Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niniejszy tom kończy trylogię Gilla, opisującą kampanię 1809 roku. Jest on bodaj najobszerniejszy z wszystkich, co spowodowały między innymi liczne załączniki na końcu pracy. Pracę rozpoczyna rozdział poświęcony działaniom na ziemiach polskich. Ponieważ jest to szczególnie bliskie fanom epoki napoleońskiej w naszym kraju trzeba przyznać, że autor umiejętnie wywiązał się z zadania i obiektywnie przeprowadził wywód, objaśniający przebieg walk na tym obszarze. Ciekawe jest spojrzenie człowieka, który nie pozostaje związany z naszą historią i zupełnie z zewnątrz spogląda na opisywane wydarzenia. Tym bardziej miło jest czytać pochwały pod adresem księcia Józefa i polskich żołnierzy.
Następne rozdziały przenoszą nas na teren działań Armii Włoch i próbującej jej stawić czoło Armii Austrii Wewnętrznej, wspieranej przez węgierskie pospolite ruszenie oraz na obszar Tyrolu. W tym ostatnim Austriacy (a zasadniczo wspierani przez nich rdzenni mieszkańcy) odnieśli sporo sukcesów, które przedłużyły konflikt w tym rejonie. Kolejne rozdziały kierują nas na główny front walk zajmując się odpowiedni przygotowaniami do przeprawy i walnej bitwy, w postaci tytanicznego starcia pod Wagram i pościgu po tejże bitwie zakończonego walkami pod Znojmem. Ostatni rozdział omawia zamykające kampanię starcia na odległych obszarach operacyjnych oraz rokowania pokojowe. W ostatnim tomie nie mogło zabraknąć podsumowania wojny, jak również oceny obu stron. Autor wybiegł również nieco w przyszłość opisując jakie wnioski wyciągnęły wojujące kraje z kampanii, jak również konsekwencje wojny dla Austrii i Francji.
Powyższy opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 952
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
1809 Thunder on the Danube: Napoleon’s Defeat of the Habsburgs
volume III: Wagram and Znaim
© Copyright
John H. Gill, 2008
Frontline Books
© All rights reserved
© Copyright for Polish Edition
Wydawnictwo NapoleonV
Oświęcim 2016
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All rights reserved
Tłumaczenie:
Cezary Domalski
Redakcja:
Mariusz Promis
Redakcja techniczna:
Dariusz Marszałek
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt: [email protected]
Numer ISBN: 978-83-8362-899-8
Mapy
1. Polski teatr działań wojennych
2. Polska: działania początkowe, 14-24 kwietnia 1809
3. Podejście do Raszyna, 19 kwietnia 1809
4. Bitwa pod Raszynem, 19 kwietnia 1809, około 3 po południu
5. Rejon Warszawy
6. Polska: operacje w dniach 25 kwietnia-20 maja 1809
7. Polska: operacje w czerwcu 1809 roku
8. Operacje w rejonie Sandomierza, 5-21 czerwca 1809
9. Sytuacja strategiczna 1 czerwca 1809
10. Węgierski teatr działań wojennych, 1-9 czerwca 1809
11. Starcie pod Papa, 12 czerwca 1809
12. Starcie w pobliżu Raab, 13 czerwca 1809, południe
13. Bitwa pod Raab, 14 czerwca 1809
14. Węgierski teatr działań wojennych, ważniejsze działania od 15 do 30 czerwca 1809
15. Preszburg: operacje maj-czerwiec 1809
16. Dalmacja: sytuacja ogólna
17. Bitwy graniczne w Dalmacji, 26-30 kwietnia 1809
18. Francuska ofensywa w Dalmacji, 16-22 maja 1809
19. Starcie pod Gracac, 17 maja 1809
20. Bitwa pod Gospic, sytuacja rano 21 maja 1809
21. Francuska ofensywa w Dalmacji, 23-31 maja 1809
22. Operacje w Tyrolu 3-19 maja 1809
23. Starcie pod Wörgl, 13 maja 1809
24. Operacje w Tyrolu, 25 maja-10 czerwca 1809
25. Starcie pod Klagenfurtem, 6 czerwca 1809
26. Operacje w Styrii, 2-28 czerwca 1809
27. Starcie pod Graz, 25-26 czerwca 1809
28. Rajdy i rebelie, kwiecień-maj 1809
29. Ważniejsze siły rezerwowe, pozycje około 1 czerwca 1809
30. Austriackie najazdy, czerwiec 1809
31. Front w Vorarlbergu, maj-czerwiec 1809
32. Front w Tyrolu, maj-czerwiec 1809
33. Marchfeld
34. Wyspa Lobau-mosty i system obrony
35. Bitwa pod Wagram, 5 lipca 1809 (6-7 po południu)
36. Bitwa pod Wagram, 6 lipca 1809, około 10 rano
37. Bitwa pod Wagram, 6 lipca 1809, ok. 1-2 po południu
38. Pościg do Znojma, sytuacja w dniu 9 lipca wieczorem
39. Bitwa pod Znojmem, 10 lipca 1809, wieczór
40. Bitwa pod Znojmem, 11 lipca 1809, ok. 2 po południu
41. Rusca i Gyulai, 1-14 lipca 1809
42. Operacje w Niemczech, 5-12 lipca 1809
43. Marsz księcia Brunszwiku i ekspedycja na Walcheren, lipiec 1809
Schematy
1. Schemat organizacyjny wojsk w trakcie kampanii w Księstwie Warszawskim: kwiecień-czerwiec 1809, początek działań
2. Siły rosyjskie w trakcie kampanii w Księstwie Warszawskim
3. Schemat organizacyjny wojsk w trakcie kampanii na Węgrzech, 1-13 czerwca 1809
4. Struktura organizacyjna węgierskiego pospolitego ruszenia i jego planowana liczebność
5. Schemat organizacyjny wojsk, bitwa pod Raab, 14 czerwca 1809
6. Schemat organizacyjny wojsk, kampania w Dalmacji, kwiecień-maj 1809
7. Schemat organizacyjny wojsk, północny Tyrol, 10 maja 1809
8. Schemat organizacyjny wojsk, ucieczka Chastelera, ok. 1 czerwca 1809
9. Schemat organizacyjny wojsk, starcie pod Graz, 25-26 czerwca 1809
10. Rezerwowe formacje wojskowe aliantów na terenie Niemiec, 1 czerwca 1809
11. Siły austriackie na terenie Niemiec, czerwiec 1809
12. Rezerwowe formacje sprzymierzonych, ok. 25-30 czerwca 1809
13. Schemat organizacyjny wojsk, bitwa pod Wagram, 5-6 lipca 1809
14. Siły znajdujące się nad Dunajem i nie biorące udziału w bitwie pod Wagram
15. Schemat organizacyjny wojsk, bitwa pod Znojmem, 10-11 lipca 1809
16. Siły dowodzone przez wicekróla Eugeniusza, 10 lipca 1809
17. Schemat organizacyjny wojsk w trakcie kampanii Walcheren, lipiec 1809
Tabele
1. Siły główne VII Korpusu, 5-17 czerwca 1809
2. Garnizon cytadeli w Graz, 29 maja 1809
3. Oddział wydzielony Alberta Gyulaia, koniec maja 1809
4. Skrzydło MacDonalda, 5-12 czerwca 1809
5. Ariergarda austriacka, 13 czerwca 1809
6. Dywizja Lassalle’a, 16 czerwca 1809
7. Bianchi w Preszburgu, 28 maja 1809
8. Chasteler w Klagenfurcie, 6 czerwca 1809
9. Jednostka Chastelera, 25 czerwca 1809
10. Jednostka Buola, 10 czerwca 1809
11. Francuska flotylla dunajska, 26 czerwca 1809
12. Jednostka Schilla, 31 maja 1809
13. Wirtemberski Korpus Obserwacyjny, koniec czerwca/początek lipca 1809
14. Termin przybycia wojsk i ich działania na Lobau, czerwiec/lipiec 1809
15. Mosty z Lobau na północny brzeg wraz z datą ich ukończenia
16. Wagram: szacunkowe porównanie strat
Ilustracje
Poza opisanymi wyjątkami, wszystkie ilustracje pochodzą z kolekcji autora. ASKB oznacza Anne S. K. Browne Collection, której opiekun, Peter Harrington wielokrotnie zasłużył na moje szczególne uznanie za swoją życzliwość, wiedzę i pomoc.
1. Książę Józef Poniatowski
2. Arcyksiążę Ferdynand d’Este
3. Siergiej Fiodorowicz Golicyn
4. Piechota Księstwa Warszawskiego
5. Arcyksiążę Józef
6. Spichlerz w Raab
7. Węgierskie pospolite ruszenie
8. Bitwa pod Raab
9. Peter Knesevicz
10. Auguste Frédéric Louis Viesse de Marmont
11. Siedmiogrodzianie
12. Graniczarzy
13. Powstańcy tyrolscy
14. Wilhelm von Dörnberg
15. Ferdinand von Schill
16. Andreas Hofer
17. Jean Andoche Junot
18. Fryderyk Wilhelm, książę brunszwicki
19. Wojska austriackie w rejonie Norymbergi
20. Hieronim Bonaparte, król Westfalii
21. Ludwik Bonaparte, król Holandii
22. 7. pułk piechoty holenderskiej
23. Johann Joseph Cajetan hrabia von Klenau
24. Karl Philipp książę zu Schwarzenberg
25. Johann Nepomuk hrabia Nostitz
26. Joseph Wenzel hrabia Radetzky
27. Henri Gatien, hrabia Bertrand
28. Jacques Jean Alexandre Bernard Law de Lauriston
29. Antoine Drouot
30. Carl Philipp Freiherr von Wrede
31. Mosty nad głównym korytem Dunaju
32. Arcyksiążę Karol pod Wagram
33. Napoleon pod Wagram
34. Friedrich Freiherr von Bianchi
35. Jean Louis Ebénezer Reynier
36. Kawaleria saska
37. Artyleria konna gwardii
38. Artyleria piesza i pociągi gwardii
39. Wielka bateria pod Wagram
40. Polsce szwoleżerowie gwardii cesarskiej
41. Ułan austriacki
42. Arcyksiężna Maria Ludwika
43. Pałac w Schönbrunn
44. Napoleon drugiego dnia bitwy pod Wagram
45. Pomnik arcyksięcia Karola, Heldenplatz, Wiedeń
Niniejszy tom kończy trylogię Gilla, opisującą kampanię 1809 roku. Jest on bodaj najobszerniejszy z wszystkich, co spowodowały między innymi liczne załączniki na końcu pracy. Pracę rozpoczyna rozdział poświęcony działaniom na ziemiach polskich. Ponieważ jest to szczególnie bliskie fanom epoki napoleońskiej w naszym kraju trzeba przyznać, że autor umiejętnie wywiązał się z zadania i obiektywnie przeprowadził wywód, objaśniający przebieg walk na tym obszarze. Ciekawe jest spojrzenie człowieka, który nie pozostaje związany z naszą historią i zupełnie z zewnątrz spogląda na opisywane wydarzenia. Tym bardziej miło jest czytać pochwały pod adresem księcia Józefa i polskich żołnierzy.
Następne rozdziały przenoszą nas na teren działań Armii Włoch i próbującej jej stawić czoło Armii Austrii Wewnętrznej, wspieranej przez węgierskie pospolite ruszenie oraz na obszar Tyrolu. W tym ostatnim Austriacy (a zasadniczo wspierani przez nich rdzenni mieszkańcy) odnieśli sporo sukcesów, które przedłużyły konflikt w tym rejonie. Kolejne rozdziały kierują nas na główny front walk zajmując się odpowiednio przygotowaniami do przeprawy i walnej bitwy, w postaci tytanicznego starcia pod Wagram i pościgu po tejże bitwie zakończonego walkami pod Znojmem. Ostatni rozdział omawia zamykające kampanię starcia na odległych obszarach operacyjnych oraz rokowania pokojowe. W ostatnim tomie nie mogło zabraknąć podsumowania wojny, jak również oceny obu stron. Autor wybiegł również nieco w przyszłość opisując jakie wnioski wyciągnęły wojujące kraje z kampanii, jak również konsekwencje wojny dla Austrii i Francji.
Oprócz kwestii technicznych poruszanych w poprzednich tomach w niniejszym pojawia się węgierskie pospolite ruszenie. Było ono zorganizowane w bataliony piechoty numerowane kolejno (numeracja jest zazwyczaj zamieszczana w okrągłych nawiasach) z dodatkiem liczby przed nawiasem, o ile jakaś miejscowość wystawiła więcej niż jedną jednostkę. Z kolei pułki jazdy (huzarów) są nazywane wyłącznie od rejonu rekrutacji. Więcej informacji na ten temat można znaleźć w m.in. w pracy D. Hollinsa1, znanego specjalisty od wojsk austriackich w czasach napoleońskich.
Mam nadzieję, że lektura niniejszego tomu dostarczy czytelnikom co najmniej tak samo dużo wiedzy i przyjemności, jak w przypadku pozostałych tomów. Będę wdzięczny za przesyłanie uwag na adres wydawnictwa oraz na forum historycy org., gdzie wydzielono specjalny temat. Wszelkie błędy w przekładzie i redakcji są niezamierzone i mam nadzieję, że jest ich jak najmniej.
Mariusz Promis
Jak zwykle, podziękowania za doprowadzenie do końca projektu, takiego jak ten, należą się wielu osobom. Zgodnie z porządkiem rozdziałów powinienem zacząć od dwóch przyjaciół, którzy pomogli mi w kwestii Rosji (lokalizując źródła i tłumacząc je): dr. Aleksandrowi Mikaberidze i Jurijowi Żukowowi. Dziękuję również mojemu współpracownikowi, Michałowi Marczekowi, który wiele lat temu zapewnił nieocenione wsparcie przy szeregu ważnych źródeł w języku polskim; z kolei niedawno Ryszard i Jola Kraemer popłynęli mętnymi wodami dawnego języka polskiego, aby wyjaśnić pewne kluczowe momenty kampanii; nadzwyczaj pomocny był również Andrzej Kosim. Jeśli chodzi o Węgry, jestem szczególnie wdzięczny (ponownie) Feriemu Wöberowi za dostarczenie mi ogromnych partii materiału, które pomogły rozjaśnić kampanię na ziemiach węgierskich; był on także dobrym towarzyszem spacerów w Papa i oprowadził mnie po polu bitwy pod Raab. Następnie podziękowania należą się również jemu oraz Robertowi Ouvrardowi i Martinie Kurz za zorganizowanie wspaniałego sympozjum w dwusetną rocznicę roku 1809. W kwestiach węgierskich pomocnego materiału dostarczyli również dr Jozsef Zachar i Istvan Nagy; z wielkim bólem przyjąłem wieść o zgonie dr. Zachara pod koniec 2009 roku. Vlado Brnardic był równie skory do pomocy odnośnie Chorwacji; mgr Christa Herzog-Tschinder zlokalizowała świetne dane dotyczące Styrii; dr Frederick Schnied pomagał mi przy Wagram. Jeśli chodzi o tę ostatnią bitwę, winien jestem szczególne podziękowania mgr Michaelowi Wenzlowi, światowemu ekspertowi w dziedzinie tej złożonej bitwy. Pracownicy Kriegsarchiv w Wiedniu, a szczególnie dr Otto Kellner zasługują na specjalne podziękowania za ich uprzejmość i niezawodność. Jeśli chodzi o północ, dr Thomas Hemmann okazał się ponownie szczodry w swej pomocy, podobnie jak Uwe Wild, podczas gdy Mark van Hattem, Bas de Groot i Geert van Uythoven odkryli i dostarczyli wszelkiej maści mało znanych materiałów holenderskich (naprzód Pomarańczowi!). Podobnie P.B. Krieger Thomsen pieczołowicie przetłumaczył swój świetny artykuł o Duńczykach w Stralsundzie. Jeśli chodzi o moich włoskich przyjaciół, jestem szczególnie zobowiązany Ciro Paolettiemu i Virgilio Ilariemu. W Stanach Zjednoczonych, dr Sam Mustafa, który wie o Schillu więcej, niż prawdopodobnie sam Schill wiedział o sobie, życzliwie przekazywał sugestie oraz szczegółowe uwagi i tak jak dr Michael F. Pavkovic stanowił rzetelne źródło, jeśli chodzi o należyte porady redakcyjne. Peter Harrington, opiekun zbiorów Anne S. Brown Collection, raz jeszcze był więcej niż nieoceniony w pomocy w moim wyzwaniu związanym z rzadkimi obrazami. Za wszystkie błędy odpowiadam ja, lecz wszyscy ci ludzie oraz inni niewymienieni, byli niezwykle pomocni.
Składam również podziękowania dla moich przyjaciół we Frontline: Michaelowi Leventhalowi, Deborze Hercun i redaktor Jessice Cuthbert-Smith (która życzliwie wspomagała mnie w czasie brnięcia przez tę całą długą kampanię). Mam nadzieję, że Kate Baker, która zrobiła wiele, by móc posłać pierwsze dwa tomy do druku, jest zadowolona ze swoich nowych przygód. Ciepłe podziękowania należą się również Lionelowi Leventhalowi i Greenhill Books za przyjaźń, życzliwość i pomoc przez niemal dwie dekady.
Najważniejsze z wszystkiego było jednak wsparcie ze strony mojej rodziny. Anne Rieman, Grant Gill i Hunter Gill. Anne puściła mnie w drogę do 1809 roku pod koniec lat osiemdziesiątych i od tamtego czasu towarzyszyła mi na związanych z wojną polach bitew, w bibliotekach i archiwach. Ona i obaj synowie, którzy dołączyli do nas po drodze, konsekwentnie wykazywali zdumiewającą cierpliwość. Czy chodziło o tolerowanie moich dziwactw, czy ciągłe czytanie projektów poszczególnych rozdziałów lub branie udziału w dyskusjach o wszystkim, od dziewiętnastowiecznej polityki europejskiej do układu ilustracji – stanowili nieocenioną część tego długiego procesu – mając stale uśmiech na twarzy. Dodatkowo mój ojciec, Herbert J. Gill, przeczytał rękopis z wielką uwagą, oferując pomocne sugestie. Bez ich wsparcia, nic nie byłoby możliwe. Mogę mieć jedynie nadzieję, że te kilka słów wyrazi moją wdzięczność, na którą zasługują.
Miło mi powitać czytelnika w trzecim tomie pracy dotyczącej wojny 1809 roku między napoleońską Francją a habsburską Austrią. Ci, którzy przebrnęli przez pierwsze dwa tomy zorientują się, że jest to głównie „tradycyjny” opis kampanii, skupiony na operacjach militarnych w ich kontekście strategiczno-dyplomatycznym. Wojna jest bowiem przede wszystkim związana z walką i rzetelny opis bitew jest niezbędny do tak szerokiej analizy. W obecnym przypadku mam nadzieję, że historia opowiedziana w tym tomie będzie użyteczna dla innych, oferując świeżą perspektywę, niezbędną we właściwym podejściu do tematu. Po pierwsze wierzę, że tomy te umożliwią angielskojęzycznemu czytelnikowi skorzystanie z niektórych stosunkowo mało znanych materiałów. Po drugie, podjąłem szczególne wysiłki, aby opisać całą wojnę, z jej kampaniami pobocznymi (Włochy, Księstwo Warszawskie, Węgry, etc.) tak gruntownie, jak to było możliwe, mając na uwadze ograniczenia objętościowe książki. Napoleon, arcyksiążę Karol, cesarz Franciszek i władcy innych zaangażowanych państw z pewnością uwzględniali te „mniej ważne” teatry działań wojennych, planując wówczas swoją strategię i politykę. Niestety rozmiary książki nie pozwalają na szczegółowe opisanie niektórych rejonów konfliktu, takich jak walki w Tyrolu czy powstanie w Niemczech i muszę odesłać czytelników do mojej książki „With Eagles to Glory”, gdzie zawarte są szczegóły tych działań.
Ci, którzy uważnie czytali dwie pierwsze tomy z pewnością zauważą, że praca ta jest skierowana do szeregu odbiorców. Pierwszym z nich jest środowisko naukowe. Jak wspomniano wyżej, mam nadzieję, że owo studium posłuży za bazę lub probierz dla innych, badających ten jakże bogaty okres historii. Dla czytelnika zainteresowanego wysiłkami Stadiona, mającymi na celu zreformowanie państwa Habsburgów, francuską polityką krajową, wielorakimi przemianami zachodzącymi w Niemczech, czy popularnymi obrazami i doświadczeniami walki, wojna roku 1809 stanowi niezbędne tło, jeśli nie istotny składnik analizy tego okresu. Ponadto w szerszych ramach globalnej historii wojskowości, konflikt ten stanowi punkt zwrotny w przebiegu działań militarnych Francji czasów Napoleona i, w oczach jednego z uczonych, reprezentuje pierwszą na świecie „nowoczesną wojnę”, podczas gdy inny opisuje ją jako pierwszą „wojnę totalną”1. Drugą większą grupę stanowią ci, których określamy luźno „zainteresowaną publiką”: entuzjaści, którzy są „amatorami” w sensie pracy poza uczelniami i mimo braków w formalnym wykształceniu historycznym, są często skwapliwymi badaczami i bystrymi obserwatorami, zainteresowanymi szczegółami i dokładnością danych2. Należy mieć nadzieję, że znajdą oni tutaj materiał, z którego skorzystają w trakcie realizacji swoich celów. Ponadto należy podkreślić związek między obiema grupami. Z jednej strony „zainteresowana publika” dąży do poznania perspektyw i głębi prac historyków, piszących w „nie tradycyjny” sposób (tzw. „nową historię wojskowości”) w tematach, które wykraczają poza to studium. Starałem się zasugerować w przypisach odnośniki do dalszych prac w przynajmniej niektórych tematach. Jednocześnie wojna ta oferuje środowisku badawczemu koherentny zbiór danych, na którym można oprzeć dalsze badania. Poświęciłem dużo czasu pobocznym kampaniom i przeznaczyłem sporo miejsca na schematy organizacyjne, nie tylko dlatego, że same w sobie są interesujące (przynajmniej dla mnie) i stanowią relatywnie nieodkryte rejony, lecz także dlatego, że dostarczają one kluczowych danych dla poznania działań różnych przeciwników w tym konflikcie. Zamiast po prostu stwierdzić, że „Napoleon zabezpieczył swoje skrzydła” lub że posłał tyle i tyle tysięcy ludzi pod Wagram, ważne jest, by zrozumieć „jak” i „jakimi siłami” cesarz zabezpieczył skrzydła i jakie „inne” siły były dostępne, lecz nie wykorzystano ich w żadnej bitwie lub wypadzie. Można myśleć o tym, jako o „dystrybucji środków”. Innymi słowy, dowódcy i monarchowie mieli określone środki i zasoby do dyspozycji i to, jak ich użyli, dawało im pogląd na sytuację, priorytety, możliwości i ograniczenia. Gruntowne badanie schematów organizacyjnych umożliwia nam zatem nie tylko dostęp do danych liczbowych wojsk, ich jakości i organizacji w danej bitwie, lecz także gwarantuje nam uzyskanie szerszego, strategicznego punktu widzenia dowódcy, czy sytuacji monarchy, malując całościowy obraz wszystkich dostępnych sił i tego, jak je rozdzielił, aby osiągnąć zamierzony cel3. Wagram stanowi znakomity przykład tego fenomenu, kiedy to Napoleon podjął ryzyko na wszystkich pozostałych frontach, aby użyć każdego możliwego bagnetu i szabli, skupiając je na głównym celu: austriackiej Hauptarmee.
Praca ta jest więc punktem wyjścia, źródłem; nie może – nawet w trzech tomach! – opisać wszystkich wymiarów tego złożonego konfliktu i wiele pracy należy zostawić innym, aby mogli rozszerzyć nasze horyzonty i umożliwić nam zgłębienie tego istotnego konfliktu epoki napoleońskiej. Istnieje jeszcze sporo mało zbadanych aspektów wojny roku 1809. Należy do nich zaliczyć Landwehrę (historia operacji i organizacji, motywacja, wpływ socjologiczny, ekonomiczny i polityczny, popularne wyobrażenia, etc.)4, dobrą, współczesną biografię cesarza Franciszka, rolę Rosji (wliczając w to relacje cara z jego generałami), politykę dynastyczną domu Habsburgów i wiele innych. W międzyczasie wyrażam nadzieję, że czytelnik będzie odczuwał przyjemność z lektury tego studium, tak samo jak ja, kiedy je przygotowywałem i nie mogę doczekać się czytelników w archiwach, kiedy eksploracja tego rozstrzygającego roku będzie kontynuowana.
Jest prawie pewne, że wkrótce wezwę Cię,
by zakończyć to wszystko w jednej, wielkiej bitwie.
Cesarz Napoleon do marszałka Davouta, 23 czerwca 1809 roku1
Zmagania wojenne w dolinie Dunaju, będącej głównym teatrem działań wojennych, można podzielić na trzy fazy, przedzielone jedną, długą pauzą. Pierwszy tom opisywał początkową kampanię tej wojny: austriacką inwazję na Bawarię w kwietniu 1809 roku oraz jej szybkie odparcie przez Napoleona przybywającego z Paryża i przejmującego dowodzenie nad rozproszonymi siłami sprzymierzonych. Głównym tematem drugiego tomu jest druga faza, czyli francuska ofensywa w głąb Austrii, której kulminacją stała się krwawa bitwa pod Aspern-Essling. W tej części została również opisana austriacka inwazja na Włochy, dokonana siłami arcyksięcia Jana oraz jego odwrót i energiczny pościg prowadzony przez pasierba Napoleona, wicekróla Eugeniusza.
Doszliśmy więc do trzeciej fazy zmagań nad Dunajem. Mamy koniec maja 1809 roku i trwa właśnie sześciotygodniowa pauza, w trakcie której obie strony oceniają swoje dokonania spod Aspern oraz decydują o kolejnych posunięciach. Owa pauza daje nam okazję do cofnięcia się w czasie do kwietnia, abyśmy mogli zapoznać się z działaniami wojennymi na innych teatrach szerokiego spektrum zmagań tegoż konfliktu. Mimo iż owe zmagania były drugorzędne w swoim znaczeniu dla kampanii nad Dunajem, były istotne dla Napoleona i habsburskich przywódców, podejmujących decyzje strategiczne, dyplomatyczne oraz logistyczne. Pierwszy teatr z nich, Polska, miał kluczowe znaczenie dla austriackich kalkulacji polityczno-wojskowych, gdyż był to obszar, gdzie Austria mogła osiągnąć szybkie zwycięstwo i nakłonić lub zmusić Prusy do wzięcia udziału w wojnie. Na nim także wysoce dwuznaczną rolę odegra Rosja, nieodwracalnie nadwyrężając sojusz z Francją, wywołując jednocześnie duże zaniepokojenie na dworze austriackim. Pod koniec maja udamy się również na Węgry, gdzie Eugeniusz, po skierowaniu na wschód swojej Armii Włoch odnajdzie i zneutralizuje siły arcyksięcia Jana w bitwie nad Rabą, która stoczona zostanie w rocznicę bitwy pod Marengo. Dalmacja, Chorwacja i Styria stanowić będą trzeci obszar, strategicznie ważne dla obu stron południowe skrzydło. Powracając do wydarzeń kwietniowych opowiemy o nieudanej inwazji austriackiej na Dalmację, późniejszym marszu Francuzów przez Chorwację oraz czerwcowych zmaganiach o stolicę Styrii – Graz. Mimo, iż Tyrol nie do końca należy do południowego teatru działań wojennych, będzie również tematem tego rozdziału, z uwagi na jego ścisłe powiązanie ze Styrią oraz wydarzeniami w tym regionie.
Na koniec powrócimy nad Dunaj w owe ciepłe, przyjemne dni końca czerwca 1809 roku. Wtedy to zostały położone podwaliny dalszej strategii Francuzów i Austriaków. Napoleon skupił całość swej porażającej energii na przeprowadzenie drugiej próby przeprawy przez wielką rzekę, podczas gdy Austriacy nieskończenie roztrząsali w długich, bezowocnych debatach nad dalszym kierunkiem swoich posunięć. Biorąc sprawy w swoje ręce, Napoleon uderzył 4 lipca przez Dunaj w grzmiących burzą ciemnościach, bliskich w swojej wymowie słynnej „nocy Makbeta2”. Atak ten stanowił uwerturę do bitwy pod Wagram, starcia o epickich proporcjach. Jedynie Bitwa Narodów pod Lipskiem w październiku 1813 roku, przewyższała ją swoją skalą i rozmiarami. Francuzi zwyciężyli, lecz była to wygrana, która nie wystarczyła do natychmiastowego zakończenia wojny. Napoleon musiał więc ścigać arcyksięcia Karola aż do finałowej konfrontacji w pobliżu średniowiecznego miasta Znojmo na Morawach. To tu właśnie dzika furia walki oraz przebiegła dyplomacja splotą swoje ścieżki pośród grzmotów kolejnej gwałtownej burzy, przynosząc rozejm, który skierował obu adwersarzy na drogę pokoju.
Finałowy etap wojny nad Dunajem, od Wagram do Znojma, stanowi trzon tego tomu. Otaczać go jednak będzie gros mniejszych zmagań, lecz równie ważnych ze strategicznego punktu widzenia. Od Morza Północnego do Adriatyku, od jednej z największych operacji inwazyjnych Anglii do beznadziejnie nierozważnych działań niemieckich patriotów oraz okrutnej partyzantki wśród pięknych dolin Tyrolu, akcje te będą stanowić kontekst rozgrywającej się w centrum wydarzeń kampanii. Oto jest więc historia ostatniego etapu wojny roku 1809: tytaniczna bitwa, zaskakujący rozejm, surowy pokój oraz niezliczona ilość mniejszych walk w szczytowym punkcie cesarskiej kariery Napoleona. Od tego momentu jego gwiazda zaczęła blednąć, podczas gdy jego wrogowie będą rośli w siłę, najpierw osobno, a następnie, mimo dzielących ich różnic, jednocząc się krok za krokiem.
W początkowej fazie planowania kampanii roku 1809 przez Austriaków, Polska była drugim co do ważności teatrem działań wojennych1. Po tym, jak w marcu przyjęto, że Włochy będą miały większe znaczenie, Polska spadła na trzecie miejsce, pozostała jednak kluczowym elementem austriackiej strategii, zarówno z wojskowego, jak i politycznego punktu widzenia. Od strony militarnej, wojska Habsburgów miały „ruszyć przeważającymi siłami na Warszawę”, wyłączając Polaków z dalszego etapu wojny, likwidując tym samym potencjalne zagrożenie dla strategicznych tyłów Austriaków, a następnie dołączyć do Hauptarmee w środkowych Niemczech2. Politycznie, Wiedeń miał nadzieje na kupienie udziału Prus w konflikcie, poprzez zaoferowanie królowi Fryderykowi Wilhelmowi III zajętego terytorium Polski, wraz z Warszawą. Łudzono się również, że austriacka inwazja wypędzi polskie oddziały na terytorium Prus, prowokując konfrontację i zmuszając chwiejnego pruskiego monarchę do sprzymierzenia się z Austrią3. Część terytorium Polski mogła zostać również zaoferowana carowi Rosji za cenę nieangażowania się tej ostatniej w działania wojenne. Ponadto zdecydowana wygrana austriacka mogła stłumić powstańcze zapędy niezadowolonych Polaków, zamieszkujących ziemie austriackiej Galicji. Mając te cele na myśli, Karol podkreślał w instrukcjach do GdK arcyksięcia Ferdynanda Karla Josefa d’Este, dowódcy VII Korpusu, jak ważna jest szybkość, zaskoczenie oraz wywarcie wrażenia na „opinii publicznej”. Martwiąc się najwyraźniej, że Ferdynand osłabi swoje siły detaszując niepotrzebnie zbyt wiele oddziałów, wódz naczelny zalecał trzymanie ich razem i prowadzenie operacji „z taką siłą, żeby nic nie było w stanie im się oprzeć; należy wyzyskiwać każde niepowodzenie przeciwnika i nie można mu pozostawić ani chwili na wytchnienie, dopóki Wasza Miłość nie przekona się o jego nieszkodliwości”4. Słowa te, pisane w dniu 28 marca, brzmią dość ironicznie, biorąc pod uwagę niemoc Hauptarmme widoczną dokładnie w tych samych elementach w trakcie jej działań w Bawarii.
Ferdynanda, którego rodzinę wygnano z Włoch, paliło poczucie niesprawiedliwości i jako gorący zwolennik wojny z Francją zyskał sobie przydomek „surmy wojennej” za swoją zdecydowanie prowojenną postawę5. W kwietniu 1809 roku zbliżał się do wieku dwudziestu ośmiu lat, a w działaniach wojennych uczestniczył w roku 1799 i 1800 w czasie kampanii w Niemczech, które to działania prowadził ze zmiennym szczęściem, wliczając w to katastrofę pod Hohenlinden. W 1805 roku, świeżo mianowany do stopnia GdK, był nominalnym dowódcą armii habsburskiej, która zaatakowała Bawarię, lecz udało mu się uniknąć hańby wzięcia do niewoli, kiedy to uciekł do Czech przed poddaniem się twierdzy w Ulm. W późniejszym czasie zwyciężył Wredego w serii mniejszych starć w pobliżu Igławy6. Jako osoba młoda, ambitna i pewna siebie, jego pragnienie zdobycia chwały wojennej mogło być, jak sugeruje Pelet, dodatkowo pobudzane poczuciem winy, wywołanym ucieczką z Ulm (zasłużonym lub nie)7. Pewnym jest, że Ferdynand postrzegał Polaków jako przeciwników gorszej jakości, którzy zostaną łatwo pokonani, spoglądał więc dalej w przyszłość, kiedy to mógłby ruszyć ze swoim korpusem na zachód, celem zmierzenia się z „prawdziwym” wrogiem na głównym teatrze działań operacyjnych8. VII Korpus, liczący 24 040 bagnetów i 5750 szabel, miał strukturę podobną jak korpusy Hauptarmee, lecz z uwagi na niezależny charakter misji i otwarty teren, w którym przyszło mu działać, posiadał dwa razy więcej lekkiej kawalerii (cztery pułki kawalerii zamiast dwóch) oraz niewielką kawalerię rezerwową, którą tworzyły dwa pułki kirasjerów9. Korpusowi przydzielono także 94 działa, z których 76 było dostępnych w momencie rozpoczęcia wojny. Ogólnie rzecz biorąc, VII Korpus przeważał nad oddziałami polskimi doświadczeniem i wyszkoleniem, lecz w niektórych pułkach piechoty znajdowała się duża liczba rekrutów, a kilka z nich tworzyli niemal w całości Polacy z Galicji10. Ludzie ci nie uznawali władzy Habsburgów i otwarcie wyrażali swoją wolę odzyskania niepodległości, podobnie jak ich rodacy w Księstwie Warszawskim. Ich nieposłuszeństwo oraz antyaustriackie nastawienie wymagało dodatkowej czujności ze strony dowódców jednostek i w wielu wypadkach doprowadziło do poważnych problemów z dezercją. Oprócz sił Ferdynanda w polu, od 7600 do 8000 ludzi miało bronić austriackiej części Galicji na tyłach armii. Te niewielkie siły, dowodzone przez FML księcia Friedricha Carla Wilhelma Hohenlohe-Ingelfingen, tworzyły praktycznie w całości wojska zakładowe – rekruci, którzy dopiero uczyli się poprawnie posługiwać karabinem oraz manewrować w formacji. Reszta oddziałów drugiego rzutu (dziesięć batalionów Landwehry) stanowiła garnizon Krakowa, który był główną bazą zaopatrzeniową i twierdzą, strzegącą wejścia na Morawy.
Mimo, iż Austriacy posiadali przewagę w wyszkoleniu, doświadczeniu i liczebności, VII Korpusowi brakowało pociągów mostowych11. Okazało się to poważnym utrudnieniem na obszarze zdominowanym przez Wisłę oraz inne liczne cieki wodne. Biorąc pod uwagę, że Sandomierz był jedynym ufortyfikowanym miastem między Krakowem a Warszawą posiadającym most, „roztropność nakazywała mu [Ferdynandowi] przejąć kontrolę nad Wisłą”, jak zauważył polski kapitan Roman Sołtyk w swojej historii wojny12. Bezpieczne miejsce przeprawy z ufortyfikowanym przyczółkiem po obu brzegach rzeki mogło być skonstruowane przed wojną (aczkolwiek pachniało to prowokacją), jako „dźwignia dla jego operacji”, umożliwiająca VII Korpusowi operowanie z łatwością zarówno na wschód, jak i na zachód od Wisły13. Zamiast tego Ferdynand, z braku sprzętu do forsowania rzek, został ograniczony w swoich działaniach do zachodniego (lewego) brzegu i kiedy pierwsze ruchy nie przyniosły decydującego rezultatu, mógł polegać jedynie na odpowiednio przygotowanych i chronionych przeprawach. Dla ówczesnych działań kluczowy był również trójkąt tworzony przez fortyfikacje Modlina, Serocka i Pragi. Późniejszy obserwator nazwał je „strategicznym rdzeniem” Księstwa miejscem, gdzie Polacy mogli rekrutować, szkolić i w razie potrzeby odzyskiwać zdolność bojową będąc relatywnie bezpieczni14. Sołtyk zauważył, że Ferdynand nie posiadał sprzętu oblężniczego, który umożliwiłby arcyksięciu zniszczenie lub zneutralizowanie tych i innych (jak np. Toruń) kluczowych miejsc, lecz tego typu wyposażenie stało w sprzeczności z potrzebą szybkiego prowadzenia operacji15. Ponadto, ponieważ Ferdynand nie przewidywał poważniejszego oporu ze strony Polaków, nie traktował tego problemu zbyt poważnie. W praktyce austriacki arcyksiążę bazował na przypuszczeniu, że Prusacy wkrótce dołączą do działań wojennych i oczyszczą z resztek wojsk polskich tereny Księstwa, podczas gdy VII Korpus pomaszeruje na zachód. Przeświadczenie o nieuchronności pruskiej interwencji po stronie Austrii było częściowo inspirowane stałą wymianą korespondencji z pułkownikiem hrabią Götzenem, przedwojennym gubernatorem Śląska. W umyśle arcyksięcia to przeświadczenie najwyraźniej zmieniło się w pewność; w nadchodzących tygodniach owa iluzja będzie kierować jego poczynaniami16.
Po drugiej stronie granicy, polska armia, dowodzona przez generała dywizji księcia Józefa Poniatowskiego, była gorsza od wojsk austriackich niemal w każdym aspekcie. Szczególnie uderzająca była różnica liczbowa. Podczas gdy Ferdynand dowodził 29 800 żołnierzami i posiadał na początku zmagań 76 dział (potem ich liczba zwiększyła się do 94), Poniatowski dysponował jedynie 14 200 ludźmi i 41 działami. Liczba ta uwzględnia mały kontyngent wojsk saskich, który po wybuchu wojny otrzymał rozkaz do powrotu na terytorium Saksonii. Poza Sasami, była to w większości kompletnie nowa armia, której żołnierze uczestniczyli jedynie w ostatniej fazie kampanii 1806 i 1807 roku. Ponadto armia ta była w trakcie poważnej reorganizacji, kiedy to tworzono trzecie bataliony dla każdego pułku piechoty i ulegała zmiana liczebność kompanii z 95 do 140 żołnierzy, co miało odzwierciedlać francuską strukturę organizacyjną. Oprócz małej armii polowej, wojska polskie w dużej części stanowiły garnizony Gdańska, Szczecina i Kostrzyna, co pozbawiło Poniatowskiego trzech pułków piechoty (5., 10. i 11.) oraz 4. pułku strzelców konnych. Kilka z tych jednostek, wraz z tysiącami ochotników i rekrutów, uczestniczyło wcześniej w zmaganiach w Polsce, a żołnierze 4. pułku strzelców konnych brali udział w działaniach przeciwko powstańcom niemieckim. Ponadto trzy pułki piechoty Księstwa (4., 7. i 9.), stanowiące czwartą część piechoty całej armii, były zaangażowane w Hiszpanii. Kiedy Austriacy przekroczyli granicę Księstwa, Poniatowskiemu pozostało w rejonie Warszawy zaledwie pięć pułków piechoty, pięć pułków kawalerii oraz kontyngent saski, składający się z dwóch batalionów piechoty i dwóch szwadronów huzarów. Jedyne wsparcie w najbliższym sąsiedztwie stanowił 12. pułk piechoty w Toruniu, lecz nie stanowiło to wystarczającej rekompensaty za mające powrócić na własne terytorium wojska saskie. Polskie dowództwo liczyło jednak na czynnik narodowego entuzjazmu zwiększający siłę i odporność wojsk. Polscy przywódcy inspirowani wizją ogólnonarodowego wyzwolenia, mieli nadzieję na wzniecenie powstania na terytorium Habsburgów, opór ludności przeciwko austriackiej inwazji oraz wystawienie dużej ilości nowych formacji wojskowych, kiedy tylko rozpocznie się kampania.
W przeciwieństwie do niższych szarż, wielu polskich generałów i wyższych oficerów posiadało znaczące doświadczenie bojowe, które zdobyli w czasie wojen pod sztandarami francuskimi w bitwach z Rosją oraz Prusami, począwszy od 1790 roku. Dwóch najbardziej zaufanych, doświadczonych i znanych – generała dywizji Jana Henryka Dąbrowskiego oraz generała dywizji Józefa Zajączka, dzieliła jednak wzajemna nienawiść i Poniatowski nie miał z nich większego pożytku. „Te i inne intrygi oraz podejrzenia na najwyższym szczeblu armii niwelowały doświadczenie, które owi ludzie i ich podwładni zdobywali przez lata, tworząc rysy, przyczyniające się do spotęgowania problemów armii”17. Ponadto książę, liczący sobie 46 lat, był synem austriackiego generała i sam służył jako oficer w armii habsburskiej przez wiele lat. Poniatowski był odważny, opanowany oraz posiadał zmysł do prowadzenia działań lekkiej kawalerii. Jednocześnie dbał o wzbogacanie swojej wiedzy w zakresie rzemiosła wojennego, lecz jego życie prywatne narażało go na insynuacje odnośnie lojalności oraz skrywanych sympatii proaustriackich. Ferdynand z pewnością spodziewał się, że będzie można wykorzystać powiązania księcia z Habsburgami18. Po odejściu ze służby w wojsku austriackim Poniatowski został, mniej lub bardziej na przekór własnej woli, dowódcą dużych sił polskich w latach 1792 i 1794. Nie zabłysnął, więc jego wojskowe kompetencje również stały pod znakiem zapytania, lecz kiedy w 1807 roku powstało Księstwo Warszawskie Napoleon mianował go ministrem wojny i de facto dowódcą armii19. Wszystkie te czynniki stawiały Poniatowskiego przed trudnymi wyzwaniami w trakcie obrony przed inwazją arcyksięcia Ferdynanda. Na szczęście dla niego Polakom nie brakowało oddania sprawie i krajowi. Owe nastroje nie musiały trwać wieczne i wpływały na nie porażki, lecz patriotyzm oraz zapał miały stanowić silną podwalinę przyszłych zwycięstw, jeśli tylko armia mogłaby pochwalić się względnymi sukcesami podczas pierwszych walk.
W roku 1808 armia została zorganizowana w trzy dywizje, dowodzone przez Poniatowskiego, Dąbrowskiego i Zajączka. Tak to wyglądało w teorii. W rzeczywistości wydzielenie oddziałów do Hiszpanii, garnizonów Gdańska i pruskich twierdz uczyniło strukturę dywizyjną niepotrzebną, a w trakcie wojny negatywne relacje Poniatowskiego z oboma generałami mogłyby wywołać tarcia, frustrację oraz zamieszanie. Dlatego też armia funkcjonowała jako pojedynczy twór pod rozkazami Poniatowskiego, a Dąbrowski i Zajączek odgrywali tam jedynie niewielką rolę. Wkrótce książę odesłał ich obu celem organizowania nowych jednostek na zapleczu, z dala od siebie i sił głównych. W ten sposób przejął bezpośrednią kontrolę nad armią polową wraz z grupą energicznych, zdolnych generałów brygady pełniących rolę podwładnych.
Zadanie armii było stosunkowo jasne. Napoleon, wierząc że zagrożenie ze strony Rosji zniechęci Austrię do inwazji na terytorium polskie, uważał początkowo, że „Księstwo Warszawskie nie jest zagrożone”20. W konsekwencji Poniatowski miał po prostu skoncentrować swoje wojska, osłaniać Warszawę, wzniecać bunty Polaków za granicą i po wybuchu wojny być w gotowości do wkroczenia na terytorium Galicji. Zamiary Napoleona jasno wskazywały wizję strategiczną. Skupiony na głównym teatrze działań wojennych cesarz starał się wykorzystać każdy czynnik, mogący wzmocnić siły w dolinie Dunaju, osłabiając jednocześnie wojska jego bezpośredniego przeciwnika. Dlatego też w pierwszej kolejności Polacy mieli „stanowić dywersję i zmusić przeciwnika do utrzymywania dużych sił w Galicji”, najdłużej jak się dało z dala od głównego frontu zmagań. Większa część sił polskich mogła jednak przemieścić się do Saksonii, jeśli Rosjanie trzymaliby Austriaków w szachu tak, jak oczekiwał tego Napoleon21. Wyznaczone zadania podkreślały uniemożliwienie odniesienia przez Austriaków poważniejszych sukcesów i zaistnienia armii polskiej, jako realnej siły22.
Poniatowski miał jednak bardziej ambitny plan. Jako żarliwy patriota dysponujący dużym doświadczeniem wojskowym zinterpretował i zrealizował dyrektywy Napoleona w oparciu o dogłębne zrozumienie roli strategicznej Księstwa w nadchodzącej wojnie i niezachwianej wierze w „zalety ofensywy”. Mimo iż błędnie założył, że habsburscy dowódcy ograniczą się jedynie do obrony Galicji miał świadomość, że poważny atak austriacki osłabi zdolności Księstwa Warszawskiego do wsparcia armii i zagrozi istnieniu polskiej racji stanu. Dlatego też już od 4 lutego 1809 roku proponował przeprowadzenie ofensywy w Galicji dla osiągnięcia dwóch celów strategicznych. Po pierwsze widział on inwazję jako „najlepszy środek… do obrony Warszawy”, gdyż wytrącał w ten sposób inicjatywę z rąk Austriaków i trzymał ich z dala od serca Księstwa. Po drugie, przenosząc wojnę na terytorium nieprzyjaciela mógł wykorzystać „przywiązanie Galicjan do sprawy francuskiej i jej narodu”, zmobilizować nowe oddziały i wesprzeć swoje siły zasobami znajdującymi się na terytorium nieprzyjaciela23. Z politycznego punktu widzenia książę miał również nadzieję na to, że wejście do Galicji umożliwi późniejsze wcielenie jej do terytorium Księstwa. Świetnie pasujące do intencji francuskiego cesarza propozycje Poniatowskiego, stanowiły dobrze przemyślane podwaliny dla operacji wojsk polskich w trakcie mającej się rozpocząć kampanii.
MARSZ FERDYNANDA NA WARSZAWĘ
Tej wiosny pogoda w Polsce była równie surowa jak w Bawarii: „zimną i dżdżystą kwietniową pogodę przeplatały opady śniegu”, według słów saskiego huzara, „drogi były grząskie, gdyż na przemian zamarzały, topniały, nasiąkały deszczem i śniegiem przez wiele dni”. Otoczone złą sławą drogi i szlaki regionu „były zupełnie kiepskie”, zanotował Pelet – spowalniając wszystko, a w połączeniu z marną pogodą pogłębiały niedolę przemoczonych do szpiku kości żołnierzy obu armii. „Ostry wiatr sypał płatkami śniegu w nasze twarze, więc nie mogliśmy dostrzec co mamy przed sobą, podczas gdy konie musiały brnąć w błocie sięgającym im po kolana”24.
Zgodnie z instrukcjami nakazującymi mu trzymać korpus razem i w zgodzie z własnym pragnieniem pomaszerowania do Niemiec tak szybko, jak to tylko możliwe, plan Ferdynanda zakładał zebranie głównych sił VII Korpusu w wiosce Odrzywół, jedenaście kilometrów na południe od Pilicy, w oczekiwaniu na rozpoczęcie działań wojennych szybkim uderzeniem przez Nowe Miasto na Warszawę. W tym samym czasie detaszowana brygada generała majora Johanna von Branovaczky’ego miała przed dołączeniem do korpusu zająć lub zablokować małą twierdzę w Częstochowie, znajdującą się dalej na południowym zachodzie25. Wszystkie te działania miały mieć miejsce na zachód od Wisły. Na wschodnim brzegu pozostały jedynie dwa szwadrony huzarów pułku Kaiser, pod wodzą majora Friedricha hrabiego von Hoditza, mające obserwować działania Polaków. Najwyraźniej zarówno Karol, jak i Ferdynand nie widzieli powodu, aby utrzymywać większe siły na drugim brzegu rzeki26. Ferdynand miał rozpocząć ofensywę tego samego dnia co reszta sił habsburskich (10 kwietnia), lecz złe warunki pogodowe w połączeniu ze słabej jakości drogami opóźniły koncentrację korpusu. Kiedy ostatnie jednostki dotarły wreszcie do zalanych wodą biwaków wokół Odrzywołu w dniu 13 kwietnia, Ferdynand był już o trzy dni opóźniony w stosunku do planu. Ludzie byli wyczerpani, a Ferdynand czuł, że nie ma innego wyboru, jak wyznaczyć 14 kwietnia dniem odpoczynku. Pisząc tej nocy do Karola wyjaśniał przyczyny opóźnienia, lecz tryskał optymizmem: „po animuszu wypełniającym szeregi korpusu mogę wnioskować, iż cała operacja zakończy się wielkim sukcesem”27.
Następnego ranka korpus przekroczył Pilicę w Nowym Mieście i zmierzał do Białej z siłami głównymi, podczas gdy trzy szwadrony szwoleżerów pułku Kaiser osłaniały skrzydła korpusu, a rotmistrz Anton Szilly ruszył w kierunku Wisły wzdłuż północnego brzegu Pilicy ze szwadronem huzarów pułku Palatinal28. Branovaczky, który był również opóźniony, posłusznie pomaszerował 14 kwietnia na Częstochowę, podczas gdy huzarzy pułku Szekler, którzy nadal oczekiwali na swoje dwa szwadrony, najwyraźniej pozostali w Krakowie. Ferdynand postrzegał Warszawę jako swój początkowy cel ataku, lecz nie wiedząc nic o rozmieszczeniu sił polskich i ich zamiarach obawiał się, że Polacy oraz ich sascy sojusznicy wycofają się na zachód w kierunku Saksonii, kiedy tylko dowiedzą się o nadejściu sił austriackich. Dlatego też oś marszu wojsk austriackich biegła nieco na zachód, aby uniemożliwić Polakom ucieczkę29. Arcyksiążę i jego sztab nie przewidywali większego oporu i wydawało się im, że patrole austriackie napotkają polskie linie obronne gdzież wzdłuż Bzury30. Po wydaniu bezowocnej proklamacji do polskiej ludności (obietnice przywrócenia poprzedniego porządku mogły jedynie zwiększyć jej opór), Ferdynand i jego żołnierze ruszyli naprzód31.
Polacy zostali zaskoczeni austriacką inwazją. Dysponując świetnym wywiadem Poniatowski był świadom, że Ferdynand zbliża się do granicy i 12 kwietnia raportował, że „ruchy wojsk austriackich w Galicji przybrały bardziej poważny charakter”. Książę założył jednak, że szacunki określające liczebność wojsk Ferdynanda na 30 tysięcy były niczym więcej jak „fanfaronadą i mrzonką”. Oceniając je na poziomie między 15 a 18 tysięcy konkludował, że „korpus ten będzie operował wzdłuż Pilicy bardziej celem obserwowania naszych ruchów, niż prowadzenia operacji ofensywnych na ziemiach Księstwa, o których od dłuższego czasu donoszą plotki”. Niezależnie od swoich przekonań, Poniatowski przedsięwziął pewne kroki ostrożności. Większa część armii biwakowała w stolicy i wokół niej, Pragi/Modlina oraz Serocka, lecz 12 kwietnia książę pchnął oddział wydzielony do Raszyna (3. pułk piechoty wraz z czterema działami), przerzucił do Warszawy dwa bataliony z Serocka i Modlina (odpowiednio I/6. i I/8. pułków piechoty), wezwał z Torunia 12. pułk piechoty oraz przesunął kawalerię bliżej granicy z Austrią. Rankiem 15 kwietnia książę dowiedział się, że Ferdynand wraz z dużymi siłami przekroczył już granicę, więc pospieszył zebrać swoje wojska w Raszynie, około piętnastu kilometrów na południowy wschód od Warszawy. Pobudzany agresywnym instynktem Poniatowski rozważał ruch w stronę przeciwnika, celem zmierzenia się z nim następnego dnia, lecz szef artylerii i zaufany doradca księcia, generał brygady Jean Baptiste Pelletier, wyperswadował mu ten pomysł wskazując, że wiarygodne doniesienia wywiadowcze oceniały liczebność korpusu Ferdynanda na 26 000 do 30 000, czyli dwukrotnie większą liczbę, niż siła wojsk polskich i saskich. Dlatego też książę został w Raszynie osłaniając stolicę i oczekując na rozwój wydarzeń32. W międzyczasie Austriacy szli naprzód i wieczorem 16 kwietnia VII Korpus dotarł do Białej. Tam arcyksiążę otrzymał wiadomość od majora Josefa hrabiego Gatterburga, dowodzącego dwoma szwadronami pułku Kaiser, który rozpoznawał teren z lewej strony korpusu. Pisząc z Rawy Gatterburg donosił, że „nieprzyjaciel stanął pod Warszawą i linia Bzury jest w całości nieobsadzona”33. Była to rzeczywiście doskonała wiadomość dla sztabu arcyksięcia. „Niech niebiosa sprawą, żeby oni [Polacy] przyjęli bitwę przed Warszawą”, pisał 17 kwietnia szef sztabu korpusu, pułkownik Franz Brusch von Neuburg, podczas gdy żołnierze austriaccy ruszyli na Tarczyn34. Tego dnia miały też miejsce krótkie utarczki kawaleryjskie, lecz nie doszło do poważniejszych starć. Generał brygady Aleksander Rożniecki, dowodzący polskimi siłami osłonowymi opisał akcję i ducha młodych polskich kawalerzystów: „wydarzyło się niewiele, kilku zabitych, kilku rannych, lecz starcie z przeciwnikiem wywołało nieopisaną radość w naszych szeregach”35. Polacy pozostali jednak nieuchwytni i po zatrzymaniu swojego korpusu na odpoczynek wokół Tarczyna w nocy z 18 na 19 kwietnia, Ferdynand nadal nie miał informacji o miejscu pobytu Poniatowskiego.
Bitwa pod Raszynem (19 kwietnia)36
Książę Poniatowski zebrał swoją małą armię na świetnej pozycji wzdłuż rzeczki Mrowy w Raszynie, około dwudziestu kilometrów na północ od miejsca pobytu sztabu Ferdynanda. Książę zdawał sobie sprawę z przewagi liczebnej przeciwnika, lecz nie brał pod uwagę scenariusza, iż mógłby oddać stolicę Księstwa bez walki. Jednocześnie chciał udowodnić, że Polacy byli gotowi do obrony własnej ziemi. Ponadto decyzja o odwrocie bez walki miałaby demoralizujący wpływ na armię i dałaby jego osobistym rywalom asumpt do oskarżeń o tchórzostwo, niekompetencję i ukryte sympatie proaustriackie. Aby zwiększyć swoje szanse i zminimalizować przewagę przeciwnika, zdecydował się na przyjęcie pozycji defensywnej na Mrowie. Był to niewielki strumień, lecz jego brzegi były mocno bagniste, a ostatnie deszcze uczyniły nizinę niemal nieprzekraczalną dla zwartych formacji wojsk. Na obszarze pola bitwy znajdowały się jedynie trzy mosty, umożliwiające sforsowanie Mrowy bez przeszkód: w Michałowicach, Raszynie i Jaworowej. Drogi do tych mostów prowadziły jednak moczarami i wąskimi nasypami, co powodowało, że mogły być one w łatwy sposób pokryte ogniem karabinowym i działowym ze wzgórz na północ od Mrowy. Same wioski stanowiły świetne punkty umocnione i stanęły w nich polskie siły główne. Prawe skrzydło w Michałowicach zajmował generał brygady Łukasz Biegański (3. pułk piechoty, cztery działa). Po lewej w Jaworowej znajdował się generał brygady Ludwik Kamieniecki (II/1., II/8. pułku piechoty, sześć dział). W centrum wokół Raszyna zajeły pozycje 2. pułk piechoty wraz z piechotą i artylerią kontyngentu saskiego, dowodzone przez generała majora Ludwiga von Dyherrna. Awangarda po wodzą generała brygady Michała Sokolnickiego (I/1., I/6., I/8. pułków piechoty, sześć dział) stanęła w Falentach, za Mrową, a odwód stanowił 1. pułk strzelców konnych, szwadron huzarów saskich oraz pięć dział artylerii konnej, stacjonujące dwa kilometry na północ od Raszyna37. Kolejny szwadron saskich huzarów oraz kompanię wyborczą 5. pułku strzelców konnych (czyli półszwadron), umieszczono na dalekim prawym skrzydle w pobliżu Błonia, podczas gdy II/6. pułku piechoty i dwa działa były w Woli*. Oprócz tego generał brygady Rożniecki rozwinął siły kawalerii, wspieranej przez cztery działa, których celem była osłona głównej pozycji: 3. i 6. pułk ułanów na prawo z wedetami w Nadarzynie; dwa szwadrony 2. pułku ułanów w pobliżu karczmy Wygoda; trzeci szwadron 2. pułku ułanów najwyraźniej na północ od Mrowy (prawdopodobnie na lewym skrzydle). Dawał to razem połączonym siłom sasko–polskim ledwie 9418 piechoty, 3180 kawalerii oraz czterdzieści jeden dział38. Dwa polskie regimenty nie wzięły udziału w bitwie. 5. pułk strzelców konnych był na tyłach w Pradze, wezwany celem osłony dalszego lewego skrzydła Poniatowskiego podczas bitwy, lecz nie wziął udziału w żadnych walkach. Z kolei 12. pułk piechoty (1100 bagnetów) maszerował na południe z Torunia, lecz do Warszawy dotarł dopiero 20 kwietnia.
Ferdynand, mimo wydzielenia sporej ilości oddziałów nadal dysponował znaczącą przewagą liczebną: łącznie posiadał około 23 350 piechoty i kawalerii, wspieranych przez sześćdziesiąt sześć dział. Co ciekawe, obie strony dysponowały niemal równą ilością kawalerii, głównie dzięki detaszowaniu jednostek kawalerii austriackiej i nieobecności huzarów pułku Szekler (3057 austriackiej i 3180 polsko-saskiej). Kiedy rankiem 19 kwietnia wojska arcyksięcia ruszyły z wolna w stronę Warszawy, nie spodziewał się on bitwy, mimo chęci jej stoczenia39. Wczesne raporty zwiadu doniosły mu jednak, że większość sił Poniatowskiego była rozwinięta w Raszynie, więc arcyksiążę posłał generała majora Johanna Freiherr von Mohra wraz z awangardą (pułk Vukassowicz, półtorej szwadronu kawalerii pułku Palatinal oraz batalion pułku 1. Wallach) ukrytą drogą przez lasy z Kotorydza do Janczewic, w nadziei na zaskoczenie i związanie walką Polaków, zanim wykonają oni odwrót40. Brygady piechoty liniowej miały podążać za Mohrem, podczas gdy reszta huzarów pułku Palatinal (pięć i pół szwadronu) oraz ciężka kawaleria, miały wykorzystać lepszej jakości drogę Tarczyn–Raszyn. Wydzielone oddziały z awangardy miały zapewnić osłonę skrzydeł. Po lewej (od Paroli do Nadarzyna) operowały cztery kompanie III/Vukassowicz oraz szwadron huzarów pułku Kaiser, a po prawej (od Szczakowa do Dawidów) batalion graniczarów pułku 2 Wallach. Szwadron pułku Palatinal Szilly’ego miał poruszać się wzdłuż Wisły.
Oddziały Mohra wyruszyły jako pierwsze, opuszczając obozowiska i linię pikiet około godziny 10 rano, poruszając się za patrolami, które były aktywne już od dwóch godzin. Słaba jakość drogi spowodowała, że mocno zdezorganizowana awangarda dotarła do skraju lasów o 1 po południu. W czasie, gdy piechota porządkowała szyki, Mohr nakazał odprzodkować działa przed frontem oddziałów i udał się z kawalerią w kierunku Janczewic. Spostrzegł tam na nizinie przy karczmie, dwa samotnie stojące szwadrony polskich ułanów z 2. pułku, lecz nie znając zamiarów swojego dowódcy ograniczył się jedynie do sporządzenia notatki dla arcyksięcia i zatrzymał w oczekiwaniu na dalsze instrukcje.
Ferdynand znajdował się wraz z kawalerią na głównej drodze w pobliżu Łazów, kiedy otrzymał wiadomość od Mohra. Nadal nie spodziewając się niczego więcej poza starciem z ariergardą Poniatowskiego (Mohr nie wspominał o piechocie), posłał natychmiast w kierunku Janczewic dwa szwadrony huzarów pułku Palatinal oraz postawił w stan gotowości oba pułki kirasjerów41. FML Karl August Freiherr von Schauroth został w Łazach z trzema i pół szwadronami pułku Palatinal oraz baterią artylerii konnej. Obejmując komendę nad czterema kompaniami pułku Vukassowicz oraz szwadronem pułku Kaiser w Parolach, miał osłaniać lewe skrzydło VII Korpusu.
Po przybyciu do Janczewic Ferdynand rozpoczął przygotowania do ataku na polską kawalerię, wzywając naprzód piechotę i artylerię Mohra celem wsparcia (brygada generała majora Karla hrabiego Civilarta zastąpiła awangardę na północnym skraju lasów). Huzarzy, jadąc stępa rozwinięci w dwie linie, zmusili Polaków do odwrotu bez walki, lecz grząski grunt uniemożliwił skuteczny pościg i polscy jeźdźcy umknęli bez strat.
Po zepchnięciu sił osłonowych Poniatowskiego arcyksiążę mógł wreszcie zobaczyć, że stała przed nim całość sił przeciwnika. Dowódca VII Korpusu zdecydował się na atak, bez przeprowadzenia dodatkowego rekonesansu. Ze swojego miejsca dowodzenia niedaleko karczmy Wygoda wydał rozkazy określające jego prosty plan: główny wysiłek miał być skupiony na Jaworowej, gdyż stamtąd prowadziła najkrótsza droga do Warszawy. Trzy i pół szwadronu huzarów pułku Palatinal miało oczyścić drogę do natarcia na polskie lewe skrzydło dla brygady generała Civilarta, wspieranego przez oddziały generała majora Franza Freiherr Pflachera. Piechota Mohra (pułk Vukassowicz) miała wykonać atak wspierający na Falenty, podczas gdy dwa bataliony graniczarów osłaniały prawe skrzydło, a Schauroth lewe. Brygada generała majora Leopolda Freiherr von Trautenberga (oczyszczająca właśnie lasy na południe od Janczewic) oraz ciężka kawaleria miały stanowić odwód42. Była to dość prosta operacja, lecz wszystkie działania wymagały czasu na koordynację, więc kiedy pułk Vukassowicz oraz graniczarzy ruszyli na północ w kierunku swoich celów, była już godzina 3 po południu.
Dwa bataliony pułku Wallach wypełniły wkrótce swoje zadanie, zajmując bez przeszkód Dawidy, celem osłony skrzydła przed nieistniejącym zagrożeniem. Z kolei żołnierze pułku Vukassowicz, uwikłali się w długotrwałe walki w trakcie natarcia na Falenty. Ta wioska, połączona z Raszynem jedynie wąską groblą biegnącą wśród bagien, wystawała z głównej pozycji sił polskich niczym reduta, a ludzie Sokolnickiego spędzili pracowicie poranek fortyfikując ją, demontując ogrodzenia i wywracając wozy celem utworzenia solidnej pozycji. Falenty oraz mały olchowy zagajnik zaraz na południe od wioski powierzono pieczy fizylierów I/8. pułku piechoty oraz wspierającym ich czterem działom; I/1. pułku piechoty stał jako wsparcie zaraz za wioską. Woltyżerowie pierwszego z batalionów przeszli groblę i zajęli pozycję wśród zarośli okalających bagna. Kolejny batalion (I/6. pułku piechoty) oraz dwa działa były trzymane przez Sokolnickiego na zachód od Falent, na drodze do Nadarzyna, z zadaniem osłony prawego skrzydła. Poniatowski, ufając w austriacką powolność, nie spodziewał się poważniejszych starć przed 20 kwietnia i dlatego też pozostawił swojego podwładnego na tak niebezpiecznie wysuniętej pozycji.
Tymczasem po drugiej stronie frontu, na południowym wschodzie, podpułkownik Ludwig Freiherr Gabelkoven, nowy dowódca pułku Vukassowicz, przemaszerował wraz ze swoim regimentem obok stanowiska dowodzenia Ferdynanda i sformował go do uderzenia. Na czele stanęły dwie kompanie III batalionu rozwinięte w tyralierę (reszta batalionu znajdowała się z oddziałem Schaurotha). Wspierał je II batalion, podczas gdy I batalion tworzył odwód. Polska artyleria w Falentach, wzmocniona przez dwa działa będące przy I/6. pułku piechoty oraz podciągnięte szybko z odwodu trzy działa artylerii konnej ostrzeliwała szeregi austriackie, lecz ci ostatni wytrzymali ostrzał i dotarli do lasku olchowego. Przez chwilę zawrzała tam walka wręcz, lecz weterani pułku Vukassowicz wyrzucili w końcu z lasu mniej doświadczone oddziały polskie, które wycofały się w kierunku wioski. Polski batalion zachwiał się, kiedy to z Raszyna galopem nadjechał Poniatowski i poprowadził I/1. pułku piechoty w żywiołowym kontrataku, po którym zagajnik znalazł się z powrotem w polskich rękach. Pułk austriacki odstąpił, lecz jego oficerowie szybko zebrali żołnierzy i rozwinęli regiment w odległości kilkuset kroków na południowy wschód od lasku.
Po krótkiej przerwie w działaniach bojowych Ferdynand zauważył w okolicach Janek, na lewo od jego pozycji, huzarów oraz piechotę małego oddziału Schaurotha. Po tym, jak około 1 po południu odłączył się od sił arcyksięcia, ruszył z Łazów na zachód w stronę lasów w okolicach Dyrdów. Mając za zadanie osłonę lewego skrzydła korpusu, jego ludzie ruszyli przez las w kierunku Wolicy, podążając za polską kawalerią cofającą się na północ. Kiedy Poniatowski wycofał pułki Rożnieckiego z powrotem za Mrowę, aby dołączyły do odwodu, Schauroth skorzystał z okazji, aby ruszyć naprzód do linii Wypędy–Janki, stanowiącej idealną pozycję, mogącą wesprzeć ponowny atak na lasy falenckie. Austriacki generał otrzymał wkrótce od arcyksięcia wiadomość nakazującą podjęcie odpowiednich działań i dwie kompanie III/Vukassowicz ruszyły z zadaniem uderzenia na Polaków z zachodu, podczas gdy reszta pułku miała ponowić atak ze wschodu i południa.
Tym razem Gabelkoven przyjął inną taktykę, posyłając osiem kompanii do lasku (II batalion oraz dwie kompanie III batalionu), a równocześnie I batalion, wspierany przez trzy baterie artylerii, uderzył bezpośrednio na wioskę. Ów połączony atak zakończył się sukcesem. Polacy zaatakowani ze wszystkich stron przez dziesięć kompanii austriackich, mężnie stawili czoła, lecz nie zdołali utrzymać pozycji. Walcząc desperacko w każdym domu i barykadzie, wojska Sokolnickiego utrzymywały pozycję, aby umożliwić wycofanie własnej artylerii, lecz w chwilę później złamały szyki i wycofały się w zamieszaniu w kierunku Raszyna. W ręce Austriaków trafiły haubica oraz działo43. Dochodziła godzina 5 po południu.
W tym czasie zamierzony przez Ferdynanda główny atak napotkał na kłopoty. Trzy i pół szwadronu huzarów pułku Palatinal, które miało oczyścić Jaworową dla nadchodzącej piechoty miało kłopoty z samym tylko podejściem do bagnistej Mrowy. Polska kawaleria (prawdopodobnie dwa szwadrony 2. pułku ułanów), stawiła pierwszy opór zaraz na południe od strumienia. Austriaccy trębacze zagrali sygnał do szarży i huzarzy ruszyli naprzód celem zepchnięcia Polaków, lecz nagle ułani zwinęli szyk w prawo, odsłaniając baterię artylerii, która otworzyła ogień. Huzarzy, brnąc w rozmiękłym gruncie, którego zaniedbali wcześniej rozpoznać, ucierpieli od kartaczy w czasie próby wybrnięcia z trudnej sytuacji. Wielu z nich musiało zejść z koni, aby wyciągnąć je z błota. Kirasjerzy pułku Somariva, próbując zajść Polaków z lewej i wesprzeć swych towarzyszy, również ugrzęźli w zdradzieckim błocie i musieli wycofać się w pośpiechu poza zasięg ognia. Ponowne natarcie miało miejsce dopiero po tym, jak bateria artylerii konnej odprzodkowała się i zmusiła polskie działa do odwrotu za strumień. Ostrożnie wybierając drogę wśród stawów, bagien i ruczajów, kawalerzyści pułku Palatinal dotarli około 4 po południu do strumienia tylko po to, by przekonać się, że Polacy zdemontowali most i zabrali znajdujące się w pobliżu materiały mogące posłużyć do jego odbudowy. Co więcej, właściwe brzegi Mrowy były całkowicie zalane. W związku z tym, że działania kawalerii w takim terenie nie miały sensu, zniecierpliwiony arcyksiążę rozkazał niezwłoczne sforsowanie strumienia piechocie Civilarta. Ograniczeni trudnym terenem i świstającymi zewsząd polskimi kulami, austriaccy piechurzy nie mieli jednak więcej szczęścia niż ich konni kamraci i główny atak wojsk arcyksięcia zmienił się wkrótce w czasochłonne (a ostatecznie bezowocne) poszukiwania materiałów przeprawowych. Ludzie Pflachera, którzy również mieli ruszyć na Jaworową, dotarli zaledwie do łąk na południe od Mrowy. Z uwagi na późną porę dnia, szeroki manewr oskrzydlający przez Dawidy wydawał się więc niewskazany.
W centrum Austriacy wykorzystali swoją przewagę liczebną i parli w kierunku Raszyna, lecz ogień saskiej artylerii zatrzymał ich natarcie, a nagły kontratak oddziałów piechoty Dyherrna trafił w ich lewe skrzydło i odrzucił z powrotem za Mrowę. Skupiony na przerzuceniu żołnierzy Civilarta w Jaworowej arcyksiążę nie był jednak świadom niepowodzenia w Raszynie. Wierzył, że pułk Vukassowicz uzyskał przełamanie i martwił się, że nie będzie miał wsparcia ze strony Civilarta i Pflachera. Mając to na uwadze, arcyksiążę wysłał do Gabelkovena kapitana Rennera ze swojego sztabu z instrukcjami, aby wszczął „pościg” za prawdopodobnie pokonanym polskim centrum. Po dotarciu na miejsce Renner błyskawicznie zorientował się w sytuacji i z własnej inicjatywy rozkazał, aby I/Weidenfeld z brygady Pflachera wsparł pułk Vukassowicz w Raszynie. Atak ponowiono o 7 wieczorem. Po brutalnej walce wręcz wśród zabudowań Raszyna, Polacy ponownie zostali z niego wyparci, a I/Weidenfeld ruszył w zapadającym zmroku celem wypchnięcia oddziałów saskich z lasów na północ od miasta. Starcie zakończyło się krótko przed godziną 9 wieczorem odwrotem Austriaków na pozycje w Raszynie. Polacy utrzymali swoje pozycje na północ od miasta. Batalion pułku Davidowicz, posłany przez arcyksięcia wczesnym wieczorem celem wzmocnienia centrum nie wziął udziału w walkach. Kiedy noc zapadła nad pobojowiskiem, okazało się, że wystarczyła niewielka część VII Korpusu, by dokonać poważnego wyłomu w linii obronnej wojsk księcia Józefa.
O 10 wieczorem Poniatowski zwołał radę wojenną celem zebrania informacji, czy podległe mu siły są w stanie przyjąć kolejną bitwę. Jego niedoświadczone oddziały walczyły dzielnie w swoim pierwszym starciu, lecz poniosły spore straty: około 1400 zabitych, rannych i zaginionych (wliczając 300 ze strony wojsk saskich)44. W czasie, kiedy zwołano radę wojenną prawdopodobnie setki kolejnych błąkało się między Raszynem a Warszawą. Po dniu lub dwóch mogli oni wrócić do szeregów, lecz na razie nie było z nich pożytku. Co gorsza, na radzie Poniatowski dowiedział się, że Dyherrn, związany rozkazami z 15 kwietnia planował powrót wraz ze swoim kontyngentem do Saksonii. Mając to na uwadze oraz straty i wyczerpanie polskiej armii, Poniatowski zdecydował się na odwrót na Warszawę jeszcze tej nocy.
Polacy mogli mówić o szczęściu, że Ferdynand nie był w stanie wykorzystać w ciągu dnia swojej pokaźnej przewagi liczebnej. Jego wojska weszły do akcji spóźnione i, poza działaniami w centrum, działały nieefektywne. Nie było poważniejszej próby oskrzydlenia Polaków lub wywarcia nacisku na flanki. Nie przeprowadzono również pościgu. Dzięki temu arcyksiążę umożliwił swojemu przeciwnikowi wymknięcie się. Żołnierze korpusu od razu dostrzegli, iż przegapiono świetną okazję do zadania potencjalnie śmiertelnej rany wrogowi i wina spoczęła na osobie, która układała plan bitwy, czyli szefie sztabu arcyksięcia, pułkowniku Bruschu45. Oczywiście żadne z tych oskarżeń austriackich nie wpłynęły na bieżącą sytuację Poniatowskiego: książę musiał szybko wycofać się pod osłoną ciemności.
Ku zaskoczeniu tego ostatniego, arcyksiążę Ferdynand dał mu kolejną szansę. Straty austriackie pod Raszynem były znacząco niższe od polskich. Wyniosły one od 400 do 600 ludzi (ponad 250 z nich to straty pułku Vukassowicz), a arcyksiążę nadał miał szansę na złapanie świeżo powstałej armii polskiej w okolicach Warszawy i złamanie jej, zanim mogłaby się zreorganizować. Ferdynand chciał jednak przekazać zdobytą Warszawę Prusakom, uwolnić się od Wisły i pomaszerować do Niemiec na główny teatr działań wojennych. Nie widział zysków w przeprowadzaniu długiego oblężenia czy kosztownego szturmu. Dlatego też zdecydował się przedstawić Poniatowskiemu ofertę, dotyczącą zajęcia Warszawy bez walki, zwiększając w ten sposób tempo swoich operacji za cenę oszczędzenia miasta oraz polskiej armii. Miał również nadzieję, że ta ostentacyjna wielkoduszność zwróci serca Polaków przeciwko Francuzom. Dlatego też Ferdynand rozpoczął negocjacje z Poniatowskim w przedmiocie dalszych losów Warszawy. W czasie dwóch osobistych spotkań, które odbyły się 20 i 21 kwietnia, arcyksiążę i książę Poniatowski wypracowali porozumienie i do 5 po południu 23 kwietnia Polacy ewakuowali stolicę, wyprowadzając żołnierzy, działa, magazyny i wszelkiego rodzaju zapasy. Na podstawie kolejnej umowy obie strony zgodziły się na to, iż austriackie działa nie będą ostrzeliwać przyczółka w Pradze a Polacy nie będą ze swoich fortyfikacji ostrzeliwać Warszawy46. Po wprowadzeniu w życie postanowień umowy, arcyksiążę zajął Warszawę w godzinach wieczornych 23 kwietnia. Wkrótce po tym napisał do króla Prus Fryderyka Wilhelma informując neutralnego monarchę o swoich instrukcjach „zajęcia i przekazania Księstwa Waszej Wysokości jak tylko Wasza Wysokość rozważy zaakceptowanie rekomendacji Jego Wysokości Cesarza Austrii wspólnego wystąpienia przeciwko wspólnemu wrogowi w celu ostatecznego wyzwolenia Europy”47.
To, co wydawało się zwycięstwem arcyksięcia, było w praktyce pustym triumfem. Zajęcie Warszawy dawało kilka atutów, lecz nie miało poważniejszego znaczenia w obliczu ciągłego istnienia polskiej armii. Mimo, iż Dyherrn posłusznie wyruszył do Saksonii Polacy, osłabieni i pobici, lecz nie zniszczeni, cofnęli się do Modlina i Serocka celem reorganizacji. Ferdynand pozwolił na ten ruch. Stracił dzięki temu najlepszą okazję na złamanie oporu swojego przeciwnika, tak jak planował to Karol. Poniatowski, boleśnie odczuwający oddanie stolicy bał się, że „spisał na straty swój honor”, lecz Pelletier zapewnił go, że Austriacy, „unieruchomią większą część swoich sił pozostawiając je w stolicy księstwa”48. Co więcej, mimo porażki pod Raszynem i utraty Warszawy Polacy pozostaną zdeterminowani. Walczyli zawzięcie, zachowali swoje „bezgraniczne zaufanie” do Napoleona oraz lubianego Poniatowskiego i dzięki dobremu przywództwu, szybko odzyskali morale; wkrótce tam powrócą49. Jak zauważył historyk austriacki „sukces pod Raszynem do niczego nie doprowadził”50.
INWAZJA GRZĘŹNIE
Po tym, jak umożliwił ucieczkę polskiej armii i po wstrzymaniu ofensywy przeciwko Pradze, arcyksiążę Ferdynand nie był pewien, co ma robić dalej. Warszawa była w rękach austriackich, lecz tak jak przewidywał generał Pelletier, zdobycie stolicy Księstwa Warszawskiego sparaliżowało działania habsburskie. Arcyksiążę nie mógł porzucić zdobyczy bez poważnych następstw, a z drugiej strony potrzeba jej osłony wiązała dużą część wojsk korpusu. Ponadto arcyksiążę nie mógł ruszyć dalej, zanim nie otrzymał odpowiedzi od pruskiego monarchy na propozycję złożoną w dniu 22 kwietnia. W międzyczasie zorientował się, że otacza go wroga i agresywna ludność. Na przykład oficer kawalerii prowadzący rozpoznanie w kierunku Kalisza raportował, że „nie znalazł niczego, poza jednomyślnym pragnieniem powstania przeciwko Austrii”51. „Lud oraz szlachta są zgodnie nastawieni przeciwko nam”, zanotował oficer sztabu, „widzą w nas wrogów swojego istnienia, więc nienawidzą nas i nie przepuszczą żadnej okazji, aby w nas uderzyć”52. Po przeanalizowaniu dostępnych opcji działania, arcyksiążę zdecydował się przerzucić większą część swojego korpusu na wschodni brzeg Wisły, celem zadania kolejnych strat Polakom. Nakazał więc saperom skonstruowanie mostu w Górze i wydał rozkaz brygadzie awangardy generała majora Mohra przekroczyć rzekę i zlikwidować zagrożenie ze strony Pragi53. Było to działanie wysoce ryzykowne, gdyż brak pociągów mostowych spowodował znaczne opóźnienie w przekraczaniu rzeki i Mohr, dysponując jedynie 5000 żołnierzami i czternastoma działami (pięć batalionów piechoty, sześć szwadronów kawalerii, dwie baterie artylerii) byłby na izolowanej pozycji w obliczu liczniejszych sił polskich54. 22 kwietnia Mohr przerzucił swoją brygadę w łodziach i do 24 kwietnia otoczył Pragę pikietami huzarów oraz pułku 1. Wallach. Pułk Vukassowicz miał wspierać blokadę a 2. Wallach w Radzyminie przyjął rolę łącznika z oddziałem majora von Hoditza55.
Starcie pod Grochowem (25 kwietnia)56
Obecność Mohra na prawym brzegu Wisły spowodowała szybką reakcję Poniatowskiego. W krótkim okresie czasu po bitwie pod Raszynem cofnął on swoje oddziały do Modlina oraz Serocka, podnosząc także morale armii. Po przybyciu uzupełnień marszowych oraz 12. pułku piechoty książę posiadał w tym momencie około 10 400 piechoty w trzynastu batalionach, piętnaście szwadronów kawalerii (3750 szabel) oraz 32 działa zgrupowane w sześciu bateriach57. Po zabraniu połowy tychże sił Poniatowski sformował z nich trzy kolumny szturmowe, przekroczył w nocy z 24 na 25 kwietnia Narew i uderzył na pozycje zajmowane przez Mohra. Polacy nie wiedzieli jednak, czy Austriacy przerzucili przez Wisłę most i nie spodziewali się, że Ferdynand będzie na tyle nieostrożny, pozostawiając za rzeką swój oddział wydzielony bez wsparcia. Kilku polskich generałów, nie mając pewności co do powodzenia tego śmiałego planu, próbowało odwieść księcia od jego realizacji, opierając się na małym doświadczeniu wojsk oraz poniesionej niedawno porażce pod Raszynem58. Zgodnie z ich sugestiami Poniatowski poruszał się ostrożnie marszem ubezpieczonym, traktując ten atak bardziej jak rozpoznanie bojem, niż ofensywę na wielką skalę59.
Prowadzoną przez Sokolnickiego lewą kolumnę tworzyły: 12. pułk piechoty, 2. pułk ułanów, dwie kompanie 2. pułku piechoty oraz dwa działa (około 1800 bagnetów i 750 szabel). Żołnierze mieli za sobą długi marsz z Modlina przez Nowy Dwór, lecz późnym popołudniem 25 kwietnia Sokolnicki uderzył z wigorem na pozycje austriackie. Siły blokujące od wschodu fortyfikacje Pragi tworzyły 1. Wallach, bateria artylerii wspieranej przez dywizjon huzarów oraz trzy działa. Po krótkiej, acz intensywnej walce Polacy odrzucili graniczarów i Sokolnicki dał swoim ludziom chwilę tak potrzebnego im wypoczynku, zanim ruszyli naprzód w kierunku głównej pozycji Mohra w Grochowie, leżącej około kilometr dalej na południe. Polski generał posłał mały oddział wydzielony (szwadron ułanów i kompanię woltyżerów 12. pułku piechoty) celem obejścia Austriaków ze skrzydła, mając nadzieję, że chwilowa przerwa w boju pozwoli na zwielokrotnienie efektu zaskoczenia. Mimo, iż ze strony sił oskrzydlających nie było żadnych informacji, Sokolnicki ruszył wraz ze swoimi ludźmi zaraz po tym, jak złapali oni chwilę oddechu po nocnym marszu i porannych zmaganiach. Mohr, dysponując czterema batalionami piechoty, czterema szwadronami kawalerii oraz dwiema bateriami artylerii posiadał znaczącą przewagę liczebną, szczególnie w artylerii, lecz Sokolnicki zaatakował bez wahania, rozwijając kawalerię z lewej, piechotę z prawej a dwa działa na drodze pośrodku. Pułkownik Jan Weysenhoff, dowódca 12. pułku piechoty, zauważył, że „w walce z liczniejszym przeciwnikiem… jedynym ratunkiem jest zuchwałość”60. Początkowy impet ataku okazał się skuteczny: Polacy odrzucili austriackich huzarów, zdobyli dwa działa i zagrozili pozycjom w samej wiosce, kiedy kontratak III/Vukassowicz przywrócił poprzednie położenie oraz odzyskał utracone działa. Walki trwały ze zmiennym szczęściem do późnych godzin nocnych i żadna ze stron nie zyskała przewagi, a wkrótce ciemność oraz wyczerpanie oddziałów położyły kres zmaganiom. Były one widoczne z Warszawy i jej mieszkańcy (jak również austriaccy oficerowie), licznie zgromadzeni na tarasach widokowych obserwowali działania bojowe. Postępy wojsk polskich, wyraźnie widoczne wraz z przesuwającą się na południe linią walczących wojsk, wzbudziły oczywisty entuzjazm wśród tłumnie zgromadzonych mieszkańców, niwecząc po raz kolejny nadzieje Austriaków na zdobycie poparcia wśród polskiej ludności.
Na wschodzie, kolumna wojsk dowodzona przez pułkownika Juliana Sierawskiego (II/6. pułku piechoty, dwa szwadrony 3. pułku ułanów oraz dwa działa) zajęła Radzymin, po krótkiej porannej walce z 2. Wallach i plutonem huzarów. Po dotarciu z Serocka w pobliże miasta około północy, Sierawski przeprowadził dokładny rekonesans i zaatakował, jak tylko usłyszał odgłosy dział Sokolnickiego. Ogień austriacki odrzucił zbyt pewnych siebie ułanów 3. pułku próbujących pościgu i zmusił ich do bezładnej ucieczki, lecz Polacy utrzymali pozycję w Radzyminie i wkrótce zmusili Austriaków do odwrotu w kierunku Okuniewa. Starcie zakończyło się do godziny 11 przed południem, kiedy to na pole bitwy dotarły odwody, prowadzone przez generała dywizji Dąbrowskiego (5. pułk strzelców konnych i 6. pułk ułanów). Druga kolumna, dowodzona przez generała brygady Michała Ignacego Kamieńskiego (1. pułk strzelców konnych oraz szwadron 3. pułku ułanów) będąca w centrum wojsk polskich, nie wzięła udziału w żadnych walkach, lecz zabiła bądź wzięła do niewoli 183 graniczarów, próbujących przebić się z Radzymina do Okuniewa. Prawdopodobnie ten sam los spotkałby większą ilość żołnierzy pułku 2. Wallach, gdyby nie postawa dwóch huzarów pułku Kaiser, znających okolicę z czasów, kiedy w niej stacjonowali, którzy odprowadzili batalion graniczarów bezpiecznie do własnych linii61.
Walki pod Grochowem i Radzyminem kosztowały Mohra około 400 żołnierzy, w tym zaskakująco wysoką liczbę jeńców oraz zaginionych (238). Straty polskie w zabitych i rannych były najprawdopodobniej porównywalne (150-200)62. Następnego dnia obie strony wycofały się z zajmowanych pozycji. Mohr zebrał huzarów majora von Hoditza i cofnął się z powrotem do Karczewa na wieść, że wojska polskie zbliżają się do Okuniewa, podczas gdy Poniatowski, obawiając się, że spore siły Austriaków mogą czaić się na wschodnim brzegu rzeki i niepewny co do intencji rosyjskich, powrócił nad brzegi Narwi na południe od Serocka63. Dzięki temu Austriacy mogli wyruszyć bez przeszkód, bowiem dalsze działania Polaków mogłyby spowodować zniszczenie brygady Mohra. Materialne zdobycze wypadu Polaków były więc niewielkie, lecz sukces operacji nie ulegał wątpliwości: blokada Pragi była zniesiona, a nieprzyjaciel został zmuszony do odwrotu. Mimo, iż Poniatowski miał przewagę liczebną nad Mohrem w całkowitej ilości wojsk, realnie zaangażowane siły pod Radzyminem były prawie równe, natomiast pod Grochowem Sokolnicki był liczebnie słabszy, szczególnie w ilości posiadanych dział. W tych warunkach i okolicznościach Polacy nie tylko rozstrzygnęli zmagania na swoją korzyść, ale w przypadku Sokolnickiego, dokonali tego na oczach rodaków, obserwujących ich poczynania ze stolicy Księstwa, „podwajając ich zapał w odpowiedzi na wezwanie ojczyzny”64. Zakres tego małego zwycięstwa ograniczyła zrozumiała ostrożność Poniatowskiego, lecz Polacy wykazali się godną podziwu śmiałością na poziomie taktycznym. Wkrótce dokonają tego także na poziomie operacyjnym.
Góra i Galicja
Starcie pod Grochowem uświadomiło Ferdynandowi skalę ryzyka, jakie niosło za sobą pozostawienie Mohra na izolowanej pozycji na drugim brzegu Wisły, lecz było również źródłem inspiracji do przerzucenia reszty korpusu przez rzekę najszybciej, jak to możliwe celem złapania i zniszczenia rosnących w siłę oddziałów Poniatowskiego. 26 kwietnia arcyksiążę posłał do Góry Schaurotha z piechotą Trautenberga i kawalerią generała majora Gabriela Geringera, mówiąc swojemu szefowi saperów (Hüttersthal): „muszę jeszcze raz powtórzyć, że konieczność posiadania mostu na Wiśle koło Góry wzrasta z godziny na godzinę i muszę go mieć za wszelką cenę”65. Brygada Mohra nie mogła pozostawać na tak ryzykownej pozycji, w związku z czym została przerzucona z powrotem na łodziach, bez przeciwdziałań ze strony ostrożnego Poniatowskiego. 29 kwietnia jedynymi Austriakami na drugim brzegu były dwa szwadrony Hoditza w Karczewie i dwa bataliony pułku Baillet z trzema działami w pobliżu Ostrówka naprzeciw Góry. Żołnierzom tym wyznaczono zadanie utworzenia przyczółka na wschodnim brzegu, które okazało się trudne w realizacji z uwagi na piaszczysty grunt. Podobnie powolny był proces budowy mostu. Z braku pociągu mostowego oraz materiałów przeprawowych w okolicy, austriaccy saperzy przekonali się, że przekroczenie 285-metrowej w tym miejscu Wisły jest zadaniem prawie niewykonalnym. Do 3 maja mogli oni jednak zameldować o postępach w pracach, a Ferdynand przesunął większą część swojego korpusu na południe z Warszawy z planem przeprawy w dniu 4 maja.
W Warszawie arcyksiążę pozostawił generała majora von Branovaczky’ego z dwoma pułkami piechoty oraz trzynastoma szwadronami kawalerii. Branovaczky wraz z graniczarami I/1Szekler, pięcioma szwadronami szwoleżerów pułku Kaiser oraz połową swojej baterii 3-funtówek przybył do Nadarzyna 27 kwietnia, maszerując z rejonu oblężonego klasztoru w Częstochowie. Ku rosnącemu zdenerwowaniu arcyksięcia, Branovaczky nie zrealizował misji zajęcia lub efektywnego zablokowania Częstochowy. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Jego brygada przekroczyła granicę 14 kwietnia i dotarła do małej twierdzy 18 kwietnia. Generał szybko doszedł jednak do wniosku, że Częstochowy nie da się zająć nagłym atakiem, a polski dowódca (major Kajetan Stuart, były kapitan artylerii w Legionach) odmówił poddania twierdzy. W obliczu tego problemu Branovaczky nie podjął żadnej poważniejszej próby zajęcia twierdzy, ruszając 20 kwietnia wraz ze swoją brygadą do Warszawy. Następnego dnia, dręczony najprawdopodobniej wyrzutami sumienia, detaszował dwa szwadrony szwoleżerów pułku Kaiser (siłami dowodził podpułkownik Klebelsberg) do Pławna – miejscowości oddalonej o dzień marszu od Częstochowy, celem obserwacji garnizonu twierdzy z odległości trzydziestu kilometrów. Następnie austriacki generał ponowił marsz, zostawiając w Piotrkowie szwadron kawalerii oraz kompanię piechurów (graniczarzy pułku Szekler). Te niemrawe działania nie spowodowały ani neutralizacji Częstochowy, ani wywarcia wpływu na Prusy. Tydzień później, w czasie marszu na Warszawę, Branovaczky otrzymał wiadomość od rozzłoszczonego Ferdynanda. „Nie mogę pochwalić działań przeciwko Częstochowie”, pisał arcyksiążę. „Jest Pan zbyt daleko, żeby móc osiągnąć wyznaczony przeze mnie cel”66. Reagując na gniew swojego dowódcy, Branovaczky posłał pułkownika Johanna Gramonta von Linthala z powrotem do Częstochowy wraz z I/2Szekler, czterema 3-funtówkami i dwiema haubicami, celem otoczenia i, jeśli to możliwe, zdobycia twierdzy67