9,99 zł
Książę Alejandro de Alegon uległ wypadkowi samochodowemu, po którym czeka go długa rekonwalescencja. Zamierza ją odbyć w swoim ulubionym miejscu – w górach Sierra Nevada. Zatroskana siostra wysyła do niego Sadie Montgomery, świetną kucharkę, która najlepiej zadba o jego szybki powrót do zdrowia. Alejandro nie chce, by się nim opiekowano. Zaczyna jednak zmieniać zdanie, gdy okazuje się, że Sadie nie tylko dobrze gotuje, ale też jest wspaniałą towarzyszką przejażdżek konnych, kąpieli w rzece i partnerką w ognistym flamenco…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 143
Susan Stephens
Hiszpańskie serce
Tłumaczenie: Alina Patkowska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: A Scandalous Midnight in Madrid
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Susan Stephens
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6700-7
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Niebo nad sercem starego Madrytu przypominało czarny aksamit, a miejskie zegary wybijały północ, gdy don Alejandro, książę Alegon, wysiadł ze sportowego samochodu przed najmodniejszym klubem w mieście. Natychmiast u jego boku pojawił się parkingowy. Alejandro wsunął mu w dłoń hojny napiwek, wpatrując się w przeciwną stronę ulicy, w kuchnię El Gato Feroz, gdzie w blasku płomienia młoda kobieta przygotowywała jakąś potrawę u boku światowej sławy szefa Sorollo. Miała ponętną figurę okrytą białym fartuchem, pełne usta i zmarszczone w skupieniu brwi. Jej drobne dłonie poruszały się szybko i rytmicznie.
Jakby wyczuwając, że jest obserwowana, podniosła wzrok. Z tej odległości Alejandro nie widział szczegółów, ale spojrzenie miała jasne i przenikliwe, a spod czapki wymykało się kilka kosmyków miedzianych włosów. Podobno płomienne włosy oznaczały płomienny temperament. Alejandro mógł ręczyć za potrawy, które przygotowywała, ponieważ wielokrotnie jadał w El Gato Feroz i wybrał tę restaurację na zaręczynowe przyjęcie swojej siostry, które miało się odbyć następnego wieczoru. Dzisiaj Annalisa podejmowała swoje przyjaciółki na wieczorze panieńskim w klubie. Ostatni wieczór wolności, stwierdziła niepokojąco.
– Alejandro! – zawołała do niego teraz.
Niecierpliwie uniósł dłoń, chcąc jeszcze przez chwilę popatrzeć na dziewczynę w kuchni. Było w niej coś, co przykuwało jego uwagę, coś w jej pewności siebie i zachowaniu, co wydawało się współgrać z jego podejściem do życia. Tutaj, w Madrycie, był donem Alejandro de Alegonem, hiszpańskim arystokratą o nienagannym rodowodzie, odpowiedzialnym za wielką międzynarodową firmę, a także za ogromne posiadłości ziemskie i krnąbrną siostrę, ale kiedy wyjeżdżał z miasta, stawał się innym człowiekiem. Opanowanie tej dziewczyny sugerowało, że potrafi się przystosowywać do różnych okoliczności równie łatwo jak on, dlatego był ciekaw, czy istnieje jakaś inna strona jej charakteru.
– Alejandro! – powtórzyła Annalisa z frustracją. – Moje przyjaciółki czekają na ciebie.
– Będę za kilka minut – obiecał i przeszedł na drugą stronę ulicy.
Przyjaciółkom Annalisy nic nie groziło z jego strony. Gustował w nieco starszych kobietach, które dobrze znały zasady gry: żadnych długotrwałych zobowiązań, żadnych komplikacji po obu stronach. Obowiązki pozostawiały mu niewiele czasu na życie osobiste. Jedyną odskocznią, na jaką sobie pozwalał, były wyjazdy w góry, gdzie zarówno on, jak i Annalisa mogli oderwać się od wymagań miasta i na nowo odkryć bogate dziedzictwo swoich cygańskich przodków. W górach nie był już hiszpańskim donem, do którego wszyscy się łasili ze względu na tytuł, ale po prostu Alejandrem, człowiekiem, którego należy oceniać na równi z innymi bez względu na majątek czy pozycję, i tylko w górach naprawdę odnajdywał spokój.
– Alejandro! – Głos Annalisy stawał się coraz bardziej natarczywy. – Musisz nas wprowadzić do środka!
– Jestem pewien, że dacie sobie radę bez mojej pomocy – zawołał i usłyszał chóralny jęk rozczarowania. Wiedział jednak, że jego ochroniarze zadbają o młode kobiety. Uwielbiał swoją siostrę, ale pierwszy gotów był przyznać, że ją rozpieszcza. Była jeszcze mała, kiedy ich rodzice zginęli w tragicznym wypadku, i Alejandro musiał wziąć na siebie ciężar opieki nad nią. Robił, co mógł, by przywrócić jej poczucie bezpieczeństwa. Annalisa miała burzliwy temperament, ale nadrabiała to pogodnym spojrzeniem na życie i nie sposób było jej nie lubić.
Teraz jednak pobiegła za nim.
– Co ty wyprawiasz, Alejandro? Obiecałeś, że będziesz miły dla moich przyjaciółek.
– Będę – zapewnił ją. – Ale wypadło mi coś pilnego.
– Coś? – Jego siostra, która znała go lepiej niż ktokolwiek inny, zmrużyła oczy. – A może ktoś? Tylko nie pozwól temu komuś zatrzymywać cię zbyt długo. Będziemy na ciebie czekać.
– Nie będziecie – odparł chłodno. – Będziecie zbyt zajęte tańczeniem na stole. Wrócę za dziesięć minut. I proszę, nie zapominaj, że jutro o tej porze będziesz już zaręczona z księciem. Wątpię, czy będzie równie wyrozumiały jak ja, kiedy zobaczy twoje zdjęcia w prasie.
– Zawsze psułeś zabawę – westchnęła Annalisa i wróciła do przyjaciółek.
Drzwi El Gato Feroz otworzyły się z rozmachem i szef sali wyszedł mu na powitanie. Alejandro powiedział do niego kilka słów i mężczyzna zniknął. Mijały kolejne sekundy. Gdy Alejandro pomyślał, że czekanie nie może być już gorsze, do restauracji weszła w towarzystwie starszego, bogatego męża kobieta, z którą przed laty połączyła go krótka znajomość.
– Alejandro – szepnęła, zatrzymując się przy nim i kładąc upierścienioną dłoń na jego ramieniu. – Kiedy się znów spotkamy?
– Nigdy – mruknął dyskretnie. – Teraz jesteś mężatką.
– I co z tego? – odrzekła zaczepnie, ale spłoszyła się nieco, gdy podszedł do nich jej mąż.
– Ekscelencjo! – zawołał, z szacunkiem pochylając głowę. – Co za zaszczyt…
– To ja czuję się zaszczycony – zapewnił go Alejandro.
Niedoszła syrena rzuciła mu przeciągłe spojrzenie przez ramię, gdy mąż prowadził ją do wnętrza restauracji. Po chwili pojawił się szef sali. Rozłożył szeroko ramiona i zawołał z przygnębieniem:
– Bardzo mi przykro, don Alejandro, ale panna Sadie jest zajęta. Prosiła, bym panu przekazał, że nie można jej teraz przeszkadzać.
– To nie pańska wina – uspokoił go Alejandro.
Sadie. Miała na imię Sadie. Dobra robota, Sadie, pomyślał, wychodząc z restauracji. To była zaledwie pierwsza potyczka, ale bitwa nie była jeszcze przegrana.
Z uśmiechem na ustach przeszedł przez ulicę. Bardzo przyjemnie było odkryć kobietę, która odmówiła spełnienia jego kaprysu.
Dlaczego don Alejandro, książę Alegon, poprosił ją o spotkanie? Sadie wyjrzała przez okno, spoglądając na atletyczną sylwetkę jednego z najsłynniejszych, a raczej najbardziej niesławnych mężczyzn w Hiszpanii, który właśnie przechodził przez wąską ulicę. Niesławę don Alejandro zawdzięczał plotkom, według których jego sukcesy w łóżku mogły się równać z sukcesami w biznesie. Na myśl o surowej, zmysłowej energii, jaką emanowało to potężne ciało, przeszył ją dreszcz. Na tym polegała różnica między nimi. Sadie nie miała niemal żadnego doświadczenia seksualnego. Brakowało jej czasu na życie osobiste, a mając w pamięci matkę, która przez całe jej dzieciństwo cierpiała przez ojca, nie było jej śpieszno do zmiany tego stanu rzeczy. Ojciec na zawsze zniechęcił ją do mężczyzn. Jedynym wyjątkiem był jej przełożony, szef kuchni Sorollo, który był wyjątkowym człowiekiem i dawał jej poczucie bezpieczeństwa.
Ale po niedługim czasie jej myśli znów powróciły do dona Alegona. Jeszcze nikt dotychczas nie prosił jej o rozmowę w trakcie zmiany, chyba że chodziło o jakieś specjalne zamówienie. Może chciał w ostatniej chwili zmienić coś w menu jutrzejszego przyjęcia zaręczynowego swojej siostry? Gdyby tak było, powinna się zgodzić. Ale gdyby tego właśnie chciał, czy nie zwróciłby się bezpośrednio do szefa kuchni?
Jeszcze raz wyjrzała przez okno, akurat w chwili, gdy don Alegon znikał w klubie Magia, gdzie lubili się gromadzić przedstawiciele wyższych sfer. Niektórzy mężczyźni o potężnych sylwetkach nie najlepiej wyglądali w garniturach, ale na nim ciemny, doskonale skrojony strój prezentował się doskonale. Serce Sadie biło coraz mocniej. Dlaczego musiała podnieść głowę znad sosu akurat w chwili, kiedy gapił się na nią ten mężczyzna? Pewnie zadziałał instynkt. W don Alegonie było coś niezaprzeczalnie drapieżnego, od czego zasychało jej w ustach, a ciało zaczynało tęsknić za rzeczami, jakich dotychczas nie doświadczyła. Miała jednak dość rozsądku, by nie zachęcać do siebie mężczyzny, który poruszał się w najlepszych kręgach, gdy jej domem była ta kuchnia.
Sadie była najszczęśliwsza, gdy mogła karmić innych. Może dlatego, że rodzice uważali ją za kłopotliwy ciężar, szukała przyjaźni i towarzystwa ich służby. Szybko odkryła, jaką przyjemność daje uszczęśliwianie ludzi przez dawanie im dobrego jedzenia. Kiedy ojciec umarł, a matka zupełnie ją odrzuciła, Sadie wiedziała już, czym chce się zająć w życiu.
Następnego wieczoru, gdy cały zespół przygotowywał się do przyjęcia zaręczynowego Annalisy Alegon, szefa kuchni Sorollo zawołano do telefonu.
– Katastrofa! – wykrzyknął, kiedy wrócił.
Wszyscy ucichli. Sadie była pewna, że cały personel pomyślał w tej chwili to samo co ona: tylko nie dziś! Nawet najspokojniejszy szef kuchni czasami tracił opanowanie. Sorollo nie był najspokojniejszym szefem na świecie, ale tym razem wydawał się naprawdę poruszony. Okazało się, że bliski członek jego rodziny zachorował. Nic nie było ważniejsze dla Sorolla niż gotowanie, z wyjątkiem bliższej i dalszej rodziny, do której zaliczał również swój personel. Sadie także czuła się częścią tej wielopokoleniowej rodziny i teraz wiedziała, że musi stanąć na wysokości zadania.
– Nie martw się. Jedź. Ja się wszystkim zajmę – powiedziała.
– Wiedziałem, że mogę na tobie polegać! – wykrzyknął z ulgą jej mentor i przyjaciel, po czym zadzwonił po taksówkę.
Przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić. Szef kuchni był dla niej jak ojciec, odkąd przybyła do Madrytu w poszukiwaniu pracy. Po opuszczeniu domu zatrudniła się na pokładzie ekskluzywnego jachtu, ale szybko zdała sobie sprawę, że życie na morzu nie jest dla niej, chociaż jej gotowanie zyskało pochlebne referencje szefa na statku. Kiedy jacht zacumował w Barcelonie, pojechała do Madrytu, marząc o karierze w gastronomii, a konkretnie w światowej sławy restauracji El Gato Feroz. Czytała o niej, kiedy była w szkole, i mogła sobie tylko wyobrazić, jak wspaniale byłoby pracować u boku słynnego szefa kuchni. Miejsce na zmywaku było spełnieniem jej marzeń. Zmywanie to początek, powiedział szef Sorollo. Jeśli Sadie zgodzi się zostawać po godzinach, to nauczy ją siekać warzywa. A gdy już opanuje tę umiejętność, kto wie, jak daleko może zajść?
– Przeszłaś długą drogę – skomentował teraz, chwytając płaszcz. – Pamiętasz swój pierwszy dzień tutaj?
– To był najlepszy dzień w moim życiu – odpowiedziała szczerze.
– Wiedziałem, że ta chwila kiedyś nadejdzie – rzekł z czułym uśmiechem, który złagodził zmarszczki na jego twarzy. – Zawsze wiedziałem, że mogę ci zaufać, Sadie. Ale nie przemęczaj się dzisiaj. Nie ma takiej potrzeby. Masz tutaj duże wsparcie, a don Alegon to dobry człowiek. Znam go od lat. On zrozumie, dlaczego musieliśmy zmienić plany.
Sadie nie tryskała optymizmem, ale milczała.
– No dobrze – stwierdziła, gdy szef kuchni zniknął w taksówce. – A teraz do roboty, żeby szef Sorollo mógł być z nas dumny.
– Co takiego?!
Alejandro był wściekły. Przyjechał wcześniej, żeby sprawdzić, czy wszystko jest gotowe przed przyjęciem Annalisy, a tymczasem powiedziano mu, że szefa Sorollo nie będzie w kuchni w ten wyjątkowy wieczór! Niełatwo tracił panowanie nad sobą, ale teraz był na granicy.
– Jak szef kuchni może opuścić kuchnię w taki wieczór? – ryknął tak głośno, że sztućce i kryształy zagrzechotały.
Nieszczęsny szef sali nie potrafił wydobyć z siebie ani słowa. Z kuchni wyszła kobieta – ta sama, która nie chciała z nim rozmawiać poprzedniego wieczoru. Z bliska była jeszcze piękniejsza, choć jej uroda nie była konwencjonalna. Pociągała go szczerość błyszcząca w jej oczach.
– Don Alegonie – powiedziała ciepło – witamy w El Gato Feroz. Miło mi pana poznać…
– W końcu? – odgryzł się.
Uśmiechnęła się, ignorując jego zły humor.
– To bardzo dobrze, że zajrzał pan wcześniej, żeby wszystko sprawdzić. Na pana miejscu zrobiłabym to samo.
– Zrobiłaby to pani? – rzucił ostro.
– Przepraszam. Nie przedstawiłam się – powiedziała, zupełnie niezrażona jego zachowaniem. – Szefowa kuchni Sadie Montgomery, do usług. Ale proszę nazywać mnie Sadie.
– Alejandro Alegon…
Wyciągnęła rękę i powiedziała chłodno:
– Miło mi w końcu poznać pana osobiście, don Alegonie.
Szybko uścisnął jej dłoń. Była chłodna i sucha, a jej uścisk mocny i rozsądny. Czyżby pomylił się co do ukrytego w niej ognia? Po raz pierwszy zwątpił w swój instynkt. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby ta kobieta kiedykolwiek straciła kontrolę nad sobą.
– Proszę pozwolić, że pana uspokoję – ciągnęła. – Pomimo nieobecności szefa Sorolla menu pozostaje niezmienione, a jedzenie będzie równie smaczne jak zawsze.
– Z panią u steru? – Nie wiedział, jak sobie poradzić z tak prostolinijnym podejściem, i czuł się zobowiązany, by rzucić jej wyzwanie.
– Tak – stwierdziła stanowczo, bez mrugnięcia okiem wytrzymując jego spojrzenie. Z bliska dostrzegł, że jej oczy miały fiołkowy kolor. Wpatrywała się w niego ze spokojną determinacją.
– Mam nadzieję, że jest pan zadowolony z tego, co zrobiliśmy – powiedziała, prowadząc go w głąb restauracji. – Cały zespół bardzo się starał, by przyjęcie pańskiej siostry udało się idealnie.
Rozejrzał się dokoła. Musiał przyznać, że restauracja wyglądała doskonale. Prosił o egzotyczne kwiaty, które pasowałyby do żywej osobowości jego siostry, i florystka wyczarowała z nich prawdziwą magię.
– Niedługo zapalimy świece. A potem zobaczy pan, jak kryształy i sztućce migoczą jak w jaskini Aladyna – dodała, patrząc w dal, jakby wyobrażała sobie tę scenę.
A zatem Sadie miała również liryczną stronę charakteru. Ciekawe, pomyślał. Zaraz jednak wyrwała się z zadumy i znów stała się profesjonalistką w każdym calu, od czubka kucharskiej czapki po palce brzydkich roboczych chodaków. Kiedy przypadkowo otarli się o siebie przy otwieraniu drzwi, jego ciało zareagowało na nią z zaskakującym entuzjazmem.
– Nie musi się pan o nic martwić, don Alegonie – zapewniła go. – Jestem pewna, że nasz zespół pomyślał o wszystkim.
Zauważył, że nie chwaliła siebie.
– Nie martwię się – odrzekł. – Oczekuję tego, co najlepsze, i jestem pewien, że właśnie to dostanę.
– Dziękuję za zaufanie – powiedziała z zadowoleniem. – Czy podać panu koktajl? – Wskazała lustrzany bar z rzędem stołków obitych ciemnoniebieskim aksamitem.
– Nie, dziękuję – odrzekł ostro.
– Nie skusi się pan na lampkę szampana?
Mógłby się skusić na wiele rzeczy, pomyślał, patrząc jej w oczy, ale nie na szampana. Chciał tego wieczoru zachować trzeźwą głowę. Wciąż miał wątpliwości co do narzeczonego Annalisy; musiał uważnie obserwować księcia i jego przyjaciół. Byli utytułowani, ale dokładne dochodzenie przeprowadzone przez jego ochronę wykazało, że nie mają pieniędzy na sfinansowanie ekstrawaganckiego stylu życia, a jego lekkomyślna siostra mogła nie dostrzec rysujących się na horyzoncie kłopotów.
– Szampan? Nie, dziękuję.
– W takim razie może piwo? – zasugerowała z kpiącym błyskiem w oczach.
Nie bała się go rozdrażnić, co było kolejnym argumentem na jej korzyść.
– To niezły pomysł. Ale pod warunkiem, że do mnie dołączysz.
– Nigdy nie piję w czasie pracy – odrzekła z tym samym uprzejmym uśmiechem.
Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Sadie dodała:
– Zdaje się, że przyjechała pańska siostra, więc poproszę jednego z kelnerów, aby przyniósł panu piwo.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odeszła. Znowu mu uciekła. Przed restauracją zatrzymały się limuzyny, które zamówił dla Annalisy i jej przyjaciół. Pomyślał, że tego wieczoru będzie zbyt zajęty, żeby porozmawiać z Sadie, ale nie zapomni o tym, że rzuciła mu rękawicę.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej