Hajdamacy - Taras Szewczenko - ebook

Hajdamacy ebook

Taras Szewczenko

4,0

Opis

Hajże, zuchy, Hajdamacy!
Świat wielki do woli,
Lećcie chłopcy, pohulajcie,
Poszukajcie doli.
Syny moje niedorosłe,
Nierozumne dzieci,
Kto was szczerze, sierot biednych,
Przygarnie na świecie?…
Syny moje! orły moje!
Ej, na Ukrainę!
 
Dumka wybitnego ukraińskiego poety, przedstawiająca kulturę hajdamaków.
 
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
 
tłum. Leonard Sowiński
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Liryka Gatunek: Poemat

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 70

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Taras Szewczenko

Hajdamacy

tłum. Leonard Sowiński

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3988-5

Hajdamacy1

Świat stoi, a wszystko i mija, i ginie, 
Lecz o tym, skąd idzie i kędy przepada — 
I dureń, i mądry nie wiedzieć co gada... 
Ten żyje, ów kona... Owo się rozwinie, 
A tamto zwiędnieje, na wieki zwiędnieje — 
I liście pożółkłe gdzieś wicher rozwieje. 
A świat tak i będzie, taki sam wschód słońca, 
I gwiazdy tak samo popłyną bez końca, 
I ty, jak i zwykle, o mój białolicy! 
Po niebios błękitach w noc jasną przelecisz, 
Popatrzysz się w czyste zwierciadło krynicy 
I w morze bez granic — i znowu zaświecisz, 
Jak nad Babilonu wiszącym ogrodem, 
Nad starą mogiłą i biednym jej rodem. 
O wieczny mój! z tobą, sam nie wiem dlaczego, 
Jak z bratem czy siostrą rozmawiam z ochotą 
I dumkę ci śpiewam z natchnienia twojego... 
Ach, radźże mi dzisiaj z tą krwawą tęsknotą! 
Nie jestem samotny, nie jestem sierotą... 
Mam dziatki — a nie wiem, co robić mam z nimi! 
Grzech ukryć je w sobie — te duchy żyjące, 
Bo może to braci pocieszy na ziemi,  
Gdy ujrzą te słowa i łzy te palące, 
Którymi pieśń moja płakała nad nimi... 
O, nie! nie ukryję — wszak to duch żyjący! 
Jak błękit niebieski bez granic widnieje, 
Tak duch bez początku i śmierci istnieje... 
Lecz gdzież to on będzie?... dźwięk przemijający!.. 
Ach! dajcież przynajmniej choć pamięć mi swoją, 
Bo ciężką jest piersi bezsławna mogiła... 
Kochała was ona, o kwiaty wy moje! 
I dolę tę waszą opiewać lubiła... 
Tymczasem do świtu zaśnijcie, me dzieci, 
A ja wam Watażki2 poszukam po świecie. 

*

Hajże, zuchy, Hajdamacy! 
Świat wielki do woli, 
Lećcie chłopcy, pohulajcie, 
Poszukajcie doli. 
Syny moje niedorosłe, 
Nierozumne dzieci, 
Kto was szczerze, sierot biednych, 
Przygarnie na świecie?... 
Syny moje! orły moje! 
Ej, na Ukrainę! 
Choć i licho tam się zdarzy, 
Toć pośród rodziny. 
Tam znajdziecie dusze szczere, 
Zginąć wam nie dadzą; 
A tu... a tu... ciężko, dziatki! 
Kiedy w dom wprowadzą, 
Powitają was ze śmiechem, 
Ten już zwyczaj mają — 
Wszyscy wielcy, drukowani, 
Słońce nawet łają... 
„Nie z tej strony — mówią — wschodzi, 
I nie dobrze świeci,  
Tak by — mówią — należało...” 
Co tu robić, dzieci! 
Trzeba słuchać, któż wie? może  
Nie tak słońce wschodzi — 
Toć piśmienni wyczytali... 
Rozum dziwy płodzi! 
A cóż na was rzekną oni? 
O, znam waszę sławę! 
„Niech, powiedzą, spoczywają 
Póki ojciec wstanie 
I rozpowie po naszemu 
O tym tam hetmanie! 
Co tam kiep ten wygaduje 
Zmarłemi słowami — 
I jakiegoś tam Jaremę 
Prowadzi przed nami, 
Odzianego w świtę3 szarą 
I w łapcie łyczane... 
Ej, na próżno widać w szkole 
Łatano ci boki! 
Po Kozactwie, po Hetmaństwie 
Mogiły wysokie, 
Nic się więcej nie zostało, 
I te — rozkopane. 
Próżna praca, panie bracie! 
Jeśli chcesz mieć grosze 
A w dodatku sławę próżną, 
Śpiewaj nam Matroszę, 
Lub Nataszę, radost’ naszę, 
Sułtàn, parkét, szpory4 — 
Ot gdzie sława!... a on śpiewa 
Hraje synie more5, — 
I sam płacze, za nim szlocha 
Siermiężna gromada...” 
Prawda, prawda; mędrce moi 
Dzięki — i to rada... 
Kożuch ciepły, szkoda tylko, 
Że nie na mnie szyty, 
A rozumne słowo wasze 
Łgarstwami podbite. 
Wybaczajcie — dla słów takich 
Uszu nie ma u mnie. 
Nie zaproszę was do siebie! 
Wy bardzo rozumni, 
A ja dureń; wolę sobie 
W kącie mojej chatki 
Sam zaśpiewać i zapłakać, 
Jak dziecię bez matki. 
Oj, zaśpiewam... — igra morze, 
Wichry powiewają, 
Step czernieje i mogiły 
Z wiatrem rozmawiają. 
Oj, zaśpiewam... — rozwarły się 
Mogiły wysokie, 
Zaporoże6 aż po morze 
Kryje step szeroki, 
Atamani na bachmatach 
Poprzed buńczukami7
Przelatują... a porohy8
Między sitowiami 
Ryczą, jęczą — gniewają się, 
Nucą coś strasznego; 
Przysłucham się, rozżalę się, 
Zapytam którego: 
Czemu, starzy, smutni tacy? 
— „Synu! zła godzina... 
Dniepr się na nas gniewa czegoś, 
Płacze Ukraina!...” 
I ja płaczę... A tymczasem 
Świetnymi pocztami 
Występują atamani, 
Setnicy z popami 
I hetmani... każdy w złocie, 
Chatki mej nie minie... 
Weszli, kupią9 się koło mnie, 
I o Ukrainie 
Rozmawiają, wspominają: 
Jak Sicz10 budowali, 
Jak Kozacy na bajdakach11
Porohy mijali, 
Jak po morzu buszowali, 
Grzali się w Skutarze12 — 
I jak lulki13 zapaliwszy 
W Polsce na pożarze, 
Znów witali Ukrainę, 
Jak bankietowali... 
„Rżnij, kobzarzu14, lej, szynkarzu!” 
Kozacy hukali! 
Dziad nalewa, nie poziewa, 
Nie odpocznie, rwie się, 
Kobzarz uciął, a Kozacy 
Aż Chortyca15 gnie się... 
Metelice i hopaki16
Hurtem odcinają, 
Kufle chodzą i przechodzą, 
Tak i wysychają. 
Hulaj, panie, nie w żupanie, 
Wichrze pośród pola! 
Graj, kobzarzu, lej, szynkarzu, 
Póki wstanie dola, 
W bok się wziąwszy, na przysiadki17
Parobcy z dziadami: 
„Ot tak, chłopcy, dobrze, dziatki! 
Będziecie panami!” 
Atamani wpośród uczty — 
Niby jaka Rada — 
Chodzą sobie, rozmawiają... 
Wielmożna gromada 
Nie wytrzyma — i tupnęła 
Starymi nogami... 
A ja patrzę, wpatruję się, 
I śmieję się łzami. 
Ach, śmieję się, patrzę, zalewam się łzami, — 
Nie jestem sam jeden, jest z kim żyć na świecie; 
Wśród domku mojego, jak w stepie gdzieś przecie, 
Kozacy hulają, gaj szumi drzewami, 
Mogiła śni dumki osnute żałobą, 
I morze gra sine, topola powiewa, 
Cichuteńko dziewczę Hrycia18 sobie śpiewa, 
Nie jestem sam jeden, — jest żyć z kim do grobu. 
Ot, gdzie dobro moje, grosze 
I sława poczciwa; 
A za radę dziękuję wam, 
Bo rada zdradliwa. 
Póki życia — poprzestanę 
Na martwym tym słowie, 
By wylewać łzy i smutek... 
Bywajcie mi zdrowi! 
Czas mi w drogę już wyprawiać 
Dziatki serca mego. 
Niech ruszają! może znajdą 
Kozaka starego, 
Co powita syny swoje 
Sędziwymi łzami — 
Dość mi tego, raz więc jeszcze: 
Pan ja nad panami! 

*

Tak to siedząc w końcu stoła, 
Myślę po kolei; 
Kogo prosić, kto powiedzie?... 
Na dworze już dnieje, 
Zagasł księżyc, słońce świeci, 
Hajdamacy wstali, 
Pomodlili się, odziali, — 
Naokoło stali — 
I posępnie, jak sieroty, 
Milcząc spoglądali. 
„Pobłogosław, mówią, ojcze — 
Pokąd silne dzieci; 
Pobłogosław szukać doli 
Po szerokim świecie...” 
— Poczekajcie, świat nie chata, 
A wy — małe dzieci, 
Głupie jeszcze... Któż na czele 
W świat was poprowadzi? 
Gdzie watażka? Kto obroni? 
Kto w biedzie poradzi? 
Jam was chował, wyhodował, 
Wzrośliście jak dęby... 
W świat idziecie, a tam każdy 
Na książkach zjadł zęby. 
Wybaczajcie, żem nie uczył: 
Bo i mnie choć bili, 
Dobrze bili, lecz niewiele 
Czego nauczyli! 
............................. 
............................. 
Cóż wam rzekną? — chodźmy, dzieci, 
Biedna moja głowa! 
Ach, jest u mnie ojciec szczery, 
Chociaż nie rodzony, 
Da on mi poradę dla was, 
Bo sam doświadczony: 
Wie, jak ciężko żyć na świecie 
Sierocie biednemu. 
Nie pogardził on tym słowem, 
Co śpiewała jemu 
Matka niegdyś, spowijając 
I nucąc dziecinie; 
Nie pogardził on tym słowem 
Co o Ukrainie 
Lirnik ślepy tak żałośnie 
Śpiewa gdzieś przy płocie! 
On je kocha — on najprędzej 
Poradzi sierocie. 
Gdyby nie on mi dopomógł 
O strasznej godzinie, 
Już bym dawno leżał w śniegu 
Gdzieś w obcej krainie — 
A ludzie by powiedzieli: 
„Dobrze łajdaczynie!” 
Przeszło licho, niech się nie śni, 
Chodźmyż więc do niego; 
A jeżeli w obcym kraju, 
Wspomógł mnie biednego, 
Toć was także przyjmie szczerze 
Jak własną dziecinę; 
A od niego, po modlitwie 
Dalej w Ukrainę... 
Hej, dobry dzień tacie w chacie! 
U twojego progu, 
Pobłogosław dziatki moje 
Przed daleką drogą. 
Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Introdukcja

Była niegdyś szlachetczyzna, 
Wszystko butne pany, 
Wojowała Moskwę, Niemce, 
Ordę i Sułtany19... 
Ej, co było — to już nie jest. 
Wszystko w bożej mocy! 
Lach bywało nas zadziera, 
Hula w dzień i w nocy, 
I królami poniewiera... 
Nie mówię Stefanem: 
Bo ci obaj niezwyczajni 
Ze zwycięskim Janem, — 
A innymi. Nieboracy 
Milczkiem panowali, 
Wrzały sejmy i sejmiki 
Sąsiedzi czekali, 
Spoglądając, jak królowie 
Z Polski uciekają, 
I słuchając, jak panowie 
Szalenie hukają: 
„Nie pozwalam! nie pozwalam!” 
Bracia repetują, 
A magnaty palą chaty, 
Szablice hartują. 
Długo, długo tak się działo, 
Aż na tron Piastowski 
Skoczył figlem ponad Lachy 
Żwawy Poniatowski. 
Zapanowawszy, myślał szlachtę 
Przydusić trochę... Nic z tego! 
Pragnął ich dobra po ojcowsku, 
A może jeszcze chciał czego. 
Jedyne słowo nie pozwalam
Myślał, że wydrzeć im zdoła, 
A potem... Polska wybuchnęła, 
Szlachta zawzięła się... woła: 
„Słowo honoru! Próżna praca! 
Pohaniec! Moskiewski sługa!” 
Na okrzyk Puławskiego, Paca, 
Szlachta odbiega od pługa, 
I — razem sto konfederacji. 
Rozbiegły się kupy zbrojne 
Po Polsce, Wołyniu, 
Po Multanach i po Litwie 
I po Ukrainie. 
Rozbiegli się, zapomnieli 
Swobodę ocalać, 
Zwąchali się z Żydziskami 
I dalej podpalać. 
Podpalali, mordowali, 
Cerkwi nie szczędzili... 
A tymczasem Hajdamacy 
Noże poświęcili20. 

Hałajda

„Jaremo! hersz tu21? Chamie, świnio! 
A idź, kobyłę z dworu weź, 
Patynki22 podaj gospodyni, 
Ta23 zamieć izbę, wody wnieś, 
Do lochu24 zajrzyj, jeść daj krowie, 
Posyp indykom, gęsiom daj, 
Tylko nie zaśnij gdzie tam w rowie, 
A narąb drew i sieczki skraj! 
A prędzej, chamie!... do Olszany 
Jejmości czegoś dzisiaj trza...” 
Jarema mruknął coś, znękany, 
Żydzisko wrzasło: „Cicho! sza!” 
I Kozak nic nie odpowiedział. 
Oj, tak to, tak, spadł Kozak nisko, 
Poniewierało go Żydzisko. 
Jarema giął się, bo nie wiedział, 
Nie wiedział sierota, że skrzydła urosły, 
Że gdyby podleciał, wysoko by wzniosły, 
Nie wiedział — i giął się... 
O Boże mój, Boże! 
Tak ciężko, na świecie, a jednak żyć chce się, 
I chce się ze słońcem popatrzyć wokoło, 
I chce się posłuchać jak sine gra morze, 
Jak płacze mogiła, topola powiewa, 
Jak ptaszę szczebiocze, jak szumi liść w lesie, 
Jak dziewczę żałośnie gdzieś w gaju zaśpiewa... 
O Boże mój miły, jak żyć też wesoło! 
Jarema — sierota, sam jeden, ubogi, 
Ni siostry, ni brata, zamęcza się, trudzi; 
Popychacz żydowski, zalega ich progi; 
A nie klnie swej doli, nie szemrze na ludzi. 
Bo za cóż ich łajać? Alboż oni wiedzą 
Kogo pieścić trzeba, a kogo katować? 
Niech sobie ucztują! Niech piją i jedzą... 
Im dola — sierota sam musi pracować; 
Czasami gdzieś w kątku cichutko zapłacze, 
I to nie dlatego, że serce mu25 boli, 
A wspomni co niebądź, albo co zobaczy... 
I znowu do pracy... trza żyć po niewoli! 
Przecz26 ojciec i matka i złote komnaty, 
Jeżeli brak serca, by z sercem pogwarzyć? 
Jarema — sierota, lecz jakże bogaty, 
Bo jest z kim zapłakać, bo jest z kim pomarzyć! 
Są czarne oczęta — jak gwiazdki mu tleją, 
Są białe rączęta — w objęciu aż mdleją, 
Jest serce jedyne, serduszko dziewicze, 
Co śmieje się, płacze, jak on sobie życzy. 
Ot, taki to mój Jarema, 
Sierota bogaty, 
I ja takim, czarnobrewki27, 
Bywałem przed laty... 
Przeminęło, uleciało, 
I ślady zawiało. 
Pierś zamiera, kiedy wspomnę... 
Czemuż nie zostało?... 
Czemu nie zostało, czemu nie potrwało? 
Lżej byłoby jęknąć i zalać się łzami. 
Ludzie mi odjęli, bo im było mało: 
„Na co jemu dola? Podzielmy się sami, 
On i tak bogaty....” 
O! bogaty w łaty 
I w drobne łzy krwawe — któż otrzeć je zechce? 
Dolo moja, gdzie ty? Wróć się do mej chaty, 
Albo choć się przyśnij... i spać mi się nie chce. 
Wybaczajcie ludzie dobrzy! 
Trochę zabłądziłem: 
O przeklęte dni me czarne 
Myślą zawadziłem. 
Może jeszcze spotkamy się, 
Póki nie przepadnę, 
Za Jaremą w świat się wlokąc, 
A może... nie zgadnę. 
Oj, źle ludzie, wszędzie bieda, 
Za nic nie ma wziąć się; 
Kędy, mówią, chyli dola 
Tędy trza i giąć się, — 
Giąć się milczkiem i ze śmiechem, 
Żeby nie poznali, 
Co się w głębi serca dzieje, — 
Żeby nie witali, 
Bo ich łaska... kto szczęśliwy, 
Niech ujrzy ją we śnie, 
A sierocie, ubogiemu, 
Niech się nigdy nie śni! 
Ciężko mówić, a zamilczeć — 
Nie w mojej naturze. 
Lejcie się więc słowa łzawe: 
Słonko gdzieś tam w chmurze, 
Nie ogrzeje, nie osuszy... 
Podzielę się łzami... 
Lecz nie z braćmi, nie z siostrami — 
Z niemymi ścianami, 
W obcym kraju... A tymczasem  
Spójrzmy na karczmisko. 
Pochylony koło łóżka 
Trzęsie się Żydzisko 
Nad kagankiem: worki liczy, 
Bestyja przeklęta! 
A na łóżku... ach, aż słabo!. 
Bialutkie rączęta 
Rozrzuciła, odkryła się... 
Jak kwiatek na błoniu 
Czerwienieje; a koszulka... 
Koszulka na łonie 
Rozerwana... samej, jednej, 
Gorąco w pierzynie; 
Biedna szepcze, — gwarzyć chce się 
Młodziutkiej dziewczynie. 
Śliczna, śliczna niewymownie 
Dziewka Izraelska! 
Oto córka! a to ojciec — 
Kieszenia diabelska! 
Chajka stara leży dalej, 
Cała w stosach pierza. 
Gdzież Jarema? Wziąwszy torbę, 
Do Olszany zmierza. 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

Konfederaci28

„Hej, odmykaj, podły Żydzie! 
Będziesz bity...” — „W to mu graj! 
Drzwi wywalić póki wyjdzie 
Psisko stare!” 
Żyd — „Aj waj! 
Zaraz, zaraz!” 
— „Nahajami