Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nagroda publiczności w konkursie BRAKUJĄCA LITERA na najlepszą książkę 2020 roku!
Jagoda żyje w wiecznym biegu i stresie. Jej firma budowlana ma coraz więcej klientów. Matka Jagody przenosi się do domu seniora, a to zamiast wyciszyć, zaognia ich niełatwe kontakty. W dodatku telefon nie przestaje brzęczeć − to Natasza, córka Jagody, dzwoni z drugiego końca Europy z kolejnymi pretensjami. Jakby tego było mało jeden nieostrożny krok otwiera puszkę Pandory z kłopotami zdrowotnymi. Na szczęście Jagoda zawsze może liczyć na swojego męża Miszę oraz na przyjaciółki. Bo Jagoda, Dorota i Hanka stanowią zgrane trio od wielu lat. I wspólnie potrafią stawić czoło największym problemom.
Warto poczekać. Jeszcze chwilę. Bo kolejny dzień może zmienić wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Serdeczne pozdrowienia od wydawczyni
dla wszystkich, którzy motywują mnie
do działania i domagają się nowych
Silverowych książek! Dziękuję!
Działalność oficyny SILVER objęta jest patronatem
Polskiego Towarzystwa Okulistycznego.
Edycja © Silver oficyna wydawnicza, 2021
Tekst © Liliana Fabisińska, 2021
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden fragment tej książki nie może być publikowany
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody Wydawcy.
Wszelkie podobieństwo do osób i miejsc
występujących w książce jest przypadkowe.
Warszawa 2021
FRAGMENT
Rozdział 1
Nosorożec z malachitu
– Jak mogłaś! – Głos w słuchawce brzmiał jednocześnie groźnie i histerycznie.
– Nataszka, tak się cieszę, że dzwonisz. – Jagoda próbowała zachować spokój. Nie rozmawiała z córką od kilku tygodni i była zdecydowana zrobić wszystko, żeby dzisiejsza rozmowa potrwała choć chwilę dłużej niż poprzednia.
Wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie. Nataszę łatwo było wyprowadzić z równowagi. Jeśli coś jej nie odpowiadało, natychmiast się rozłączała. Tym razem wyraźnie coś jej nie odpowiadało i była wyprowadzona z równowagi – a jednak zadzwoniła do matki. I wciąż sapała gniewnie po drugiej stronie słuchawki, zamiast się rozłączyć.
– Co się stało, kochanie? – Próbowała ostrożnie dopytać Jagoda.
Odpowiedział jej ryk.
– Mnie o to pytasz?! Nie udawaj, mamo, dobrze?
– Ale ja naprawdę…
– Naprawdę nie wiesz, o czym mówię? Mamo, litości! – Natasza roześmiała się sarkastycznie sztucznym, piskliwym śmiechem, który od lat doprowadzał Jagodę do szału. Jakby ktoś przeciągał paznokciem po szkle albo zgniatał w ręku styropian. Pierwszy raz mała, słodka Nataszka roześmiała się w ten sposób chyba w drugiej klasie. Jagoda wolała nie przypominać sobie okoliczności, w których do tego doszło.
Zdecydowanie powinna skupić się na rozmowie, a nie rozpamiętywać przeszłość.
– Nie chcę ci wypominać wszystkich błędów, które popełniłaś w przeszłości. – Westchnęła córka tonem niepozostawiającym złudzeń, że zaraz wymieni te błędy, jeden po drugim…
Jagoda czekała, zrezygnowana, na długą litanię pretensji. Natasza była w tym mistrzynią. Potrafiła nagle wypomnieć matce, że ta nie pojawiła się na jej występie w teatrzyku w domu kultury, że nie kupiła farb, przez co Natasza nie namalowała obrazka i nie wygrała konkursu plastycznego w pierwszej klasie podstawówki, albo że nie zagrały w chińczyka, kiedy Natasza leżała w łóżku z ospą – chociaż Jagoda jej to obiecała i to nawet dwukrotnie.
– O czym sobie dzisiaj przypomnisz? – jęknęła Jagoda, pogodzona z losem. Wysłucha tego, i już. Tak jak zawsze.
– Nie muszę sobie o niczym przypominać, wszystko pamiętam bardzo dokładnie. Ale szkoda mi czasu na wymienianie twoich klęsk i zaniedbań, przynajmniej w tym momencie – odparła tymczasem Natasza, kompletnie zaskakując matkę. Po czym wzięła głęboki oddech i błyskawicznie przeszła do ataku: – Wyjaśnij mi, dlaczego postanowiłaś zrobić coś tak okrutnego? Jak mogłaś w ogóle podjąć tę decyzję, nie rozmawiając ze mną? Jak mogłaś nie zapytać mnie o zdanie?! Nie wspomnieć choćby słowem o swoich planach?
– O czym ty mówisz? – Jagoda była kompletnie zdezorientowana i natychmiast zrobiła szybki rachunek sumienia.
W naturze Nataszy leżało awanturowanie się o każdy drobiazg. O co chodziło tym razem? Naprawdę nic nie przychodziło jej do głowy. Nie widziały się od kilku miesięcy, córka robiła karierę na drugim końcu Europy, rozmawiały rzadko i raczej zdawkowo… Jagoda od dawna nie miała okazji, żeby nadepnąć jedynaczce na odcisk, nawet gdyby chciała.
– O babci! Mówię o babci Tosi! Nie udawaj jak zwykle, błagam…
Jagoda zastygła z komórką w ręku. Na moment przestała nawet oddychać. Mogła się domyślić od razu, że chodzi o jej matkę.
Nerwowo próbowała zebrać myśli.
– Wszystko ci wytłumaczę – szepnęła, żeby zyskać na czasie i znaleźć w głowie właściwe słowa. – Nie wiem, jak dużo powiedziała ci babcia…
– Wystarczyło mi jedno zdanie. – Natasza kipiała ze złości. – Jedno zdanie, żebym…
– Kochanie, poczekaj. Myślę, że nie rozumiesz sytuacji. Babcia naprawdę bardzo się cieszy.
– Żartujesz, tak? – prychnęła Natasza. – Powiedz mi, że żartujesz.
Jagoda nie zareagowała. Wzięła głęboki oddech i dopiero po chwili mówiła dalej, już trochę pewniejszym tonem.
– Po śmierci dziadka babcia Tosia czuła się bardzo samotna. Na pewno to zauważyłaś.
– Przed jego śmiercią też była samotna. I urobiona po łokcie – mruknęła córka.
Miała rację. Ale Jagoda nie chciała o tym teraz dyskutować. Ciągnęła dalej swoją myśl:
– Sytuacja jeszcze się pogorszyła, kiedy umarła jej sąsiadka, a pani Wiesia, z którą babcia przyjaźniła się od pierwszej klasy, zachorowała na Alzheimera i trafiła do domu opieki.
– Pomyślałaś więc, że wsadzisz babcię do tej samej umieralni? I że ją w ten sposób uszczęśliwisz?
Jagoda miała ochotę krzyknąć. Nikt nigdy nie wyprowadzał jej z równowagi tak szybko i skutecznie jak Natasza. Jednak tym razem nie dała się sprowokować. Mówiła dalej, wolno i niemal spokojnie.
– Po pierwsze, dom, w którym zamieszka babcia, to nie jest żadna umieralnia. To naprawdę fantastyczne miejsce, przekonasz się sama, gdy przyjedziesz i je zobaczysz. Po drugie, ja babci wcale tam nie wsadzam. Znasz ją chyba dostatecznie długo, by wiedzieć, że nie da się jej nakłonić do niczego, na co sama nie ma ochoty. Twoja babcia po prostu będzie w Pogodnej Malwie szczęśliwa.
– Skąd wiesz? – Głos Nataszy był zimny jak lód.
– Słucham?
– Skąd wiesz, że babcia będzie tam szczęśliwa? Skąd wiesz, co uszczęśliwi twoją matkę? Co ty w ogóle o niej wiesz? Nie masz pojęcia, jaka ona jest i czego pragnie! Tak naprawdę nigdy cię to nie interesowało!
Jagoda poczuła się tak, jakby nagle cofnęła się o kilkanaście lat. Wtedy niemal co wieczór prowadziła takie rozmowy ze swoją zbuntowaną nastoletnią córką. „Co ty wiesz o życiu? Co ty wiesz o miłości? Co ty wiesz o mnie i o moich potrzebach?”
Nie umiały wtedy rozmawiać. Bunt Nataszy był jak tornado. Jagoda wolała wyjść z domu, niż zderzać się ze wszystkimi jej pretensjami. Misza, łagodny i cierpliwy, przez kilka miesięcy próbował dyskutować, tłumaczyć, rozładowywać sytuację żartem. Do czasu, kiedy koło jego głowy przeleciała przywieziona z ich pierwszej podróży do Afryki figurka nosorożca z zielonego malachitu. Figurka była wielkości dobrze odkarmionego gołębia, ważyła kilogram albo dwa i roztrzaskała się w drobny mak tuż koło lewej stopy Miszy.
– Ożeż kur…! – wrzasnął wtedy, w ostatniej chwili gryząc się w język, po czym sięgnął po zmiotkę i szufelkę, posprzątał starannie resztki ulubionej pamiątki z podróży i zamknął się w swoim gabinecie.
Od tej pory uciekał tam za każdym razem, kiedy Natasza zaczynała szaleć. Zakładał słuchawki, włączał ballady Okudżawy i planował kolejne podróże. Tylko to było w stanie choć trochę go zrelaksować.
– Ona po prostu wyprowadza mnie z równowagi – tłumaczył Jagodzie, gdy wypominała mu ze złością, że nie angażuje się w konflikty z dorastającą dziewczyną. – Przez nią niemal zacząłem przeklinać, a przecież wiesz, że to nie mój styl. Nie pomogę ci w niczym, zupełnie nie umiem z nią rozmawiać. Ona kipi jak wulkan. Myślę, że to trzeba po prostu przeczekać.
Przeczekiwał więc, wycofany, zamknięty pośród książek, wpatrzony w mapy. Na polu walki zostawała Jagoda, tak samo bezradna jak on. Nie uciekała – przeciwnie, kłóciła się z córką, krzyczała, płakała, próbowała tłumaczyć. I miała wrażenie, że jej słowa odbijają się od ściany i wyparowują.
Jedyną osobą, która potrafiła rozmawiać z nastoletnią Nataszą, była matka Jagody, Antonina Widłoń.
Antonina… Wszyscy, łącznie z jej mężem, zawsze musieli używać pełnej formy jej imienia. Nienawidziła zdrobnień. Tylko Natasza mogła mówić tak, jak chciała. Babcia Tosia, bunia, bubka, bubeńka.
To właśnie do niej Nataszka coraz częściej chodziła po lekcjach, zamiast wracać do domu. Babcia Tosia pierwsza poznawała jej kolejnych chłopaków, leczyła złamane serce wnuczki pierogami z jagodami, wysłuchiwała jej narzekań na nauczycieli i na rodziców, a z okazji osiemnastych urodzin zabrała ją w wymarzoną podróż do Wiednia.
– Skąd wiedziałaś, że marzy właśnie o Wiedniu? – zapytała ją wtedy Jagoda, trochę urażona, bo sama nie miała szans wpaść na ten pomysł.
Jej matka wzruszyła ramionami.
– To chyba nie była żadna tajemnica. Nataszka kocha obrazy Klimta, od kiedy zobaczyła reprodukcję „Pocałunku”. Chyba jeszcze w przedszkolu. Obiecałam jej, że kiedyś pojedziemy obejrzeć oryginał.
Jagoda nie miała pojęcia, że jej córka interesuje się malarstwem. I to od czasów przedszkolnych! Sama z trudem mogła sobie przypomnieć, jak wygląda ten cały „Pocałunek”. Co w tym obrazie fascynowało małe dziecko?
Nie wiedziała też, jak nazywa się najlepsza przyjaciółka córki i jej największy wróg. Czasami z trudem powstrzymywała irytację.
– Powinnaś się cieszyć, że dwie, bądź co bądź, najważniejsze kobiety w twoim życiu tak się kochają i tak się rozumieją – mówił jej Misza.
Miał rację, oczywiście.
Szkoda tylko, że żadna z nich nie rozumiała się w takim stopniu z Jagodą. Ani wtedy, gdy córka robiła pierwsze kroki w dorosłość i niezależność, ani teraz, kilkanaście lat później.
– Nie pozwolę ci skrzywdzić babci. – Natasza miotała się ciągle po drugiej stronie telefonu.
Zwykle Jagoda po prostu dawała jej się wykrzyczeć, wygadać, wysyczeć. Bo w złości jej córka naprawdę syczała jak wąż! Tym razem jednak taktyka „na przeczekanie” nie zadziałała.
– Czekam – syknęła Natasza do słuchawki. – Czekam, aż mi to wszystko wyjaśnisz.
Jagoda wzięła głęboki oddech.
– Nie ma chyba wiele do wyjaśniania. – Miała nadzieję, że jej głos brzmi pewnie i stanowczo. Że nie zdradza, jak długo walczyła ze sobą, zanim uznała, że to naprawdę dobra decyzja. – Twoja babcia ma osiemdziesiąt trzy lata.
– Jest w świetnej formie – przerwała jej córka.
– Była w świetnej formie – poprawiła ją stanowczo Jagoda – kiedy ją ostatnio widziałaś. Czyli… jakieś osiem miesięcy temu?
– Siedem – mruknęła Natasza. Słychać było, że uwaga matki uderzyła celnie, dokładnie tak jak zaplanowała Jagoda.
– Siedem miesięcy to w tym wieku mnóstwo czasu – zauważyła Jagoda, żeby nacieszyć się chwilowym zwycięstwem.
Natasza szybko się pozbierała.
– To mnóstwo czasu w każdym wieku – warknęła ostro. – Twoim, moim, Milenki.
Milenka była wnuczką Jagody. Wnuczką, o której starała się w tej chwili nie myśleć, żeby nie stracić ostatecznie panowania nad sobą. Próbowała skupić się na tym, co mówi jej córka. A ta znowu się rozkręcała, wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego.
– Babcia ma umysł jak brzytwa. Rozmawiam z nią codziennie. Opowiada mi, co wydarzyło się w polityce, słucha radia, audiobooków, chodzi na uniwersytet trzeciego wieku.
– Jeździ – sprostowała Jagoda. – Wożę ją na wszystkie wykłady. Jeżeli nie mogę, twój ojciec odchodzi od komputera, zostawia najpilniejsze tłumaczenia, żeby ją odwieźć i odebrać. A jeśli i on jest akurat wyjątkowo zajęty, zamawiamy jej taksówkę. Mąż ciotki Doroty, Wojtek, albo jego kolega, pan Grzegorz, zawsze wchodzą po nią do domu i pomagają jej zejść po schodach.
– Mogę płacić za taksówkę, to najmniejszy problem – rzuciła Natasza, zniecierpliwiona. – Babcia bardzo lubi te swoje zajęcia.
– Wiem, że lubi. – Westchnęła Jagoda. – Ale w Pogodnej Malwie też będzie miała dużo ciekawych zajęć, wykładów, warsztatów. Poza tym, jeśli naprawdę zechce, będę po nią przyjeżdżać i wozić ją na uniwersytet w każdy piątek.
– Będziesz jechać aż czterdzieści kilometrów, tak? – W głosie Nataszy słychać było kiepsko skrywany sarkazm. – Czterdzieści? Skoro czasami tygodniami nie możesz pokonać ośmiu czy dziewięciu od ciebie do domu babci?
Jagoda zacisnęła prawą dłoń na telefonie, aż plastikowa obudowa zaczęła niepokojąco trzeszczeć. Miała ochotę rzucić komórką o podłogę, żeby rozprysła się w drobny mak, jak ten malachitowy nosorożec lata temu. Zdołała jednak jakoś się opanować.
– Pokonuję tę odległość niemal codziennie. Czasami nawet kilka razy – wycedziła, opierając się o ścianę, bo jej łydki zrobiły się nagle miękkie jak z waty. – Jeżdżę, gdy twoja babcia nie odbiera telefonu, bo wyobrażam sobie, że leży martwa na podłodze. Jeżdżę, gdy nie radzi sobie z kuchenką, zablokuje jej się zamek w drzwiach, nie potrafi włożyć baterii do pilota od telewizora albo nie może znaleźć tabletek na cukrzycę.
– Kiedyś nie było cię u niej przez osiemnaście dni. – Natasza nie odpuszczała.
Łydki Jagody też nie. Poddała się i pozwoliła nogom wreszcie się zgiąć w kolanach. Ześlizgnęła się plecami po pomarańczowej ścianie i opadła na miękki dywan.
Jakim cudem wykarmiła własną piersią tę małą żmiję o pamięci lepszej niż słonie?! Żmiję, która nie waha się ani chwili, żeby wyciągnąć wszystkie jej winy, nawet te, które tak naprawdę wcale nie są winami.
– Miałam wtedy budowę pod Kaliszem – powiedziała najspokojniej, jak umiała. – Dawno nie było cię w domu, ale może pamiętasz, że Kalisz dzieli od Wrocławia ponad sto kilometrów. Budowaliśmy osiedle, terminy były wyśrubowane do niemożliwości, murarze padali ze zmęczenia. Nie mogłam ich tak po prostu zostawić i pojechać do mamy. Wiesz dobrze, że zajmował się nią wtedy twój ojciec. Nie działa jej się krzywda. Gdy tylko wpadałam do Wrocławia, uprać ubrania i zajrzeć do biura, od razu jechałam do babci Antoniny. Ona była wtedy w naprawdę dobrej formie, a dla mnie ten okres był wyjątkowo ciężki.
– Mogłaś nie brać tej budowy – prychnęła córka.
– Słucham!?
– Mogłaś odmówić. To przecież twoja firma i tylko ty decydujesz, które zlecenie przyjmujesz, a którego nie. Po co brałaś to osiedle?
„Dobrze, że już siedzę – pomyślała Jagoda. – Inaczej właśnie upadłabym na podłogę”.
– To jest moja firma. Muszę zarabiać. Muszę dawać pracę swoim ekipom, inaczej pójdą do kogoś innego. To zlecenie pojawiło się w chwili, gdy na rynku budowlanym było bardzo ciężko. Uratowało mnie. Zdaje się, że opowiadałam ci tę historię.
– Opowiadałaś – mruknęła Natasza lekceważąco.
A może tak się tylko Jagodzie wydawało? Może przypisywała swojej córce złe intencje nawet tam, gdzie wcale ich nie było? Czasami miała wrażenie, że negatywne emocje, które narastały między nimi latami, odbierają jej jasność osądu.
Nie wiedziała, do czego ma doprowadzić ta rozmowa. I w dodatku naprawdę nie mogła ciągnąć jej w nieskończoność. Za dziesięć minut musiała wyjść z domu na spotkanie z architektem.
– Rozumiem, że jesteś zaskoczona i zła – powiedziała więc ostrożnie, w nadziei, że córka w końcu przejdzie do meritum.
– Zła? Jestem wściekła! Nie zgadzam się, żebyś tak traktowała moją babcię! – Natasza zagotowała się natychmiast, zgodnie z przewidywaniami.
– Tak – czyli jak? – zapytała Jagoda, wciąż nie dając się wyprowadzić z równowagi.
– Czyli okropnie, bez najmniejszego szacunku, okrutnie, nieludzko…
Jagoda potrząsnęła głową, a jej czekoladowe loki rozsypały się na wszystkie strony.
– Natasza, dziecko, czy ty wiesz, ile kosztuje apartamencik w Pogodnej Malwie? To jest przepiękne miejsce, ze wspaniałym personelem, bogatym programem kulturalnym, wyposażeniem jak w sanatorium, świetnymi rehabilitantami i lekarzami. Babcia Antonina na pewno będzie tam szczęśliwa.
– Nie masz prawa. – Natasza zamierzała najwyraźniej wygłosić kolejny monolog, ale jeden rzut oka na porcelanowy zegar przywieziony z podróży do Chin wystarczył, żeby Jagoda przerwała jej bezlitośnie.
– W porządku, kochanie. Nie chcesz, żeby babcia przeprowadziła się do Pogodnej Malwy? Świetnie, niech zostanie w swoim mieszkaniu. Bądź tak miła i zadzwoń, żeby jej powiedzieć, że zdecydowałaś o zmianie planów. No i koniecznie zamieszkaj razem z nią. Albo przynajmniej wróć do Wrocławia i wynajmij coś w pobliżu jej kamienicy na Grabiszyńskiej. Żeby było ci wygodnie pędzić tam w szlafroku, o drugiej w nocy, kiedy zadzwoni spanikowana, że zatkała umywalkę i zalała całą łazienkę.
Nataszy najwyraźniej odebrało głos. Przez dłuższą chwilę w słuchawce panowała cisza.
Jagoda wykorzystała ten czas, żeby przejść do przedpokoju, wyjąć z szafki swoje ulubione zielone mokasyny i wsunąć je na nogi.
– To nie fair – powiedziała w końcu Natasza. – Nie możesz ode mnie wymagać, że rzucę wszystko, żeby zajmować się babcią.
– Zgadzam się, to nie fair – odpowiedziała Jagoda z uśmiechem, choć jej córka, oczywiście, nie mogła tego zobaczyć. – Tak naprawdę wcale tego od ciebie nie wymagam. I bardzo cię proszę, ty też nie wymagaj tego ode mnie.
***
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tekst: Liliana Fabisińska
Wsparcie fabularne i konsultacja: Maria Fabisińska
Redakcja: Iwona Krynicka
Korekta: Paulina Płatkowska
Projekt okładki i stron tytułowych: Agnieszka Matz
Projekt graficzny i skład: Agnieszka Władyka
Zdjęcia pochodzą z serwisów: pixabay.com oraz pexels.com
Przygotowanie wersji e-book: Anita Pilewska
SILVER oficyna wydawnicza Iwona Krynicka
ul. Madalińskiego 67C m. 5
02-549 Warszawa
ISBN: 978-83-961727-0-9