Joannici i ich mistrz Jan Maurycy von Nassau-Siegen (1604-1679) - praca zbiorowa - ebook

Joannici i ich mistrz Jan Maurycy von Nassau-Siegen (1604-1679) ebook

zbiorowa praca

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla 
zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 

Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej przez Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Educatio Pro Europa Yiadrina Stiftung Brandenburg. 
Gorzów Wlkp. 9 października 2004 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wielkopolskim (11)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 407

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Z DZIEJÓW REGIONU LUBUSKIEGO

AUS DER GESCHICHTE DES LEBUSER LANDES

 

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publicznaw Gorzowie Wlkp.

JOANNICI I ICH MISTRZJAN MAURYCY VON NASSAU-SIEGEN(1604-1679)

Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej przezPolsko-Niemieckie Stowarzyszenie Educatio Pro Europa YiadrinaStiftung Brandenburg

Gorzów Wlkp. 9 października 2004

Gorzów Wlkp. 2006

Redagował zespół / Redaktionskollegium

Edward Jaworski, Dietrich Handt, Zbigniew Czarnuch, Grażyna Kostkiewicz-Górska

Przekłady / Übersetzungen

Grzegorz Kowalski

Korekta językowa / Korrektur

Anna Sokółka

Projekt okładki, opracowanie graficzne i skład komputerowy / Umschlagsentwurf, Layout und Satz

Sebastian Wróblewski

Na okładce / Umschlagsbild

Portret księcia Jana Maurycego von Nassau-Siegen, Pieter Nason (ok. 1612-1680/90, Haga), 1644, ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie (fot. Grzegorz Kumorowicz) Johann Moritz von Nassau-Siegen, Porträt von Pieter Nason (ca. 1612-1680/90, Den Haag), 1644, aus der Sammlung des Museums von Ermland und Masuren in Olsztyn (Fot. Grzegorz Kumorowicz)

ISBN: 83-907249-1-X

Wydawca / Herausgeber

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna 66-400 Gorzów Wlkp.

Adres redakcji / Address der Redaktion:

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, ul. Sikorskiego 107, 66-400 Gorzów Wlkp. tel. (095) 727 70 71, fax (095) 7278040 e-mail: [email protected]

Druk i oprawa / Druck und Bindung:

Rivia - A. Duda

Nakład / Auflage: 400 egz.

„Niniejsza publikacja została wsparta ze środków pomocy Unii Europejskiej. Wyrażone w niej poglądy są poglądami Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wlkp. oraz Stiftung Brandenburg w Fürstenwalde i w żadnym przypadku nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Unii Europejskiej”.

Spis treści

Edward Jaworski Przedmowa

Dietrich Handt Wprowadzenie

Wolfgang Stribrny Zakon Joannitów i Nowa Marchia

Kaspar von Oppen Jan Maurycy von Nassau - życie i działalność

Christa Kouschil

Jan Maurycy von Nassau - jego działalność jako Mistrza Joannitów Baliwatu Brandenburskiego (1652-1679)

Dirk Schumann Zamek i kościół joannitów w Słońsku

Błażej Skaziński Losy joannickich zabytków

Zbigniew Czarnuch Nassauowie w Polsce

Krystyna Kamińska Maurycy de Nassau w literaturze polskiej

Dorota Latour, Jerzy Paczka Konkwistador po polsku

Edward Jaworski Vorwort

Dietrich Handt Einführung

Wolfgang Stribrny Der Johanniterorden und die Neumark

Kaspar von Oppen

Johann Moritz von Nassau - Leben und Leistung

Christa Kouschil

Johann Moritz von Nassau - sein Wirken als Herrenmeister der Johanniter-Ballei Brandenburg (1652-1679)

Dirk Schumann Schloß und Kirche der Johanniter in Sonnenburg (Słońsk)

Błażej Skaziński Das Schicksal der Johanniterdenkmäler

Zbigniew Czarnuch Die von Nassau in Polen

Krystyna Kamińska Johann Moritz von Nassau-Siegen in der polnischen Literatur

Dorota Latour, Jerzy Paczka Der polnische Konquistador

Przedmowa

Oddajemy w Państwa ręce publikację zawierającą materiały z konferencji naukowej Joannici i ich mistrz Jan Maurycy von Nassau-Siegen (1604-1679), która odbyła się 9 października 2004 roku w Muzeum im. Jana Dekerta w Gorzowie Wlkp. Konferencja została zorganizowana przez Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Educatio „Pro Europa Viadrina” i Stiftung Brandenburg z Fürstenwalde, a współfinansowana w ramach inicjatywy wspólnotowej INTERREG III A przy wsparciu Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze oraz Towarzystwa Przyjaciół Witnicy.

Dietrich Handt, dr Kaspar von Oppen oraz dr Christa Kouschil w swoich wystąpieniach przedstawili postać i dokonania Jana Maurycego von Nassaua, natomiast prof. dr Wolfgang Stribmy i Dirk Schumann ukazali dzieje zakonu joannitów w Nowej Marchii oraz siedziby mistrzów baliwatu brandenburskiego w Słońsku. Błażej Skaziński poinformował o losach zabytków pojoannickich, Zbigniew Czarnuch przedstawił związki rodu von Nassau z Polską, natomiast dr Krystyna Kamińska omówiła spory pomiędzy Krzysztofem Arciszewskim a Janem Maurycym von Nassauern. Jako uzupełnienie referatów wyświetlono film Jerzego Paczki Konkwistador po polsku dotyczący losów Krzysztofa Arciszewskiego.

Konferencji towarzyszyła wystawa zorganizowana w Muzeum Warty Spichlerz, na której zaprezentowano m. in. dziewięć tablic herbowych z zamku i kościoła w Słońsku (udostępnionych przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków), dwa portrety przedstawiające J.M. von Nassaua ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, tablice heraldyczne ze zbiorów Urzędu Gminy w Słońsku, dwanaście gipsowych zworników z kościoła w Słońsku oraz stroje Joannitów udostępnione przez Stiftung Brandenburg z Fürstenwalde.

Przedstawione na konferencji materiały ukazują mało znane karty z historii naszego regionu, a związane z działalnością Zakonu Rycerzy Jerozolimskiego Szpitala św. Jana Chrzciciela ze Słońska, jak również barwne postacie epoki renesansu, jakimi niewątpliwie byli J. M. von Nassau i polski odkrywca i admirał K. Arciszewski.

Na prośbę organizatorów konferencji Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gorzowie Wlkp. przygotowała wydanie tych materiałów w ramach cyklu Z Dziejów Regionu Lubuskiego. Liczymy, że spełni ono Wasze oczekiwania.

Edward Jaworski

Dyrektor WiMBP w Gorzowie Wlkp.

Dietrich Handt

WPROWADZENIE

Rok 2004 to rok Maurycego von Nassaua. Jan Maurycy von Nassau-Siegen urodził się 17 lub 18 czerwca 1604 r. i podczas wielu uroczystości w Niemczech (ostatnio choćby we wrześniu przez cały tydzień w Poczdamie), w Holandii i w Brazylii świętowano czterechsetną rocznicę tego wydarzenia. Również Polacy mają powody, by wspominać Jana Maurycego.

Z pewnością nie należy on do dominujących postaci swego, XVII, wieku, na którego obraz składają się liczne wojny, ale także znaczące nurty intelektualne. Jan Maurycy miał jednak istotny udział w wydarzeniach i procesach tamtego czasu jako żołnierz, dyplomata, administrator i mecenas oraz miłośnik sztuki i nauki, który szczególne zasługi położył w dziedzinie architektury i projektowania ogrodów. Pozostawił po sobie głębokie ślady, które sięgają aż po współczesność, choć niewielu z nas, nawet ludzi wykształconych, zdaje sobie z tego sprawę.

Z Nową Marchią Jan Maurycy związany jest ze względu na swą działalność jako mistrz baliwatu Brandenburgia Zakonu joannitów oraz wpływ na jego rezydencję w Słońsku. Był dumny z tego urzędu i poważnie traktował związane z nim obowiązki. Gdy wspomina się jego zasługi, zbyt często się o tym zapomina. I tak na przykład na wielkiej, przygotowanej wielkimi nakładami wystawie ku jego czci, która odbyła się na początku tego roku pod patronatem Prezydenta Republiki Federalnej Niemiec w Siegen, tylko sześć z ogółem 313 eksponatów miało związek z jego działalnością na rzecz Zakonu joannitów i ze Słońskiem. Już choćby z tego powodu powinniśmy tu, w naszym regionie, przyjrzeć się tej wielkiej, silnej, twórczej osobowości. Nie chodzi o to, by składać mu hołdy. Ale ta okrągła rocznica jego urodzin jest okazją, by ożywić ważną część naszej regionalnej historii. W rozważaniach na ten temat pana Pawła Kisielewskiego i jego Towarzystwa Przyjaciół Słońska od samego początku pojawiała się myśl o konferencji naukowej i wystawie. Oba projekty miały mieć charakter polsko-niemiecki. Dzisiaj udało się doprowadzić do skutku zarówno jeden, jak i drugi. Organizatorzy szybko doszli do wniosku, że wystawa i konferencja powinny odbyć się w tym samym miejscu i czasie, oraz że wystawa powinna zostać przygotowana pod polskim, a konferencja pod niemieckim nadzorem merytorycznym.

Ten temat naszej konferencji wskazuje, że nie chcemy ograniczać się do postaci księcia i jego bogatego życiorysu, lecz spojrzeć na nią na tle historii Zakonu joannitów w Nowej Marchii. Pragniemy przedyskutować przy tej okazji również kwestie historii sztuki i ochrony zabytków. I wreszcie chodzi nam o to, by zobaczyć rozgałęziony ród, do którego należał Jan Maurycy, polskimi oczami. Informacje na temat niemal nieznanego, przynajmniej w Niemczech, epizodu z admirałem Arciszewskim, będzie interesującym wzbogaceniem naszej konferencji.

Wolfgang Stribrny

Zakon Joannitów i Nowa Marchia

Czym jest Zakon Joannitów?

Kiedy w roku 1099, w szczytowym okresie pierwszej krucjaty, zdobyto Jerozolimę, krzyżowcy w niewielkiej odległości od kościoła Grobu i Zmartwychwstania odnaleźli chrześcijański szpital, gdzie znajdowali opiekę pielgrzymi i chorzy. Miał on za patrona Jana Chrzciciela, a został założony przez włoskich kupców. Bracia szpitalni przekształcili się początkowo w zakon mnisi ślubujący ubóstwo, cnotę i posłuszeństwo, zaś ok. roku 1154 w zakon rycerski, który za swój czwarty ślub i maksymę przyjął „walkę z niewiarą”. Ewangelickie odgałęzienie zakonu joannitów do dziś nosi nazwę „Baliwat Brandenburski Zakonu Rycerzy Jerozolimskiego Szpitala św. Jana Chrzciciela”. Katolickie odgałęzienie zakonu nazywa się „Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana z Jerozolimy, Rodos i Malty”. Na świecie jest ok. 12 tysięcy rycerzy maltańskich. 4 tysiące joannitów ewangelickich z całego świata podlega wielkiemu mistrzowi Oskarowi von Preussenowi (ur. w 1959 roku), prawnukowi cesarza Wilhelma II. Dużym ewangelickim odłamem zakonu jest będący pod wpływami brytyjskimi Order of St. John pod panowaniem wielkiego przeora, księcia Wielkiej Brytanii i księcia Gloucester Ryszarda, kuzyna królowej Elżbiety II. W Holandii i w Szwecji istnieją mniejsze odłamy zakonu ewangelickiego.

Po zdobyciu Jerozolimy przez muzułmanów wielki mistrz przeniósł w 1187 roku siedzibę Zakonu do twierdzy Margat, na północ od Trypolisu w dzisiejszym Libanie. W 1285 roku Margat został utracony. Z ostatniego chrześcijańskiego przyczółka, Akkon, który upadł w 1291 roku, Zakon przeniósł się na krótko na Cypr, a potem od 1306 do 1522 roku miał swą siedzibę na wyspie Rodos. Wokół tej niegdyś bizantyjskiej wyspy utworzył własne państwo, które jednak w 1522 roku stało się ofiarą Turków.

W 1530 roku cesarz Karol V przyznał Zakonowi wyspę Maltę. Tu powstał centralny szpital, w którym „panami chorymi” wzorcowo się opiekowano, stąd również prowadzono (głównie morską) walkę przeciwko muzułmanom. W drodze do Egiptu w 1798 roku Napoleon położył kres panowaniu starego Zakonu.

Bogobojni chrześcijanie fundowali Zakonowi posiadłości także poza obszarem Morza Śródziemnego - aby wspomóc pracę w Ziemi Świętej oraz dla zbawienia własnej duszy. I tak, już w 1156 roku w Duisburgu nad Renem i w Mailbergu (na północ od Wiednia) istniały pierwsze posiadłości joannitów w Europie środkowej; w obu tych miejscowościach Zakon wciąż jeszcze jest aktywny. W 1160 roku margrabia Albrecht Niedźwiedź, twórca Brandenburgii i fundator niemieckiej kolonizacji na wschodzie, ofiarował joannitom Werben nad Łabą (Stara Marchia).

Dzięki umowie z pozostałymi niemieckimi joannitami (ugoda w Heimbach z 1382 roku) baliwat brandenburski uzyskał samodzielną pozycję w stosunku do całego Zakonu. Ta niezależność umożliwiła brandenburskim joannitom harmonijne przejście na wiarę ewangelicką (w 1539 roku). Ze względu na ogromne reparacje, jakie Królestwo Pruskie musiało wypłacić Francji po klęsce 1806 roku (pokój w Tilsit, dzisiaj Sowietsk!, 1807), w 1810 roku zsekularyzowano wszystkie fundacje duchowne w Prusach - w tym także Zakon joannitów.

Maltańczycy powstali ponownie w 1834 roku (z siedzibą w Rzymie), natomiast Zakon joannitów jako instytucję diakonalną powołał jeszcze raz w 1852 roku król Fryderyk Wilhelm IV w odpowiedzi na rewolucję 1848 roku. Od 1693 roku na czele ewangelickiego odłamu joannitów stoją z tytułem wielkiego mistrza książęta z domu Hohenzollernów. Adolf Hitler, a po 1945 roku Brytyjczycy i Amerykanie chcieli zakazać istnienia Zakonu. W sowieckiej strefie okupacyjnej nie było mowy o jakimkolwiek skutecznym działaniu. Przed i po roku 1945 główną rolę odgrywała tu nienawiść do Prus i pruskiego rodu królewskiego.

Co rozumiemy pod nazwą „Nowa Marchia”?

Jeśli ktokowiek jeszcze używa w Niemczech terminu „Nowa Marchia”, to rozumie pod nim zwykle część Marchii Brandenburgia (w graniach z lat 1815-1938), leżącą na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Teren Dolnych Łużyc wokół Gubina i Sorau, należący do 1815 roku do Saksonii, można tu pominąć, zwłaszcza że joannici nie byli tam aktywni (wyjątek stanowią Sękowice, na południowy wschód od Gubina, gdzie od początków XVI wieku znajdowała się podlegająca bezpośrednio mistrzowi komandoria).

A więc czym - historycznie rzecz ujmując - jest Nowa Marchia?

1) Nowa Marchia w węższym znaczeniu, jako „ziemia po drugiej stronie Odry” (terra transoderana), pojawia się jako określenie bardzo późno, dopiero w dokumentach z 1397 roku. Terytorium na północ od Warty, między Odrą na zachodzie i Drawą na wschodzie - na północy sięgało do Świdwina (od 1815 roku prowincja Pomorze) - zostało ok. 1250 i po tym roku przejęte przez Brandenburgię.
2) Położona na południe od Warty Ziemia Torzymska również w 1250 roku znalazła się w rękach brandenburskich. Rozciąga się ona od Odry na zachodzie aż prawie po Obrę na wschodzie, a od południa kończy się mniej więcej na Pliszce. Ziemia Torzymska od 1235 roku należała do Śląska, przedtem do Polski. Około 1125 roku Polacy założyli biskupstwo lubuskie, od którego ziemia ta przejęła nazwę przed rokiem 1250, a potem ponownie w roku 1945.
3) Przyległe od południa (aż poza Odrę) księstwo krośnieńskie z Sulechowem i Lubskiem należało do Śląska i w 1482 roku przeszło pod władanie Marchii najpierw jako zastaw, a potem, od 1538 roku, jako własność.

W latach 1535-1571 tymi trzema terenami (i dodatkowo Cottbus) rządził samodzielnie Jan z Kostrzyna (margrabia Jan), brat panującego w tym samym czasie księcia elektora Joachima II. Terminu „Nowa Marchia” nie da się zrozumieć bez uznania wpływu tego znaczącego Hohenzollerna.

Od templariuszy do joannitów

Obok joannitów istniały liczne inne zakony rycerskie. Tylko dwa z nich - oba założone w Ziemi Świętej - uzyskały znaczenie ponadregionalne. Templariusze istnieli w latach od 1118 do 1307. Natomiast założony w 1191 roku Zakon krzyżacki istnieje do dziś.

Ogólna zasada co do Brandenburgii brzmi: przed joannitami byli templariusze. Ma ona zastosowanie do takich miejscowości, jak (Berlin-) Tempelhof i komturia Lietzen (na północ od Frankfurtu nad Odrą), Chwarszczany (na północ od Kostrzyna) i Sulęcin.

Książę Henryk Brodaty, małżonek św. Jadwigi (który częściej rezydował w Krośnie niż we Wrocławiu), podarował w 1232 roku obszar wokół Kostrzyna templariuszom z zadaniem, by założyli tam rynek typu niemieckiego. Właściwe miasto zostało założone potem przez margrabiego, który przejął Kostrzyn w 1261 roku.

Chwarszczany obejmowały 1 tysiąc łanów i zostały podarowane templariuszom w 1232 roku przez księcia wielkopolksiego Władysława Odonicza. Tenże książę wielkopolski podarował templariuszom w tym samym roku komturię Großdorf. Großdorf to opuszczona miejscowość na wschód od Łagowa. Położona w jej pobliżu świątynia przypomina o tym epizodzie. Sąsiednie miejscowości: Boroszyn i Kiełczyn podarował templariuszom polski rycerz Bogufał w 1251 roku.

Biskup Henryk z Lubusza zezwolił w 1241 roku śląskiemu hrabiemu Mrockowi von Pogarellowi, by osiedlił na ziemi „Sulenich” niemieckich chłopów. „Sulenich” przekształcił się w Zielenzig. Już w 1244 roku Mrocko podarował powstałe do tego czasu miasto Zielenzig (Sulęcin) wraz z otaczającymi je wsiami templariuszom. Z 1241 roku pochodzi pierwsza wzmianka o osiedlaniu się Niemców (prawodpodobnie Ślązaków) w Ziemi Torzymskiej.

Po okrutnej likwidacji templariuszy - z inicjatywy króla Francji - ich spadkobiercami mieli stać się joannici. Askańscy margrabiowie brandenburscy nie byli gotowi do natychmiastowego wykonania papieskiego nakazu.

Na podstawie układu z Cremmen z 1318 roku margrabia Waldemar Wielki wziął joannitów pod swą szczególną opiekę. (Berlin-) Tempelhof, Lietzen i - ważne z naszego punktu widzenia - Chwarszczany stały się natychmiast własnością Zakonu joannitów. Sulęcin i jego rozległe okolice margrabia zatrzymał jako zastaw aż do wykupienia go przez Zakon za 1.250 marek w srebrze. Dopiero w 1350 roku margrabia Ludwik Wittelsbach przekazał Sulęcin Zakonowi. (Bawarscy Wittelsbachowie panowali w Marchii w latach 1324-1373). Dlaczego margrabiowie byli tak zainteresowani aktywną działalnością joannitów na swoim terenie? Myśleli o zbawieniu własnych dusz; cenili fakt, że joannici w swych licznych wioskach zatrudniali własnych duchownych w duszpasterstwie, a po reformacji odpowiadali za nie jako patroni. Aż po czasy Fryderyka Wielkiego miał znaczenie fakt, że joannici znacząco pomagali w zasiedleniu tego dzikiego terenu. Hohenzollernowie od początku powoływali joannitów do służby jako doradców, a do roku 1918 joannici pozostawali niezastąpieni jako oficerowie i urzędnicy. No i wreszcie ten dość bogaty zakon służył władcom jako kredytodawca.

Łagów i Słońsk przechodzą w ręce zakonu

W tym samym roku co Sulęcin, 1350, własnością zakonu stał się Łagów. Do Sulęcina należało pięć wsi (Langenfeld, Breesen, Reich, Grabno i Łubów), zaś do Łagowa dwadzieścia dwie. Cały ten majątek od 1299 roku należał do rodziny von Klepzig, która w roku 1347 przekazała go zakonowi (zapewne drogą sprzedaży). Margrabia Ludwik, uznając Sulęcin za własność zakonu w roku 1350, uznał za nią także Łagów z zamkiem i miasteczkiem. Otrzymał za to dużą kwotę 400 marek w srebrze.

Już w 1347 roku zakon zakupił cztery leżące na wschód od Łagowa wsie dawnej komturii templariuszy Großdorf: Boroszyn, Żarzyn, Wielowieś i Templewo. Do tego czasu należały one do Wielkopolski i znajdowały się poza Ziemią Torzymską i biskupstwem lubuskim. Pomimo że od tego momentu zaczęły należeć do Brandenburgii, nadal były zobowiązane do płacenia danin staroście międzyrzeckiemu. Sytuacja ta była później przyczyną kilku konfliktów.

Po rozszerzeniu posiadłości koło Łagowa (Koryta, Poźrzadło, Żelechów i Gronów) Zakonowi w latach 1426/1427 udał się ważny zakup: Słońsk z sześcioma wsiami - Przyborowem, Lemierzycami, Krzeszycami, Chartowem i Muszkowem (wkrótce uzupełnionymi o Meskow, Trzebów i Drogomin). W ten sposób Łęgi Warciańskie między Słońskiem a Gorzowem przeszły na własność Zakonu. Ten ogromny obszar otrzymał nazwę Łęgów Zakonnych. Słońsk został zakupiony przez mistrza zakonu, Baltazara von Schliebena, z posiadłości rycerza Henryka von Oinitza (lub Oynitza), który od 1415 roku był panem w Słońsku.

W 1431 roku Zakon zakupił od pierwszego Hohenzollerna w Marchii, Fryderyka I, Rąpice na południowo-zachodnim krańcu Ziemi Torzymskiej (w pobliżu Szydłowa, gdzie Nysa wpada do Odry). Do posiadłości tej należała także nadodrzańska wieś Kłopot (leżąca naprzeciwko Fürstenbergu, dzisiejszego Eisenhüttenstadt). Łużyckojęzyczna wieś Rąpice stała się siedzibą urzędu kameralnego mistrza Zakonu. W 1460 roku książę elektor i margrabia Fryderyk II sprzedał zakonowi Golice (4 kilometry na południowy wschód od Zeeden); również tu utworzono urząd kameralny mistrza. W sześć lat później Zakon zakupił od tego samego feudała leżące w pobliżu Golić nadodrzańskie wsie rybackie: Siekierki i Gostowice.

Zakon joannitów był od końca średniowiecza do 1810 roku zdecydowanie największym i najbogatszym właścicielem ziemskim w Marchii - oczywiście pomijając jej władców. Ponieważ Zakon, szczególnie na Ziemi Torzymskiej, dysponował rozległym, lecz zamkniętym w sobie terytorium (na którym znajdowały się nawet trzy miasta: Sulęcin z 3 tysiącami mieszkańców ok. 1800 roku oraz miasteczka Łagów i Słońsk), istniały tu pewne warunki do utworzenia samodzielnego duchownego księstwa. Jednak to, co było możliwe w innych częściach Niemiec, w Marchii było nie do pomyślenia. Hohenzollernowie dążyli do utworzenia możliwie jednolitego państwa i związali Zakon ze sobą tak ściśle, że nie było nawet prób utworzenia samodzielnego władztwa.

Jan z Kostrzyna i Zakon

Jak wspomniano wyżej, w latach 1535-1571 władzę w Kurmarchii sprawowali bracia, książę elektor Joachim II (Hektor) i margrabia Jan, przy czym Jan zarządzał Nową Marchią z Kostrzyna. Jan w 1538, a Joachim w 1539 roku wprowadzili nauki Marcina Lutra jako obowiązującą religię. Była to z pewnością niebezpieczna sytuacja dla - do tego czasu wciąż jeszcze katolickiego - Zakonu, gdyż przecież niemiecki wielki przeor joannitów, który zgłaszał pewne roszczenia do baliwatu brandenburskiego, oraz kierownictwo zakonu na Malcie pozostawali wierni Kościołowi rzymskiemu. Zakon musiał stawić czoła przede wszystkim margrabiemu Janowi, który był energicznym władcą o perspektywicznym spojrzeniu na gospodarkę. Pomimo że Jan przejął klasztory i ich dobra, pragnął utrzymać istnienie Zakonu - choć oczywiście w wyraźnej zależności od władcy feudalnego. Mistrz zakonu, Veit von Thümen (1527-1544), był wprawdzie zwolennikiem starej wiary, ale zdecydował się przyjąć nową naukę, ponieważ pragnął uratować Zakon, a nie miał kontrargumentów teologicznych. W roku 1540 margrabia Jan zmusił Zakon, by ten przejął oddalony Świebodzin w zamian za bliskie Kostrzynowi Chwarszczany. Pozostaje kwestią nierozstrzygniętą, czy przyniosło to Zakonowi korzyści, czy straty.

Najwyraźniej (Jan) żył w przeświadczeniu, że między baliwatem a nim samym, ba, całym jego rodem, istnieje szczególny związek (Ernst Opgenoort 1963). Z jednej strony Jan popierał Zakon w sprawach zewnętrznych, a z drugiej całkowicie uzależnił od siebie baliwat. Urzędnicy zakonni byli jednoczneśnie urzędnikami margrabiowskimi. W nowej rocie przysięgi mistrza wymieniano najpierw władcę feudalnego, a potem dopiero Zakon. W zamian za to baliwat mógł liczyć na pomoc w obronie przed resztą Zakonu, która pozostała katolicka. Joachim II i margrabia Jan postanowili w 1561 roku, że Zakon ma zostać utrzymany.

Trzeba jednak przyznać, że Jan miał pewne kłopoty z jego mistrzami. Joachim von Amim został wkrótce odwołany z powodu konfliktu z Janem. Jego następca, Tomasz Runge (1545-1564), miał wspólny język z kostrzyńskim margrabią; z Franciszkiem Neumannem (jedynym mistrzem mieszczańskiego pochodzenia) doszło jednak do zaciętego konfliktu. Jako były kanclerz margrabiego zdawał sie być idealnym kandydatem do zapewnienia harmonijnych stosunków. Kiedy Jan w 1566 roku chciał uczynić jednego z brandenburskich książąt koadiutorem Neumanna z prawem następstwa, Runge i kapituła zakonu, którzy dostrzegli w tym niebezpieczeństwo dla istnienia Zakonu, sprzeciwili się tym planom. Runge udał się do należących wówczas do korony czeskiej Dolnych Łużyc, gdzie Zakon posiadał dobra. Kiedy w 1566 roku jechał stamtąd do Rąpic, został aresztowany, jednak udało mu się uciec z aresztu w Słońsku i udał się do cesarza Maksymiliana II do Troppau, aby tam złożyć skargę na Jana z Kostrzyna. Kiedy Neumann zmarł w 1568 roku w Pradze, sprawa wciąż jeszcze nie była rozstrzygnięta. Warto dodać, że w kwestii tej swemu bratu sprzeciwił się nawet Joachim II.

Następcą Neumanna został hrabia Marcin von Hohenstein (1569-1609). Urząd ten był nagrodą za lata wiernej służby. Zakon stał się chrześcijańsko-rycerską wspólnotą w służbie bradenburskiej monarchii elektorskiej. Pozostał do dziś wiemy nauce ewangelickiej, którą Jan z Kostrzyna przyjął z przekonania. „Walka przeciwko niewierze” jest dziś rozumiana jako aktywne działania na rzecz Kościoła ewangelickiego i obrona przed ateizmem oraz tendencjami agnostycznymi.

Lokalne konflikty z Polską

Od 1402 do 1455 roku właściwa Nowa Marchia (a więc nie ZiemiaTorzymska, gdzie obecni byli szpitalnicy) należała do Zakonu krzyżackiego. Będący przyczyną wielu konfliktów Santok, leżący u ujścia Noteci do Warty, znalazł się w rękach joannitów, którzy zarządzali Ziemią Torzymską w imieniu Jobsta von Mährena, jako zastaw od księcia elektora Jobsta z domu luksemburskiego. Jednak krzyżacy również zgłaszali roszczenia do Santoka - jako części Nowej Marchii. Joannici próbowali nakłonić sąsiadującego z Santokiem polskiego starostę, a także księcia Pomorza, do przeciwstawienia się Zakonowi krzyżackiemu. Na próżno jednak - Santok na razie pozostał w rękach krzyżaków. Podczas niebezpiecznego rajdu husytów w 1433 roku joannici wydali Santok sprzymierzonej z husytami Polsce. Dlatego posiadłości joannitów zostały oszczędzone przez husytów. Między obydwoma zakonami doszło do konfliktu, bowiem krzyżacy uznawali zachowanie joannitów za zdradę. W końcu zakony pogodziły się w Malborku 15 kwietnia 1435 roku. Wkrótce nowi władcy feudalni, Hohenzollernowie, odebrali Polsce Santok i przekazali go joannitom. W 1457 roku zakon joannitów, który w Santoku realizował przede wszystkim interesy finansowe, przekazał tę miejscowość księciu elektorowi Fryderykowi II, który panował już tymczasem w Nowej Marchii.

Kolejne źródło konfliktu z Polską było związane z czterema wsiami na wschód od Łagowa, które początkowo należały do templariuszy, a w 1347 roku zostały przejęte przez Joannitów. Boroszyn, Żarzyn, Wielowieś i Templewo wciąż służyły polskiemu kapitanowi Międzyrzecza. Z powodu tych nieokreślonych bliżej zobowiązań doszło do konfliktu między polskimi dostojnikami a mistrzem zakonu von Thümenem (1527-1544), który napadł na miasto. Za ten najazd Thümen musiał przepraszać polskiego króla Zygmunta Starego i wypłacić mu 2 tysiące guldenów odszkodowania. Zobowiązania wsi pozostały niezmienione.

W latach 1606-1608 konflikt ten odżył. Zaczął się od wzajemnych kradzieży koni. Zygmut III Waza (1587-1632) nie chciał tolerować ewangelickiego zakonu na swoim terytorium, do którego zaliczał Boroszyn i okolice. Marcin Sudow, polski kawaler maltański, otrzymał w 1603 roku od wielkiego mistrza na Malcie i króla Zygmunta III obietnicę przejęcia tych czterech wsi. Na próżno wzywano łagowskiego komtura przed krakowski sąd królewski. Baliwat na próżno skarżył się przed trybunałem w Petrikau. Na początku 1606 roku Sudow napadł na wsie w sile 50 jeźdźców i zabrał bydło jako łup. Łagowski komtur Abraham von Grüneberg zabił jednego z polskich jeźdźców, a drugiego wziął w niewolę. W maju 1607 roku doszło do kolejnej przepychanki; jednak w tym samym miesiącu miała miejsce ugoda. Zygmunt III wysłał do księcia elektora Joachima Fryderyka generała wielkopolskiego Sokołowskiego. Aby nie narażać dziedzictwa brandenburskich Hohenzollernów w Księstwie Pruskim, książę elektor ugiął się i chciał wypłacić Sudowowi 10 tysięcy dukatów. W tym momencie jednak do konfliktu włączyło się (katolickie) niemieckie odgałęzienie joannitów-maltańczyków i zdołało doprowadzić do tego, że Zygmunt wycofał poparcie dla swego rycerza Sudowa.

W 1617 roku Zygmunt Karol Radziwił otrzymał od wielkiego mistrza kawalerów maltańskich zadanie przejęcia tych czterech wsi na rzecz zakonu maltańskiego i dlatego zwrócił się do księcia elektora Jana Zygmunta. Temu zaś z powodu dziedzictwa królewieckiego było nadzwyczaj niewygodnie (...) wejść choćby w najmniejszy konflikt z Polską. Podczas negocjacji w styczniu 1618 roku w Gorzowie polscy rozmówcy przekazali Brandenburczykom wiadomość, że król jest przeciwny użyciu siły, co Radziwiłł wprawdzie planował, ale czego w tej sytuacji zaniechał.

W związku z rozpoczynającą się wojną trzydziestoletnią owe cztery wsie zostały splądrowane przez polskich kozaków, udających się w 1620 roku na pola bitwy w Czechach. Pod koniec 1629 roku polski kapitan wyprowadził z tych wsi bydło. Kiedy Konrad von Burgsdorff, który później miał odgrywać ważną rolę u boku Wielkiego Elektora, zrabował bydło klasztoru paradyskiego, ugodzono się na wzajemny zwrot łupów.

Podczas konfliktów o „polskie wsie komturii łagowskiej” pewną rolę mógł odgrywać fakt, że drewniany kościół w Boroszynie jako „kościół graniczny” był celem ucieczki ewangelików prześladowanych na terenie Polski. W czasach kontrreformacji chciano chyba skończyć z tym irytującym zwyczajem.

Podczas wojny trzydziestoletniej posiadłości zakonu wielce ucierpiały z rąk Szwedów. Pod panowaniem Wielkiego Elektora Fryederyka Wilhelma (1640-1688) dalsze istnienie zakonu stało początkowo pod znakiem zapytania. Kiedy mistrzem został książę Jan Maurycy von Nassau-Siegen (1652-1679), karta się odwróciła. Ponieważ postać księcia zostaje bliżej przedstawiona przez Kaspara von Oppena, nie ma potrzeby czynić tego w tym miejscu. Od 1693 roku aż do dziś na czele zakonu stoją mistrzowie z rodziny Hohenzollernów. Jest to ciągłość w Europie środkowej niespotykana!

Osuszenie Łęgów Odrzańskich i Warciańskich

Mało kto wie, że Zakon uczestniczył, wprawdzie marginalnie, w osuszaniu Łęgów Odrzańskich oraz znacząco w kultywacji Łęgów Warciańskich.

Łęgi Odrzańskie rozciągają się między Kostrzynem a Schwedt, należąca do zakonu część Łęgów Warciańskich - między Gorzowem a Słońskiem.

21 marca 1721 roku „największy król od spraw wewnętrznych” Prus, król mieszczan, żołnierzy i urzędników, Fryderyk Wilhelm I (1713-1740) przybył do Słońska. Przybył tu nie tylko ze względu na joannitów, ale także po to, by spowodawać proces pozyskiwania ziemi, który Zakon rozpoczął nad Wartą poprzez założenie w 1722 roku kolonii na Łęgach, nazwanej na cześć mistrza Albrechta Fryderyka von Brandenburg-Schwedt, księcia w Prusach (1696-1731), „Albertsbruch” (Studzionka). Królowi przedstawiono starą księgę kościelną słońskiego pastora z lat 1606-1676. Król własnoręcznie wpisał na ostatniej stronie wers z pobożnego chorału o Pasji Chrystusa. Między rokiem 1858 a 1931 przedkładano tę księgę członkom pruskiego domu królewskiego i niemieckiego domu cesarskiego, którzy odwiedzali Słońsk, w tym także późniejszemu cesarzowi Fryderykowi III i cesarzowi Wilhelmowi II.

Z okazji ostatniego pasowania na rycerza w Słońsku wpisał się do niej ówczesny mistrz, książę Oskar von Preußen (1926-1958), dziad obecnego mistrza, księcia Oskara. Ten jedyny w swoim rodzaju dokument znajdował się - aż do chwili, gdy został ukradziony - na dzisiaj polskiej i katolickiej plebanii naprzeciwko słońskiego kościoła.

Sam król wezwał Zakon jako władcę ziemi, by współuczestniczył w procesie kultywacji Łęgów Odrzańskich i przeznaczył na to środki zakonne. Przebicie Odry przy Neuhagen (na wschód od Bad Freienwalde) o tyle miało znaczenie dla zakonnych wiosek Siekierki i Gostowice, że znalazły się teraz nad nowym głównym nurtem tej rzeki. Margrabia Karol wykorzystywał wszelkie okazje, by utrudnić działania swego królewskiego kuzyna i w miarę możliwości powstrzymać jego wielkie dzieło. Sprzeciwy margrabiego i ostatecznie przekonanego do współpracy Zakonu okazały się jednak nieskuteczne. Fryderyk 9 czerwca 1752 roku nakazał margrabiemu Karolowi, by najpierw zaczekał, aż zostanie utworzony nowy bieg rzeki, a dopiero potem rozmawiał na temat ewentualnych szkód wyrządzonych tym zakonnym wsiom.

Po zakończeniu prac w Gostowicach osiedlono dodatkowo 38 rodzin. Każda z nich otrzymała 30 mórg (ok. 7,5 ha) ziemi. Również dotychczasowi mieszkańcy, szczególnie rybacy, którzy w znacznym stopniu utracili możliwość wykonywania swego dotychczasowego zajęcia, otrzymali od zakonu ziemię (po 90 mórg, a więc ok. 22,6 ha). Także rybacy siekierkowscy otrzymali ziemię w ramach odszkodowania.

Wykorzystując położenie Gostowic, zakon założył na zachodnim brzegu wsie Karlsbiese i Karlshof. Z Siekierek wyrosła w latach 1763-1766 kolonia Ferdinandshof (wszystkie trzy miejscowości leżą dziś w powiecie Märkisch Oderland, Nadodrze Marchijskie), nazwana tak na cześć najmłodszego brata Fryderyka Wielkiego, nowego mistrza, księcia Ferdynanda (1762-1811). Pod władzą Ferdynanda miało miejsce osuszenie Łęgów Zakonnych nad Wartą. Słusznie powiedział wielki król o Łęgach Odrzańskich: Zyskałem dodatkową prowincję. To samo mógłby powiedzieć o Łęgach Warciańskich.

Również nad Wartą początkowo Zakon nie zamierzał się angażować; jednak i tym razem Fryderyk Wielki pominął te wątpliwości w interesie sprawy i przyszłych dochodów Zakonu.

Na początku, w latach 1767-1774, pod kierownictwem Franciszka Baltazara von Brenkonhoffa (1727-1780) uregulowano Wartę, tj. zbudowano wzdłuż rzeki wały chroniące okolice przed zalaniem. Brenkenhoff był odpowiedzialny także za następujące potem zasiedlanie. Jako pierwsze osiedle powstała w 1771 roku wieś Krasnołęg (Beaulieu).

Wyjątkowość kolonizacji Łęgów Zakonnych polegała na tym, że nie tylko powstało tu 37 kolonii chłopskich i mniejszych osiedli („Etablissements”), lecz także przekazywano tu dobra (zwane „Entreprisen” - „przedsięwzięciami”) osobom prywatnym, a i sam zakon założył sześć folwarków. W 1792 roku na terenie słońskiego urzędu zakonnego mieszkało niemal 7 tysięcy ludzi w 1.200 domach. Nowi osadnicy byli wolnymi ludźmi. 40 procent rodzin uzyskało wystarczającą własność w wyskości 40 mórg (10 ha). Mniejsi osadnicy otrzymywali jedynie 5 do 10 mórg i byli zobowiązani do pracy w „przedsięwzięciach” i na folwarkach, które jednak z powodów ekonomicznych wkrótce zniknęły. Władcą ziemi pozostawał Zakon joannicki, który aż do chwili rozwiązania 30 października 1810 roku musiał płacić państwu czynsz z tego tytułu. Finansowa korzyść w stosunku do roku 1768 wynosiła po zakończeniu prac w 1793 roku 13.802 talary.

Na Łęgach Warciańskich założone zostały przez Zakon joannicki następujące wsie i osiedla (liczby oznaczają rok założenia): Studzionka (Albrechtsbruch) 1722, Kuczyno (Anapolis) ok. 1780, Krasnołęg (Beaulieu) 1771, Bobrówko (Breisach) 1791/92, Błotnica (Brenkenhofsfleiß) 1773, Czaplin (Ceylon) 1789, Dresden 1775, Sadowię (Florida), Grodzisk (Freiberg) 1783, Głuszyna (Glauschdorf) 1785, Karkoszów (Groß Friedrich, pierwotnie Friedrich der Große) 1773, Budzigniew (Hampshire) 1783, Havannah 1778/79, Jamno (Jamaika) 1784, Świętojańsko (St. Johannes) 1773, Kosarzewo (Korsika) 1774, Przemysław (Luisa) 1774, Lemierzycko (Neu Limmritz) 1787, Malta 1774/75, Klein Mannheim 1774, Żyrosławice (Maryland) 1779, Polne (Pennsylvanien) 1783, Kościecin (Philadelphia) 1775, Boguradz (Quebeck) 1774, Zaszczytowo (Saratoga) 1778/79, Czubkowo (Savannah) 1781, Rypidłów (Schleestädt) 1791, Piskorzno (Stuttgardt) 1775, Sumica (Sumatra) 1789, Głuchowo (Woxfelde) 1754/77. Ponadto istniały gospodarstwa zwane Ledargowo (Yorkstown), Charleston i Sążnica (New York).

Jak doszło do powstania tak dziwnych, zupełnie niezwykłych nazw w takiej liczbie? St. Johannes, Malta i Groß Friedrich nie wymagają wyjaśnień. Niemieckie nazwy wskazują na miejsce pochodzenia osadników z Saksoni i Niemiec południowo-zachodnich. Schleestädt pochodzi od Schlettstadt w Alzacji. W latach 1775-1783 trwała wojna o niepodległość Ameryki od Wielkiej Brytanii. Wielka część nazw (np. Quebeck czy Florida) ma związek z ówczesnymi wydarzeniami lub oznaczała po prostu amerykańskie cele emigracji. Czy emigranci rzeczywiście marzyli o osiedleniu się w Hawanie, na Jamajce, Korsyce czy Sumatrze, czy też nazwy te wyrażają po prostu romantyczną tęsknotę?

Skąd przybywali osadnicy, którzy zamieszkiwali obszary należące do joannitów? Dla pierwszych lat, od 1763 do 1774, dysponujemy liczbami: przybyło w sumie 1.380 kolonistów. Było wśród nich 594 Niemców wiary ewangelickiej z Polski, 323 Saksończyków, 164 Meklemburczyków, 84 Wirtembergów, 24 Brandenburczyków i 23 przybyszów z Palatynatu.

Mistrz książę Ferdynand i Zakon pełnili przy tym wielkim projekcie jedynie funkcje doradcze. Jednak Zakon włożył niemal 100 tysięcy talarów, które okazały się dobrą inwestycją. Decyzje podejmowała komisja królewska pod przewodnictwem Brenkenhoffa. W 1764 roku Zakon musiał dokonać pomiarów ziemi. W 1772 roku Brenkenhoff przesłał mistrzowi swój Przegląd zamierzonych nowych inwestycji. W 1775 roku podlegająca bezpośrednio Fryderykowi Wielkiemu komisja została rozwiązana. Dzięki temu wpływ Zakonu wzrósł, szczególnie w kwestii zasiedleń.

Izba Zakonu zauważyła podczas kontroli rachunków w 1779 roku poważne oszustwa królewskich urzędników, którzy wykonywali prace na zlecenie Zakonu. Sam Brenkenhoff był niewinny. Szkodę ponieśli mniej zamożni osadnicy, którzy mieli pracować szczególnie na dobrach i w folwarkach. Kiedy książę Ferdynand pod koniec lipca 1779 roku przedstawił całą sprawę swemu królewskiemu bratu, już pod koniec sierpnia tego samego roku po gruntownym śledztwie znalazła ona swój sądowy finał! Na dotąd nieskalanych urzędników wydano sprawiedliwe, choć raczej łagodne wyroki.

Po zdobyciu tych miejscowości i wraz z rozpoczęciem wypędzeń Niemców ze wschodnich prowincji pruskich (jeszcze przed konferencją poczdamską) Polacy w 1945 roku dokonali radykalnych zmian nazw. Nacjonalistyczna nadgorliwość nie powstrzymała ich nawet od zmian nazw miejscowości pochodzenia słowiańskiego (musieli zmienić przynajmniej ortografię, i tak z zakonnego miasteczka Lagow zrobił się spolonizowany Łagów). Jedynym wyjątkiem na terenach, z których wypędzono Niemców, była „Malta” na Łęgach Zakonnych, która zachowała swoją nazwę. Czaplin jeszcze jakoś przypomina „Ceylon”, a Jamno „Jamaikę”. Już nawet dla przyciągnięcia turystów Polacy mogliby przywrócić te stare, doprawdy zupełnie nie niemieckie nazwy.

Rozwiązanie Zakonu (1810) i nowy początek (1853)

Jak wspomniano wyżej, konieczność wypłacania kontrybucji Napoleonowi w 1810 roku doprowadziła w Prusach do upaństwowienia wszystkich fundacji duchownych. Tym samym rozwiązany został także stary Zakon joannitów (i wszystkie klasztory). Pobożny król Fryderyk Wilhelm IV (1840-1861) ożywił Zakon joannicki w latach 1852-1853 jako odpowiedź „świadomego” chrześcijanina na - w jego oczach antyboską-rewolucję. Również nowy zakon (do 1950 roku) był zastrzeżony wyłącznie dla szlachty. W statucie napisano: Zakon utworzy szpitale w całym kraju (...), a szczególnie w małych miastach. Wzrocowy szpital przewidziano, a w 1859 roku otworzono, w Słońsku. W 1858 roku pałac ponownie stał się własnoścą zakonu i był, obok kościoła, wykorzystywany do świeckich uroczystości pasowania na rycerza.

Również w Chojnie w latach 1884-1945 istniał szpital joannicki. Został zbudowany w 1824 roku jako lazaret dla garnizonu, a joannici prowadzili go po wycofaniu się wojska w 1884 roku aż do 1945 roku jako szpital cywilny.

Słońsk do 1945 roku pozostał, obok Berlina, gdzie miał i nadal ma swoją siedzibę tzw. zarząd Zakonu, centralnym ośrodkiem życia Zakonu. Tu, w kościele zakonnym, odbywało się pasowanie na rycerza - ostatnie w 1931 roku. Od 1935 roku narodowi socjaliści zakazali publicznej działalności Zakonu oraz noszenia zakonnego krzyża. Kiedy Armia Czerwona w 1945 roku zdobyła Nową Marchię, kościół, pałac i szpital w Słońsku, mimo wielomesięcznych zaciętych walk o pobliski Kostrzyn, uratowały się. Również szpital w Chojnie przetrwał zniszczenie miasta, które w dwanaście dni po zajęciu zostało spalone przez sowietów z Armii Czerwonej i zapewne także przez plądrujące bandy.

Jeszcze przez Konferencją Poczdamską Amerykanów i Brytyjczyków ze Stalinem ludność Nowej Marchii została przepędzona za linię Odry i Nysy.

Co pozostało z joannitów w Nowej Marchii?

Szpital w Chojnie zachował się do dziś i służy jako liceum. Zachował się także szpital w Słońsku, jednak nie był wykorzystywany ani przez Armię Czerwoną, ani przez Polaków, mimo że w pobliżu nie ma podobnej instytucji. W połowie lat 50. ten wielki szpital został rozebrany aż po nędzne resztki piwnic. Jak wtedy często mówiono, cegły wykorzystano do odbudowy Warszawy. Prawdziwy powód tej ingerencji szkodzącej mieszkającym tam ludziom pozostał nieznany. 4 października 1975 roku pałac słoński, wykorzystywany do tamtego czasu jako magazyn, został podpalony, jak się zdaje z pobudek kryminalnych, i od tego czasu jest już raczej ruiną bez nadziei na odbudowę. Liczne tablice herbowe joannitów z pałacu i kościoła dotarły tajemniczymi drogami przez zagranicę do rąk prawowitych właścicieli.

Niezastąpiony kościół słoński zachował się cudem jako polski katolicki kościół parafialny. Joannitów przyjmowano tam gościnnie nawet jeszcze przed rewolucją 1989 roku. Po zmianach politycznych odbyło się tu w roku 2000 pierwsze wielkie joannickie nabożeństwo (dzień rycerski dla tzw. rycerzy baliwatu). 19 lipca 2004 roku w Słońsku po raz pierwszy od 1944 roku przebywał mistrz Zakonu. Książę Oskar von Preußen (ur. w 1959 roku) wziął udział w imprezie dobroczynnej wraz z wieloma Polakami i Niemcami (w tym licznymi joannitami) w słońskim kościele. Zorganizowanie tej imprezy było zasługą Pawła Kisielewskiego i pułkownika Christopha von Stünzner-Karbe. Zakon joannicki będzie również w przyszłości dbał o kościół w Słońsku - w szczególności o rozpoczętą rekonstrukcję okien prezentujących herby wszystkich rycerzy zakonnych poległych w czasie I wojny światowej.

Zachodnie Łęgi Warciańskie to wielki pomnik, który Zakon pozostawił po sobie w Nowej Marchii. Obszar ten nie jest wprawdzie w szczególnie dobrym stanie i nic nie przypomina o Zakonie, ale mamy nadzieję na pozytywne zmiany w tym zakresie.

Literatura:

Heimatkreis Königsberg/Neumark (Herausgeber), Kreis Königsberg/Neumark, Münstereifel 1996.

Hans Erich Kubach, Die Kunstdenkmäler des Kreises Oststernberg, Stuttgart 1960.

Heinz W. Linke/Heinz Paschke, Das Sternberger Land im Wandel der Zeiten, Iserlohn 1988.

Emst Opgenoorth, Die Ballei Brandenburg des Johanniterordens im Zeitalter der Reformation und Gegenreformation, Würzburg 1963.

Wolfgang Stribrny, Der Johanniterorden und die Hohenzollern, Nieder-Weisel 2004.

Kaspar von Oppen

Jan Maurycy von Nassau - życie i działalność

[Tekst wykładu jest skróconą wersją artykułu opublikowanego w czasopiśmie Johanniterorden, z. 3/2004 (wydawca: Balley Brandendenburg des Johannitenordens, Berlin), s. 14 i nast.]

Historia wciąż na nowo umożliwia narodom, aby odkrywały swych wielkich ludzi i poznawszy się na ich wielkości spoglądały w lustro, żeby zobaczyć, czy same - tu i teraz - potrafią równać się z tą wielkością. Może to być dla nich - jeśli czują w sobie jeszcze siłę do przemian - źródłem nadziei i odrodzenia, nowego odnajdowania siebie.(Carlo Schmid). Tak więc spojrzenie w przeszłość na księcia Jana Maurycego von Nassau-Siegen może przynieść nam korzyść.

Początki kariery Jana Maurycego

Jan Maurycy urodził się 17 czerwca 1604 roku jako syn hrabiego Nassau-Siegen w czasach duchowych przemian i przełomów. Jego współcześni to m.in. filozofowie Kartezjusz, Hobbes, Spinoza i Locke. Jego kariera polityczna i wojskowa stała pod znakiem „Złotego Wieku” w Holandii i okropności wojny trzydziestoletniej.

Dziesięć szczęśliwych lat młodości spędził w rodzinnym mieście Siegen, a kilka następnych, podczas których się kształcił, w Bazylei, Genewie i Kassel. Studiował języki, nauki przyrodnicze, retorykę i teorię sztuki wojennej. Potem, jesienią 1620 roku, holenderska rodzina wezwała go do walki przeciwko Hiszpanom.

Jan Maurycy wyróżnił się spośród wielu nassauskich książąt walczących o wolność Niderlandów, kiedy w 1636 roku udało mu się jako pułkownikowi i dowódcy pułku pokonać w bitwie o twierdzę Schenkenschanze koło Kleve dowodzone przez Hiszpanów wojska francuskie, które blokowały stamtąd transport na rzekach Ren i Waal. Zwycięstwo to było chwilą jego tryumfu, ale także ważnym momentem dla Brandenburgii elektorskiej. Von Nassaua w dniu tym poznała nie tylko cała Holandia, ale także przebywający nad Renem jako obserwator książę elektor Fryderyk Wilhelm brandenburski, z którym połączyła go przyjaźń.

Jan Maurycy - „Brazylijczyk”

Holendrzy mimo dziesięcioleci walk z Hiszpanami - a może właśnie dzięki nim - stali się dynamicznym narodem handlowym. „Kompania Wschodnioindyjska” założyła wiele baz handlowych w kierunku Azji, zaś „Kompania Zachodnioindyjska” - w Ameryce. Pierwsze przedsięwzięcie młodej jeszcze „Kompanii Zachodnioindyjskiej” było skierowane na Brazylię, po tym jak Portugalia, a wraz z nią właśnie Brazylia zostały inkorporowane do Hiszpanii, czyli wroga Niderlandów. Brazylia w pierwszej połowie XVII wieku zaspokajała niemal całe zapotrzebowanie Europy na cukier. Nie uszło to uwadze holenderskich kupców. Teraz potrzebowali jeszcze tylko odpowiedniego gubernatora, który na miejscu przekonałby sprawiedliwą ręką wahających się między Hiszpanią a Holandią brazylijskich Portugalczyków, że Niderlandy są poważnie zainteresowane utrzymaniem południowoamerykańskich zdobyczy. Takiego oto gubernatora Kompania znalazła w okrytym właśnie chwałą Janie Maurycym. Wybrano go na gubernatora, kapitana i admirała już zdobytych i dopiero czekających na zdobycie posiadłości spółki w Brazylii.

Kiedy w 1637 roku wylądował w Recife, spółka dysponowała tam 600 żołnierzami. Już wkrótce Jan Maurycy odniósł kolejne zwycięstwa nad Hiszpanami i większość plantacji cukru w Brazylii zaczęła pracować dla Niderlandów.

Między kampaniami wojennymi, podczas których przytrafiały mu się również niepowodzenia, mimo obciążenia pracą administracyjną i ciągłymi sporami z Kompanią Zachodnioindyjską, znajdował jeszcze czas, by poświęcić się swym zainteresowaniom naukowym i kulturalnym. Przywiózł ze sobą cały sztab naukowców, kartografów i rysowników, którzy badali ten dotąd nieznany świat, a wyniki tych badań publikowali w Europie, wzbudzając wielkie zainteresowanie. Wszystko to przyniosło Janowi Maurycemu przydomek „Brazylijczyk”. Za jego panowania zbudowano w „Moritzstadt” (Recife) pierwszą synagogę na kontynencie amerykańskim.

Po siedmiu latach, w 1644 roku, ku niezadowoleniu pozostałych w Brazylii Europejczyków, powrócił do Holandii. Przed wyjazdem sformułował memorandum, w którym zawarł zasady, którymi kierował się podczas swych rządów. Już tu można odnaleźć praktykowaną przez niego również później tolerancję i tendencję do zachowania równowagi. O ile chciałbym, aby wszyscy wyznawali tę samą, co Wy, wiarę, o tyle lepiej jest przecież w spokoju tolerować innowierców, niż prześladować ich ze szkodą dla kraju. Rozważcie, w jakich żyjecie czasach, bo taka jest droga ludzi roztropnych. Mądrzej jest tolerować zakorzenione opinie, niż ich zakazywać, jeśli zakazu tego silą nie da się przeprowadzić. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż nieadekwatne środki przeciwko głęboko zakorzenionym i panującym błędom. Każdy kocha i zachowuje religię, w której się wychował.

Charakterystyczna dla jego stosunku do spraw materialnych jest wyrażona przez niego ocena różnicy między kupcami portugalskimi a holenderskimi: Niejednokrotnie doświadczałem, że okazanie szacunku Portugalczykom często więcej działało niż nawet ich nadzieja na zysk. Kiedykolwiek jednak macie do czynienia z Holendrami, za najwyższą świętość uważajcie ich trzos. Wolą oni rozstać się z życiem niż z workiem złota. Tak zaś brzmi credo Jana Maurycego: Władza nie kryje się w twierdzach i broni, lecz w sercach obywateli; wielkość władzy państwowej mierzy się nie w ilości ziemi, lecz w wierności, przywiązaniu i szacunku rządzonych. Dziesięć lat później, w roku 1654, władza Stanów Generalnych nad Brazylią dobiegła końca, gdy Portugalia odzyskała suwerenność i Holandia odstąpiła jej swe amerykańskie zdobycze.

Jan Maurycy - namiestnik w Kleve

Hrabia Jan Maurycy von Nassau-Siegen po powrocie z Brazylii w 1644 roku ponownie wstąpił do armii niderlandzkich Stanów Generalnych, tym razem w stopniu generała broni. W Hadze zbudował pod kierownictwem architekta Pietera Posta, który zrealizował dla niego w Brazylii projekt Moritzstadt, swój pałac miejski, tzw. Mauritzhuis. Budowla ta wpłynęła również na plany architektoniczne późniejszego zamku w Słońsku. W roku 1646 spotkał się ze swoim przyjacielem, księciem elektorem brandenburskim, przy okazji jego ślubu z siostrą namiestnika Niderlandów, Luise Henriette von Oranien, a wkrótce później jeszcze raz, podczas pogrzebu jej ojca, namiestnika Fryderyka Henryka. Terytorium elektorskiej Brandenburgii pod koniec wojny trzydziestoletniej składało się z trzech większych, oddzielonych od siebie obszarów: całkowicie zniszczonej Kurmarchii, Księstwa Pruskiego na wschodzie, które zostało spustoszone dopiero po wojnie trzydziestoletniej, w czasie pierwszej wojny północnej 1656-1660, oraz z nadreńskich terenów Kleve, Mark i Ravensberg na zachodzie.

Aby stworzyć przeciwwagę dla przekornych stanów z ich prawem do wyrażania zgody na podatki, książę elektor powołał w tych trzech odległych od siebie regionach wiernych sobie namiestników. Na zachodzie jego wybór padł w 1647 roku na przyjaciela, Jana Maurycego. Był to dobry wybór zarówno dla stanów, jak i dla samego księcia. Dzięki swym umiejętnościom negocjacyjnym Jan Maurycy powstrzymał wszelki opór obywateli na zachodzie i odciążył w ten sposób księcia elektora, któremu na dodatek dostarczył w 1653 roku niezwykle wysoką kwotę 50 tysięcy talarów w podatkach. Ten w dowód wdzięczności spełnił życzenie stanów regionu Kleve i utworzył uniwersytet w Duisburgu. Książę elektor, który prowadził politykę lawirowania między ówczesnymi wielkimi mocarstwami, zmiennych sojuszy i ustawicznych wojen, wiedział, co zawdzięcza Janowi Maurycemu.

Kiedy po pokoju oliwskim w 1660 roku stany w Kleve ponownie podniosły głowy, książę elektor stanął pod Kleve na czele armii, aby zaakcentować swoje stanowisko. W tej sytuacji Jan Maurycy w swej błyskotliwej przemowie nie tylko zaprezentował postulaty stanów, ale także potrafił przekonać je do żądań księcia elektora.

Książę elektor i jego namiestnik mogli wreszcie poświęcić się budowaniu dobrobytu kraju, co czynili za pomocą aktywnego, pełnego tolerancji i rozsądku ustawodawstwa. Jan Maurycy gwarantował wolność religijną podobnie jak w Brazylii. Zgadzał się pod tym względem ze swoim księciem, który w licznej imigracji osób prześladowanych za poglądy religijne z całej Europy pokładał wielkie nadzieje ponownego zasiedlenia spustoszonych Prus Wschodnich i Kurmarchii. Luteranie, kalwiniści, katolicy, mennonici i żydzi współżyli w pokoju w elektorskim księstwie brandenburskim i jego nadreńskich dzielnicach.

Podobnie jak w Brazylii Jan Maurycy ściągnął do siebie przodujących architektów tamtych czasów i sam decydował o budownictwie, zakładaniu parków i ogrodów, a nawet całych parków krajobrazowych pod hasłem Bouwen, graven, planten - laet uw nie verdrieten, - so suit gy en die, die naar uw kommen, het geniten.

Jego przykład promieniował aż na Kurmarchię. Po wizycie u księcia elektora w Poczdamie pisał do niego: Cały kraj musi stać się rajem. W ten sposób zaszczepił wizję późniejszej pruskiej Arkadii. Berlińska aleja „Unter den Linden” miała swój pierwowzór w Kleve, a plany Dorotheenstadt, znajdującego się na północny wschód od późniejszej Bramy Brandenburskiej, noszą cechy typowe dla architektury Jana Maurycego.

Namiestnikiem księstwa Kleve, hrabstwa Mark, a od 1658 roku także hrabstwa Ravensberg i księstwa Minden Jan Maurycy pozostał do śmierci, która nastąpiła 20 grudnia 1679 roku.

Jan Maurycy - dyplomata podczas elekcji cesarza

Chyba najtrudniejsza misja podczas pełnienia urzędu namiestnika przypadła mu po śmierci cesarza Ferdynanda III w 1657 roku. Z powodu wojny polsko-szwedzkiej książę elektor nie mógł przybyć osobiście na elekcję nowego cesarza do Frankfurtu nad Menem. Miał go tam reprezentować książę Jan Maurycy, co było trudnym zadaniem, ponieważ głos Brandenburgii miał być decydujący w konfrontacji kandydata Austrii z kontrkandydatem Francji. W tym czasie Brandenburgia była akurat w sojuszu z Austrią, a Francja groziła spustoszeniem Kleve i Pomorza, jeśli cesarzem miałby zostać Leopold Habsburg. Z drugiej strony możliwe było zerwanie sojuszu Francji i Anglii ze Szwecją, najniebezpieczniejszym wrogiem Brandenburgii. Był to prawdziwy dylemat o daleko idących konsekwencjach.

Książę Jan Maurycy zgodnie z postanowieniami pokoju westfalskiego zaproponował kolegium elektorskiemu, aby zarówno Francja, jak i Austria z wzajemnością ograniczyły ingerencję w sprawy Niemiec. Regulacja ta znalazła pełen poklask. W ten sposób kraje niemieckie mimo podziałów zdawały się zachowywać godność i niezależność w stosunku do państw sąsiednich. Cesarzem Niemiec wybrano Leopolda Habsburga.

Jan Maurycy jako dowódca wojskowy

Młodzieńcze sukcesy wojskowe Jana Maurycego zostały już wspomniane. Jako urzędnik brandenburski pozostawał nieprzerwanie w niderlandzkiej służbie wojskowej, co dowodziło zaufania między Janem Maurycym a księciem elektorem, który tolerował tę podwójną funkcję - brandenburskiego namiestnika i niderlandzkiego oficera.

W roku 1665 pojawiło się kolejne wyzwanie wojskowe. Holendrzy walczyli bez powodzenia z Anglikami. Jednocześnie awanturniczy biskup Münsteru, hrabia von Galen, wkroczył do wschodnich prowincji, aby zaanektować część Fryzji. Jan Maurycy został wówczas, za zgodą księcia elektora, mianowany przez Stany Generalne marszałkiem polnym i pokonał wojska biskupie, korzystając z pomocy francuskiego kontyngentu.

Jan Maurycy jako wzór do naśladowania

Jan Maurycy już za życia kazał wykonać dla siebie wzorowany na architekturze antycznej półokrągły grobowiec z żeliwnym sarkofagiem w Bergendael („Góra i Dolina”) koło Kleve. Spoczął tam jednak tylko na pół roku, gdyż później został przeniesiony do książęcej krypty w Siegen.

Sto lat później Fryderyk Wielki wymienił ów grobowiec koło Kleve jako wzorzec dla swojego miejsca wiecznego spoczynku na tarasie pałacu Sanssouci.

Dlaczego Brazylia i Kleve, Siegen i Słońsk do dziś świętują jubileusz czterechsetlecia urodzin tego księcia? Ponieważ, choć zawsze był „narzucany” swoim poddanym, to przecież potrafił jednać sobie ich sympatię, wierność i szacunek. I tak na przykład, do Brazylii przybył jako wrogi kolonialista, a wyjeżdżał z niej jako ukochany, do dziś czczony ojciec narodu, o czym świadczą tytułowe strony książek telefonicznych w Recife. Jego działalność jako tolerancyjnego chrześcijanina i męża stanu oraz miłośnika sztuk pięknych promieniuje do naszych czasów.

Christa Kouschil

Jan Maurycy von Nassau - jego działalność jako Mistrza Joannitów Baliwatu Brandenburskiego (1652-1679)

Moim udziałem stało się wdzięczne zadanie przedstawienia działalności Jana Maurycego von Nassaua jako mistrza joannitów w baliwacie w Brandenburgii. Bogatym zasobom Tajnego Archiwum Państwowego w Berlinie i Głównego Brandenburskiego Archiwum Krajowego w Poczdamie zawdzięczam to, że moje badania przyniosły pewne interesujące efekty1. Obejmowały one następujące aspekty:

- stosunki między Janem Maurycym von Nassau-Siegen a komturiami baliwatu brandenburskiego,
- działalność mistrza na rzecz konsolidacji władzy w Słońsku,
- stosunek księcia elektora do mistrza.

Kwestie te w literaturze fachowej nie są traktowane zbyt wyczerpująco. Moritz von Nassau - tak jest nazywany najczęściej2- uważany jest za szczęśliwe zrządzenie losu zarówno dla baliwatu, jak i dla księcia elektora Fryderyka Wilhelma, bo w jego osobie wybrano na mistrza człowieka o silnej i twórczej osobowości. Mieszkańcy Słońska czcili go jako filantropa; miał on przynieść baliwatowi lata świetności. Krytycznie rolę księcia w służbie Fryderyka Wilhelma ocenia w rozprawie z 1906 roku Otto Hötzsch3. Badania źródeł skłoniły mnie - przy całej sympatii dla Jana Maurycego von Nassaua - do zakwestionowania panującego w literaturze podziwu dla niego. Zastanowił mnie przede wszystkim dokument, z którego wynika, że książę elektor w roku 1675 - a więc na cztery lata przed śmiercią mistrza - rozważał plan sekularyzacji baliwatu4. Dlaczego? Pojawiło się pierwsze interesujące pytanie.

Stosunki między Janem Maurycym von Nassau-Siegen a komturiami baliwatu brandenburskiego

Brandenburski baliwat joannitów obejmował od czasów pokoju westfalskiego w roku 1648 komturie5Lagow/Łagów6 w Ziemi Torzymskiej w pobliżu granicy z Polską, Lietzenniedaleko Frankfurtu nad Odrą w Brandenburgii, Schivelbein/Swidnicana Pomorzu, Supplingenburgw Brunszwiku, Wietersheimw księstwie Minden i Werben w pobliżu Havelbergu w Starej Marchii, najmniej wartościowe. Nemerow, Mirów i Wildenbruchzostały na dobre utracone w czasie wojny trzydziestoletniej. Rzut oka na mapę wystarczy, by zauważyć, że mistrz mógł bez wysiłku odwiedzić przynajmniej trzy komturie podczas podróży ze swojej posiadłości w Kleve nad Renem przez Berlin do Słońska.

Baliwat brandenburski zakonu joannitów ok. 1652 r.

Po zawarciu w Cremmen w 1318 roku korzystnej dla joannitów ugody dotyczącej posiadłości templariuszy zakon podporządkował się suwerennemu protektoratowi brandenburskiemu. Jego władcy mogli wpływać zarówno na obsadę zyskownych komturii, jak i na wybór mistrza. Stawką były tu własność ziemska, władza, wpływy. Choć komturie i urzędy domenalne pozostawały własnością zakonu7, znaczące rody szlacheckie przez pokolenia panowały nad prebendami joannickich komturii. W chwili objęcia urzędu przez Jana Maurycego von Nassaua komturem Świdnicy i seniorem zakonu był Jerzy von Winterfeld, Hilmar Ernest von Münchhausen był komturem Wietersheim, Jerzy Ehrenreich von Borgstorff - komturem Supplingenburga, Maksymilian von Schlieben - komturem Lietzen, Otton von Rochow - komturem Werben, zaś Jerzy Fryderyk von Waldeck - komturem Łagowa; wszyscy oni byli przedstawicielami wpływowych rodów arystokratycznych8. Kapituły z udziałem komturów, które mistrz zwołał9 w latach 1652, 1653, 1658, 1662 i 1667, przebiegały wszystkie pod znakiem wielkiej jednomyślności, jeśli sądzić po uchwałach, których było dość sporo. Są wprawdzie zgodne z tradycją zakonu, jednak osobowość nowego mistrza bezsprzecznie wywarła na nich swoje piętno. O jakie decyzje chodziło przede wszystkim?

Niemal wszystkie kapituły podejmowały decyzje o działaniach w celu odzyskania utraconych komturii, zarówno z pomocą władz kościelnych, jak i świeckich. Mimo to po śmierci oskarżano mistrza, że w tym zakresie nie wykazał się wystarczającą energią:

Niczego więcej tu nie trzeba niż silnej ręki, aby komturie te przywrócić na łono zakonu,

czytamy w stanowisku z roku 1680

10

. Zarzut ten jest nieuzasadniony.

Bez względu na zniszczenia, jakie pozostawiła po sobie wojna trzydziestoletnia, komturie zostały zobowiązane do odprowadzania w miarę swych możliwości kwot na rzecz Wielkiego Mistrza, które zapewne miały być wykorzystywane m.in. do zapewnienia przychylności władz. Komturowie, którzy bez uzasadnienia spóźniali się z tymi płatnościami, byli poddawani sankcjom, jak to się przytrafiło komturowi z

Wietersheim,

Hilmarowi Ernestowi

von Münchhausenowi.

Uchwała kapituły z 10 września 1658 roku ostrzegała go, że zostanie

eksmitowany, a komturia zajęta, jeśli nie zapłaci

w

terminie.

Dyscyplinę i porządek wewnętrzny w baliwacie utrzymywano na najróżniejsze sposoby. Było wśród nich zobowiązanie komturów do uczestnictwa w kapitułach, ale także regulamin stroju, dzięki któremu zarówno mistrz, jak i komturowie wyróżniali się pośród rycerstwa

11

. Wysoka kara 60 talarów groziła tym, którzy nie podporządkowali się obowiązkowi noszenia krzyża joannickiego

12

.

Ponieważ komturie raz po raz pozostawały bez władców, mistrz wraz z kapitułą musiał podejmować decyzje dotyczące ich obsadzenia. Jest zadziwiające, jaką popularnością cieszyły się te całkowicie zniszczone przez wojnę posiadłości. Zgodnie z uchwałą z 17 stycznia 1662 roku możliwe były starania o władanie tylko jedną komturią na raz

13

. Kapituła z 1667 roku zdecydowała, że uprawnień takich nie będą już otrzymywały niedorosłe dzieci komturów, ponieważ niemożliwe było przewidzenie ich rozwoju. Tego typu praktyki w przeszłości

rzuciły niemały cień na reputację naszego rycerskiego zakonu

14

.

Za czasów Maurycego 75 szlachciców zostało pasowanych na rycerzy zakonu. W literaturze ocenia się, że jest to oznaką jego rosnącej atrakcyjności. Jednak następcy mistrza oceniali to raczej krytycznie. Twierdzili, jakoby zbyt nisko zawieszono poprzeczkę.

Nieco więcej miejsca pragnę poświęcić staraniom mistrza o poprawę warunków socjalnych w baliwacie, którą to zakon wziął sobie początkowo za zadanie, a która jednak popadła w zapomnienie. Już na pierwszej kapitule w grudniu 1652 roku postanowiono powołać komisję pod przewodnictwem komtura Lietzen w celu wizytacji komturii w Łagowie i wysłuchania poddanych, by poznać ich skargi15. Następna kapituła zajęła się skargami z 13 miejscowości tejże komturii przeciwko Jerzemu Fryderykowi von Waldeckowi, ponieważ opodatkowywano je podwójnie. Uchwała zalecała, by komtur ugodził się z prostymi ludźmi i zaczął przyjmować jedno z dwóch, to jest albo opłatę służebną, jako przyjętą w zakonie, albo służbę w naturze, i nią się zadowalał. W przypadku braku ugody zakon zastrzegał sobie prawo ingerencji16.

W 1658 roku Maurycy nakazał kapitule potwierdzić przywileje obywateli Słońska nadane im w roku 1653, które uwalniały ich od ciężkich służb17. Uchwała ta zobowiązywała do przestrzegania tych przywilejów również przyszłych mistrzów. Podczas tych samych obrad zadecydowano o ochronie ludności miejskiej przed samowolą urzędników (§ 9) - mieszczan nie wolno było traktować tak samo jak chłopów. Znaczyło to po prostu tyle, że nie byli poddani zależności feudalnej, lecz byli wolnymi obywatelami. Do tej kwestii jeszcze powrócę.

Duże znaczenie przypisuję ostatniej kapitule pod przewodnictwem Maurycego z roku 1667, ponieważ przypomniał on przy tej okazji o społecznej misji zakonu. Miałaby ona, jak wynika z § 6 uchwały, polegać na tym, że odpowiednie przychody należy przeznaczać na kościoły, szkoły i osoby będące tam w służbie, a dla szczególnej chwały i sławy zakonu ubogim w szpitalach oraz innym ku pomocy. On sam dbał o to, choć kosztowna budowa zamku wyczerpała jego zasoby. Ponieważ przyszli mistrzowie znajdą dobrze urządzony zamek i wyposażone urzędy, aktualna kapituła podjęła decyzję, że przychody z urzędów demenalnych od tej pory służyć mają lepszemu opłaceniu ludzi w służbie kościoła i szkoły (...) należy dodać 30 talarów inspektorowi, 20 talarów kapłanowi, 20 talarów nauczycielom, 15 talarów Kościołowi i 15 szpitalowi, przy czym wypłacać należy to corocznie i stale. Komturowie zostali zobowiązani do zwracania uwagi przy następnych wyborach, aby następca mistrza dotrzymał tego słowa. Jednak zobowiązanie to poszło w zapomnienie już przy wyborze następcy Maurycego18.

Maurycy próbował także zobowiązać swoich komturów do dbałości o los ich poddanych. Chciałabym dowieść tego na przykładzie primarium dla Jana Zygmunta barona von Heyden. Maurycy w jednym ze swych ostatnich aktów w 1679 roku opowiedział się za przyjęciem von Haydena do zakonu i obiecał mu komturię w Łagowie. Już wtedy miał przeczucie, że prędzej czy później przyjdzie mi się (...) spotkać ze śmiercią. W piśmie do wszystkich komturów z września 1679 roku oznajmia o tych swoich decyzjach. Jako komtur Łagowa Heyden miał być zobowiązany do zachowania licującego z godnością zakonu, wnoszenia odpowiednich opłat, dbania o komturię i ulepszania jej, a także poddanym swym, do niej przynależnym, nie czynić nowych obciążeń, lecz chronić ich współczesne i przyszłe przywileje i prawa, w szczególności te Rady i Obywateli naszego zakonnego miasta Sulęcina, a nic sprzecznego z nimi nie podejmować".

Działania mistrza w celu konsolidacji meistertumu słońskiego

Meistertum z centrum w Sonnenburgu/Słońsku nie był komturią. Od XV wieku część nowych nabytków nie była przez joannitów organizowana w komturię, lecz w majątki ziemskie. Dobra te podlegały bezpośrednio mistrzowi. Na meistertum składały się dwa miasta, wielkie połacie ziemskie, niemała liczba znajdujących się w feudalnej zależności poddanych, którzy pracą swych rąk budowali dobrobyt mistrza oraz socjalne instytucje zakonu: szpital i szkołę. Ponosili również koszty aktywnej działalności budowlanej, jak i koszty niekończących się elektorskich wojen.

Posiadłości te dzieliły się na pięć jednostek administracyjnych z siedzibami w Słońsku (Sonnenburg), Rąpicach (Rampitz) w Ziemi Torzymskiej, Friedlandzie i Sękowicach (Schenkendorf) w Dolnych Łużycach oraz Kolinie (Collin) na Pomorzu. Stara posiadłość zakonu w Golicach (Grüneberg) była za czasów urzędowania von Nassaua przeznaczona dla jego krewnych.19

Siedziby urzędów domenalnych meistertumu słońskiego ok. 1653 r.

Wymienione urzędy u końca życia mistrza administrowały następującymi dobrami:

- dwoma miastami (Słońskiem i Friedländern) ze 147 mieszczanami,
- 40 wsiami ze 105 rybakami, 337 chłopami, 169 chłopami bezrolnymi (Kossäten) i 26 małorolnymi (Büdner), 12 folwarkami,
- 16 młynami mielącymi, 2 młynami tnącymi i 1 młynem bijącym,
- 1 kuźnicą miedzi, 4 piecami smolnymi, 2 cegielniami,
- 6 winnicami i 7 stawami,
- 9 owczarniami z 3242 owcami,
- 24 końmi, 198 krowami, 237 wołami, 457 świniami, 194 gęśmi, 191 indykami i 488 kurami20.

Nie udało się ustalić, jakie dobra należały do meistertumu w roku 1652, przed przejęciem godności mistrzowskiej przez Nassaua, a zatem jaki jest bilans jego rządów. Wynika to przede wszystkim z faktu, że dane sprzed 1652 roku były upiększane. Mistrz przyjął je za dobrą monetę i oświadczył chełpliwie na pierwszym posiedzeniu kapituły, w 1652 roku, że zamierza zwiększyć przychody do 20.000 talarów21. Wyobrażał sobie, że osiągnie ten cel dzięki własnym środkom oraz dzięki pracowitości. Jednak w pierwszych miesiącach roku 1653 przyjrzał się temu i owemu, wybadał wartość majątku i potrzeb, i stwierdził, że rzecz ma się zgoła inaczej, niż mu donoszono22.

Von Nassau, który swą główną siedzibę miał w Kleve, często i czasem przez dłuższy czas przebywał w meistertumie:

- z całą pewnością od grudnia 1652 roku do początku lipca 1653 roku był w Słońsku, gdzie badał tamtejsze stosunki, ale także dokonał inspekcji urzędu domenalnego we Friedlandzie23. Na ten czas przypadają pierwsze i drugie posiedzenie kapituły w Słońsku;
- po pięcioletniej przerwie mistrz ponownie nawiedził Słońsk we wrześniu 1658 roku z okazji trzeciej kapituły;
- po kolejnych czterech latach przebywał tu od stycznia do maja 1662 roku w związku z czwartym i piątym posiedzeniem kapituły (to ostatnie odbyło się zresztą w Berlinie) - podczas tego pobytu dokonał ponownej inspekcji Friedlandu24;
- potem mistrz pojawił się na miesiące maj i czerwiec 1667 roku, by odbyć ostatnie posiedzenie kapituły w swoim meistertumie, połączone z wizytą w Sękowicach25;
- wedle mojej wiedzy po raz ostatni przebywał w Słońsku w kwietniu 1671 roku. Kazał wybić własną małą monetę, którą opatrzył osobistym autografem i 16 kwietnia 1671 roku oddał do archiwum zakonnego ku pamięci26.

Nie jestem w stanie stwierdzić z całą pewnością, czy wyliczenie to jest pełne. Wiadomo natomiast, że von Nassau znał swój meistertum nie tylko z raportów, ale także z osobistych inspekcji. W poczdamskim archiwum można znaleźć częściowo przepięknie wyrysowane plany reorganizacji wszystkich urzędów zakonnych, włącznie z tym w Golicach. Richard Petong jest zdania, że to szkice wykonane osobiście przez Maurycego; nie znalazłam żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Bardziej prawdopodobne jest to, że zostały wykonane według jego wyobrażeń przez holenderskiego geometrę van Geelkercka, ponieważ niektóre z nich opatrzono komentarzami w języku niderlandzkim27. Rysunki te pokrywają się z danymi z aktu z roku 1681, gdzie podano, że w Rąpicach znajduje się piękny zwierzyniec, a w Sękowicach i Friedlandzie założono sady. Dokument ten zawiera najobszerniejsze dane na temat działalności mistrza w poszczególnych urzędach28.

Szczególne zasługi położył mistrz dla rozwoju „miasteczka” Słońsk. Czynił to jednak nie tylko z własnej inicjatywy, jak podaje najczęściej literatura. W archiwum zakonu znajduje się pismo słońskich mieszczan do księcia elektora, któremu przypominają o obietnicy, że nie będą traktowani jak chłopi. Na dokumencie nie ma daty, ale pochodzi on prawdopodobnie z roku 1652. Ponadto mieszczanie skarżyli się na nałożone na nich niegodne obowiązki, które odstraszały imigrantów przed osiedlaniem się w mieście29. Nie ma wątpliwości, że książę elektor przekazał to pismo mistrzowi do załatwienia, w przeciwnym razie nie trafiłoby do archiwum zakonnego.

Von Nassau postawił sobie przede wszystkim za zadanie powiększenie i ulepszenie Słońska i zwabił do niego rzemieślników, w tym także sukienników. 23 stycznia 1653 roku zarządca, niejaki Prichordt, otrzymał pełnomocnictwa do zagwarantowania zainteresowanym jak najlepszych warunków, łącznie z sześcioletnim okresem zwolnienia od danin30. 31 marca 1653 roku podobne pełnomocnictwa otrzymali Jerzy Ohlert i Michał Büsch31. Słońsk odmalowywano w najpiękniejszych barwach. Przede wszystkim każdemu gwarantowano wolność wyznania i sumienia. Mistrz poinformował także księcia elektora o swoich działaniach i poprosił o dodatkowe przywileje dla sukienników, aby mogli bez cła sprzedawać większą ilość swoich wyrobów poza miastem32.

Działania te przyniosły zamierzony skutek. Liczba mieszczan w Słońsku wzrosła z 50 w roku 1652 do 87 w roku 1681; Friedland w tym samym okresie podwoił liczbę swoich mieszkańców z 30 do 6033. Dane te oznaczają liczbę gospodarstw domowych, należy dodać do nich kobiety, dzieci i służbę.

Mistrz zareagował wielkim rozczarowaniem na wieść z 1659 roku, że wielu rzemieślników rezygnuje z budowy lub zakupu domu w Słońsku z niecnym zamiarem przeniesienia się do Polski, kiedy tylko nastanie tam pokój. „Rozkazał” przywódcom cechów, by zebrali swoich ludzi i dali im do zrozumienia, że uchylanie się od wybudowania własnego domu ściągnie na nich karę. Książę elektor i zarząd zakonu chcieli uniknąć sytuacji, w której niektórzy mieszczanie, po wykorzystaniu lat wolności podatkowej, po tym jak innym obywatelom chleb od ust odbierali, potajemnie umkną34.

6 marca 1653 roku Maurycy wydał - słusznie opiewany - przywilej dla obywateli i współobywateli Słońska. Nie tylko zmniejszył ich obciążenia, wprowadzając czynsz mieszczański, ale także zwolnił mieszczan od zwierzchnictwa słońskiego urzędu zakonnego. Jednak dopiero w 1658 roku kapituła jednoznacznie zagwarantowała, że mieszczanie nie będą traktowani jak chłopi, czyli poddani feudalni35. Richard Petong słusznie ocenia ten przywilej jako „początek uporządkowanego prawa miejskiego”36.

Moim zdaniem przywilej ten powinien zostać przyporządkowany do następującego kontekstu: 1. wzrost miasta był po zawierusze wojennej w interesie tak jego samego, jak i zakonu; 2. mieszczanie, protestując przeciwko swojej służbie i zależności feudalnej, przygotowali grunt pod ponowne uporządkowanie stosunków; 3. wychowany w warunkach holenderskich mistrz był odpowiednią osobą do podjęcia niezbędnych decyzji. W swej tendencji miały one na celu złamanie ograniczeń gospodarki naturalnej, które ograniczały możliwości zakonu37.

Trzeba dodać, że nie skończyło się na tym jednym przywileju dla mieszkańców Słońska. W krótkim czasie wielu innych poddanych otrzymało nowe wolności i zwolnienia od danin38. Czynsz mieszczański w wysokości 2 talarów był główną daniną na rzecz meistertumu, jednak mieszkańcy przedmieścia mieli obowiązek uiszczenia zapłaty w innej formie - mianowicie w postaci rocznej dostawy funta pieprzu39.

Jednak mieszczanie nadal byli zmuszeni do opłacania wysokich danin i służenia zarówno na rzecz zakonu, jak i księcia elektora; obciążenia te były w następnych latach zwiększane. W 1667 roku wprowadzono akcyzę na miejsce kontrybucji, którą nadal płacili tylko chłopi40. Ponadto wszyscy poddani, niezależnie od statusu społecznego: panowie, słudzy, mężczyźni, kobiety i dzieci, byli zobowiązani do płacenia księciu elektorowi podatku pogłównego, z którego przychody przeznaczał na utrzymanie stałej armii i finansowanie wojen41.

Również drugie miasto w meistertumie, Friedland na Dolnych Łużycach, wywalczyło sobie przywileje. Po złożeniu hołdu nowemu mistrzowi przez mieszkańców miasta wiosną 1653 roku przebywał on w lipcu we Friedlandzie, gdzie obywatele pisemnie przedstawiali mu swoje prośby. Jednak dopiero 8 października 1662 roku spisany został przywilej dla Friedlandu. Potwierdzał on wolności i prawa, którymi miasto to cieszyło się od 1604 roku42. Mistrz dbał także o miasto zakonne Sulęcin/Zielenzig w komturii Łagów, jak już wcześniej wspomniałam43. Tyle na temat miast.

Działania podejmowane przez mistrza w stosunku do poddanych feudalnych w 40 wsiach podlegających urzędom domenalnym w meistertumie nie są już tak światłe. Koncentrował się głównie na tym, aby nie nakładać na poddanych feudalnych nowych obciążeń sprzecznych z tradycją. Wprawdzie zdarzało mu się łaskawie realizować niektóre prośby, wypowiedział się też przeciwko niesłusznemu podwójnemu obciążeniu - jednak zasadniczo nie zmieniał bardzo złej sytuacji chłopów i chłopów bezrolnych. W księdze rachunkowej urzędu w Rąpicach z roku 1665 znajdujemy następujące dane: domenie podlegały dwie wsie: Rąpice i Kłopot (Kloppitz), czyli 12 chłopów, 31 bezrolnych i 11 małorolnych. Chłopi byli przede wszystkim zobowiązani do następujących służb wobec urzędu:

- czyszczenie stajni i wywożenie nieczystości,
- 16 dni w roku orać po 6 godzin dziennie,
- pomagać przy zbiorach, lecz tylko za piwo, bez wiktu,
- dostarczyć 24 mendle zboża,
- dostarczyć siano z łąk domeny, wykonywać prace w jej ogrodach i winnicy,
- dowozić na rynek konopie i wełnę należące do domeny,
- utrzymywać 6 do 7 mielerzy,
- dostarczać masła, sera itp. na potrzeby urzędników,
- dowozić do domeny drewno przeznaczone do budowy i do palenia,
- myć i strzyc owce,
- podczas polowań prowadzić nagonkę, - każda osoba musiała dostarczyć przędzę44. Bezrolni i małorolni mieli jeszcze więcej obowiązków. W tych warunkach nie może dziwić, że poddani protestowali przeciwko dodatkowym obciążeniom, wynikającym choćby z budowy zamku. W 1664 roku przeciwko krnąbrnym poddanym czterech tzw. polskich wsi komturii Łagów, czyli Wielowsi (Langenpfuhl), Zrzyna (Seeren), Tempelowa (Tempel) i Boroszyna (Burschen), którzy nie chcieli ani służyć, ani płacić na rzecz budowy zamku, wytoczono proces45.

Wiadomo jednak, że zdarzały się także bardziej wyrozumiałe reakcje zarządu zakonu. Kiedy po śmierci mistrza badano sytuację gospodarczą w meistertumie i w szczególności zwrócono uwagę na nasilające się kłusownictwo, radca kameralny Scultetus otrzymał informację, że tak dzieje się przede wszystkim wokół Friedlandu, gdzie wszystkich poddanych urzędu z powodu wojny i nieurodzaju trzeba było na dwa lata zwolnić z wszelkich czynszów i opłat dzierżawnych, a środków z innych źródeł znaleźć nie było sposobu46.

Osobiście poruszyło mnie bardzo pismo mistrza z 18/28 lipca 1653 roku, które znalazłam w dokumentach, które wysłał do członków zarządu zakonu w Kolonii, gdzie przebywał w drodze powrotnej ze Słońska do Kleve. Podczas podróży doszły go słuchy, że w jednym z urzędów elektorskich poddani nie tylko podnieśli się przeciwko urzędnikom, ale wręcz wójta swej miejscowości zabili. Książę elektor kazał przykuć rebelianckich chłopów do wozu i sprowadzić do swej rezydencji, aby wytoczyć im proces. Zarząd zakonu miał zadbać o to, by podobne rzeczy nie zdarzyły się we wsiach zakonnych. Nakazano ogłosić ostrzeżenie przed podobnymi działaniami we wszystkich urzędach i wsiach. Każdy miał obowiązek okazywać należne posłuszeństwo i słuszny szacunek zarówno wobec zakonu, jak i jego reprezentantów47.

W czasach urzędowania Maurycego von Nassaua baliwatowi oszczędzone były większe rebelie. Z jednym wyjątkiem: urzędu domenalnego w Kolinie na Pomorzu. Ze swymi wsiami Witkowo (Wittichow), Strzebelowo (Strebelow) i folwarkiem Kolin należał on do mniej ważnych urzędów. Około 1681 roku zaludniało go w sumie 41 chłopów i 21 bezrolnych48. Poddani w 1670 roku zbuntowali się przeciwko obowiązkowej służbie oraz zaprzestaniu żywienia bezrolnych podczas prac pańszczyźnianych. Z inicjatywy mistrza rząd Pomorza Tylnego za zgodą księcia elektora powołał komisję do zbadania na miejscu charakteru służby, stanu upraw oraz żądań poddanych. 16 stycznia 1672 roku komisja przedstawiła księciu obszerny raport49. Wynikało z niego, że poddani nie mieli powodu do skarg, ponieważ wymagano od nich mniej niż od innych pomorskich chłopów pańszczyźnianych. Komisji zawdzięczamy szczegółowy opis tych obowiązków: w Kolinie i Witkowie chłopi posiadający po jednym łanie mieli służyć na koniu lub pieszo pracą rąk bez wielkiego trudu przez jeden dzień, a ci z dwoma łanami przez dwa dni w tygodniu. Chłopi z trzema łanami obowiązani są pracować na zmianę dwa dni, a potem trzy dni w tygodniu, za to ci z czterema łanami mają służyć bez przerwy trzy dni, lecz nie mogą być obciążani żadnymi innymi służbami lub dostawami. Opłaty dzierżawne uiszczane zbożem i pieniądzem, które dotychczas chłopi mieli płacić urzędowi, jak również dostawy i służby dla księcia elektora miały zostać niezmienione. Bezrolni mieli służyć trzy dni w tygodniu. Dotychczasowy wikt bezrolnych, który okazał się zbyt drogi dla urzędu, miał zostać zlikwidowany. W zamian oferowano im mało wartościową ziemię. Wedle zdania komisji poddani nie mieli zatem powodu dalej się burzyć.

Był to błąd. Chłopi przez całe dziesięciolecia uparcie się buntowali. Odmówili oddania hołdu mistrzowi von Waldeckowi w 1689 roku. Opierali się wszelkim próbom zastraszenia mimo aresztowań przywódców buntu, kar dla ich adwokatów, wojskowych egzekucji w wioskach50. Jeszcze nawet król Fryderyk II musiał walczyć z hardymi chłopami. Niestety, na podstawie akt, do których miałam dostęp, nie udało się ustalić, jak zakończyła się ta sprawa.

Stosunek księcia elektora do mistrza

Książę elektor Fryderyk Wilhelm po utrzymywaniu przez 12 lat wakatu na stanowisku mistrza zakonu znalazł w Maurycym von Nassau idealnego kandydata. Pełnomocnicy księcia tak zaanonsowali hrabiego podczas kapituły wyborczej 15 czerwca 1652 roku: Tenże otrzymał w darze od Boga oświecony umysł, pokojowe usposobienie, pobożny i chrześcijański styl życia, a także szczęście we wszelkich swych przedsięwzięciach i zamysłach. Książę elektor nie mógłby zaprezentować bardziej koncyliacyjnego przywódcy51.

W chwili obejmowania urzędu mistrza 9 grudnia 1652 roku Maurycy von Nassau złożył uroczystą przysięgę, że będzie wiernie służył zarówno księciu, jak i zakonowi. Pod koniec życia, 7 kwietnia 1679 roku, zapewniał swego władcę w ostatnim liście, że trzydzieści lat wiernej służby księciu elektorowi jest największą perłą, jaka zdobi koronę mego honoru52.

Między tymi dwiema deklaracjami sympatii upłynęło 27 lat, podczas których książę elektor całą swą energię angażował w utrzymanie stanu posiadania i przekształcenie Brandenburgii i Prus w jednolite i skuteczne wczesnoabsolutystyczne państwo. Maurycy von Nassau oddawał mu wiernie usługi jako namiestnik Kleve i od czasu do czasu jako dyplomata. Książę kazał wybrać go na mistrza zakonu, aby być pewnym, że stanowisko to zostanie zajęte przez oddanego mu sługę. Jak to sformułował Räber, książę nie chciał, aby urząd mistrza, który oznaczał władzę nad ogromnymi dobrami, stał się jakimś znaczącym czynnikiem politycznym53. Maurycy von Nassau nie awansował, zgodnie z tą logiką, na niezbędnego doradcę politycznego księcia elektora, jakim chciałby go widzieć Petong54. Hötzsch dochodzi do wniosku, że nie można go nawet nazwać brandenburskim mężem stanu. W wielkiej polityce księcia elektora miał tylko ograniczony udział. Poza tym od 1665 roku coraz więcej uwagi musiał poświęcać swojemu holenderskiemu stanowisku dowódcy wojsk Stanów Generalnych55.

Czasem jego wierność księciu była wystawiana na trudną próbę. Tak działo się na przykład w sprawie komtura Łagowa, Jerzego Fryderyka von Waldecka, dawniejszego Pierwszego Ministra w kraju, który w 1658 roku przeszedł na stronę Szwedów i popadł w niełaskę księcia. Skutkiem tego była sekwestracja jego bogatej komturii, przeprowadzona mimo protestów mistrza i kierownictwa zakonu, których kompetencje zostały ich zdaniem naruszone56. Książę niedwuznacznie przypomniał Maurycemu o jego przysiędze wierności, którą w 1652 roku złożył w pierwszej kolejności właśnie księciu. Sprawa była w najwyższym stopniu delikatna. Sekwestrację cofnięto pod warunkiem zaakceptowania von Löbena jako komtura w 1660 roku.