Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Karolina dowiaduje się, że choć całe swoje życie podporządkowała mężowi, on mimo to postanawia od niej odejść. W tym samym czasie w jej rodzinnej wsi położonej na Mazurach umiera ukochana nauczycielka i mentorka Wisława, której ostatnią prośbą jest, aby to Karolina objęła po niej etat. Kobieta nie chce tam wracać, jednak życie decyduje za nią.
Poznaje Mateusza, właściciela zakładu pogrzebowego, do którego początkowo czuje niechęć, ale ich znajomość i opowiadane przez niego tytułowe „historie od końca” o losach ludzi, którzy stanęli na jego drodze, powoli zmieniają jej opinię o tym mężczyźnie.
Najnowsza powieść Marleny Semczyszyn to pochwała życia, przetkana zabawnymi, ale i wzruszającymi momentami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 272
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Natalia Bartnik
Projekt okładki
Maksym Leki
Fotografie na okładce
© AkvarellDesign / shutterstock.com
Redakcja techniczna, składiłamanieDamian Walasek
Przygotowanie wersji elektronicznejMaksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Kinga Ucherek
Wydanie I,Siemianowice Śląskie2024
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. 600 472 609, 664 330 229
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2023
tekst © Marlena Semczyszyn
ISBN 978-83-8293-174-7
Spróbuj choć raz
Odsłonić twarz
I spojrzeć prosto w słońce
Zachwycić się
Po prostu tak
I wzruszyć jak najmocniej
Nie bój się bać,
Gdy chcesz to płacz
Idź wiatru szukać w polu
Pocałuj noc
W najwyższą z gwiazd
Zapomnij się i tańcz…*
Varius Manx
*Varius Manx,Pocałuj noc, https://www.youtube.com/watch?v=Xby1imQDs3E, dostęp: 17.09.2023.
Książkę tę dedykuję
najmniejszemu państwu świata – moim bliskim. Dla Was chce mi się być lepszą.
Karolina siedziała przy stole, bawiąc się liściem roszponki, i co jakiś czas zaglądała na wyświetlacz telefonu. Nie była niespokojna, raczej podekscytowana, wręcz zadowolona. Gdyby miała zegar, taki ścienny ze wskazówkami, to teraz z lubością przyglądałaby się, jak odmierza sekundy płynnie przechodzące w minuty.
Paweł spóźniał się już o godzinę, a to był powód do wielkiej fety. Jej wewnętrzny chochlik szalał z radości. Ten Paweł, który zawsze wie, co powiedzieć, gdzie bywać, jak się ubrać i nigdy się nie spóźnia, dziś, po dziesięciu latach małżeństwa… zrobił to! Wiedziała, że nic mu się nie stało, o wypadku dowiedziałaby się pierwsza, zresztą, co mogło stać się człowiekowi, którego zachowawcza jazda zawstydziłaby niejedną staruszkę? Idealny mężczyzna dziś nie dojechał na obiad. Nie mogła się doczekać, by zobaczyć wyraz jego twarzy, i aż parsknęła śmiechem, bo podejrzewała, że może być zbliżony do tego, jaki miał, gdy dostał biegunki podczas firmowej kolacji. Ważni prezesi, szanowane środowisko i Pawełek, zupełnie pozbawiony uzdolnień aktorskich, próbujący wydostać się z sali bankietowej w sposób niewzbudzający podejrzeń.
Jej radosne wspomnienia przerwał dźwięk otwieranych drzwi, nie usłyszała jednak charakterystycznego szurania, jakie wydawały buty równo podsuwane pod ścianę. Małżonek wszedł do jadalni w obuwiu i marynarce, rozsiadł się na krześle w pozie modela, który za wszelką cenę chce wyeksponować swoje krocze, i zawadiacko spojrzał na Karolinę.
– Spóźniłem się, ale to już ostatni raz – powiedział, rozwiązując krawat. Kątem oka zerknął na zimne już zrazy wołowe.
– Pierwszy i ostatni… Znając ciebie, jest wysoce prawdopodobne, że więcej tego nie zrobisz, bo mogłoby cię to zabić. – Karolina próbowała złośliwie żartować, jednak zaczynała czuć się nieswojo. Sytuacja należała do tych nadzwyczajnych.
– Karolino, odchodzę! Mam dość takiego życia! Wszystko na czas, jak od linijki, bez możliwości wpuszczenia choćby krzty powietrza. Nie dam rady tak dłużej, mój adwokat skontaktuje się z twoim, żeby ustalić szczegóły.
– Mój adwokat? To ja mam swojego adwokata? – Czuła, że zaraz zacznie śmiać się w głos.
Paweł przyglądał się jej z coraz większym zdziwieniem. Chyba oczekiwał innej reakcji.
– Zachowujesz się jak wariatka! Mówię ci, że odchodzę, a ty się śmiejesz. Ewelinka miała rację, że…
– „Ewelinka”? To opasłe stare babsko?! Twoja szefowa?!
– Jak możesz? Ewelka jest piękna, mądra, ciepła i ma w sobie tyle szaleństwa. – Paweł opowiadał o kochance, jakby nie był sobą.
Odkąd to cenił w ludziach szaleństwo?! Wszelkie pokłady, które ona miała w sobie, zdusił już w narzeczeństwie. A teraz?
– Karolino, proszę, zachowaj się godnie, oboje wiemy, że nasz związek jest fikcją. Ty lubisz tę monotonię, ja pragnę poczuć w żaglach nowy wiatr, a nawet huragan – przemawiał jak natchniony.
Informatyk, zamknięty w świecie krótkich zdań, wiecznie skupiony nad kolejną pracą. Pragnął huraganu! „No to, kurwa, będzie go miał” – pomyślała. Uniosła szklankę z sokiem i cisnęła ją w twarz męża. Szklanka zaledwie musnęła jego skroń, a on wykrzyknął:
– Ty jesteś nienormalna! Ewelinka miała rację. Już dawno powinienem cię zostawić. Co do podziału majątku, odezwę się. Incydent ze szklanką zapomnę, masz dziś bardzo zły dzień. – Wstał i, trzymając się za czoło, skierował kroki prosto do ich sypialni, z której wytoczył wakacyjną walizkę. Nie zauważyła jej wcześniej. Dziad znakomicie przygotował się do tego spektaklu.
– Paweł, nie wiem, kto tu jest nienormalny, ale OK. Rozumiem, że z Ewelinką ułożyliście sobie idealny plan. Jestem balastem, który należy zrzucić, ale najpierw go ogołocić.
– Nie dramatyzuj, kobieto, potraktuj to jako szansę. Daję ci szansę na nowe życie, możesz z nim zrobić, co tylko chcesz.
Przyglądała się jego twarzy. Nie należał do mężczyzn, którzy mają w oczach zapisaną miłość, którzy gestem czy słowem potrafią zalać serce miodem, ale też nigdy nie był tak bezduszny. Fakt, myślał zero-jedynkowo, jednak potrafili się dogadać i stworzyli jakby dwuosobową firmę, która sprawnie pokonywała szarą codzienność. To on ją nauczył, że mniej znaczy więcej, że w życiu trzeba wszystko zaplanować, przewidzieć i uwzględnić w kalendarzu. Poddała się temu, zwyczajnie szukając bezpieczeństwa.
A ona była kiedyś rozrywkowa i spontaniczna, była królową balu, gwiazdą, o której marzyli studenci i wykładowcy. Piękna, długonoga, zgrabna dziewczyna o śmiejących się oczach i długich, kruczoczarnych włosach przypominała raczej miss Wenezueli niż polską studentkę rodzimego języka.
***
Przyjechała na studia, jak sama mówiła, z wiochy, i zakochała się w nowym życiu. Dostała się na tę uczelnię, na którą chciała, nie miała żadnych problemów z nauką, łatwo przyswajała wiedzę. Jej wygląd też pomagał. Nawet profesorki patrzyły na nią łaskawszym okiem, bo miała w sobie coś ulotnego. Jej przyjaciółka Tereska lubiła jej dokuczać, mówiąc:
– No popatrz, popatrz, a mówią, że z ładnej miski się nie najesz, a tu każdy, gdy tylko na ciebie spojrzy, wygląda jak najedzony kocur.
– Teśka, głodnych karmię, czyli dobry ze mnie człowiek tak w sumie.
Kochały się jak siostry. Jedna za drugą oddałaby nerkę, a koleżanka nie miała w sobie cienia zazdrości o boską Karolę.
Chodziły na wszystkie imprezy, bo na wszystkie były zapraszane. Na wernisaże, wystawy, koncerty. Urok Karoliny potrafił zdziałać cuda, najczęściej nie płaciły za wejściówki. Miała wielu chłopców, czasem nawet kilku naraz. Odprowadzali ją do akademika i cielęcym wzrokiem wodzili za jej znikającą w holu postacią. Czuła życie każdą komórką swojego ciała. I pojawił się on…
Student informatyki, był… inny. Jakie to głupie sądzić, że jak inny, to na pewno lepszy czy ciekawszy… ale tak pomyślała. Widywała go w barze, zawsze coś czytał. Miał w sobie jakąś nieporadność, coś, co przyciągało jak magnes. Karolina zapragnęła go zdobyć. Któregoś dnia zwyczajnie dosiadła się i zagadała. Wyglądał na obojętnego, a tego się nie spodziewała. Dotychczas chłopcy niemal ślinili się w jej towarzystwie, a on wyglądał jak ktoś, komu się właśnie przerwało coś bardzo ważnego. To nie zraziło Karoliny, a tylko zaostrzyło jej apetyt.
Zaczęła rozmyślać o tym mężczyźnie, ubierać się w podobnym stylu, chodzić w miejsca, w których często bywał, a przy każdym takim spotkaniu próbowała zamienić z nim kilka słów. I to stwierdzenie było bardzo dosłowne, bo pierwsze rozmowy były bardzo zdawkowe.
– Cześć, Pawle, ładny dziś dzień, prawda?
– Prawda – odpowiadał, a jego oczy mogły wtedy zdradzać zarówno zainteresowanie, jak i zupełny jego brak.
– Jadłeś już te naleśniki z serem?
– Jadłem.
– Byłeś ostatnio w kinie?
– Nie.
– Lubisz wiosnę?
– Tak.
I tak przez długie tygodnie.
Tesia nie mogła się nadziwić zaangażowaniu, jakie wykazywała Karolina w związku z Pawłem. Nawet się podśmiewała, że przyjaciółka bierze udział w jakiejś akcji charytatywnej, w której wspiera się wsobnych introwertyków. Była ślepa i głucha na wszelkie opinie z zewnątrz. Zmieniła tryb życia. Zamiast chodzić na koncerty, przesiadywała zPawłem w parku, bo lubił śpiew ptaków i szum drzew. Wydawało jej się to takie romantyczne, patrzył wtedy w dal z zagadkowym wyrazem twarzy, wolno przymykając oczy. Był wysokim mężczyzną o delikatnych rysach, bardzo szczupłej budowie ciała, a jego płowe włosy zawsze były ułożone w ten sam sposób, jakby nie chciały swoją niesfornością psuć mu nastroju. Spokojny, zrównoważony, dokładnie wiedział, co chce w życiu robić, i miał plan, jak to osiągnąć. Budził wniej szacunek, czuła się przy nim jak głupie dziewczę, choć była zupełnie inna.
Długo czekała na pierwszy pocałunek, a gdy do niego doszło, miała już pewność. Ziemia się zatrzęsła, a nad jej głową rozbrzmiały anielskie głosy. Całowało ją wielu chłopców, ale tak… żaden. Karolina się zakochała, a Paweł pozwalał się kochać. Czas mijał i mężczyzna także wyznał miłość, choć w bardzo nietuzinkowy sposób. Stworzył dla niej grę, w której bohater o aparycji wzorowego studenta mordował napotkanych na drodze przeciwników płci męskiej i w ten sposób przechodził kolejne poziomy, od uczelni aż po kościół, wktórym czekała wybranka jego serca. Wtedy rzucał jej do stóp zebrane podczasrozgryweksercaprzeciwników. Karolina cały dzień płakała zewzruszenia. Nikt z jej bliskich nie podzielał tego zachwytu, większość uznała ten gest za coś osobliwego, ale miłość jest przecież jak choroba – atakuje również mózg. Umysł Karoliny zawirusowała zupełnie.
Ślub odbył się po bożemu. Oboje już pracowali, on jako asystent głównego informatyka w dużej firmie piszącej oprogramowania dla banków, ona w szkole, która była jej żywiołem, pasją i siłą napędową.
Żyli ze sobą i obok siebie, nie było wielkich wojen, po których można pogodzić się w łóżku, ale ta sfera i tak była bardzo satysfakcjonująca. Paweł słuchał, co Karolina do niego mówiła, i to zapamiętywał, dlatego wiedział, co i jak robić, żeby było jej dobrze. Nie mieli dzieci, nie chcieli ich mieć… Na razie postawili na karierę, podróże, spotkania zbardzo wąskim gronem znajomych – to zajmowało ich codzienność. Czy zastanawiała się nad szczęściem? Na pewno nie była nieszczęśliwa; kochała swoją pracę, czuła się do niej powołana. Zawsze była „dla młodzieży”, miała z nią świetny kontakt, a jej maturzyści zdawali egzaminy z bardzo dobrymi notami. Lubili do niej przychodzić pod nieobecność, jak między sobą mawiali, „dziwnego” męża. A ona zawsze miała dla nich czas, herbatę i ciastka owsiane. To byłydzieciz dużego miasta, szukające siebie w świecie Internetu, pieniądza i kultu ciała.
***
A teraz co? Co miała zrobić? Co się właściwie stało? Poszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Nadal nie płakała. W lustrze zobaczyła kobietę o zgaszonym spojrzeniu, kilku zmarszczkach wokół oczu… Miała dopiero czterdzieści lat, a teraz wydało jej się, że drugie tyle. Została sama, porzucona dla „Ewelinki”.
Przez lata pracy nie zaprzyjaźniła się z żadną z koleżanek. Ona i Paweł nie byli też zbyt często zapraszani na spotkania u jego współpracowników, bo uroda Karoliny ogromnie niepokoiła ich żony i partnerki. Starała się więc nie błyszczeć, nie układać zbyt dobrze włosów, nie ubierać wyzywająco czy nawet interesująco. Stała się szarą myszką. Podążyła za oczekiwaniami męża, pozostawiając piękno w przeszłości. Uwięziła je w albumach ze zdjęciami.
Musiała wyjść z tego mieszkania, z tego dobrze urządzonego gniazdka, które właśnie opuścił jej partner. Stworzyła go, dała mu wiarę we własne możliwości, dała uwagę i dostała tym w twarz. Na chodniku, gdy szybko przemierzała znaną sobie drogę do piekarni, poczuła ogromną chęć podzielenia się z Tesią tym, co się wydarzyło. Wyjęła z kieszeni telefon i nim wybrała numer, rozległ się dzwonek, a na wyświetlaczu ujrzała uśmiechniętą twarz przyjaciółki.
– Cześć, Karola, Połczyńska umiera – rzuciła nerwowo. – Przyjedź i to raczej jak najszybciej, bo to już jej ostatnie chwile na tym łez padole.
– Teśka, ja właśnie miałam do ciebie zadzwonić… Zostałam sama, on odszedł. I jeszcze pani Wisia umiera?! – Poczuła przeszywający ból w mostku, ból emocjonalny był tak silny, że stał się fizyczny.
Zaczęła płakać. Obraz ulicy zamazywał się jej coraz bardziej.
– To wsiadaj wsamochód i przyjeżdżaj. Zostawił i dobrze! – prychnęła Tesia. – W lata by cię wpędził i w końcu zamieniłabyś się w kamień albo w bryłkę lodu w tym twoim muzeum. Przyjedź się pożegnać.
Teresa wiedziała, że czas na czułości i ciepło jeszcze przyjdzie. Poczuła szansę, przyszło wybawienie. „Pawełek” okazał się dokładnie tym, za kogo go miała. Teraz nadchodził czas Karoliny, trzeba było ją tylko do tego przekonać.
– Teśka, mam to wszystko rzucić i ot tak wyjechać? Czuję się jak bohaterka kiepskiego amerykańskiego filmu. I jeszcze spotkanie z matką, no, czekają mnie same przyjemności. Za co mnie to spotyka?!
Załkała tak rozpaczliwie, że nawet Teresa otarła łzę.
– Kochanie, zrób jak mówię. Weź urlop, bo w twojej obecnej sytuacji i tak na nic się zdasz swoim podopiecznym, i przyjedź. Zatrzymasz się w domu rodzinnym, bo ja się twojej matce propozycją gościny nie narażę. Musisz coś robić, działać, więc przyjedź.
– Muszę pomyśleć, potrzebuję chwili dla siebie. Wydaje mi się, że to już nie moje życie, straciłam kontrolę nad wszystkim! I co?! Mam uciec jak co druga bohaterka romansów? Spakować się i zacząć nowe życie?! To jakaś bzdura! Ułożyłam sobie wszystko, zrezygnowałam z tak wielu rzeczy, żeby dojść do tego miejsca! I teraz ono jest otchłanią?! Pustką?! – Karolina czuła się coraz bardziej zagubiona. Była teraz małą bezbronną dziewczynką, a nie polonistką z wielokrotnie przyznanym tytułem nauczyciela roku.
– Dziewczyno, kończ te smętne monologi. Pakuj walizkę i…
Nie skończyła zdania, bo przyjaciółka przerwała jej, zawodząc:
– Ale ja nie mam walizki!
Chwilę tak trwały w milczeniu, a potem wybuchnęły gromkim śmiechem. Od rozpaczy do radości czasem jest jeden krok. A Karolina znalazła się w błędnym kole.