Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bo kochać trzeba umieć
Nina pomimo dobrej pracy i kochającego męża, chce na nowo poczuć swoją wartość.
W pogoni za szczęściem wikła się w romans z Emilem. Jednocześnie zaczyna odbierać głuche telefony, czuje się prześladowana. Dodatkowo w pracy szef stosuje wobec niej mobbing.
Nie radząc sobie z problemami, postanawia poszukać pomocy u specjalisty. Podczas pierwszej wizyty dochodzi do zbliżenia między nią a terapeutą.
Co takiego wydarzyło się w przeszłości, że codzienne życie Niny stanęło na głowie, a podejmowane przez nią decyzje jeszcze bardziej wszystko komplikują?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 246
Copyright © Karolina Janetta
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Daria Głowacka
Korekta
Anna Zygmunt
Projekt okładki
Iza Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2023
eISBN 978-83-67639-80-4
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
Mojej mamie, która zawsze walczyła o mnie jak lwica.
Pożądasz nie tego, co widzisz,
lecz tego, co sobie wyobrażasz.
Paulo Coelho, Jedenaście minut
PONURY ŚWIAT
Ten spokojny, jesienny wieczór nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był dokładnie taki, jak wiele poprzednich, które spędziła z kochankiem. Na zegarze właśnie dochodziła dziewiętnasta. Pierwsze krople deszczu, które zwiastowały, że niedługo nadciągnie większa nawałnica, opadały swobodnie na złotawo-brunatne liście drzew. Półmrok, który panował w pokoju, przecinały promienie światła wpadające zza okna. Latarnie po drugiej stronie ulicy świeciły żółtym blaskiem.
Nina mocniej owinęła się kocem i odłożyła książkę na stolik. Spojrzała przez okno, w którym dostrzegła swoje odbicie. Smutne oczy wodziły za kroplami spływającymi po szkle. Rozpadało się na dobre. Przelotny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Zupełnie jakby przeczuwała nadchodzącą ulewę. Zmarznięte stopy wsunęła pod koc i sięgnęła po telefon.
Ekran rzucił ostre światło, a grymas niezadowolenia przemknął po jej twarzy. Dostała wiadomość od Wiktora. Nie była zaskoczona, że kolejny wieczór spędzi bez niego. Musiał dłużej zostać w pracy. Westchnęła przeciągle i jeszcze raz spojrzała przez okno. Wiedziała doskonale, jak wykorzystać ten czas. Nie lubiła samotności. Pragnęła poczuć ciepło i bliskość drugiej osoby. Czekała tylko na znak.
Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, ale książka, którą właśnie czytała, wcale jej nie porwała. Kolejny wieczór spędzony przy butelce wina wydawał się torturą. Telefon zgasł i w pokoju znów zapanował mrok. Nina przymknęła powieki, wsłuchując się w kojący odgłos deszczu. Krople przyjemnie uderzały o parapet. Nastrój stał się melancholijny, a ona tak bardzo chciała od niego uciec.
Minął prawie rok od ślubu z Wiktorem. Coraz częściej w głowie Niny pojawiała się zdradziecka myśl: Ucieczka. Czuła, że ją oszukał. Inaczej wyobrażała sobie ich wspólne życie. To nie była obiecana idylla. Już nawet nie czuła, że żyje. To on zabijał ją od środka każdego dnia.
Zacisnęła powieki, żeby powstrzymać łzy, które same cisnęły się do oczu. Nie pamiętała już, ile nocy przepłakała. Wszystko się sypało. Popełniła błąd, zwodzona jego słodkimi obietnicami, skutecznie spijając je od pierwszego spotkania. Obiecywał nowy dom.
Prychnęła ze złości i gwałtownie podniosła się z kanapy.
Stała zupełnie sama w małym salonie. Dusiła się. Nadal tkwili w jej rodzinnym domu. Na dole mieszkała zrzędliwa matka, której Nina nienawidziła z całego serca. Negatywne emocje wzbierały już od jakiegoś czasu, a ona usilnie szukała dla nich ujścia. Ostatnio, gdy jeszcze bardziej przybrały na sile, nie wiedziała, jak długo zdoła się powstrzymywać.
Sygnał SMS-apowstrzymał niekontrolowany wybuch złości. Sięgnęła po telefon z nadzieją w sercu i szybko odczytała treść wiadomości.
To był SMS od Emila. Iskierki podniecenia zalśniły w błękitnych tęczówkach Niny. Miała nieodparte wrażenie, że przyciągnęła go do siebie myślami. Ta krótka wiadomość rozbudziła w niej coś, czego dawno już nie doświadczyła. Nie wiedzieć czemu płonęła na twarzy.
Wizja wieczoru zaczęła napawać ją optymizmem. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej zupełnie nic na to nie wskazywało. Nina znów zaczęła emanować podnieceniem, którego brakowało jej od kilku dni. Baterie, w jednej chwili, zostały naładowane do maksimum, a przecież jeszcze nawet nie wyszła z domu! To Emil wprawił ją w to przyjemne uniesienie. Spowodował, że znów poczuła pożądanie. Na samą myśl robiło jej się cieplej tam na dole.
Zerwała się i pobiegła do łazienki, by spojrzeć w lustro. Poprawiła długie brązowe włosy teraz swobodnie opadające na ramiona. Usta pomalowała szminką w kolorze krwistej czerwieni, a potem spryskała się perfumami, które już dawno dostała od Wiktora. Nigdy jakoś nie zwróciła uwagi, że zapamiętał jej ulubiony zapach i obdarzył ją flakonem perfum na ostatnie urodziny. Nie przypominała sobie nawet, żeby ten prezent jakoś szczególnie ją ucieszył. To oczywiste, przecież była jego żoną. Za każdym razem powinien jej sprawiać przyjemność i obdarowywać podarunkami. Jej zdaniem nie było w tym nic szczególnego.
Ponownie spryskała się wonią słodkich perfum, jednak kwiatowy zapach nie był w stanie zamaskować poczucia winy. Nigdy nie malowała się ani nie stroiła dla Wiktora. Nie miała nawet ochoty dla niego pachnieć. Nie zasługiwał na to, ponieważ ją oszukał.
Przyglądała się sobie z każdej strony. Miała dopiero dwadzieścia siedem lat i jej ciało wciąż wyglądało całkiem apetycznie. Małe, krągłe piersi spragnione były czułego dotyku. Od samego myślenia o pieszczotach, jej sutki stanęły na baczność. Nie mogła dłużej czekać. Przeszła do sypialni, wciągnęła na siebie obcisłe jeansy i musztardowy sweter. Tak bardzo lubiła ten sweter, chociaż zawsze lądował na podłodze w mniej niż pięć minut.
Chwyciła telefon, kluczyki od forda i zbiegła schodami do wyjścia. Zdążyła jeszcze narzucić na siebie kurtkę i już chciała zamykać drzwi, gdy na korytarz wyszła jej matka. Nie zamierzała z nią rozmawiać. Szybko przekręciła zamek i pognała do samochodu. W nosie miała deszcz, którego krople zacinały jej prosto w twarz. Nie obchodziły jej konsekwencje tego wyjścia, a twarz matki jeszcze bardziej zachęcała ją do pokus.
Niech siedzi w domu sama, właśnie na to zasługuje. Na samotność – pomyślała, naciągając kaptur na głowę, i już mknęła w stronę samochodu zaparkowanego na podjeździe.
Krople dudniły o przednią szybę, ale głośna muzyka skutecznie zagłuszała dźwięk deszczu i wycieraczek puszczonych na pełne obroty.
Nina nie mogła wymazać z pamięci twarzy matki. Ten obraz napawał ją obrzydzeniem. Głupia obłudnica. Mocniej przycisnęła pedał gazu, chcąc wyprzedzić wlokący się przed nią pojazd, a może bardziej chodziło o to, aby dać upust zszarganym nerwom. Czuła, że w końcu wybuchnie i wygarnie jej wszystko. Wygarnie też Wiktorowi.
Droga do apartamentu zajęła jej nieco dłużej, niż zakładała. Wszystko przez matkę i ten głupi deszcz. Musiała się rozluźnić i wyciszyć umysł. Postanowiła, że zapomni o problemach. Da się ponieść fantazji jak nigdy wcześniej.
Zaparkowała przed wejściem. Tutaj nigdy nie miała problemu ze znalezieniem wolnego miejsca. Mokre włosy przyklejały jej się do policzków. Deszcz zamienił się już w typowe oberwanie chmury. Z trudem wymijała kałuże, by nie zamoczyć butów.
Wbiła kod do bramy i podeszła do windy. Chwilę później była już na odpowiednim piętrze. Mknęła zadowolona w stronę drzwi wejściowych. Stanęła przed nimi i wpatrywała się w numer trzynasty. Dla niej to wcale nie była pechowa liczba, ponieważ tutaj zdarzały się im najprawdziwsze cuda. Razem z Emilem doświadczyli tu wielu miłosnych uniesień. Jeszcze raz poprawiła dłonią mokre włosy, przeczuwając, że to nie jedyne miejsce na ciele, które może być za chwilę wilgotne.
Usłyszała szmer za drzwiami, dość szybko otworzyły się na oścież, mimo że dopiero co zapukała. Czyżby przeczuwał jej szybkie nadejście? A może czuł, że jej tęsknota za wyuzdanym seksem jest równie silna, jak jego pragnienia, którym oboje jak najszybciej chcą dać upust. Pragnienie uwolnienia tych namiętności było w nich coraz silniejsze.
W drzwiach stał on – uwodzicielski Emil Kraus. Jego gładko ogolona twarz uwydatniła kształtne kości policzkowe. Był przystojnym mężczyzną. Przeczesał dłońmi blond kosmyki i zaprosił Ninę do środka. Usłyszała dźwięk przekręcanego klucza i mimowolnie odwróciła się w tym kierunku. Ich oczy wreszcie się spotkały. Czuła, że serce podchodzi jej do gardła. Tak bardzo pragnęła go dotknąć.
– Napijesz się czegoś? – zapytał swoim aksamitnym głosem, intonując każde słowo tak przeciągle, że kolana pod Niną aż się ugięły.
Pokręciła głową i zlustrowała go wzrokiem. Nadal miał na sobie spodnie od garnituru i rozpiętą koszulę, pod którą kryła się zachęcająca muskulatura. Ponownie spojrzała w jego błękitne oczy pewna, że zaraz zedrze tę koszulę z jego opalonego torsu.
Zrzuciła z siebie kurtkę i sweter. Nie miała pod spodem stanika, więc jej nagie piersi od razu przyciągnęły jego pożądliwe spojrzenie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robi. Znała go na wylot, wiedziała, co lubił i to sprawiało jej niemałą satysfakcję.
Delikatna skóra Niny pokryła się rzędem kropeczek. W mieszkaniu było naprawdę gorąco, ale jej ciało od lat reagowało na Emila w ten sam sposób. Gęsia skórka zwiastowała udane spotkanie.
Zbliżył się i objął ją w pasie. Dotyk zimnych męskich dłoni wywołał przyjemny dreszcz. Znali się do siedmiu lat, a mimo to jego zawsze chłodne ręce były dla niej miłym zaskoczeniem.
Przyciągnął ją bliżej siebie. Nie czuła alkoholu. Jeszcze nie pił. To dobrze, bo ona też nie mogła się napić. Bez uprzedzenia wpił się w czerwone wargi. Łapczywie skradał kolejne pocałunki, a ona całkowicie się temu poddawała. Nie zwracał uwagi na rozmazującą się szminkę. Nie przerywał, napierał coraz mocniej swoim ciałem. Robił to tak wspaniale, że zabrakło jej tchu.
Aksamitny materiał koszuli drażnił jej obnażone piersi. To jej nie wystarczało. Chciała poczuć ciężar ciała i bliskość. Nie przerywając wspólnego tańca ich języków, zaczęła rozpinać kolejne guziki, aż w końcu koszula wylądowała na podłodze, tak jak tego pragnęła.
Punktowo zapalone lampki otulały promieniem rozpalone ciała, rzucając cień na jedną ze ścian ogromnego salonu. Nina zdążyła się już przyzwyczaić do monumentalności apartamentu, ale ten salon był niewiele większy od jej części domu. Mimo że tutaj nie mieszkała, znała dokładnie rozkład pokoi. Potrafiła bezbłędnie opisać kafelki w łazience czy obrazy zwieńczające sypialnię. Pamiętała, gdzie stały rośliny doniczkowe. Z zamkniętymi oczami mogła włączyć ogrzewanie, klimatyzację czy zasłonić taras roletami. Ale teraz chciała czym prędzej przejść do sypialni na górze.
Czuła rosnące napięcie. Serce biło jej coraz mocniej. Myślała tylko o tym, co za chwilę może się wydarzyć. Oderwała się od niego i bez zbędnego przedłużania zrzuciła z siebie resztę ubrań. Emil zrobił to samo. Stali teraz naprzeciwko siebie. Zupełnie nadzy i rozpaleni do czerwoności, spoglądali na siebie wzrokiem pełnym pożądania.
Emil chwycił ją za rękę i pociągnął schodami w górę. Jego uścisk był silny. Tak bardzo lubiła jego brutalne, wręcz dzikie zachowanie w łóżku.
Kiedy znaleźli się w sypialni, pchnął ją na sam środek materaca. Opadła na miękki materiał pościeli. W powietrzu unosił się jeszcze zapach płynu do płukania. Przygotował się. Aromat był na tyle intensywny, że postanowiła wynagrodzić mu jego starania. Leżała na łóżku wsparta łokciami i zachęcająco przygryzała dolną wargę, rozchylając nogi, tak aby umożliwić mu to, czego oboje tak bardzo pragnęli.
Emil nie potrzebował kolejnej zachęty. Doskoczył do niej i chwycił ją mocno za nadgarstki. Cicho westchnęła, kiedy jego męskość zaczęła ocierać się o wewnętrzną stronę uda. Drażnił się z nią, ale wiedziała, że sam długo nie wytrzyma tej tortury. Zacisnął dłonie na jej drobnym karku i ponownie włożył język między wargi.
Z zadowoleniem przymknęła powieki. Rozkoszowała się tą chwilą. Wtedy Emil wbił się w nią bez uprzedzenia. Tak po prostu. Nie była jeszcze wystarczająco wilgotna, ale tarcie, które wywołał było zaskakująco przyjemne. Posuwał się miarowo, a ona czuła ten upragniony ciężar mężczyzny. Przeszedł ją kolejny dreszcz. Z rozkoszy zaczęła wić się na łóżku.
Zapach jego skóry był odurzający. Mimowolnie wygięła się w łuk, a nogi same rozchylały się na boki, by utorować mu drogę. Wbijał się w nią raz za razem. Stukot deszczu przerywały teraz głośne westchnienia. Napierał z większą siłą, a ona bliska była obłędu. Jęczała tak głośno, że na jego twarzy zaczął malować się satysfakcjonujący uśmiech.
Nagle przerwał i wysunął się z niej, by zmienić pozycję. Oszołomiona otwarła oczy. Językiem smakował jej małe sterczące piersi. Ponownie zaczęła odpływać coraz dalej i dalej.
Przed oczami miała ich pierwszy raz. To było odległe wspomnienie, prawie z początku znajomości, jednak pamiętała, tak wyraźne, jakby było to zaledwie wczoraj. Widziała uniesienie, którego doświadczyła. To miał być tylko jeden raz, ale wszystko wymknęło się spod kontroli. W końcu i dzisiaj znalazła się w jego łóżku całkiem dobrowolnie. Romans trwał w najlepsze.
Emil był jej pierwszym pracodawcą i wszystko potoczyło się tak szybko, że kilka miesięcy po zatrudnieniu zostali kochankami. Było im razem cudownie, a przez wszystkie lata potajemnego romansu, który trwał niczym wspaniały sen, bardzo dogłębnie poznali swoje ciała. Gdyby mogła jeszcze raz podjąć decyzję, nie miała wątpliwości, że ponownie by mu się oddała. Uwielbiała, gdy za każdym razem chciał ją posiąść na nowo. Cieszyło ją jego zaangażowanie i dominacja w sprawach intymnych, ale czasem też lubiła przejmować inicjatywę.
Ciało Niny rozgrzało się do granic możliwości. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, gwałtownie dosiadła kochanka. Teraz to ona miała władzę, była panią sytuacji. Poruszała biodrami we wszystkie strony. Wyraźnie czuła go w sobie. Miała wrażenie, że jeszcze urósł, mimowolnie zacisnęła mięśnie, a jego członek zareagował od razu.
Zadowolona, odrzuciła włosy do tyłu. Ciało unosiło się, to znowu opadało, lądując na jego wilgotnej od potu skórze. Do jej uszu dochodziły pomruki zadowolenia. Mogła tego słuchać bez końca. Ciągle i ciągle.
To nie było przypadkowe spotkanie. To był rytuał. Wspólna, pełna słodyczy tajemnica, która wyzwalała w nich coś elektryzującego. Przepełnionego magią.
Nina przyspieszała, czując że zaraz opadnie z sił. Nie chciała jeszcze kończyć, ale liczyła, że Emil ją zdominuje. Nie myliła się. Podniósł się, zrzucając ją z siebie, tak jakby była nic nie ważącą lalką. Na klęczkach opierała się o koniec materaca, gdy on stał tuż za nią, chwytając mocno brązowe kosmyki. Całkowicie ją sobie podporządkował.
– Jeszcze, jeszcze… – Jej ciche pojękiwania rozbrzmiewały echem w sypialni. Ciałem wstrząsnęła gorąca fala przyjemności. Nie panowała nad sobą. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Głos w jej głowie nie przestawał wirować, a każda komórka ciała tańczyła z radości.
– Dobrze ci? – szeptał jej do ucha, nadal mocno przytrzymując za włosy. W odpowiedzi usłyszał kolejne westchnienia, które rozbudziły go jeszcze bardziej.
Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Nina zamknęła oczy. Czuła, jak wbija się w nią z łapczywością, której już dawno nie doświadczyła. Było jej niewyobrażalnie dobrze. Grecki bóg miłości zesłany wyłącznie dla jej przyjemności. Posągowa budowa, od której robiło jej się wilgotno nocami.
A Wiktor? Przegoniła tę myśl. Wiktor nie dorastał mu do pięt.
Emil mógł skończyć w każdej sekundzie. Ruchy stawały się bardziej zwierzęce. Gwałtowne. Pochwa Niny zaciskała się kurczowo. Tak. Tego potrzebowała. Czuła, że zbliżał się wytrysk. Zacisnęła się jeszcze mocniej, a on w ostatniej chwili wyszedł, by skończyć na jej gładkich plecach.
Opadła bezwładnie na materac. Mokrą od potu twarz schowała w poduszce. Wiedziała, że musi się umyć, ale to mogło zaczekać. Chciała rozkoszować się tym uczuciem. Położył się tuż obok niej. Był równie mokry, lepiący się od potu jak ona. Odwróciła głowę, by spojrzeć mu w twarz. Oboje się uśmiechali.
Z nikim nie było jej tak dobrze. Uczucie satysfakcji rosło w jej sercu i rozlewało się niczym fala na każdy centymetr ciała. Przecież nikogo nie krzywdzili swoją słodką tajemnicą, własnym spełnieniem. Może i działali w ukryciu i właśnie to było kroplą, która powoli przelewała czarę goryczy i którą do tej pory Nina tak sprytnie ukrywała w sobie.
Zastanawiała się, co tak właściwie przeszkadzało jej w Wiktorze? Może to brak finezji i zrozumienia. Nie miał w sobie tej nutki brutalności, która w pewien sposób definiowała męskość w jej oczach. Wiktor już dawno przestał robić na niej wrażenie.
Znów odpłynęła myślami daleko stąd, do czasów, gdy życie było proste i przyjemne, a ona młodsza i gotowa na wszystko. W firmie informatycznej Emila była jego asystentką. Jego ulubienicą. Gdy ją zatrudnił, miała zaledwie dwadzieścia lat. Myślała, że chwyciła najlepszą okazję w życiu. Po części tak było. Dwa lata później poznała Wiktora. Nie minęło kilka spotkań i zostali parą. Wszyscy im kibicowali, ponieważ tworzyli idealną parę. Wtedy naprawdę czuła, że jest szczęśliwa. Bańka mydlana pękła tuż po ślubie.
Myślała o tym, leżąc w pachnącej pościeli, której nie musiała przygotowywać. Nie tutaj. W tym mieszkaniu to ona była najważniejsza. Jej kochanek był dżentelmenem w każdym calu, dbając o każdy detal. Przywiązywał ją do siebie jeszcze mocniej, a jednak wykluczyła Emila z taką łatwością. Bez mrugnięcia okiem pozbyła się szansy na lepszy byt. Teraz żałowała.
Zakochała się, a przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Dała się ponieść młodzieńczej fali i wylądowała w koszmarnej komedii. Głupio było się teraz przyznać przed Emilem. Mogła mieć prawdziwego księcia z bajki. Odrzuciła go dla... no właśnie, dla kogo? Nienawidziła siebie za to, ale nie potrafiła zawrócić. Ostatecznym gwoździem do trumny było zeszłoroczne wesele. Jak mogła być tak głupia?
Kolejne minuty mijały. Nina zdążyła wziąć oczyszczający prysznic i nadal nago leżała rozciągnięta w pościeli przesyconej zapachem miłości cielesnej. Obok siebie miała telefon, więc sięgnęła po niego. Była już prawie dwudziesta druga. Musiała się zbierać, jeśli chciała zdążyć wrócić do domu przed Wiktorem. Na samą myśl poczuła ukłucie w żołądku. Ciepło i bliskość były tutaj, przy Emilu. Z Wiktorem już dawno nie uprawiała seksu. Tylko ją drażnił.
Zdradziła męża. To nie był pierwszy raz. To nie była nawet przelotna znajomość, ale namiętny romans trwający od lat. Jednak zaskakującym dla Niny był fakt, z jaką łatwością podchodziła do zdrady. Na jej rumianej twarzy malowało się obrzydzenie. Może trochę do samej siebie, ale także względem Wiktora i jego nieudolności.
Emil zauważył tę zmianę, która przemknęła po jej twarzy. Stało się tak tylko na chwilę, ale on znał ją na tyle, że potrafił wyczuć jej zaniepokojenie. Nić porozumienia, która ich łączyła, była czymś w rodzaju niezwykłej telepatycznej mocy. Ciepłymi dłońmi złagodził jej grymas. Ich oczy kolejny raz się spotkały, a Nina utonęła w błękicie oceanu, który przeszywał ją na wskroś.
– Naprawdę musisz już jechać? – zadał pytanie, którego się spodziewała.
– Muszę – odpowiedziała i wyrwała się z jego delikatnego objęcia, które było dla niej niczym narkotyk. Z niezadowoleniem zmrużyła oczy i wstała z łóżka. W powietrzu nadal unosił się zapach ich spoconych ciał.
Słyszała poruszenie za plecami. Emil stał tuż za nią. Jego gorejące ciało stykało się z jej nagą skórą. To było tak odurzające, że prawie dała się ponieść chwili. Zganiła się w myślach i szybko odwróciła twarzą do niego. Nie mogli teraz tego powtórzyć, czas gonił ją jak śmierć.
– Naprawdę muszę już wracać. Wiktor nie może na mnie czekać. Przecież wiesz – powiedziała z wyrzutem.
W odpowiedzi wpił się mocno w jej usta. Wzrokiem omiotła sypialnię. Tak bardzo nie chciała tego zostawiać. Nie chciała zostawiać Emila. Zmrużyła oczy, a ich pocałunek stał się namiętniejszy. Przygryzła jego wargę do krwi, a czerwień zlizała językiem. Chciała, żeby wziął ją drugi raz.
Przygaszona nieuchronnym rozstaniem przeszła do salonu. Powoli zbierała swoje rzeczy. Niechętnie zaczęła się ubierać, odwlekając nieuniknione rozstanie. Jej kochanek miał na sobie tylko bokserki i uważnie obserwował ją z wygodnej sofy. Włączył telewizję, drażniąc się z Niną.
Przecież mogłaby tutaj zostać na noc. Mieć namiastkę tego, na co zasługiwała. A jednak czuła się w obowiązku, by wrócić do męża zmęczonego pracą, który już od progu zada standardowe pytanie: Co dziś na kolację, kochanie? Nie miała zamiaru robić kolacji. Już planowała jakąś sprytną wymówkę.
Gdy wciągała na siebie musztardowy sweter poczuła ten zapach. Ubranie zdążyło już przeniknąć wonią Emila. Zaciągnęła się mocniej i z rozmarzeniem w oczach z wolna wkładała buty. Nie miała czasu, ale zwlekała z powrotem do ostatniej minuty. W końcu gotowa do wyjścia spojrzała na kochanka, a on wstał z kanapy i obdarował ją pełnym czułości pocałunkiem. Tak bardzo żałowała, że musiała uciekać do męża…
To, co robiła było silniejsze od niej. Ktoś, patrzący z zewnątrz, mógłby uznać, że postępuje źle, że ona jest tą paskudną żmiją łamiącą serce biednemu małżonkowi. Tylko że Nina wcale nie czuła się okropnie, a wręcz przeciwnie, czuła że żyje. Przy Emilu była najlepszą wersją siebie. Nikogo nie udawała. Tutaj nie musiała dbać o dom, gotować ani prać. Już dawno zapomniała, jak to jest. Tylko ich intymna więź trzymała, ją przy zdrowych zmysłach i dawała nadzieję na kolejny raz.
Uśmiechnęła się gorzko do samej siebie i spojrzała na ciemne niebo. Ulice oświetlał przyćmiony blask latarni, przynajmniej deszcz stracił na sile. Ona też. Im bardziej oddalała się od Emila, tym słabsza, mniejsza i nic nieznacząca się czuła. Przy nim była kimś.
Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, zapaliła jednego, dzięki temu droga do samochodu nie była już tak przerażająco smutna. Siedziała na miejscu kierowcy. Właśnie miała ruszać, ale postanowiła jeszcze chwilę zaczekać. Musiała zatelefonować. Wyciągnęła smartfon i paczkę gum miętowych. Jedną ręką wybrała numer przyjaciółki, a drugą wsunęła sobie pastylkę do ust.
Paliła papierosy, ale zapach fajek nie należał do najprzyjemniejszych. Miętowy smak w ustach był orzeźwiający i maskował trochę uciążliwą woń dymu papierosowego. Nina nie zdawała sobie sprawy z tego, że wszechobecny odór tytoniu wżera się we wszystko, co ją otacza. Naiwnie wierzyła, że słodka woń perfum czy mentolowy posmak zdziałają cuda.
Sygnał oczekiwania się wydłużał, więc włączyła silnik i chwilę później przełączyła się na zestaw głośnomówiący.
– Dobry wieczór, kochana. Byłam z tobą na kawie i właśnie wracam do domu – powiedziała słodkim głosem, ale dźwięk gumy w tle zepsuł cały zamierzony efekt.
– Cześć. Znowu chcesz mnie w to wmieszać? – Szorstki głos po drugiej stronie wprawił Ninę w konsternację. Wjeżdżała właśnie na główną drogę.
– Jadę do domu, nie obrażaj się, ale jesteś moim ratunkiem! – Modulowała głos, ale mimo to i tak brzmiał on wyjątkowo nienaturalnie, wręcz odpychająco. – Następnym razem naprawdę zabiorę cię na kawę. Obiecuję! – rzuciła jedną ze swoich sprawdzonych wymówek. Tym razem nawet sama wierzyła, że dotrzyma obietnicy.
Było jej głupio prosić Sarę o pomoc, ale znały się od liceum i tylko jej mogła w pełni zaufać. Nina wiedziała, że lojalna przyjaciółka nie puściłaby pary z ust. Nigdy jeszcze jej nie zawiodła. Czasami Sara irytowała się przez te półprawdy, ale i tak na końcu dawała się namówić. Ich przyjaźń miała mocne fundamenty. Nie do naruszenia, z czego Nina chętnie korzystała. Może nawet nazbyt chętnie, co czasem doprowadzało Sarę do granic wytrzymałości.
* * *
Sara westchnęła cicho, telefon nadal trzymała przy uchu. Pierwsze słowa wypowiadane przez Ninę nie były zaskoczeniem. Powieka nawet jej nie drgnęła.
Zażenowanie i wstręt – te dwa uczucia idealnie opisywały to, co o tym wszystkim sądziła. Kolejny raz odebrała telefon od przyjaciółki, a ona sprzedała jej tę samą wymówkę. Formułka od lat nie zmieniła swojej formy. Zacisnęła usta w wąską linię i już miała jej wygarnąć, ale jak zawsze zostawiła to dla siebie. Ponownie dała się podejść. Znowu odpuściła.
– Okej. Ale nie masz pojęcia, ile kawy jesteś mi winna za to wszystko – skwitowała łagodnie, chociaż głos jej drżał.
Zrezygnowała. Dała za wygraną i zostawiła niewygodne słowa dla siebie. Usłyszała odprężony głos po drugiej stronie. Podjęła dobrą decyzję, szkoda tylko, że nie dla siebie. Będzie zmuszona męczyć się z prawdą sam na sam. Kolejny raz dała się wykorzystać.
Sara pożegnała się i odłożyła telefon na biurku tuż obok stosu zeszytów, które czekały w kolejce do sprawdzenia. Poprawiła czarne grube oprawki, które zjeżdżały jej z nosa i odrzuciła rude loki do tyłu. Rozmasowała sobie skroń, ale to nie przyniosło zamierzonego efektu.
Krew się w niej gotowała. Jeszcze przed chwilą spokojnie siedziała i sprawdzała wypracowania uczniów. Teraz czuła, że wszystko wokół niej wibrowało. Była taka nabuzowana. Wkurzona i zła. Następnym razem powie całą prawdę bez względu na przyjaźń. Czuła się jak wąż gaśniczy podczas pożaru, a dopóki robiła za gaśnicę, Nina była zadowolona. Ile mogła jeszcze to znosić?
Ciąg dalszy w wersji pełnej