64,00 zł
Błyskotliwa obrona prowokacyjnej tezy o biologicznych korzeniach języka
W swojej książce Steven Pinker wyjaśnia wszystko, co zawsze chcieliśmy wiedzieć o języku: jak on w ogóle działa, w jaki sposób dzieci się go uczą, jak się zmienia współcześnie, jak mózg przetwarza komunikaty językowe i jak ewoluował na przestrzeni dziejów. Autor omawia szczegóły swojej rewolucyjnej teorii inspirowanej koncepcjami językoznawcy Noama Chomsky’ego, a następnie przedstawia najnowsze osiągnięcia lingwistyki.
Wychodząc z założenia o ewolucyjnym pochodzeniu języka, autor podważa wiele popularnych poglądów na jego temat, między innymi kwestionuje tezę, że specyfika lokalnych właściwości językowych ma decydujący wpływ na postrzeganie świata. Zręcznie posługując się zabawnymi przykładami i grami słownymi, autor splata rozległą wiedzę w fascynującą opowieść: język jest ludzkim instynktem, wszczepionym w nasze mózgi przez ewolucję. Jest unikalną zdolnością właściwą wyłącznie człowiekowi.
„Mało co tak dobrze przysłużyło się mojemu mózgowi jak lektura książki Stevena Pinkera. Jest to rodzaj pisarstwa, o którym marzy każdy prawdziwy ekspert od jakiegoś tematu: niezwykle przystępne dla laików, a jednocześnie przełomowe dla fachowców”.
Richard Dawkins, autor Samolubnego genu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 758
Nigdy nie spotkałem osoby, która nie interesowałaby się językiem. Napisałem tę książkę, aby spróbować tę ciekawość zaspokoić. Język zaczyna się poddawać temu wyjątkowo satysfakcjonującemu rodzajowi rozumienia, które nazywamy nauką, lecz informacje o tym trzyma się w tajemnicy.
Miłośnikom języka pragnę pokazać, że codzienna mowa zawiera cały świat zagadnień, które przyćmiewają ciekawostki etymologiczne, rzadko używane słowa i kontrowersje poprawnościowe.
Czytelnikom prac popularnonaukowych mam nadzieję wyjaśnić, co się kryje za najnowszymi odkryciami (często rzekomymi), o których donosi prasa: za uniwersalnymi strukturami głębokimi, nieprzeciętnie bystrymi niemowlętami, genami gramatyki, obdarzonymi sztuczną inteligencją komputerami, sieciami neuronowymi, komunikującymi się językiem migowym szympansami, mówiącymi neandertalczykami, genialnymi głupcami, „dzikimi dziećmi”, paradoksalnymi uszkodzeniami mózgu, losami rozdzielonych po urodzeniu bliźniąt jednojajowych, kolorowymi obrazami myślącego mózgu i poszukiwaniem prajęzyka. Pragnę również odpowiedzieć na wiele narzucających się pytań na temat języków, na przykład dlaczego jest ich tak wiele, dlaczego tak trudno jest się ich nauczyć dorosłym i dlaczego nikt nie zna liczby mnogiej od słowa „walkman”.
Studentom niezaznajomionym z osiągnięciami lingwistyki i kognitywistyki albo jeszcze gorzej — tym, którym każe się wkuwać na pamięć takie kwestie, jak wpływ częstotliwości występowania słów na czas reakcji przy decyzjach leksykalnych, bądź niuanse zasady pustej kategorii, pragnę zobrazować panujący kilkadziesiąt lat temu intelektualny ferment, który zapoczątkował współczesne badania nad językiem.
Moim kolegom po fachu, rozproszonym po tak wielu dyscyplinach i badającym tak wiele z pozoru niepowiązanych ze sobą obszarów, pragnę przedstawić szkic koncepcji integracji tego rozległego terytorium. Mimo że jestem zadufanym w sobie, obsesyjnym badaczem, który nie lubi zamulających analizę zgniłych kompromisów, wiele akademickich sporów kojarzy mi się z historią o ślepcach obmacujących słonia. W tych przypadkach, kiedy można odnieść wrażenie, że moja autorska synteza zawiera poglądy obu stron sporu w rodzaju „formalizm kontra funkcjonalizm” czy „składnia kontra semantyka kontra pragmatyka”, jest to prawdopodobnie wynikiem tego, że spór od początku był wydumany.
Czytelnikom zainteresowanym językiem i człowiekiem w najszerszym sensie tych pojęć mam nadzieję zaproponować coś więcej niż górnolotne pustosłowie typowe dla dyskusji o języku (zazwyczaj prowadzonych przez ludzi, którzy nigdy go nie badali) zarówno w naukach humanistycznych, jak i przyrodniczych. Ma to swoje wady i zalety, ale potrafię pisać tylko w jeden sposób, z namiętnym podziwem dla wielkich wyjaśniających koncepcji i napływu wielu istotnych szczegółów. W świetle tej predylekcji mogę mówić o szczęściu, że zajmuję się tematem, którego zasady leżą u podstaw gier słów, poezji, retoryki, dowcipu i dobrego pisania. Bez wahania chwalę się moimi ulubionymi przykładami języka w działaniu z dziedziny popkultury, codziennych rozmów dzieci i dorosłych, posługujących się wybujałym stylem przedstawicieli mojej dziedziny i wybitnej literatury.
Ta książka jest zatem przeznaczona dla każdego, kto używa języka, czyli po prostu dla każdego!
Podziękowania należą się wielu osobom — są to przede wszystkim Leda Cosmides, Nancy Etcoff, Michael Gazzaniga, Laura Ann Petitto, Harry Pinker, Robert Pinker, Roslyn Pinker, Susan Pinker, John Tooby, a zwłaszcza Ilavenil Subbiah — za komentarze do maszynopisu, liczne rady i słowa zachęty.
Moja macierzysta instytucja, Massachusetts Institute of Technology, tworzy środowisko szczególnie sprzyjające badaniom nad językiem i jestem wdzięczny współpracownikom, studentom i byłym studentom, którzy podzielili się ze mną swoją wiedzą. Noam Chomsky sformułował krytyczne uwagi i pomocne sugestie, a Ned Block, Paul Bloom, Susan Carey, Ted Gibson, Morris Halle i Michael Jordan pomogli mi przemyśleć poruszane w kilku rozdziałach kwestie. Podziękowania należą się również Hilary’emu Brombergowi, Jacobowi Feldmanowi, Johnowi Houde’owi, Samuelowi Jayowi Keyserowi, Johnowi J. Kimowi, Gary’emu Marcusowi, Nealowi Perlmutterowi, Davidowi Pesetsky’emu, Davidowi Pöppelowi, Annie Senghas, Karin Stromswold, Michaelowi Tarrowi, Marianne Teuber, Michaelowi Ullmanowi, Kennethowi Wexlerowi i Karen Wynn za inteligentne odpowiedzi na pytania dotyczące języka migowego, a także żargonu sportowców czy gitarzystów. Bibliotekarka z Wydziału Mózgu i Nauk Kognitywnych Pat Claffey oraz analityk systemów komputerowych Stephen G. Wadlow, którzy przynoszą chlubę swoim profesjom, na wielu etapach przyszli mi z fachową pomocą.
Kilku rozdziałom bardzo się przysłużyła staranna weryfikacja ze strony prawdziwych ekspertów, którym jestem wdzięczny za uwagi merytoryczne i stylistyczne, a byli to: Derek Bickerton, David Caplan, Richard Dawkins, Nina Dronkers, Jane Grimshaw, Misia Landau, Beth Levin, Alan Prince i Sarah G. Thomason. Dziękuję również moim kolegom z cyberprzestrzeni, którzy cierpliwie znosili moją natarczywość i odpowiadali — czasem w ciągu kilku minut — na moje elektroniczne zapytania: Markowi Aronoffowi, Kathleen Baynes, Ursuli Bellugi, Dorothy Bishop, Helenie Cronin, Lili Gleitman, Myrnie Gopnik, Jacques’owi Guyowi, Henry’emu Kucˇerze, Sigrid Lipce, Jacques’owi Mehlerowi, Elissie Newport, Alexowi Rudnicky’emu, Jenny Singleton, Virginii Valian i Heather Van der Lely. Na koniec pragnę podziękować Alcie Levenson z Bialik High School za pomoc z łaciną.
Cieszę się, że John Brockman, mój agent, Ravi Mirchandani, mój redaktor z Penguin Books, i Maria Guarnaschelli, moja redaktorka z William Morrow, otoczyli mnie szczególną opieką; mądre i szczegółowe rady Marii bardzo korzystnie wpłynęły na ostateczny kształt tekstu. Katarina Rice zredagowała moje dwie pierwsze książki i cieszę się, że również tym razem nie odmówiła mi współpracy, zwłaszcza biorąc pod uwagę pewne rzeczy, o których mówię w rozdziale 12.
Badania nad językiem mogłem prowadzić dzięki wsparciu National Institutes of Health (grant HD 18381) oraz National Science Foundation (grant BNS 91-09766), a także McDonnell-Pew Center for Cognitive Neuroscience w MIT.
Czytając te słowa, bierzecie udział w jednym z cudów świata natury. Należymy bowiem do gatunku obdarzonego wyjątkową zdolnością: potrafimy z niezwykłą precyzją kształtować wydarzenia w mózgach innych osób. Nie mam tu na myśli telepatii, kontroli umysłu czy innych pseudonaukowych bzdur — nawet w wyobrażeniach zagorzałych wyznawców są to narzędzia toporne w porównaniu do umiejętności, którą wszyscy bezspornie mamy. Mam na myśli język. Wydając z siebie dźwięki, możemy niezawodnie powodować powstawanie określonych kombinacji idei w umysłach innych ludzi. Zdolność ta jest dla nas tak naturalna, że często zapominamy, jakim jest cudem. Pozwólcie więc, że przypomnę wam o tym za pomocą kilku prostych ilustracji. Proszę was tylko, abyście na kilka chwil otworzyli się na moje słowa, bo dzięki temu będę mógł w was wywołać bardzo konkretne myśli:
Kiedy samiec ośmiornicy dostrzeże samicę, na jego normalnie szarawym ciele nagle pojawiają się pręgi. Podpływa do samicy i zaczyna ją pieścić siedmioma mackami. Jeśli ona nie protestuje, samiec szybko wsuwa ósmą mackę do jej przewodu oddechowego. Seria spermatoforów przesuwa się powoli przez bruzdę w jego macce, by w końcu wniknąć do jamy płaszczowej samicy.
Plama po wiśniach na białym garniturze? Wino na obrusie ołtarzowym? Natychmiast użyj wody sodowej. Pięknie usuwa plamy z tkanin.
Kiedy Dixie otwiera drzwi Tadowi, wpada w osłupienie, bo myślała, że on nie żyje. Zatrzaskuje mu drzwi przed nosem, jednak kiedy Tad mówi „Kocham cię”, wpuszcza go do środka. Tad ją pociesza i spływa na nich namiętność. Kiedy do pokoju wchodzi Brian, Dixie mówi do osłupiałego Tada, że ona i Brian właśnie się pobrali. Dixie udręczonym głosem informuje Briana, że nadal coś ją łączy z Tadem. Potem wyjawia, że Jamie jest synem Tada. „Moim czym?” — pyta zbulwersowany Tad1.
Pomyślcie o efektach tych słów. Nie tylko przypomniałem wam o istnieniu ośmiornic, ale gdyby kiedyś się zdarzyło (mało prawdopodobne), że jakiejś ośmiornicy na waszych oczach wyskoczą pręgi, będziecie wiedzieli, co to zwiastuje. Podczas następnej wizyty w supermarkecie wśród dziesiątek tysięcy dostępnych produktów być może poszukacie wody sodowej, a potem odstawicie ją na półkę do czasu, kiedy konkretna substancja przypadkowo wejdzie w kontakt z konkretnym obiektem. Ponadto wraz z milionami innych ludzi znacie teraz losy mieszkańców świata będącego wytworem wyobraźni jakiegoś obcego człowieka, a mianowicie serialu telewizyjnego All My Children. To prawda, że moje ilustracje wymagały od nas umiejętności czytania i pisania, dzięki której komunikacja między nami jest jeszcze bardziej imponująca, ponieważ wypełnia luki w czasie, przestrzeni i kontaktach międzyludzkich. Jednak pismo to oczywiście tylko opcjonalny dodatek — prawdziwym motorem komunikacji werbalnej jest język mówiony, który przyswajamy sobie w dzieciństwie.
W dowolnej historii naturalnej gatunku ludzkiego język pojawi się jako jego zasadnicza cecha. Samotny człowiek bez wątpienia znakomicie potrafi rozwiązywać problemy i jest świetnym fachowcem, ale rasa Robinsonów Crusoe nie wzbudziłaby w pozaziemskim obserwatorze zbyt wielkiego zainteresowania. Fascynujące cechy naszego gatunku lepiej oddaje opowieść o wieży Babel, w której używająca jednego języka ludzkość dotarła tak blisko nieba, że Bóg poczuł się zagrożony. Wspólny język tworzy z członków danej społeczności sieć wymiany informacji o ogromnej mocy zbiorowej. Każdy może skorzystać z owoców geniuszu, przypadkowych odkryć i zdobytej metodą prób i błędów wiedzy zgromadzonej przez innych ludzi w dawnych i obecnych czasach. Ludzie mogą pracować w zespołach i regulować tę współpracę za pomocą wynegocjowanych umów. Homo sapiens to gatunek, który — podobnie jak sinice czy dżdżownice — spowodował daleko idące zmiany na naszej planecie. U podnóża klifu we Francji archeolodzy odkryli kości dziesięciu tysięcy dzikich koni, szczątki stad, które siedemnaście tysięcy lat temu paleolityczni myśliwi zapędzili na skraj przepaści. Skamieniałe ślady pradawnej współpracy i zbiorowej pomysłowości być może wyjaśniają, dlaczego tygrysy szablozębne, mastodonty, olbrzymie nosorożce wełniste i dziesiątki innych dużych ssaków wyginęły w okresie, kiedy w ich siedliskach pojawili się ludzie współcześni. Wszystko wskazuje na to, że nasi przodkowie je wybili2.
Język jest tak organicznie włączony w ludzkie doświadczenie, że trudno sobie wyobrazić życie bez niego. Gdziekolwiek na Ziemi spotyka się ze sobą dwóch lub więcej ludzi, prawie zawsze zaczynają rozmawiać. A jeśli nie mają z kim, rozmawiają sami ze sobą, ze swoimi psami, a nawet z roślinami. W stosunkach społecznych wyścig wygrywają nie szybsi, tylko lepiej uzdolnieni werbalnie — porywający orator, złotousty uwodziciel, przekonujące dziecko, które stawia na swoim w sporze z silniejszym fizycznie rodzicem. Afazja, utrata możliwości posługiwania się językiem w następstwie urazu mózgu, jest wielką tragedią, a w ciężkich przypadkach członkowie rodziny mogą mieć poczucie, że na zawsze utracili całą osobę.
Ta książka jest o ludzkim języku. W przeciwieństwie do autorów większości książek z „językiem” w tytule nie będę was karcił za błędy językowe, tropił pochodzenia idiomów i slangowych wyrażeń ani bawił was palindromami, anagramami, eponimami czy dziwnymi nazwami grup zwierząt, takimi jak exaltation of larks (stado skowronków). Nie będę bowiem pisał o takim czy innym języku, lecz o czymś znacznie bardziej elementarnym: o instynkcie uczenia się, mówienia i rozumienia języka. Po raz pierwszy w historii jest o czym pisać. Jakieś trzydzieści pięć lat temu narodziła się nowa nauka. Obecnie nazywana kognitywistyką, nauka ta łączy narzędzia psychologii, informatyki, lingwistyki, filozofii i neurobiologii, aby wyjaśnić działanie ludzkiej inteligencji3. W ostatnich latach szczególne postępy dokonały się właśnie w nauce o języku. Wiele zjawisk językowych zaczynamy rozumieć prawie tak dobrze jak działanie aparatu fotograficznego czy funkcje śledziony. Mam nadzieję, że uda mi się przekazać te pasjonujące odkrycia, niekiedy równie imponujące jak odkrycia bardziej prestiżowych dziedzin nauki, ale przyświeca mi również inny cel.
Niedawne odkrycie wrodzonych umiejętności językowych ma rewolucyjny wpływ na nasze rozumienie języka i jego roli w sprawach ludzkich, a także nasz pogląd na naturę człowieka. Większość ludzi wykształconych ma wyrobione zdanie na temat języka. Wiedzą oni, że jest to najważniejszy wynalazek cywilizacyjny człowieka, szczytowe osiągnięcie z dziedziny używania symboli i zjawisko biologicznie bezprecedensowe, które nieprzekraczalną barierą odgradza go od innych zwierząt. Wiedzą, że język przenika myślenie, a użytkownicy poszczególnych języków inaczej interpretują rzeczywistość. Wiedzą, że dzieci uczą się mówić od swoich autorytetów i opiekunów. Wiedzą, że szkoły dbały niegdyś o gramatyczną staranność, ale obniżające się standardy edukacyjne i zidiocenie kultury popularnej sprawiły, że przeciętny człowiek znacznie gorzej niż kiedyś konstruuje zdania zgodne z zasadami gramatyki. Wiedzą również, że angielski jest chaotycznym, naruszającym zasady logiki językiem, w którym jeździ się po parkowej alejce, a parkuje na podjeździe. Wiedzą, że jeszcze wyższy poziom nielogiczności osiąga angielska ortografia — George Bernard Shaw narzekał, że słowo fish równie sensownie można by zapisać jako ghoti (gh jak w tough, o jak w women, ti jak w nation) i że tylko instytucjonalny bezwład uniemożliwia przyjęcie bardziej racjonalnego systemu pisowni, w którym wszystko „pisze się tak, jak się wymawia”.
Spróbuję was przekonać, że każda z tych rozpowszechnionych opinii jest błędna z jednego i tego samego powodu: język nie jest wytworem kultury, którego uczymy się tak jak odmierzania czasu lub działania państwa, lecz odrębnym elementem biologicznej struktury naszego mózgu. Język jest złożoną, wyspecjalizowaną umiejętnością, która rozwija się u dziecka samoczynnie, bez świadomego wysiłku i potrzeby formalnego instruktażu, a posługiwanie się nim nie wymaga zdawania sobie sprawy z leżącej u jego podstaw logiki. Umiejętność ta jest jakościowo taka sama u każdego człowieka, co odróżnia ją od bardziej ogólnych umiejętności przetwarzania informacji czy inteligentnego zachowania. Z wymienionych powodów niektórzy kognitywiści nazywają język władzą psychiczną, narządem umysłu, systemem neuronowym bądź modułem obliczeniowym. Ja jednak wolę — bez wątpienia trochę archaiczny — termin „instynkt”. Pojęcie to oddaje ideę, że ludzie umieją mówić mniej więcej w takim samym sensie, w jakim pająki umieją prząść pajęczyny. Przędzenie pajęczyny nie zostało wynalezione przez jakiegoś anonimowego pajęczego geniusza i nie wymaga odpowiedniego wykształcenia ani predyspozycji architektonicznych czy budowlanych. Pająki przędą pajęczyny, ponieważ ich pajęczy mózg każe im prząść i zapewnia potrzebne do tego kompetencje. Aczkolwiek między pajęczynami a słowami istnieją pewne różnice, zachęcam was do patrzenia na język w ten sposób, ponieważ pomoże nam to lepiej zrozumieć zjawiska, które będziemy badać.
Myślenie o języku jako o instynkcie stawia na głowie obowiązujący pogląd, szczególnie silnie ugruntowany w kanonie nauk humanistycznych i społecznych. Język jest wytworem kultury w nie większym stopniu niż postawa wyprostowana. Nie jest przejawem ogólnej umiejętności posługiwania się symbolami: jak się przekonamy, trzylatek jest geniuszem gramatycznym, lecz bardzo nieporadnie porusza się w takich dziedzinach, jak sztuki plastyczne, ikonografia religijna, znaki drogowe i inne obszary semiotyki. Chociaż posługiwanie się językiem to wspaniała, unikatowa dla Homo sapiens umiejętność, to cecha ta nie wymaga oddzielenia badań nad ludźmi od badań z dziedziny biologii, ponieważ posiadanie przez któryś z żyjących gatunków wspaniałej, unikatowej umiejętności nie jest w królestwie zwierząt unikatowe. Nietoperze z niektórych gatunków namierzają lecące owady za pomocą dopplerowskiego sonaru. Ptaki wędrowne z niektórych gatunków nawigują przez tysiące kilometrów, kalibrując położenie gwiazdozbiorów w stosunku do pory dnia i roku. W przyrodniczym teatrze talentów jesteśmy po prostu gatunkiem naczelnych, który ma swój spektakl zachwalający nasz talent do przekazywania informacji o tym, kto co komu zrobił, za pomocą modulowania wydawanych na wydechu dźwięków.
Kiedy zaczniemy patrzeć na język nie jak na niewysłowioną kwintesencję ludzkiej wyjątkowości, lecz jak na biologiczne przystosowanie do przekazu informacji, nie będzie nas już tak bardzo kusiło, aby postrzegać język jako podstępne narzędzie do kształtowania myślenia, a jak się przekonamy, jest to obraz fałszywy. Co więcej, postrzeganie języka jako jednego z technicznych majstersztyków natury — organu o „owej doskonałości budowy i przystosowania, które słusznie budzą w nas podziw”4, by zacytować Darwina — skłania nas do większego szacunku dla zwykłego człowieka, jak również dla tak bardzo znienawidzonego języka angielskiego (i każdego innego). Z punktu widzenia naukowca ten skomplikowany twór, jakim jest język, to element naszego biologicznego dziedzictwa. Język nie jest czymś, czego rodzice uczą swoje dzieci, ani czymś, co musi być rozwijane w szkole. Zacytujmy Oscara Wilde’a: „Edukacja to wspaniała rzecz, ale dobrze jest sobie od czasu do czasu przypomnieć, że niczego, co warto wiedzieć, nie można człowieka nauczyć”. Nieświadoma znajomość gramatyki u przedszkolaka przewyższa swoim wyrafinowaniem zawartość najlepszego podręcznika stylistyki czy możliwości najnowocześniejszego komputerowego systemu językowego. To samo dotyczy wszystkich zdrowych ludzi, nawet notorycznie naruszającego zasady składniowe zawodowego sportowca, no i tego, no wiecie, słynącego z braku elokwencji nastoletniego skateboardzisty. I wreszcie jako wytwór dobrze zaprojektowanego instynktu biologicznego język — jak się przekonamy — nie jest zbiorem niedorzeczności, za jaki go uważają krotochwilni felietoniści. Postaram się przywrócić angielskiemu językowi mówionemu nieco godności, a nawet będę miał parę miłych rzeczy do powiedzenia na temat jego ortografii.
Koncepcję języka jako rodzaju instynktu po raz pierwszy sformułował w 1871 roku sam Darwin. W książce O pochodzeniu człowieka musiał się zmierzyć z kwestią języka, ponieważ to występujące wyłącznie u ludzi zjawisko zdawało się podważać jego teorię. Jak we wszystkich innych sprawach jego spostrzeżenia ani trochę nie straciły na aktualności:
Mowa jest pewnego rodzaju sztuką podobną do, przykładowo, pieczenia lub budowania, powiada jeden z fundatorów filologii. Moim zdaniem właściwiej można byłoby porównać do tych rzemiosło pisania. Bo że mowa nie jest właściwością instynktowną, widzimy stąd, iż znajomość każdego języka zdobywa się pracą, że zaś różni się od wszystkich zwykłych sztuk i rzemiosł, przekonywa nas o tym to, iż człowiek czuje instynktowny popęd do mówienia ujawniający się w bełkotaniu niemowląt, gdy tymczasem żadne dziecię nie ma instynktownego popędu do gotowania, budowania lub pisania. Oprócz tego żaden filolog nie sądzi już teraz, by język powstał w wyniku działania rozwagi lub namysłu, lecz wszyscy utrzymują, że języki rozwijały się stopniowo i powoli5.
Na koniec Darwin doszedł do wniosku, że zdolność językowa jest instynktowną skłonnością do zdobywania niektórych umiejętności, występującą nie tylko u ludzi, lecz także u innych gatunków, takich jak ptaki, które uczą się śpiewać.
Termin „instynkt językowy” może zgrzytać w uszach tych, którzy uważają język za najwyższe osiągnięcie ludzkiego intelektu, a o instynktach myślą jak o brutalnych popędach, które zmuszają futrzaste lub pierzaste stworzenia do budowania tam czy odlatywania zimą na południe. Ale jak zauważył William James, jeden ze zwolenników Darwina, posiadacz instynktu nie musi się zachowywać jak „śmiertelny automat”. James stwierdził, że ludzie mają wszystkie instynkty, którymi obdarzone są zwierzęta, a także wiele innych. Nasza elastyczna inteligencja powstała ze wzajemnego oddziaływania wielu konkurujących ze sobą instynktów. Paradoksalnie to właśnie instynktowny charakter ludzkiego myślenia sprawia, że tak trudno jest nam dostrzec w nim instynkt:
Proces sprawiający, że to, co naturalne, wydaje się dziwne, aż do tego stopnia, by zadawać pytanie, dlaczego w odniesieniu do jakiegokolwiek instynktownego działania ludzkiego wymaga umysłu […] wypaczonego przez uczenie się. Tylko metafizyk może zadawać sobie takie pytania, jak: „Dlaczego, gdy jesteśmy zadowoleni, uśmiechamy się, a nie robimy ponurej miny?”, „Dlaczego nie potrafimy przemawiać do tłumu tak, jak do pojedynczego znajomego?”, „Dlaczego konkretna dziewczyna tak bardzo przewraca nam w głowie?”. Zwykły człowiek może tylko powiedzieć: „Oczywiście, że uśmiechamy się, oczywiście, że serce wali nam na widok tłumu, oczywiście, że kochamy dziewczynę, tę piękną duszę zaklętą w tak doskonałej postaci, tak namacalnie i wyzywająco uczynioną z całej wieczności po to, by była kochaną!”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Amory ośmiornic: zaadaptowane z: Wallace, 1980. Plamy z wiśni: „Parade”, 5 kwietnia 1992, s. 16. All My Children: zaadaptowane z: „Soap Opera Digest”, 30 marca 1993.
2 Lambert, The Diagram Group, 1987. Wielkie wyginięcia megafauny: Martin, Klein, 1984.
3 Gardner, 1985; Posner, 1989; Osherson, Lasnik, 1990; Osherson, Kosslyn, Hollerbach, 1990; Osherson, Smith, 1990.
4 Darwin, 1859/2006, s. 18.
5 Darwin, 1874/1959, s. 101–102.