Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pełna namiętności historia z górskiej serii, opowiadająca losy drugiego z braci Burzyńskich.
Czy dziesięć lat po rozwodzie może wydarzyć się coś, co znowu połączy losy kiedyś bardzo sobie bliskich a teraz obcych ludzi? Okazuje się, że tak… Splot zaskakujących zdarzeń sprawia, że Tobiasz i Ada otrzymują od losu drugą szansę, choć gdyby ich o to zapytać, powiedzieliby, że nie mają na to najmniejszej ochoty. Rozstali się w gniewie i na nowo ułożyli sobie życie. Wydaje się im, że już nie są sobie potrzebni. Właśnie: wydaje im się… Gdy do gry wkraczają tłumione uczucia i pożądanie, wszystko zaczyna nabierać innych kształtów.
Czy są na to przygotowani i czy pisana jest im wspólna przyszłość z happy endem? Co się stanie, gdy do gry wkroczy „ta druga”?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Barbara Milanowska/Lingventa
Zdjęcie na okładce
© Pavel/AdobeStock
© by Katarzyna Rzepecka
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2341-2
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Wszystkim Czytelnikom, którzy czekali na tę historię z utęsknieniem!
Udanej wyprawy miłosnym szlakiem Ady i Tobiasza.
ADA
To zdecydowanie najbardziej pechowy dzień ostatnich lat mojego życia, a ja powinnam dostać tytuł „Ślamazary roku”. Tyle, co nawywijałam dzisiaj, nie udało mi się przez całe lata wcześniej, a może i nigdy. Zapewne napiszą o mnie w lokalnej gazecie i bardzo możliwe, że poświęcą na to dwa artykuły.
Rano, gdy szłam do pracy, przez drogę przebiegł mi czarny kot. Wszyscy twierdzą, że jest przeklęty, bo przynosi każdemu pecha. Pojawił się znikąd, jakby piekło go odrzuciło, i się zaczęło… Niby nie wierzę w zabobony, ale jak wytłumaczyć późniejsze wydarzenia, które mnie spotkały? To musiała być jego sprawka. Wydaje mi się, że był nie tyle przeklęty, co nawiedzony, czy coś jeszcze gorszego, bo zwyczajny kot nie narobiłby mi tylu nieprzyjemności. Tak naprawdę mam wiele szczęścia, że jeszcze żyję. Chociaż jest ze mną licho. Obym nigdy więcej go nie spotkała.
W pracy spaliłam opiekacz – przytrzasnęłam kabel, zamykając go z kanapką. I nie zauważyłam tego. Dziwne, prawda? Coś wewnątrz urządzenia zasyczało, następnie pojawił się kłąb dymu, wywaliło korki i włączył się alarm przeciwpożarowy. Cała galeria handlowa, w której mieści się nasze biuro podróży, została ewakuowana. Przyjechała nawet straż pożarna, a rumieńce na mojej twarzy biły czerwienią na kilometr, kiedy tłumaczyłam, co się stało. Nawet te pomidory w ekologicznym warzywniaku naprzeciw nie były tak czerwone!
Następnie wbiegła do biura czarna świnia. Tak samo czarna jak ten wstrętny kot! W pierwszym momencie myślałam, że to przywidzenie, ale nie! Tuż za zwierzęciem wbiegł mężczyzna, przepraszając za zamieszanie, ale chciał Chrumkowi przymierzyć w zoologicznym szelki, bo miał problem z dopasowaniem rozmiaru, a ten urwis zwyczajnie mu zwiał. Nie byłoby sprawy, gdyby zwierzak wszedł i wyszedł, on jednak musiał zostawić po sobie cuchnącą pamiątkę na środku pomieszczenia. Po prostu cyrk!
I kiedy już myślałam, że nic więcej się nie wydarzy i ten felerny dzień po prostu się skończy, zaczęłam kichać i pojawił się ból gardła. Czyli w drodze do domu czeka mnie wizyta w aptece.
Kolejka wije się na kilkanaście osób, więc grzecznie stoję. A mój telefon wciąż buczy. Od kilku godzin dobija się do mnie jakiś obcy numer, ale nie zamierzam odbierać. Nigdy nie odbieram od obcych. A już zwłaszcza nie dziś. Znając życie, to jakiś bank z ofertą kredytową. Będą na siłę próbować mnie namówić na szybką gotówkę, a z dzisiejszym pechem człowiek po drugiej stronie telefonu zrozumie mnie na odwrót i jeszcze wpadnę w długi.
Aktualnie mój telefon jest moim wrogiem numer jeden – jest niebywale irytujący i staram się go zbyt często nie brać do ręki. Ale komuś najwidoczniej bardzo zależy na rozmowie ze mną. Może odbiorę? Chwilę się namyślam i niemal już odbieram, kiedy stwierdzam, że jednak lepiej nie… Nie odbieram połączeń z nieznanych numerów. Nigdy. Niech napisze wiadomość, jeżeli to coś pilnego. Mam mnóstwo spraw na głowie. Po powrocie do domu czeka mnie jeszcze przeglądanie masy plików z ofertami. Ta praca nigdy się nie kończy.
Telefon milknie, by po chwili znów rozbuczeć się w kieszeni mojego płaszcza. Wzdycham niecierpliwie, ale ignoruję go uparcie.
– Może pani odbierze? Komuś chyba bardzo zależy na tej rozmowie.
Ale, jak widać, wszystko dzisiaj jest przeciwko mnie, nawet pani, która czeka tuż za mną.
Spoglądam na młodą kobietę, która najwyraźniej zaczęła się denerwować buczeniem urządzenia, i uśmiecham się do niej krzywo, po czym wzdycham i bez słowa komentarza biorę do ręki aparat. Odrzucam połączenie i wysyłam z automatu wiadomość: „Oddzwonię, jestem na spotkaniu”. Może to zapewni mi chwilę wytchnienia.
Nareszcie wychodzę z apteki obładowana lekarstwami i gdy idę chodnikiem, ciesząc się na ciepły koc i parę wełnianych skarpet, kogo widzę?
Siedzi na skraju chodnika i patrzy na mnie złotymi ślepiami. Jego futro jest całe czarne i lśniące, a brzuch tak wielki, że gdybym go obróciła na plecy, zapewne by nie wstał o własnych siłach. Trzeba by go kulnąć. To ten sam czarny kot, którego spotkałam rano. Jego złudnie miłe futerko skrywa bestię. Tym razem jednak nie dam mu się wyprzedzić. Przecież nie może poruszać się szybciej ode mnie, ma widoczną nadwagę. A ja koniecznie muszę zdjąć z siebie ten zły urok. Wystarczy go wyprzedzić.
Wiem, że to dość idiotyczne. No ale kurde! Przecież to aż niemożliwe, żeby jednego dnia mieć takiego pecha, i to dokładnie wtedy, kiedy zjawia się ten przekarmiony wysłannik mroku i przecina mi drogę. Lepiej zapobiegać niż potem cierpieć.
Biorę głęboki wdech, a potem ile sił w nogach biegnę ulicą. Bestia jednak się podnosi. Może być trudno. Kocisko ma cztery pulchne łapy, podczas kiedy ja mam tylko dwie chude nogi obute w botki na obcasie. Zbiegam z chodnika na jezdnię i ścigam się z czarnym kotem, który chce być tuż przede mną. Serio, on robi mi to specjalnie! I kiedy już niemal mi się udaje, torebka zaplątuje mi się pomiędzy udami, a on przebiega pierwszy. Drań!
Potykam się i upadam na asfalt, czym wywołuję lawinę pisków opon, trąbienia i krzyków. Tuż przy głowie widzę zderzak samochodu. Dzielą nas milimetry, ale w ostatniej chwili auto się zatrzymuje. Z pewnością pojawię się na pierwszych stronach gazet – rozkraczona, z rozczochranymi włosami i podartymi rajstopami, w kadrze będzie ta czarna bestia, a pod zdjęciem podpis: „Ma szczęście, że przeżyła”.
W pierwszej chwili jestem zszokowana tym, co się właśnie stało. Ale gdy tylko zauważam, jaki powstał harmider, wiem, że nie może być gorzej. Że to już na pewno wszystko. Że jest już tak źle, że nic straszniejszego się wydarzyć nie może.
Zmieniam jednak zdanie, kiedy zauważam jego.
Wysoki, przystojny i zdziwiony tak samo jak ja. Pierwszy raz od dziesięciu lat spotykam swojego byłego męża.
Rozkraczona jak żaba, z torebką zakręconą wokół nogi, wielkimi oczami patrzę, jak się pochyla.
– Ada? – W jego głosie słychać ogromne niedowierzanie. – Jezu, prawie cię rozjechałem.
Doprawdy, czy nie mogłabym wyglądać w tym momencie jak dama? W dniu naszego spotkania po latach? Powinien ujrzeć piękną kobietę, którą stracił przez swoje durne zachowanie, a nie jakąś… ropuchę. Tymczasem leżę wyłożona tuż przed maską jego samochodu, i to tak, że daleko mi do elegancji oraz klasy. Ale cóż. Skoro mleko się wylało, teraz trzeba się jakoś z tego wykaraskać.
– Och, cześć. – Uśmiecham się szeroko, dokładnie tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Wyciągam rękę, żeby pomógł mi wstać. Zaskoczony ujmuje moją dłoń i pomaga mi się podnieść. – Skąd się tutaj wziąłeś? Przejeżdżałeś i przypadkiem wpadłam ci pod koła samochodu, jakby los chciał ci pokazać, kogo straciłeś?
Oboje zaczynamy się śmiać, on bardziej niezręcznie, a ja uszczypliwie, każde patrząc po sobie z ciekawością. Wciąż jest tak samo przystojny jak dawniej. A może i bardziej, co z miejsca mnie irytuje. Przejeżdżam wzrokiem po silnych ramionach, szerszych niż kiedyś, i po eleganckim ubraniu. Tak, zdecydowanie ten drań wyprzystojniał. I wciąż potrafi uśmiechnąć się tak, że mam ochotę szybko pozbyć się bielizny. Ten facet zdecydowanie jest zbyt seksowny. I ma ten cholerny uśmiech, który przyprawia o zawrót głowy.
– Ada. – Ignoruje moje zaczepki. Jest okropnie uprzejmy, jakby nie wystarczyło, że dobrze wygląda. – Wszystko w porządku? Wybiegłaś mi prosto przed maskę. Nie wiedziałem, że rzucisz mi się pod koła, by tylko zwrócić na siebie uwagę.
Czyli jednak, dobił swoim. Mrużę oczy i uśmiecham się do niego przekornie.
– Dowcip wciąż cięty, jak dawniej.
– Pewne rzeczy się nie zmieniają.
– Co cię sprowadza w te strony?
Wzdycha i wciąż się uśmiechając, odpowiada:
– Tak naprawdę przyjechałem do ciebie. Mam bardzo ważną sprawę, która nie może czekać. Dzwoniłem wielokrotnie, jednak bez skutku.
– Nie odbieram połączeń od nieznanych numerów. Powinieneś wysłać mi wiadomość.
Tobiasz kiwa głową, wzdycha, po czym świdrująco spogląda mi w oczy.
– Jasne, jasne. Ale czy moglibyśmy gdzieś porozmawiać? – Nagle rozgląda się po okolicy, a ja zauważam, że oboje stoimy na środku drogi, wstrzymując ruch uliczny. Na chodniku zebrał się tłum gapiów, którzy szeptem komentują zaistniałą sytuację, a kiedy zerkam po oknach moich sąsiadów, widzę, jak poruszają się firanki. Idę o zakład, że ktoś zrobił nam już jakieś zdjęcia i całe miasteczko będzie plotkować o tym zdarzeniu.
Czuję, jak Burzyński mierzy mnie wzrokiem, kiedy poprawiam włosy i ubranie. Jak wypala karmelowymi tęczówkami ślad na mojej sylwetce, błądząc po krzywiznach ciała. I chociaż wciąż stoję zaskoczona tym całym zdarzeniem, bo ostatnie, czego dzisiaj bym się spodziewała, to to, że spotkam mojego byłego faceta, z którym kiedyś przez kilka miesięcy tworzyłam felerne małżeństwo, to ciekawość bierze górę.
– Słuchaj, skoro już jesteś, to zapraszam do siebie. Nie wiem, co cię sprowadza, ale domyślam się, że musi być to coś ciekawego. I ważnego.
Tobiasz kiwa głową.
– Przyjadę za chwilę, tylko zatankuję – oznajmia i nie czekając, aż zdążę zaprotestować, zamaszystym krokiem idzie do swojego samochodu.
A gdy odjeżdża, wszystko wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Nagle słyszę uliczny harmider, oddycham pełną piersią i widzę tego czarnego kocura, który patrzy wprost na mnie.
– Ty mały cholerny gnojku – mamroczę do niego pod nosem, a on oblizuje się, jakby właśnie dostał pyszną porcję jedzenia i był bardzo zadowolony. – Nasypię ci kiedyś trutki na myszy, obiecuję.
– Miau – odpowiada i kręci ogonem w prawo oraz lewo, jakby moja groźba zupełnie nie sprawiła na nim żadnego wrażenia, a sama myśl o spożyciu trutki rajcowała go niczym samego diabła, którego nic nie jest w stanie unicestwić.
Prycham i stwierdzam, że po prostu lepiej będzie, jak już pójdę do domu, by nasze drogi zupełnie się nie skrzyżowały.
ADA
– Co ci się stało, moje dziecko? – Moja matka, kiedy tylko mnie zauważa tuż po tym, jak wchodzę do domu, łapie się za głowę. – Wyglądasz, jakbyś wpadła pod samochód.
Prycham pod nosem, a następnie unoszę kącik ust.
– Tak było. Ten czarny diabeł wyskoczył mi pod nogi i przez nieuwagę wpadłam pod auto. Gdybym nie miała sumienia, zapakowałabym go w samochód i wywiozła jak najdalej do jakiegoś ciemnego lasu, byle tylko zszedł mi z drogi. Ale… – Macham dłonią. – Szkoda gadać. Bo tak naprawdę nie to jest najdziwniejsze. Kierowcą samochodu, który niemal mnie potrącił, był Tobiasz Burzyński.
Mama marszczy brwi i przez chwilę myśli.
– Nie kojarzę nazwiska – odpowiada.
Spoglądam na nią ze zdumieniem, jednocześnie wieszając płaszcz w szafie.
– Mamo, no proszę. Pomyśl trochę.
Mamie jakby nagle żarówka zapaliła się w głowie, bo od razu się ożywia i wybałusza wzrok.
– Ten Tobiasz? Twój? Mój były zięć?
Kiwam głową i unoszę znacząco brwi.
– Yhm. I za chwilę tutaj wpadnie, ponieważ okazało się, że przyjechał po to, by ze mną o czymś ważnym pogadać. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale muszę iść szybko się ogarnąć, nim wróci, bo wyglądam jak nieszczęście.
Mama stoi z rozdziawioną buzią i gapi się na mnie z niedowierzaniem. Zamilkła tak nagle, aż zastanawiam się, czy coś jej się nie stało, ale chyba po prostu nie wie, co powiedzieć. Razem ze mną bardzo to wszystko kiedyś przeżyła, chociaż wiem, że nam kibicowała mimo tego, jak Tobiasz mnie potraktował na koniec. Mówiła, że powinniśmy dać sobie jeszcze szansę. Że jesteśmy za młodzi i nie potrafimy tego posklejać, ale zdecydowanie powinniśmy. Jednak nie było kolejnego razu, a mi zajęło kilka lat, nim do siebie doszłam po tym wszystkim. I muszę przyznać, że ja także jestem zaskoczona tym spotkaniem jak ona, bo ostatnie, czego bym się dzisiaj spodziewała, to to, że spotkam moją byłą miłość. Zostawiam więc ją w tym zawieszeniu i pędzę na górę, żeby się przebrać. Sama chyba nie otrząsnęłam się jeszcze z szoku, który wywołało to niespodziewane wydarzenie.
W pośpiechu wyjmuję z szafy ulubioną parę spodni z wysokim stanem, w których mój tyłek wygląda jak marzenie każdego faceta, i wciągam dopasowany golf. Szybko poprawiam makijaż, zakrywam pudrem zaczerwieniony nos, czeszę włosy i spoglądam na siebie z uznaniem. Teraz jest tak, jak być powinno.
Przez te wszystkie lata poukładałam sobie życie. Skończyłam studia, mam dobrą i stałą pracę i chociaż nadal mieszkam z mamą, bo tak jest po prostu lżej i raźniej, to jednak w jakiś sposób odcięłam się od naszej historii. A teraz niespodziewanie pojawia się w moim życiu i sama nie wiem, co o tym myśleć.
Siadam w fotelu i przez chwilę po prostu siedzę. Nie spodziewałam się takich komplikacji. Liczyłam, że moje życie już nie przetnie się z jego, a tymczasem teraz oczekuję na rozmowę z facetem, którego imienia nawet nie wymawiałam przez pierwsze kilka lat i którego zakopałam we wspomnieniach bardzo głęboko. Już dawno pochowałam nasze uczucia, przepracowałam to, staram się nie myśleć, chociaż czasem bywa ciężko i wspominam o tym krótkim wspólnym okresie. Odcięłam się od niego zupełnie, na tyle, na ile się dało – nawet nie sprawdzałam go w internecie…
Teraz jednak sięgam po telefon. Postanawiam włączyć popularny komunikator, na którym niemal każdy ma swoje konto i dodaje tam zdjęcia. Nie robiłam tego od lat, ale skoro już tutaj się znalazł, to lepszej okazji nie będzie. Jestem ciekawa mimo wszystko, czy zamieścił tam jakieś informacje o sobie. Może dzięki temu dowiem się, jak wyglądają jego dzieci, których nie doczekał się ze mną? Czym się zajmuje? A może wciąż jest tym samym złym chłopcem, który lubi imprezować, ogląda się za kobietami, a one nie odmawiają mu niczego? Tyle pytań, które cisną mi się na usta i na które odpowiedzi mogę poznać, jeśli wejdę na jego profil na Facebooku.
Zła jestem na siebie, że to nieoczekiwane spotkanie tak bardzo mnie poruszyło i zaciekawiło. Bo po takim czasie zdecydowanie już nie powinno i mam nadzieję, że powie, co musi, i zniknie raz na zawsze. Nie chcę rozdrapywać starych ran i rozpamiętywać tego, co było kiedyś. Mam tylko nadzieję, że ta wizyta nie wpłynie na moją psychikę.
Kochałam go kiedyś. Bardzo. Chciałam życia u jego boku. I chociaż wtedy mi się wydawało, że po odejściu te wszystkie uczucia znikną, i wszystkie faktycznie bardzo wyblakły, to jednak dzisiejsza rozmowa może wytrącić mnie z równowagi na jakiś czas, czego bardzo bym nie chciała. Był moją wielką miłością i marzeniem szczęśliwego życia.
Zawieszam palec nad lupką i oddycham głęboko, a potem, obiecując sobie, że robię to ten jeden jedyny raz, wpisuję jego imię i nazwisko.
Ikonka z jego zdjęciem wyświetla się jako trzecia. Od razu rozpoznaję ten uśmiech. Zawsze był wesoły i uwielbiał żartować. To właśnie tym mnie ujął, do tego był bardzo przystojny. Spoglądam na brązowe włosy, karmelowe tęczówki… Do moich oczu od razu napływają łzy. Ten facet kiedyś, przez jedną krótką chwilę, był mój. A teraz to zupełnie obcy człowiek, którego kompletnie nie znam.
Nasza historia nie jest spektakularna, w zasadzie to katastrofa.
Nigdy nie powinno dojść do wymiany obrączek pomiędzy nami i zbyt szybko o tym zdecydowaliśmy, ale wydawało nam się, że jesteśmy tak zakochani, iż nic nas nie może rozdzielić. Przecież dwoje zakochanych studentów to już tacy dorośli ludzie – tak sobie to wytłumaczyliśmy. A kilka miesięcy później wszystko posypało się tak szybko, jak się zaczęło. To było tak tragiczne, że pomimo upływu czasu wciąż jest bolesne i pewnie zawsze już będzie. Rozstaliśmy się w żalu i niezrozumieniu. Odeszliśmy od siebie, nawet dobrze się nie znając. Mówił, że mnie kocha, że pomimo tego, iż jesteśmy młodzi, obdarzył mnie uczuciem. A jednak gdy zaczęły się problemy, oboje zaczęliśmy oddalać się od siebie i powiedział, że lepiej będzie, gdy się rozwiedziemy. A w zasadzie to zdecydował za nas oboje. Po prostu się spakował i wyprowadził. Cały Tobiasz – nigdy nie powinnam sądzić, że się ustatkuje. Nie byłam odpowiednią kobietą dla niego, a on odpowiednim mężczyzną dla mnie. Tłumaczył głupio, że on czuje się winny za rozpad naszego małżeństwa i że nigdy sobie nie wybaczy tego, do czego doszło. Przez pierwsze kilka lat wysyłał mi kwiaty na urodziny, czasem próbował się dodzwonić, w końcu jednak przestał. I dobrze, bo takim zachowaniem przypominał mi o nas, a ja chciałam po prostu zapomnieć. Zostałam zbyt mocno zraniona, by rozpamiętywać końcówkę naszego małżeństwa.
I chociaż minęło tyle lat, gdy o tym myślę, to wciąż boli. Przez to wszystko mój były mąż jest ostatnią osobą, którą chcę oglądać. Boję się zniszczeń, jakie wywoła to w mojej psychice. Jestem silna, ale czy aż tak, by porozmawiać z nim bez emocji? Co, jeżeli moje serce znowu zacznie dla niego szybciej bić?
Waham się przez chwilę. Mój palec zawisa tuż nad ekranem. Przekonuję siebie, że to zły pomysł. Że grzebanie w jego życiu nie przyniesie mi nic dobrego. Zacznę analizować, przyglądać się albo, co gorsza, stalkować go. Rezygnuję, wiedząc, że ten cały harmider za chwilę minie i Burzyński znów zniknie z mojego życia tak jak lata wcześniej. A im mniej wiem, tym lepiej śpię.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz