Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Jestem prawą ręką mafijnego bossa, ona zaś dziewczyną z przeszłością, którą rozpaczliwie stara się ukryć. Potrzebuję jej wsparcia, ale wiem, że mi nie pomoże. W każdym razie niedobrowolnie. Dlatego będę musiał ją do tego zachęcić, a wierzcie mi, potrafię to robić. Jest w niej coś, co wywołuje moją ciekawość. Nie chodzi jedynie o blizny przecinające jej plecy. Sprawia wrażenie, jakby znajdowała się na granicy, której przekroczenie wywoła chaos. Przypomina piękną lalkę powoli rozchodzącą się na szwach. Jeszcze chwila, a przytrzymująca wszystko nitka pęknie.
Myśli, że ją złamię. Rzecz w tym, że ona już jest złamana. Będzie walczyła ze mną do upadłego, lecz i tak wygram. Zawsze wygrywam. Przyzwyczaiłem się do tego, że dostaję to, czego pragnę. A pragnę właśnie jej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 262
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PROLOG EMILIA
1. EMILIA
2. GIOVANNI
3. EMILIA
4. GIOVANNI
5. EMILIA
6. GIOVANNI
7. EMILIA
8. GIOVANNI
9. EMILIA
10. GIOVANNI
11. EMILIA
12. GIOVANNI
13. EMILIA
14. GIOVANNI
15. EMILIA
16. GIOVANNI
17. EMILIA
18. GIOVANNI
19. EMILIA
20. GIOVANNI
21. EMILIA
22. EMILIA
23. GIOVANNI
EPILOG 1 EMILIA
EPILOG 2 GIOVANNI
O AUTORCE
GIOVANNI
Dla Diane D. i Kcee B.
Wiedzcie, że bardzo doceniam Waszą przyjaźń i wsparcie. Pisanie książek potrafi być strasznie ciężkim zajęciem, dlatego jestem wdzięczna, że trwacie przy mnie zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
Dziękuję Wam.
Mogłam zapaść w sen o dowolnej porze. To dziwne, ale potrafiłam zasnąć w każdych okolicznościach. Nauczyłam się tego cztery lata temu, na brudnej podłodze w piwnicy.
Zaśnij.
Zapomnij.
Śpij, dopóki cię nie obudzą i nie zmuszą do wstania.
Przeszłość miała sposoby na to, aby niepostrzeżenie zakraść się do człowieka. Powtórzyć bieg wydarzeń i znów powrócić.
Nie wiedziałam, czy moje demony kiedykolwiek zostawią mnie w spokoju. Sądziłam, że tak już się stało. Łudziłam się, że w noc, gdy wyczołgałam się przez okno i uciekłam z tamtego domu, pokonałam je, bo jakimś cudem przeżyłam.
Rzecz w tym, że jak przetrwało się raz, trzeba nieustannie walczyć. Każdego. Kolejnego. Dnia. Pokonanie tego, co cię złamało, nie było możliwe ot tak. To coś posiadało człowieka. Nie opuszczało ani na chwilę, bez względu na wszystko. Stało się jego częścią jak popękana skóra czy bliznowata tkanka.
W noc, gdy Giovanni Santa Maria wdarł się do mojego życia, wiedziałam, że to znów się działo. Przeszłość powracała.
„Słonko”, tak do mnie mówił, choć zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Był wpływowym, bezwzględnym mężczyzną, groźniejszym niż wszyscy, z którymi do tej pory musiałam się mierzyć. Mimo to stawiłam mu czoła. To leżało w mojej naturze.
Tak samo jak zwycięstwo stało się jego znakiem rozpoznawczym. Chciał mnie dla siebie i w końcu zdobył. A jakby tego było mało, spieprzyłam sprawę i pozwoliłam mu zajrzeć w głąb duszy. Wówczas jej również zapragnął.
Lubił mnie obserwować. Czerpał przyjemność z analizowania i odkrywania spustoszeń, jakich dokonał. Znałam mężczyzn takich jak on. Podniecało ich obserwowanie, jak się miotam. Chcieli, bym walczyła, bym próbowała od nich uciec. Uwielbiali za mną gonić.
Mylił się jednak, jeśli sądził, że tak łatwo mu się poddam i dam złamać. To już się stało, a ludzie, którzy się tego dopuścili, teraz nie mieli nic to stracenia.
Zanim pozwoliłam, by skradł mi duszę, stawiłam opór, jakiego nigdy w życiu nie doświadczył.
Kochałam życie w mieście, ale kiedy miałam gdzieś zaparkować, robiłam się dosłownie chora. Parkowanie to prawdziwy wrzód na dupie.
Deszcz niedawno ustał, a powietrze zrobiło się wilgotne i parne. Wolałabym, żeby w ogóle nie padało, ale lipcowy skwar dawał się wszystkim we znaki i z wdzięcznością przywitali krótkotrwałą zmianę pogody.
Wspięłam się po schodach prowadzących do drzwi kamienicy. W dłoni zabrzęczały klucze, gdy próbowałam otworzyć zamek, trzymając dwie siatki z zakupami oraz dużą torbę. W budynku mieściło się sześć mieszkań, po jednym na każdym piętrze. Zajmowałam ostatnie z nich i dzięki temu miałam dostęp do tarasu na dachu. Rekompensowało mi to konieczność pokonywania codziennie sześciu kondygnacji. Nienawidziłam ćwiczyć, więc te wspinaczki stanowiły zwykle wymówkę, żeby tego nie robić.
Dochodziła dziewiąta wieczorem. Wracałam później niż zwykle. Światło zapaliło się, jak tylko dotarłam na swoje półpiętro. Wiedziałam, że to przez czujnik ruchu, ale z jakiegoś powodu podskoczyłam ze strachem. Przez cały dzień czułam się dziwnie poddenerwowana.
Szpilki zastukały na drewnianej podłodze, gdy szłam w kierunku mieszkania. Na tym piętrze znajdował się jeszcze składzik dozorcy. Przełożyłam torby do jednej ręki, znalazłam właściwy klucz i wsunęłam go w zamek. Usłyszałam kliknięcie i zasuwka ustąpiła pod wpływem nacisku. To zwykle wystarczało, abym poczuła się bezpieczna i spokojna. Jednak dzisiaj było inaczej – przekroczyłam próg i chwilę zajęło, nim się zorientowałam, że w domu świeciło się światło. Nocna lampka delikatnie oświetlała pomieszczenie. Stała obok fotela, w którym zazwyczaj spędzałam popołudnia pogrążona w lekturze lub oglądając telewizję.
Teraz ktoś zajmował moje miejsce.
Serce zabiło mi szybciej. Wciąż trzymając w rękach siatki, gapiłam się na potężnie zbudowanego mężczyznę, który rozpierał się na siedzeniu. Patrzył na mnie i wyglądał na niesamowicie zrelaksowanego. Prawie się uśmiechał. Był rozbrajająco przystojny i nienagannie ubrany. Czarny garnitur doskonale leżał na jego ciele. Światło odbiło się od złotych spinek do mankietów, gdy uniósł szklankę do ust.
Nagle ktoś włączył górne światła. Cofnęłam się o krok i uderzyłam w twarde ciało. Obróciłam się przerażona. Stał za mną inny facet – również potężnie zbudowany i ubrany w ciemny garnitur. Nie zaszczycił mnie spojrzeniem, ale z drugiej strony wcale nie musiał. Wiedziałam, że nie pozwoliłby mi opuścić mieszkania.
– Zrobiłem sobie drinka. Liczę, że ci to nie przeszkadza – odezwał się nieznajomy siedzący w fotelu. Miał głęboki głos.
Nie patrzyłam na niego. Skupiłam się na trzech dryblasach rozstawionych w różnych miejscach. Wszyscy wyglądali dość elegancko. Przyglądali mi się, ale ich wzrok prześlizgiwał się z góry na dół, jakbym była jedynie elementem wystroju. Prócz tego, który rozsiadł się w fotelu. Czułam, jak jego spojrzenie przewiercało mnie na wylot.
Usłyszałam za sobą kliknięcie zamka. Odwróciłam się i zobaczyłam, że jeden z facetów stanął przed drzwiami z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Był żołnierzem. Potrafiłam ich rozpoznać. Mieli coś charakterystycznego w swojej postawie. Ci mężczyźni zostali wybrani z najlepszych. Ktokolwiek sączył teraz drinka w moim salonie, budził wśród nich respekt i szacunek.
– Dobry alkohol.
Odwróciłam się stronę nieznajomego, gdy przerwał ciszę. Patrzyłam, jak wypija resztki bursztynowego płynu ze szklanki. Lód zadzwonił o kryształ. To taki ładny dźwięk, taki znajomy i kojący. Przypominał mi czasy, kiedy siadywaliśmy z tatą w jego gabinecie, a on popijał whiskey.
Dzisiaj jednak ten odgłos nie przynosił ukojenia. Mężczyzna wciąż mnie obserwował. Odkąd weszłam do mieszkania, nie odwrócił wzroku nawet na chwilę. Wyraz jego twarzy był skupiony, jakby bardzo się nad czymś zastanawiał. Wstał i skinął głową na jednego ze swoich ludzi.
– Pomóż jej z torbami.
Kiedy koleś się zbliżył, zrobiłam krok w bok, chociaż wiedziałam, że i tak nie dałabym rady nigdzie uciec. Z jakiegoś powodu ściskałam torby, jakby miały zamienić się w tarczę i mogłabym się nimi osłonić. Chwilę później facet odebrał mi zakupy i położył je na dużym kuchennym stole z białego marmuru ze złotymi żyłkami, który oddzielał kuchnię od otwartej przestrzeni salonu i jadalni.
Znów coś usłyszałam, tym razem dźwięk nalewanej cieczy. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na plecy mężczyzny napełniającego szklaneczki. Podszedł do mnie z drinkami, po czym przyjrzał mi się z uwagą, przesuwając ciemnymi oczami po mojej twarzy i ciele. Już się nie uśmiechał. Był ogromny, mierzył jakieś trzydzieści centymetrów więcej niż ja. Nawet w ośmiocentymetrowych szpilkach sięgałam mu zaledwie do ramienia. Zatrzymałam wzrok na potężnej sylwetce. Garnitur leżał na nim idealnie, opinając szerokie barki i grube ramiona. „Ciekawe, czy został uszyty na miarę”, pomyślałam głupio, zważywszy na sytuację.
– Proszę – powiedział, wyciągając ku mnie jedną szklankę.
Nie poruszyłam się. Nie pierwszy raz zostałam zaskoczona we własnym domu. Zakładałam jednak, że nie pracował dla mojego brata. Nie wyglądał na żołnierza. Był zbyt elegancki i emanowała od niego za duża pewność siebie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego człowieka pochylającego głowę przed kimkolwiek.
Wiedziałam, że zauważył jak drży mi dłoń, którą wyciągnęłam po alkohol.
– Kim jesteś? – zapytałam. – Czego chcesz?
Jak to możliwe, że mój głos brzmiał tak spokojnie?
Uniósł swoją szklankę do ust i czekał, aż sama skosztuję trunku. Pociągnęłam maleńkiego łyka. Nie piłam whiskey za często i ogólnie jej nie lubiłam. Sięgałam po nią tylko wtedy, gdy nachodziła mnie ochota, aby uchwycić blaknące wspomnienie.
– Proszę usiąść, panno Estrella – mruknął, podkreślając „r”. Przyglądał mi się z uwagą, gdy wypowiadał nazwisko. Moje prawdziwe nazwisko.
Przełknęłam gulę rosnącą w gardle.
– Larrea. Nazywam się Em Larrea. Pomylił mnie…
– Nie jestem głupcem, Emilio. – Skinął głową w kierunku kanapy.
Spojrzałam na stojących przy niej mężczyzn. Jakby tutaj było ich mało, nagle rozległ się dźwięk spuszczanej wody w toalecie. Chwilę później pojawił się kolejny żołnierz. Mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Nawet gdyby udało mi się dostać do kuchni, na pewno nie zdziałałabym wiele. Z pewnością posiadali broń i biegali szybciej niż ja.
Nie pozwoliłabym jednak potraktować się jak popychadło. Postanowiłam, że będę walczyć i wydrapię któremuś oczy, jeśli zostanę do tego zmuszona. Musiałam stawić opór, bo jego brak czynił z człowieka ofiarę, a nawet współwinnego. Nie byłam ani jednym, ani drugim. Nigdy więcej nie dam się wykorzystać.
Po namyśle uznałam, że ich przekonanie o kobiecej uległości powinno zadziałać na moją korzyść. Podeszłam do kanapy i przysiadłam na jej skraju.
Mężczyzna skinął głową i zajął miejsce w fotelu. Zakręcił szklaneczką, lód zadzwonił o jej ścianki, nim facet upił kolejny łyk alkoholu. Przez cały czas nie spuszczał ze mnie oczu.
– Wyglądasz zupełnie inaczej niż twój brat. Nie jesteście bliźniętami?
Miałam rację. Nie pracował dla Alessandra, inaczej nie zadałby tego pytania.
– Kim jesteś?
– Giovanni Santa Maria.
Włoch. W takim razie pewnie należał do mafii. Czy w związku z tym był bardziej wyrozumiały od ludzi z karteli? Szczerze w to wątpiłam.
– Czego chcesz?
– Informacji.
– Nie wydaje mi się, żebym jakiekolwiek posiadała. Przynajmniej takich, które cię zainteresują – odparłam, przełknąwszy spory łyk drinka, po czym wstałam.
W chwili, gdy to zrobiłam, dwóch żołnierzy wsunęło dłonie pod marynarki. Sięgali po spluwy, nie miałam co do tego wątpliwości. Serce waliło mi w piersi, aż odniosłam wrażenie, że wszyscy mogli je usłyszeć. Znieruchomiałam. Ochroniarze się poruszyli, ale Giovanni podniósł dłoń, żeby ich zatrzymać. Widziałam, że nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Sposób, w jaki mi się przyglądał, sprawiał, że czułam coraz większy niepokój. Wyglądał, jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy.
– Jestem głodna. – Odwróciłam się do niego. – Masz coś przeciwko?
– Nie krępuj się.
Byłam pewna, że nie przełknę ani kęsa, ale musiałam dostać się do kuchni.
Jego spojrzenie wypalało mi dziurę w plecach, gdy szłam przez salon i obchodziłam stół oddzielający od siebie części mieszkania. Ciszę przerywał jedynie stukot szpilek o drewnianą podłogę. Skupiłam się na rozpakowywaniu zakupów. Wyjęłam z siatek opakowanie makaronu, słoik sosu, bagietkę, butelkę wina i kilka butelek wody. Następnie włożyłam część z tych rzeczy do szafek. Zerknęłam na szufladę, w której trzymałam pistolet. Jeszcze po niego nie sięgnęłam. Zamiast tego schowałam reklamówki do szafki pod zlewem i zdjęłam szklankę z suszarki do naczyń. Otworzyłam jedną z butelek wody, po czym napełniłam szkło. Dopiero po wykonaniu tych czynności skierowałam z powrotem uwagę na mężczyznę w fotelu.
Nie odzywał się i czekał cierpliwie, nawet na sekundę nie odwracając wzroku. W lot pojęłam, że nie należało go lekceważyć. Studiował mnie. Ciekawe, jakie informacje zdobył na mój temat. Jedno wiedziałam – nie powinnam brać jego milczenia za oznakę słabości. Ten mężczyzna emanował niebezpieczeństwem w równym stopniu co seksapilem.
Wstał i musiałam bardzo się starać, by nie uciec gdzie pieprz rośnie. Ruszył w kierunku kuchni. Odwróciłam się i złapałam garnek z długim uchwytem. Napełniłam go wodą, postawiłam na kuchence i ją odpaliłam.
– Musisz posolić – zauważył, kiedy wzięłam słoik z sosem i mocowałam się z odkręceniem przykrywki. Miałam zbyt spocone dłonie, więc wytarłam je o spódnicę, a następnie znów spróbowałam. Poniosłam kolejną porażkę.
Chwilę później znalazł się tuż obok, zajmując całą przestrzeń. Miałam wrażenie, że zużywa zbyt dużo tlenu. Kąciki jego warg lekko unosiły się ku górze jakby w ciągłej drwinie. Przeniósł wzrok na moją szyję. Ciekawe, czy widział pulsującą żyłę. Zdawał sobie sprawę, jak mocno waliło mi serce? Wiedział, jak bardzo się bałam? Zachowanie spokoju kosztowało mnie wiele i stanowiło jedynie fasadę. Facet uśmiechnął się i wyciągnął dłoń. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Sięgnął po słoik z sosem, który trzymałam. Gdy nasze palce się zetknęły, drgnęłam, czując przeskakującą między nami iskrę.
Minęło kilka sekund, nim oderwałam oczy od jego umięśnionych rąk i zwarłam z nim wzrok. Znów bacznie mi się przyglądał, co tylko wytrącało mnie z równowagi. Po chwili usłyszałam znajome pyknięcie. Uśmiechnął się szerzej i wyciągnął w moją stronę szkło. Zabrałam słoik i wieczko.
– Dziękuję.
– Powinnaś sama zrobić sos. To nie takie trudne i jest dużo smaczniejszy od tego szajsu.
– Nie narzekam. – Odwróciłam się plecami, żeby sięgnąć po kolejny garnek i wlać do niego zawartość słoika. Potem popatrzyłam na rondel, w którym woda zaczęła już bulgotać. Gdyby zaszła taka potrzeba, mogłabym ją wykorzystać jako kolejną broń. Miałam nadzieję, że nie zostanę do tego zmuszona.
Przeniosłam uwagę na Giovanniego.
– Jakiej informacji poszukujesz? Co według ciebie wiem? – zapytałam. Musiałam coś im dać, a potem poprosić ich o opuszczenie mieszkania. Liczyłam, że posłuchają.
– Jesteś zdumiewająco spokojna, biorąc pod uwagę obecność grupy uzbrojonych facetów w twoim domu – zauważył.
Nie odpowiedziałam.
– Ciekawe.
Znów mnie studiował, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Czytał w myślach? Cokolwiek robił, wywoływało to mój coraz większy niepokój. Jego wzrok wyprowadzał z równowagi.
– Mam sprawę do twojego brata Alessandra. Chcę się dowiedzieć, gdzie przebywa.
Nie wierzyłam, że mój brat naprawdę sądził, że potrafił wykiwać tego faceta. Nie brałam udziału w rodzinnych interesach, a mimo to zdawałam sobie sprawę, że nikt nie powinien robić z Giovanniego frajera.
– Przyszedłeś w niewłaściwe miejsce. Nie mam pojęcia, gdzie on się podziewa. Nie utrzymujemy kontaktów.
– Hmm. – Znów bacznie śledził każdy mój ruch. – Nie jesteś blisko ze swoim bliźniakiem? Nie macie jakiejś szczególnej więzi? Myślałem, że tak to działa.
Oparłam się o blat. Stałam blisko szuflady, w której trzymałam broń, ale musiałam zachować ostrożność. Liczyłam na to, że Giovanni zostawi mnie w spokoju, bo tylko raz mogłam wykorzystać moment zaskoczenia.
– Nie, nie ma czegoś takiego. Przynajmniej nie w naszym przypadku. Nie jesteśmy ze sobą blisko. Nic nie wiem o jego interesach ani o kartelu. Opuściłam tamten świat, gdy zamordowano mi ojca. A nawet kiedy żył, nie za bardzo się tym interesowałam.
Santa Maria westchnął.
– Cóż, szkoda.
Odwrócił się plecami. Usłyszałam, jak wzburzona woda chlupnęła na kuchenkę, więc zerknęłam na garnek. Jeszcze nie. Giovanni odsunął się o parę kroków i rozejrzał z uwagą po mieszkaniu.
– Chcesz więc powiedzieć, że pracując jako koordynatorka imprez w maleńkim hotelu, możesz sobie na to pozwolić? Ciepła ta twoja posadka.
Dokładnie mnie sprawdził. Wykazałabym się naiwnością, gdybym pomyślała, że przyszedł nieprzygotowany.
– Jestem menadżerką, a ten maleńki hotel to tak naprawdę luksusowy pensjonat. Moje wydatki nie powinny cię jednak interesować. Jak już mówiłam, nie wiem nic o interesach Alessandra ani o tym, gdzie się podziewa. Nie mogę ci pomóc. Chcę, żebyś wyszedł… Proszę – powiedziałam, dodając „proszę” po krótkim namyśle.
Przechylił głowę.
– Pieniądze to dla ciebie drażliwy temat?
– Nie twoja sprawa. Proszę, wyjdź stąd.
– Albo co?
Woda nadal wrzała, a kiedy spojrzałam na kuchenkę, zobaczyłam, że sos pomidorowy pryskał na nieskazitelny marmur, zostawiając czerwone plamy. Nienawidziłam bałaganu. Podeszłam i zmniejszyłam ogień. Następnie otworzyłam opakowanie makaronu i wrzuciłam garść do garnka z wodą, po czym zakryłam go pokrywką. Potem znów stanęłam przy szufladzie, w której trzymałam broń. Znajdowała się zaraz obok zlewu. Opłukałam dłonie, wzięłam ręcznik i osuszyłam je. Obserwowaliśmy się wzajemnie. Czekałam, aż woda w garnku zacznie kipieć. Jak na zawołanie usłyszałam syczenie, gdy kapnęła na kuchenkę. Bulgotała coraz bardziej, trzęsąc pokrywką. Giovanni zrobił dokładnie to, czego się spodziewałam – podszedł, żeby zdjąć przykrywkę i przykręcić ogień. Coś mówił. Chyba komentował moje zdolności kulinarne, ale nie potrafiłam rozróżnić słów. Za bardzo dzwoniło mi w uszach.
Otworzyłam szufladę i zacisnęłam dłoń na chwycie pistoletu. Poczułam jego ciężar. To znajome doznanie powodowało, że wciąż cholernie się bałam. Wycelowałam w mężczyznę i w tej samej chwili pięciu żołnierzy skierowało swoje spluwy w moją stronę. Dźwięk odbezpieczanej broni odbił się od ścian.
Giovanni odwrócił się jakby od niechcenia, a jego oczy przewiercały mnie na wylot. Uzmysłowiłam sobie, że nie były czarne, jak mi się początkowo wydawało, a raczej ciemnozielone. Wyraz twarzy mężczyzny wcale się nie zmienił. Jeśli się zdziwił, nie dał tego po sobie poznać. Podejrzewałam jednak, że spodziewał się takiego zachowania.
– Wynoś się. Natychmiast – warknęłam, odbezpieczając pistolet, gdy zrobił krok w moim kierunku. Całą siłą woli walczyłam, żeby nie zacząć się cofać.
– No proszę, a przez chwilę myślałem, że jesteś tylko niewinną dziewczyną, która znalazła się w szponach tego brzydkiego świata.
– Nie jestem dziewczyną. Jestem kobietą.
– Widzę – odparł i chyba czekał na ripostę.
– Strzelę – powiedziałam, tym razem cofając się przed nim. – Mówię poważnie.
Uśmiechnął się szeroko i zatrzymał, po czym podniósł ręce do góry w drwiącym geście poddania się. Nie spuszczając ze mnie wzroku, wydał rozkaz swoim ludziom.
– Opuście gnaty, panowie. Emilia jedynie broni się z powodu naszej wizyty, którą pomyliła ze wtargnięciem.
– Mam na imię Em. I nie pomyliłam się. Włamaliście się do mojego domu.
– Nieprawda. Zarządca budynku był tak dobry, że pożyczył mi zapasowy klucz.
– Co takiego?
Olał to pytanie.
– Emil był twoim ojcem, prawda? Dziwne, że to ty dostałaś po nim imię, a nie jego syn i następca.
– Moja rodzina to nie twój zakichany interes. Wynoś się, bo jeśli sądzisz, że nie strzelę, to się grubo mylisz.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Oboje wiemy, że tego nie zrobisz, więc opuść broń. Nie poproszę drugi raz.
Przełknęłam ślinę. Znów się przed nim cofałam i nie wiedzieć kiedy dotknęłam plecami ściany. Jak on to zrobił?
– Błagam, wyjdź stąd. Ja też nie poproszę ponownie – oznajmiłam drżącym z nerwów głosem.
– W porządku. W takim razie zrobimy to po twojemu.
Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch, co mnie rozproszyło. Tyle wystarczyło, żeby zdołał chwycić mój nadgarstek. Drugą rękę zacisnął mi na gardle i przygwoździł do ściany. Ścisnął przegub tak mocno, że wypuściłam pistolet, który upadł na podłogę i wystrzelił. Krzyknęłam.
Giovanni dociskał mnie do ściany całym swoim ciałem. Zastanawiałam się, czy w ten sposób nie zostałam przez niego osłonięta przed strzałem. Był ogromny i nie mogłam się ruszyć. Serce mi waliło, jakby próbowało wyrwać się z piersi. Czułam twarde ramię przy twarzy i delikatny zapach płynu po goleniu. Próbowałam powstrzymać łzy wywołane przerażeniem.
– Jezu Chryste – powiedział sekundę później. Zrobił krok w tył i podniósł pistolet. – Powinnaś mieć na tym blokadę bezpieczeństwa w razie upadku. Ile to w ogóle ma lat? – Sprawdzał broń, obracając ją pod różnymi kątami.
Nie potrafiłam zmusić strun głosowych do działania, bo jego ludzie mierzyli we mnie ze swoich spluw. Giovanni pokręcił głową, opróżnił magazynek, a następnie wsadził pistolet i amunicję do kieszeni.
– To moje – zdołałam wychrypieć.
– Zrobisz sobie nim krzywdę.
– Nie jestem kretynką.
– Doprawdy? I założyłaś, że mierzenie do mnie z broni, gdy otacza cię pięciu moich ludzi, to dobry pomysł? Inteligentna osoba nie wpadłaby na coś tak głupiego, Em. – Wypowiedział z naciskiem moje imię, co tylko podniosło mi ciśnienie.
– Pierdol się. Znam podobnych do ciebie. Precz stąd.
– Odważne słowa, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazłaś.
Znów stanął przede mną, ale tym razem uśmiech zniknął z jego twarzy. Złapał mnie za ramiona, potarł je, a następnie ścisnął. Przez cały czas patrzył mi w oczy, przez co z trudem tkwiłam w miejscu i milczałam. Świetnie zdawałam sobie sprawę, że to jedynie zapowiedź tego, do czego był zdolny.
– Szczerze mówiąc, wolę kobiety mające w sobie trochę ognia. Fajniej z nimi w łóżku. – Pochylił się, by dopowiedzieć: – Gdy są niegrzecznymi dziewczynkami.
Jeden z jego ludzi zachichotał. Nie silił się na dyskrecję.
Giovanni odsunął się. Spojrzałam na niego niepewnie. Wyciągnął dłoń do mojej szyi i położył dwa palce w miejscu pulsującej żyły. Nie skomentował tego. Chciał jedynie dać mi do zrozumienia, że wiedział, jak bardzo się bałam.
– Muszę porozmawiać z twoim bratem. Nie obchodzi mnie, co zrobisz, żeby go namierzyć. Skontaktujesz się z nim i przekażesz mu wiadomość. W twoim interesie leży, aby pojawił się w przyszłym tygodniu. Zrozumiałaś?
Przełknęłam ślinę, przetwarzając jego słowa. Ta spokojna, opanowana strona Giovanniego, którą właśnie pokazał, wydawała mi się najniebezpieczniejsza. Przypominał przyczajonego tygrysa przed atakiem.
– Oczy do góry – polecił i potrząsnął mną. Zorientowałam się, że spuściłam wzrok na podłogę.
Zamrugałam i skupiłam na nim uwagę.
– Zrozumiałaś, Emilio?
Skinęłam głową.
– Jesteś dużą dziewczynką. Użyj ust.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
Uniósł brwi.
– Tak, zrozumiałam – wycedziłam.
– Świetnie, bo nie chciałbym cię skrzywdzić. – Wypuścił mnie, przechylił głowę, a następnie odwrócił się do kuchenki. – Chyba spaliłaś obiad.
Spojrzałam na garnek. Miał rację. Dopiero teraz poczułam specyficzny zapach przypalonego sosu.
– Szkoda – mruknął, wyciągając dłoń. Wzdrygnęłam się, ale tylko założył mi za ucho kosmyk włosów, który wysunął się z ciasno związanego koczka. Uśmiechnął się czarująco, pokazując białe zęby. – Niedługo się spotkamy, Emilio Estrello.
Po tych słowach skierował się do wyjścia, a jego ludzie podążyli za nim. Opierając się o ścianę, kurczowo złapałam się za brzuch. Zauważyłam dziurę po kuli w listwie przypodłogowej – skutek niekontrolowanego wystrzału.
Może i wychowałam się w rodzinie należącej do kartelu, ale jeszcze nigdy nie otarłam się tak bardzo o śmierć.
Emilia Estrella był inna, niż się spodziewałem.
– Przydziel do niej człowieka. Chcę wiedzieć wszystko o każdej osobie, z którą się skontaktuje – poleciłem, kiedy znaleźliśmy się na ulicy. Rozejrzałem się po ładnej, bogatej dzielnicy Upper East Side. Niemożliwe, żeby utrzymywała się z pensji menadżerki. Ostatni raz zerknąłem na kamienicę i okna na najwyższym piętrze.
– Zajmę się tym – odpowiedział Vincent. Stał obok samochodu, przytrzymując dla mnie otwarte drzwi.
– Dopilnuj, żeby to nie był jakiś idiota. A jeśli dziewczyna spotka się z tym ścierwem, swoim bratem, przyprowadzisz mi oboje.
– Jak sobie życzysz.
Wsiadłem do auta, wyjąłem z kieszeni klucz do jej mieszkania i przypiąłem go do własnego pęku. Pragnąłem dostępu do Emilii Larrei-Estrelli, i to nie tylko ze względu na Alessandra. Wiedziałem, że wybrałem nieodpowiedni moment, by myśleć o drugim powodzie – nawet jeśli nie potrafiłem pozbyć się obrazu jej niezwykle zniewalających ciemnozielonych oczu ze swojej głowy. Popełniłem błąd. Powinienem się lepiej do tego przygotować. Zdobycie jednego pieprzonego zdjęcia Emilii nie wydawało się trudne. Gdybym to zrobił, zaoszczędziłbym sobie siedzenia i roztrząsania tego spotkania.
Nie była duchem z mojej przeszłości. Zdawałem sobie z tego sprawę. Cholera, gdy zobaczyłem ją w progu, przeniosłem się w czasie.
To, co zrobiła i jak mi się postawiła… Większość osób na jej miejscu skuliłaby się ze strachu.
Gdy tylko weszła do kuchni, wiedziałem, że miała jakiś plan. Wciąż się zastanawiałem, czy odważyłaby się wykorzystać garnek z wrzącą wodą jako broń. Wyglądała na dość spokojną, ale po kobietach należało spodziewać się wszystkiego. Jeśli ktoś potrafił myśleć racjonalnie w takiej sytuacji, oznaczało to, że widział z bliska wiele zła. Byłem ciekaw, co spotkało ją.
Albo może po prostu chciałem ją zerżnąć.
Sięgnąłem do kieszeni, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Dominica Benedettiego, mojego kuzyna i głowy rodziny, której przysięgałem lojalność. Odebrał po drugim sygnale.
– Znalazłeś tego skurwysyna?
– Jeszcze nie, ale spotkałem się dzisiaj z jego siostrą.
– I?
– Myślę, że mówiła prawdę, twierdząc, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Alessandro. Powierzyłem jej jednak zadanie odnalezienia braciszka. Naturalnie, odpowiednio ją zachęciłem.
Dominic się roześmiał.
– Killian Black jest świetnym kontaktem. Jego człowiek, Hugo Drake, też jest godny zaufania. Sądziłem, że zabójstwo starego Estrelli uwolni nas od tego jebanego gówna, ale jego syn jest jeszcze gorszy.
– Chyba zawsze tak jest.
Milczał przez minutę, a ja zastanawiałem się nad tym, co właśnie opuściło moje usta. Jakie wydało się to prawdziwe w naszym przypadku.
– Brzmisz jak Salvatore – stwierdził Dominic.
Wielokrotnie słyszałem o jego starszym bracie.
– Uznam to za komplement.
– Chcę tego skurwiela.
– Nie bardziej niż ja. To ze mną zawarł układ i ze mnie zro- bił idiotę.
– Dostarcz go żywego. Planuję sam go wykończyć, choć podejrzewam, że ustawiła się do niego pieprzona kolejka.
Tym razem to ja się zaśmiałem.
– Będę cię informował. Jutro złożę jego siostrze kolejną wizytę. – Przekonywałem się, że zrobiłbym to, nawet gdyby nie wyglądała tak seksownie.
– Podoba mi się twoje zaangażowanie. – Zrozumiał znaczenie moich słów.
Rozłączyliśmy się w chwili, gdy Vincent wjechał do garażu. Nie mieszkałem zbyt daleko od Emilii. Nasze budynki też wyglądały całkiem podobnie, z tym wyjątkiem, że do mnie należało wszystkie sześć pięter.
Wspiąłem się po schodach i wszedłem do domu. Apartament dziewczyny miał szykowny, kobiecy wystrój, podczas gdy mój został urządzony w całkowicie nowoczesny sposób. Poszedłem prosto do gabinetu i uruchomiłem laptopa. Chciałem przeczytać dzisiaj wszystko, co zostało znalezione na temat kartelu Estrella, o przedwczesnej śmierci Emila Estrelli i o jego córce, która zniknęła po tamtej nocy.
Wiedziałem dość sporo o Alessandrze. Był kłamcą, złodziejem i idiotą, jeśli sądził, że mógł igrać ze mną lub rodziną Benedettich. Pieprzony imbecyl. Dzisiaj jednak to nie nim się interesowałem, a śliczną, temperamentną córką Emila Estrelli. Dziewczyną, przez którą przeszłość znów zaczęła mnie prześladować.
Kolejnego wieczoru stałem przed The Clementine, hotelikiem butikowym, w którym pracowała Emilia. Zegarek wskazywał kilka minut po dziewiętnastej i wiedziałem, że kończyła pracę o tej godzinie. Zadzwoniłem na recepcję i zapytałem o jej grafik. Wiedziałem też, że tuż po moim wyjściu poszła pobiegać, choć znów zaczęło padać. Człowiek, któremu kazałem jej pilnować, zgubił ją wśród wąskich uliczek. Nie mógł jechać za nią, nie wzbudzając podejrzeń. Zniknęła na ponad dwie godziny i ciekawiło mnie, co robiła. Spotkała się z bratem? Znała miejsce pobytu tej małej żmii i trzymała to w sekrecie? Wydawało się, że miała trochę oleju w głowie i po naszym spotkaniu nie spróbuje niczego kombinować, ale mogłem się mylić.
Podwoiłem liczbę żołnierzy, którzy mieli jej pilnować – jeden chodził za nią krok w krok, a drugi jeździł samochodem. Niedługo powinienem dowiedzieć się wszystkiego.
Teraz jednak nie chciałem o tym myśleć, bo Em Larrea wyszła bocznymi drzwiami hotelu i skierowała się do swojego auta. Poczułem się dziwnie, przyglądając się jej sylwetce. Wytrąciła mnie z równowagi. Przynajmniej na chwilę.
„Nie jest pieprzonym duchem z twojej przeszłości”.
Zdawałem sobie z tego sprawę. Tamtego pogrzebałem wiele lat temu.
Potrząsnąłem głową, odpędzając myśli, i skupiłem się na dziewczynie. Miała na sobie strój podobny do wczorajszego – dwuczęściową, idealnie skrojoną beżową garsonkę. Zdjęła marynarkę, odkrywając znajdującą się pod spodem marszczoną jedwabną bluzkę. Ołówkowa spódnica nie pozwalała oderwać od siebie wzroku, gdy Emilia mijała mój samochód, kołysząc małą, jędrną dupcią. Całe szczęście, że nie mogła mnie zobaczyć przez przyciemniane szyby.
Otworzyłem drzwi, jak tylko dotarła do swojego auta. Akurat stanęła i zaczęła szukać kluczyków w torebce.
– Emilio.
Dziewczyna znieruchomiała. Najwidoczniej rozpoznała głos, bo aż zesztywniała.
Zrobiłem kilka kroków, czując kroplę potu na skroni. Parne powietrze powodowało, że ten dzień stawał się jeszcze gorszy. Emilia obróciła się powoli. Miałem założone czarne okulary przeciwsłoneczne, a ona trzymała swoje w dłoni. Przymykała powieki, spoglądając na mnie. W jej oczach odbijały się promienie słoneczne, które sprawiały, że wydawały się jeszcze piękniejsze. Soczyście zielone ze złotymi refleksami. Ciemne włosy upięła w ten sam ciasny koczek co ostatniej nocy. Resztką siły woli powstrzymałem się przed wyciągnięciem ręki i rozpięciem go, żeby zobaczyć, jak włosy opadają jej na plecy i okalają śliczną twarz.
– Zawsze wychodzisz z pracy tak późno? – zapytałem.
– Co tu robisz, do cholery?
– Niezbyt miłe powitanie, biorąc pod uwagę, że przyjechałem tu specjalnie dla ciebie.
Chciała coś powiedzieć, ale jej wzrok powędrował ponad moim ramieniem. Usłyszałem głosy dwóch kobiet. Obróciłem się, by na nie zerknąć. Wydawały się bardzo młode i obie miały na sobie uniformy. Pewnie zajmowały się barem.
– Pracuję tu.
– Wolałabyś, żebym czekał w twoim mieszkaniu?
– Co? Nie. Czego chcesz? Dałeś mi tydzień. Sam tak powiedziałeś. Mówiłam ci, nie utrzymuję kontaktu z…
– Pamiętam, co mówiłem.
Dziewczyny ucichły i zmierzały w stronę wozu, który stał zaparkowany kilka miejsc dalej. Uświadomiłem sobie, że Emilia czuła się niezręcznie, ale to działało jedynie na moją korzyść.
– Nie powinieneś tu być. Nie wiedzą, z jakiej rodziny pochodzę – wyszeptała spanikowana.
– W takim razie chodźmy – odparłem, wskazując na swoje auto. Vincent stał obok niego i uważnie obserwował parking.
– Dokąd?
– Na kolację.
– Mam plany.
– Jakie?
– Nie twoja sprawa. O co ci tak naprawdę chodzi?
Drzwi hotelu znów się otworzyły i jakaś kobieta wybiegła, kierując się w naszą stronę.
– Em! Och, cieszę się, że cię złapałam.
Podeszła, ale zaraz gwałtownie się zatrzymała, jakby dopiero teraz zauważyła, że koleżanka ma towarzystwo. Ewidentnie zabrakło jej słów, gdy na mnie spojrzała, bo jedynie zmierzyła mnie od stóp do głów.
– Przepraszam. Nie wiedziałam, że z kimś jesteś.
– Nie jestem – odpowiedziała Emilia.
– Och. – Kobieta przeskakiwała wzrokiem między nami.
– O co chodzi?
– To papiery dotyczące przyjęcia zaręczynowego Ragonich. – Podała Em teczkę. – Mam parę nowych informacji, ale nie zdążyłam wprowadzić zmian, zanim wyszłaś. Proszę.
Nie kryła, że chce zostać przedstawiona. Sugestywnie spoglądała na koleżankę. Obserwowałem Emilię, dla której nagle stałem się niewidzialny. Bardzo starała się nie zwracać na mnie uwagi, co było dość zabawne.
– Dziękuję. – Nastąpiła niezręczna cisza.
Odchrząknąłem.
ovanni Santa Maria – przedstawiłem się. – Jestem przyjacielem Em. Chyba rozmawialiśmy wcześniej przez telefon?
– Co takiego? – zapytała Emilia podniesionym głosem.
– Katy, mam rację?
Dziewczyna pokiwała głową z uśmiechem na twarzy.
– Twoja koleżanka była tak miła, że podała mi twój grafik na ten tydzień – poinformowałem Em.
Spojrzała na kobietę z niedowierzaniem w oczach, ale ta pozostała niczego nieświadoma. Nic nie mogło oderwać jej spojrzenia od mojego ciała.
– Och. Pan Santa Maria – mruknęła. Zarumieniła się i wyciągnęła dłoń. – Cieszę się, że mogłam pomóc.
Skupiłem się na wkurzonej Em.
– Wrócimy później po twój samochód. Gotowa?
Katy stała i patrzyła, jak Vincent otwiera nam tylne drzwi.
Emilia zawahała się, ale wiedziałem, że nie urządzi sceny, żeby nie wzbudzić niepotrzebnych plotek. Nie przed koleżanką z pracy. Chwilę później podeszła do sedana i zajęła miejsce na fotelu. Dzięki wysokiemu rozcięciu w spódnicy mogłem zobaczyć kawałek jej szczupłego uda, gdy wsiadała do środka.
– Miłego wieczoru, Katy.
– Dziękuję. Panu również. Na razie, Em. – Pomachała niezręcznie. Emilia nie zwróciła na nią większej uwagi. Patrzyła prosto przed siebie.
Gdy Vincent wyjeżdżał z parkingu, zauważyłem, że asystentka Emilii wciąż tam stała i patrzyła za nami.
– Wygląda na zaniepokojoną.
– To było zbyteczne. Nie możesz tak po prostu zjawiać się w mojej pracy i… zmuszać mnie do zjedzenia z tobą kolacji.
– Nie zmusiłem cię. Zaprosiłem. Czuję się urażony, Emilio.
– Mam na imię Em.
– Nieprawda. Stałaś się Em kilka lat temu. Po śmierci swojego ojca, jeśli dobrze rozumiem.
Zacisnęła usta w cienką linię. Czyżby się nie spodziewała, że zostanie dokładnie prześwietlona?
– Skąd wiesz?
– Wiem wszystko o ludziach, z którymi robię interesy.
– Nie robimy interesów.
Wzruszyłem ramionami.
– Ostatniej nocy próbowałaś ugotować coś włoskiego, dlatego zakładam, że lubisz taką kuchnię.
Odwróciła się i wlepiła spojrzenie w widok za oknem, więc nie mogłem zobaczyć jej twarzy.
– Dokąd jedziemy? – zapytała.
– Do małej knajpki zaraz za miastem. Piękne wnętrze, pyszne jedzenie. – Zerknęła na mnie i otworzyła usta, próbując coś powiedzieć. – Nie martw się. Po kolacji odstawię cię do twojego samochodu.
– Dlaczego chcesz zjeść ze mną?
– Bo wzbudzasz moją ciekawość.
Nie odpowiedziała. Jej uwaga skupiła się na mijanej okolicy, podczas gdy Vincent wiózł nas do restauracji Trattoria Giacomo. Było to jedno z nielicznych miejsc na obrzeżach miasta, którego turyści jeszcze nie odkryli i tylko prawdziwi koneserzy korzystali z jego dobrodziejstw.
Ochroniarz zaparkował samochód na zatłoczonym parkingu. Lokal cieszył się popularnością wśród elity miasta, ale na mnie stolik zawsze czekał. Wysiadłem i podszedłem do drzwi Emilii, żeby je otworzyć.
– Mam nadzieję, że jesteś głodna.
Sięgnęła po marynarkę.
– Zostaw ją – powiedziałem. – Lepiej wyglądasz bez niej. Posłała mi gniewne spojrzenie i specjalnie ją założyła, choć panował nieznośny upał.
– Jak wolisz – odparłem z uśmieszkiem.
Położyłem dłoń na dolnej części jej pleców i pokierowałem do wejścia, gdzie powitał nas właściciel. Razem udaliśmy się na taras. Mogliśmy cieszyć oczy widokiem miasta i jednocześnie zyskać potrzebną prywatność.
– Dziękuję, Giacomo – rzuciłem, odsuwając krzesło swojemu gościowi.
Usiadła, a ja zamówiłem butelkę białego wina. Emilia od razu podniosła menu.
– Na początek polecam spaghetti vongole i dowolną rybę na główne danie.
Nie odpowiedziała. Giacomo wrócił z alkoholem i nalał nam obojgu po lampce. Zamówiliśmy dania i mimowolnie ucieszyłem się, gdy Emilia poprosiła o to, co poleciłem.
– Dobry wybór – mruknąłem, unosząc kieliszek w geście toastu. Wzięła w dłoń swój i upiła odrobinę wina, nie stukając wcześniej mojego.
– Jesteś niegrzeczna.
– Włamałeś się do mojego domu z piątką swoich ludzi. Zagroziłeś, że mnie skrzywdzisz, jeśli nie pomogę ci znaleźć Alessandra. Zapowiedziałeś, że zrobisz z nim Bóg wie co. I twierdzisz, że to ja jestem niegrzeczna? Nie jesteśmy przyjaciółmi. Ani nawet znajomymi.
– W porządku, słuszna uwaga. Co powiesz na rozejm? Tylko na czas kolacji.
– Nie rozumiem, dlaczego w ogóle jemy razem.
Wzruszyłem ramionami. Starałem się wyglądać nonszalancko i zachowywać swobodnie. Parzyłem na nią w świetle zachodzącego słońca. Mrużyła oczy, napawając się ostatnimi promieniami. Widziałem w nich złote plamki i ich widok sprawiał, że przypominałem sobie wiele rzeczy.
– Jak już mówiłem, wywołujesz moją ciekawość. Gwoli ścisłości, nie chcę cię skrzywdzić.
– Ale to zrobisz, jeśli będziesz musiał.
Przez chwilę przyglądałem się jej z uwagą, po czym przeszedłem do sedna.
– W tym przypadku „jeśli” stanowi słowo klucz. Przed kim się ukrywasz, Emilio?
– Przed nikim – odpowiedziała zbyt szybko, po czym odchrząknęła.
– Przed nikim się nie ukrywam.
– W takim razie dlaczego prawnie przyjęłaś panieńskie nazwisko swojej babki?
– Skąd to wiesz?
– Znalezienie cię nie było proste, ale nie okazało się też nazbyt trudne. Powinnaś użyć jakiegoś anonimowego nazwiska. Jak Jones albo Smith. To zdecydowanie utrudniłoby sprawę, jednak nie uniemożliwiło odnalezienia cię.
– Przed nikim się nie ukrywam. Zmieniłam nazwisko, bo nie chciałam, żeby kojarzono mnie z kartelem. Pragnę prostego życia. Nie chcę mieć do czynienia ze swoim bratem ani z jego interesami. Rozumiesz więc chyba, dlaczego nie jestem dla ciebie zbyt miła.
Przyniesiono jedzenie i poczekałem, aż kelner zniknie w lokalu, nim przerwałem ciszę.
– To nie kwestia wyboru, czy należysz do rodziny. To tak nie działa. Im dalej próbujesz uciec, tym mocniej zaciska się pętla na twojej szyi.
Potrafiła świetnie maskować emocje, lecz te słowa ją poruszyły. Dostrzegłem to przez krótki moment. Byłem jednak ciekaw, czy zamilkła, bo ten komentarz odnosił się do jej życia czy może do mnie. To odwróciło sytuację i teraz ona uważnie studiowała moją twarz. Chwilę później podniosła kieliszek i upiła trochę wina.
– Zakładasz coś na mój temat, choć nic o mnie nie wiesz.
– Czyli nie uciekasz? Twierdzisz, że się nie ukrywasz, a jednak zniknęłaś po śmierci ojca. Nigdy nie wróciłaś do szkoły. Nikt więcej cię nie widział ani o tobie nie słyszał. Zmieniłaś nazwisko. Hotel, w którym pracujesz, nie ma pojęcia, kogo tak naprawdę zatrudnia. Mam przeczucie, że trzymasz wszystkich na dystans.
– Do czego zmierzasz?
Nie spuszczałem z niej wzroku, gdy dopijałem alkohol.
– A może po prostu próbujesz zaleźć mi za skórę? – rzuciła z ledwo skrywaną złością. – Nie uda ci się. Miałam do czynienia z takimi jak ty.
– Takimi jak ja?
– Aroganckimi egocentrykami.
– Wow. Jak doszłaś do takich wniosków?
– Wiedziałam to w chwili, w której cię zobaczyłam. Jesteś tyranem. Oczekujesz, że ludzie będą się kulić ze strachu u twoich stóp. Posuwasz się do wszystkiego, żeby zdobyć to, czego pragniesz. Na przykład mnie. – Wskazała na stolik.
– Powoli tracę cierpliwość, Emilio.
To ją przyhamowało i przeniosła uwagę na talerz. Nawinęła spaghetti na widelec, posyłając mi spojrzenie spod gęstych rzęs. Dziewczyna posiadała jednak zbyt porywczy charakter, żeby nie postawić na swoim.
– Mam rację, co? – mruknęła.
– Gdzie byłaś ostatniej nocy?
Zauważyłem, że zaskoczyło ją to pytanie.
– Kazałeś mnie śledzić?
– Nie chciałbym, żebyś nagle rozpłynęła się w powietrzu, jak masz to w zwyczaju. Wygląda na to, że jesteś w tym dobra. Spotkałaś się z bratem?
– Nie. Poszłam pobiegać. Mówiłam ci, że nie mam pojęcia, gdzie on się podziewa.
Pochyliłem się.
– Jeśli okaże się, że wiesz…
– Nie wiem.
– Nie będzie jedyną osobą, którą ukarzę – dokończyłem, jakbym jej nie usłyszał.
Spojrzała mi w oczy. Przez chwilę trawiła moje słowa i próbowała zrozumieć, czy nie żartowałem. Nawet nie próbowałem. Mogła być tego pewna.
– Co powiesz na rozejm? – zapytałem.
Niechętnie skinęła głową.
Wyczuwałem w niej coś dziwnego. Nie spodziewałem się, że aż tak mnie zaintryguje. Bała się, co w tych okolicznościach było naturalne, choć starała się zachowywać odważnie. Jej postawa pokazywała mi jednak coś więcej. Pewnego rodzaju pogodzenie się. Poddanie. Smutek zaraz pod powierzchnią, cichy, lecz głęboki. Z jakiegoś powodu zapragnąłem poznać jak bardzo.
– Rozpuść włosy. – Nie miałem pojęcia, dlaczego tego chciałem. Nie, to kłamstwo. Wiedziałem doskonale.
– Co?
– Twoje włosy.
Dotknęła ich, a potem znów mnie zaskoczyła. Wyciągnęła wysadzaną kamieniami spinkę i pozwoliła pasmom opaść na ramiona. Przeczesała długie, grube, ciemne fale palcami. Miała w sobie coś delikatnego. Ciemne loki, oliwkowa skóra, zielone oczy, nie mogłem pominąć czerwonych ust, pełnych i idealnie wykrojonych.
I złamanego serca.
– Dlaczego nie masz chłopaka?
Przesuwała jedzenie po talerzu i jedyną rzeczą, która wskazywała na jej zaskoczenie tym pytaniem, była chwilowa przerwa w nawijaniu spaghetti na widelec. Przechyliła głowę i spojrzała na mnie.
– Jeśli sądzisz, że będę się z tobą pieprzyć po kolacji, przemyśl to jeszcze raz.
Bunt i poddanie toczyły w niej walkę. Każde z nich miało równe szanse na wygraną. Emilia zachowywała się ostrożnie, bo wiedziała, że każda bitwa ze mną oznaczała jej przegraną. Nie potrafiła jednak odpuścić.
Wyszczerzyłem się.
– Cóż, chciałbym zerżnąć cię po kolacji, ale nie brałem tego za pewnik. – Kolejne minuty spędziliśmy w ciszy, rozkoszując się smacznym posiłkiem. W końcu zapytałem: – Nie jesteś ciekawa, co zrobił Alessandro?
Włożyła do ust ostatni kęs spaghetti i rozparła się na krześle, przeżuwając w zamyśleniu. Podniosła kieliszek z winem i opróżniła go.
– Naprawdę pyszne jedzenie – powiedziała. – Cieszę się, że to zamówiłam. Dziękuję za rekomendację.
– Jesteś dziwną dziewczyną, Emilio Estrello.
– Larreo. Oficjalnie nazywam się Larrea. Em Larrea.
– W takim razie jesteś dziwną dziewczyną, Emilio Larreo.
– Przykro mi, że cię rozczarowałam.
– Nie jestem rozczarowany.
Studiowała mnie, podczas gdy kelner sprzątnął ze stołu i przyniósł nam inną butelkę wina do dania głównego.
– To dlaczego nie masz chłopaka? Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą.
– Może mam dziewczynę.
– Nie masz.
– Dlaczego ty nie masz dziewczyny, Giovanni? A może masz? Wie, że dzisiaj jesz kolację ze mną?
– Nie jestem w związku. I nie zdradzam. – Skończyłem jeść i odłożyłem sztućce, a następnie wytarłem usta serwetką.
Emilię zaskoczyła moja odpowiedź.
– Cóż, dobrze dla ciebie – mruknęła, odsuwając swój talerz.
Spojrzała na zegarek. – Mam rano spotkanie…
– Nie martw się, odstawię cię do domu, nim zamienisz się w dynię.
Wtedy zadzwonił telefon, co mnie zirytowało. Spojrzałem na wyświetlacz. Połączenie było od Janet, co zwykle oznaczało złe wieści.
– Wybacz na chwilę – powiedziałem, wstając od stołu. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałem połączenie. Skierowałem się na tył restauracji, żeby porozmawiać w spokoju.
– Giovanni. Przepraszam, że ci przeszkadzam. Wiem, że…
– O co chodzi, Janet? – Kobieta pracowała jako pielęgniarka. Opiekowała się i mieszkała z moim ojcem.
– Chciałam dać ci znać, że znów ma te sny. Koszmary. Krzyczy twoje imię.
– I co mam z tym zrobić?
– Budzi się okropnie spocony, Giovanni. – Zapanowała cisza, ale jej nie przerwałem. – Jest starszym człowiekiem i boję się, że możesz kiedyś tego żałować. Wiem, że ci wybaczy, jeśli ty wybaczysz jemu.
– Powiedz lekarzowi, żeby zwiększył mu dawki. To powinno rozwiązać problem koszmarów.
– Giovanni.
– Muszę lecieć. Do usłyszenia, Janet.
Rozłączyłem się, nim zdążyła dodać coś więcej. Gdy wróciłem do stolika, Emilii już nie było. Przez chwilę myślałem, że poszła do łazienki, ale wtedy zjawił się Giacomo, trzymając w dłoni rachunek.
– Powiedziała, że miała pilną sprawę do załatwienia. Wzięła taksówkę, którą zamówiłem dla kogoś innego. Dała mi to. Wziąłem od niego pieniądze. Zakładałem, że zostawiła je, by zapłacić za swój posiłek. Zrobiła to, by mnie obrazić. Wypuściłem ze świstem powietrze.
– Przepraszam. Nie wiedziałem, co robić. Zaproponowałem, żeby jednak zaczekała, ale zwyczajnie wyszła.
– W porządku. To nie twoja wina – zapewniłem rozkojarzony. Oczekiwała, że będę ją ścigał. Musiała wiedzieć, że nie dam za wygraną. Uśmiechnąłem się do Giacoma i poklepałem go po plecach. – Masz domowej roboty limoncello?
Nie do końca wiedziałam, dlaczego wyszłam z restauracji. On znał mój adres i zdawałam sobie sprawę, że się od niego nie uwolnię. Przyjdzie po mnie. Podczas jazdy taksówką po samochód, a potem autem do apartamentu cały czas się o to martwiłam. Jego telefon dał mi okazję, żeby się wyślizgnąć i zniknąć mu z oczu. Skorzystałam z niej, nie myśląc o konsekwencjach.
Był zbyt spostrzegawczy. Zbyt ciekawy. Nie mogłam pozwolić, żeby zaczął węszyć. Gdyby poznał prawdę, wszystko by zaprzepaścił.
Miałam nadzieję, że kiedy znajdzie Alessandra, odzyskam spokój. Giovanni miał sposoby, żeby zmusić mnie do współpracy. Ale ja nie chciałam spotkać brata. Nigdy więcej. Nawet nie zamierzałam z nim rozmawiać. Jednak zdawałam sobie sprawę, że musiałam liczyć się z Giovannim, że nie uwolnię się od niego tak łatwo. Wierzyłam, że ten mężczyzna nie cofnie się przed niczym, nawet jeśli będzie to wiązało się ze skrzywdzeniem kogoś. Zostałam postawiona w sytuacji, gdzie musiałam wybrać mniejsze zło. Zdecydować, w którym przypadku zyskiwałam większe szanse na przeżycie.
Wspinając się po ostatnich schodach prowadzących do mojego mieszkania, spodziewałam się, że zastanę go na klatce. Gdy się na niego nie natknęłam, nie miałam pewności, czy czułam z tego powodu ulgę czy rozczarowanie.
Otworzyłam drzwi do apartamentu. Pierwsze, co musiałam zrobić z samego rana, to umówić się ze ślusarzem na wymianę zamków. Nie zdziwiłabym się, gdyby Giovanni dorobił klucz. Cholera, może przeprowadzka to najlepsze wyjście. Jeśli jemu udało się mnie znaleźć, dla Alessandra też nie stanowiło to wyzwania. Może już nawet wiedział, gdzie mieszkałam. Nie, to niemożliwe. Bo gdyby tak było, od razu by tu przyszedł.
Klucze zadźwięczały, gdy wrzuciłam je do miski stojącej na stoliku przy drzwiach. Rano nie wyłączyłam świateł. Nie chciałam znów zostać zaskoczona. Weszłam do kuchni, nalałam sobie wody do szklanki i stanęłam przy blacie. Obserwowałam drzwi, popijając po łyku, i czekałam. Czekałam na niego.
W głowie ciągle kołatały mi jego słowa.
„To nie kwestia wyboru, czy należysz do rodziny. To tak nie działa. Im dalej próbujesz uciec, tym mocniej zaciska się pętla na twojej szyi”.
Skłamałam wcześniej. Ukrywałam się przed bratem. Przyjęłam nazwisko Larrea z dwóch powodów. Po pierwsze, Alessandrowi przez myśl by nie przeszło, że się do tego posunę. Sądził raczej, że zrobiłam tak, jak zasugerował Giovanni – skorzystałam z pospolitego nazwiska takiego jak Jones. Drugi powód był jednak ważniejszy. Nie zamierzałam identyfikować się z życiem kartelu, ale to nie oznaczało, że wstydziłam się swojego pochodzenia, ojca, matki czy babci. Przyjęcie nazwiska Larrea w pewien sposób sprawiało, że czułam z nimi większą bliskość. Nie uciekałam ani nie kryłam się przed swoją przeszłością. Robiłam to jedynie przed bratem.
Gdy minęła godzina, a Giovanni się nie zjawił, zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie myliłam się co do niego. Może nie zamierzał dzisiaj po mnie przyjść. Może miał dość po tej kolacji. Nie zapewniłam mu wyzwania, którego tak się spodziewał. Ognia, który tak lubił. Zamówiłam to, co polecił. Rozpuściłam włosy, gdy poprosił. Nasza rozmowa zapewne wzbudziła w nim tyle samo pozytywnych emocji co we mnie. Może rżnięcie straciło urok.
Dwukrotnie sprawdziłam zamek, po czym udałam się do sypialni. Ta przestrzeń potrafiła przytłoczyć swoim rozmiarem. Cały apartament zachwycał cudownymi drewnianymi podłogami, ciężkimi, zdobionymi drzwiami, misternym wykończeniem gzymsów oraz szykownymi, ale wygodnymi meblami. Kolory zostały zachowane w stonowanych barwach – beżach i bielach ze złotymi elementami i odrobiną jasnej zieleni.
Zdjęłam marynarkę, a gdy otworzyłam drzwi szafy, światła automatycznie się zapaliły. W środku panował porządek. Pomoc domowa przychodziła dwa razy w tygodniu i znała moje oczekiwania. Dzisiejszy komplet wrzuciłam do torby z rzeczami przeznaczonymi do prania chemicznego. Gosposia zawsze zabierała ją pod koniec tygodnia. Buty wstawiłam do schowka. Dotknęłam błyszczącego obcasa, a następnie rozejrzałam się po szafie. Tutaj również kolory zostały utrzymane w pastelowych subtelnych odcieniach.
Zdjęłam stanik i majtki. Po wrzuceniu ich do kosza na pranie przeszłam przez sypialnię do łazienki. Marmur kolorystycznie pasował do tego w kuchni. Złote wykończenia i dodatki nadawały wnętrzu luksusowy wystrój. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Twarz miałam pozbawioną wyrazu. Odkręciłam wodę i upięłam długie włosy, żeby zmyć makijaż. Potem podeszłam do prysznica i przekręciłam kurek z gorącą wodą. Czekając, aż strumień nabierze odpowiedniej temperatury, zerknęłam do tyłu na własne odbicie. Patrzyłam na linie, które przecinały się na plecach. Stałam się w tym dobra – już nic nie czułam, gdy się im przyglądałam. Żadnego bólu, wstydu, zdrady czy strachu. Wyglądały brzydko. Przynajmniej część z nich. Dotknęłam jednej na ramieniu. Z łatwością wyczuwałam pod palcem wypukłość grubej blizny. Nacisnęłam ją, testując jej teksturę. Nic nie poczułam.
Codziennie zmuszałam się, żeby na nie patrzeć. Za każdym razem torturowałam się wspomnieniami. I byłam wdzięczna, że nie pociął mi twarzy. Plecy przynajmniej mogłam zakryć.
Weszłam pod prysznic, żeby szybko się opłukać. Po kilku minutach sięgnęłam po jeden z ręczników złożonych na półce i owinęłam go wokół siebie. Podobał mi się ledwie wyczuwalny zapach płynu do płukania. Świeży. Lubiłam czystość.
Zatrzymałam się w wejściu do sypialni i przez chwilę nasłuchiwałam, czy się zjawił. Zaczęłam się zastanawiać, czy tego właśnie chciałam i czy poczułam rozczarowanie, kiedy zobaczyłam, że wciąż jestem sama.
Osuszyłam się, podeszłam do okna i lekko je uchyliłam. Chociaż klimatyzacja działała, potrzebowałam odgłosów miasta, które kołysały mnie do snu i w pewien sposób uspokajały. Dawały wytchnienie w samotności. Wspięłam się na łóżko, przykryłam kołdrą i zgasiłam światło. Jakimś cudem nigdy nie miałam problemu z zaśnięciem. A powinnam.
Jedwab połaskotał skórę. Chwilę mi zajęło, nim się zorientowałam, że przykrycie się ze mnie zsuwało. Na wpół śpiąca sięgnęłam po nie, ale kiedy usłyszałam głębokie mruknięcie, zesztywniałam i gwałtownie uniosłam powieki. Sypialnia tonęła w nikłym blasku miasta. Gdy moje oczy przywykły do ciemności, dostrzegłam zarys ogromnego mężczyzny stojącego w nogach łóżka. Wiedziałam, że to on. Rozpoznałam głos, budowę ciała i woń wody po goleniu.
– Wyszłaś przed kawą.
Starałam się usiąść, ale złapał mnie za kostkę i pociągnął, przez co znowu leżałam na plecach.
Chciałam się okryć, ale kołdra znajdowała się poza zasięgiem, leżałam więc bez ruchu. Całkowicie naga. Giovanni uśmiechnął się i przyjrzał dokładnie każdej części mojego ciała.
– Zawsze śpisz nago czy może czekałaś na to spotkanie? – zapytał, szczerząc się.
Szarpnęłam nogą, którą trzymał, a wtedy przycisnął ją do materaca, po czym mnie przekręcił i mocno uderzył w biodro.
– Aua!
Odwróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć oskarżycielsko, ale on się już nie uśmiechał. Nakryłam dłonią miejsce nadal piekące od jego ciosu.
– Zasługujesz na znacznie więcej.
Uświadomiłam sobie, że nie miał na sobie marynarki, a rękawy koszuli podwinął do łokci. Ciekawe, kiedy przyszedł i jak długo mi się przyglądał. Przełknęłam ślinę, lustrując jego potężne ramiona. Na nadgarstku dostrzegłam drogi zegarek.
– Co tu robisz?
– Och, nie udawaj zaskoczenia. Wiedziałaś, że przyjdę.
Puścił mnie. Od razu przesunęłam się w stronę wezgłowia. Usiadłam, podciągając pod siebie nogi, i złapałam poduszkę, żeby się zasłonić. Giovanni wolno obszedł łóżko, a ja przez cały czas podążałam za nim wzrokiem. Zapalił światło i uśmiechnął się szeroko, spoglądają na moją nędzną tarczę. Poruszył się dużo szybciej, niż się spodziewałam – wyrwał mi ją i rzucił na drugi koniec pokoju.
– Co robisz?
– Nie miałem szansy skosztować deseru – powiedział, opierając jedno kolano na materacu i łapiąc za moją rękę, nim zdążyłam zeskoczyć na podłogę. Szarpnął, aż oparłam się o jego szeroką pierś. – Teraz się połóż i rozłóż te piękne nogi, żebym mógł się nim cieszyć.
– Ty świrze! – wrzasnęłam, próbując go odepchnąć, ale tylko się roześmiał i rzucił mnie na łóżko, jakbym nic nie ważyła. Przekręciłam się na brzuch, żeby doczołgać się na podłogę i uciec, lecz zaraz poczułam uścisk na kostce. Pociągnął ją w swoją stronę i tym razem przycisnął kolano do moich pleców. Nagle się zatrzymał, a ja zdałam sobie sprawę, że spieprzyłam. Usłyszałam, jak wciągnął powietrze. Wiedziałam, na co patrzył.
Minęła minuta, nim obróciłam głowę, żeby spojrzeć na niego ponad ramieniem. Zobaczyłam w jego oczach poważny wyraz, gdy przyglądał się brzydkim poprzecinanym liniom.
– Złaź ze mnie.
Skupił uwagę na mojej twarzy.
– Nie – odpowiedział, przytrzymując mnie w miejscu. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, nie ruszając się ani o milimetr. Jedynie chłonął wzrokiem każdy centymetr skóry na plecach. Czułam, jak się kurczę. Jego władza nade mną stawała się nie do zniesienia.
Jęknęłam i szarpnęłam się, ale to nic nie dało. Ignorując próby uwolnienia, zaczął przesuwać palcami po bliznach. Ze wstydu o mało nie zaczęłam płonąć, bo patrzył na najbardziej osobistą część mojego życia. Ona ukazywała słabość, a nie chciałam, żeby ją zobaczył. Nie zamierzałam w ogóle mu pokazywać, że istnieje i że spieprzyłam po całości.