Granice mojej zdrady – opowiadanie erotyczne - SheWolf - ebook

Granice mojej zdrady – opowiadanie erotyczne ebook

– Shewolf

0,0
3,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Ustaliliśmy szczegóły spotkania i po kilku dniach pojechałam do naszej starej kawalerki. Mieszkanie stało już jakiś czas puste z braku chętnych na wynajem. Fakt, dzielnica była raczej kiepska i wszędzie daleko, ale teraz nie miałam do tego głowy. Czułam podekscytowanie i szalone podniecenie na myśl, że już za chwilę będę z innym mężczyzną. Ubrałam się seksownie, w małą czarną, pończochy oraz czarne, koronkowe stringi. Marzyłam, by wziął mnie natychmiast, jak tylko przekroczy próg mieszkania. Od zawsze fantazjowałam o takim mocnym, ostrym traktowaniu oczywiście w granicach rozsądku. Nieśmiało wkraczałam w świat fantazji seksualnych i własnych potrzeb, odkrywając, co tak naprawdę mnie kręci. Czułam potrzebę poznania siebie, swoich możliwości i granic."

Bohaterka, matka dwójki dzieci tkwiąca w niesatysfakcjonującym związku, czuje na plecach oddech uciekającego czasu. Zaczyna poszukiwać na czatach internetowych utraconych chwil. Do czego popchnie ją pogoń za niespełnionymi marzeniami? Jaki będzie finał tych poszukiwań?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 21

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


SheWolf

Granice mojej zdrady – opowiadanie erotyczne

 

Lust

Granice mojej zdrady – opowiadanie erotyczne

 

Copyright © 2022 SheWolf i LUST

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728285466 

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Ostatnie lata minęły zdecydowanie za szybko. Nie wiedziałam, kiedy skończyłam studia, wyszłam za mąż, urodziłam najpierw jedno, potem drugie dziecko i zupełnie bezwolnie poddałam się szeroko pojmowanej dorosłości. Skończyły się czasy szalonych imprez, przygodnych znajomości, zarwanych nocy i eksperymentów, pościeli pachnącej namiętnym seksem. Nie było ich jakoś specjalnie dużo i zawsze żałowałam, że nie dałam się bardziej ponieść. Wtedy, nazywając to w ten sposób, rumieniłam się ogromnie, co było dziwne, biorąc pod uwagę swoją bezpruderyjność. Teraz, po latach, wiedziałam i potrafiłam nazywać rzeczy po imieniu. Zapach seksu to nic innego jak mdły aromat zaschniętej spermy i woń kobiecych wydzielin. I już mnie to nie bawiło. A na pewno nie wywołuje zawstydzenia. Co najwyżej politowanie dla oddawania się sporadycznie tej czynności z osobą, z którą właściwie nie miałam ochoty tego robić.

Każdy mój dzień wyglądał niemal identycznie. Do bólu. Coś, jakby świat uparł się powielać kserokopie mojej codzienności i zastosować funkcję kopiuj – wklej. Wstawałam rano, co przychodziło mi z niemałym trudem, i o ile jeszcze radosne i nieco irytujące świergotanie ptaków jakoś mobilizowało, to obrzydliwa i lepka ciemność w zimnej połowie roku dobijała raz za razem. Dreptałam ospale do kuchni i włączałam ekspres. Następnie szłam do łazienki, by załatwić wszystkie potrzeby. Budziłam dzieci, szykowałam śniadanie. One oczywiście wykłócały się o nic nieznaczące rzeczy. Piłam w tym czasie kawę, upominałam je, po czym zjadałam jakieś okruszki i resztki, które pozostawione po przygotowanym śniadaniu leżały niedbale na blacie. Następnie przychodził mąż, wyszykowany, pachnący, ogolony, w wyprasowanej moimi rękoma koszuli. Witał się pospiesznie ze mną i dziećmi. Zabierał kawę, śniadanie i siadał przy stole. Nigdy z nami przy wsypie kuchennej – twierdził, że nie może ryzykować pobrudzeniem. Potem poganiałam dzieci, by się szykowały do wyjścia. Pomagałam włożyć buty, kurtki, plecaki i cała trójka wychodziła z domu, zostawiając mnie w smutnym kieracie codziennej udręki, podobnej do każdej poprzedniej i następnej. Jakby czasoprzestrzeń zatrzymała się na danej chwili i nie chciała puścić płyty inaczej. Ogarniałam szybko kuchnię po porannym tornadzie. Nikt po sobie nie sprzątał, wiedząc, że ja to zrobię. A ja nie miałam już siły się wykłócać. Szłam do łazienki, wchodziłam do wanny i odkręcałam gorącą wodę. Pozwalałam sobie na kilka minut przyjemności. Pławienie się niemal we wrzątku wyciszało, ale też nastrajało trochę bardziej pozytywnie. Potem wychodziłam z wanny, doprowadzałam twarz do stanu używalności i się ubierałam. Robiłam drugą kawę i zapalałam papierosa. Wydmuchiwałam dym przez uchylone kuchenne okno. Gasiłam niedopałek i wyrzucałam do kosza. Musiałam zapamiętać, by wynieść worek i zatuszować swój nałóg. Nie wiedziałam właściwie po co, skoro i tak nikt nie zwracał na mnie uwagi.