Już ci nie uwierzę - Izabela M. Krasińska - ebook

Już ci nie uwierzę ebook

Izabela M. Krasińska

4,7

Opis

Klaudia ma zamożnych, ale zapracowanych i wiecznie nie- obecnych rodziców. Dziewczyna rozpoczyna właśnie naukę w liceum i czuje się zagubiona. Justynę i jej młodszego brata wychowuje samotnie matka. Kobieta nieustannie zmienia partnerów życiowych i obiecuje dzieciom lepszą przyszłość, pod warunkiem, że w końcu trafi na odpowiedniego kandydata... Artur prowadzi firmę, jednocześnie opiekuje się dorastającymi córkami oraz zajmuje się domem. Wspiera swoją żonę, która spełnia się zawodowo. Olga ma w życiu jeden cel i jest nim kariera zawodowa. Rola matki i żony coraz mocniej ją uwiera, ale nie ma odwagi, by rozstać się z mężem i porzucić dzieci. Konrad jest przykładnym mężem i ojcem, bardzo dba o swój wizerunek publiczny. Mężczyzna skrywa pewne tajemnice i jest gotowy zrobić wszystko, by nie zostały one ujawnione i nie zniszczyły jego reputacji.
Losy bohaterów przenikają się wzajemnie, a oni sami dążą nieuchronnie ku katastrofie. Romanse, zdrady, niezdrowe fascynacje, fatalne decyzje, kłamstwa, nikczemność, a w końcu zbrodnia... Ta historia nie dla wszystkich skończy się szczęśliwie.
Już ci nie uwierzę to powieść pełna tajemnic, intryg oraz namiętności. Nikt tu nie jest bez winy, nikomu nie można wierzyć...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 344

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (52 oceny)
41
8
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Ale to było świetne!
10
janinamat

Nie oderwiesz się od lektury

Eh, co tutaj się dzieje! W sumie nie spodziewałam się takiej historii, ale im dalej tym ciekawiej.... noc zarwana ale warto było.
10
Poczytajzemna

Nie oderwiesz się od lektury

Mam dla Was wstrząsającą opowieść, opowiadającą o tym, jak bardzo można być zagubionym. Jak w tym zagubieniu można podjąć straszliwe decyzje, które mogą zniszczyć życie niewinnym osobom. Książka przez całą swą treść zaskakuje i aż ciężko uwierzyć, że można być tak wyrachowanym człowiekiem. W życiu człowieka może zmienić wszystko taki moment, który może przeważyć szale i doprowadzić do granic życia i śmierci. Książka jest niesamowita, opowiada o trzech rodzinach. W każdej z tych rodzin jest ktoś, kto swoimi czynami ingeruje w życie pozostałych. Mimo że każda z tych rodzin nie są ze sobą spokrewnieni, jednak są w zażyłych relacjach ze sobą, choć oficjalnie nikt o tym nie wie. Klaudia licealistka wychowuje się w zamożnej rodzinie. Ojciec ma swoją firmę, a matka pracoholiczka, bez sekundy wolnego czasu dla członków rodziny. W Liceum poznała nową koleżankę Justynę. Justyna, wraz z bratem wychowuję się w biednej rodzinie, gdzie jej samotnie wychowująca matka ciągle szuka towarzysza życia,...
11
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Nataliap1987

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita historia. Co tam się działo. Z rozdziału na rozdział coraz więcej akcji. Nie odezwiesz się od lektury. Polecam
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Iza­bela M. Kra­siń­ska Co­py­ri­ght © 2023 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: ale­xko­ral, Do­aibu­_PNG (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Jo­anna Je­ziorna-Kra­marz
Wy­da­nie I
Ra­dom 2024
ISBN 978-83-68261-04-2
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Wszyst­kie po­sta­cie, sy­tu­acje i wy­da­rze­nia wy­stę­pu­jące w po­wie­ści są fik­cyjne, a ewen­tu­alna zbież­ność na­zwisk jest przy­pad­kowa.

Nie ufam tym, któ­rzy są prze­ko­nani,

że mają wielu przy­ja­ciół.

To znak, iż nie znają lu­dzi.

Car­los Ruiz Za­fón, Gra anioła

Przy­ja­ciele cią­gną cię w dół, Gor­die.

Nie wie­dzia­łeś o tym? Twoi przy­ja­ciele.

Są jak to­nący, któ­rzy ła­pią cię za nogi.

Nie mo­żesz ich oca­lić.

Mo­żesz tylko uto­nąć ra­zem z nimi.

Ste­phen King, Cztery pory roku

Są gra­nice tego, co można zro­bić dla dru­giego czło­wieka.

Ha­ruki Mu­ra­kami, Bez­barwny Tsu­kuru Ta­zakii lata jego piel­grzym­stwa

Roz­dział 1

Klau­dia

– Zjedz jesz­cze tro­chę. Wiem, że masz ści­śnięty żo­łą­dek, ale głód tylko zwięk­szy twój stres.

Tata pa­trzy na mnie z tro­ską. Sam trzyma w dłoni ka­napkę, którą pró­buje skoń­czyć od do­brego kwa­dransa. Co chwilę od­biera te­le­fon, spraw­dza skrzynkę ma­ilową albo od­pi­suje na ese­mesy. Bar­dzo dużo pra­cuje, ale na szczę­ście nie tak długo, jak mama... Jest mi tro­chę przy­kro, że na­wet nie za­py­tała, czy de­ner­wuję się przed pierw­szym dniem w no­wej szkole, tylko wy­szła bla­dym świ­tem, że­gna­jąc się z nami nie­dbale. Gdyby nie tata, by­ły­by­śmy z Do­mi­niką jak praw­dziwe sie­roty.

– Dziew­czyny, kończ­cie śnia­da­nie, to pod­rzucę was do szko... – Tata milk­nie gwał­tow­nie, uświa­da­mia­jąc so­bie, że prze­cież dziś za­czy­nam na­ukę w li­ceum. Do tej pory obie z Niką cho­dzi­ły­śmy do pod­sta­wówki, która mie­ści się nie­da­leko jego pracy, ale moja nowa szkoła znaj­duje się w zu­peł­nie in­nej czę­ści mia­sta. – O kur­czę, zu­peł­nie o tym za­po­mnia­łem. Cór­ciu, za­mó­wię ci bolta, okej?

Spo­glą­dam na niego po­błaż­li­wie i kręcę głową.

– Tato, daj spo­kój, po­jadę au­to­bu­sem. Sam czę­sto po­wta­rzasz, że mu­simy być z Do­mi­niką sa­mo­dzielne, bo wy z mamą dużo pra­cu­je­cie. Zresztą mam już pięt­na­ście lat, nie trzeba mnie niań­czyć. Wiem, co się mówi o na­szym po­ko­le­niu, ale to­bie aku­rat tra­fiły się dwie ogar­nięte córki. – Uśmie­cham się do niego, ką­ciki jego ust także się uno­szą.

– Moje dzielne dziew­czyny. – Przy­tula mocno naj­pierw mnie, a po­tem Nikę. – No bry­gado, zbie­ramy się.

Oboje dają mi kop­niaka na szczę­ście i nie­spełna dzie­sięć mi­nut póź­niej opusz­czamy dom. Tata z Do­mi­niką od­jeż­dżają jego wy­pa­sio­nym vo­lvo, a ja ru­szam w prze­ciw­nym kie­runku, na przy­sta­nek au­to­bu­sowy. Czuję, że stres nieco ze­lżał, ale zdaję so­bie sprawę, że po­wróci ze zdwo­joną siłą, gdy tylko zo­ba­czę bu­dy­nek szkoły.

Plan był taki, że idziemy do tej sa­mej pla­cówki i klasy z moją kum­pelą, a wła­ści­wie byłą kum­pelą, Magdą. Trzy­ma­ły­śmy się ra­zem od czwar­tej klasy. Wszy­scy na­zy­wali nas pa­puż­kami nie­roz­łącz­kami, co cza­sem nas de­ner­wo­wało. Przez te kilka lat Magda stała mi się bliż­sza niż ro­dzona sio­stra. Nie­stety na­sza przy­jaźń skoń­czyła się wraz z ósmą klasą. Moja naj­lep­sza ko­le­żanka za­ko­chała się i nie by­łoby w tym nic nad­zwy­czaj­nego, gdyby nie fakt, że... Da­mian naj­pierw spo­ty­kał się ze mną. Mó­wił, że ma dość tych krzy­kli­wych i wy­ma­lo­wa­nych pa­nien, które wy­glą­dają jak wła­sne matki. Po­dobno uję­łam go tym, że je­stem na­tu­ralna, mało się ma­luję i nie ubie­ram jak la­fi­rynda. Im­po­no­wała mu moja wie­dza, a także skrom­ność. Długo nie mo­głam uwie­rzyć, że taki fajny chło­pak na­prawdę zwró­cił na mnie uwagę. Go­dzi­nami opo­wia­da­łam o nim Mag­dzie, a ona słu­chała mo­jego pa­pla­nia, na­wet nie pró­bu­jąc ukryć znu­dze­nia. Kiedy wi­działa mnie z Da­mia­nem, uda­wała, że nas nie zna. Dziś wiem, że była zwy­czaj­nie za­zdro­sna, ale wtedy strasz­nie prze­ży­wa­łam, że jest wo­bec mnie taka obo­jętna i oschła, zu­peł­nie jak... moja mama.

Zwią­zek z Da­mia­nem za­czy­nał na­bie­rać roz­pędu. Mie­li­śmy za sobą pierw­sze po­ca­łunki, na­sze piesz­czoty także sta­wały się co­raz śmiel­sze. Mimo że bu­zo­wały w nas hor­mony, do­sko­nale zda­wa­łam so­bie sprawę, że nie je­stem jesz­cze go­towa, by pójść na ca­łość. Ile­kroć wy­da­wało mi się, że Da­mian prze­kra­cza do­zwo­lone gra­nice, szybko stu­dzi­łam jego za­pędy. Twier­dził, że mnie ro­zu­mie i jesz­cze bar­dziej sza­nuje za to, że umiem nad sobą za­pa­no­wać i nie za­cho­wuję tak jak inne dziew­czyny. Te słowa mnie za­bo­lały, bo zro­zu­mia­łam, że nie by­łam jego pierw­szą sym­pa­tią, a on sam już dawno miał za sobą ini­cja­cję sek­su­alną. Tro­chę mnie to za­sko­czyło, bo prze­cież mie­li­śmy do­piero pięt­na­ście lat. Te­raz, gdy emo­cje po roz­sta­niu nieco osła­bły, do­szłam do wnio­sku, że Da­mian zwy­czaj­nie zmy­ślał. Te wszyst­kie jego gadki, jaki to jest doj­rzały i do­świad­czony, oka­zały się jedną wielką ściemą.

Nie­spo­dzie­wa­nie wszystko się zmie­niło. Z dnia na dzień za­czął się dy­stan­so­wać, wręcz mnie uni­kał. Po­dob­nie za­cho­wy­wała się Magda. Na po­czątku nie ro­zu­mia­łam, co się dzieje, ale w końcu się zo­rien­to­wa­łam, że tych dwoje ma coś na su­mie­niu. Zmu­si­łam Da­miana do szcze­rej roz­mowy, pod­czas któ­rej wy­znał mi, że... spo­tyka się z moją przy­ja­ciółką. Do­tąd uwa­żał Magdę za wy­nio­słą da­mulkę, tym­cza­sem oka­zała się sym­pa­tyczną i mą­drą dziew­czyną. Im bar­dziej od­su­wał się ode mnie, tym bliż­szy sta­wał się jej. Oboje nie wie­dzieli, jak po­wie­dzieć mi o uczu­ciu, ja­kie się mię­dzy nimi roz­wi­nęło. Uni­kali mnie, bo nie chcieli kła­mać, ale zda­wali so­bie sprawę, że taka sy­tu­acja nie może trwać w nie­skoń­czo­ność.

Nie pa­mię­tam, jak udało mi się do­trzeć do domu po tam­tej roz­mo­wie. Wy­słu­cha­łam beł­kotu skru­szo­nego Da­miana, po czym po pro­stu wsta­łam i so­bie po­szłam. Nie by­łam już w sta­nie przy­jąć więk­szej ilo­ści in­for­ma­cji. Mój mózg i tak zdo­łał za­re­je­stro­wać tylko jedną: mój chło­pak spo­ty­kał się z moją przy­ja­ciółką. W jed­nym mo­men­cie za­wio­dłam się na dwóch bli­skich mi oso­bach. Gdy tylko zna­la­złam się w swoim po­koju, pa­dłam na łóżko i prze­ry­cza­łam w nim kilka go­dzin.

Nie po­wie­dzia­łam o ni­czym ro­dzi­com. Byli zresztą tak za­pra­co­wani, że nie je­stem pewna, czy w ogóle za­re­je­stro­wali fakt, że mia­łam chło­paka oraz jak na imię miała moja eks­ko­le­żanka. Zwie­rzy­łam się ze wszyst­kiego dwa lata młod­szej Do­mi­nice.

Do­tąd uwa­ża­łam ją za nie­po­ważną ma­ło­latę, ale oka­zało się, że jak na trzy­na­sto­latkę jest bar­dzo doj­rzała. Udało nam się tym sa­mym na­pra­wić sio­strzane re­la­cje, a mnie zro­biło się lżej na du­szy, gdy po­dzie­li­łam się swoim zmar­twie­niem z inną osobą. Nika obie­cała mi dys­kre­cję i słowa do­trzy­mała. Mama i tata na­dal nie wie­dzieli, że mam za sobą pierw­szy po­ważny za­wód mi­ło­sny. Było mi przy­kro z tego po­wodu, bo po­twier­dzali tym sa­mym moją tezę, że kom­plet­nie nie za­uwa­żają mnie i Do­mi­niki. Tata jesz­cze się sta­rał, a przy­naj­mniej stwa­rzał po­zory, że jest ro­dzi­cem, który wie co­kol­wiek o swo­ich dzie­ciach, za to mama... Cza­sem się za­sta­na­wiam, po co nas w ogóle uro­dziła. Jej ca­łym ży­ciem jest korpo i ka­riera, tylko one się dla niej li­czą.

Z Magdą roz­ma­wia­łam tylko raz. W kilku gorz­kich sło­wach po­wie­dzia­łam jej, co my­ślę o niej oraz o tym, co mi zro­biła, po czym nie od­zy­wa­łam się do niej do końca roku szkol­nego. Za­cze­piała mnie wie­lo­krot­nie, chciała po­ga­dać, ale dla mnie te­mat był już skoń­czony. Oboje z Da­mia­nem po­ka­zali, jacy są na­prawdę. O czym jesz­cze można tu dys­ku­to­wać?

Ro­dzice byli nieco za­sko­czeni, gdy oznaj­mi­łam im, że zmie­ni­łam plany co do szkoły śred­niej. Wy­bra­łam inne li­ceum, bo nie wy­obra­ża­łam so­bie, że mo­gła­bym cho­dzić z Magdą do tej sa­mej szkoły. Chcia­łam, by ona i Da­mian znik­nęli mi z oczu, naj­le­piej na za­wsze. Wy­da­wało mi się obrzy­dliwe, że ro­bią so­bie wspólne zdję­cia, które pu­bli­ko­wali po­tem w swo­ich me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, do­łą­cza­jąc do nich dzie­siątki ser­du­szek. Sama nie ob­ser­wo­wa­łam ich kont, ale cza­sem ktoś ze wspól­nych zna­jo­mych sko­men­to­wał ich fotki i tym sa­mym ja rów­nież je wi­dzia­łam.

W te wa­ka­cje pierw­szy raz by­łam wdzięczna lo­sowi za to, że mam za­moż­nych ro­dzi­ców. Oboje mieli nie­pi­saną za­sadę, że biorą urlop w tym sa­mym cza­sie i prze­zna­czają go na ro­dzinny wy­jazd. Na te dwa ty­go­dnie wszystko się zmie­niało, przy­naj­mniej po­zor­nie. Wy­bie­ra­ły­śmy z Niką do­wolne miej­sce na ziemi, a mama i tata or­ga­ni­zo­wali wy­jazd dla ca­łej ro­dziny wła­śnie tam. W tym roku zde­cy­do­wa­ły­śmy się na Ma­jorkę. Po­byt tam wspo­mi­nam jako czter­na­ście dni spę­dzo­nych w raju. Żadne zdję­cia czy fil­miki nie były w sta­nie od­dać piękna tej wy­spy, mimo to ro­bi­łam so­bie mnó­stwo fo­tek oraz re­la­cji, które w hur­to­wych ilo­ściach wsta­wia­łam na swoje konta spo­łecz­no­ściowe. W ten spo­sób chcia­łam po­ka­zać Mag­dzie i Da­mia­nowi, że ich podłe za­cho­wa­nie mnie nie zła­mało, że na­dal je­stem tą samą po­godną i sym­pa­tyczną dziew­czyną. Prawda była jed­nak taka, że gdy tylko o nich my­śla­łam, od razu mia­łam łzy w oczach. Zra­nili mnie, i to cho­ler­nie mocno. Na­wet piękno Ma­jorki nie było w sta­nie ukoić mo­jego bólu. Na szczę­ście ro­dzice ni­czego nie za­uwa­żyli. Tata spę­dzał z nami bar­dzo dużo czasu, ale sku­piał się głów­nie na po­ka­zy­wa­niu nam atrak­cji, na­to­miast mama... Nie­mal bez prze­rwy sie­działa z no­sem w ko­mórce. By­łam pewna, że od­pi­suje na kor­po­ra­cyjne ma­ile, jed­nak kie­dyś udało mi się po­dej­rzeć, że wy­mie­nia wia­do­mo­ści z ja­kąś Ka­ro­liną. Nie wiem, kim ta la­ska dla niej była, ale za­sko­czyło mnie to, że gdy mama z nią pi­sała, miała roz­ma­rzony wy­raz twa­rzy. Może udało jej się zna­leźć ja­kąś brat­nią du­szę w tym bez­li­to­snym kor­po­świe­cie? Je­śli tak, nie ozna­czało to, że miała prawo ole­wać nas na­wet pod­czas wa­ka­cji. Te prze­mi­nęły nie­spo­dzie­wa­nie szybko, a do mnie do­tarło, że za mo­ment za­czy­nam nową szkołę i tym sa­mym nowy roz­dział w ży­ciu.

Te­raz zmie­rzam nie­pew­nie w stronę bu­dynku, w któ­rym przyj­dzie mi spę­dzić kilka lat. Nie wiem jesz­cze, czy będą udane, czy też za rok będę po­szu­ki­wać no­wego li­ceum. Sta­ram się być do­brej my­śli, ale pa­ra­li­żuje mnie lęk przed nie­zna­nym, przed tym, że znowu będę mu­siała po­zna­wać nowe osoby i szu­kać tej jed­nej bli­skiej, która być może okaże się moją nową przy­ja­ciółką. Szcze­rze mó­wiąc, za­wio­dłam się na przy­jaźni i nie mam na­glą­cej po­trzeby, by otwie­rać się przed kim­kol­wiek. Po­sta­no­wi­łam, że nie­za­leż­nie od wszyst­kiego, dam so­bie czas na ob­ser­wa­cję no­wych ko­le­ża­nek i ko­le­gów z klasy. Już raz do­tkli­wie się spa­rzy­łam, a rana po tej zna­jo­mo­ści na­dal się nie za­go­iła. Nie po­trze­buję ko­lej­nych przy­krych do­świad­czeń...

Roz­dział 2

Ju­styna

Nie wiem, ja­kim cu­dem zna­la­złam się w tym li­ceum, ale za­mie­rzam wy­trzy­mać mak­sy­mal­nie rok i prze­nieść się do ja­kie­goś mniej wy­ma­ga­ją­cego. Nie jest tak, że nie daję rady, po pro­stu ni­gdy nie uwa­ża­łam, że na­uka rze­czy­wi­ście jest tak ważna w ży­ciu. Lu­bię książki, choć nie ukry­wam, że od lek­tur szkol­nych bar­dziej po­do­bają mi się te dla do­ro­słych. Matka na­kryła mnie kie­dyś na czy­ta­niu Greya, ale nie zro­biła mi z tego po­wodu ja­kiejś dzi­kiej awan­tury. Ge­ne­ral­nie do­brze się do­ga­du­jemy. Moja mama pra­cuje w skle­pie mo­no­po­lo­wym, gdzie po­znaje tych wszyst­kich swo­ich aman­tów. Kie­dyś była bar­dzo atrak­cyjną babką i czer­pała z ży­cia peł­nymi gar­ściami. Te­raz nieco przy­wię­dła, za­nie­dbała się, ale na­dal ma w so­bie to coś, co przy­ciąga fa­ce­tów. Odzie­dzi­czy­łam po niej urodę: je­stem ładna, zgrabna, szczu­pła, a jed­no­cze­śnie za­okrą­glona tam, gdzie fa­ceci lu­bią naj­bar­dziej. Dbam o moje dłu­gie ciemne włosy, a więk­szość osób daje mi co naj­mniej osiem­na­ście lat. Nie wiem, co prze­ję­łam po ta­tu­siu, bo ni­gdy go nie po­zna­łam, po­dob­nie jak mój młod­szy brat swo­jego. Ja i Ma­te­usz je­ste­śmy przy­rod­nim ro­dzeń­stwem, ale ni­gdy nie trak­to­wa­łam go z tego po­wodu go­rzej. Mati ma do­piero osiem lat i jest faj­nym dzie­cia­kiem. Po­dej­rze­wam, że mama wie, kim są nasi oj­co­wie, ale duma nie po­zwala jej wy­cią­gnąć do nich ręki po pie­nią­dze na na­sze utrzy­ma­nie. Ży­jemy ra­czej skrom­nie, z pen­sji mamy i świad­czeń so­cjal­nych. Nie wiem, dla­czego matka ujęła się ho­no­rem i nie wy­dę­biła od swo­ich eksów ali­men­tów na mnie i na Ma­te­usza. Kie­dyś pró­bo­wa­łam z nią o tym po­roz­ma­wiać, ale strasz­nie się zde­ner­wo­wała, więc po­rzu­ci­łam ten nie­wy­godny dla niej te­mat. Mama jest fajną ko­bietą, ale kiedy się wku­rza, le­piej zejść jej z drogi. Liczni absz­ty­fi­kanci rów­nież nie ra­dzą so­bie z jej ogni­stym tem­pe­ra­men­tem. Czę­sto się zmie­niają, dla­tego ani ja, ani Mati nie przy­wią­zu­jemy się do nich ja­koś szcze­gól­nie. Dziś jest Cza­rek, za kilka dni po­zna­jemy Ad­riana, a po nim Leszka. Mu­szę przy­znać, że mama ma do­bry gust, ale chyba nie jest jej pi­sana rola ty­po­wej kury do­mo­wej. Śmieje się, że nie na­daje się na żonę, a i jako matka ma so­bie wiele do za­rzu­ce­nia. Nie wiem, dla­czego tak uważa. Ani ja, ani mój brat nie cho­dzimy głodni czy za­nie­dbani. Ow­szem, nie mamy wy­pa­sio­nych te­le­fo­nów jak nasi ró­wie­śnicy, a ubra­nia czę­sto ku­pu­jemy w se­cond han­dach albo na por­ta­lach in­ter­ne­to­wych z uży­waną odzieżą. Przy­znaję, że cza­sem zda­rza mi się ukraść coś w skle­pie, ale sta­ram się nie prze­sa­dzać. Gdyby mnie za­trzy­mali, mama zla­łaby mnie na kwa­śne jabłko. Drobne kra­dzieże trak­tuję jako tre­ning, spraw­dzam tym sa­mym swoją zręcz­ność. Mu­szę być sprytna i obe­znana w wielu te­ma­tach, bo po­maga mi to ukry­wać braki, ja­kie nie­sie ze sobą ży­cie w bie­dzie. Moje ko­le­żanki z pod­sta­wówki jeź­dziły z ro­dzi­cami na za­gra­niczne wy­cieczki, a po­tem wsta­wiały stam­tąd setki fo­tek i re­la­cji, od któ­rych ro­biło mi się nie­do­brze. My ostatni raz by­li­śmy na wcza­sach ja­kieś cztery lata temu. Nad mo­rze za­brał nas ów­cze­sny fa­cet mamy, Ma­rek. Mia­łam je­de­na­ście lat i mu­sia­łam zaj­mo­wać się czte­ro­let­nim Ma­te­usz­kiem, bo mama i jej part­ner stale gdzieś zni­kali. Zo­sta­wiali nas w po­koju albo na plaży, oto­czo­nych pa­ra­wa­nem, i śmie­jąc się, szli w tylko so­bie zna­nym kie­runku. Mama wie­działa, że je­stem mą­drą i od­po­wie­dzialną dziew­czynką i nie przyjdą mi do głowy żadne głu­poty. Opie­ko­wa­łam się Ma­tim jak ro­dzona matka i rze­czy­wi­ście nie do­pro­wa­dzi­łam ni­gdy do żad­nego nie­szczę­ścia. Je­stem do­brą córką, mimo że nie mam lekko. Ży­cie mo­ich ró­wie­śni­czek jest bez­tro­skie, ale one same są in­fan­tylne i nie­po­radne. Nie po­tra­fią na­wet ugo­to­wać pa­ró­wek. Ro­dzice roz­piesz­czają je do gra­nic moż­li­wo­ści, a te ameby tylko na­rze­kają, że wy­sko­czył im pryszcz albo przy­tyły ki­lo­gram. Do­stają kie­szon­kowe, za które ja po­tra­fi­ła­bym go­spo­da­rzyć przez mie­siąc, tym­cza­sem one prze­pusz­czają tę forsę w ty­dzień. Ku­pują masę ubrań i ko­sme­ty­ków, któ­rymi szpa­nują po­tem w szkole. Ja, żeby nie wy­glą­dać go­rzej od nich, mu­szę co­dzien­nie nie­źle się na­kom­bi­no­wać.

W no­wej szkole po­zna­łam Klau­dię. Sie­dzimy ra­zem w jed­nej ławce. Też ma dzia­nych sta­rych, ale mu­szę przy­znać, że kasa nie ude­rzyła jej aż tak bar­dzo do głowy. Jest ma­ło­mówna, wręcz nie­śmiała. Typ ku­jonki, do tego cał­kiem ład­nej. To ja pierw­sza do niej po­de­szłam i za­ga­da­łam, ina­czej sta­łaby pod klasą jak ostat­nia sie­rota. Szybko na­wią­za­ły­śmy nić po­ro­zu­mie­nia, a Klau­dia za­częła się stop­niowo przede mną otwie­rać. To nie­głu­pia dziew­czyna, która czuje się bar­dzo sa­motna, bo jej matka i oj­ciec stale sie­dzą w pracy. Niby dzie­ciaki za­wsze bie­gały z klu­czem na szyi, ale z ja­kie­goś po­wodu na­sze po­ko­le­nie znosi to go­rzej niż ge­ne­ra­cja na­szych ro­dzi­ców.

– Nie­zły ten sor od fizy, co nie? – py­tam Klau­dię, od­pro­wa­dza­jąc wzro­kiem pro­fe­sora Sta­ni­szew­skiego, który wła­śnie prze­szedł obok nas.

Klau­dia pa­trzy za nim chwilę, po czym prze­nosi wzrok na mnie.

– Weź, mógłby być twoim oj­cem – mówi, po czym robi wiel­kie oczy i za­sła­nia dło­nią usta.

No tak, wspo­mi­na­łam jej, że nie mam taty, ale nie po­wie­dzia­łam dla­czego. Pew­nie my­śli, że zmarł, kiedy by­łam mała.

– Nie bój się, to że nie mam ojca, nie ozna­cza, że nie wolno przy mnie wy­ma­wiać tego słowa – par­skam śmie­chem. Klau­dia wy­gląda na za­wsty­dzoną i wy­raź­nie ucieka wzro­kiem.

– Prze­pra­szam, to było nie­grzeczne – stwier­dza, a ja śmieję się jesz­cze gło­śniej.

Cza­sami się za­sta­na­wiam, z ja­kiej epoki po­cho­dzi ta dziew­czyna. Wy­po­wiada się jak ab­sol­wentka szkoły dla grzecz­nych pa­nien, do tego ubiera się skrom­nie, uni­ka­jąc krzy­kli­wych ko­lo­rów. Na­sza szkoła nie ma ja­kichś spe­cjal­nych wy­tycz­nych co do stroju czy ma­ki­jażu, ale zda­rza się, że pe­da­gog albo wy­cho­waw­czyni zwra­cają mi uwagę, że mam zbyt mocny make up albo za krótką spód­nicę. Nie przej­muję się zbyt­nio ich ma­ru­dze­niem, bo wiem, że zwy­czaj­nie mi za­zdrosz­czą. Same są już pod­sta­rzałe, więc boli je wi­dok mło­dej atrak­cyj­nej dziew­czyny.

– Daj spo­kój, Klau­dia. – Wzru­szam ra­mio­nami.

Na­prawdę dawno już po­go­dzi­łam się z fak­tem, że nie mam ojca. Może i zo­stał mi ja­kiś syn­drom, bo po­do­bają mi się dużo starsi fa­ceci, ale pew­nie wy­nika to z tego, że dość szybko mu­sia­łam do­ro­snąć. Ow­szem, cza­sem robi mi się przy­kro na myśl, że moje ko­le­żanki mają ta­tu­siów, któ­rzy o nie dbają, pod­wożą do szkoły i się za­mar­twiają, kiedy ich có­reczki późno wra­cają do domu. Ja nie do­świad­czy­łam ni­gdy ta­kiej tro­ski, na­wet od mamy.

– Dasz mi od­pi­sać bio­lo­gię? – py­tam, cho­ciaż z góry znam od­po­wiedź.

Klau­dia za­wsze jest per­fek­cyj­nie przy­go­to­wana do lek­cji, w do­datku ma bar­dzo ładny cha­rak­ter pi­sma. Jej ze­szyty są pro­wa­dzone schlud­nie, wy­glą­dają pra­wie jak laurki. Ja nie przy­wią­zuję aż ta­kiej wagi do swo­ich no­ta­tek. Ba­zgrzę byle ja­kim dłu­go­pi­sem, po­tem wku­wam to, co po­dyk­to­wali na­uczy­ciele, zgła­szam się do od­po­wie­dzi, kiedy jest w miarę ła­twy ma­te­riał, i przez ja­kiś czas mam tro­chę luzu. Nie zno­szę od­ra­biać prac do­mo­wych, dla­tego czę­sto spi­suję je od Klau­dii. Wiem, że nie do końca jej to od­po­wiada, wi­dzę to za­wsze po jej mi­nie, ale jak do­tąd nie zwró­ciła mi uwagi. Do­póki nie ma pre­ten­sji, ko­rzy­stam z jej uprzej­mo­ści. Żyję już wy­star­cza­jąco długo, by wie­dzieć, że bez sprytu i pew­nej dozy bez­czel­no­ści nie zaj­dzie się da­leko. Klau­dia nie musi się spe­cjal­nie sta­rać, bo jak na­wet po­wi­nie jej się noga, sta­rzy z pew­no­ścią jej po­mogą. Ja nie mam, nie­stety, ta­kiej gwa­ran­cji, w do­datku za­wsze mu­szę my­śleć o Ma­tim. Zda­rza się, że mama wpada w mi­ło­sny amok i tro­chę o nas za­po­mina. Wia­domo, że ja z ła­two­ścią przy­go­tuję so­bie obiad, ale Ma­te­usz to jesz­cze ma­ło­lat, który po­trze­buje opieki.

Klau­dia kiwa głową i robi tę swoją cha­rak­te­ry­styczną minę, która za­wsze mnie bawi. Za­ci­ska usta jak ob­ra­żona dziew­czynka i staje się mru­kliwa. Nie zwra­cam na to uwagi, tylko szybko spi­suję za­da­nie do­mowe.

– Dzięki. – Od­daję jej ze­szyt i uśmie­cham się pro­mien­nie. – Do­bra z cie­bie kum­pela, wiesz? – chwalę ją, a ona rów­nież mi­mo­wol­nie roz­ciąga usta w uśmie­chu. Mam wra­że­nie, że jej ro­dzice za mało ją do­ce­niają.

– Po lek­cjach mu­szę iść do mar­ketu po za­kupy. Pój­dziesz ze mną czy się gdzieś spie­szysz? – pyta, już pra­wie cał­ko­wi­cie udo­bru­chana.

Już dawno za­uwa­ży­łam, że wy­star­czy ją po­chwa­lić, a szybko mięk­nie. Znamy się od kilku ty­go­dni, a ja mam wra­że­nie, że roz­pra­co­wa­łam tę dziew­czynę jak sa­per bombę. Ko­lejna ważna za­sada: żeby prze­trwać, trzeba po­znać wszyst­kie słabe strony in­nych osób, w do­datku bacz­nie ob­ser­wo­wać oraz ba­dać ich re­ak­cje na różne zda­rze­nia. Dzięki temu wiem, co po­wie­dzieć w da­nej sy­tu­acji, a tym sa­mym zy­skać w oczach tych, na któ­rych zda­niu mi za­leży. Lu­bię Klau­dię, ale jej na­iw­ność cza­sem do­pro­wa­dza mnie do szału. Tylko grzeczne dziew­czynki z do­brego domu mogą mieć ta­kie in­fan­tylne prze­ko­na­nie o świe­cie. Ja już dawno po­zna­łam jego ciemne strony i wcale nie wy­daje mi się taki przy­ja­zny.

– Ja­sne, że z tobą pójdę – mó­wię, w my­ślach cie­sząc się na myśl, że może znowu uda mi się coś zwi­nąć ze skle­po­wej półki. Do głowy przy­cho­dzi mi jesz­cze jedna sza­lona myśl. To bę­dzie praw­dziwy test dla Klau­dii.

Kiedy koń­czy się ostat­nia lek­cja, prze­bie­ramy się i ru­szamy wol­nym kro­kiem w stronę przy­stanku. Naj­bliż­szy su­per­mar­ket znaj­duje się kilka ki­lo­me­trów od na­szego li­ceum, a nam szkoda czasu na spa­cery z cięż­kimi ple­ca­kami. Kiedy wsia­damy do au­to­busu, od razu zaj­muję miej­sce przy oknie. Dzięki temu mogę so­bie po­pa­trzeć na mia­sto, a do­dat­kowo nie mu­szę ustę­po­wać fo­tela ja­kiejś sta­rej ba­bie.

– Nie ka­su­jesz bi­letu? – pyta zdzi­wiona Klau­dia. Wie, że nie mam mie­sięcz­nego jak ona, bo miesz­kam nie­da­leko szkoły i rzadko ko­rzy­stam z ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej.

Zer­kam na nią, z tru­dem kry­jąc iry­ta­cję. Gdyby na­gle się oka­zało, że w au­to­bu­sie jadą kon­tro­le­rzy, wła­śnie mie­liby mnie po­daną na tacy.

– Mama dała mi rano bi­let ca­ło­dniowy – kła­mię szybko, uśmie­cha­jąc się przy tym nie­win­nie. W rze­czy­wi­sto­ści zo­stał mi je­den bi­let jed­no­ra­zowy i nie za­mie­rzam tra­cić go na prze­je­cha­nie trzech przy­stan­ków.

Klau­dia kiwa głową i zaj­muje miej­sce obok mnie. Na ko­lej­nym przy­stanku ustę­puje miej­sca ja­kiejś sta­ruszce, a ja wzdy­cham bez­gło­śnie. Osza­leć idzie z tą dziew­czyną. Se­rio, nie ma w niej żad­nego buntu, chęci, by ze­rwać te kaj­dany grzecz­no­ści i ule­gło­ści? Od­po­wiada jej rola nud­nej pry­mu­ski, pod­czas gdy mo­głaby spró­bo­wać tylu cie­ka­wych rze­czy? Za­wsze już bę­dzie taka życz­liwa i opie­kuń­cza?

Kiedy wresz­cie wy­sia­damy z au­to­busu, od­dy­cham z ulgą. Gdy­bym tra­fiła na kon­trolę i wle­pi­liby mi man­dat, nie tylko do­sta­ła­bym ochrzan od mamy, ale wy­szłoby rów­nież, że oszu­ka­łam Klau­dię. Za­pewne szybko by mi wy­ba­czyła, ale po co pro­wo­ko­wać nie­po­trzebne, kon­flik­towe sy­tu­acje? Lu­bię tę dziew­czynę, po­trzeba tylko, żeby tro­chę się... po­psuła, dla wła­snego do­bra. Za­mie­rzam jej na­wet w tym po­móc, i to za chwilę.

Ła­zimy mię­dzy skle­po­wymi pół­kami, szu­ka­jąc pro­duk­tów z li­sty Klau­dii. Mu­szę przy­znać, że jak na współ­cze­sną na­sto­latkę jest świet­nie zo­rien­to­wana i w ce­nach, i w asor­ty­men­cie. Więk­szość na­szych ko­le­ża­nek nie po­tra­fi­łaby na­wet od­róż­nić ogórka od cu­ki­nii, tym­cza­sem moja przy­ja­ciółka wy­raź­nie ma za­datki na za­wo­dową ku­charkę.

– Ej, rzu­cam ci wy­zwa­nie – od­zy­wam się nie­spo­dzie­wa­nie, gdy ko­szyk na kół­kach jest już w po­ło­wie za­peł­niony.

Klau­dia od­rywa na chwilę wzrok od pó­łek i pa­trzy na mnie z za­cie­ka­wie­niem.

– Wy­zwa­nie? Sorry, chal­lenge były modne kilka lat temu...

Po­now­nie wzdy­cham i z tru­dem silę się na cier­pli­wość.

– Nie o taki za­kład mi cho­dzi. – Ro­bię chy­trą minę i przy­bli­żam się do Biel­skiej. – Ukrad­niesz coś ze sklepu? Masz na tyle od­wagi?

Dziew­czyna za­trzy­muje się gwał­tow­nie, omal nie wy­wra­ca­jąc ko­szyka. Pa­trzy na mnie z za­sko­cze­niem.

– Żar­tu­jesz, prawda? – pyta, wpa­tru­jąc się we mnie uważ­nie.

Kręcę głową i uśmie­cham się pod­stęp­nie.

– Je­śli uda ci się buch­nąć cu­kierka, dla mnie to bę­dzie znak, że mogę na cie­bie li­czyć w każ­dej sy­tu­acji i że... – ro­bię sto­sowną pauzę – na­prawdę je­steś moją przy­ja­ciółką. Na do­bre i na złe.

Klau­dia od­suwa się ode mnie, jak­bym na­gle wy­dała jej się obrzy­dli­wym ro­ba­lem.

– Nie mu­szę ro­bić ta­kich rze­czy, by po­twier­dzić na­szą przy­jaźń. Sorry, Ju­styna, ale to jest zwy­czaj­nie kre­tyń­ski po­mysł. Nie kręci mnie klep­to­ma­nia.

Dziew­czyna jest wy­raź­nie ura­żona. Ła­pie za rączkę od ko­szyka i ru­sza przed sie­bie, na­wet się na mnie nie oglą­da­jąc. Uśmie­cham się pod no­sem i idę za nią.

– Do­bra, żar­to­wa­łam – pró­buję ją udo­bru­chać. Jak mo­głam są­dzić, że ta uło­żona da­mulka zdo­bę­dzie się na tak sza­lony czyn?

Klau­dia za­trzy­muje się i ły­pie na mnie po­dejrz­li­wie.

– A ty? Lu­bisz cza­sem coś ukraść ze sklepu? – pyta szep­tem.

Mam ochotę par­sk­nąć śmie­chem, jed­nak za­miast tego ro­bię po­ważną minę i kręcę głową.

– Ja? A wy­glą­dam na taką? – Spo­glą­dam na nią za­czep­nie.

Klau­dia od razu się wy­co­fuje. Wi­dać, że nie ra­dzi so­bie zbyt do­brze w kon­flik­to­wych sy­tu­acjach. Aż dziw, że jej ro­dzice, zaj­mu­jąc tak wy­so­kie sta­no­wi­ska, nie za­dbali o to, by ich la­to­rośl po­tra­fiła wal­czyć o swoje.

– Nie – od­po­wiada szybko i zerka ner­wowo na te­le­fon. – Do­bra, chodźmy już do kasy. Mu­szę wra­cać do domu – do­daje, nie pa­trząc na mnie.

– Idź, za­raz cię do­go­nię. Zo­ba­czę tylko jedną rzecz – mó­wię i zni­kam mię­dzy pół­kami.

Klau­dia wzru­sza ra­mio­nami i idzie wzdłuż alejki ze sło­dy­czami. Po chwili zni­kamy so­bie z oczu. Spo­ty­kamy się po­now­nie przy ka­sach sa­mo­ob­słu­go­wych.

– I co, zna­la­złaś to, czego szu­ka­łaś? – pyta, ska­nu­jąc ko­lejne pro­dukty. Za­uwa­żam, że nieco trzęsą jej się ręce.

– Tak, ale było za dro­gie – od­po­wia­dam, ma­jąc przed oczami szminkę, którą chwilę wcze­śniej nie­po­strze­że­nie ukra­dłam ze skle­po­wej półki i wło­ży­łam so­bie do skar­petki.

Klau­dia ska­nuje ostat­nie pro­dukty, po czym płaci za wszystko kartą płat­ni­czą.

– Masz już swoją kartę? Kurde, na bo­gato – stwier­dzam, gwiż­dżąc ci­cho z po­dzi­wem.

Biel­ska rzuca mi spło­szone spoj­rze­nie i po­spiesz­nie pa­kuje pro­dukty do eko­lo­gicz­nej torby, którą wy­jęła z ple­caka.

– Tak, tata prze­lewa mi na nią kie­szon­kowe i więk­sze sumy, wła­śnie na za­kupy – tłu­ma­czy, po czym sięga po pa­ra­gon i kie­ruje się do bramki.

Nie wiem dla­czego, ale wy­daje się bar­dzo wy­stra­szona. Idę za nią, za­po­mi­na­jąc zu­peł­nie o tym, że w mo­jej skar­petce znaj­duje się szminka Rim­mela. Wy­cho­dzimy na ze­wnątrz i do­piero wtedy do­strze­gam, że Klau­dia cała drży.

– Co ty, chora je­steś? – Pa­trzę na nią nie­pew­nie.

Dziew­czyna w mil­cze­niu kie­ruje się w stronę przy­stanku. Po­dą­żam za nią, nie bar­dzo ro­zu­mie­jąc, co dzieje się z Biel­ską.

– Klau­dia, stój! – Nie wy­trzy­muję i ła­pię ją za ło­kieć.

Przy­ja­ciółka za­trzy­muje się gwał­tow­nie i pa­trzy na mnie ze stra­chem, ale i... eks­cy­ta­cją.

Mu­szę mieć głu­pią minę, bo Klau­dia uśmie­cha się na­gle, po czym wy­ciąga z kie­szeni... cu­kierka.

– Udało mi się – szep­cze pod­eks­cy­to­wana i na znak tego, że nie kła­mie, po­ka­zuje mi pa­ra­gon. Rze­czy­wi­ście nie ma na nim żad­nych sło­dy­czy.

Spo­glą­dam na nią z au­ten­tycz­nym po­dzi­wem.

– No, la­ska, za­im­po­no­wa­łaś mi te­raz. Sza­cun, se­rio – mó­wię szcze­rze. Pro­szę, pro­szę, moja przy­ja­ciółka na­prawdę mnie za­sko­czyła. Może jed­nak źle ją oce­ni­łam? Czyżby pod tym po­zor­nie nie­win­nym uśmie­chem, któ­rym co­dzien­nie wita mnie w szkole, kryła się zręczna ma­ni­pu­la­torka? Po­sta­na­wiam, że od tej pory będę wni­kli­wiej przy­glą­dać się Klau­dii.

O swo­jej ukra­dzio­nej szmince wolę jej na ra­zie nie mó­wić. Niech my­śli, że tylko ona jest taka sprytna.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki