9,99 zł
Callie po raz pierwszy w życiu kupuje los na loterii i wygrywa pięć tysięcy funtów. Spełnia swoje marzenie, by choć na chwilę zmienić otoczenie i wyrwać się z deszczowego Londynu. Jedzie na wybrzeże Amalfi, gdzie poznaje urzekającego Włocha Lucę. Luca uwodzi ją, a ona się w nim zakochuje. Wierzy, że to miłość jej życia. Nie wie jednak, że Luca jest księciem. Należą do innych światów, które nie mają prawa się spotkać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 141
Tłumaczenie:Anna Dobrzańska-Gadowska
Jeśli chodzi o pogrzeby, ten z całą pewnością należał do tak okazałych, jak to tylko możliwe.
Zgodnie z tradycją Luca, obecnie panujący książę, przybył ostatni, by zająć przysługujące mu honorowe miejsce w katedrze. Usiadł przed ołtarzem, pod kopułą zdobioną malowidłami pędzla Michała Anioła. Olbrzymie odrzwia z jednej strony ołtarza były tak kunsztownie rzeźbione, że w turystycznych przewodnikach zawsze nazywano je „bramą niebios”.
Otępiały ze smutku Luca czuł jedynie niepokój, czy aby na pewno należycie zadbał o oddanie wszelkich honorów człowiekowi, któremu tak wiele zawdzięczał. Flagi w prowincji Fabrizio zostały opuszczone do połowy masztu. Lojalni poddani wylegli na ulice, z Francji dowieziono mnóstwo kwiatów, a z Rzymu muzyków. W zaprzężonych w konie bezcennych powozach do katedry przyjechali dygnitarze z całego świata. Czarny ogier Luki, Force, ciągnął przykrytą flagą trumnę zmarłego księcia na lawecie, osiodłany, z odwróconymi podeszwą do góry butami do konnej jazdy w strzemionach. Dumny koń trzymał głowę wysoko, jakby wiedział, że wieziony przez niego wielki człowiek udaje się w ostatnią podróż.
Jako nowemu władcy małego, lecz nieprawdopodobnie bogatego księstewka Fabrizio, Luce, którego brukowce nadal z satysfakcją nazywały „chłopakiem znikąd”, okazywano najwyższy szacunek. Dzięki wrodzonym zdolnościom biznesowym zarobił miliardy, natomiast mężczyzna, któremu tego dnia wyprawiał pogrzeb, uczynił go księciem.
Wspaniałe wnętrze, w którym odbywało się nabożeństwo żałobne, pod każdym względem różniło się od nędznych, brudnych alejek, którymi biegał jako dziecko. Zamiast zrujnowanych domów miał przed sobą imponującą gotycką architekturę, imponujące rzeźby i przepiękne witraże. Nawet w najśmielszych marzeniach nigdy nie wyobrażał sobie, że zostanie księciem. W dzieciństwie wystarczało mu, gdy w śmietniku znalazł coś nadającego się do jedzenia i jakieś szmaty, którymi mógł się osłonić przed chłodem.
Uprzejmym skinieniem głowy powitał kolejną europejską księżniczkę, która rzuciła mu czarujący uśmiech. Na szczęście zachował uliczny spryt i przebiegłość, które zawsze ostrzegały go przed oszustami, i nie zamierzał wiązać się z żadną spragnioną majątku i męża arystokratką.
Oczywiście nic nie mógł jednak poradzić, że krew w jego żyłach miała dość wysoki poziom testosteronu. Mimo że świeżo ogolony i ubrany w elegancki garnitur, wciąż przypominał portowego awanturnika. Wygląd Luki był jedyną rzeczą, której jego adoptowany ojciec, zmarły książę, nie był w stanie poprawić.
Młody mężczyzna miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, był opalony i zbudowany niczym gladiator. Jego matka była ciężko pracującą dziewczyną z Rzymu, o ojcu nic nie wiedział. Wykształcenie i wszystko inne zawdzięczał księciu.
Spotkali się w Koloseum, gdzie książę towarzyszył jakiejś oficjalnej delegacji, a Luca grzebał w śmietnikach. Chłopcu nawet nie przyszło do głowy, że może się stać obiektem uwagi tak wielkiego człowieka, lecz książę był wybitnie spostrzegawczy i następnego dnia wysłał do Luki swego asystenta z propozycją, aby łobuziak zamieszkał w pałacu jako towarzysz Maxa, książęcego syna. Luca otrzymał też obietnicę, że jeżeli nowe życie nie przypadnie mu do gustu, w każdej chwili będzie mógł odejść.
Luca, choć czujny i ostrożny, był jak zwykle głodny i postanowił skorzystać z okazji. Dzięki tej decyzji znajdował się teraz właśnie w tym, a nie innym miejscu i to dlatego oddanie czci księciu było dla niego tak ważne.
Darzył przybranego ojca najwyższym szacunkiem za to, że nauczył go, jak budować życie, a nie płynąć z prądem. Niestety, tuż przed śmiercią książę obarczył go ciężkim obowiązkiem.
– Max jest słaby – powiedział. – Dlatego to ty wstąpisz po mnie na tron. Musisz się ożenić i zachować ciągłość dynastii dla dobra kraju, który obydwaj, jak mocno wierzę, szczerze kochamy.
Luca chwycił w dłonie kruchą dłoń ojca i złożył uroczystą obietnicę. Gdyby mógł, przelałby przynajmniej część swojej energii w żyły człowieka, którego gorąco kochał. Zrobiłby wszystko, żeby uratować życie tego, który kiedyś uratował jego samego.
Teraz, jakby czytając w jego myślach, z drugiej strony nawy gniewnie patrzył na niego jego przybrany brat, Maximus. Od początku czuli do siebie wyłącznie żywiołową antypatię. Ich ojcu nigdy nie udało się zbliżyć do Maxa i Luca również odniósł tu całkowitą porażkę.
Max wolał uganiać się za kobietami i uprawiać hazard niż poświęcić choć trochę uwagi sprawom państwa, i nigdy nie okazywał rodzinie ani odrobiny zainteresowania, gustując w towarzystwie sprytnych pochlebców, którzy chcieli wkraść się w jego łaski. Luca szybko się zorientował, że Max zawsze będzie jego największym wrogiem.
Pośpiesznie odwrócił wzrok, sięgnął po poświęconą pamięci zmarłego książeczkę i z wielkim smutkiem przebiegł wzrokiem długą listę dokonań oraz tytułów zmarłego. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przybrany ojciec był wyjątkowym człowiekiem i ta świadomość kazała mu tym mocniej trwać przy złożonej obietnicy.
– Jesteś urodzonym przywódcą – powiedział mu książę. – Dlatego mianuję cię moim następcą.
Luca bynajmniej nie był spragniony zaszczytów i honorów, przysługujących następcy tronu księstwa Fabrizio. Sukces przyniosły mu studia na wydziale technologii komputerowej, po których dość szybko zdobył pozycję jednego z najbardziej wpływowych ludzi w swojej dziedzinie. Jego globalne zyski były tak wysokie, że firma praktycznie rozwijała się sama. I bardzo dobrze, bo teraz musiał skupić się na rządzeniu państwem i zapełnieniu pustego miejsca u swego boku.
– Jeżeli nie ożenisz się w ciągu dwóch lat, zgodnie z konstytucją tron przypadnie twojemu bratu – wyjaśnił książę.
Obaj nie mieli cienia wątpliwości, że Max w krótkim czasie doprowadzi księstwo do ruiny.
– To jest twoje przeznaczenie – rzekł przybrany ojciec Luki. – Nie możesz odmówić prośbie umierającego.
Młody mężczyzna nie zamierzał odmawiać, lecz myśl o poślubieniu jakiejś mało interesującej księżniczki wcale go nie pociągała. I chyba popadłby w poważne przygnębienie, gdyby nie prawdziwa miłość do ludzi, za których dobrobyt od dziś odpowiadał.
Zaraz po ceremonii planował pojechać do południowych Włoch i tam pracować w cytrynowych gajach u boku zwykłych sezonowych robotników. Nie wyobrażał sobie lepszego sposobu na poznanie ich codziennych trosk i bolączek.
– Na świecie naprawdę istnieją dobre, uczciwe kobiety – powtarzał jego ojciec. – Musisz tylko znaleźć tę, przy której zmięknie twoje serce. Wybierz niezwykłą dziewczynę o mocnym charakterze. Nie rozglądaj się za takimi, które są jak tombak, jak mika. Szukaj złota, nie imitacji.
Słysząc te słowa, Luca wiedział, że czeka go trudne zadanie, lecz dopiero dziś, podczas pogrzebu ojca, dotarło do niego, że zadanie to może się okazać po prostu niewykonalne.
Jeśli chodzi o pogrzeby, ten był skromny, ale godny. Callie zadbała o to.
Poza nią jedynymi żałobnikami, opłakującymi śmierć jej ojca, byli ich najbliżsi sąsiedzi i Callie czuła, że ta spokojna ceremonia stanowi pewną przeciwwagę dla beztroskiego życia zmarłego.
Życie Callie z pewnością nie było łatwe. Gdyby nie przyjaciele, Brownowie, którzy zawsze próbowali pokazać jej zabawną stronę przypadających jej w udziale doświadczeń, nieraz wyrywałaby sobie włosy z głowy.
Brownowie starali się dzisiaj zachowywać spokojnie i poważnie, jak na okoliczności przystało. Wrażenie psuła tylko piątka ich psów, które wysypały się z campera i teraz uganiały się po wiejskim cmentarzu, zajadle szczekając.
Tak czy inaczej, to właśnie dzięki nim, sąsiadom i przyjaciołom, Callie wiedziała, jak wygląda szczęśliwa rodzina, taka, jaką sama zamierzała stworzyć w przyszłości.
– Do widzenia, tato – szepnęła, rzucając na trumnę garść wilgotnej, chłodnej ziemi.
– Nie smuć się, skarbie – pani Brown objęła ją mocnym ramieniem. – Najgorsze jest już za tobą, teraz możesz zacząć nowe życie. Sama zapiszesz swoje historie na pustych kartkach. Zamknij oczy i pomyśl, gdzie chciałabyś się teraz znaleźć, no, dalej. Mnie zawsze poprawia to nastrój, prawda, Rosie?
Rosie Brown, najlepsza przyjaciółka Callie i najstarsza latorośl Brownów, przytuliła dziewczynę z drugiej strony.
– Mama ma rację – uśmiechnęła się lekko. – Świat stoi przed tobą otworem, kochana, możesz robić, co zechcesz. Tylko nie zapomnij, że czasami dobrze jest posłuchać rady ludzi, którym ufasz, i pozwolić, by ci pomogli.
– Gdzie mogłabym się dostać za dziesięć funtów? – spytała Callie.
Rosie westchnęła.
– Każde miejsce jest lepsze niż te doki. Przepraszam, mamo, wiem, że je uwielbiasz, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi. Callie potrzebuje odmiany.
Kiedy wszyscy zapakowali się do campera, Callie poczuła się trochę lepiej. Towarzystwo Brownów było niczym potężna dawka optymizmu, której tak bardzo potrzebowała po życiu u boku ojca, pełnym słownej i fizycznej przemocy.
Wreszcie była wolna. Pierwszy raz. Nie miała tylko pojęcia, jak korzystać z tego wielkiego daru.
– Nawet nie myśl o pracy – pani Brown odwróciła się do Callie. – Od dziś nasza Rosie może przejąć twoją zmianę w pubie.
– Bardzo chętnie – Rosie lekko ścisnęła rękę przyjaciółki. – Potrzebujesz wakacji.
– Będę musiała znaleźć jakieś zajęcie – z namysłem powiedziała Callie. – Nie mam pieniędzy na wyjazd.
Ojciec nie zostawił jej ani grosza. Dom wynajmowali, nie mieli praktycznie nic. Callie pracowała jako sprzątaczka w pubie i jej zarobki z trudem wystarczały na czynsz i jedzenie, pod warunkiem, że nieopatrznie nie zostawiła pieniędzy w miejscu, gdzie mógł je znaleźć ojciec, awanturnik, pijak i hazardzista.
– Zastanów się, co chciałabyś robić – nalegała pani Brown. – Teraz twoja kolej, skarbie.
Callie bardzo lubiła się uczyć. Zależało jej, by osiągnąć coś więcej i nie zarabiać sprzątaniem do końca życia. Jej największym marzeniem była praca na powietrzu, w słońcu.
– I nigdy nic nie wiadomo – ciągnęła sąsiadka. – Jutro zabierzemy się za sprzątanie waszego domu i, kto wie, może znajdziemy zwitek banknotów z jakiejś wygranej, który twój ojciec w roztargnieniu zostawił w kieszeni.
Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco. Doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie mogła uważać się za szczęściarę, jeśli znajdzie kilka zapomnianych monet. Ojciec nigdy nie miał pieniędzy i gdyby nie otwarte serce Brownów, pewnie nie udałoby im się przeżyć. Pan Brown miał działkę, na której uprawiał warzywa, i często dawał Callie część plonów.
– Pamiętaj, że możesz mieszkać u nas, jak długo zechcesz, dopóki nie uporządkujesz swoich spraw – zawołała pani Brown z przedniego siedzenia.
– Dziękuję. – Callie wychyliła się do przodu i pocałowała kobietę w policzek. – Naprawdę nie wiem, co bym bez was zrobiła.
– Świetnie sobie poradzisz, zobaczysz – rzuciła pani Brown. – Zdolna z ciebie dziewczyna i teraz możesz pofrunąć tak wysoko, jak miała nadzieję twoja mama. Wyśniła wspaniałą przyszłość dla ciebie. To tragedia, że nie dane jej było widzieć, jak dorastasz.
Callie pomyślała, że szybko się dowie, czy sobie poradzi, czy nie. Tak czy inaczej, nie zamierzała zwlekać z wyjazdem. Nie chciała być dodatkowym obciążeniem dla Brownów. Planowała, że po spłaceniu długów ojca wyruszy w drogę. Może do Blackpool? W tym tradycyjnym angielskim nadmorskim kurorcie znajdowało się mnóstwo pensjonatów, a to oznaczało otwarty rynek pracy.
Postanowiła, że w pierwszej wolnej chwili zabierze się za przeglądanie ofert zatrudnienia.
Gdyby nie zawsze optymistycznie nastawieni do rzeczywistości Brownowie, likwidowanie domu byłoby wyjątkowo ponurym zajęciem.
Pani Brown wygarniała rzeczy z pokojów, a Callie i Rosie sortowały je na przeznaczone dla sklepów charytatywnych, potencjalnie nadające się do sprzedaży i te do wyrzucenia. Kupka przedmiotów na sprzedaż okazała się przygnębiająco mała.
– Nie zdawałam sobie sprawy, ile trzymaliśmy tu śmieci – przyznała Callie.
– Twój ojciec przepił i przegrał wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. – Pani Brown z dezaprobatą wydęła wargi.
– I tu się bardzo mylisz – triumfalnie wykrzyknęła Rosie, machając pięciofuntowym banknotem. – Patrzcie tylko, co znalazłam!
– No, prawdziwa fortuna! – parsknęła śmiechem jej matka. – Co zamierzasz z tym zrobić, Callie?
– Nic rozsądnego, mam nadzieję – mruknęła Rosie. – Nie starczy nawet na drinka, nie mówiąc już o porządnym posiłku…
Callie ze zdumieniem popatrzyła na wyświechtany banknot. Nagle dotarło do niej, że wiele by dała, by odzyskać ojca. Było to dziwne, po wszystkich tych latach bezskutecznej walki o jego miłość. Miłość, której nigdy jej nie okazał.
– Chyba wrzucę to do puszki z datkami dla ubogich w sklepie na rogu – powiedziała z wahaniem.
– Nic z tego. – Pani Brown wyjęła banknot z ręki córki. – Ja się tym zajmę.
– Wyobraź sobie, że to wcześniejszy gwiazdkowy prezent od twojego taty – podsunęła Rosie. – Mama na pewno coś wymyśli.
– Byłby to pierwszy gwiazdkowy prezent, jaki kiedykolwiek od niego dostała – pokiwała głową pani Brown. – Ale jeśli o mnie chodzi, to na pewno wpadnę na jakiś pomysł, co zrobić z tymi pieniędzmi, masz rację.
– Dobrze – Callie uśmiechnęła się słabo.
Wyczuwając smutek przyjaciółki, Rosie szybko zmieniła temat, Callie usłyszała jednak znowu o swoich pięciu funtach przy kolacji.
– Wszyscy wiemy, że jesteś przeciwna wszelkim hazardowym grom, i nie jest dla nas tajemnicą, dlaczego – odezwała się pani Brown. – Ale tym razem musisz coś ode mnie przyjąć, i to bez dyskusji…
Callie znieruchomiała na widok pięciofuntowej zdrapki, którą właśnie podsunęła jej sąsiadka.
– Potrzebujesz czegoś do zdrapania folii – przytomnie zauważył pan Brown, szukając w kieszeni drobnych monet.
– Zamknij oczy i wyobraź sobie, co zrobisz z tymi pieniędzmi – zachęciła Rosie.
– Jakimi pieniędzmi? – uśmiechnęła się Callie.
Przy stole zapadła cisza jak makiem zasiał, co w domu Brownów zdarzało się niezwykle rzadko.
– Może to początek zmian – szepnęła Rosie. – No, zdrap folię, nie masz przecież nic do stracenia!
Callie doszła do wniosku, że jej przyjaciółka ma całkowitą rację. Faktycznie, nie miała nic, ale to kompletnie nic do stracenia.
– I co? – niecierpliwie spytała pani domu, kiedy dziewczyna spełniła prośbę ich wszystkich.
– Pięć tysięcy funtów – z trudem wykrztusiła Callie.
Nikt nie odezwał się ani słowem. Sekundy mijały.
– Co takiego? – odezwała się w końcu Rosie.
– Wygrałam pięć tysięcy funtów.
Brownowie wybuchnęli entuzjazmem i następne godziny upłynęły im na snuciu szalonych pomysłów.
– Chcę dać wam te pieniądze – powiedziała Callie.
– Nie ma mowy. – Pani Brown zdecydowanym ruchem splotła ramiona na obfitej piersi.
Callie nie zamierzała się z nią sprzeczać, postanowiła jednak odłożyć część wygranej sumy dla przyjaciół.
– Możesz kupić wszystkie psy ze schronisk w całej Anglii – oświadczył Tom, drugi w kolejności po Rosie.
– Albo używany samochód! – zawołał jego brat.
– Dlaczego nie miałabyś wydać wszystkiego na ciuchy? – zaproponowała jedna z dziewcząt. – Taka szansa na uzupełnienie garderoby raczej już nigdy ci się nie zdarzy…
Jakiej garderoby, pomyślała Callie. Wszystkie jej ubrania mieściły się w niewielkiej poliestrowej torbie, uśmiechnęła się jednak w odpowiedzi i na chwilę dała się ponieść fali optymizmu.
– To nie jest ogromna kwota i nasza Callie powinna wydać przynajmniej jej część na coś, co sprawi jej przyjemność – zauważył pan Brown. – Na coś, o czym zawsze marzyła i co na długo zapamięta. Nie miała dotąd szczególnie przyjemnego życia i teraz los wreszcie się do niej uśmiechnął.
W pokoju znowu zapanowało milczenie, tym razem również pełne zaskoczenia i niedowierzania. Pan Brown nigdy dotąd nie wygłosił tak długiego przemówienia i w jego imieniu zawsze głos zabierała żona.
– Masz jakieś pomysły, skarbie? – zagadnęła wreszcie pani Brown.
– Tak – odparła Callie, zadziwiając samą siebie.
– Tylko nie Blackpool – przewróciła oczami Rosie. – Tam możemy pojechać w pierwszy lepszy weekend.
– Więc co? – zgodnym chórem zapytali pozostali Brownowie.
Dziewczyna chwyciła dodatek do gazet z programem telewizyjnym i rozłożyła go na stole.
Na rozkładówce widniało ogłoszenie agencji turystycznej, z dużymi zdjęciami przedstawiającymi intensywnie zielone cytrynowe drzewka, obwieszone pięknymi żółtymi owocami. Na tle gaju stała młoda rodzina, złożona z rodziców i dwojga dzieci. Wszyscy byli szeroko uśmiechnięci i wyraźnie spragnieni czekających ich przygód.
Nagłówek nad zdjęciami i tekstem zachęcał: „Odwiedź Włochy”.
– Dlaczego by nie? – Callie lekko wzruszyła ramionami. – Mogę mieć takie marzenie, prawda?
– Teraz może to być coś więcej niż tylko marzenie – zauważyła pani Brown, jak zwykle bardzo praktycznie. – Hm… Włochy, powiadasz… Będą ci potrzebne nowe ubrania. Nie patrz na mnie z takim przerażeniem, skarbie, nie musisz wydać nie wiadomo ile. Wystarczy trochę dobrze dobranych rzeczy z sieciówek, nie martw się.
Rosie rzuciła matce karcące spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
– To dla niej szansa na coś naprawdę wyjątkowego, mamo.
– Racja – przytaknął pan Brown. – Dziewczyna nigdy nie miała nic porządnego.
– W takim razie spróbujemy inaczej – chętnie zgodziła się jego żona. – Większość ubrań z sieciówek, a kilka sztuk plus dodatki z butików, co wy na to?
Wszyscy bez wahania przystali na to sensowne rozwiązanie.
– Wybrzeże Amalfi – westchnęła Callie, w której umyśle wyjazd zaczął już przybierać konkretny kształt.
Perspektywa krótkiego wyjazdu do Włoch napełniła ją ogromnym podnieceniem. Zmiana otoczenia była tym, czego w tej chwili najbardziej potrzebowała. Później, z nowymi siłami, zamierzała zacząć nowy etap życia, nie cofając się przed żadnymi wyzwaniami.
– Mnóstwo słońca i wspaniałego jedzenia, nie wspominając o świetnej muzyce. – Rosie teatralnym ruchem położyła rękę na sercu i w rozmarzeniu przymknęła oczy.
Romantyczne krajobrazy i Włosi, szepnął chochlik, który dopiero co obudził się z uśpienia w podświadomości Callie. Dziewczyna pośpiesznie uciszyła ten nieznany dotąd głos. W kwestii znajomości męsko-damskich zawsze zachowywała ostrożność i rozwagę. Miała zbyt dużo domowych obowiązków, aby móc pozwolić sobie na flirty, i zbyt wiele razy padała ofiarą gwałtownych zachowań ojca, by patrzeć na mężczyzn przez różowe okulary.
– Gdzie twoje pragnienie przygody, dziewczyno? – Pani Brown wymownie rozłożyła ręce.
Cała rodzina poparła matkę, zgodnie kiwając głowami.
Callie wreszcie uświadomiła sobie, że naprawdę jest wolna. Mogła robić, co tylko jej się zamarzyło, dlaczego więc nie miałaby chociaż ten jeden raz kupić kilka fantastycznych sukienek i pantofli na wysokim obcasie.
Mogła spędzić kilka dni jako zupełnie inna dziewczyna i nagle wydało jej się to nie tylko kuszące, ale i całkowicie realne. Ten jeden, jedyny raz mogła chyba pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, prawda?
Tytuł oryginału: A Night of Royal Consequences
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2017 by Susan Stephens
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327642950
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.