Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wdech, wydech i miękki spokój – reset osiedla, ślizg po znaczeniach, rozmyta rzeczywistość materializowana we wsadach, trickach, samplach. Parkiet, beton i ścieżka są tu powierzchnią, po której porusza się podmiot, i chociaż porusza się pewnie, to z każdym krokiem ściera się, zatraca. Ta książka to przemierzanie miasta z jedną słuchawką w uchu, grind po zardzewiałym osiedlu, szukanie sygnału, by wysłać wiadomość. Bohater rezonuje rzeczywistość i zaklina ją kolejnymi kickflipami, bluntslide’ami i ollie. Rytuał porządkuje jaźń i pozwala jechać dalej. Mytnik w swoim debiucie nie tyle czerpie z języka bloków, ile po prostu nim mówi, wydobywając z niego cały poetycki potencjał.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 14
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Impossible (sample)
wypluwam deskę przez kamień
ścieram się z butem ze sznurówką wiążę
mam swoje loopy i raczej jazdy
jak szukanie zgub mówienie głupot
miewam uczucia mieszane jak sos
tysiące wysp jeden ocean i dużo snu
coś jak peanut’butter’jelly toast
– mogę bo mogę mnożę przez zero.
Viral
reset osiedla
znikają dowody
kosze pełne przewinień
przewiń to jeszcze raz.
tape’y z wczutami
wdrażam w ścieżkę igłę
zlepioną od kurzu kicksów
stepback za linię
sygnały bez odbioru
każą sprawdzić numery
każą okazać ID.
<ktoś> krzyczy przez okno
że nie ma już czasów.
Goryle Łzy
O mój gniewie – embrionie,
obyś nie wyszedł na ludzi.
Spod Jadwigi niosłem znicz pod kurię
i tak niosąc światło, straciłem wzrok.
O moje oczy – czerwone,
ale inaczej niż zwykle.
Od atmosfery mam kolana bezwładne,
a wszystko, co nikczemne, to personalne.
Pamiętaj: spacer to rytuał
i echem się niesie jak kaszel.
Ogień, ziemia, woda, powietrze i kolejność jak zawsze dowolna
Mam kaszel palacza, w głowie podsklepową czkawkę,
do tego oczy w karo, głupią koronę, na gumce kapelusz.
Pełznę tym szlakiem jak reptile boy za pensem, ujeżdżam,
co ujeżdżam, i wam nic do tego, głupie gnojki, konowały.
Zamek, który dojrzałem, mieni widok na plecy piegawe,
również spaja krój obleśnej sukni-tła w ostrym fiolecie.
W okienkach chatu księżniczki jedzą lody, łuskają pestki,
chleb tostowy, podróże raczej małe, a pokój przechodni.
W bramach ch’opy strudzone patrzą ot tak przed siebie,
są twardzi, dla mnie to skały, a dla nich: och, codzienność.
Gdy wspomniałaś o przeciągach, nagle pojąłem, jak palić
z bonga, kiedyś to była rozpacz, łapałem buchy jak ćmy.
Manną skrzydła motyli, przygody smak jak baterii liźnięcie.
Tym wiekiem nie zatrzymasz mnie w słoju – wybija szambo.
L’OG Kush
Pachnidło pokoju jest słodką, sztuczną wanilią.
Przytulam drugi litr lodów, mam opuszki w topach.