9,99 zł
Lucy poznaje Tadja w kawiarni. Wyczuwa w nim bratnią duszę, dlatego pomimo swojej zwykłej ostrożności przyjmuje zaproszenie na przyjęcie na jachcie jego przyjaciela. Przypadkiem dowiaduje się, że Tadj jest bogatym i sławnym emirem, a więc trafia jej się niepowtarzalna okazja zajrzenia do świata elit. Chyba jedna noc wbrew rozsądkowi nikomu nie zaszkodzi…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 149
Susan Stephens
Przyjęcie na jachcie
Tłumaczenie: Joanna Żywina
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: Pregnant by the Desert King
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Susan Stephens
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-5543-1
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Obecnie…
Świat Tadja wywrócił się do góry nogami, gdy do kuchni weszła kobieta w czerwonej sukni.
– Przepraszam – powiedział, zaskakując ambasadora – ale wydarzyło się coś niezwykłego.
– Oczywiście, wasza wysokość… – Korpulentny mężczyzna podniósł się i ukłonił przed emirem Qalali, który był jego władcą i pracodawcą. Tadja był tutaj incognito, a teraz wstał od stołu i oddalił się.
Młoda kobieta odwróciła się nagle i, widząc go, pobladła, jakby zobaczyła ducha.
Trzy miesiące wcześniej…
Lucy jak zwykle spędzała przerwę kawową w zadymionej kawiarni, tym razem jednak codzienny rytuał okazał się zaskakująco ekscytujący. Patrzyła właśnie na potężne plecy stojącego przed nią mężczyzny, którego fizjonomia wręcz zapierała dech w piersi. Był bez wątpienia przystojny; wysoki, potężny, opalony, o gęstych, atramentowoczarnych włosach, które wiły się uroczo na karku. Krótka kurtka jeszcze bardziej podkreślała idealnie wyrzeźbione pośladki i długie, szczupłe nogi. Był tak potężny, że Lucy chyba po raz pierwszy w życiu poczuła się przy nim drobna i krucha – a przecież to do niej skierowane były wszystkie te artykuły na temat odchudzania, z których porad zamierzała oczywiście skorzystać, jak tylko nagle z powierzchni ziemi zniknie czekolada.
– Może pójdzie pani przede mną?
Prawie zemdlała, gdy mężczyzna nagle się odwrócił.
– Mówi pan do mnie? – wyrwało jej się, zanim mózg zdążył przetworzyć wszystkie informacje. Co za głupie pytanie, przecież patrzył jej prosto w oczy. Jego spojrzenie było przeszywające i nagle poczuła dreszcz ekscytacji. Były to najbardziej niezwykłe oczy, jakie kiedykolwiek widziała.
– Może się pani przesunąć? Ludzie czekają.
Warknięcie stojącej za ladą dziewczyny przywróciło ją do rzeczywistości, więc Lucy przeszła przed mężczyznę, po drodze na niego wpadając.
– Może powinna pani usiąść, zanim spowoduje pani więcej szkód? – spytał z rozbawieniem. Miał głęboki, melodyjny głos i obcy akcent. Gdy ją przytrzymał, żeby się nie przewróciła, jego silne dłonie przyprawiły ją dodatkowo o zawrót głowy. – W porządku? – spytał, gdy patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. – Niech pani poszuka stolika, a ja przyniosę napoje.
– Czy my się znamy?
– Nie sądzę – odparł. – Kawa? Herbata? Gorąca czekolada? Może coś do jedzenia?
W tym momencie wszyscy już się na nich gapili. Parę osób posłało jej wymowne spojrzenie, które wyraźnie mówiło: „moje gratulacje”. Nie chciała dać po sobie poznać, że mężczyzna ją onieśmielał. Zastanawiała się, kim jest przystojny nieznajomy. Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać.
– Poproszę o kawę… dziękuję. Podwójne espresso, z odtłuszczonym mlekiem.
Mężczyzna odwrócił się, żeby złożyć zamówienie, a pozostali goście byli wyraźnie poruszeni. Czy powinna wiedzieć, kim on jest? To ktoś sławny? Powinna uważniej przeglądać gazety. Może przyszedł do pralni, gdy była na zapleczu; takiej twarzy się nie zapomina. Z tą opalenizną i wysportowaną sylwetką mógł uchodzić za marynarza, ale pewny siebie głos i władczy sposób bycia sugerował, że raczej nie należał do członków załogi.
– Proszę pamiętać o stoliku – przypomniał jej, czekając na kawę. – Lepiej się pospieszyć, większość jest zajęta.
– Tak jest – odparła z lekką ironią w głosie i poszła szukać stolika.
Nie przepadała za dominującymi mężczyznami, ale ten miał wyjątkowo zniewalający uśmiech. Domyślała się, że dość często z niego korzystał, ale przecież nie ma nic złego w wypiciu wspólnie kawy. Może się przekona, kim jest. Koleżanki z pracy zawsze narzekały, że nic ciekawego się nie dzieje, więc będzie miała przynajmniej co opowiadać, gdy wróci z przerwy.
Zadrżała, gdy zupełnie bez ostrzeżenia powróciły wspomnienia związane z ojczymem. Drugi mąż jej matki, człowiek okrutny i pozbawiony skrupułów, stał na czele grupy przestępczej. Na szczęście w końcu trafił do więzienia, gdzie było jego miejsce. Lucy odeszła z domu po naleganiach matki, gdy sytuacja zaczęła się robić coraz bardziej napięta. Na szczęście w King’s Dock udało jej się znaleźć prawdziwych przyjaciół.
Skinęła głową znajomym, którzy weszli do kawiarni, i nagle zorientowała się, że mężczyzna nie tylko zapłacił za całe ich zamówienie, ale również za dzbanek herbaty dla pewnej starszej pary. Pewnie za chwilę wskoczy na drzewo, żeby uratować kotka, pomyślała Lucy. Musi przestać być taka podejrzliwa w stosunku do mężczyzn. Nie wszyscy są tacy źli.
– Coś nie tak? – spytał jej nowy znajomy, podchodząc do stolika.
– Nie, wszystko w porządku – odparła. Zauważyła, że mężczyzna zwracał powszechną uwagę. Był wysoki i postawny – zupełnie jak jej ojczym, ale na tym podobieństwa się kończyły. Ojczym był bezwzględnym tyranem, a w tym mężczyźnie nie było nic podejrzanego. Jeśli oczy rzeczywiście są oknem duszy, to powinna być bezpieczna; w jego oczach nie widać było nic złego.
Tylko namiętność, pomyślała z rozbawieniem i ekscytacją, gdy stanął przy stoliku.
– Będziesz tak stać pół dnia, blokując przejście? – rzuciła do niego, przechodząc na ty.
Uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego nie sposób było nie odwzajemnić. Na szczęście ojczym nie zdołał całkiem zniszczyć jej ducha.
– Może usiądziesz? – spytała, wskazując na wolne krzesło.
Musiała wstać i go przepuścić. Był potężnym mężczyzną, a ona również nie należała do drobnych kobiet. Może był kobieciarzem, który właśnie upatrzył sobie kolejną ofiarę, ale kawa jeszcze do niczego nie zobowiązuje. Była u siebie, wszyscy ją tu znali i w każdej chwili mogła wstać i wyjść.
Dzień zapowiadał się coraz lepiej, pomyślał Tadj, przyglądając się siedzącej naprzeciwko kobiecie. Miała przepiękne piersi, których nawet ciepłe, luźne ubranie nie było w stanie ukryć. Jego uwagę zwróciła jednak jej naturalność i bezpretensjonalność. Była to cudowna odmiana – na co dzień otaczały go zupełnie inne kobiety.
Spacerował po porcie, zabijając czas przed wieczorną imprezą, która miała się odbyć na jachcie należącym do jego przyjaciela, szejka Khalida. Czuł się tutaj jak jeden z wielu spacerujących, wmieszał się w tłum, z dala od blichtru i wszystkiego, co związane z jego pozycją – był przecież emirem Qalali. Czas spędzony w towarzystwie kobiety, która najwyraźniej nie miała pojęcia, kim jest, to kolejna cudowna odmiana. Ponadto najwyraźniej nie obchodziło jej, z kim ma do czynienia, co sprawiało mu dodatkową przyjemność. Miał spędzić noc na jachcie Khalida, a w obcym łóżku miło jest mieć kogoś u boku.
Lub pod sobą.
– Mam wrażenie, że wzbudzasz małe zamieszanie – powiedziała, rozglądając się po kawiarni. – Nie przeszkadza ci to? Powinnam wiedzieć, kim jesteś?
– Już wiesz, przecież właśnie się poznaliśmy.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
– To prawda – przytaknął.
Zapanowała pełna napięcia cisza. Gdy wszedł do kawiarni, wyczuł jej obecność, jeszcze zanim ją zobaczył. Był wyczulony na kobiece piękno, ale jej elfi wygląd i kobieca figura zaintrygowały go od pierwszej chwili. Ona natomiast nie wyglądała na szczególnie zainteresowaną, co jeszcze dodawało jej uroku. Od razu zauważył, że była ładnych parę lat młodsza, ale brak doświadczenia nadrabiała charakterem.
– Smaczna kawa? – spytała, przerywając milczenie.
– Doskonała – wyszeptał, patrząc jej w oczy, aż się zarumieniła.
Spotykał wiele kobiet, ale żadna nie wywarła na nim takiego wrażenia.
– Naprawdę nie musisz tego robić – powiedziała, gdy przywołał kelnera, prosząc o dolewkę.
– Ale naprawdę chcę – odparł, patrząc jej w oczy.
– Zawsze dostajesz to, czego chcesz?
– Zazwyczaj – przyznał.
Uniósł lekko brew i od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
– Lucy – powiedziała. – Lucy Gillingham.
Imię nic mu nie powiedziało. Zleci potem swoim agentom, żeby ją sprawdzili.
– Ostrożnie – powiedział, gdy pochyliła się nad kubkiem. – Gorące.
– Zawsze jestem ostrożna – odparła. Jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, że nie pozwalała sobą dyrygować.
Spojrzenie tych cudownych szmaragdowych oczu było przeszywające i pełne ekspresji, a gęste, czarne rzęsy tylko dodawały im uroku.
– Przepraszam – powiedziała, odsuwając się lekko i rumieniąc, gdy ich kolana otarły się o siebie.
– Nie ma za co – powiedział, przysuwając nogi z powrotem. Zarumieniła się, świadoma wymuszonej intymności niewielkiego stolika.
– Masz piękne włosy – powiedział, chcąc odwrócić jej uwagę.
– A ty duże stopy – odparła, przesuwając się tak, żeby całkowicie ograniczyć ich dotyk.
Miała krótką fryzurę, wygodną i odpowiednią dla jej silnej osobowości. Jej kasztanowe włosy przypominały mu angielską jesień, gdy liście zaczynały mienić się złotem i czerwienią. Była ognista. Na pewno będzie świetna w łóżku.
– Od razu lepiej – powiedziała, opróżniając kubek. – Dopiero po kawie zaczynam czuć, że żyję. A ty?
– Przychodzą mi do głowy różne aktywności – odparł.
Zarumieniła się gwałtownie. Dawno tak dobrze się nie bawił.
Gdyby tylko nie bujała wciąż w obłokach i słuchała czasem lokalnych plotek, pewnie wiedziałaby, kim jest ten mężczyzna.
– Jesteś tu nowy – zaczęła, licząc na więcej informacji.
– Jeszcze jedną kawę?
– Tak, poproszę.
Przyglądała mu się uważnie, gdy odwrócił się do kelnerki.
– Coś nie tak? – zapytał, marszcząc brwi.
– W sumie tak. Przedstawiłam ci się, ale ty nie powiedziałeś, jak się nazywasz. Może masz coś do ukrycia?
Roześmiał się szczerze, a zmarszczki wokół oczu i śnieżnobiałe zęby tylko dodawały mu uroku.
– Mam na imię Tadj.
– Och… jak Taj Mahal? – spytała.
– Tak, ale z „d” w środku – wyjaśnił.
– Pewnie ciągle to słyszysz – powiedziała, znów się rumieniąc.
– Czasami – przytaknął.
Ponownie uśmiechnął się zniewalająco, ale ona postanowiła przyjrzeć mu się na chłodno. Czarne włosy kręciły się, opadając wokół kości policzkowych, o jakich tylko marzyło dłuto Michała Anioła. Lucy nie mogła przestać myśleć jego twardym zaroście, ocierającym się o jej skórę. Przeszył ją dreszcz na myśl, jak ich ciała idealnie pasowałyby do siebie: jej – krągłe i miękkie oraz jego – potężne i umięśnione.
– Tadj – powtórzyła, żeby uspokoić myśli. – Ładnie. A więc Tadju z „d” w środku, wiem już, jak masz na imię, ale nie mam pojęcia, czym się zajmujesz.
– To prawda, nie masz – odparł.
– Jaki ostrożny. – Przyglądała mu się, mrużąc oczy. – Naprawdę jestem ciekawa.
– A ja naprawdę jestem ostrożny – popatrzył jej prosto w oczy.
Roześmiali się oboje.
– No więc? – spytała, podnosząc kubek do ust.
– Co chcesz wiedzieć?
– Zacznijmy od wszystkiego.
– Na to nie mamy czasu.
– Czy te wymijające odpowiedzi powinny mnie zaniepokoić?
– Tutaj? – spytał, rozglądając się po kawiarni. – Nie sądzę.
Ale później, pomyślała. Od razu odsunęła od siebie tę myśl. Nie będzie żadnego później.
– Więc co cię sprowadza do King’s Dock?
– Starzy przyjaciele i interesy – odparł.
– Intrygujące.
– Niespecjalnie – przyznał, prostując się na krześle. – King’s Dock to doskonałe miejsce na spotkanie, to wszystko. – Uniósł brew, jakby spodziewając się dalszych pytań.
– Pewnie zabieram ci czas – powiedziała, sięgając po torebkę.
– W żadnym wypadku – odparł, przyglądając jej się niczym wytrawny drapieżnik.
Patrzyli na siebie w milczeniu, a Lucy poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa. Widziała, że dobrze się bawił. Ona zresztą też. Lepiej, niż powinna. Skąd ten niezwykły mężczyzna wziął się w tak zwykłym miejscu? Chyba musi być bardziej stanowcza.
– Posadziłeś mnie przy stoliku, zmusiłeś do wypicia z tobą kawy, więc teraz pora zapłacić za moje towarzystwo. Należą mi się informacje.
– Doprawdy? – Mało której kobiecie udało się tak go rozbawić. Była zabawna i naprawdę urocza. – Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo – powiedział ostrzegawczym tonem, gdy spojrzała na niego z udawanym zawodem.
– Dlaczego? Czy twój zawód to jakaś tajemnica? Może jesteś tajnym agentem? – dociekała, unosząc brwi.
– A może po prostu jestem człowiekiem, który ma ochotę napić się kawy i woli pilnować własnego nosa…
– Nudy. Moja wersja bardziej mi się podoba.
– Jestem związany z branżą ochroniarską – przyznał w końcu. W jakimś sensie to była prawda. Jedna z wielu należących do niego firm odpowiadała za bezpieczeństwo najbardziej prominentnych ludzi na świecie. Jako głowa państwa chciał zatrudniać najlepszych.
– Aha. – Lucy rozparła się na krześle, wyraźnie odprężona. – Teraz wszystko nabiera sensu.
– To znaczy co?
– Twoja tajemniczość. Pewnie ochraniasz jednego z tych potentatów, którzy cumują tu gigantyczne jachty. – Wskazała głową za okno, gdzie na tle nieba rysowały się sylwetki potężnych statków. – Jak to jest pracować dla takiego tajemniczego bogacza?
Ta naiwność była urzekająca, ale niewinność Lucy sprawiła, że poczuł się zobligowany do wyznania prawdy.
– Tak naprawdę jestem jednym z nich.
– Tajemniczym bogaczem? – spytała, marszcząc brwi. Roześmiał się, widząc jej reakcję. – Mówisz poważnie?
– Twoja mina trochę rani moje ego – przyznał.
– Cóż, to zmienia postać rzeczy – odparła. – A ja nic nie poradzę na to, jaką mam minę.
– Status materialny zmienia twoją opinię na mój temat?
– Nie mam jeszcze żadnej opinii na twój temat – przyznała szczerze, marszcząc brwi. – Nie znam cię.
Temat pieniędzy był dla niego drażliwy. Zmarły wuj zostawił kraj w opłakanym stanie, a gdy Tadj odziedziczył tron, skarbiec Qalali był prawie pusty. Musiał odbudować zrujnowany kraj. Wtedy rodzina dziewczyny, z którą był zaręczony praktycznie od urodzenia, zażądała, żeby natychmiast sfinalizować związek. Wykaraskanie się z tej umowy sporo go kosztowało. To doświadczenie ostatecznie zraziło go do instytucji małżeństwa – zdecydowanie wolał kochanki. Kiedyś będzie musiał się ożenić, żeby dać Qalali następcę tronu, zgodnie z zapisem w konstytucji – ale jeszcze nie teraz. W międzyczasie kochanka w zupełności wystarczy.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej