Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
CILLA
Bestia miała Piękną. Killian Black ma mnie.
Bez znaczenia, jak się tu znalazłam, choć on twierdzi, że to ważne. Mówi, że sama dokonałam wyboru. Nic nie rozumie. Nigdy go nie miałam.
Na dodatek zmienił zasady. Umowa obejmowała jeden miesiąc. Przez trzydzieści dni miałam należeć do niego. Lecz moje ciało przestało mu wystarczać. Zapragnął również duszy. Chce każdej części mnie i choć mogę udawać, że czuję się bezpieczna, gdy pod nim leżę, ten mężczyzna robi ze mną coś nikczemnego. Coś, co kiedyś mnie złamie.
KILLIAN
Cilla dokonała wyboru. Zaoferowała układ, a ja go jedynie zaakceptowałem. I co z tego, że w trakcie zmieniłem zasady? Nie zamierzam za to przepraszać.
Jest taka sama jak ja – mroczna. Musiało przytrafić się jej coś złego. Coś, co ją skrzywdziło. Nie szuka jednak bohatera, tylko anioła zemsty. Mrocznego rycerza, który zgładzi jej demony. Potrafię tego dokonać, ale będzie ją to słono kosztowało, bo w zamian chcę wszystkiego. I wezmę to.
Jest moja.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 264
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PROLOG 1 CILLA
PROLOG 2 KILL
1. CILLA
2. KILL
3. CILLA
4. KILL
5. CILLA
6. KILL
7. CILLA
8. KILL
9. CILLA
10. KILL
11. CILLA
12. KILL
13. CILLA
14. KILL
15. CILLA
16. KILL
17. CILLA
18. KILL
19. CILLA
20. KILL
21. CILLA
22. KILL
23. CILLA
24. KILL
25. CILLA
26. CILLA
27. CILLA
28. KILL
Epilog 1 CILLA
Epilog 2 KILL
O Autorce
KILLIAN
Obserwował mnie. Wiedziałam, że to robi. Wszędzie miał kamery. Dlaczego więc nie miałby ich zainstalować tutaj, w tym „specjalnym” pokoju. Powiedział, że lubi mieć na oku swoje rzeczy. A ja tym właśnie byłam – rzeczą. Własnością.
Jego.
Tego cholernego drania.
Dzisiaj spieprzyłam.
I drogo za to zapłacę.
Wzdrygnęłam się na samą myśl. Doskonale wiedziałam, co mnie czeka.
Stawię mu opór. Ciekawe, czy się tego spodziewa. Może nawet tego chce. Może go to kręci. Ale nie poddam się. Nie mogę pozwolić, żeby mnie złamał.
Powoli jednak pękam. Krok po kroku. Dlatego zostałam tu zabrana. Bo moje życie to dla niego tylko gra.
Objęłam mocniej kolana. W przeciwieństwie do pozostałych pomieszczeń, w tym pokoju panował straszny ziąb. Okryłam się ciaśniej kocem, z jednej strony chowając się przed chłodem, z drugiej dając sobie namiastkę ochrony. Nie potrafiłam ukryć przerażenia. I on to wiedział. Znał prawdę. Nic się przed nim nie ukryło.
Miałam podartą sukienkę i bose stopy. Zabrał mi buty, gdy mnie tu wsadził. W sumie szpilki można wykorzystać jako broń, ale nie łudziłam się, że istniały jakiekolwiek szanse, żeby go obezwładnić.
Próbowałam przełknąć ślinę, ale gula w gardle skutecznie mi to uniemożliwiła. Bałam się i nienawidziłam tego uczucia. Nie chciałam przyznać się do strachu. Nawet przed sobą.
Łzy zaszkliły mi oczy, ale wzięłam kilka głębokich oddechów i nie pozwoliłam się im wydostać. Nie chciałam, żeby zobaczył moją słabość. Żeby czerpał z niej przyjemność.
Sama go do tego popchnęłam, a teraz muszę przeżyć.
Kiedy próbowałam przekonać samą siebie tą żałosną wewnętrzną gadką, usłyszałam jego kroki w korytarzu. Mówił coś, ale docierał do mnie jedynie przytłumiony dźwięk. Pewnie oddalił Huga, swojego pieprzonego przydupasa. Jakby w ogóle go potrzebował.
Włosy na ciele stanęły mi dęba, gdy wsunął klucz w zamek i go przekręcił. Gdy pchnął drzwi, wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby się mu nie poddać.
Zebrałam w sobie wszystkie siły i wstałam, by przygotować się do starcia z bestią w ludzkiej skórze.
Twierdzi, że ją zmusiłem, ale to nie jest cała prawda. Dałem jej wybór. Dokonała go.
Ktoś musiał ponieść karę. Niekoniecznie ona. Sama wybrała. Podjęła decyzję, która przywiodła ją do tego miejsca. No dobra, może niedokładnie tutaj.
Stała plecami do ściany, a rozszerzone strachem oczy parzyły wprost na mnie. Zaróżowiona skóra wokół nich sugerowała, że dała upust emocjom i płakała w samotności.
Bała się. I powinna.
Wiedziała, co się kroi.
Ostrzegałem ją, a mimo to spieprzyła sprawę.
Syciłem się jej widokiem. Ładna Priscilla. Nawet z włosami w nieładzie, czarnym tuszem do rzęs rozmazanym na twarzy, sukienką w strzępach. Była śmiertelnie przerażona, a jednocześnie wyzywająca. Podobało mi się to.
Lubiłem jej ogień. Sprawiał, że kutas mi stawał.
Zamknąłem drzwi, ale nie zawracałem sobie głowy przekręceniem klucza. Nie było takiej potrzeby. Nie wyjdzie stąd dzisiaj. Opuści to miejsce dopiero, gdy z nią skończę.
Zrobiłem krok. Wydała z siebie pisk niczym małe zwierzątko. Dłonie oparła płasko na ścianie. Zupełnie jakby próbowała się z nią stopić.
– Najwidoczniej od początku przeznaczenie chciało, żebyśmy tu skończyli – stwierdziłem.
Jedyną reakcją na te słowa było drżenie, które nagle zawładnęło jej ciałem. Oplotła się rękoma. Słyszałem, jak przełyka ślinę. Duma jej jednak nie pozwalała, żeby błagać o litość. Szanowałem ją za to. Z drugiej strony podobała mi się wizja Priscilli na kolanach, uczepionej moich bioder i zaklinającej, żebym oszczędził jej tej jednej rzeczy.
Zdjąłem marynarkę od garnituru i powiesiłem ją na oparciu krzesła. Obserwowałem w lustrze odbicie dziewczyny. Odpiąłem najpierw jedną spinkę do mankietu, potem drugą i odłożyłem je na stół. Podwijając rękawy, skierowałem uwagę na Priscillę. Przeniosła wzrok na moje przedramiona. Śledziła ruch dłoni.
– Wiem, Cilla – powiedziałem.
Spojrzała na mnie.
– Wszystko wiem.
Sześć tygodni wcześniej
Czułam się rozkojarzona, gdy wysiadłam z windy na szóstym piętrze, na którym mieszkał mój brat Jones. Właśnie rozładował mi się telefon i grzebałam w torebce w poszukiwaniu power banku. Zapach curry napływający z mieszkania o numerze 605 był znajomy, podobnie jak dźwięk zbyt głośno nastawionego telewizora w 602 oraz płacz dziecka w 601.
W pierwszą środę każdego miesiąca jedliśmy z Jonesem obiad. Z wyjątkiem tego jednego dnia nie widywaliśmy się, chyba że czegoś potrzebował. Zostawiłam mu wcześniej wiadomość głosową, żebyśmy spotkali się w lobby, ale go tam nie zastałam. Pofatygowałam się więc na górę. Od czasu, gdy rzucałam się pędem do wejścia do budynku, deszcz zelżał, ale wnioskując po kroplach uderzających w okna na końcu korytarza, ulewa rozszalała się na nowo.
Kiedy dotarłam do mieszkania brata, usłyszałam rozmowę. Nie rozpoznałam głębokiego, szorstkiego głosu, którego właściciel musiał wypalać przynajmniej paczkę papierosów dziennie. „Czyżby Jones zapomniał o naszym obiedzie?”, pomyślałam. Zanim w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, zapukałam do drzwi i zawołałam go, dodając ostrzegawczo, żeby nawet nie myślał o wystawieniu mnie do wiatru.
Jednak w miarę wypowiadania kolejnych słów, głos stopniowo mi cichł. Gdzieś w zakamarkach umysłu zrodziła się myśl, że coś było nie tak.
– Jones? – zapytałam, zaciskając kurczowo dłoń na klamce.
Drzwi nieznacznie się uchyliły.
– Och, jesteś – powiedziałam z ulgą w głosie. W tym momencie zobaczyłam jego twarz, a spojrzenie, które rzucił w moją stronę, przyprawiło mnie o dreszcze. Na jego prawym policzku widniał siniak, z rozciętej wargi sączyła się krew. Przechyliłam głowę, jakby ten gest powodował, że zrozumiem to, co widzę. – Co ci…
– Uciekaj!
Tylko tyle zdołał wykrzyknąć, nim czyjaś ręka złapała za drzwi i otworzyła je na oścież. Zwalisty mężczyzna, który pojawił się za Jonesem, złapał moje ramię i wciągnął mnie do środka. Zostałam przyparta plecami do ściany, a wielka dłoń zasłoniła mi usta.
– Kurwa. Cilla. Przepraszam. Prze… – Brat nie zdołał dokończyć zdania, bo kolejny z dryblasów znajdujących się w mieszkaniu uderzył go w skroń kolbą pistoletu. Jones padł na podłogę.
Krzyknęłam, ale dźwięk stłumiła mięsista łapa zakrywająca mi pół twarzy.
Mężczyzna, który pozbawił przytomności Jonesa, spojrzał na niego, pokręcił głową, po czym przeniósł wzrok na mnie. Skuliłam się ze strachu. I zrozumiałam, jak bezsensowne było wbijanie paznokci w ramię tego, który mnie przytrzymywał.
– Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, dziecinko – powiedział i następną rzeczą, jaką poczułam, był ból z tyłu głowy. Przed oczami eksplodowały mi gwiazdy, gdy osuwałam się w dół. Potem straciłam przytomność.
– Co to ma, kurwa, być? – Siedziałem za biurkiem i obserwowałem dwie postaci na monitorze. Obie były nieprzytomne i leżały na podłodze z rękoma związanymi za plecami. Dziewczynie założono opaskę na oczy.
Hugo, człowiek odpowiedzialny za klaunów, którzy dzisiaj koncertowo spieprzyli sprawę, pokręcił głową, również wpatrując się w ekran.
– Nakryła ich. Zobaczyła te zakute pały. Przestraszyli się.
Spojrzałem na niego, przechylając głowę.
– Przestraszyli się? Co to, do chuja, jakaś pieprzona noc amatorów? – Hugo już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, ale uniosłem dłoń i go powstrzymałem. – Nieważne. Odzyskałeś torbę?
– Tak, szefie.
– To już coś. – Odwróciłem się z powrotem do monitora. – Kim jest dziewczyna? – Oczekiwałem tylko tego idioty Jonesa.
Hugo otworzył jej portfel i podał mi prawo jazdy. Priscilla Hawking. Siostra Jonesa Hawkinga. Sprawdziłem datę jej urodzenia – dwadzieścia cztery lata. Młodsza siostra.
Wpatrywałem się z uwagą w twarz uśmiechającą się do mnie z dokumentu, a potem znów spojrzałem na ekran. Dziewczyna wciąż była nieprzytomna. W którymś momencie podczas transportu musiała zgubić but. Miała na sobie rozpięty płaszcz, a spódnica podjechała w górę, ujawniając smukłe udo.
Ciało Jonesa nieznacznie się poruszyło. Budził się. Obserwowałem, jak otwiera oczy i powoli obraca głową, lustrując pomieszczenie. Chwilę później gwałtownie usiadł. Wiedział, gdzie jest. Znał też powód, przez który był teraz w obcym miejscu. W którym momencie zauważył na podłodze młodszą siostrę, nadal nieprzytomną. Zaczął płakać jak pieprzony gówniarz.
– Zejść na dół? – spytał Hugo.
Prawie o nim zapomniałem.
– Nie. Daj mu chwilę, niech nacieszy się otoczeniem. – Tej nocy Jones dostanie prawdziwą lekcję życia.
Wstałem. Ochroniarz zrobił to samo. Rozpiąłem torbę, którą moi ludzie odzyskali, i sprawdziłem zawartość.
– Jest wszystko? – spytałem, nie podnosząc wzroku.
– Na to wygląda.
Włożyłem palec w rozcięcie jednej z kilogramowych paczek z towarem.
– Naruszona.
– Pewnie wciągnął parę razy. Złapaliśmy go, gdy zorganizował sprzedaż. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że to Jones ukradł torbę. Próbował opchnąć kokainę jednemu z moich ludzi. Pieprzony idiota.
Ten mały incydent stanowił dobrą lekcję również dla mnie. Przypomniał mi, że nawet jeśli się ciebie boją, to nie znaczy, że będą trzymali lepkie łapska z dala od twoich rzeczy.
Dzisiejszej nocy zostanie ukarany dla przykładu. Przypomnę wszystkim, co się dzieje z cholernymi gnojkami, których ogarniała tak wielka chciwość, że decydują się okraść Killiana Blacka.
Zapiąłem torbę i zerknąłem ponownie na ekran. Dziewczyna stanowiła komplikację.
– Chodźmy.
Hugo poszedł za mną do windy i zjechaliśmy na dół. Kiedy drzwi się rozsunęły, weszliśmy do prawie pustego pomieszczenia. Jakaś laska tańczyła na jednej ze scen, a menadżer siedział i ją obserwował. Pewnie przyszła na przesłuchanie. Spojrzałem na nią – ładna, młoda, z fajnymi cyckami i napiętymi pośladkami. Musiała jednak trochę popracować nad tańcem.
Skierowaliśmy się w stronę wejścia prowadzącego na schody, którego pilnowało dwóch ludzi. Gdy mnie spostrzegli, od razu się rozstąpili. Zaczęliśmy schodzić. Świat nad ziemią emanował luksusem, ale pod nią panowała prymitywność. Piwnica była miejscem, w którym nikt nie chciałby się znaleźć.
Moje kroki odbijały się echem od ścian. Ochroniarz stojący przed drzwiami wyprostował się.
– Otwórz – rozkazałem.
Wykonał polecenie. Dwie osoby w środku natychmiast znieruchomiały i zwróciły się w naszym kierunku. Dziewczyna starała się dostrzec coś przez materiał, który zasłaniał jej oczy. Widziała twarze idiotów, którzy ją porwali, ale nie miała pojęcia, jak wyglądała moja. Nie zdawała sobie sprawy, z kim zadawał się jej brat, chyba że ten dupek wszystko jej zdradził.
Wszedłem do środka z Hugiem, który trzymał się blisko. Zamknął za nami drzwi. Jones znów zaczął się mazać i zalewać pieprzonymi łzami. Mówił tak szybko, że nic nie rozumiałem.
– Zamknij się! – warknął ochroniarz, stając za plecami klęczącego mazgaja. Przystawił lufę do jego głowy.
Chłopak ucichł, ale wciąż pociągał nosem.
– Jones, nie bądź pizdą – powiedziałem, oparłem się o ścianę i spojrzałem na dziewczynę.
Milczała. Nie odezwała się słowem, ale odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegał mój głos. Udało jej się uklęknąć. Zgadywałem, że przepaska na oczach i związane za plecami dłonie utrudniały utrzymanie równowagi. Zdjęcie na dokumencie nie oddawało jej piękna. Na żywo – nawet z przesłoniętymi oczami – naprawdę robiła wrażenie dzięki wysokim kościom policzkowym i pełnym ustom, które, chyba nieświadomie, przygryzała.
– Powiedziałeś jej, co zrobiłeś? – zapytałem Jonesa, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
– Nic nie zrobiłem, przysięgam. Ja tylko… Znalazłem… Przez przypadek…
Hugo coś mruknął i trzepnął go w skroń. Nie było to mocne uderzenie, ale wystarczyło, żeby gnojek się zamknął.
– Przypadkiem znalazłeś torbę pełną koki?
– T-tak jest.
– A potem? – zapytałem.
– Za-zamierzałem ją zwrócić.
– Wyglądam na pieprzonego idiotę?
– Nie róbcie mi krzywdy. Proszę. Popełniłem błąd. Ja…
– Mamy nie zrobić ci krzywdy? A co z twoją siostrą? Mamy zrobić krzywdę jej? – Jebany, tchórzliwy gnój.
Jones pokręcił głową.
– Wszystko jest. Miałem zamiar to oddać.
– Doprawdy? Po tym, jak zaplanowałeś sprzedaż?
Wziął głęboki oddech. Zrozumiał, że wiedziałem.
Podszedłem do niego.
– Mam oczy i uszy wszędzie, rozumiesz, kretynie?
– Tak, proszę pana.
– Brat popełnił błąd – odezwała się niespodziewanie dziewczyna. – Nie jest kretynem.
Rozbawiło mnie to stwierdzenie, choć wcale nie żartowała. Jej głos brzmiał miękko, ale widziałem, że tylko zgrywała spokojną. Na szyi dziewczyny dostrzegłem przyśpieszony puls.
– Nie? Wszystkie dowody wskazują na coś przeciwnego.
Milczała, pewnie zastanawiając się, jak odpowiedzieć.
– Proszę, nie rób mu krzywdy.
Zaskoczyła mnie. „Proszę, nie rób mu krzywdy”. Myślałem raczej, że powie:
„Proszę, nie rób nam krzywdy”.
– Mam mu pozwolić odejść bez żadnych konsekwencji?
Przełknęła ślinę. Wiedziała, że takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
– Po prostu… – Pokręciła głową, a łzy zmoczyły przepaskę na jej oczach i policzki. – Przepraszam.
Te przeprosiny sprawiły, że znienawidziłem Jonesa jeszcze bardziej.
– Pomóż jej wstać.
Hugo wziął ją za ramię i podniósł na nogi. Stanęła, opierając ciężar ciała na obutej stopie. Zrobiłem krok w jej kierunku. Mimo że mnie nie widziała, musiała wyczuć obecność, bo cofnęła się, zesztywniała i uniosła głowę. Starała się wychwycić jakikolwiek ruch.
– Priscilla Hawking – powiedziałem. Specjalnie dałem jej do zrozumienia, że doskonale zdaję sobie sprawę, kim jest.
Zadrżała.
Podszedłem bliżej, a potem stanąłem za jej plecami. Spojrzałem na sznur, który przeciął skórę na jej nadgarstkach. Pochyliłem się i wciągnąłem subtelny zapach perfum skryty pod cierpką wonią strachu.
– Boisz się?
Zesztywniała. Wiedziałem, że czuła mój oddech na szyi.
– Odpowiedz na pytanie.
– Tak – pisnęła.
Znów stanąłem z nią twarzą w twarz.
– Przynajmniej jedno z was jest szczere. Powiedz, jaką wiadomość wyślę innym, jeśli pozwolę Jonesowi po prostu stąd odejść? Jeśli go nie ukarzę?
Zwiesiła głowę i wytarła nos o ramię.
– Zaszkodziłoby to moim interesom – stwierdziłem.
– Co w takim razie zamierzasz zrobić? – zapytała, unosząc głowę na znak odwagi. – Złamać mu nogę. Może obie. – Wzruszyłem ramionami, a Jones zaczął pleść jakieś bzdury. Najwidoczniej koka wciąż krążyła mu w żyłach.
– Mogę ci zapłacić. – Głos jej się załamał, a spod opaski zaczęły wydostawać się łzy .
Wyciągnąłem dłoń, żeby zetrzeć kciukiem mokry ślad na jej policzku. Wstrzymała oddech.
– Nie chodzi o forsę, złotko.
– Proszę, nie…
– Ciii, Priscillo. – Odwróciłem się do Jonesa. – Wstawaj.
Bez wątpienia pomyślała, że zamierzałem teraz połamać mu nogi, bo rzuciła się do przodu, uderzając o moją pierś. Złapałem ją, gdy się ode mnie odbiła, i uchroniłem przed upadkiem.
– Zrobię wszystko!
Nadal trzymałem ją za ramiona. Drżała.
– Błagam, puść go. To był tylko głupi…
– Od kiedy głupota stanowi wymówkę?
– Proszę. Zrobię, co zechcesz.
Pozwoliłem, by zapadła między nami wymowna cisza. Przyglądałem się jej z uwagą.
– Wszystko?
Cofnęła się i uniosła twarz, a ja nagle zapragnąłem zobaczyć jej oczy. Wtedy jednak skinęła głową. Trzy szybkie, nerwowe, krótkie kiwnięcia.
Dotknąłem mokrej twarzy Priscilli, a potem podążyłem palcem śladem łez od policzka aż po dolinę między piersiami. Wstrzymała oddech, gdy przesunąłem go i dotarłem do miejsca, w którym rozerwana bluzka odsłaniała miękką pierś.
– Oferujesz mi seks, Priscillo?
Cofnęła się gwałtownie. Patrzyłem, jak próbuje pogodzić się z tym, co właśnie zrobiła. Stanąłem za nią i dotknąłem sznura krępującego jej nadgarstki.
– Musiałbym naturalnie zobaczyć, co jest w ofercie.
Wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, który miał zamaskować szloch.
Powoli rozwiązałem sznur. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było sięgnięcie do opaski na oczach. Złapałem ją za nadgarstki.
– Nie rób tego – wyszeptałem dziewczynie do ucha. – Chyba że nie chcesz stąd wyjść.
Dłonie jej drżały, ale skinęła głową i opuściła ramiona.
Stanąłem przed nią.
– Pokaż mi.
– C-co…?
– Pokaż mi, co oferujesz.
Rozdziawiła usta, jakby nie mogła uwierzyć, że właśnie usłyszała coś takiego. Tak naprawdę wcale nie oczekiwałem, że się podporządkuje i rozbierze. Nie wyglądała na taką, która spełnia tego typu polecenia. Zdziwiłem się, gdy drżącymi dłońmi sięgnęła, żeby ściągnąć płaszcz. Hugo też się jej przyglądał, ale Jones trzymał głowę spuszczoną. Nie mogłem uwierzyć, że pozwalał siostrze na coś takiego. Pieprzony dupek. Gdy przedstawienie się skończy, chyba połamię mu też ręce.
Płaszcz opadł na podłogę. Priscilla sięgnęła do guzików bluzki. Łzy płynęły jej po policzkach, ale nie przeszkadzało mi to obserwować, jak guziki wysuwały się z dziurek, aż wreszcie poły materiału się rozchyliły, a bluzka trafiła tam, gdzie płaszcz. Miała na sobie ładny biały stanik. Przez koronkę widziałem twarde, różowe sutki.
Przesunęła dłonie do tyłu i chwilę jej zajęło, nim rozpięła spódnicę. Gdy wreszcie się udało, zsunęła ją po szczupłych nogach. Moim oczom ukazały się wysokie pończochy w cielistym kolorze. Koronkowe białe majtki nie ukryły kępki schludnie przyciętych ciemnych włosów.
Opuściła ręce wzdłuż ciała. Pewnie sądziła, że na tym się skończy.
– Kontynuuj.
– Ja… Czy ty… – Zaczęła hiperwentylować.
– Twój brat to skończony gnojek. Masz pewność, że jest tego wart? – Nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Sięgnęła do opaski, więc znów złapałem ją za nadgarstki i je przytrzymałem. Nie chciałem być zmuszony do tego, żeby ją skrzywdzić. To nie było właściwe. – Ubierz się i wracaj do domu. Pozwól bratu ponieść konsekwencje jego działań.
– Mogę to zrobić. Ja… Potrzebuję tylko chwili. Po prostu…
– Cilla. – Oboje odwróciliśmy się w stronę Jonesa.
– Ja… – zaczęła, ale zamilkła.
– Wracaj do domu, Priscillo. Nie należysz do tego świata – powiedziałem.
– Proszę, ja po prostu…
– Po prostu co?
Cisza.
Omiotłem ją spojrzeniem. Miała w sobie coś, co wywoływało we mnie ciekawość.
– Jeden miesiąc – usłyszałem swój głos.
– C-co?
– Jesteś moja przez jeden miesiąc.
– Ja…
– Będziesz do mnie należeć przez trzydzieści dni. – Postawiłem sprawę jasno.
– Nie rozumiem.
– Myślę, że wiesz, o co chodzi. Masz minutę na podjęcie decyzji.
– Co musiałabym robić?
– Wszystko, czego pragnę.
Rozumiała znaczenie tych słów.
Spojrzałem na ochroniarza. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Kurewsko jej pragnąłem. Na jeden miesiąc. Tylko dla mnie. Moja.
Gdy skinąłem, Hugo odbezpieczył broń. Podskoczyła.
– Tak! Tak. Dobrze. Jeden miesiąc. Tak jak powiedziałeś. Proszę, nie rób mu krzywdy. Proszę.
Jones milczał. Przeniosłem na niego wzrok i złapałem garść włosów.
– Pozwolisz siostrze to zrobić?
– Powiedziałam „tak”! – krzyknęła. – Zostaw go w spokoju!
– Pozwolisz? – ponowiłem pytanie.
Jęknął. Jak zasrany tchórz. Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się tak, że znaleźliśmy się oko w oko.
– Muszę dowiedzieć się tylko jednej rzeczy, nim zabiorę twoją siostrę do swojego łóżka.
Jego przekrwione oczy wreszcie przesunęły się na Priscillę.
– Jones. Skup się. – Pociągnąłem za tłuste włosy, aż wlepił we mnie mętny wzrok.
– Kto skontaktował cię z kupcem?
Cisza. Dostrzegłem strach w oczach chłopaka.
– Pozwól, że ci pomogę. Mój pieprzony kuzyn?
Nie musiał odpowiadać. Zobaczyłem prawdę wymalowaną na twarzy tego ścierwa.
Puściłem go i poleciał do tyłu.
– Proszę, nie rób mu krzywdy! – krzyknęła dziewczyna.
Odwróciłem się do niej. Przyciągnąłem ją do siebie tak blisko, że torsem dotykałem jej klatki piersiowej, a kutasem naciskałem na brzuch. Mogła poczuć, czego powinna się spodziewać. Wcisnęła dłonie między nas, jakby chciała z nich zrobić barierę. Z łatwością mogłem ją złamać.
– Śliczna Priscillo – zacząłem i sięgnąłem do opaski zasłaniającej jej oczy. – Jesteś tak przejęta bratem. Nie martwisz się, że poniesiesz karę za jego czyny?
Zamrugałam, bo jasne, fluorescencyjne żarówki mnie oślepiły. Palce mężczyzny dotykały guza, którego nabił mi tamten dupek w mieszkaniu Jonesa, gdy walnął moją głową o ścianę. Minęła chwila, nim oczy przyzwyczaiły się do światła. Przetwarzałam jego słowa. Jego ostrzeżenie.
Najpierw zobaczyłam klatkę piersiową. Czarny garnitur skrywał potężne ciało. Odsunęłam dłonie, ale bałam się unieść wzrok, by zobaczyć gębę tego drania. Byłam przerażona. Czułam się przyparta do muru.
Gdy wciągnęłam powietrze, poczułam zapach wody toaletowej, subtelny, ale wyczuwalny. Stałam prawie naga, a on trzymał mnie w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, co do jego intencji. Wiedziałam, że mnie skrzywdzi.
Nie miałam jednak wyboru.
Zmusiłam się, żeby unieść wzrok. Schludny zarost podkreślał ostrą linię szczęki. Miał ciemne, prawie czarne włosy. Opóźniałam moment spojrzenia mu w oczy. Łzy rozmazywały mi widok. Przystojną twarz szpeciła jedynie szrama przecinająca lewy policzek. Odcinała się bielą na tle ciemnych włosów. Wiedziałam, że tę bliznę zostawił nóż. Jeszcze centymetr, a straciłby oko.
Przełknęłam ślinę, mrugnęłam i zmusiłam się, żeby w końcu spojrzeć bestii w oczy. W świetle żarówek nie potrafiłam określić ich dokładnego koloru. Wydawały się niemal czarne. Krył się w nich gniew. Twardość. I coś jeszcze.
– No więc?
Czekał na odpowiedź. Dawał mi do zrozumienia, że nie weźmie ode mnie nic, jeśli sama mu nie dam. Kiedy powiem „tak”, nie będzie odwrotu. Zażąda wszystkiego.
Jaką miałam alternatywę? Stanie z boku i przyglądanie się, jak łamie bratu nogi? Nie mogłam tego zrobić. I on dobrze o tym wiedział.
– Zgadzam się na wszystko.
Skinął głową, ale się nie poruszył. Patrzył mi prosto w oczy, aż w końcu odwróciłam głowę. Nie potrafiłam wytrzymać tego spojrzenia. W czarnych oczach czaił się głód. Płomienny, prawie demoniczny. Niezaspokojone pragnienie.
A ja właśnie powiedziałam „tak”.
Nie znałam nawet jego imienia.
– Proszę, wypuść mojego brata.
Nie odrywając ode mnie wzroku, skinął głową i ten drugi mężczyzna popchnął Jonesa do przodu. Zachwiał się, ale nie upadł. Do pleców miał przystawioną lufę, gdy obaj kierowali się w stronę drzwi.
– Jest tego wart? – zapytał stojący przede mną potwór i nagle poczułam się, jak postać z bajki. Jak Bella, która została uwięziona, a jej życie wymieniono na życie ojca. – Jest?
Jones nawet nie spojrzał za siebie.
– Nie znam twojego imienia – szepnęłam.
– Kill.
Miałam wrażenie, że w ogóle nie mrugnął przez ten cały czas. Pożerał wzrokiem moje ciało. Co ze mnie zostanie, gdy użyje swoich dłoni? Ust. Swojego…
– Kill? – Głos załamał mi się na tej pojedynczej sylabie. Co to za imię? Kto tak nazywa swoje dziecko?
Wzdrygnęłam się.
Cofnął się i spojrzał na zegarek.
– Hugo. – Mężczyzna, który wyprowadził mojego Jonesa, pojawił się w progu.
– Szefie.
– Zabierz ją do apartamentu, umieść w jednej z sypialń i postaw kogoś przy drzwiach. Załatw jej coś od bólu głowy.
Musiał się domyślić, gdy wyczuł na niej guza.
– Teraz? – Chciał mnie zabrać tam od razu?
Nawet się nie odwrócił, opuszczając pomieszczenie.
– Tylko nie jednego z tych idiotów, jeśli łaska – polecił.
– Ale… – zaczęłam, robiąc za nim krok. Hugo stanął między nami. Przebiegł wzrokiem po moim prawie nagim ciele. Zasłoniłam się ramionami.
Ochroniarz obszedł mnie, podniósł leżący na podłodze płaszcz i zarzucił mi go na ramiona.
– Nie chcesz się przeziębić. – Jego głos był bardziej szorstki niż Killa. Dźgnął palcem moje plecy na znak, żebym ruszała do drzwi.
Odwróciłam się do niego.
– Teraz? To zaczyna się teraz? – Skręciło mi wnętrzności. Myślałam, że zwymiotuję, chociaż nie jadłam nic od śniadania. – Nie mogę…
– Zgodziłaś się – powiedział i dźgnął mnie ponownie. – Jeden miesiąc. Ciekawe, czy będziesz w stanie chodzić za trzydzieści dni – zaśmiał się.
Zerknęłam za ramię, ale nie odwzajemnił spojrzenia.
W korytarzu tłoczyli się mężczyźni. Ich oczy uważnie nas śledziły. Biło od nich niebezpieczeństwo. Jeden z nich nie zawahał się uderzyć moją głową o ścianę. Przed czym nie zawaha się ich szef?
Na co ja się zgodziłam? Co najlepszego zrobiłam?
Złapałam poły płaszcza i okryłam się nim szczelniej. But, który wcześniej miałam na nodze, został w pomieszczeniu. Szłam boso – nie licząc dziurawych pończoch. Musiały się podrzeć w czasie transportu.
Na dole schodów Hugo położył mi dłoń na ramieniu, dając tym samym sygnał, żebym się zatrzymała, i chwilę później nasunął mi na oczy mokrą przepaskę.
– Nie. – Dotknęłam materiału i go zsunęłam.
– Masz do wyboru to albo przejażdżkę w bagażniku – burknął, pojawiając się w polu widzenia.
Otworzyłam usta, żeby się sprzeciwić, ale uniósł brew i wiedziałam, że to oznaczało koniec dyskusji. Jeśli w ogóle można tak nazwać naszą wymianę zdań. Opuściłam dłonie.
– Grzeczna dziewczynka.
Posłałam mu gniewne spojrzenie, a on wyszczerzył się, po czym zawiązał przepaskę i poprowadził mnie w górę po schodach. Chwyciłam za poręcz. Każdy krok był trudniejszy od poprzedniego. Gdy się zachwiałam, złapał za moje ramię i nie pozwolił upaść. W końcu otworzył jakieś drzwi i usłyszałam muzykę oraz ludzi rozmawiających stłumionymi głosami. Nie widzieli mnie? Czy widok kobiety wyprowadzanej w ten sposób, wbrew jej woli, nie wprawiał ich w zaniepokojenie? To dla nich normalne? Bosa dziewczyna z zawiązanymi oczami, prowadzona przez ogromnego draba to ich chleb powszedni? Gdzie byliśmy? I w co ja najlepszego się wpakowałam?
Nie! W co wpakował mnie Jones?
Czy Kill powiedział „koka”? Kokaina? Jones nie brał. Przysięgał mi to jeszcze w zeszłym miesiącu. Kłamał?
Poczułam podmuch zimnego, wilgotnego wiatru. Usłyszałam warkot silnika i mentalnie przygotowałam się na marsz boso przez lodowate kałuże. Nim zrobiłam pierwszy krok, Hugo złapał mnie w pasie i uniósł nad ziemią. Instynktownie złapałam go za przedramię, chcąc się uwolnić. Wydał polecenia jakiemuś mężczyźnie. Chwilę później wylądowałam na skórzanym siedzeniu. Wsiadł za mną i zamknął drzwi. Wciągnęłam powietrze i poczułam zapach płynu po goleniu Killa.
Musieliśmy znajdować się w jego samochodzie.
– Gdzie jest mój brat? – zapytałam.
– Nie musisz się o niego martwić.
– Skąd mam wiedzieć, że jest bezpieczny?
– Kiedy Kill zawiera umowę, dotrzymuje jej.
– Mogę mieć tego pewność?
– Nie możesz.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale zadzwonił telefon. Hugo całkowicie mnie zignorował. Odwróciłam głowę do okna, próbując coś dojrzeć przez opaskę, ale okazało się to niemożliwe. Próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło w ciągu ostatnich paru godzin. Miałam tylko zjeść obiad z bratem. To wszystko. Zamiast tego siedziałam z zasłoniętymi oczami, jadąc do apartamentu obcego faceta, i Bóg jeden wie, czego będzie ode mnie oczekiwał.
Nie, stop, dobrze wiedziałam, czego zażąda. Sama myśl wywołała dreszcze. Minęło chyba pół godziny, nim kierowca zwolnił i wjechaliśmy do garażu. Wiedziałam, bo deszcz przestał uderzać w szyby pojazdu. Hugo nie odezwał się przez całą drogę.
Gdy zaparkowaliśmy, ochroniarz wysiadł i złapał mnie za ramię, żeby pomóc mi wysiąść. Wcale się nie spieszył. Najwidoczniej nie martwił się, że ktoś zobaczy bosą kobietę z opaską na oczach, eskortowaną przez ogromnego mężczyznę. Śmiał się nawet z jakiegoś kiepskiego żartu, który opowiedział ten drugi facet – chyba kierowca. Usłyszałam dzwonek windy i gdy do niej wsiadłam, poczułam pod stopami dywan. Ucieszyłam się z niego. Pomimo płaszcza przemarzłam do szpiku kości. Długo jechaliśmy na górę, nim drzwi się rozsunęły. Kiedy wyszliśmy, zdjęto mi z oczu przepaskę.
– Witaj w domu, przynajmniej na najbliższy czas.
Rozejrzałam się po luksusowej przestrzeni. Apartament był ogromny. Ciekawe, czy zajmował całe piętro. Wszystko gładkie i błyszczące, jakby dopiero wypolerowane. Winda zamknęła się za naszymi plecami, a ja odwróciłam się i spojrzałam na zarys mojego odbicia na drzwiach – na wolność, która wyślizgiwała mi się z dłoni.
Wbiłam wzrok w rozmazaną twarz widoczną w wypolerowanym niklu.
– Tędy.
Gdy odwróciłam się do ochroniarza, zauważyłam, że jestem obserwowana. Nie potrafiłam go rozszyfrować. Wiedziałam, że był równie brutalny, jak pozostali, ale z drugiej strony przeniósł mnie do samochodu, żebym nie musiała chodzić po kałużach. Nie zrobił mi krzywdy i z jakiegoś powodu nie obawiałam się, że to zrobi.
Przystawił jednak pistolet do głowy mojego brata. Odbezpieczył go. Przygotował się do naciśnięcia spustu.
Hugo odchrząknął.
Podeszłam do niego, rozglądając się wokół. Czy winda była jedynym wyjściem? Z pewnością budynek został też wyposażony w schody.
W długim korytarzu doliczyłam się sześciu drzwi. Otworzył jedne z nich, zapalił światło i wskazał, żebym weszła do środka. Pomieszczenie okazało się luksusowo urządzoną sypialnią. Wszystko utrzymane zostało w kremowych odcieniach – delikatniejszych niż się spodziewałam po mężczyźnie, którego spotkałam. Zrobiłam krok, ale zatrzymałam się i odwróciłam do Huga. Ogarnęła mnie panika. Pokręciłam głową i nie zastanawiając się, minęłam go, jakbym miała jakiś wybór. Jakbym mogła wrócić do windy, nacisnąć guzik i stąd wyjść, a on nie robiłby z tego problemu.
Złapał mnie za ramię. Jego uścisk był wystarczająco mocny, żeby odebrać go jak ostrzeżenie.
– Nie utrudniaj tego.
Oddychałam szybko, wciągając i wypuszczając powietrze, a powieki zapiekły od wzbierających łez.
– Proszę, nie zmuszaj mnie.
– Chcę, żebyś weszła do pokoju. Niczego więcej nie oczekuję. – Przyglądał mi się z uwagą, dając czas, bym pojęła jego słowa. – Weź kąpiel. Zrelaksuj się. Kill przyjedzie za kilka godzin.
Dlaczego zachowywał się tak spokojnie?
Nie czekając na odpowiedź, wciągnął mnie do pokoju.
– W łazience powinnaś znaleźć aspirynę. Zostawię kogoś na zewnątrz, gdybyś czegoś potrzebowała. Spróbuj jednak powstrzymać się przed wychodzeniem.
– Czekaj!
Zamykał drzwi, ale złapałam za klamkę.
Westchnął, dając mi do zrozumienia, że zdążyłam go już zirytować.
– Mogę zadzwonić do brata? Nie mogę po prostu…
– Nie utrudniaj tego – powtórzył.
Była druga w nocy, gdy wróciłem do apartamentu. Rozmyślałem o mojej ślicznej, pojmanej dziewczynie przez cały czas. Miałem wzwód na myśl o wszystkich rzeczach, które planowałem z nią zrobić w ciągu następnego miesiąca.
Przebieg dzisiejszego wieczoru wciąż wprawiał mnie w konsternację. Dlaczego zareagowałem na nią w ten sposób? To do mnie zupełnie niepodobne. Z drugiej strony wolałem zerżnąć piękną kobietę, niż połamać nogi jakiemuś dupkowi.
Odesłałem podwładnego stojącego przy drzwiach sypialni, w której przebywała. Nalałem sobie whiskey. Zdjąłem marynarkę, krawat i rozpiąłem górne guziki koszuli, po czym ruszyłem do jej pokoju. Przekręciłem klucz w zamku, nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Światła były włączone, ale widocznie zasnęła, bo nagle usiadła na łóżku zdezorientowana. Wciąż miała na sobie płaszcz i podarte pończochy. Wyprostowała się. Wcześniej musiała siedzieć, czekając na mnie. Nie byłem jednak na tyle głupi, by sądzić, że robiła to z tęsknoty.
Stałem w progu i przez chwilę ją obserwowałem. Czułem zmęczenie po całym dniu załatwiania spraw w klubie. Potrzebowałem małego odprężenia przed snem. Nie brakowało kobiet gotowych, żeby mi obciągnąć, ale oszczędzałem się dla niej. Ciekawe, czy byłaby wdzięczna, gdybym jej to powiedział.
Postanowiłem jednak o tym nie wspominać.
Siedziała na łóżku z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
– Jesteś uparta, co?
Nie odpowiedziała. Posłała mi jedynie gniewne spojrzenie.
– Gdzie jest mój brat?
– Bezpieczny.
– Skąd mam mieć pewność?
– Daję ci słowo.
– A skąd mam wiedzieć, ile jest ono warte?
Zmrużyłem oczy, ale powstrzymałem się od odpowiedzi. I tak się już bała, więc nie potrzebowałem wzbudzać w niej większego strachu. To normalne, że zadawała pytania.
Z tym że nie lubiłem być przesłuchiwany.
Wszedłem do środka i opróżniłem drinka, przez cały czas obserwując Priscillę.
– Cóż, musisz mi zaufać. Jaki masz wybór?
– Nie mam. Odebrałeś mi go.
– Nie, to nieprawda. Sama zdecydowałaś. Ty wybrałaś. Możesz wyjść stąd w każdej chwili.
– Za jaką cenę?
– Chyba się domyślasz.
– Ja albo mój brat.
– Jesteś od niego o wiele bystrzejsza. Od razu to widać, a teraz wstawaj. Przyciągnęła nogi pod siebie i klęknęła na materacu.
– Mam pracę, wiesz.
– Dobrze dla ciebie. Poproszę cię grzecznie jeszcze raz, bo jesteś tu nowa. Podnieś. Się. Do. Cholery.
Zastanowiła się i zrobiła to, co kazałem. Ześlizgnęła się z łóżka, ciasno owijając płaszcz wokół ciała. Szybko poszło. Poczułem rozczarowanie? Nie miałem pewności.
– Napijmy się. – Stanąłem z boku i wskazałem na korytarz.
Ruszyła, wciąż mi się przyglądając, nawet gdy mnie mijała i wychodziła z sypialni.
Szedłem za nią i wskazałem drogę do salonu. Gdy się w nim znaleźliśmy, przygotowałem nam drinki. Podałem jej szklankę z whiskey i usiadłem bokiem na kanapie, zakładając ramię na oparcie.
Stała zakłopotana, trzymając w dłoni alkohol, i nie wiedziała, co zrobić.
– Wypij.
Pociągnęła ze szklanki i zacisnęła oczy, gdy płyn zapiekł ją w gardle. Uśmiechnąłem się.
– Do końca.
Ewidentnie nie była entuzjastką whiskey, ale dzięki alkoholowi człowiek stawał się bardziej rozluźniony. Poczekałem, aż wypiła całego drinka, wykrzywiając przy tym twarz.
– Postaw tu szklankę. – Wskazałem na mały stolik.
Posłuchała.
– Zobaczmy teraz, co jest pod tym płaszczem.
Zaczęła się trząść. Ze strachu szeroko otworzyła oczy. Miały ładny odcień zieleni, a ich blask mocno kontrastował z gęstą grzywką prawie czarnych włosów.
– Co zamierzasz mi zrobić?
– Na razie będę tylko patrzył, jak się rozbierasz. Nie zmuszaj mnie, żebym ci w tym pomagał. Nie spodoba ci się to. Zrozumiałaś?
Skinęła głową. A może to drżenie, które pomyliłem z tym gestem? Podniosła dłonie i zaczęła rozpinać płaszcz. Tak bardzo się trzęsły, że zajęło to sporo czasu, ale ostatecznie udało się jej i zdjęła go. Trzymała ubranie przed sobą, jakby nie wiedziała, co ma z nim zrobić.
– Połóż go tam. – Wskazałem na krzesło. Miałem w dupie, gdzie rzuci ciuchy, ale najwyraźniej potrzebowała konkretnych instrukcji.
Gdy odłożyła płaszcz, stanęła w oczekiwaniu.
– Dalej. Ściągaj wszystko. – Pociągnąłem łyk whiskey. Dałem jej czas, żeby przetworzyła to, co się działo.
Sięgnęła do tyłu i rozpięła stanik, po czym powoli zsunęła ramiączka. Zasłaniała piersi tak długo, jak to było możliwe, ale w końcu pozwoliła biustonoszowi opaść. Czekałem cierpliwie, ponieważ obserwowanie, jak walczyła z nieuchronnym podporządkowaniem się rozkazom, było równie podniecające, jak zobaczenie nagiego ciała. Wyobraziłem sobie, jakie to będzie uczucie, gdy zamknie usta na moim kutasie.
Zajęło jej pięć minut, nim stanęła z rękami po bokach i wzrokiem wbitym w jakiś punkt za mną.
– Trzeba cię mocno ponaglać. Większość kobiet jest bardziej… entuzjastyczna.
– Dlaczego więc nie znajdziesz sobie jednej z takich kobiet?
– Dobre. – Pociągnąłem łyk alkoholu, przyglądając się jej z uwagą, po czym wzruszyłem ramionami. – Jest ich na pęczki, ale ty, Cillo… Jones powiedział mi, że używasz tego zdrobnienia, zgadza się? – Nie czekałem na odpowiedź. – Dzięki tobie nadchodzący miesiąc zapowiada się ciekawie. – Upiłem drinka. – A teraz pokaż mi cipkę.
Zaczerwieniła się i z trudem zapanowałem nad śmiechem. Zdjęła pończochy, a następnie wsunęła dłonie za pasek majtek i ściągnęła je w dół płynnym, rozgniewanym ruchem. Zwinęła je w kulkę i rzuciła we mnie.
– Zadowolony? – zapytała, krzyżując ręce na piersi.
Złapałem figi, przysunąłem je do nosa i zaciągnąłem się głęboko. Jęknąłem z satysfakcją.
Otworzyła szeroko oczy. Najwidoczniej się tego nie spodziewała. Cóż, byłem sprośnym skurwielem. Niedługo miała się o tym przekonać.
Złożyłem bieliznę i wsunąłem ją do kieszeni. Powoli przesunąłem wzrok do jej małej ślicznej cipki i przyglądałem się z rozkoszą, podczas gdy Cilla przestępowała z nogi na nogę.
– Jeszcze nie – rzuciłem w odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie.
Nieśpiesznie przesunąłem wzrok w górę, napotykając jej wystraszone spojrzenie. Wstałem i podszedłem do dziewczyny, zatrzymując się tuż przy drobnym ciele. Położyła dłonie na mojej klatce piersiowej, aby powstrzymać mnie od podejścia bliżej. Nie spuszczaliśmy z siebie oczu. Zacisnąłem palce na jej cipce, a ona westchnęła. Zdziwiła mnie wilgoć i zapach podniecenia, który wydzielała.
To jednak jeszcze nie wzbudziło mojego zainteresowania. Teraz chciałem, żeby stała się posłuszna i uległa.
Wplotłem palce w jej włosy i pociągnąłem. Syknęła z bólu i naparła na mnie.
– Mam cię nauczyć, jak zachowywać się z szacunkiem?
Przełknęła ślinę. Zacisnąłem mocniej dłoń.
– Mam to zrobić?
Pokręciła przecząco głową.
– Powiedz to.
– Nie.
Przytrzymałem ją jeszcze przez chwilę, a potem wypuściłem i się cofnąłem.
– Dobrze.
Gdy podszedłem do stolika, żeby nalać sobie kolejnego drinka, Cilla nie poruszyła się z miejsca. Zająłem z powrotem miejsce i posmakowałem piekącego alkoholu. Otarła zaczerwienione oczy.
– Teraz się odwróć.
Posłuchała. Może nawet się cieszyła, że nie widziałem jej twarzy, więc oboje na tym skorzystaliśmy. Ja mogłem napawać się widokiem wspaniałego tyłka, a ona ukryć łzy, gdy wydam kolejne polecenie.
– Rozstaw nogi i się pochyl.
Dłonie Priscilli poszybowały do twarzy, a ja wyobraziłem sobie minę, jaką pewnie zrobiła. Pociągnąłem łyk alkoholu i dałem jej chwilę, nim znów przypomniałem o naszej umowie.
– Wszystko. Pamiętasz? Powiedziałaś, że spełnisz każde życzenie. Czyżbyś się rozmyśliła? – Wyszczerzyłem się, czując jej zażenowanie. – Pochyl się i pokaż mi wszystko.
W dalszym ciągu stała wyprostowana, ale opuściła ręce, jak gdyby zamierzała się podporządkować, tylko potrzebowała czasu, żeby się przygotować. Może w głowie odtwarzała motywującą przemowę? Skąd miałem, kurwa, wiedzieć? I co mnie to obchodziło?
– Cilla.
Zacisnęła dłonie w pięści, aż zbielały jej kostki, i powoli odwróciła się twarzą do mnie, mrużąc zielone oczy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to pewnie padłbym trupem.
– Ty cholerny tyranie. Nie jesteś lepszy od byle gwałciciela z ciemnej alejki.
W tej chwili wszystko się zmieniło. Gdy tylko wypowiedziała to słowo, zrobiło mi się czerwono przed oczami. Usłyszałem, jak pęka szklanka, i poczułem ostry ból od odłamków szkła, które rozcięły mi dłoń. Alkohol wymieszał się z krwią. Krzyknęła, kiedy się podniosłem. Z jakiegoś powodu serce wcale mi nie przyspieszyło. Byłem spokojny i opanowany.
Jednocześnie zupełnie się nie kontrolowałem.
Zrobiłem krok w kierunku Cilli, która ruszyła biegiem przez korytarz. Podążyłem za nią. Szedłem wolno, z rozmysłem powstrzymując się przed pogonią. Rzuciła szybkie spojrzenie za siebie i wślizgnęła się do sypialni. Byłem jednak blisko, więc kiedy trzasnęła drzwiami, odbiły się od czubka mojego buta.
Wrzasnęła, cofając się. W pewnym momencie potknęła się i upadła tyłkiem na podłogę.
– Nie jestem twoją kurwą!
Poderwała się na nogi, gorączkowo szukając czegoś, co wykorzystałaby do obrony. Nie mogła się jednak ze mną równać. Za chwilę miałem jej to uświadomić.
– Jesteś. Moją. Kurwą – wycedziłem każde słowo.
Popchnąłem ją na łóżko. Upadła plecami na materac. Owinąłem dłoń wokół jej gardła i wspiąłem się na nią. Unieruchomiłem uda kolanami, a potem przysunąłem głowę do wystraszonej twarzy Priscilli. Wiedziałem, że to, co widziała w moich oczach, śmiertelnie ją przerażało. Musiałbym być ślepy, żeby tego nie zauważyć.
– Nie jestem gwałcicielem. Zgodziłaś się. Wiedziałaś dokładnie, w co się pakujesz i co oferujesz.
Wbijała mi paznokcie w przedramię, głośno nabierając powietrze. Ścisnąłem mocniej jej szyję. Ręka Cilli znalazła się przy mojej twarzy. Zadrapała mnie w policzek.
Krew.
Zamrugałem.
Zobaczyłem ją na szczupłej szyi – ciekła z dłoni, którą wcześniej skaleczyłem. Czerwień znaczyła też twarz i piersi Priscilli. Była wszędzie tam, gdzie ją dotknąłem.
Ramię dziewczyny opadło, a ja spojrzałem w jej oczy. Oderwałem dłoń od gardła i ześlizgnąłem się z łóżka. Przekręciła się na bok, kaszląc i łapczywie nabierając powietrze. Cofnąłem się, zerkając na nagie ciało pokryte krwią.
Mruknąłem zdezorientowany, odwróciłem się i podszedłem do drzwi. Zatrzymałem się przy nich, stojąc plecami do Cilli. Przejechałem dłońmi po twarzy i włosach. Zmusiłem nogi do ruchu i wyszedłem z pokoju. Nie wiedziałem, co bym jej zrobił, gdybym natychmiast nie opuścił sypialni.
Nie odwracając się, złapałem za klamkę.
– Nie wychodź, zrozumiałaś? Nie waż się wyściubić nosa z tego pokoju.
Trzasnąłem drzwiami i poszedłem do swojej sypialni. Wyszedłem na balkon. Miałem gdzieś, że padało. Wiatr chłostał mnie jak bicz. Nie dbałem o to. Stałem w strugach wody, pozwalając, żeby zmyła ze mnie krew i uderzała w twarz. Stałem pogrążony we wspomnieniach i nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Ani o przerażonej dziewczynie w pokoju, ani o tym, że prawie ją zabiłem. O niczym.
Widziałem jedynie krew. Tak dużo pieprzonej krwi.
Zamknęłam drzwi do sypialni na klucz. Wiedziałam, że to go nie powstrzyma, ale przynajmniej dało mi jakąś ułudę bezpieczeństwa. Drżałam na całym ciele. Przemarzłam do szpiku kości. Cofnęłam się w głąb pokoju, obejmując się ramionami. Spojrzałam w dół na klatkę piersiową i zobaczyłam na niej krwawe ślady. Uniosłam dłoń i dostrzegłam, że pod paznokciami również miałam krew.
Co się stało? W co ja się wpakowałam? Nie byłam pewna, co właściwie się wydarzyło. Czy on mnie zabije?
Rozejrzałam się po sypialni. Łóżko, dwie szafki nocne, po jednej z każdej jego strony, toaletka i komoda. Podeszłam do niej i zaczęłam ją pchać w stronę drzwi, ale musiała ważyć z pół tony, bo nawet nie drgnęła. Poddałam się i wzięłam krzesło stojące przed toaletką. Wsunęłam je pod klamkę. Nie sądziłam, żeby wytrzymało, jeśli Kill postanowiłby tu wejść, ale zawsze to jakieś zabezpieczenie. Wysunęłam wszystkie szuflady w poszukiwaniu broni – czegoś, co mogłabym wykorzystać do obrony. Nic nie znalazłam. Tak samo w łazience. Butelka szamponu i odżywki do włosów, żel do mycia ciała i kremy, szczoteczka w opakowaniu, pasta do zębów. Nic, czego mogłabym użyć, żeby go zranić. Okaleczyć.
Wróciłam do sypialni i nasłuchiwałam, czy nie nadchodzi. Zmusiłam się, żeby przystawić ucho do drzwi, jednak po drugiej stronie panowała cisza. W pokoju były dwa okna, ale apartament musiał znajdować się co najmniej dwadzieścia pięter nad ziemią. Nawet nie dało się ich otworzyć.
Powiedział, że mogłam odejść, kiedy tylko chciałam. To jednak nie wchodziło w grę. Wiedziałam, co by to oznaczało dla mojego brata.
Jones. Kurwa. Ależ dałam się nabrać. Zapewniał, że był czysty od miesięcy, a ja mu uwierzyłam. Starszy brat, który poświęcił dla mnie tak wiele i jeszcze więcej przez to stracił.
Usiadłam na brzegu łóżka. Przypomniałam sobie, co przeszedł w tamtym domu. Wiedziałam, dlaczego tak się zachowywał. Kiedyś był dzielny. Odważny. Lecz te cechy brutalnie z niego wyrwano.
Łzy napłynęły mi do oczu i zwilżyły twarz. W brzuchu czułam ucisk i ciężar, jakby wypełniały go cegły. Znajdowałam się w beznadziejnej sytuacji. Musiałam robić to, co kazał mi Kill. Dać mu, cokolwiek zechciał. Wszystko, czego zapragnął.
To, co się przed chwilą wydarzyło, spowodowało w mojej głowie lawinę myśli. Mógł mi to dzisiaj odebrać. Był większy i silniejszy. Potrafił mnie zmusić, ale tego nie zrobił. Co takiego wywołało w nim tę agresywną reakcję? Nie słowo „tyran”. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tak właśnie go postrzegano. Sytuacja się zmieniła, gdy oskarżyłam go o bycie gwałcicielem.
Wstałam i potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się obrazu szklanki, która pękła w dłoni Killa.
Nie weźmie tego, czego mu nie dam. Pytanie tylko, jak długo pozwoli mi odwlekać nieuniknione?
Poszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i uruchomiłam prysznic. Weszłam pod strumień parującej wody. Skrzywiłam się z powodu gorąca, ale tego właśnie potrzebowałam. Gdy przyzwyczaiłam się do temperatury, zmyłam krew z dłoni i spod paznokci. Umyłam włosy, potem wyszorowałam porządnie całe ciało. Wyłączyłam prysznic dopiero wtedy, jak już nie mogłam dłużej wytrzymać gorąca. Przetarłam zaparowane lustro, nim owinęłam wokół siebie ręcznik. Odbicie wprawiło mnie w osłupienie. Zmęczone, zaczerwienione oczy praktycznie same się zamykały, a na gardle zaczęły pojawiać się siniaki w kształcie palców. Wycisnęłam z włosów resztkę wody, po czym związałam je w koczek, korzystając z gumki, którą znalazłam w jednej z szafek. Otworzyłam pudełko z zapasową szczoteczką i umyłam zęby. Zupełnie jakbym była w domu i szykowała się do spania. Jakbym wcale nie czekała na rzeź niczym uwięzione zwierzę.
Gdy wróciłam do sypialni, krzesło wciąż stało tam, gdzie je postawiłam. Nikt nie przyszedł i nie wyważył drzwi. Wątpiłam, by się na to zdecydował. Pewnie jego reakcja zszokowała go równie mocno jak mnie.
Odsunęłam grubą, ciężką kołdrę. Jeszcze nie spałam pod tak delikatnym i luksusowym materiałem. Naga położyłam się na materacu. I tak nie miałam co na siebie założyć. Szybko zapadłam w sen. Nawet nie zgasiłam światła.
Obudziło mnie burczenie w brzuchu. Czułam się wręcz wygłodniała. Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że minęły dwadzieścia cztery godziny, od kiedy ostatni raz coś jadłam.
Potarłam twarz dłońmi i usiadłam. Wspomnienia ostatniej nocy wróciły ze zdwojoną siłą. Jakim cudem udało mi się zasnąć? Wyszłam z łóżka, podniosłam ręcznik, który wcześniej porzuciłam, i owinęłam go wokół ciała. Wciąż padało, a świat spowiła szarość. Lało tak od wielu dni. Nowy Jork jesienią wyglądał pięknie, ale gdy z nieba leciały strugi deszczu, czułam się, jakbym powoli umierała. Przyjechałam tu za Jonesem i nie było dnia, żebym nie pragnęła wrócić do Kolorado.
Nie mogłam jednak zostawić brata samego. Dowód na to stanowiła moja obecność w tym apartamencie. Jones był zbyt wrażliwy. Zbyt kruchy. Musiałam pozostać blisko, żeby w razie potrzeby poskładać go z powrotem. A miałam wrażenie, że od załamania dzielił go tylko krok.
Poszłam do łazienki i umyłam zęby, a potem podeszłam do drzwi sypialni. Nasłuchiwałam przez chwilę i gdy upewniłam się, że po drugiej stronie panowała cisza, odsunęłam krzesło.
Kazał mi nie wychodzić, ale nie miałam wyjścia. Wcale tego nie chciałam. Boże, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było spotkanie z nim i złamanie jednej z zasad. Wciąż pałał nieposkromionym gniewem? Czy może się uspokoił?
Nacisnęłam klamkę i skrzywiłam się na dźwięk zgrzytającego zamka. Na szczęście drzwi nie skrzypnęły, gdy otworzyłam je dość szeroko, aby zerknąć na korytarz. Pusto. Wyglądało na to, że w całym apartamencie nikogo nie było. Nawet przy windzie zabrakło ochroniarza.
Kuchnia znajdowała się po drugiej stronie salonu. Zamierzałam zakraść się do niej na paluszkach i złapać coś do jedzenia. Nie chciałam przed sobą przyznać, że plan zakładał natychmiastową ucieczkę do pokoju. W tej chwili czułam się, jak przerażona na śmierć mała myszka szukająca norki.
W apartamencie nie świeciły się żadne światła, a chmury skrywały słońce. Dotarłam do kuchni i zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek w niej jadał. Wszystko lśniło czystością. Ani okruszka na żadnej powierzchni. Otworzyłam lodówkę, zmartwiona, że nie znajdę w niej jedzenia, ale moim oczom ukazały się pełne półki. Wręcz szokująco zapełnione. Chwyciłam karton soku, gdy usłyszałam dźwięk windy, i serce podskoczyło mi do gardła. Stałam jak sparaliżowana, trzymając zdobycz w dłoniach. Na korytarzu rozbrzmiały kroki i w progu stanęła kobieta. Jeśli zaskoczyła ją obecność nieznajomej, owiniętej jedynie w ręcznik, to nie dała tego po sobie poznać. Nie minęła nawet sekunda, a uśmiech rozjaśnił jej twarz.
– Pan Killian mówił, że ma towarzystwo – powiedziała.
Zbliżała się do sześćdziesiątki. Za jej plecami stał mężczyzna w garniturze, który również wyszedł z windy. Jego rozpoznałam. Skinął mi głową. To on rozbił mi głowę o ścianę ostatniej nocy.
– Leje jak z cebra – dodała nieznajoma. Położyła torebkę na blacie i zdjęła płaszcz. – Jesteś głodna?
Czułam się zupełnie skołowana.
Podeszła do mnie, wyjęła mi sok z dłoni i poprowadziła do stołka przy kuchennej wyspie. Zamknęła lodówkę.
– Jestem Helen, kochanie. Zajmuję się tutaj gotowaniem i sprzątaniem. Jak masz na imię?
– Um… Priscilla. – Pokręciłam głową. – Cilla. – Nie używałam imienia Priscilla odkąd… Cóż, odkąd zmarła mama.
– Miło mi cię poznać, Cillo. Pan Killian powiedział, że mam się tobą zająć. Naprawdę to zrobił?
– Co byś zjadła?
– Uch… Wystarczy mi batonik zbożowy albo coś takiego.
– Nonsens. Co powiesz na omlet? – Omiotła mnie spojrzeniem i uprzytomniłam sobie, że miałam na sobie tylko ręcznik. – Nie jesteś jedną z tych wegetarianek, prawda? Wyraz jej twarzy trochę mnie uspokoił.
– Nie, nie jestem – odpowiedziałam.
– Dobrze. Ubierz się, a ja przygotuję dla ciebie śniadanie.
– Och. – Rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu swojego płaszcza, majtek i stanika. Nie znalazłam ich. – Nie mam nic do przebrania.
– Poczekaj chwilę.
Cokolwiek sobie pomyślała o kobiecie, która przebywała w apartamencie jej pracodawcy bez ciuchów, nie dała tego po sobie poznać. Zniknęła w korytarzu i wróciła po chwili ze szlafrokiem.
– W tym będzie ci przynajmniej wygodniej.
– Dziękuję.
Skupiła się na wyciąganiu z lodówki składników na śniadanie, a ja szybko wsunęłam ramiona w rękawy i mocno zawiązałam pasek wokół talii. Złożyłam ręcznik i położyłam go na sąsiednim stołku. Zapach smażonego bekonu sprawił, że pociekła mi ślinka.
– Jest tu gdzieś telefon? – zapytałam ośmielona.
– Obawiam się, że nie – odpowiedziała Helen, stojąc plecami do mnie.
Nie upiększała. Odniosłam wrażenie, że polecono jej, aby nie pozwoliła mi skorzystać z telefonu, nawet jeśli znajdował się w tym apartamencie.
– Chciałam tylko sprawdzić, co z moim bratem. – Spróbowałam raz jeszcze. Może miała komórkę, którą mogłaby mi pożyczyć.
– Cóż, Cillo. – Wyłożyła na talerz tak perfekcyjny omlet, że zaburczało mi w brzuchu w oczekiwaniu na ucztę. – Pan Killian wkrótce wróci. Jestem pewna, że możesz go o to zapytać. Napijesz się kawy?
Skinęłam głową i wzięłam do ręki widelec. „Pan Killian wkrótce wróci”. I choć byłam głodna, musiałam się zmuszać do przełknięcia każdego kęsa, bo gardło zaciskało mi się na każde wspomnienie o tym mężczyźnie.
Helen zaparzyła filiżankę kawy i postawiła ją przede mną.
– Śmietanka albo cukier?
– Nie, dziękuję.
– Cóż, lepiej zabiorę się do pracy. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, wołaj.
Zniknęła, a ja zaczęłam jeść, zastanawiając się, co tu się działo. Jeśli powiedział jej, żeby się mną zaopiekowała, to może się uspokoił? Wkładałam do ust kolejny kawałek bekonu, gdy winda znów stanęła na piętrze. Odwróciłam się, jednocześnie ześlizgując ze stołka. Hugo i jakiś facet w garniturze weszli do apartamentu. Omiótł mnie uważnym spojrzeniem, po czym skinął głową na powitanie.
Stałam z otwartymi ustami jak kretynka.
– To doktor Horn. Przeprowadzi twoje badania – zwrócił się do mnie ochroniarz.
– Moje badania?
Odwrócił się do lekarza. Nie zadał sobie trudu, żeby mnie przedstawić.
– Gdzie mogę rozłożyć sprzęt? – Nieznajomy nie wydawał się zaskoczony rozwojem sytuacji.
– Trzecie drzwi na prawo.
Pokój, w którym spałam.
– Co się dzieje? – Owinęłam się ciaśniej szlafrokiem, gdy Hugo ruszył w moim kierunku. Zrobiłam krok w tył. Mężczyzna z trudem stłumił śmiech i skręcił w lewo, sięgając do ekspresu. Zrobił sobie filiżankę espresso i odwrócił się do mnie, opierając o blat.
– Co, do cholery, wydarzyło się ostatniej nocy?
– Co masz na myśli?
– Poraniłaś Killianowi twarz. Takie zadrapania ma zwykle na plecach. Rozdziawiłam usta, podczas gdy on przełknął łyk parującego napoju i wstawił filiżankę do zlewu.
– Chodźmy. Mamy napięty harmonogram – powiedział i wziął mnie za ramię.
– Nigdzie z tobą nie idę. Jakie badania? Mam lekarza. Nie potrzebuję…
– Musimy sprawdzić, czy nie masz żadnych chorób wenerycznych, i upewnić się, że stosowana przez ciebie antykoncepcja jest aktualna. – Pociągnął mnie w stronę korytarza.
– Co? O Boże. Zwariowałeś!
Zatrzymał się.
– Jeśli wolisz zaczekać na Killa, nie ma sprawy. Wkrótce się tu zjawi. Jestem pewien, że po ostatniej nocy będzie bardzo wyrozumiały.
Spojrzałam mu w oczy. Zadrżałam, dostrzegając w nich bezwzględność. Nie żartował. Poszłam za nim, gdy ruszył w stronę sypialni.
– N-nie potrzebuję badań – wyjąkałam, ale wiedziałam, że słowa trafiały w próżnię.
W środku doktor Horn zdjął z łóżka kołdrę. Na szafce nocnej ułożył swoje przyrządy na tacy. Rozpoznałam wszystkie narzędzia. Mój ginekolog korzystał z nich, gdy udawałam się na coroczne wizyty.
– Proszę się rozebrać i położyć na łóżku.
Hugo puścił mi ramię, ale ledwo to zarejestrowałam, bo momentalnie zesztywniałam na dźwięk tego polecenia. Gdy się cofnęłam, uderzyłam w jego twardą klatkę piersiową.
– Rób, co ci się każe, i nie marnuj naszego czasu.
Lekarz spojrzał na mnie.
– To tylko rutynowe badania – zapewnił.
– To żadne rutynowe badania. Nie potrzebuję…