Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak to jest żyć na krawędzi bytu i niemocy? Kasia już wie, że trzeba walczyć o swoje. Oddech śmierci, który cały czas czuje na swoich plecach, czasem paraliżuje jej umysł, jednak nie poddaje się w walce o marzenia. Czy da radę żyć ze świadomością, że strata jest nieunikniona, a śmierć będzie nieodłącznym kompanem jej egzystencji? Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za bycie szczęśliwą? Czy jest gotowa na takie poświęcenia?
Główna bohaterka po raz kolejny staje przed ciężkimi życiowymi decyzjami i dylematami. Pojawia się pytanie: czy zetknięcie z demonami, okaże się najstraszniejszym doświadczeniem w jej życiu? Odbędzie też długą wędrówkę w poszukiwaniu swojej wewnętrznej siły, przeżywając Zaduszki, Wigilię i Nowy Rok. Z kolei kolędujące żywieckie Dziady wzniecą swoim tańcem magię i odmienią to, co wydawało się nieodwracalne.
Poznaj drugi tom serii „Po drugiej stronie gór”, w którym rzeczywistość miesza się ze światem legend, podań górali żywieckich i mitologii słowiańskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 244
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jagna
Po drugiej stronie gór
SYLWIA STRZELCZAK
Redakcja i korekta
Monika Tomys
Współpraca
Robert Ratajczak
Projekt okładki, skład, łamanie
Natalia Jargieło
© Copyright by Sylwia Strzelczak
© Copyright by Wydawnictwo Vectra
Druk i oprawa
WZDZ Drukarnia Lega, Opole
ISBN 978-83-67334-69-3
Wydawca
Wydawnictwo Vectra
Czerwionka-Leszczyny 2023
www.arw-vectra.pl
Moim najukochańszym córkom – Karolinie i Hani.
Dzięki Wam dostałam skrzydeł.
Powieść jest fikcją literacką. Postaci, wydarzenia i dialogi są wytworem wyobraźni autora i nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistym świecie. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych wydarzeń i osób jest zupełnie przypadkowe.
Jagna to druga część cyklu „Po drugiej stronie gór”. Powstała z potrzeby serca. Napisałam dalsze losy Kasi, mając nadzieję na to, że Baca przypadł do gustu Czytelnikom.
W książce zawarłam góralskie podania i legendy, które – tak jak w przypadku części pierwszej – pamiętam z opowieści dziadka i prababci. W tej powieści dużą rolę odegrała mitologia słowiańska. W niektórych wątkach inspirowałam się Mitologią słowiańskąJakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. Jednocześnie mam nadzieję, że nie zaburzy to obrazu górali jako ludzi mocno wierzących w Boga.
Obserwując rzeczywistość, zdałam sobie sprawę z tego, że życie nie oszczędza niektórych ludzi. Kasia będzie musiała zmierzyć się z traumatycznymi wydarzeniami. Jednak to one pokażą, iż w każdej sytuacji trzeba mieć nadzieję. Kiedy los rzuca człowieka na kolana i kładzie pod nogi kolejne kłody, należy wierzyć w to, że wszystko dzieje się po coś. Nawet wówczas, kiedy trudno dopatrzyć się sensu cierpienia.
Czy moja główna bohaterka wyjdzie z tego silniejsza? Czy bolesne wydarzenia jeszcze bardziej ją załamią? Jak stać się silniejszym, kiedy życie usłane jest cierpieniem? Mam nadzieję, że ta książka pozwoli odnaleźć odpowiedzi na te pytania.
Każdej osobie, która przeczytała Bacę, serdecznie dziękuję za zaufanie. Cicho wierzę w to, że Jagna Was nie zawiedzie.
Życzę przyjemnej, pełnej emocji i przemyśleń lektury.
Leżała nieruchomo na skraju polany. To, co wydarzyło się przed chwilą, wydawało się tak nierealne, że aż nieprawdopodobne. Zwinięta w kłębek, przypominała małe dziecko zabrane od matki. Trwała tam w bezruchu. Nie potrafiła powiedzieć ani jednego słowa. Na jej twarzy widoczne były tylko krople łez.
Niedawne wydarzenia ją przytłoczyły. W tej chwili nie wiedziała, co jest realne, a co nie. Może tak naprawdę oszalała? I taką ewentualność brała pod uwagę. Spotkanie z dziadkiem przerosło jej najskrytsze oczekiwania. Choć trwało zaledwie parę minut, było najcudowniejszą rzeczą, jaka ostatnio ją spotkała. Wspaniale było ponownie go zobaczyć. Drżąc z emocji, zastanawiała się, czy to wydarzyło się naprawdę. Choć od dziadka dzieliła ją rzeka i nie mogła się do niego zbliżyć, to i tak czuła się szczęśliwa jak nigdy przedtem. Dopiero teraz, kiedy on odszedł po raz kolejny, zdała sobie sprawę, że znów jest sama.
Zimno przeszywało ją na wskroś. Nie mogła pojąć, jak to możliwe, skoro jeszcze przed chwilą grzało słońce. Niebo zaciągnęło się chmurami, zrobiło się złowrogie i trochę nienaturalne. Nie miała ochoty podnosić się z ziemi. Czuła się jak femme fatale. Nic nie było tak, jak chciała. Straciła kontrolę nad wszystkim. Najpierw śmierć dziadka, później sytuacje związane z Kubą, następnie poświęcenie Bacy i teraz to – powrót z zaświatów. O co tu chodzi? Gdzie leży granica między śmiercią, życiem i szaleństwem?
Po plecach przebiegał jej dreszcz. Czuła, że coraz bardziej drętwieje. Jakaś magiczna siła odbierała jej oddech, tracony pomiędzy kolejnymi łkaniami. Wówczas poczuła na sobie dotyk – delikatny, subtelny i taki inny niż te, których zaznała dotychczas. Kobiece palce delikatnie sunęły po jej włosach. Później przeniosły się na barki.
– Dobrze, już dobrze. Proszę, nie płacz. – Tajemniczy głos wybrzmiał nad wyraz troskliwie.
– Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – zapytała, nie odwracając się do postaci znajdującej się za jej plecami.
Trwała głucha cisza. Tajemnicza dłoń spoczęła na jej głowie i emanowała przyjemnym ciepłem.
Wiedziała, że znów będzie musiała zmierzyć się z kimś, kto mieszka po drugiej stronie gór. Przyjdzie jej poznać intencje tej tajemniczej istoty i stawić czoła własnym demonom.
Każda część jej ciała wyła z bólu, chcąc jednocześnie znaleźć ukojenie. Niestety nie nastąpiło nic, co by je przyniosło. Bolesny letarg trwał w najlepsze.
Spotkanie
Wszystko było niczym sen, z którego pragnęłam wybudzić się jak najszybciej. Nie chciałam powracać do tego uczucia, wywoływało we mnie poczucie straty i pustki. Odbierało mi ono chęć do życia. Mimo tego, iż przed chwilą nastąpiło coś, o czym marzyłam przez tyle lat, to teraz wspomnienia i tęsknoty powracały niczym bumerang. Spotkanie z dziadkiem było najcudowniejszą chwilą, jaką przyszło mi przeżyć przez ostatni czas. Nie potrafiłam opisać tego, co towarzyszyło mi na skale, kiedy go ujrzałam. Był to wybuch euforii pomieszany z wielkim strachem i obawą o to, co może za chwilę nastąpić.
Byłoby inaczej, gdyby nie fakt, że ceną za to spotkanie było poświęcenie Bacy. Nie wiedziałam, jak dalej żyć z myślą, że w pewnym sensie góral oddał za mnie życie. W mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań, ale nie było ani jednej odpowiedzi. Czułam, jak przeszywający chłód ogarnia moje ciało.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie jestem tutaj sama. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie nad nimi zapanować. Z kolei nogi całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Z ledwością otwierałam usta.
Kiedy usłyszałam dobiegający do mnie kobiecy głos, zamarłam ze strachu. Czy znów ktoś z tamtego obcego świata chce się ze mną skontaktować? O co tutaj, do licha, chodzi? – pomyślałam.
Nieznajoma kobieta po raz kolejny powtórzyła, że nie mam się czym martwić. Jednak jak miałam to zrobić, skoro cały czas kogoś traciłam? Nie potrafiłam powstrzymać napływających do mojej głowy pytań.
Przez ten cały czas jej ciepła dłoń spoczywała na mojej skroni. Czułam się jak małe dziecko, które ktoś próbuje pocieszyć po upadku. W sumie byłam równie zagubiona i bezbronna. Wielu rzeczy nie rozumiałam i bałam się, jaką cenę zapłacę za to, aby pojąć, co może mnie spotkać.
Wówczas tajemnicza postać nachyliła się nade mną i objęła moją twarz swoimi dłońmi. Emanowało z nich niesamowite ciepło, tak jakby jeszcze przed chwilą trzymała ręce nad ogniskiem. Czułam się błogo. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że nie ma w tym cieple nic złowrogiego. Przyniosło mi ono moment ukojenia, odprężenia. Wydawało mi się, że chce zabrać ode mnie całe zło, które ostatnio na dobre zagościło w moim życiu. Pragnęłam, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
Kątem oka widziałam, jak kobieta na mnie spogląda.
– Nic ci nie jest? – zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć troskę.
Wychodzące zza chmur słońce oślepiało mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie nic zobaczyć. Mrużyłam oczy i próbowałam spojrzeć na tego kogoś, kto tkwił nade mną.
– Wszystko w porządku – odrzekłam, nie chcąc nawiązywać dłuższej konwersacji. Czułam, że nie jestem gotowa mówić o tym, co się tutaj wydarzyło. Tak naprawdę nie chciałam ujawniać swoich przeżyć i uczuć przed nieznajomą.
– Podnieś się z ziemi. Cała się trzęsiesz. Nie zrobi to dobrze twoim płucom – dodała, próbując unieść moją głowę.
– Mówisz jak moja babcia.
Nie był to dobry czas na zawieranie nowych znajomości. W tej chwili pragnęłam tylko ciszy i spokoju.
Kiedy ona próbowała nakłonić mnie do wstania, słońce znów schowało się za ciemny obłok. Wówczas moim oczom ukazała się piękna, młoda twarz. Dziewczyna miała jakieś piętnaście, szesnaście lat. Długie, czarne włosy okalały jej buzię, jednocześnie podkreślając kobiece rysy. Delikatnie opalona cera, długie rzęsy i piękne szare oczy tworzyły niebanalne zestawienie. Ubrana była w zieloną suknię, na której namalowano pawie oka. Na ramiona zarzucony miała czarny kardigan, a jej bose stopy grzęzły w trawie. Wyglądała jak wróżka. Czułam, że to nie jest zwyczajna dziewczyna.
A może mi już odbiło? – pomyślałam, wpatrując się w jej oblicze. Przez ostatnie wydarzenia z Bacą teraz dopatrywałam się w każdym czegoś obcego, innego, złowrogiego.
Zapadła między nami cisza. Nie była jednak krępująca. Czułam się tak, jakbym już ją znała, jakbyśmy już się kiedyś spotkały. Jednak czy to było możliwe? Z pewnością zapamiętałabym dziewczynę o tak wyjątkowej urodzie.
Jej pełne i różowe wargi delikatnie uśmiechnęły się do mnie.
– Co tak mi się przyglądasz? Sprawiasz wrażenie, jakbyś zobaczyła jakiegoś stwora. – Podrapała się po głowie.
– Przepraszam, jestem bardzo zmęczona. Wydaje mi się, jakbyśmy już się gdzieś widziały. Czy to możliwe? – zapytałam drżącym od zimna głosem.
Nie spuszczałam z niej wzroku, a ona spojrzała na mnie tak, jakby próbowała się czegoś dopatrzyć, coś zrozumieć. Jednak robiła to nadaremnie.
Dziewczyna chwyciła mnie za ręce i podniosła z ziemi.
– To niemożliwe. Widzę cię pierwszy raz. – Uśmiechając się do mnie, otrzepała resztki trawy, które tkwiły na moim ubraniu.
– Skąd jesteś? – wymamrotałam, próbując zapanować nad roztrzęsionym głosem.
– Mieszkam tutaj od niedawna. – Spojrzała w stronę Hali Lipowskiej.
– Znasz tutaj kogoś? – zapytałam i w międzyczasie próbowałam doprowadzić swój wygląd do jakiegoś normalnego stanu.
– Jeszcze nie znam ludzi z tej okolicy. Jesteś pierwszą osobą, z którą tutaj rozmawiam – odpowiedziała, a w jej głosie można było usłyszeć radość. Źrenice w jej oczach zrobiły się nienaturalnie szerokie.
– Bardzo cię przepraszam, ale nie mam dzisiaj ochoty na pogawędki. Muszę wracać do domu. Z pewnością babcia już na mnie czeka i się zamartwia. – Czułam się beznadziejnie, jeszcze nigdy przedtem nie byłam tak opryskliwa, jak teraz. Jednak w tej chwili nie miałam ochoty ani siły na zawieranie nowych znajomości.
– Nic się nie stało. Rozumiem – powiedziała głosem pełnym serdeczności.
– No właśnie nic nie rozumiesz – odburknęłam pod nosem, nie chcąc, aby mnie usłyszała.
Odwróciłam się na chwilę i po raz kolejny spojrzałam na rzekę. Wówczas usłyszałam jej cichy szept:
– Rozumiem, bardziej, niż ci się wydaje.
Zamarłam i w jednej sekundzie poczułam, jak robi mi się słabo. Nie czekając ani sekundy dłużej, odwróciłam się w kierunku dziewczyny. Jednak tam już nikogo nie było. Coś zaczynało odbierać mi siły. Zrobiło się ciemno i znów poczułam pod sobą zimną ziemię.
– Kasia! Kasia! – Dochodziło do mnie czyjeś wołanie.
Leniwie otworzyłam oczy i okazało się, że leżę na trawie, zwinięta w kłębek i trzęsąca się z zimna.
– O co tutaj chodzi? – powiedziałam pod nosem sama do siebie.
– Smerfetka! – wołał Jędruś z przejęciem.
Tak, to był on. Mój przyjaciel. Odnalazł mnie.
Ratunek
Nie wiedziałam, jak nazwać ten stan, w którym się znalazłam. Czułam błogie ciepło bijące od klatki piersiowej Jędrka. Jego przyśpieszony oddech i szybkie bicie serca wskazywały, że mój przyjaciel się zmęczył, niosąc mnie na rękach. Jędrek coraz mniej potrafił ukrywać uczucia do mnie. Czasem nie wiedziałam, jak reagować na jego słowa i gesty, gdyż był on dla mnie tylko przyjacielem, nikim więcej. Ceniłam naszą relację i od samego początku starałam się być z nim szczera. Czasem miałam wrażenie, że byłoby lepiej, gdybym zniknęła z jego życia. Jednak żadne z nas nie chciało się zgodzić na taki krok. Tak bardzo chciałabym, aby Jędruś był szczęśliwy, żeby w końcu znalazł swoją miłość. Zasługiwał na to jak mało kto. Nie chciałam być wobec niego nieszczera, dlatego kiedy tylko była okazja, próbowałam jasno stawiać granice. Z kolei we mnie rosła tęsknota i z każdym następnym dniem czułam coraz wyraźniej, że moje serce zostało tam, wysoko w górach.
– Dalej jest ci tak zimno? – powiedział, nie spuszczając oczu z zarośli, przez które musiał mnie przenieść, aby dotrzeć do domu babci. Trawa rosnąca na ścieżce wyglądała tak, jakby nie widziała kosy co najmniej od paru lat.
A może moja spostrzegawczość była słabsza niż zwykle? Już sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Tyle bym dała za to, aby cofnąć wydarzenia z tamtej feralnej nocy. Czułam, że między mną a Bacą zaczyna rodzić się coś głębszego, ważniejszego. Mimo lęku, który mną rządził, wiedziałam, że góral pozostawił ślad w moim sercu.
– Smerfetka, jak się czujesz? Jest ci cosik1? – zapytał, przytulając mnie do siebie. Widocznie nie wyglądałam najlepiej i chciał się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku.
– Tak, wszystko dobrze. Tylko strasznie mi zimno – wydusiłam z siebie, szczękając zębami. Wtuliłam się w jego ramiona, bojąc się, że upiory i demony mogą powrócić.
– Zaraz będziemy w domu. Napijesz się ciepłej herbaty z malinami albo aronią.
Teraz Jędrek wydawał się całkiem inny niż kiedyś. Jakiś czas temu dzika natura brała nad nim górę i stawał się narwany. W tej chwili był opiekuńczy i delikatny. Jego silne ramiona otulały moje ciało.
O co tutaj chodzi? – pomyślałam. Nagle poczułam, że coś ściska moje wnętrzności i powoduje mdłości. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Leżąc w ramionach przyjaciela, zaczęłam płakać.
– Kasiu, na Boga, co się dzieje? Dziewcontko2 moje drogie. – Jędrek przystanął i popatrzył na mnie.
– Jędruś, może kiedyś ci wszystko opowiem. Teraz nie chcę o tym mówić. Nie potrafię. Przepraszam.
– Smerfetko, nie podobo mi sie to3, kruca fuks4.
– Jędruś, mi także…
– Ale jo godom5 o twoim milczeniu. Co się tam wydarzyło nad rzekom6?
– Jędrek, nic takiego. Poszłam tam, aby pobyć w samotności. Chciałam zejść ku rzece, poślizgnęłam się i uderzyłam w głowę.
– To co jest takom7 tajemnicą? – Nie dawał za wygraną.
– To, co tam zobaczyłam. Proszę, nie ciągnij mnie za język. Jestem strasznie słaba.
– Jakosik8ci nie wierzę. – Strapienie na twarzy Jędrka przybrało widoczny wyraz. Gołym okiem było widać, jak bardzo się o mnie martwi.
Źle się czułam z tym, że nie mogłam powiedzieć mu prawdy o spotkaniu z dziadkiem, śmierci Bacy i sabacie. Z pewnością uznałby mnie za wariatkę. Do stosu zmartwień dochodziła jeszcze obawa o bliskich, o ich bezpieczeństwo. Panicznie bałam się wtajemniczyć kogokolwiek w to, co dzieje się po drugiej stronie gór.
1Jest ci cosik? – Jest ci coś?
2dziewcontko – dziewczątko; pieszczotliwie „dziewczyno” w gwarze góralskiej
3nie podobo mi się to – nie podoba mi się to
4kruca fuks – przekleństwo w gwarze góralskiej
5jo godom – ja mówię
6nad rzekom – nad rzeką
7takom – taką
8jakosik – jakoś
Niespodzianka
Ciepły koc, herbata i święty spokój – nic więcej nie było mi potrzebne do wytchnienia. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię.
Jędrek bezpiecznie zaniósł mnie do domu babci. Mimo olbrzymich chęci nie wyjawiłam mu tajemnicy spotkania nad rzeką.
Kiedy przekroczyłam próg domu, babcia najpierw wybuchła złością, że tak wcześnie chodzę nad rzekę. Uspokoiwszy się, otoczyła mnie opieką. W takich chwilach jak ta rozumiałam, że dla niej już zawsze będę małą Kasią.
Dni mijały nieubłaganie. Mimo radości z tego, że zobaczyłam dziadka, nie potrafiłam pogodzić się z tym, co się stało na Babiej Górze. Coraz częściej zadawałam sobie pytanie, czy istnieje jakaś możliwość, aby zmienić bieg wydarzeń.
Tutaj, we wsi, życie tętniło jak zawsze. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami, a w niedzielę pędzili do kościoła. Próbowałam wpaść w ten rytm, jednak nic z tego nie wychodziło. Widziałam zmartwienie na twarzy babci. Nie potrafiłam tak bardzo udawać, tym bardziej że ostatni czas był dla mnie wyjątkowo trudny.
Nastał wtorek, dzień jak co dzień. Usiadłam w oknie ze swoją ulubioną kawą. Aromat gorącego czarnego płynu powoli rozchodził się po całym pokoju. Chwyciłam niebieski kubek w dłonie i spojrzałam w kierunku gór. Od czasu, kiedy Baca wprowadził mnie w zupełnie inny świat, nie potrafiłam już patrzeć na góry tak jak kiedyś. Teraz wydawało mi się dziwne, z jaką naiwnością myślałam o tym miejscu. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie jak dawniej? Szczerze mówiąc, coraz bardziej zaczynałam w to wątpić. Upiłam łyk kawy, który przyjemnie rozgrzał moje ciało. Zrobiło mi się błogo i dobrze.
Nagle ni stąd, ni zowąd rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Podeszłam bliżej, aby zobaczyć, kto się za nimi ukrywa. Ku mojemu zdziwieniu stanęła w nich moja przyjaciółka – Beata. Trzymała dużą czerwoną walizkę, która była wypchana do granic możliwości.
– Beata! To naprawdę ty? – wykrzyknęłam, pośpiesznie stawiając kawę na szafce. Zachowywałam się tak, jakbym chciała się upewnić, że to faktycznie ona.
– A kogo się spodziewałaś? – rzekła, uśmiechając się do mnie serdecznie. Upuściła walizkę, która upadła na drewnianą podłogę, i w przedpokoju rozległ się głuchy dźwięk. Podbiegła do mnie i przytuliła z całej siły.
– Przepraszam – powiedziała cicho, nachylając się do mojego ucha.
– Za co? – zapytałam, zaskoczona wyznaniem przyjaciółki.
– Nie byłam ostatnio najlepszą przyjaciółką. Zostawiłam cię z wieloma sprawami samą, koncentrując się na swoich problemach – dodała ze łzami w oczach.
To jedno wyznanie Beaty wystarczyło, abym zdała sobie sprawę, kto za tym stoi. Było tak, jak przypuszczałam. To sprawka babci. To ona wezwała na pomoc moją przyjaciółkę, gdyż przepełniały ją obawy o mnie.
– Beatko, masz dosyć własnych problemów. Miałam ci zawracać głowę jeszcze swoimi? – powiedziałam, chcąc uspokoić jej wyrzuty sumienia.
Wymianę życzliwości przerwały dziecięce głosy dobiegające z podwórka. Pełne radości i podekscytowania dziewczynki wesoło dokazywały.
– Przepraszam was, ale musiałam je ze sobą zabrać – wydusiła z siebie Beata, czekając na naszą reakcję.
– Za co ty, dziewczyno, nas przepraszasz? Skończ i wołaj dziewczynki na obiad. Mam już rosół. Na drugie danie musicie jeszcze chwilę poczekać. – Babcia wykonała zapraszający gest w kierunku Beaty.
Ta jednak, zanim zawołała dzieci, najpierw podeszła do mojej babuni, uścisnęła ją mocno i powiedziała:
– Dziękuję.
– Za co ty mi, dziecko, dziękujesz? Mnie jest miło, że przyjechałyście.
– Za to, że jestem tutaj zawsze mile widziana, ja i moja rodzina. Cieszę się, że będę mogła spędzić trochę czasu z Kasią. Ostatnio bardzo nam go brakowało.
– To prawda – odpowiedziałam, obejmując przyjaciółkę ramieniem.
Nie sądziłam, że ten dzień tak miło się zacznie. Beata i jej dzieci przywróciły uśmiech na mojej twarzy. One teraz były dla mnie łącznikami między tym a tamtym światem. Radość dziewczynek i ich beztroskie zachowanie przywoływały mi na myśl czasy, w których sama taka byłam. Postanowiłam odpocząć i cieszyć się z ich obecności.
Przez następne dni starałam się zapełnić im czas różnymi atrakcjami. Chodziłyśmy na jagody, przemierzałyśmy okoliczne szlaki, dziewczynki uczęszczały na lekcje jazdy konnej u lokalnej instruktorki, którą znałam od dziecka. Z kolei kiedy żar lał się z nieba, to rozkładałyśmy nad rzeką koc lub jechałyśmy nad Jezioro Żywieckie. W efekcie wieczorami dzieci padały ze zmęczenia.
Któregoś dnia dziewczynki poprosiły, aby zrobić ognisko. Nie trzeba było mnie namawiać.
Babcia przyszykowała w żeliwnym kociołku tak zwane prażone, jedno z moich ulubionych dań przyrządzanych na ognisku. Na sam dół żeliwnego garnka kładła słoninę lub boczek oraz liście kapusty, które tworzyły coś na podobieństwo naczynia w naczyniu. Później ziemniaki pokrojone w plastry przekładała cebulą, kiełbasą, kawałkami boczku i drobno posiekaną kapustą.
Przygotowałam palenisko, które znajdowało się na ogródku. Ułożyłam drwa w stos, podłożyłam papier i podpaliłam. Patrzyłam chwilę w bezruchu, jak ogień zaczyna trawić kawałki drewna, tworząc coraz pokaźniejsze ognisko. Może nie było ono tak imponujące jak to, które rozpalaliśmy z dziadkiem, ale i tak byłam z siebie dumna. Iskry padały na prawo i lewo, a przed moimi oczami stanął stos palony przez czarownice. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nim. Wspomnienie tamtych chwil dalej budziło we mnie skrajne emocje.
– Po cholerę mnie tam prowadził, skoro było to takie niebezpieczne? – powiedziałam cichutko, nie czekając na niczyją odpowiedź.
Po chwili usłyszałam wołanie Beaty:
– Kaśka! Kaśka! Jesteś tam? Babcia pyta, czy możemy już znosić kociołek.
Ocucona niczym z letargu, odpowiedziałam:
– Tak, czekam tu na was.
Beata przyniosła żeliwne naczynie, ustawiłyśmy je na ogniu i teraz przyszło nam czekać, aż potrawa będzie gotowa. Dziewczynki biegały wokół ogniska i śpiewały harcerskie piosenki. Z kolei my wspominałyśmy stare dzieje i tak odległe już dzieciństwo. Przez pewien czas, zaledwie przez parę minut, wydawało mi się, jakby tego, co wydarzyło się po drugiej stronie gór, nie było. Teraz spotkania z nocnicą, zmorą, a nawet z samym diabłem wydawały się czymś nierealnym. Chciałam uciec od tego, co złe. Odpowiadała mi ta iluzja, którą przez ostanie dni wprowadziły w moje życie Beata i jej dzieci.
Po upływie jakichś dwóch godzin zdjęłyśmy kociołek z ognia, odkręciłam wieko, a wokół uniósł się niesamowity aromat ziemniaków zapiekanych z kiełbasą. Tak, to były prażone w wydaniu mojej babci. Nic na świecie nie przebije wykonania tej potrawy przez nią. Usiadłyśmy w ogrodowej altanie i z niedowierzaniem patrzyłyśmy na to, jaką ilość zajadały dzieci. Po skończonym posiłku, kiedy wszyscy byli już najedzeni, a ja zgasiłam ogień, dziewczynki wraz z babcią poszły na górę, aby przygotować się do snu.
– Jak chcecie, to posiedźcie sobie jeszcze. Jest tak pięknie i ciepło. Dopilnuję, aby dzieci umyły zęby i położyły się spać – powiedziała babcia, dając nam do zrozumienia, iż mamy wolny wieczór.
Może i dobrze się złożyło. Dziewczynki Beatki były cudowne, ale tak jak przy wszystkich dzieciach nie szło przy nich rozmawiać o wszystkim. Boże, ile ja bym dała, aby móc opowiedzieć Beacie o tym, co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich miesięcy.
Zaledwie po chwili babcia powróciła do nas z pewnym podarunkiem. Przyniosła litrową karafkę napełnioną swoją malinówką.
– Macie, dziewczyny. Skosztujcie, co mi wyszło, i pogadajcie sobie w spokoju.
– Dziękujemy – odparła Beata, zanim ja sama cokolwiek z siebie wydusiłam.
Babcia szybko zniknęła na schodach. Zostało z nami szklane naczynie napełnione czerwonym płynem o wyraźnym, owocowym zapachu. Nie czekałyśmy zbyt długo. Nalałam do kieliszków tajemniczej mikstury i racząc się jej smakiem, zaczęłyśmy rozmawiać.
Próbowałyśmy omijać drażliwy temat Kuby. Jednak to, co najbardziej chciałabym jej opowiedzieć, musiało pozostać moją tajemnicą. Minuty mijały, powoli przeradzały się w godziny. Siedząc w altanie, nie czułyśmy upływającego czasu. Śmiech co rusz mieszał się z wybuchami płaczu, aż wreszcie się zorientowałyśmy, że wypiłyśmy ponad połowę nalewki.
– Muszę ci coś powiedzieć… – zaczęła niepewnie Beata.
– Słucham. – Czekałam, aż rozwinie wątek, i widziałam, że jest to dla niej trudne.
– Jeśli Kuba będzie próbował cię jeszcze omamiać, to nie daj się nabrać. Widziałam go parę razy z inną kobietą. Obejmowali się i zachowywali jak zakochani.
– Po co mi to mówisz? – zapytałam zdziwiona.
– A po to, że czasem człowieka nachodzą różne myśli. Nie chcę, aby cię znów skrzywdził. Wiesz, mówią, że rozwód wcale niczego nie przekreśla. Jeśli ktoś ma z kimś być, to tak będzie.
– Racja, ale ten etap jest już za mną i proszę, zmieńmy temat. – Chciałam odejść od myślenia o Kubie. Jego wspomnienie nie było niczym dobrym, tym bardziej przy alkoholu.
– O matko! Ciekawe, która już godzina. – Beata nerwowo spojrzała na zegarek. – Nie zgadniesz! – dodała.
– Nie wiem. Wydaje mi się, że może być około dwudziestej drugiej – odrzekałam, patrząc w niebo.
– Dodaj jeszcze parę godzin. Wyobraź sobie, że jest druga w nocy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak długo gadałyśmy. Brakowało mi tego. – Beata była widocznie wstawiona.
Zresztą ze mną nie było lepiej. Kiedy spróbowałam wstać od stołu, zorientowałam się, że obraz dziwnie wiruje.
– Chodźmy już spać – powiedziałam. Byłam pełna nadziei, że po nalewce babci nie nawiedzą mnie nocne koszary, tak jak poprzedniej nocy.
– Czyś ty zwariowała? Spać? – zapytała Beata. – Absolutnie nie, idziemy na spacer.
– Tak, na spacer o drugiej w nocy. Wracajmy lepiej do domu.
– No chodź, tylko kawałek. Proszę, muszę przewietrzyć mózg po tej malinówce. Nieźle mnie kopnęła.
– Wiesz, to chyba nie jest najlepszy pomysł – wykrztusiłam z siebie, mając nadzieję, że Beata porzuci pomysł nocnej eskapady po Żabnicy.
– Nie! Nie! Nie idziemy spać. Idziesz ze mną na spacer. Tylko kawałek, tak jak zawsze. Co jest, Kaśka? Kiedyś chodziłaś ze mną po wsi, i to o trzeciej w nocy. Nie byłaś taka przesądna. Naśmiewałaś się z tych, którzy wierzyli, że istoty z zaświatów pojawiają się o tej godzinie na ziemi.
– Od tej pory dużo się zmieniło.
– Skończ. Dalej możesz być tą samą Kaśką. Nie pozwól, aby pamięć o jednym facecie wszystko zmieniała. Kuba na ciebie nie zasługiwał – dodała, po czym się zorientowała, że niepotrzebnie o nim wspominała. Nie chciała tego, ale alkohol zrobił swoje.
Widziałam, jak odwraca się ode mnie i znika za furtką, tak jakby próbowała nie dopuścić do siebie myśli, że ja jestem już kimś innym. Szkoda tylko, że nie mogłam jej tego wyjaśnić.
– Idziesz? – zapytała po chwili.
Nie pozostało mi nic, tylko pójść za nią. Nie mogłam pozwolić, aby stało się coś złego.
Wyszłyśmy w całkowitym milczeniu. Beata nie wytrzymała tej ciszy i zaledwie po paru krokach przystanęła, popatrzyła na mnie i powiedziała:
– Wiem, że jestem straszna, ale martwię się o ciebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że wydarzenia z Kubą na ciebie wpłynęły. Jednak mam wrażenie, że nie jesteś ze mną szczera, że coś ukrywasz.
– Po co miałabym coś ukrywać? – odparłam, chcąc zmylić czujność przyjaciółki.
– No widzisz. Nawet teraz. – Na twarzy Beaty widniała wściekłość. – Kaśka, co jest grane?! – wykrzyczała mi w twarz.
– Nic!
– Nic?! – powtórzyła za mną.
Wówczas otaczający nas mrok zaczął robić się dziwny i obcy. W oddali słychać było łamiące się gałęzie i inne niezidentyfikowane odgłosy lasu.
– Słyszysz to? – zapytała przerażona.
– Mówiłam, że to nie najlepsza pora na spacer.
– Może rzeczywiście będzie lepiej, jak wrócimy. – W jej głosie na miejscu złości pojawił się strach.
– Tak będzie lepiej – odparłam, popierając pomysł przyjaciółki.
Odwróciłyśmy się, a za nami nie było nic. Zupełna pustka. Tylko mgła, tak bardzo mi znajoma.
– Kasia, to wygląda dziwnie i nienaturalnie. Co to jest? – zapytała, rozglądając się dookoła.
– Nie wiem – odrzekłam, nie chcąc dawać po sobie poznać, że również się boję. Modliłam się, aby zza tej mgły nie wyskoczył jakiś stwór. Niestety moje obawy z każdą upływającą sekundą rosły coraz bardziej.
– Boję się. – Usłyszałam jej szept.
Zza mgły dobiegł do nas tajemniczy głos. Był nienaturalny, złowrogi i odbijał się od szczytów, tworząc echo.
– Czekamy na ciebie! Dlaczego o nas zapomniałaś? – Zdania padały jedno po drugim.
Chrapliwe jęki docierały do moich uszu i potęgowały strach. Teraz miałam ochotę tylko na jedno – ucieczkę. Nie analizując dalej tej sytuacji, chwyciłam Beatę za rękę i krzyknęłam:
– Beata, uciekamy!
Biegłyśmy przed siebie. Mgła była tak gęsta, że nie widziałyśmy, gdzie stawiamy nogi. Każdy wdech świszczał w płucach. Poczułam przypływ adrenaliny. Chęć ocalenia przyjaciółki była ponad to wszystko i teraz nie liczyło się nic innego. Głosy zaczynały się oddalać, a mgła zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Zauważyłyśmy, że stoimy tuż przed furtką prowadzącą do domu mojej babci.
– Co to, kurwa, było? – powiedziała zszokowana Beata.
Wiedziałam, że nie spławię jej tak łatwo. Przyjaciółka będzie drążyła temat, aby odkryć prawdę. Ja jednak za nic nie mogłam jej wyjawić i musiałam wymyślić na poczekaniu jakąś bajeczkę. Nikomu nie było wolno poznać prawdy o tym, co dzieje się w górach.
Inna prawda
Nie wiedziałam, jak nazwać to, co teraz działo się w moim życiu.
Po przerażającym spacerze wróciłyśmy do domu. Strach na twarzy przyjaciółki mówił mi więcej, niż bym chciała. Zdawałam sobie sprawę, że nie uniknę pytań z jej strony. Chciałam jej to wszystko wyjaśnić, powiedzieć, co się ostatnio wydarzyło, jak tęsknię za Bacą, o moim widzeniu z dziadkiem. Jednak obawa o Beatę była większa niż chęć podzielenia się swoimi tajemnicami. Cały czas miałam przed oczami twarz pani Anieli, która przestrzegała mnie przed zdradzeniem sekretów.
Usiadłyśmy na schodach. Zauważyłam, że Beata nie potrafi nic z siebie wydusić. Siedziała obok i cała się trzęsła. Położyła rękę na mojej nodze i wyszeptała:
– Kasiu, proszę, powiedz mi, że to były alkoholowe omamy.
Czułam, że chce usłyszeć z mojej strony zapewnienie, że nic takiego się nie stało. Tymczasem ja sama wiele bym dała za to, aby tak było. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Jedno było pewne – wystarczyły sekundy, a upojenie alkoholowe odeszło w zapomnienie.
– Beatko, nie wiem, co mam ci powiedzieć. Sama nieźle się przestraszyłam. Wydaje mi się, że wracający z zabawy chłopcy zrobili sobie z nas żarty. Babcia mówiła, że u sąsiadów szykuje się wielkie ognisko. Wiesz, jak to jest na takich imprezach. Czuję, że któryś właśnie wracał do domu i zobaczył spacerujące po nocy dziewczyny. Przepraszam, kobiety. – Zaczęłam się śmiać, chcąc choć trochę rozluźnić ciężką atmosferę. – Kochana, pewnie ktoś sobie z nas zażartował i teraz śmieje się do rozpuku.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytała zdenerwowana.
– Jak ci się wydaje? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że na starość zaczęłaś wierzyć w duchy? Weź przestań. – Uśmiechnęłam się do niej i objęłam ją ramieniem. – Muszę cię zmartwić. Najprawdopodobniej padłyśmy ofiarą głupich żartów, a że byłyśmy pod wpływem nalewki babci, to wyobraźnia zdziałała resztę.
Widziałam, jak strach Beaty powoli maleje. Mimo gry pozorów ja wewnątrz cała drżałam.
– Chyba masz rację. Kiedy o tym myślę, wydaje się to głupie. Mgła, ciemność zrobiły swoje, i oczywiście cudowna malinówka. – Uśmiechnęła się do mnie i mocno przytuliła. – Swoją drogą, to durne jesteśmy, żeby tak się nabrać jak małe dzieci – dodała.
– Też tak uważam. A teraz już nie myśl o tym, tylko chodź do domu. Położysz się spać i zobaczysz, że jutro wszystko będzie jeszcze klarowniejsze.
– Dobrze, że jesteś – powiedziała, patrząc na mnie tak, jakby dalej się bała.
– Wzajemnie.
Kiedy weszłyśmy do środka, Beata położyła się spać. Zaledwie po dziesięciu minutach usłyszałam jej spokojny oddech, dobiegający z sąsiedniego pokoju. Widocznie zasnęła łatwiej, niż myślała.
Wiedziałam, że dla mnie ta noc będzie bezsenna. Po cichu podeszłam do okna. Nie chciałam obudzić domowników. Odsunęłam firankę i zobaczyłam kłębiącą się nad lasem mgłę. Wyglądało to tak, jakby jakaś tajemnicza siła dęła oparami ze swoich płuc.
– Co to jest, do licha? – mamrotałam do siebie. – Czego oni ode mnie chcą?
Wspomnienie Bacy wywołało lawinę łez. Góral i świat, do którego mnie wprowadził, zostawiły w moim sercu wyrwę, która zdawała się powiększać z każdym dniem. Wówczas przypomniały mi się słowa, które Baca umieścił w liście do mnie. Chciał, abym nie porzucała tego, na co próbował mnie przygotować.
– Skoro tak, to niech będzie – powiedziałam, patrząc na dziwne zjawisko nad górami.
Wpatrując się w widok za oknem, podjęłam kolejną ważną decyzję w swoim życiu. Byłam to winna jemu i mojemu dziadkowi. Kiedy tylko Beata wraz z dziećmi odjadą z Żabnicy, pójdę tam i zobaczę, co mogę zrobić, aby odzyskać górala. Nie umiałam pogodzić się z myślą, że to może być koniec. Nie mogłam na to pozwolić.
Nie wiem, jak długo tak stałam. Widok gór i odgłosy oddechów dobiegających z sypialni obok działały na mnie jak najlepszy środek uspokajający.
Następnego dnia zaraz po obiedzie zadzwonił telefon. Beata chwilę rozmawiała, po czym wbiegła do pokoju, oznajmiając, że musi wracać do domu, ponieważ sąsiad zalał im mieszkanie. Biedna krzątała się po pokojach i zbierała rzeczy dzieci. Pomagałam jej w pakowaniu i przygotowywałam lokalne smakołyki, które mogłaby ze sobą zabrać.
– Może pojadę z tobą i pomogę ci posprzątać? – spytałam, chcąc udzielić jej wsparcia.
– Kasiu, niepotrzebnie się tak martwisz. Podobno woda jest już zebrana. Jednak szykuje mi się mały remont. Muszę tam pojechać i rozeznać sprawę. Dopóki jeszcze jest ciepło. Wywietrzę i odmaluję zalane fragmenty. To dzieje się już kolejny raz. Nie mam siły do tego sąsiada.
– Jak to kolejny? – zapytałam zdziwiona – Nic nie mówiłaś.
– Nie było o czym opowiadać. Poprzednim razem skończyło się tylko na niewielkiej plamie w rogu pokoju.
– A teraz?
– Podobno zalane są sufit i jedna ściana. Boję się pomyśleć, co z panelami.
– Mieliście ubezpieczenie?
– Na szczęście tak. Po ostatnim incydencie wykupiliśmy polisę.
– Tyle dobrze – wtrąciła babcia. – Dziecko, może jednak Kasia pojedzie z tobą? Każda para rąk się przyda.
– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Kasia niech sobie jeszcze odpocznie. Ja zostawię dziewczynki u rodziców i na spokojnie się wszystkim zajmę.
– Pamiętaj, że gdybyś tylko potrzebowała, to jestem. Daj znać, a przyjadę.
– Wiem, kochana. Dziękuję.
Beata się spakowała. Wzięła walizki, dzieci i wsiadła do auta. Babcia lubiła moją przyjaciółkę, dlatego dorzuciła parę przydatnych jej zdaniem rzeczy, w tym poduszki z prawdziwego pierza. Co jak co, ale babci nie dało się wytłumaczyć, że coś może być niepotrzebne. Beatka się uśmiechnęła, podziękowała i odjechała tam, skąd przybyła.
Tego dnia przyszedł do mnie Jędrek i długo rozmawialiśmy. Niby o wszystkim i o niczym, ale mój przyjaciel zdawał się jakiś inny. Czasem zawieszał głos i jakby odpływał myślami hen daleko stąd.
– Jędruś, co się dzieje? Jesteś jakiś dziwny. – Popatrzyłam na niego, chcąc zrozumieć, o czym teraz myśli i co tak bardzo zajmuje mu głowę.
– Nic takiego. Ostatnio nie potrafię zebrać myśli. Chyba jestem przemęczony.
– Musisz zwolnić, nie powinieneś się tak forsować.
– Może wezmę urlop. Nie pamiętam, kiedy byłem na jakichś wakacjach.