego istnienia u innych. Znając własną przeszłość, chciała powiedzieć uzależnionym od nałogów, że istnieje wyjście, że nie muszą się już niszczyć, aby podtrzymać swoje zaślepienie. Przecież prawda nie zabija, lecz uwalnia.

Informując osoby reprezentujące środki masowego przekazu o swoich planach, szybko zrozumiała, że jej nadzieja była iluzją, aczkolwiek nie tak niebezpieczną, jak jej własne iluzje dotyczące dzieciństwa, które popchnęły ją w stronę nałogu. Ponieważ teraz, na trzeźwo, mogła ją skorygować, nie była zależna od ludzi, którzy bronili się przed prawdą. Później spotkała także inne osoby, które potwierdziły jej doświadczenia. Ale w redakcji powiedziano jej, że artykuły poruszające temat maltretowania dziecka były już publikowane rok wcześniej, dlatego należałoby odczekać jeszcze rok. Takie zagadnienie nie może być poruszane „zbyt często”.

Ewa pomyślała: „Przecież nie chodzi o jeden z wielu »tematów«, jak na przykład cieszący się popularnością finał meczu tenisowego czy też badanie piramid, które obecnie prowadzone jest przy zastosowaniu ogromnych środków technicznych. Dlaczego nie mówi się o tym, że w czasach antyku i we wczesnym średniowieczu połowę urodzonych niemowląt oddawało się mamkom, z czego połowa tych dzieci umierała, a mamki z tej przyczyny nazywane były fabrykantkami aniołków? Dlaczego badanie życia faraonów jest ważniejsze niż informacje, że mordowanie dzieci stanowi część naszej kultury od zarania dziejów i że długo nie uwolnimy się od tego dziedzictwa? Dlaczego te informacje można znaleźć jedynie w kilku specjalistycznych tekstach, a nie w środkach masowego przekazu? Dlaczego odpowiedzialni politycy nazywają projekt powstania profesjonalnego ośrodka pomocy dla seksualnie wykorzystywanych kobiet »wielkim szaleństwem«? Przecież chodzi o naszą przyszłość, o wyjaśnienie źródeł ludzkiego nieszczęścia i przezwyciężenie średniowiecznego sposobu myślenia, o zwalczanie ignorancji, która zniszczyła trzydzieści lat mojego życia i nadal niszczy życie innych. Przecież temu właśnie chcę zapobiec. Czy to możliwe, że tak mało osób jest tym zainteresowanych? Czuję się odpowiedzialna, współodpowiedzialna, gdy nie przeciwstawiam się temu zniszczeniu, chociaż znam prawdę. Czy tę sprawę można określić jako jeszcze jeden »temat«? Czyż nie chodzi o podstawę naszej egzystencji? Czy nasza ignorancja nie przyczyni się do zniszczenia nas samych?”

Podobne doświadczenia mają inni ludzie, których nazywam wiedzącymi świadkami. Są to osoby, które angażują się w odkrywanie prawdy o dzieciństwie (por. Das verbannte Wissen, s. 214). Ewa nie chciała się szybko poddać. Była nawet gotowa odsłonić fragmenty swojej przeszłości, aby uchronić młodych ludzi od nałogu, umożliwiając im wgląd w konkretne wydarzenia jej życia. Jednak jej rozmówcy reprezentujący media obawiali się, że może to być odebrane jako „żalenie się”. W końcu każdy miał jakieś przejścia. Roztkliwianie się nad sobą i postawa ofiary nie są dobrze widziane. Taka była ich argumentacja. Przypominała ona Ewie sposób wyrażania się jej rodziców. W tej sytuacji Ewa nawiązała kontakt z organizacją Eppoch (End Physical Punishment of Children), która stawia sobie podobne cele jak i ona. Organizacja ta walczy o nowe ustawodawstwo w Anglii i zabiega o powszechne uznanie, że znęcanie się nad dzieckiem jest ciężkim przestępstwem. Napisała także do mnie i zaproponowała mi utworzenie ruchu obywatelskiego w Szwajcarii i w Niemczech. Moją odpowiedzią na jej list jest ta książka. Jestem przekonana, że ruch obywatelski oraz dalsze starania Ewy i innych osób będą kontynuowane i mimo panującej ignorancji nikomu nie uda się przeszkodzić w ich pracy na rzecz prawdy. Ta książka jest dowodem, że dzięki takim inicjatywom skłania się innych ludzi do wypowiedzi na temat swoich przeżyć.

Poszczególne jej rozdziały, chociaż powstały pod wpływem różnych impulsów, są ze sobą ściśle powiązane. Krążą wokół tematyki, która została zasygnalizowana w przytoczonym na początku przykładzie – odwaga do zmiany powstaje w wyniku świadomego i przepracowanego oburzenia na to, co niszczyło i niszczy życie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Przypisy

[1] Podobną funkcję, jaką może pełnić w dzieciństwie „wspierający świadek”, w życiu dorosłego człowieka pełni „wiedzący świadek”. Mam tu na myśli osobę, która jest świadoma skutków zaniedbania i maltretowania dziecka, która z empatią potrafi wspierać osoby o takich doświadczeniach i pomóc im zrozumieć ich uczucie lęku i bezsilności, aby dzisiaj, gdy są już dorosłe, mogły dokonać świadomych wyborów.