Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kim jest filantrop?
Co obecnie oznacza filantropia i jakie są jej cele?
Czy warto być filantropem we współczesnym świecie?
Jak kreować kulturę filantropii?
Jak zachęcać do działań filantropijnych?
Jak pomagać?
Czy w XXI wieku jest jeszcze miejsce na filantropię?
Publikacja stanowi próbę przedstawienia historii filantropii i działań filantropijnych podejmowanych na Ziemi Biłgorajskiej od XVII wieku po czasy współczesne. Zaproszeni goście oraz autorzy omawiają zróżnicowane obszary życia społeczno-kulturalnego i przybliżają sylwetki filantropów, którzy rozpowszechniali ideę bezinteresownego udzielania pomocy osobom potrzebującym. 278 stron emocji, wspomnień, faktów, osób, wydarzeń i refleksji. 19 rozdziałów. 14 autorów.
1. Filantropia – idea, praca, powołanie
Ewa Solska, Janusz Solski
2. Jak budować kulturę dzielenia się
Małgorzata Mazur-Łukasiak, Paweł Łukasiak
3. Historie czytelników – Stanisław Blacha – bezinteresowny fundator
Anna Kozdra
4. Józef Pieczonka – filantrop z czasów PRL-u
Piotr Flor
5. Filantropia z punktu widzenia behawiorysty zwierząt
Andrzej Kłosiński
6. Stanisław Pojasek – ikona bilgorajskiej służby zdrowia
Piotr Flor
7. Działalność dobroczynna ordynatów Ordynacji Zamojskiej
Urszula Kolman
8. Kiedy kończy się PR i promocja firmy, a zaczyna filantropia
Mariusz Całka
9. Bezinteresowna służba bliźnim – Biłgorajski Oddział PCK
Piotr Flor
10. Biłgorajskie ponad podziałami, czyli Dzień Jesiennego Liścia
Gabriela Figura
11. Dobroczynność w czasie II wojny światowej
Dorota Skakuj
12. Filantropia Żydów biłgorajskich
Piotr Flor
13. Józef Sokołowski – społecznik, muzyk, etnograf
Piotr Kupczak
14. Stefan Knapp – malarz i filantrop
Andrzej Czacharowski
15. Działalność charytatywna zakonu franciszkańskiego i Kościoła
Piotr Flor
16. Hermann Gmeiner – twórca idei czy filantrop
Adam Balicki
17. Filantropia w rozwoju turystyki w rejonie Biłgoraja
Andrzej Czacharowski
18. Janusz Palikot – ponadprzeciętna inteligencja i aktywność społeczna
Elżbieta Sokołowska
19. Irena Gadaj – nieustająca pasja pomagania innym, szacunek i partnerskie relacje
Elżbieta Sokołowska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 289
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ewa Solska, Janusz Solski
Filantropia − idea, praca i powołanie
Niełatwo tak pomagać ludziom, aby realnie zmienić ich sytuację. Zmiana jest jednak głównym celem filantropii, skoro jej sens polega na poprawie życia poszczególnych osób przez zaaranżowanie zmiany w społeczeństwie. Zmiany, która stworzy warunki dla konkretnych reform, mających odzwierciedlenie w konkretnych decyzjach politycznych.
Potocznie filantropię postrzega się jako dobroczynność, jako finansowanie działalności pomocowej, czyli okazjonalne wsparcie materialne. Encyklopedyczne definicje, które odwołują się do etymologii słowa (gr. φιλανθρωπία, philanthrōpia – „umiłowanie ludzkości”; φιλάνθρωποςphilánthrōpos – „miłujący ludzkość”), określają filantropię jako działalność osób lub instytucji polegającą na bezinteresownym i regularnym udzielaniu pomocy potrzebującym. Obecna praktyka wskazuje na znacznie szerszy zakres znaczeniowy tego słowa, dlatego warto zacząć od jego określenia.
Filantropia to system prywatnych inicjatyw generujących zysk na rzecz dobra publicznego, koncentrujących się na poprawie jakości życia. Od XIX wieku to nauka, edukacja, infrastruktura i technologia stanowią priorytet w filantropii. Dowodzi to, że filantropia jest ważnym zapleczem nie tylko zmiany społecznej, lecz także wpływów politycznych.
Filantropia jest ideą czerpiącą inspirację ze świeckich koncepcji humanitaryzmu i humanizmu, co odróżnia ją od religijnych nakazów pomagania chorym, ubogim, pokrzywdzonym – chrześcijańskiej charytatywności, cedaki obecnej w judaizmie czy muzułmańskiego zakatu. Koncentruje się na postępie w nauce, na rozwoju edukacji i kultury, w tym – na podtrzymywaniu kultur lokalnych, budowaniu infrastruktury, wspieraniu firm start-upowych i nowych gałęzi przemysłu. Dlatego poza tradycyjną funkcją ukierunkowanej pomocy w rozwiązywaniu problemów społecznych filantropia realizuje również zadania kojarzone z przedsięwzięciami biznesowymi: kształtowaniem dobrego wizerunku przedsiębiorstwa, kreowaniem rynków konsumenckich i budowaniem zaufania.
W XIX wieku w naszym kręgu kulturowym działali tzw. społecznicy, kojarzeni z warstwą inteligencką. Byli to ludzie pracujący społecznie bez względu na wynagrodzenie – działali w imię tego, co nazywa się solidaryzmem. Dziś można stwierdzić, że to oni położyli podwaliny pod nowoczesną filantropię. W obecnych czasach zastępują ich z jednej strony organizacje pozarządowe (stowarzyszenia i fundacje), a z drugiej – potentaci korporacyjni dbający o markę (którzy szczególną uwagę przywiązują do rzeczywistej skuteczności działań dobroczynnych). Tę strategię określa się mianem efektywnego altruizmu.
Swoistym systemem filantropii naszych czasów jest też finansowanie społecznościowe (ang. crowdfunding) – organizowanie zbiórek pieniężnych na realizację różnego rodzaju przedsięwzięć za pośrednictwem nowych technologii komunikacyjnych (przede wszystkim internetu): od sfinansowania drogiego leczenia przez pomoc ofiarom wojennym i odbudowę zniszczonych obiektów po projekty naukowe i artystyczne.
Filantropia tworzy szerokie możliwości, czasem wbrew niektórym interesom biznesowo-politycznym wyższego szczebla, ale dopóki nastawiona jest na skuteczne rozwiązywanie problemów, zaczynając od rozpoznania przyczyn i nie kończąc na doraźnym łagodzeniu skutków, lecz koncentrując się na długotrwałym efekcie tworzenia warunków dla poprawy, znajduje społeczne poparcie, zaufanie i chęć współpracy. To właśnie stanowi jeden z głównych czynników rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Współczesnym rodzajem filantropii jest także angel investing – inwestycje doświadczonych przedsiębiorców w przedsięwzięcia start-upowe, głównie w inicjatywy łączące działalność gospodarczą z wpływem społecznym, które niekiedy polegają na instrumentach bezzwrotnych (darowiznach, dotacjach, grantach) i wsparciu doradczym, co wraz z korzyściami dochodowymi (za objęcie części ich udziałów) powinno tworzyć warunki dla zmiany – społecznej i środowiskowej.
Jednym z czynników rozwoju filantropii jest również zasada oddolności. Filantropia jest zarazem i czynnikiem, i efektem oddolnego, subsydiarnego działania na szczeblu samorządowym, a tym samym wzmacniania społeczeństwa obywatelskiego.
Pojawia się tu charakterystyczny neologizm: „filantropokapitalizm”. Jest to filantropia, w której tworzy się modele biznesowe zorientowane na zysk, ale też zgodne z ideą „działania dla dobra ludzkości”. Tego typu spółki inwestycyjne pomagają opracowywać i realizować programy edukacyjne mające na celu zwiększenie poziomu zatrudnienia i kreowanie nowych rynków, ponieważ dobre wyniki społeczne w tym obszarze z czasem przynoszą zysk inwestorowi. Dlatego filantropia postrzegana jest też jako współczesne narzędzie utrzymywania wzrostu gospodarczego na bazie teorii kapitału ludzkiego i – z punktu widzenia skutecznego altruizmu – nastawienie na rozwiązywanie problemów, co wymaga adekwatnego rozpoznania sytuacji, czyli społecznej potrzeby. W tym wypadku mówi się o racjonalnym eksperymentowaniu, co ma sens w obliczu pytań, przed którymi zazwyczaj staje filantropijny inwestor: „Granty powinny być przeznaczone na edukację, naukę czy sztukę? Skierowane do lokalnej społeczności czy pilnie potrzebujących pomocy za granicą?”, „Wesprzeć kosztowne leczenie chorego czy infrastrukturę medyczną, a tym samym jawnie wpływać na porządek publiczny?”.
Część odpowiedzi znajduje się we współczesnej definicji filantropii jako systemie prywatnych inicjatyw generujących zysk na rzecz dobra publicznego, koncentrujących się na poprawie jakości życia. Łączy się więc, zgodnie z duchem racjonalności naszych czasów, tradycję humanistyczną z aspektami biznesowymi i politycznymi. Już od XIX wieku to nauka, edukacja, infrastruktura i technologia stanowią priorytet w filantropii; dowodzi to, że filantropia jest ważnym zapleczem nie tylko zmiany społecznej, lecz także wpływów politycznych.
Filantrolokalizm – promowanie idei samopomocy i dobrego sąsiedztwa, która idzie w parze z pielęgnowaniem poczucia przynależności do miejsca i lokalnego środowiska.
Filantropia to w pewnej mierze narzędzie władzy w społeczeństwach demokratycznych. Smithsonian Institution czy Lowell Institute powstały po to, żeby wspierać postęp naukowy; Andrew Carnegie i John D. Rockefeller za pośrednictwem fundacji chcieli perspektywicznie zarządzać kapitałem. Coraz większa liczba podobnych instytucji prowadzi do profesjonalizacji działań filantropijnych (zwłaszcza kiedy państwo wdraża politykę przywilejów i ulg podatkowych, a globalizujący się rynek sprzyja rozwojowi partnerstwa publiczno-prywatnego). Powstaje sektor non profit, który jest jedną z głównych części współczesnych, rozwiniętych gospodarek, a filantropia będzie stanowić filar liberalno-demokratycznego społeczeństwa. Rządy korzystają z niego nie tylko w polityce wewnętrznej, lecz także zagranicznej (w wypadku mocarstw sektor ten jest narzędziem utrwalania strefy wpływów).
Tego typu obrazowanie filantropii odczytane być może jako tendencyjne „odczarowywanie”, ale ma przecież swoje racje. Tak działa nasz świat. Lecz prawdą jest też, że pomocowe fundacje, lokalne, powstają wtedy, kiedy społeczeństwo nie może polegać na centralnym rządzie w rozwiązywaniu lokalnych problemów. Tutaj tworzy się zaczyn subsydiarności. Na danym szczeblu działania społecznego organizujemy i wspieramy instytucje realizujące projekty i przedsięwzięcia, z których wszyscy korzystamy, takie jak: biblioteki, muzea, stypendia, sprzęt medyczny, badania naukowe, infrastruktura. Filantropia stwarza szerokie możliwości – czasem wbrew niektórym interesom biznesowo-politycznym wyższego szczebla – ale dopóki jest nastawiona na skuteczne rozwiązywanie problemów, zaczynając od rozpoznania przyczyn i nie kończąc na doraźnym łagodzeniu skutków, lecz koncentrując się na długotrwałym efekcie tworzenia warunków dla poprawy, znajduje społeczne poparcie, zaufanie i chęć współpracy. To właśnie stanowi jeden z głównych czynników rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Co robić, żeby zmienić społeczne postawy, przekonania i uprzedzenia? Jak skutecznie dążyć do rozbicia długofalowych, instytucjonalnych polityk, które ukształtowały podziały społeczne? Czy rozumiesz historyczne czynniki leżące u podstaw nierówności? Czy organizacje, które wspierasz, nie utrwalają tego problemu przez doraźne łagodzenie skutków? W jaki sposób możesz budować i wdrażać strategię zmian zakorzenionych w sprawiedliwości? Czy wspierasz tych, którzy kształtują świadomość społeczną i budują zaangażowanie obywatelskie wokół reform zorientowanych na systemowe ramy sprawiedliwości? Czy w imię sprawiedliwości jesteś gotowy ponieść koszty zmiany?
I na odwrót: jednym z czynników rozwoju filantropii jest zasada oddolności. W społeczeństwach obywatelskich filantropii nie rezerwuje się dla gigantów finansowych (choć taki pogląd jeszcze sto lat temu mogła usprawiedliwiać tradycja arystokratycznego mecenatu i centralistycznej organizacji władzy w państwie); obecnie ten model osłabia renesans lokalizmu, którego czynnikiem wydaje się być właśnie działalność filantropijna podmiotów społeczności lokalnej. Filantropia jest więc zarazem i czynnikiem, i efektem oddolnego, subsydiarnego działania na szczeblu samorządowym, a tym samym wzmacniania społeczeństwa obywatelskiego, którego się nie buduje, zaczynając od dachu. Znów charakterystyczny neologizm: „filantrolokalizm” przywoływany przy okazji promocji idei samopomocy i dobrego sąsiedztwa, która idzie w parze z pielęgnowaniem poczucia przynależności do miejsca i lokalnego środowiska.
Lokalni fundatorzy rozumieją lokalne różnice – to jeden z pewników oddolnej filantropii. Gdyby darczyńców zainteresowanych budowaniem społeczeństwa obywatelskiego zapytać o to, na czym bazuje „silna społeczność”, odpowiedzieliby, że na szerokim angażowaniu się ludzi w działanie tam, gdzie dorastali, gdzie znają swoich sąsiadów i gdzie kultywują swoiste elementy, które wyróżniają ich społeczność. Jeżeli tworzysz fundację, która profesjonalnie i sukcesywnie organizuje społeczne wsparcie i sponsorskimi dotacjami zarządza ze świadomością, że na tym bazuje społeczeństwo obywatelskie, powinieneś mieć w miarę pełny obraz tego, jakie są społeczności, w których działasz. Fundacje lokalne są bardziej skuteczne niż organizacje pomocowe na szczeblu centralnym, bo szybciej i mądrzej mogą reagować na problemy lokalne.
Na szczeblu lokalnym widać wyraźnie, że filantropia to know-how budowania zaufania społecznego – oto argument na rzecz zaangażowania w działalność filantropijną w polskim kontekście. Zaufanie się buduje, zapraszając innych do udziału – od wolontariatu i stażu po członkostwo w zarządzie i radzie organizacji. „Friendraising” to kolejny neologizm, który oznacza pozyskiwanie przyjaciół, partnerów, współpracowników za pośrednictwem działalności pomocowej. Jest on ważny w odniesieniu do fundacji w perspektywie rozszerzania zakresu działalności (na przykład w stronę inwestowania w start-upy i wczesne innowacje). Staramy się wspierać wynalazki, które dzięki poprawie życia ludzi będą miały w przyszłości wpływ społeczny. Ale nasze wsparcie dla innowacji na wczesnym etapie nie powiedzie się bez sieci zaufania, którą tworzą nasi stypendyści, beneficjenci oraz regularni darczyńcy i partnerzy. Wiadomo, że inicjatywy innowacyjne potrzebują wsparcia przede wszystkim na wczesnym etapie, kiedy z punktu widzenia inwestycji rządowych, samorządu i większych podmiotów na rynku stanowią największe ryzyko. Kapitał filantropijny i społeczny może pomóc w skalowaniu realizacji obiecujących projektów, przy czym wspólnicy odpowiedzialni za finansowanie zarówno na wyższym, jak i niższym szczeblu ponoszą też wspólną odpowiedzialność za zarządzanie powiązanym ryzykiem.
Na jakie zmiany jesteś gotowy?
De facto fundacje uczą się wraz ze swoimi stypendystami, jak najlepiej pomagać wynalazczym przedsiębiorcom. Żeby budować potencjał instytucjonalny, potrzeba – poza wizjonerskimi pomysłami, utalentowanymi liderami, ekipą wykonawców i reklamą – wsparcia strategicznego. Wymaga to stosunkowo niewielkich nakładów finansowych – we właściwym czasie – i nazywa się wynajdowaniem ekosystemu sponsorów i obmyślaniem wpływu, czyli strategii działań, które wprowadzą dobrą zmianę społeczną, a jednocześnie będą odpowiedzialne za środowisko i w krótkim czasie samowystarczalne finansowo. Innymi słowami chodzi o tworzenie i wspieranie bardziej dynamicznego zaplecza finansowego i partnerskiego dla nowych wynalazków przez działanie i produkty, które naprawdę wpływają na życie ludzi. To wspieranie ma być skoncentrowane na problemach do rozwiązania. Rozszerza się w ten sposób ekosystem przedsiębiorstw, których praca na rzecz dobra publicznego zostaje wpleciona w naszą lokalną tkankę społeczną – oto otwarta droga do zrównoważonego rozwoju, czyli kolejnego filaru społeczeństwa obywatelskiego.
Tutaj wyraźnie pojawiają się kontekst globalnego dziś problemu nierówności społecznych i koncepcja przesuwania filantropii z działań charytatywnych/dobroczynności na realizację zasady sprawiedliwości społecznej. „Filantropia jest rzeczą chwalebną, ale nie może powodować, że filantrop przeocza okoliczności i przyczyny niesprawiedliwości, które sprawiają, że filantropia jest konieczna” – to stwierdzenie Martina Luthera Kinga znaczy tyle, że filantropi i ich doradcy, którzy często nazywają siebie orędownikami równości, muszą pracować nad instytucjonalnym przejściem od ram działania, które uzasadniają w kategoriach dobroczynności, do działania budującego ramy społecznej sprawiedliwości. Te ostatnie zaś sięgają do długotrwałych przyczyn nierówności zakorzenionych społecznie, kulturowo oraz instytucjonalnie.
Działalność charytatywna łagodzi poczucie winy dzisiejszych potentatów, ale nie wywołuje refleksji ani nad genezą, ani nad tak trwałym utrzymywaniem trendu zwiększania nierówności. Co robić, żeby zmienić społeczne postawy, przekonania, uprzedzenia i wynikającą z nich politykę rządzących? Jak skutecznie dążyć do rozbicia długofalowych, celowych, instytucjonalnych polityk, które ukształtowały podziały społeczne?
Publiczne uznanie nie jest głównym powodem, dla którego ludzie angażują się w działalność filantropijną. Niektórzy chcą wywrzeć pozytywny wpływ na świat i – nawet jeżeli nie lubią przynależeć – lubią współdziałać, tym bardziej gdy ich działanie zmienia coś na lepsze.
Filantropi muszą przeanalizować zarówno strategię, taktykę, jak i wkład oraz rezultaty swoich wysiłków, mając na względzie sprawiedliwość społeczną. Trzeba więc postawić sobie kilka pytań: „Czy rozumiesz historyczne czynniki leżące u podstaw nierówności?”, „Czy organizacje, które wspierasz, nie utrwalają tego problemu przez doraźne łagodzenie skutków?”, „W jaki sposób możemy pomóc w budowaniu i wdrażaniu strategii zmian zakorzenionych w sprawiedliwości?”, „Czy wspieramy tych, którzy kształtują świadomość społeczną i budują zaangażowanie obywatelskie wokół reform zorientowanych na systemowe ramy sprawiedliwości?”. Wreszcie: „Czy w imię sprawiedliwości jesteś gotowy ponieść koszty zmiany?”. Powtórzmy: dobroczynność jest chwalebna, a sprawiedliwość – przemieniająca. Na jakie zmiany jesteśmy gotowi?
Warto przypomnieć kilka zasad, które pomogą unikać błędów na drodze ku zmianom w imię sprawiedliwości.
Jedną z nich jest „płot Chestertona” (Chesterton’s Fence): „Nie zdejmuj ogrodzenia, dopóki nie masz pewności, że wiesz, dlaczego zostało ono postawione”. Angielski pisarz Gilbert K. Chesterton sformułował ją w 1929 roku w książce The Thing. Zasada mówi, że nie należy przeprowadzać reform, dopóki nie zrozumie się ich uzasadnienia.
Korzyść z filantropii to satysfakcja wynikająca ze współpracy z innymi i realizacja celów, które mają wpływ na świat wokół nas – teraz i w przyszłości.
Kolejna zasada pochodzi od austriackiego ekonomisty, filozofa polityki i noblisty Friedricha A. von Hayeka, który w pracy The Counter-Revolution of Science: Studies on the Abuse of Reason (1952) ostrzega rządowych planistów przed patrzeniem na społeczeństwo „teleskopowo”, panoptycznie. Zbyt wiele sieci połączeń budujących współczesne społeczeństwa powstaje spontanicznie, na bazie oddolnej działalności i lokalnych stowarzyszeń, żeby „polityczne teleskopy” nie wyrządziły centralnym planowaniem więcej szkody niż pożytku. Zatem subsydiarność – zwłaszcza w obszarach lokalnej samopomocy.
Trzecia zasada wymaga głębszej refleksji: organizacje non profit potrzebują precyzyjnego, jasnego języka, ponieważ społeczeństwo obywatelskie polega na ostrożnym i właściwym używaniu słów, tak aby te słowa znaczyły i prawidłowo komunikowały. Faktem jest, że organizacje pomocowe czasem nonszalancko szafują dobrze brzmiącymi formułkami, które wywołują dobre samopoczucie, ale usypiają wyrzuty sumienia i świadomość odpowiedzialności za stan rzeczy, osłabiając swój wkład w społeczeństwo obywatelskie. Bo kiedy ich słowa przestają znaczyć, czyli odnosić się do rzeczywistości, oni również przestają znaczyć.
Tę prawidłowość zauważył George Orwell. W eseju Politics and the English Language (1946) naświetlił sposoby, w jakie mętny język psuje naszą zdolność myślenia, a tym samym – zdolność odpowiedzialnego działania. To sytuacja często obecna w debatach medialnych i kampaniach wyborczych: nadawca niechlujne używa słów, których prawdopodobnie nie rozumie albo którymi świadomie manipuluje, aby wzbudzić tępy entuzjazm lub uśpić myślenie. Słowa zaczynają jakby same dobierać sobie znaczenia, a bezmyślność ich odbiorców ma konsekwencje polityczne.
Filantropia polega też na tworzeniu środowiska sprzyjającego poświęcaniu czasu i talentu menedżera, kierownika projektu, inwestora czy fundraisera. W takim lokalnym ekosystemie powstaje ferment, w którym kształtują się nowe wzorce filantropii, a zatem nowe wzorce budowania społeczeństwa obywatelskiej samopomocy.
Z uzasadnionym przekonaniem możemy stwierdzić, że społeczeństwo obywatelskie zależy od obrony właściwego i uczciwego używania słów. Niestety – organizacje filantropijne, niejako predystynowane do wzmacniania społeczeństwa obywatelskiego, często nadużywają manipulacyjnego żargonu, który nie buduje społecznego zaufania i który zmniejsza skuteczność w zdobywaniu sponsorów.
W tym kontekście zadajmy kluczowe pytania: „Dlaczego ludzie w ogóle pomagają?”, „Dlaczego ludzie chcą dawać?”. „Nie jestem pierwszym, który zauważył, że dla większości ludzi łatwiejsze jest zarabianie niż rozdawanie pieniędzy” – powiedział Howard H. Stevenson, specjalista od przedsiębiorczości w Harvard Business School i filantrop. Ale zauważył też, że zapisanie się w świadomości społecznej jako darczyńca to jeden z fundamentów filantropii.
Publiczne uznanie nie jest głównym powodem, dla którego ludzie angażują się w działalność filantropijną. Niektórzy chcą wywrzeć pozytywny wpływ na świat i – nawet jeżeli nie lubią przynależeć – lubią współdziałać, tym bardziej gdy ich działanie zmienia coś na lepsze.
Według Stevansona niebagatelna korzyść z filantropii to satysfakcja wynikająca ze współpracy z innymi i realizacja celów, które wpływają na świat wokół nas – teraz i w przyszłości. Dobrze byłoby od najmłodszych lat utrwalać ten trend w społecznościach lokalnych. Trend społecznikowski, trend zaangażowania „to nie jest coś, co robisz tylko wtedy, gdy jesteś bogaty; możesz to zrobić od samego początku”. Filantropia polega też na tworzeniu środowiska sprzyjającego poświęcaniu czasu i talentu menedżera, kierownika projektu, inwestora czy fundraisera. W takim lokalnym ekosystemie powstaje ferment, w którym kształtują się nowe wzorce filantropii, a zatem nowe wzorce budowania społeczeństwa obywatelskiej samopomocy.
Filantropokapitalizm – filantropia, w której tworzy się modele biznesowe zorientowane na zysk, ale zgodne z ideą ”działania dla dobra ludzkości”. Tego typu spółki inwestycyjne pomagają opracowywać i realizować programy edukacyjne mające na celu zwiększenie poziomu zatrudnienia i kreowanie nowych rynków, ponieważ dobre wyniki społeczne w tym obszarze z czasem przynoszą zysk inwestorowi.
Na koniec przywołajmy stwierdzenie Dustina Moskovitza i Cari Tuny, twórców projektu Open Philanthropy: „W naszym społeczeństwie trwa debata na temat tego, co powinien zrobić rząd. Debata na temat tego, co powinny robić korporacje. Ale jest bardzo mało debaty na temat tego, co powinny zrobić fundacje. Czas zaangażować filantropów w tę debatę”. Zwłaszcza jeżeli sektor filantropijny przyczynia się do ulepszania polityki, jak twierdzi Tuna – to dość ważny trop w polskim kontekście. Dodajmy drugi argument, który w amerykańskim systemie sponsorskim jest oczywistością: sukcesami filantropii staje się wiele przełomowych badań naukowych. Choć polityka i nauka to kategorie różnych zbiorów, dotyczą uniwersalnych problemów ludzkości; fundacyjna filantropia jest jednym z obszarów, w których najskuteczniej można je rozwiązywać.
Znane jest powiedzenie: jeżeli widziałeś jedną fundację, to widziałeś jedną fundację. Każda fundacja działa na swój sposób, ale kiedy działa racjonalnie i perspektywicznie, to przewiduje współpracę z innymi i tworzenie wzorca współdziałania w rozwiązywaniu problemów; współdziałania, które stanowi fundament społeczeństwa obywatelskiego.
Małgorzata Mazur-Łukasiak, Paweł Łukasiak
Jak budować kulturę dzielenia się?
Spadkobiercy Tytanów. Chciwość opanowała nasz świat. Nieposkromiona chciwość. Nieposkromiona żądza. Chce więcej i więcej. Nie ma granic.
Będziemy wycinać lasy deszczowe pod kolejne uprawy i produkować więcej dóbr – znacznie więcej, niż naprawdę potrzebujemy. Mnóstwo zużytych i przeterminowanych produktów zacznie zaśmiecać planetę, karmiąc konsumpcjonizm zbędnymi rzeczami. Ziemia nie będzie w stanie uporać się z negatywnymi skutkami naszych działań. Czy wszystko stracone? Co możemy zrobić? Jak można leczyć chciwość?
Niezwykle trudno w obliczu chciwości, pogoni za zyskiem, egoizmu i bezwzględnej rywalizacji budować prorozwojowe postawy, przynoszące korzyści firmom, społecznościom, organizacjom i obywatelom. Na szczęście coraz więcej się pojawia i promuje właśnie takich rozwiązań; coraz częściej używamy takich terminów jak: „własność czasowa”, „ekonomia współpracy”, „ekonomia współdzielenia”, venture philanthropy, collaborative philanthropy. Istotą tych nowych podejść jest orientacja na rozwój, na współpracę i na dzielenie się. Należy podkreślić, że mówimy o podejściach uniwersalnych, które dotyczą zarówno firm, organizacji, jak i społeczności oraz przynoszą korzyści pracownikom, właścicielom, akcjonariuszom i obywatelom.
Filozofia dzielenia się obejmuje wiele dziedzin naszego życia i wiele wartości. Możemy dzielić się czasem, wiedzą (takie dzielenie się nazywamy wolontariatem kompetencji, mentoringiem, coachingiem), zasobami, które służą osiągnięciu zysku, rozwojowi organizacji i społeczności (czyli budować dobro wspólne), innymi słowami – stworzyć różne modele dzielenia się.
Chociaż już żyjemy w kulturze dzielenia się, chodzi o to, żeby to dzielenie się wynikało ze współpracy i nie było wykorzystywaniem jednych przez drugich; chodzi o to, żeby dzielenie się służyło rozwojowi i firm, i organizacji, i społeczności oraz było efektywne, czyli służyło misjom osób, firm, organizacji i społeczności.
Obecnie pomocy potrzebują nasza planeta i wszystko, co dzięki niej żyje – łącznie z nami. Powinniśmy to sobie uświadomić i zacząć działać.
O ile wcześniej mówiliśmy o dzieleniu się polegającym na współpracy podczas generowania nowych dóbr czy wypracowywania różnego rodzaju zasobów, które potem są dzielone między członków organizacji, właścicieli firm czy społeczność lokalną, o tyle na szczycie piramidy dzielenia się jest filantropia.
Filantropia polega na tym, że określone zasoby – bez względu na to, jak są duże – chcemy bezinteresownie zainwestować, żeby poprzeć ważną dla nas ideę. Gdy spojrzymy na piramidę dzielenia się, filantropia stanowi najwyższą formę dzielenia się. Aby mogła zaistnieć, do członków społeczności, którzy posiadają konkretne zasoby, muszą dotrzeć ważne idee.
Te idee powinny być we właściwy sposób sformułowane, muszą być atrakcyjne i muszą motywować do dzielenia się. Dlatego tak ważne są kampanie społeczne i edukacyjne. Dlatego tak ważne jest tworzenie środowiska, w którym społeczność wierzy w idee związane z jej przyszłością: ekorozwój, solidaryzm społeczny, dobro wspólne.
Dzielenie się jest szkołą, która zaczyna się na najniższym poziomie – gdy jako wolontariusze dzielimy się swoim czasem, żeby pomóc komuś w trudnej sytuacji. Na samym szczycie piramidy dzielenia się włączamy się w ważne, często dalekosiężne idee, żeby mieć wpływ na życie mieszkańców i sposób, w jaki funkcjonuje świat.
Niezwykle trudno w obliczu chciwości, pogoni za zyskiem, egoizmu i bezwzględnej rywalizacji budować prorozwojowe postawy, przynoszące korzyści firmom, społecznościom, organizacjom i obywatelom. Na szczęście coraz więcej się pojawia i promuje właśnie takich rozwiązań; coraz częściej używamy takich terminów jak: ”własność czasowa”, ”ekonomia współpracy”, ”ekonomia współdzielenia”, venture philanthropy, collaborative philanthropy. Istotą tych nowych podejść jest orientacja na rozwój, na współpracę i na dzielenie się.
Od czasów starożytnych przez średniowiecze po czasy nowożytne filantropia była rozumiana jako pomoc najbardziej potrzebującym. Obecnie pomocy potrzebują nasza planeta i wszystko, co dzięki niej żyje – łącznie z nami. Powinniśmy to sobie uświadomić i zacząć działać. Wszyscy, we własnym interesie.
Tę potrzebę, a raczej konieczność, dostrzega już wiele instytucji i osób. Przykładem jest organizacja The Giving Pledge zainicjowana przez Billa Gatesa i Warrena Buffetta, która skupia najzamożniejszych ludzi świata. Jej członkowie zdecydowali się przeznaczyć co najmniej połowę swojego majątku – w ciągu życia lub w testamencie – na wybrany cel.
Inicjatywa bez wątpienia wykreowała modę na filantropię – prawie 200 najbogatszych osób, a także rodzin z ponad 20 krajów (w większości z USA, ale także z Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady, RPA, Niemiec, Norwegii, Turcji, Tanzanii, Malezji, Indonezji, Rosji, Ukrainy, Izraela, Cypru, Chin, Tajwanu, Arabii Saudyjskiej, Indii, ze Szwajcarii i ze Słowenii) zdecydowało się ją poprzeć. Niestety – wśród Richarda Bransona i George’a Lucasa, wśród arystokratów, właścicieli firm z tradycjami oraz twórców stosunkowo młodych fortun, czyli takich firm jak Facebook, Groupon czy AirBnb, nie ma Polaków.
Gotowość do dzielenia się zróżnicowanymi zasobami w ramach społeczności nie pojawia się sama z siebie; wynika z empatycznego nastawienia i empatycznej postawy (mówimy o empatii emocjonalnej i poznawczej). W społeczności, której członkowie starają się wzajemnie zrozumieć i odczuwać emocje towarzyszące innym członkom, wzrasta gotowość do współpracy, wzrasta poziom zaufania, wzrasta kapitał społeczny. Na takiej bazie znacznie łatwiej budować projekty społeczne w rodzaju Giving Circle czy „Działaj Lokalnie”, otwierać fundusze lokalne oraz uruchamiać rozwiązania służące budowaniu dobra wspólnego lub rozwojowi filantropii.
Dzielenie się jest szkołą, która zaczyna się na najniższym poziomie – gdy jako wolontariusze dzielimy się swoim czasem, żeby pomóc komuś w trudnej sytuacji. Na samym szczycie piramidy dzielenia się włączamy się w ważne, często dalekosiężne idee, żeby mieć wpływ na życie mieszkańców i sposób, w jaki funkcjonuje świat.
Należy podkreślić niesłychanie ważną rzecz: rozwój postaw empatycznych nie może się ograniczać wyłącznie do słuchania, rozumienia i wczuwania w sytuację innych. Postawom empatycznym powinny towarzyszyć czyny i działania, a działania powinny przynosić konkretne rezultaty. Bo to rezultaty stają się motywacją do rozwijania empatii, a tym samym – do zwiększania komfortu życia mieszkańców, rozwiązywania problemów społecznych i rozwijania dobra wspólnego.
Społeczność nie ma możliwości realizowania siebie, nie ma możliwości rozwijania filantropii, jeżeli jej członkom, którzy mają pozytywne nastawienie oraz wysoki poziom kapitału społecznego i empatii, nie zaproponujemy takich rozwiązań jak Fundacja Fundusz Lokalny Ziemi Biłgorajskiej. Potężna energia i bezcenny kapitał społeczny, który nie znajduje ujścia w wytwarzaniu zmiany niezbędnej do rozwoju społeczności, zostaną bezpowrotnie stracone.
Należy uczyć empatii, pokazywać związki między empatią a filantropią oraz podkreślać znaczenie wspierania się i dzielenia, pamiętając, żeby nie poprzestawać na tym, tylko w powiększaniu zasobów służących społeczności i w budowaniu wspólnego dobra dawać szansę wykazywania się, realizacji, spełniania i urzeczywistniania własnej misji.
Gotowość do dzielenia się zróżnicowanymi zasobami w ramach społeczności nie pojawia się sama z siebie; wynika z empatycznego nastawienia i empatycznej postawy. Postawom empatycznym powinny towarzyszyć czyny i działania, a działania powinny przynosić konkretne rezultaty. Bo to rezultaty stają się motywacją do rozwijania empatii, a tym samym – do zwiększania komfortu życia mieszkańców, rozwiązywania problemów społecznych i rozwijania dobra wspólnego.
Dlatego projekty społeczne są tak ważne dla społeczności lokalnych. Filantropię trzeba praktykować właśnie dlatego, że bazuje na wyższych uczuciach, na złożonych postawach. Niepraktykowanie filantropii to zamrażanie naszych postaw, uczuć, wartości i sprowadzanie życia do bardzo podstawowego sposobu myślenia i funkcjonowania w społeczności.
W mitologii pierwszym filantropem nazywano Prometeusza, który najpierw stworzył ludzi, a potem wyposażył ich w to, co niezbędne do życia: ogień i umiejętność korzystania z tego niezwykłego przywileju uznawanego za boski. Dzięki temu ludzkość ocalała, choć sam Prometeusz został okrutnie ukarany.
Obecnie ludzkość także stoi w obliczu wielkich zagrożeń. Zagrożeń, które sami na siebie i na naszą planetę sprowadziliśmy. Na szczęście mamy w rękach starą, sprawdzoną już przez Prometeusza broń: filantropię. Każdy z nas posiada coś, czymś może się podzielić. Musimy tylko się tego nauczyć; musimy dostrzec cel, który dzięki temu osiągniemy.
Dzielenie się staje się coraz bardziej popularne. Zaczyna rozumieć to biznes, zaczynają to dostrzegać organizacje i osoby indywidualne: obywatele i konsumenci. Najnowsze trendy konsumenckie: ekoświadomość, clean living, minimalizm, zero waste, pożyczanie zamiast posiadania skłaniają do ograniczenia konsumpcji i dzielenia się zarówno dobrami, jak i zasobami.
Należy uczyć empatii, pokazywać związki między empatią a filantropią oraz podkreślać znaczenie wspierania się i dzielenia, pamiętając, żeby nie poprzestawać na tym, tylko w powiększaniu zasobów służących społeczności i w budowaniu wspólnego dobra dawać szansę wykazywania się, realizacji, spełniania i urzeczywistniania własnej misji.
Imię Prometeusz oznacza także „patrzący w przyszłość”. Prometeusz uratował świat dzięki temu, że podzielił się cennym zasobem. Teraz przed ludzkością stoi podobne wyzwanie. Potrzebujemy następców Prometeusza, którzy potrafią patrzeć w przyszłość i dzielić się z innymi.
Anna Kozdra
Historie czytelników. Stanisław Blacha − bezinteresowny fundator
Mój pradziadek Stanisław Blacha urodził się 30 kwietnia 1866 roku w Dąbrowicy. Z żoną Marianną miał troje dzieci: Józefa, Magdalenę i Jana, które w czasie zaborów brały udział w tajnym nauczaniu prowadzonym przez miejscowego urzędnika leśnego.
Syn Jan wykazywał szczególne zdolności w nauce, dlatego nauczyciel zasugerował ojcu, żeby posłał go do szkoły.
Ponieważ pradziadek był rolnikiem i nie posiadał żadnych oszczędności, udał się po poradę do proboszcza w Puszczy Solskiej.
– Ile macie ziemi? – zapytał proboszcz.
– Sześć mórg – odpowiedział dziadek.
– Stracisz te sześć mórg ziemi, to będziesz dziadem, a on ni chłopem, ni panem. Inni potracili trzydzieści mórg ziemi i dzieci nie wykształcili.
Po krótkim zastanowieniu dziadek postanowił pożyczyć pieniądze od sąsiada Józefa Buczka i popłynąć do Ameryki, żeby zarobić na kształcenie syna.
Stanisław Blacha był fundatorem częściowego wyposażenia kościoła św. Marii Magdaleny (dzisiejszego sanktuarium św. Marii Magdaleny) w Biłgoraju oraz pożyczkodawcą, który udzielił miastu bezzwrotnej pożyczki w wysokości 6000 zł na budowę szkoły zawodowej w Biłgoraju.
W Ameryce spędził około trzydziestu lat. Ciężko pracował najpierw na farmie, a później w fabryce lokomotyw.
Syn Jan kształcił się w Krakowie i Petersburgu; zdobył tytuł inżyniera budownictwa i znał siedem języków obcych. Wyjechał do Ameryki, gdzie wstąpił do seminarium duchownego i został kapłanem.
Do Polski nigdy nie wrócił. Zmarł nagle.
Pradziadek wrócił do kraju w 1932 roku.
W Biłgoraju kupił grunty rolne i nieruchomość, którą podarował wnuczce. Kościołowi św. Marii Magdaleny ufundował stacje drogi krzyżowej oraz ambonę. Władzom miasta pożyczył pieniądze na budowę szkoły – i nigdy nie upomniał się o ich zwrot1.
Zmarł w 1953 roku.
1 Zob. Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., Dzieje Biłgoraja, Lublin 1985, s. 180.
Piotr Flor
Józef Pieczonka − biłgorajski filantrop okresu PRL-u
Pojawienie się tego człowieka na arenie dziejów regionu biłgorajskiego nie było w żadnym stopniu przypadkowe – przybył jako jej dawny mieszkaniec dokładnie wtedy, kiedy był tu najbardziej potrzebny1. Jego powtórnej obecności sprzyjała odwilż, czyli okres złagodzenia polityki wewnętrznej komunistycznego państwa.
W wyniku przemian doszło nie tylko do uwolnienia przeciwników wymienionego ustroju, w tym internowanego duchowieństwa, lecz także do liberalizacji panującego systemu. W znacznym stopniu wpłynęły na to wydarzenia poznańskie, kryzys gospodarczy oraz dojście do władzy Władysława Gomułki, który przyczynił się do pewnego zwiększenia swobód obywatelskich (takich jak prawa do zrzeszania się), co pobudziło bezinteresowną aktywność społeczeństwa tkwiącego dotąd w systemie kontrolowanym przez państwo2. Zgoda na nią, mimo dalszej reglamentacji władz centralnych, niewyobrażalna przed październikiem tegoż roku3, zaczęła szybko owocować głównie dzięki oddolnym inicjatywom. Nic więc dziwnego, że już w 1957 roku na Ziemi Biłgorajskiej pojawił się aktywista, emigrant z Kanady – Józef Pieczonka.
Początkowo utrzymywał jedynie kontakt listowny z rodziną, którą przed II wojną zostawił w Lipinach Dolnych koło Biłgoraja. Szybko jednak narodził się ścisły związek między filantropem a władzami lokalnymi4. Można śmiało powiedzieć, że jego późniejsza działalność społeczna w okresie przejściowym, czyli między eliminacją stowarzyszeń i fundacji służących ludziom przez zaślepionych ideologicznie urzędników PRL-u5 a powtórnymi narodzinami stowarzyszeń w odrodzonej Polsce, okazała się przełomowa dla regionu i wypełniła sporą lukę, która powstała nagle po zakończeniu działań zbrojnych.
Dopiero po głębokiej analizie chronologii powstawania obiektów użyteczności publicznej wybudowanych dzięki Józefowi Pieczonce możemy w pełni odkryć wyjątkowość tej postaci. Wpływ na pozytywną ocenę z pewnością będzie miał fakt, że na kilka lat przed całkowitą odbudową Biłgoraja ze zniszczeń wojennych pojawił się w nim z niemałym zasobem finansowym.
Dzieje nowożytne Biłgoraja niejako potwierdzają wartość tego zapomnianego społecznika. Nie da się przecież zaprzeczyć, że rynek biłgorajski wraz z przyległymi ulicami odrestaurowano i zmodernizowano tuż po śmierci Pieczonki (dokładnie w latach 1965–1970)6. Nowy ratusz wzniesiono według projektu architekta Antoniego Hermanna i oddano do użytku w styczniu 1966 roku7. Wcześniej zajmowano się przede wszystkim odgruzowywaniem i porządkowaniem placów miejskich, odbudową kościoła parafialnego pw. św. Piotra i Pawła, czyli Wniebowzięcia NMP, oraz wyremontowano 30 innych budynków przejętych przez skarb państwa. Jedyny dom, który wtedy zbudowano na potrzeby robotników miejskich, powstał dokładnie w 1950 roku8.
Koniecznie trzeba nadmienić, że – począwszy od wyzwolenia Biłgoraja – lokalne władze borykały się z ogromnymi problemami finansowymi, trwającymi co najmniej do lat 50. XIX wieku. Niewielka poprawa sytuacji nastąpiła właśnie w połowie XX wieku, ale nie zaspokoiła wszystkich potrzeb zrujnowanego przez wojnę miasta; pieniędzy nadal brakowało9.
Bezinteresowna działalność Józefa Pieczonki tym bardziej zasługuje na uwagę, ponieważ okazał się człowiekiem przerastającym epokę, w której żył – tym samym wpisał się na trwałe w dzieje filantropii naszego regionu i stał ikoną powojennej dobroczynności.
”Macie mnie!” – krzyknął do rodziny Józef Pieczonka, gdy zjawił się we wsi, w której stały już, wybudowane z jego pieniędzy, piętrowa szkoła z czerwonej cegły i ośrodek zdrowia. Dodatkowo w drewnianej remizie garażował potężny wóz strażacki – jedyny dar od niego.
Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że lata 1957–1970 były okresem dynamicznego rozwoju miasta i powiatu biłgorajskiego. Znaczny wpływ miał na to Józef Dechnik, który od grudnia 1956 roku pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Powiatowego PZPR w Biłgoraju. Wraz z innymi działaczami przyczynił się nie tylko do odbudowy, lecz także przemiany ośrodka – wcześniej zniszczonego i trwającego w niemal stuletnim zastoju gospodarczym – w prężnie działający organizm miejski10. Do aktywistów należał Marian Ledwójcik – wielce zasłużony pracownik miejscowej oświaty, który tuż po wojnie był nauczycielem w pobliskim Jasienniku Starym oraz kierownikiem szkoły w sąsiednich Lipinach Dolnych, wchodzących w skład ościennej gminy Potok Górny11. W dużej mierze to jemu zawdzięcza miasto powstanie murowanego gmachu Zasadniczej Szkoły Zawodowej przy ulicy Przemysłowej, ponieważ od czasu nominacji na dyrektora (1961) nie ustawał w wysiłkach i staraniach u władz administracyjnych oraz oświatowych12. Być może zainteresował wtedy inwestycją biłgorajskiego filantropa13.
Swoją działalność społeczną Józef Pieczonka rozpoczął od budowy Szkoły Podstawowej w Lipinach Dolnych. Obiecał, że pomoże, i słowa dotrzymał. Wiedział, że taka inwestycja jest bardzo potrzebna w jego rodzinnej wiosce. Przeznaczył na nią 90 000 dolarów. Zanim doszło do realizacji przedsięwzięcia, przekazał 250 000 dolarów (tj. milion złotych w tamtym czasie) na wybudowanie ośrodka zdrowia.
To nie szkoły zaczęły powstawać jako pierwsze, tylko nowe zakłady pracy: Sitarsko-Włosiankarska Spółdzielnia Pracy (1948), Biłgorajskie Przedsiębiorstwo Budowlane (1950) oraz Powiatowy Związek Gminnych Spółdzielni (ok. 1950, po przekształceniu Spółdzielni Rolniczo-Handlowej), Zakłady Przemysłu Terenowego „Bitra” (1954), Spółdzielnia Inwalidów „Promień” (1957), Przedsiębiorstwo Usług Przemysłu Terenowego (1963) i Fabryka Mebli (1964)14.
Za czasów pobytu Józefa Pieczonki w Biłgoraju uruchomiono jeszcze Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Mewa” (1960) oraz Przedsiębiorstwo Krawiecko-Kuśnierskie „Gracja” (1964)15. Potem nadszedł czas na szkoły16. Dopiero po tych inwestycjach przystąpiono do budowy bloków mieszkalnych (najpierw w centrum; najstarsze domy wybudowano w latach 1957–1958, choć właściwe budownictwo mieszkaniowe przypadło na lata 1960–1965)17.
I w tym momencie pojawia się na stałe nasz bohater, który w grudniu 1963 roku przez lokalne władze został niespodziewanie przeniesiony ze swojej skromnej stancji obok młyna w Różnówce do jednego z tych świeżo wzniesionych budynków18. W takich okolicznościach w zacofanym powiecie biłgorajskim prowadził samotnie działalność filantropijną na niespotykaną dotąd skalę, której poświęcił dorobek całego swojego życia19.
NARODZINY NA ZIEMI BIŁGORAJSKIEJ
Józef Pieczonka przyszedł na świat we wsi Lipiny Dolne koło Biłgoraja rankiem 26 stycznia lub 7 lutego 1892 roku jako syn Macieja i Katarzyny Pieczonków20. Został ochrzczony w kościele parafialnym w Potoku Górnym. W rodzinnej miejscowości przebywał zapewne do czasu wielkiej emigracji zarobkowej, która z powodu ogromnej biedy wywołanej brakiem ziemi i pracy objęła w 1912 roku co najmniej osiem tysięcy osób na tym terenie. Udał się na Górny Śląsk. Nie wiemy, czym dokładnie się trudnił i jak długo tam przebywał; faktem jest, że brał udział w III powstaniu śląskim i po nieudanym plebiscycie pomagał tamtejszej ludności przyłączyć ziemie do odrodzonej ojczyzny21.
EMIGRACJA DO KANADY
Prawdopodobnie dopiero kilka lat po powstaniu ponownie wyemigrował zarobkowo22 i dotarł aż do Kanady. W okolicach Toronto znalazł pracę jako drwal w pobliskiej puszczy23. Ze wspomnień Wojciecha Rozwadowskiego, który osobiście znał Pieczonkę, wiemy, że było to wyjątkowo ciężkie zajęcie, w dodatku z dala od siedzib ludzkich – jedzenie i inne rzeczy co jakiś czas dostarczała firma z zewnątrz24.
Po wielu latach Józef Pieczonka dorobił się majątku. Niektórzy sądzili, że „w miejscu, gdzie pracował, znaleziono naftę, i z tego tytułu państwo kanadyjskie płaciło mu należne procenty”25. Czy tak było naprawdę? Przecież każdemu, kto próbował posiąść jego wielkie pieniądze, mawiał: „po tych krajach, w których byłem, nikt mi niczego nie dawał”26.
W Kanadzie został zapewne członkiem Komunistycznej Partii (KPK), która powstała w maju 1921 roku w najprężniejszej ekonomicznie oraz najludniejszej części tego kraju – prowincji Ontario ze stolicą Ottawą27. Aktywiści tej organizacji nieustannie wciągali wszystkich robotników w tworzenie lewicowych związków zawodowych. Z tego powodu przedstawiciele polskiego MSZ-u alarmowali w raportach władze w kraju, że „dużo katolików przechodzi tu do ruchu komunistycznego i powinno się monitorować Polonię, bo zbyt wielu ludzi jest wyłapywanych do tych struktur”28. Jednak ich działalność nie wyszła nigdy poza czystą teorię, a już na pewno nie miała nic wspólnego z dyktaturą i represjonowaniem ludzi – największym osiągnięciem KPK okazało się wprowadzenie dziewiętnastu posłów do parlamentu w 1940 roku29.
Kolejną inwestycją stało się ufundowanie wozu strażackiego dla miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Ponieważ samochód kosztował znacznie mniej, pozostałą kwotę przeznaczono na budowę remizy.
Kontakt z rodziną nawiązał Pieczonka dopiero po II wojnie światowej. Pierwsze pieniądze na budynki użyteczności publicznej zaczął przysyłać dokładnie od 1957 roku. Co prawda był raz w Lipinach, zanim świat ogarnęła ta straszna zawierucha, lecz wizyty nie wspominał najlepiej – złodziej okradł go we śnie, pozbawiając garnituru i portfela; tylko kamizelkę udało się odnaleźć. I była to jedyna dobra rzecz w całym wydarzeniu, ponieważ w kamizelce Pieczonka zaszył oszczędności, żeby szczęśliwie wrócić do Kanady30.
POWRÓT DO POLSKI
Decyzję o powrocie do kraju podjął najprawdopodobniej w 1961 roku, ale nikt nie wie, kiedy dokładnie przyjechał z Toronto. Być może stało się to dopiero jesienią następnego roku31. Podobno ktoś w wiosce widział zakurzoną, podskakującą na wybojach taksówkę, choć niewykluczone, że podwiózł go wtedy na furze jakiś nieznany gospodarz. Gdy rodzina, która zawoziła machorkę do punktu skupu, wróciła do domu, Pieczonka leżał pod pierzyną i odpoczywał. Zdziwił wszystkich nie tylko swoim niezapowiedzianym przybyciem, lecz także niewielką walizką stojącą na ławie pod oknem32.
W listach z Toronto pisał, że ”lubi pomagać i jak może, chce dopomóc wyniszczonej ojczyźnie w odbudowie ze zniszczeń wojennych”.
Zatrzymał się w hotelu w Lublinie i zamierzał pobyć tam kilka dni, ale wrzucono go, ponieważ trafiła się jakaś zagraniczna wycieczka. Zapewne udał się na dworzec kolejowy i spokojnie wybrał się na wieś do swoich33. Człowiek, który – gdyby chciał – mógł sobie kupić ten hotel z całym personelem, opuścił go najzwyczajniej w świecie, jakby nic się nie stało.
„Macie mnie!” – tak brzmiało jego powitanie rodziny oraz wsi, w której stały już, wybudowane z jego pieniędzy, piętrowa szkoła z czerwonej cegły i ośrodek zdrowia, dodatkowo w drewnianej remizie garażował potężny wóz strażacki – jedyny dar od niego34.
Dotychczas wszyscy obcowali jedynie z jego gestem i słowami, które zza oceanu docierały do Lipin w stemplowanych kopertach. Chętnie przyjmowali to, co przynosił listonosz, zwłaszcza ciężko zarobione dolary. Gotowi byli brać jeszcze więcej, bo nawet układali swoje plany na przyszłość związane z tym dobroczyńcą. Tyle że on wcale o tym nie wiedział35.
POCZĄTEK DZIAŁALNOŚCI FILANTROPIJNEJ
Swoją działalność społeczną Józef Pieczonka rozpoczął od budowy wspomnianej szkoły podstawowej w Lipinach Dolnych. Prośbę wyraziły miejscowe dzieci w 1957 roku w liście otwartym (Pieczonka przebywał wtedy na emigracji w Kanadzie)36. Obiecał, że pomoże, i słowa dotrzymał. Wiedział, że taka inwestycja jest bardzo potrzebna w jego rodzinnej wiosce. Przeznaczył na nią 90 000 dolarów37. Zanim doszło do realizacji przedsięwzięcia, przekazał 250 000 dolarów (tj. milion złotych w tamtym czasie) na wybudowanie ośrodka zdrowia (państwo dołożyło brakujące 300 000 złotych), dzięki czemu obiekt ukończono jeszcze w 1957 roku38.
Trzeba podkreślić, że w trakcie określania lokalizacji szkoły (Pieczonka chciał, żeby znajdowała się blisko placówki medycznej) doszło do spięć między Pieczonką a mieszkańcami Lipin Górnych i Dolnych oraz tutejszym proboszczem39. Dzieci z Lipin Górnych miały znacznie dalej, a lekcje religii nie mogły odbywać się blisko kościoła. Upór filantropa zmusił ówczesnego inspektora oświaty powiatu biłgorajskiego, Mariana Ledwójcika, do szukania wyjścia z tej trudnej sytuacji40. Inspektor wpadł na pomysł, żeby mieszkańcy Lipin Górnych powołali komitet budowy własnej szkoły i zaczęli gromadzić na nią środki (państwo miało im w tym pomóc). I rzeczywiście – zaledwie po 12 latach od zakończenia wojny wybudowano w obydwu częściach miejscowości dwie placówki oświatowe; jedną za pieniądze Pieczonki, drugą zaś za państwowe41.Tyle tylko, że zgodnie z opinią dawnego sołtysa Jana Matuszaka konflikt między duchownym a Pieczonką istniał już zawsze42.
Kolejną dobrowolną inwestycją stało się ufundowanie 20 czerwca 1958 roku wozu strażackiego dla miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Z przeznaczonych na ten cel 350 000 złotych (niespełna 90 000 dolarów) zakupiono nowy pojazd bojowy marki Star43. Ponieważ samochód kosztował znacznie mniej, pozostałą kwotę 110 000 złotych przeznaczono na budowę remizy. Fundamenty wylano dopiero w 1964 roku, zaś oficjalne otwarcie nastąpiło jeszcze później, bo po 11 latach od śmierci hojnego fundatora (głównie z powodu przeciągających się robót)44.
Podczas pobytu w Kanadzie Pieczonka postanowił dodatkowo ufundować dwa inne obiekty – cegielnię i piekarnię – jednak tutejsze władze zdążyły już uruchomić piekarnię w ramach gminnej spółdzielni, a wytwórnią prefabrykatów budowlanych nie były nawet zainteresowane (co okazało się poważnym błędem)45.
WIELKIE ROZCZAROWANIE
Kiedy w 1962 roku Pieczonka wrócił nagle do Lipin, szybko wpadł w zrozumiały gniew. Zawiedli go wszyscy i wszystko bez wyjątku: rodzina, która ciągle oczekiwała od niego pieniędzy, urzędnicy, którzy lekką ręką wydawali jego dorobek i doprowadzili do zadłużenia konta dewizowego Pieczonki za granicą, w końcu same budowle, które wzniesiono za jego ciężko zarobione dolary46.
Do tego stopnia nic mu się nie podobało, że nową szkołę nazwał „kurnikiem”, a goniąc wszystkich do roboty, przysporzył sobie tylko wrogów. Czy nie miał jednak prawa do wymagań? Przecież to on płacił za realizację wszystkich przedsięwzięć47.
Wiosną 1963 roku, po bolesnym rozczarowaniu i konflikcie z najbliższymi, postanowił przenieść się do pobliskiego Biłgoraja, aby swobodnie realizować działalność dobroczynną. Miasto powoli się rozbudowywało i potrzebowało funduszy zarówno na nowe szkoły, jak i inne obiekty użyteczności publicznej48.
PRZEPROWADZKA DO BIŁGORAJA − OSTATNIE LATA FILANTROPA
Tuż po opuszczeniu Lipin Dolnych Pieczonka niby przypadkowo udał się do domu państwa Dobrowolskich (a dokładnie – byłego burmistrza i przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej) przy ulicy Czerwonego Krzyża i zamieszkał u nich na stancji. Płacił 150 złotych miesięcznie. W zamian miał co trzy tygodnie wypraną i wykrochmaloną pościel oraz koszule uprasowane przez żonę gospodarza. Kąpieli zażywał w łaźni miejskiej przy ulicy Długiej49. Nie przyjmował w pokoju nikogo; ba, nawet właścicielom domu nie pozwalał do niego wchodzić. Do łóżka kładł się przed dziewiątą wieczorem, a posiłki spożywał na mieście lub sam sobie gotował. Jadał bardzo skromnie50.
Pod koniec życia zapisał ponad milion złotych oraz kilkadziesiąt tysięcy dolarów, które mu pozostały, skarbowi państwa; celowo pominął w testamencie swoich bliskich, którzy – tak jak mieszkańcy Lipin Dolnych – okrutnie go zawiedli.
Przebywał tu około sześciu miesięcy. Sporo czasu spędzał w parku obok elektrowni, naprzeciw baru Nowińskiego, u którego także nieraz się posilał51. Potem przeniósł się na drugą stancję obok młyna w Różnowce, tym razem za połowę ceny i pomoc w rozliczeniu52. Prawdopodobnie to wtedy zaczął się zaniedbywać – widywano go często w tej samej koszuli flanelowej, gumowcach wywiniętych na zewnątrz oraz charakterystycznym płaszczu przeciwdeszczowym53.
W grudniu 1963 roku, już po rozpoczęciu budowy gmachu Zasadniczej Szkoły Zawodowej54, został niespodziewanie przeniesiony przez lokalne władze do nowego bloku przy ulicy Moniuszki 2. Czyżby przypadkiem? „Zwolennik nowych władz”, który w listach z Toronto pisał, że „lubi pomagać i jak może, chce dopomóc wyniszczonej ojczyźnie w odbudowie ze zniszczeń wojennych”, i tu okazał się niezwykle przydatny55. Otrzymał mieszkanie pod numerem 17. Szczęśliwym trafem obok niego zamieszkał w tym samym czasie Wojciech Rozwadowski z rodziną, który czasami go odwiedzał56. Zapamiętał zwłaszcza jego meble – Józef Pieczonka miał tylko drewniany stół oraz składane krzesła, jakie można do dzisiaj nabyć na jarmarku, w oknach wisiały kretonowe zasłony (firanek nie było). Choć skończył 71 lat, wciąż żył samotnie. Niania, która wychowywała dwójkę dzieci Rozwadowskich, wielokrotnie częstowała go ciepłym obiadem57.
W takich warunkach Pieczonce upływał czas w Biłgoraju. Nie oznacza to jednak, że przestał się interesować miastem. Wręcz przeciwnie – wciąż zależało mu na rozwoju zwłaszcza szkoły zawodowej, na którą przeznaczył nieznaną nam kwotę. Co więcej, pod koniec życia zapisał ponad milion złotych oraz kilkadziesiąt tysięcy dolarów, które mu pozostały, skarbowi państwa; celowo pominął w testamencie swoich bliskich, którzy – tak jak mieszkańcy Lipin Dolnych – okrutnie go zawiedli58.
ŚMIERĆ I POGRZEB W BIŁGORAJU
Kiedy w 1965 roku nagle się rozchorował, w szpitalu biłgorajskim otoczono go troskliwą opieką. Gdy stan jego zdrowia zaczął się pogarszać, został natychmiast przetransportowany śmigłowcem z Biłgoraja do Warszawy. Tuż przed wylotem miejscowe pielęgniarki zacerowały mu pospiesznie mocno przetartą koszulę flanelową59.
Pomoc przyszła za późno. Józef Pieczonka zmarł 10 października 1965 roku o 19.0060. Miał 73 lata. Pochowano go na cmentarzu przy ulicy Lubelskiej jako „towarzysza”. Wiele osób śmiało się podczas pogrzebu, zwłaszcza młodzież ze szkoły przy ulicy Przemysłowej, którą zmuszono do wzięcia udziału w uroczystości. Nad dębową trumną przemawiał I sekretarz miejscowej PZPR Józef Dechnik61.
Józef Pieczonka jest żywym symbolem największej działalności dobroczynnej, z jaką mieliśmy do czynienia na Ziemi Biłgorajskiej aż do upadku komunizmu w Polsce. Zasługuje na to, żeby zostało mu przywrócone należne miejsce w historii filantropii.
Od sprawujących władzę Józef Pieczonka otrzymał solidny nagrobek z napisem: „Pieczonka Józef. Uczestnik Powstania Śląskiego. Zasłużony Działacz Powiatu Biłgorajskiego. Ur. 7 II 1892. Zm. 10 X 1965”. Oczywiście bez krzyża62. Nie na takie upamiętnienie zapracował swoim życiem oraz patriotyzmem lokalnym. Kiedyś od rządzących otrzymał nawet pismo: „Wyrażając wolę społeczeństwa powiatu biłgorajskiego, składamy Panu gratulacje za piękną i patriotyczną postawę w stosunku do polskiej ziemi ojczystej i mieszkańców Pana rodzinnej wsi”63.
Na tym geście się wtedy skończyło. Nazwiskiem Pieczonki nie nazwano żadnej z ulic64, nikt też nie sporządził porządnej biografii jedynego filantropa okresu PRL-u. Na opuszczonym grobie coraz rzadziej paliły się znicze, a po kilkudziesięciu latach od jego zgonu niewiele osób już o nim pamiętało.
To dziwi, ponieważ właśnie Józef Pieczonka jest żywym symbolem największej działalności dobroczynnej, z jaką mieliśmy do czynienia na Ziemi Biłgorajskiej aż do upadku komunizmu w Polsce. Co prawda w 1966 roku upamiętnił go redaktor Jerzy Ambroziewicz w artykule „Portret Polaka”65, ale w zasadzie dopiero dzięki zaangażowaniu Wojciecha Rozwadowskiego, Ireny Gadaj, Marioli Kupryjaniuk, Teresy Dobrowolskiej, Tatiany Voloshyn, Bogdana Czajki i Piotr Flora zostanie mu wreszcie przywrócone należne miejsce w historii.
1 Por. Flor P., Filantrop z wyboru, (w:) ”Tanew”, Nr 33 (291) Wiosna–Lato 2018, Zamość 2018, s. 8–10.
2 Por. Leś E., Zarys historii dobroczynności i filantropii w Polsce, Warszawa 2001, s. 105–106.
3 Ibidem, s. 105. Głośnym przykładem odrzucania przez władze centralne darowizn od elit społecznych była sprawa legatu emigrantki Eugenii Kierbedziowej dla studentów ASP w Warszawie, wynoszącego 125 000 lirów włoskich, którego władze oficjalnie zrzekły się w 1950 roku. Symbolicznym odzwierciedleniem wrogiej postawy władz partyjnych wobec etosu filantropijnego była krytyka doktora Judyma, bohatera powieści Żeromskiego, traktowanego jako relikt dawnej epoki.
4 Flor P., Rozwadowski W., Zapomniany filantrop biłgorajski, (w:) ”Nad Tanwią i Ładą. Przyczynki do historii i kultury Ziemi Biłgorajskiej”, t. X, Biłgoraj 2017, s. 69–73; Flor P., Filantrop z wyboru…, op. cit., s. 9.
5 Polska Rzeczpospolita Ludowa była oficjalną nazwą państwa polskiego w latach 1952–1989.
6 Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., Dzieje Biłgoraja, Lublin 1985, s. 286; Flor P., Rozwadowski W., Zapomniany filantrop…, op. cit., s. 73. Józef Pieczonka zmarł 10 października 1965 roku.
7 Nowy Ratusz w Biłgoraju, (w:) ”Sztandar Ludu” z 10 stycznia 1966 roku, nr 7 (6727), Rok XXII, Lublin 1966, s. 4. Budowę obiektu rozpoczęto w 1963 roku, a oddano go do użytku dokładnie 8 stycznia 1966 roku.
8 Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., Dzieje Biłgoraja…, op. cit., s. 285–286. Następne domy przy ul. Lubelskiej wzniesiono w latach 1957–1958, zaś bloki mieszkalne wokół rynku dopiero w latach 1960–1965.
9 Ibidem, s. 270.
10 Por. Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., op. cit., s. 258–259; 400 lat Biłgoraja 1578–1978, Lublin 1979, s. 5.
11 Ibidem. Por. też https://www.bilgoraj.pl/page/474/marian-ledwojcik.html. Data dostępu: 3.11.2018. W czasie II wojny światowej przebywał w Krzeszowie nad Sanem, gdzie w latach 1942–1944 prowadził tajne nauczanie. W trakcie budowy szkoły podstawowej w Lipinach poznał Pieczonkę, który, będąc jeszcze w Kanadzie, zasponsorował budowę.
12 Ibidem; Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., op. cit, s. 298. Jej budowę ukończono w 1964 roku. Duże zasługi w jej rozwoju miał także związany z Biłgorajem gen. dyw. Jan Czapla z Lublina.
13 Nieoficjalnie mówi się o przekazaniu przez niego znacznej kwoty na ten obiekt. Por. komentarz ucznia ZSZ w Biłgoraju (Bogdana Czajki) do wywiadu Biłgorajskiej Telewizji Kablowej z p. Florem. Zob. https://www.facebook.com/btkredakcja/videos/1541927155916515/. Data dostępu: 6.04.2018.
14 400 lat Biłgoraja…, op. cit., s. 50; Markiewicz J., Szczygieł R., Śladkowski W., op. cit., s. 271–280.
15 Ibidem, s. 280.
16 Ibidem, s. 297–301. Oprócz Zasadniczej Szkoły Zawodowej wybudowanej w 1964 roku powstały jeszcze Technikum Elektryczne i Zasadnicza Szkoła Elektryczna (1965), a także gmach Liceum Medycznego Pielęgniarstwa, który oddano do użytku dopiero w 1967 roku.
17 Zob. https://www.bilgoraj.pl/page/440/plac-wolności.htm. Data dostępu: 3.11.2018. Powstały po południowej stronie Rynku, przy równoległej do niego ulicy Lubelskiej.
18 Por. Dobrowolska T., Informacja nt. lokatora Józefa Pieczonki, spisana w 2017 roku w Biłgoraju przez Piotra Flora (w posiadaniu autora); Rozwadowski W., Wspomnienia o sąsiedzie Józefie Pieczonce, rękopis, Biłgoraj 2017 (w posiadaniu autora); Ambroziewicz J., Portret Polaka, (w:) ”Tygodnik Kulturalny”, nr 41 (487), Rok VI, Warszawa 1966, s. 11.
19