Kaligula. Pięć twarzy cesarza - Jarosław Molenda - ebook + audiobook

Kaligula. Pięć twarzy cesarza audiobook

Jarosław Molenda

4,2

Opis

Każdy zna jego imię. Każdy myśli, że zna jego historię… Szaleniec? Rozpustnik? Sadysta? A może po prostu cesarz i człowiek o wielu twarzach?

Historia osądziła Kaligulę dość surowo. Czy jednak rzeczywiście był tak jednoznacznie negatywną postacią? Przez wieki rządziło wielu tyranów, ale nawet w tak skandalicznym gronie Kaligula ma miejsce wyjątkowe. To podobno on wyniósł instytucję cesarskiej władzy na wyżyny deprawacji, a kompletna nieprzewidywalność jego nastrojów napawała otoczenie przerażeniem. Taki obraz cesarza został odmalowany przez starożytnych, a utrwaliła go kultura popularna. Dopiero od niedawna historycy nabierają dystansu do tak jednostronnej oceny Kaliguli.

Jarosław Molenda, znany pisarz, publicysta i niestrudzony globtroter, w swojej najnowszej książce przedstawia nam jednego z najbardziej kontrowersyjnych rzymskich cesarzy.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 6 min

Lektor: Adrian Chimiak
Oceny
4,2 (22 oceny)
13
4
1
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja: Dagmara Ślęk-Paw

Korekta: Marek Kowalik

Skład: Igor Nowaczyk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Zdjęcie na okładce i źródła ilustracji: © 3dpixs.com/AdobeStock,

© Morphart Creation, © LegoLeo1986/shutterstock,

© Richard Mortel, Wikimedia Commons

Zdjęcie autora: © Karolina Gajcy

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2020

Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2020

ISBN: 978-83-66503-33-5 (EPUB); 978-83-66503-34-2 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Wstęp

Nawet w dzisiejszych czasach niemal wszyscy znają jego imię, podczas gdy o cesarzach uznanych za „dobrych” poza zawodowymi historykami mało kto słyszał. Podobno ze wszystkich rozdziałów „mrocznej historii” Rzymu niewiele było ciemniejszych od rządów Kaliguli – wcielenia strachu dla jego poddanych, zwłaszcza dla patrycjuszy. Nie tylko jego brutalność, ale również kompletna nieprzewidywalność jego nastrojów czyniły go tak przerażającą postacią. Plotkarze oskarżali Kaligulę o utrzymywanie kazirodczych stosunków z własnymi siostrami i szwagrem, sadyzm, psychozę i manię boskości uniemożliwiającą sprawowanie władzy.

Czy to prawda? Niestety ta część Roczników rzymskiego historyka Publiusza Korneliusza Tacyta, która traktowała o rządach Kaliguli, nie zachowała się do naszych czasów. Przetrwały za to Dawne dzieje Izraela Józefa Flawiusza z 93 roku n.e., znane też pod tytułem Starożytności żydowskie. Trzeba jednak mieć na uwadze, że dzieło tego żydowsko-rzymskiego historyka, urodzonego jeszcze za życia Kaliguli, jest – jak wszystkie chyba starożytne źródła – mocno podkolorowane i nacechowane uprzedzeniami, co tak spuentował jeden ze współczesnych autorów:

„Józef Flawiusz to postać fascynująca i zarazem enigmatyczna [...]. Jego psychika była tak zawiła i znaczona paradoksalnymi sprzecznościami, że do dnia dzisiejszego nikt właściwie nie zdołał jej rozszyfrować do końca, a opinie wydawane o nim przez kolejne pokolenia historyków wahają się od najwyższych pochwał aż do pomawiania go o najszpetniejsze bezeceństwa”[1].

Nie jest łatwo zweryfikować opinie na temat Kaliguli, ponieważ do naszych czasów nie zachowało się zbyt wiele opisów działalności tego władcy pochodzących z pierwszej ręki. Źródła literackie współczesne jego pryncypatowi to moralizujące Dialogi retora, pisarza, poety i filozofa Seneki Młodszego oraz Poselstwo do Gajusza i Flakkus filozofa i teologa żydowskiego Filona z Aleksandrii.

Mimo że ten drugi nie zniża się do powtarzania plotek, to jednak nie kryje awersji do cesarza, opisując go jako człowieka o usposobieniu mściwym, konfliktowym, perfidnym, obłudnym i niestałym, a co za tym idzie kompletnie niezdolnego do sprawowania władzy absolutnej, ponieważ „[...] był z natury człowiekiem okrutnym, który nigdy nie miał dość pomsty ani nie darowywał win ludziom raz ukaranym (jak niektórzy władcy), lecz jego wściekłość stale prześladowała winowajców, ściągając na ich głowę coraz to nowe nieszczęścia”[2].

Mało obiektywne są zwłaszcza pisma Seneki. Jego rodzice należeli do znakomitego, konserwatywnego rodu, który, wygnany z Italii, osiedlił się w Kordobie. Ojciec (też Seneka, ale zwany Starszym) był znanym retorem, syn zaś szybko zasłynął jako mówca publiczny, filozof stoicki, autor traktatów filozoficznych i tragedii, twórca epigramów, choć co do poziomu jego twórczości opinie były rozbieżne. John Aubrey, angielski filozof przyrody, antykwariusz i biograf z XVII wieku, raczył stwierdzić na przykład: „Dr Kettle zwykł mawiać, że «Seneka pisze tak, jak knur leje, scilicet nagłymi zrywami»”[3].

Seneka nakreślił posępny portret Kaliguli – despoty, szaleńca, mordercy, gdyż ten drwił sobie z pism filozofa, nazywając je „piaskiem bez wapna”. Seneka nie pozostawał mu dłużny: „Gajusz Cezar – twierdził – pomiędzy innymi występkami, których mnóstwo popełniał, lubił naśmiewać się z innych i dziwną pałał chęcią, aby każdego w jakiś sposób wyszydzić, choć sam był niewyczerpanym źródłem szyderstwa”[4].

Już od czasów starożytnych O pocieszeniu do Polibiusza Seneki prowokowało wiele surowych sądów, których oskarżenia często wykraczają znacznie ponad to, co możemy przyjąć za udowodnione bez żadnej wątpliwości. Seneka miał wszystkie powody po temu, żeby obciążać pamięć o Kaliguli wyimaginowanymi zbrodniami: być może też za to, że cesarz skazał go na śmierć za udział w spisku, potem jednak z pogardą darował mu życie, gdyż uznano go za suchotnika, który i tak już niemal dogorywa. Co za upokorzenie!

Życie innego dziejopisarza, Swetoniusza, przypadło na okres o całe stulecie późniejszy niż krótkie panowanie Kaliguli. Historyk ten piastował na dworze cesarza Hadriana ważny urząd sekretarza. Dzięki takiemu uprzywilejowaniu miał najprawdopodobniej dostęp do państwowych archiwów. Nie zamierzał jednak pozostawić potomnym wyczerpujących opisów prezentowanej epoki. Swetoniusz nie był zresztą historykiem w dzisiejszym rozumieniu tej profesji.

Mówi się, że cesarz Kommodus żyjący w drugiej połowie II wieku n.e. uśmiercił człowieka tylko za to, że czytał właśnie Żywot Kaliguli, który wyszedł spod pióra Swetoniusza. Na pierwszy rzut oka kara wydaje się bardzo surowa, ale inna sprawa, że ze wszystkich cesarzy starożytnego Rzymu żaden, może z wyjątkiem Nerona, nie cieszył się tak złą reputacją jak Kaligula (a należy podkreślić, że Neron miał czternaście lat na upiększenie swego wizerunku, podczas gdy „Sandałek” zaledwie cztery). Nie pomógł mu w tym rzeczony Żywot Kaliguli, czyli najobszerniejsze – ale czy najbardziej wiarygodne? – źródło historyczne dotyczące Kaliguli.

Swetoniusz miał siebie raczej za pisarza, a nie historyka, pragnął uszczęśliwiać ludzi mu współczesnych nade wszystko świetną retoryką oraz niepospolitą kompozycją literacką. Dlatego też nie szczędził w swoich opisach plotek i pogłosek, przez co dzisiaj trzeba się trochę natrudzić, by dokładnie rozróżnić prawdę od anegdot. Udało się to w przypadku historii o Julii Druzylli – córce Cezonii. Zdaniem Swetoniusza jej ojcostwa Kaligula mógł być pewien dzięki specyficznym oznakom: „Za najpewniejszy dowód, że to jego nasienie, poczytywał okrucieństwa dziecka, już wówczas tak wielkie, że w czasie zabaw drapieżnymi palcami raniło twarze dzieci i wydrapywało im oczy”[5].

Otóż prawda jest taka, że ten „postrach dzieci” dokonał żywota prawie jeszcze w kołysce, w wieku czternastu miesięcy... Swetoniusz zresztą wykazywał obsesyjną wręcz słabość do plotek, lecz czy tylko o to chodzi? Pojawia się wątpliwość już przy samej lekturze przytoczonej powyżej historyjki na temat córki cesarza: jest ona nazbyt tendencyjna. Zwróćmy uwagę, że Swetoniusz nie był świadkiem zdarzeń, które opisał. Urodził się prawie trzydzieści lat po zadźganiu Kaliguli przez spiskowców.

Roland Auguet, współczesny biograf cesarza, zwraca uwagę, że Swetoniusz pisał także, i być może przede wszystkim, odwołując się do pewnej tradycji literackiej. Przed nim historycy interesowali się prawie wyłącznie publicznym wymiarem swych bohaterów. Pokazywali nam ich na forum, w senacie, wśród zgiełku bitewnego na polu walki. To cały literacki fresk. W domenę życia prywatnego zapuszczali się jedynie wtedy, gdy miało to bezpośredni związek z jakimś nieszczęściem.

Wraz z nadejściem cesarstwa historia karłowacieje, podbój zaczyna cierpieć na zadyszkę. Karuzela bohaterów, którzy z hukiem wkraczali i schodzili ze sceny, przestaje się kręcić. Wszystkie oczy wpatrzone są w cesarza. Historia staje się biografią. Bada się wnikliwie najdrobniejszy szczegół najważniejszej persony w państwie, co nie oznacza obiektywności. Swetoniusz, owszem, pisze historię od podszewki, ale jeszcze chętniej przyjmuje za prawdziwe to, co niewiarygodne, zagmatwane, pełne sprzeczności. Skrzętnie wystrzega się oglądania poszczególnych wydarzeń ze wszystkich stron.

Wprost przeciwnie, „[...] zestawiając ze sobą postępki, których wyjaśnienie się przemilcza – podkreśla Auguet – łatwo stworzyć wrażenie absurdalnego i pełnego sprzeczności zachowania. Technika ta jest znana. Chodzi o to, by nam wmówić, iż zachowania cesarza nic nie usprawiedliwia (zresztą, jeśli przedsiębierze on to czy owo, prawie zawsze czyni to «nagle», «niespodziewanie»). [...] Wszędzie, jakby od niechcenia, insynuuje się coś perfidnego czy pejoratywnego”[6].

Dla przykładu: Swetoniusz oskarża Kaligulę o szereg mordów, ale zarzuca, że „[...] stryja Klaudiusza pozostawił przy życiu tylko na pośmiewisko”[7] jako człowieka niepełnosprawnego. Tymczasem prawda jest taka, że wszyscy się z niego naśmiewali i to właśnie Kaligula pierwszy dostrzegł, że człowiek ów, powszechnie pogardzany, lepiej nadawał się do sprawowania urzędów aniżeli wielu nieudolnych przedstawicieli znanych rodów – czyli pierwszy wziął go na serio. Prócz tych wyrafinowanych metod stosuje się również techniki uderzeniowe. Zamiast przemilczać motywy działania, zmyśla się je z premedytacją.

Jak to często bywa, za tworzeniem tego rodzaju opowieści kryją się motywacje całkiem prozaiczne. Zasadniczy bowiem klucz „przekłamań”, jakich Kaligula padł ofiarą, tkwi w fakcie, że historycy (w tym też Kasjusz Dion, który tworzył dwieście lat po opisywanych wydarzeniach) sami czerpali wiadomości z kronik zredagowanych w jakiś czas po śmierci cesarza, i to bez większego rozeznania, albowiem zapiski te były – jak to przyznaje sam Tacyt – całkowicie wypaczone przez przeróżne namiętności[8].

Według współczesnego biografa życie Kaliguli jest to historia „pisana na gorąco”. I rzeczywiście niektórzy oczerniali jego pamięć w celu przypodobania się Klaudiuszowi, jego stryjowi i następcy. Deprecjonowanie rządów poprzednika i potępianie jego tyranii po to, by schlebiać nowemu władcy, stało się w Rzymie za czasów cesarstwa prawie powszechnie stosowaną regułą. I nic w tej dziedzinie nie było przesadą, uciekano się do najbardziej wyrafinowanych kalumnii. Jak zauważał Theodor Mommsen: „Opowiedziano o tym, co należało przemilczeć; przemilczano, co zasługiwało na opowiedzenie”[9].

Zupełnie jak dzisiaj. Ba, właściwie każdy ówczesny historyk, który by sobie pozwolił za panowania jakiegoś cesarza na wychwalanie poprzedniego czy też na „występowanie w jego obronie”, podpisałby tym samym na siebie wyrok skazujący przynajmniej na wygnanie. Dlatego też rzymscy historycy przekazali nam wysoce fantastyczną wersję wydarzeń.

Po prostu najpoważniej w świecie skopiowali żarty i plotki, jakby żywcem wyjęte z jakiegoś starożytnego brukowca w prosenackim wydaniu. W osądzie tym niewiele jest przesady. Relacja wydarzeń, przekazana nam przez Swetoniusza, Kasjusza Diona, Senekę, przez historyków żydowskich Józefa Flawiusza i Filona – jedyne źródła, jakimi dysponujemy – aż roi się od zasadniczych błędów w przedstawianiu najbardziej elementarnych faktów.

Powtarza nam się na przykład, że Kaligula doprowadził swoją babkę Antonię do rozpaczy, następnie zaś do samobójstwa, pogardliwym traktowaniem i wyzwiskami: zamykał przed nią swoje drzwi, przyjmował ją wyłącznie w obecności prefekta gwardii, a ponieważ stale czyniła mu wyrzuty z powodu niewłaściwego sposobu sprawowania władzy (wszyscy zaś zgodnie przyznają, a rzecz to zasadnicza, że zaczął się on dopiero przejawiać w pół roku po jego dojściu do władzy), zmusił ją do popełnienia samobójstwa.

Szkopuł w tym, że z pewnego kalendarza odkrytego w Ostii wynika, że Antonia umarła l maja 37 roku, w miesiąc po objęciu przez Kaligulę rządów, czyli w czasie, jaki nawet przeciwnicy cesarza uważają za okres, w którym jawił się on jako wzorowy władca... Wiarygodność przekazanych źródeł jest często wątpliwa z uwagi na anegdotyczną, często pikantną treść. Prawdziwość wielu wypowiedzi jest nie do sprawdzenia. Właśnie cesarze byli zawsze narażeni na podejrzenia, ponieważ – jak mówi się w Historii Augusta – nie ma cesarza, którego nie obciążałyby pogłoski.

Ambitne dekonstrukcje antycznych źródeł literackich są oczywiście obarczone olbrzymim marginesem błędu, gdyż opierają się na szczątkowym materiale źródłowym. Warto jednak wciąż na nowo wczytywać się w antyczną literaturę, konfrontując ją z innymi rodzajami źródeł. To, że Heinrich Schliemann odkrył Troję, ufając ślepo Homerowi, nie znaczy przecież, że powinniśmy wierzyć również w każde słowo Tacyta, a już zwłaszcza Swetoniusza.

„Źródła – jak słusznie zauważał już wiele lat temu XIX-wieczny szwajcarski historyk sztuki, literatury i kultury, Jakub Burckhardt – są niewyczerpane, każdy więc musi wciąż od nowa czytać po tysiąckroć już przewertowane książki, ponieważ w każdym stuleciu ukazują one czytelnikowi nowe, nieznane oblicze. Może się bowiem zdarzyć, że na przykład u Tukidydesa opisany jest jakiś fakt najwyższej rangi, który ktoś dostrzeże dopiero za sto lat”[10].

Dopiero od niedawna historycy nabierają dystansu do obrazu, który starożytni namalowali krwią, zbrodnią i rozpustą, a kultura popularna – zwłaszcza skandalizujący film Kaligula z 1979 roku (notabene współfinansowany przez wydawcę magazynu „Penthouse” Boba Guccionego), z niesamowitą kreacją Malcolma McDowella – zakorzeniła w świadomości swoich odbiorców na całym świecie.

Reżyser i scenarzysta ukazują cesarza, który z każdym rokiem panowania coraz bardziej nurza się we krwi i rozpuście. Gwałci przypadkowo napotkane kobiety i mężczyzn, z lubością przygląda się straszliwym torturom, a w chwilach wolnych od seksu i przemocy szydzi z rzymskich zwyczajów. Czy właśnie tak wyglądało kilkuletnie panowanie człowieka, którego pieszczotliwy przydomek zna chyba każdy?

CZĘŚĆ IUbóstwiany brzydal?

Kiedy jako dwuletni chłopiec w miniaturowym uniformie legionowym, butach i odpowiednim uzbrojeniu towarzyszył swemu ojcu podczas wyprawy wojennej w północnej Germanii, szybko zyskał sympatię rzymskich żołnierzy, oczarowując wszystkich swoim urokiem i bezpośredniością. Zdaniem starożytnych dziejopisarzy z „niewiniątka” zmienił się jednak później w zwyrodnialca i tyrana, który największe upodobanie znalazł w seksualnych orgiach.

Życie Kaliguli rozpoczyna się podczas zawieruchy wojennej. Matka, Agrypina (Starsza), wnuczka cesarza Augusta, wydaje syna na świat 31 sierpnia 12 roku n.e., w położonej o czterdzieści kilometrów na południe od Rzymu miejscowości Antium (dzisiejsze Anzio). Malec otrzymuje imię Gajusz, a dla upamiętnienia wielkiego rzymskiego wodza i męża stanu zyskuje ono dwa uzupełnienia: Juliusz Cezar; zostaje także dodane imię Germanik.

To ostatnie nosi jego ojciec, bratanek cesarza Tyberiusza, który zrobił zawrotnie szybką karierę polityczną i wojskową, zdobywając nominację na konsula w tymże samym roku 12 n.e. w bardzo młodym wieku zaledwie dwudziestu sześciu lat, a później władzę prokonsularną i dowództwo nad legionami stacjonującymi w Galii i Germanii. Ponieważ cenił sobie bliskość rodziny podczas kampanii wojennych, Agrypina towarzyszyła mu na tej placówce.

Panujący Tyberiusz był zazdrosny o Germanika, który wykorzystywał swoją pozycję do zdobycia popularności. Cesarz uważał jego rosnącą sławę za zagrożenie dla własnej władzy. I słusznie, gdyż Germanik był przystojnym, młodym wojownikiem, ulubieńcem mas, któremu los najwyraźniej sprzyjał, z jednym wyjątkiem – nie cieszył się dobrym zdrowiem. Cierpiał bowiem na epilepsję, którą przekazał – z fatalnymi konsekwencjami – swemu synowi, przyszłemu cesarzowi Kaliguli.

Germanika cechowała żelazna wola, w razie niebezpieczeństwa wykazywał się odwagą i zdecydowaniem, ale istniała też i druga strona jego natury. Pisywał uczone rozprawy, tworzył po grecku poezje i cieszył się sławą wspaniałego mówcy. Jego syn Kaligula rozwinął się później w zupełnie innym kierunku i okazało się, że niewiele odziedziczył z osobowości ojca. Germanik był popularnym wśród ludu wzorem przystojnej rycerskości, a Agrypina okazała się perfekcyjnym modelem Matki-Rzymianki, wydając na świat aż dziewięcioro dzieci. Oboje szybko stali się złotą parą (takim księciem Williamem i księżną Kate) dynastii julijsko-klaudyjskiej[1].

Germanik rozsławił swoje imię, tocząc boje z osiadłymi na prawym brzegu Renu plemionami germańskimi, które kilka lat wcześniej zdołały pod wodzą księcia Cherusków, Arminiusa, zadać w Lesie Teutoburskim druzgocącą klęskę trzem legionom rzymskim. Ojciec Kaliguli, człowiek potężnej postury, życzliwy ludziom oraz bezpośredni, cieszył się wielką sympatią wśród przedstawicieli wszystkich grup etnicznych, które zamieszkiwały rzymskie imperium.

Uchodził za bohatera, zwłaszcza w oczach swoich podkomendnych, więc nic dziwnego, że w roku 14 n.e. żołnierze chcieli nawet obwołać go nowym cesarzem w miejsce nielubianego Tyberiusza. Dochodzi do buntu, z trudem stłumionego przez Germanika nie bez pomocy... dwuletniego syna. Jak pisze bowiem Swetoniusz: „Oto po zgonie Augusta, gdy żołnierstwo zaczęło się buntować i szaleć, Kaligula samym tylko pojawieniem się – rzecz to niewątpliwie stwierdzona – uspokoił je od razu”[2].

Kiedy mały Gajusz razem z matką zostają dla bezpieczeństwa zabrani z obozu, oboje trafiają w ręce grupy żołnierzy. Ku uciesze oficerów żołnierze zakładają płaczącemu chłopcu na małe stopy caligae – rodzaj wiązanych wysoko na łydce sandałów, noszonych przez legionistów, od szeregowców do niższych oficerów. Buty były skrojone z uwzględnieniem różnic pomiędzy prawą i lewą stopą, co w owych czasach było nietypowe. Składały się z jednego kawałka skóry wiązanego rzemieniem, nie okrywały palców, miały grubą, nabijaną ćwiekami podeszwę składającą się z kilku warstw skóry.

Odtąd do chłopczyka, który nosił wyłącznie mundur żołnierski, przylgnął przydomek Kaligula – „Sandałek”. Potem ten przydomek, pod którym przeszedł do historii, nie będzie mu w smak, i dlatego każdego, kto się do niego w ten sposób zwróci, spotka kara. Przynajmniej tak twierdził Seneka, według którego Kaligula:

„[...] we wszystkim dopatrywał się obelgi i jak to z reguły bywa, o tyle okazywał się słabszy w znoszeniu zniewagi, o ile bardziej pragnął wyrządzać ją innym. Obraził się na Hereniusza Macera, dlatego że go pozdrowił imieniem Gajusza, ani nie puścił płazem dowódcy pierwszej kompanii, że nazwał go Kaligulą. A przecież urodził się w obozie wojennym, wychowany został przez legiony, nikt więc nie zwykł zwać go inaczej i pod żadnym innym imieniem nie był nigdy bardziej znany żołnierzom, ale kiedy włożył koturny, już imię Kaligula stało się dla niego obraźliwym przezwiskiem i obelgą”[3].

Aż trudno sobie wyobrazić, że pierwsze użycie tego przydomka wynikało z czułości. Syn ubóstwianego przez żołnierzy wodza stał się maskotką całej armii. Mały towarzysz w codziennym boju mógł rozczulać towarzyszy i sprzyjać psychicznemu oderwaniu się od ferworu walki – zwłaszcza w okresie odpoczynku, po bitwach. W dzieciństwie Kaligula był więc ulubieńcem ludzi i choć wkrótce wyrósł z tej roli, wiedza wówczas zdobyta pomogła mu podczas dorastania. Świadomie bądź nie, nauczył się wykorzystywać swoje przymioty. Używał wdzięku, by przeciągnąć ludzi na swoją stronę, uspokajać nieczyste sumienia i uśmierzać ludzki gniew. Ten rozbrajający sposób bycia uratował mu życie[4].

Kiedy na Bliskim Wschodzie, w prowincji podległej Rzymowi, zaczęły się niepokoje, dowództwo powierzono Germanikowi. Mężowi w tej misji oczywiście towarzyszyła Agrypina. Namiestnikiem Syrii został mianowany Gnejusz Kalpurniusz Pizon, znany z gwałtownego charakteru i niechęci do Germanika, na co ten początkowo nie zwracał specjalnej uwagi, podobnie jak towarzysząca mu Agrypina, która w tej podróży, na wyspie Lesbos, urodziła ostatnie swoje dziecko, córkę Julię.

Decyzja Tyberiusza, a mianowicie wysłanie Germanika, w towarzystwie Agrypiny i innych członków jego rodziny, w dyplomatyczną podróż do wschodnich prowincji, z zatwierdzonym przez senat mandatem maius imperium (władzy zwierzchniej) nad wszystkimi namiestnikami w regionie, interpretowana była jako próba odsunięcia rywala na boczny tor i oderwania go od wiernych mu legionów.

Adoptowany syn Tyberiusza, aby wygrać wyścig do tronu, starał się umocnić swą pozycję na Wschodzie przez podjęcie szeregu inicjatyw. Jedną z nich była „krajoznawcza” wycieczka do Egiptu na przełomie 18 i 19 roku po Chrystusie. Wyjechał tam jedynie w asyście sekretarza Bebiusa, bez wojska i swej licznej rodziny. Gdy ubrany w grecki strój cezar wkroczył do Aleksandrii, wzbudził niesamowity aplauz mieszkańców, którzy witali go niczym cesarza i boga.

W odpowiedzi na te honory opublikował edykt, zachowany w tak zwanym Papirusie Germanika, w którym dziękował Aleksandryjczykom za poparcie, ale odmówił przyjęcia tytułów boskich, które wszak i tak zastrzeżone były wyłącznie dla „boskości” Tyberiusza i Liwii[5]. Ale za to wprowadził rozmaite populistyczne zarządzenia. Jednym z nich była na przykład obniżka cen zboża ogłoszona w czasie spotkania z mieszkańcami Aleksandrii.

Germanik jako pierwszy przedstawiciel cesarskiego domu podróżował po Egipcie cognoscendae antiquitatis, to znaczy w celach turystycznych. Nigdy cesarz rzymski nie przekroczył granic państwa w celach pokojowych, podobnie jak żaden król perski ani faraon egipski nie czynili tego dobrowolnie[6]. Trudno uniknąć podejrzenia, że widok trzech pokoleń potomków arcyrywala Augusta, czyli Antoniusza, wizytujących najważniejsze miejsca „rewiru łowieckiego” ich osławionego krewniaka był świadomie obliczony na rozwścieczenie Tyberiusza.

I rzeczywiście rozzłościło to cesarza do tego stopnia, że oficjalnie ostro zgromił Germanika. Nieoficjalnie zaś podobno Pizon, cesarski legat wysłany do Syrii, otrzymał od Tyberiusza rozkaz pilnowania go i – w miarę możliwości – przeszkadzania mu. Gdy wkrótce Germanik zachorował, szybko rozeszły się pogłoski, że został otruty z rozkazu cesarza[7]. On sam był o tym przekonany. Jego zdaniem zaniemógł wskutek trucizny zadanej mu w jakiś sposób przez Pizona oraz praktyk magicznych mających mu przynieść nieszczęście.

Historyk Tacyt twierdził bowiem, że Pizon „[...] rozkazał liktorom rozpędzić przyprowadzone już na ofiarę bydlęta, usunąć przybory ofiarne i świątecznie przystrojony lud antiocheński. [...] znajdowano na podłodze i ścianach domu wykopane resztki zwłok ludzkich, formuły czarów i przekleństw jako też imię Germanika wyryte na ołowianych tabliczkach, na poły spalone i umazane posoką popioły i inne złośliwe gusła, za których pomocą, jak wierzą, można życie ludzkie mocom podziemnym poświęcić”[8].

Czy został otruty przez Pizona i jego żonę Plancynę na rozkaz Tyberiusza, jak głosiła wieść publiczna? Nie ma co do tego pewności. Jednakże drążenie tej kwestii nie ma wielkiego znaczenia. Coś mogło być na rzeczy. Za prawdopodobnym zleceniem morderstwa przemawiały fakty. Germanik stanowił dla cesarza stałe niebezpieczeństwo, prawdziwy miecz Damoklesa, już choćby z racji swej popularności, która uwidoczniła się wyraźnie w czasie jego choroby i po śmierci.

„W Rzymie – donosił Swetoniusz – na pierwszą wiadomość o chorobie ludność, jakby rażona piorunem, pogrążyła się w smutku, oczekując następnych nowin. Nagle, już wieczorem, rozeszła się pogłoska, nie wiadomo za czyją sprawą, że wreszcie nastąpiła poprawa. Tłumy, z pochodniami i ofiarnymi zwierzętami co tchu, bezładnie ruszyły na Kapitol i omal nie wyważono wrót świątyni, aby co prędzej złożyć z radością dziękczynne ofiary. Tyberiusza ze snu obudziły okrzyki obywateli radujących się i po całym mieście wyśpiewujących:

Rzym ocalony, ojczyzna także, Germanik zdrów!

Gdy wreszcie została ogłoszona oficjalnie wiadomość o jego zgonie, nie można było ukoić powszechnej żałości ani żadnymi słowami pociechy, ani żadnymi obwieszczeniami. Trwała ona jeszcze przez całe święta grudniowe. Chwałę zmarłego i żal po nim pomnożyła groza nadchodzących czasów. Powszechnie i nie bez słuszności sądzono, że Tyberiusz ze względu na szacunek dla Germanika i obawę przed nim poskramiał swe okrucieństwo, które wnet potem wybuchło”[9].

Nie sposób dziś ustalić, czy Tyberiusz naprawdę był zazdrosny o Germanika i czy ojciec Kaliguli rzeczywiście został zamordowany. Choć reżim stworzony przez Augusta prezentowano jako modyfikację tradycyjnego systemu republikańskiego, od samego początku był on formą monarchii, a monarchowie są na ogół zazdrośni o rywali – czy to prawdziwych, czy wyimaginowanych. W Rzymie reputacja cesarza opierała się na zwycięstwach jego armii, ale nikt oprócz niego, nawet bliski krewny, nie mógł zdobyć większej chwały[10].

Germanik zmarł w październiku roku 19, nie dożywszy nawet trzydziestu czterech lat.

„Wina Pizona i Plancyny nie została udowodniona – zastrzega Tadeusz Zieliński – oczywiście, dowody o charakterze zabobonnym – tabliczki ołowiane z imieniem cesarzewicza, polecające go bogom i duchom podziemia – nie są z naszego punktu widzenia przekonywające, były jednak takimi w owych czasach; pozostawały liczne objawy niekarności ze strony dumnego namiestnika oraz nierozsądna radość jego małżonki, która nawet przerwała żałobę po swej zmarłej siostrze na wieść o żałobie znienawidzonej rywalki”[11].

Tymczasem wdowa po Germaniku, Agrypina, powoli wracała do brzegów Italii przez zimowe morze, by w końcu w Brundyzjum zejść na ląd, ściskając w rękach urnę ze skremowanymi szczątkami męża. Witana była przez pogrążonych w smutku i pełnych współczucia kolegów i sympatyków Germanika. I chociaż – jak pisał Tacyt – wracała „[...] znękana żalem i chora, nie znosiła niczego, co by mogło jej zemstę opóźnić”[12].

W Rzymie atmosfera przesiąknięta była podejrzeniami. Lud pamiętał śmierć ojca Germanika, Druzusa, i powtarzał dawne pogłoski, snując domysły, że jego syn został zabity, gdyż planował przywrócenie republiki. Usunięcie Germanika nie rozwiązało problemu następcy, ponieważ dwoje jego starszych dzieci, Neron i Druzus, miało prawo zasiąść na tronie przed innym Druzusem, rodzonym synem Tyberiusza. Po śmierci Germanika rzeczniczką praw rodziny do tronu została wdowa po nim, Agrypina, która nie potrafiła pogodzić się z myślą, że śmierć męża, z którym dzieliła karierę i nadzieje, wyłączyła ją z życia publicznego[13].

Tyberiusz, nie zwlekając, zesłał ją na Pandaterię (dziś Ventotene) – tę samą maleńką wyspę, na którą przed laty wygnano jej pohańbioną matkę Julię. Wycierpiawszy wiele z rąk tych, którzy ją więzili, łącznie z biciem tak brutalnym, że straciła jedno oko, oraz z przymusowym karmieniem, gdy próbowała popełnić samobójstwo, głodząc się na śmierć, Agrypina umarła na wyspie około roku 33 jako kobieta po czterdziestce. Cesarz, informując o tym senat, dodał złowieszczo, że doprawdy dobrze się stało, ponieważ w przeciwnym razie i tak zostałaby zgładzona za (rzekome) cudzołóstwo z Asinusem Gallusem[14].

Trzy lata wcześniej jej dwaj najstarsi synowie – Neron i Druzus – także zostali uwięzieni. Matka w pogodne dni mogła obserwować na zachodzie mgliste zarysy wyspy Poncji, na której dogorywał ten pierwszy, oskarżony o homoseksualizm. Po dziś dzień nie wiadomo, czy umarł zagłodzony w roku 30, czy też popełnił samobójstwo, kiedy – jak pisze Swetoniusz – kat pokazał mu powróz, którym miał być uduszony, i haki przygotowane do wleczenia jego ciała do Tybru. Według Tacyta ten drugi był do tego stopnia głodzony w podziemiach Palatynu, że „[...] żując wysłanie materaca, aż do dziewiątego dnia swe życie przedłużył”[15].

Już przedwczesna śmierć ojca musiała być dla nastoletniego Kaliguli bolesnym wydarzeniem i zaważyć na jego dalszym życiu. Dotąd, pod rodzicielską pieczą, doświadczał spływającego pośrednio i na niego uwielbienia, jakim darzono jego ojca. A teraz z całą rzymską arystokracją musiał patrzeć na akty przemocy ze strony znienawidzonego cesarza Tyberiusza, który, w nieustannym strachu przed spiskami, nie wahał się pozbawiać skrytobójczo życia i skazywać na śmierć.

Chłopiec pojmuje chyba w końcu, że zarówno jego matka Agrypina, jak i obaj bracia (szesnasto- i siedemnastoletni) uwikłali się w walkę o przejęcie władzy. Od Tacyta wiemy, że Agrypina rzeczywiście zamierzała przed czasem zapewnić tron jednemu ze swoich starszych synów – obaj byli wszak w prostej linii potomkami Augusta. Trudno wyjaśnić, dlaczego Tyberiusz oszczędził Kaligulę. Może staremu cesarzowi zależało na tym, by jego następcą został jedyny potomek Augusta w linii prostej? Ale Neron i Druzus też się takowym legitymowali. Może sprzyjało mu szczęście?

Gdy Agrypina straciła wolność, on, nastolatek, został nagle wyrwany z rodzinnego kręgu. Razem z dwiema najmłodszymi siostrami o imionach Druzylla i Liwilla, które odegrają później znaczące role w jego życiu, trafił do domu prababki Liwii, małżonki pierwszego cesarza, Augusta, i matki jego następcy, Tyberiusza. Kiedy ta w wieku 86 lat zmarła, chłopca przyjęła pod swój dach Antonia Młodsza, matka Germanika, czyli babka Kaliguli.

Biograf „Sandałka” Roland Auguet zastanawia się, czy to nie ostrożności babki zawdzięczał on uniknięcie prześladowań, jakie spotkały jego bliskich. A może temu, że potrafił się odciąć od niezręczności i namiętności, które stały się przyczyną ich zguby? W każdym razie jest rzeczą pewną, że rozwaga ta na niewiele pewnie by mu się zdała, gdyby nie dobra wola Tyberiusza. Może pojął, że nie może wszystkich zgładzić – kiedyś państwo będzie przecież potrzebować nowego cezara.

Uratował się też dzięki temu, że uważano go za niemal dziecko. Jednak dla młodego syna Germanika były to straszne czasy. Tragiczne wydarzenia musiały się na nim odbić. To, co przeżył, nie mogło nie pozostawić żadnego śladu na jego psychice. Pewne szczegóły pozwalają sformułować domysł, że już w tamtych latach nadmierne obciążenie psychiki i ciąg traumatycznych przeżyć przyczyniły się do rozwoju choroby umysłowej u Kaliguli.

Od Swetoniusza wiemy wprawdzie tylko o dziecięcej padaczce i trwałej bezsenności cesarza, ale i te przypadłości mogły mieć pewien udział w rozwoju późniejszej, bardzo dotkliwej psychozy. Ten wyrośnięty młodzieniec o straszliwie chudych nogach i sporej tuszy stał się nazbyt nerwowy, wręcz ponad miarę bojaźliwy. Burze z piorunami wpędzały go pod łóżko. Nieustannie drżał o swoje życie. Wiedział przecież, że jest potencjalnym celem jako ostatni pozostający przy życiu pretendent do tronu[16].

Z najbliższej rodziny pozostały mu tylko siostry, toteż darzył je serdecznym uczuciem, co później stało się podstawą plotek o związkach kazirodczych. Najstarsza siostra, Agrypina Młodsza, poślubiła wkrótce Gnejusza Domicjusza. To ich syn miał po latach panować jako cesarz Neron. Średnia, Druzylla, wychodziła za mąż dwukrotnie, a była zawsze ulubienicą Gajusza. Wreszcie najmłodsza, Julia Liwilla, poślubiła Marka Winicjusza, którego nazwisko Henryk Sienkiewicz dał bohaterowi Quo vadis[17].

Wcześniej zniechęcony Tyberiusz, przytłoczony brzemieniem władzy, nieskory do obcowania z ludźmi, według Tacyta – łysy, arogancki i przewrotny – zdążył wycofać się na wyspę Capri, do swojej willi. Aby mieć święty spokój, codzienną dbałość o sprawy państwowej wagi powierzył prefektowi pretorianów, którym był dygnitarz doprawdy potężny i drapieżny – Sejan. Po kilku latach Tyberiusz, ostrzeżony, że ten zaczął knuć przeciw niemu, potajemnie przekazał dowództwo nad pretorianami Makronowi, któremu udało się aresztować Sejana podczas posiedzenia senatu[18].

Senatorowie natychmiast skazali go na śmierć. Dlaczego jednak cesarz odwrócił się od Sejana? Źródła najczęściej podają, że cesarza ostrzegła Antonina Młodsza, córka Marka Antoniusza (matka Germanika, czyli babka Kaliguli). Coś jest na rzeczy, ponieważ Tyberiusz nie był człowiekiem skłonnym do ulegania grupie senatorów, musiały przemówić do niego argumenty i dowody, że jego dawniejsza ocena wartości najbliższego doradcy była katastrofalnie błędna, co w swoim stylu komentował satyryk Juwenalis:

Już zginął. Lecz za jakie zbrodnie?

Kto skarżył? Gdzie dowody? Jaki świadek czeka?

Nic z tego, epistoła nadeszła obfita

Z Kapri: „Oto więc wszystko; już o nic nie pytam”[19].

Sam Tyberiusz publicznie wyjaśnił, że usunął Sejana, gdyż ten „[...] wyrażał nienawiść wobec synów Germanika”. Nie można tego przyjmować dosłownie, ponieważ – choć było za późno, by rehabilitować zmarłego już Nerona – po upadku prefekta można było przywrócić do łask Druzusa, a jednak tak się nie stało. Upadek Sejana pociągnął za sobą także upadek jego rodziny.

Wdowa po nim, Apikata, popełniła samobójstwo. Jednak przed śmiercią napisała do Tyberiusza list, oświadczając w nim, że zmarły osiem lat wcześniej syn cesarza Druzus Młodszy został zamordowany przez Sejana w porozumieniu z żoną zmarłego, Julią Liwillą, która była już wówczas jego kochanką. Być może oskarżenie było fałszywe, ale Tyberiusz w nie uwierzył, zatem zginęła również Liwilla[20].

Jeśli historyczny Lucjusz Eliusz Sejan miał choć połowę tej diabelskiej inteligencji i łotrowskiego talentu do popełniania w białych rękawiczkach największych niegodziwości, jakie zademonstrował odtwarzający go Patrick Stewart w serialu Ja, Klaudiusz, to za cesarza Tyberiusza Rzymianie przeżyli ciężkie szesnaście lat. Robert Graves również nie zostawia na nim suchej nitki, gdyż według niego Sejan stanowił:

„[...] wzór wszelkiej przewrotności. Jako młody człowiek Sejan służył w wojsku Gajusza na Wschodzie i zaliczał się do jego przyjaciół. Dość bystry, by przewidzieć powrót Tyberiusza, przyczynił się doń nawet, zapewniając Gajusza, że ojczym jego szczerze zrezygnował z ambitnych planów. Nakłonił go też, żeby sprawę wygnańca poparł u Augusta. Równocześnie zawiadomił Tyberiusza o wyświadczonej mu przysłudze, a ten odpisał, że nigdy jej nie zapomni. List ten Sejan starannie przechowywał. Trzeba jeszcze dodać, że nie tylko potrafił łgać jak z nut, ale – wedle trafnej uwagi Gallusa – niezwykle wytrawnie operował kłamstwami, których armię potrafił utrzymać w czujnym pogotowiu i dyscyplinie. Dawał tego najwymowniejszy dowód w każdej utarczce słownej z podejrzeniami czy decydującej rozprawie z prawdą. Tyberiusz zazdrościł mu tego talentu, jak zazdrościł Nerwie uczciwości, bo wprawdzie jego związki ze złem coraz bardziej się zacieśniały, ciągle jeszcze miewał jednak nieoczekiwane porywy szlachetności.

Sejan pierwszy zasiał w duszy Tyberiusza ziarno podejrzeń przeciw Germanikowi, twierdząc, że człowiek, który fałszuje list swego ojca, bez względu na okoliczności, w jakich to się stało, nie zasługuje na zaufanie; on też podsuwał myśl, że Germanik skrycie dąży do władzy cesarskiej; czyni to tylko nadzwyczaj ostrożnie; najpierw pozyskuje sobie ludzi przekupstwem, a potem urządza niepotrzebną wyprawę za Ren, aby wzbudzić w nich zaufanie do swych talentów militarnych i upewnić się co do ich sprawności. Jeśli chodzi o Agryppinę, Sejan zwracał uwagę Tyberiusza na jej niebezpieczne ambicje. Sama mianowała się wtedy na moście dowódcą i witała powracające pułki, jakby Bóg wie kim była. To, że istniało niebezpieczeństwo zniszczenia mostu, sama prawdopodobnie wymyśliła. Sejan powiedział też Tyberiuszowi, że od wyzwoleńca, który był niegdyś niewolnikiem Germanika, słyszał, że Agryppina jego i Liwię obwiniała o śmierć trzech swoich braci i banicję siostry i że przysięgła ich pomścić. Poza tym Sejan odkrywał wciąż całe mnóstwo spisków przeciw Tyberiuszowi i podtrzymując w cesarzu obawę o życie, zapewniał go równocześnie, że pod jego strażą może się czuć zupełnie bezpieczny”[21].

Uwieczniony z kolei przez Tacyta Sejan nie ma konkurentów na szczycie listy najbardziej amoralnych osobników. Jest najczęściej wspominanym prefektem pretorianów, a był przecież tylko jedną z wielu w długim szeregu szarych eminencji z ukrycia pociągających za sznurki. W epoce przedcesarskiej prefektów mianowano na czas określony. Na stanowisko to powoływano urzędników różnych szczebli, od zarządzających funduszem emerytalnym legionistów po gubernatorów prowincji w rodzaju Poncjusza Piłata, ulubieńca historii, jeśli chodzi o facetów niezdecydowanych.

Od okresu rządów Augusta zakres władzy prefektów znacznie się poszerzył, obejmując obowiązki zarówno cywilne, jak i wojskowe, a ich wybór stał się prerogatywą wyłącznie cesarską. Prefekt pretorianów został nagle grubą rybą, dowódcą osobistej gwardii panującego i jego rodziny. Wraz ze wzrostem znaczenia i liczebności pretorianów rósł w siłę ich dowódca, teraz drugi człowiek w imperium, mający bezpośredni dostęp do samego władcy. Taka pozycja zapewniała bogactwo, prestiż, możność nagradzania tych, co znali mores, i karania prawie wszystkich innych.

Sejan był niewątpliwie „człowiekiem z awansu”. Zanim został prefektem, wżenił się w bogatą rodzinę popularnego wówczas, rozrzutnego sybaryty Apicjusza. Gdy tylko dostał wezwanie z pałacu, pozbył się pierwszej żony, by nie przeszkadzała mu w dostępie do łask senatu i cesarza Tyberiusza oraz do łóżek jego żeńskich krewnych. Sejan kochał swoją pracę i z zapałem prześladował wszystkich podejrzanych o nielojalność. Jak to często jednak bywa, zbytnia bliskość tronu nadmiernie pobudziła jego ambicje[22].

Pod nadzorem nowego prefekta pretorianów, Makrona, liczba procesów o zdradę poszybowała w górę. Dla czołowych postaci rzymskiego towarzystwa i kręgów rządzących ostatnie sześć lat panowania Tyberiusza okazało się niezwykle niebezpieczne. W tym czasie, gdy w Rzymie na jego rozkaz toczyły się coraz liczniejsze procesy o obrazę majestatu, zakończone wyrokami śmierci – zarzut tego typu mógł spotkać nawet kogoś, kto załatwiał potrzebę fizjologiczną, mając przy sobie monetę z podobizną cesarza, albo zostawiał taką w domu publicznym!

Stąd iście zbawienny wydaje się Kaliguli niespodziewany rozkaz cesarza Tyberiusza, który domaga się natychmiastowego jego przybycia na Capri. Opinia publiczna przyjmuje niezwykle gorąco wszystkie akty, które zdawały się zapowiadać powrót młodzieńca do łask. Tyberiusz obdarza go na dobry początek szatą z białej wełny, zwaną toga virilis. Wręczenie jej jest równoznaczne z oficjalnym uznaniem Kaliguli za osobę dorosłą.

Ba, niektórzy po tej ceremonii odnieśli wręcz wrażenie, że Kaligula stał się cesarskim faworytem i namaszczonym sukcesorem. Nic bardziej mylnego. W istocie bowiem Tyberiusz nadal zachowuje się wobec niego dwuznacznie i nie ma o nim dobrego zdania, choć nominacja Gajusza na kapłana w roku 31 wzbudza entuzjazm plebsu. Kaligula, wraz z młodszym wnukiem cesarza, Tyberiuszem Gemellusem, pozostali teraz jedynymi następcami starzejącego się cesarza.

Kiedy w wieku 56 lat Tyberiusz został cesarzem, pozostały mu jeszcze dwadzieścia dwa lata życia. Prawdopodobnie wcale nie pragnął tego tytułu. Bywał zimny i nieprzystępny, nie zależało mu na zaskarbieniu sobie sympatii Rzymian. Nie dostarczał im chleba i igrzysk, co postrzegano jako cesarską powinność, toteż odnoszono się do niego z niechęcią.

Tyberiusz prawdopodobnie wolałby oddać się wojskowej karierze, niż piastować publiczne stanowisko i ponosić odpowiedzialność za los imperium, nie potrafił jednak wyzwolić się spod wpływu ambitnej matki, pomimo że jego ojczym, cesarz August, traktował go z częściowo tylko ukrywaną niechęcią. Gdybyśmy więcej wiedzieli o młodości Tyberiusza, której część przypadła na lata wygnania, być może poznalibyśmy źródła urazów i nieufności, które przyniosły żniwo w późniejszym okresie jego życia[23].

Przez pierwsze lata sprawował jednak rozważne i rozsądne rządy. Dbał o porządek i tłumił niepokoje na granicach imperium, ale na fasadzie pojawiły się pierwsze rysy zdradzające nie tylko narastające poczucie zagrożenia, którego natężenie świadczyć mogło o paranoi, ale także ekscentryczność, okrucieństwo, niesłowność oraz psychopatyczną mściwość – zarówno wobec przeciwników, jak i przyjaciół. Te objawy, niczym rak drążące osobowość Tyberiusza, z czasem stały się coraz bardziej widoczne[24].

Tacyta postać Tyberiusza interesowała niemal obsesyjnie. Zanotował on stopniowe pogarszanie się jakości jego rządów. Pod tym względem miał: absolutną rację – choć pogorszenie to było bardziej widoczne w najwyższych kręgach rzymskich niż gdzie indziej. Jednak Tacyt, jak wielu starożytnych pisarzy, uważał, że charakter człowieka pozostaje taki sam od narodzin do śmierci, a jeśli jego postępowanie nie zawsze odzwierciedla osobowość, to dlatego, że czasami udaje mu się ją ukryć[25].

Tyberiusz ostatnie lata panowania spędził na wyspie Kaprea. Ta „kozia” wyspa[*1] to dzisiejsze Capri w Zatoce Neapolitańskiej, jak wiadomo, brylancik w tym tak bogatym w klejnoty kraju. Co skłoniło mądrego i przezornego władcę do tego kroku – to chyba na zawsze pozostanie zagadką. Doskwierały mu wrzody, nawet na twarzy; toteż był oszpecony plastrami. Tacyt wymienia ten fakt jako jedną z przyczyn wycofania się cesarza na Capri:

„Niektórzy myśleli, że na starość wstyd mu było także własnego wyglądu, bo jego wyniosła postać była nadmiernie chuda i pochyła, szczyt głowy bez włosów, twarz pełna wrzodów i zazwyczaj plastrami poznaczona. Już i na Rodos w odosobnieniu swym nawykł unikać zebrań i chucie swe taić”[26].

Cesarz cierpiał też na kolkę jelitową, ale ogólnie był tak zdrowy, że od trzydziestego roku życia nie potrzebował lekarzy. Słynął także ze swej siły – w dłoniach potrafił rozpołowić niedojrzałe jabłko. Najwyraźniej cierpiał na hemeralopię, ponieważ w świetle dziennym widział kiepsko, natomiast – o czym informuje nas Pliniusz Starszy – w ciemnościach wzrok miał niczym sowa. Niektórzy przypuszczają, że do kłopotów osobistych mógł przyczynić się brak umiaru w spożywaniu alkoholu – ta przypadłość często towarzyszy władzy[27].

Kiedy jeszcze służył w wojsku jako rekrut, dorobił się przezwiska Biberius Caldius Mero, co znaczy dosłownie „lubiący pić tylko czyste grzane wino”. Paszkwile na temat skłonności Tyberiusza do alkoholu krążyły w licznych odpisach po całym Rzymie. Był to nie tylko jeden z najwybitniejszych pryncepsów Rzymu, lecz zapisał się w historii również jako jeden z większych pijaków na rzymskim tronie. Należy jednak z żalem dodać, iż nieograniczona władza w dużym stopniu zepsuła tak dobrze zapowiadającego się władcę.

Obawiając się trucizny, przestał bowiem pić wino, tłumacząc to względami zdrowotnymi. Zamiast tego poświęcił się najohydniejszym rozpustom połączonym z niewiarygodnym okrucieństwem. Wskutek tego po Rzymie zaczęły krążyć wierszyki rzucające na cesarza takie oto oskarżenia:

Wzgardziłeś winem, któreś z ziemskich rozkoszy

wymazał,

I żłopiesz krew pieniącą się jak wino w czarze[28].

W roku 26 n.e. miał już 67 lat i nie była to piękna, pogodna starość, którą los czasami obdarza swoich ulubieńców. Opuszcza zatem Rzym i udaje się na nowe, acz dobrowolne wygnanie. Wyspa nadawała się znakomicie zarówno na fortecę, jak i miejsce ucieczki przed prześladującymi go myślami o spiskach i zamachach. To właśnie na Capri oddawał się perwersyjnym uciechom, które zniszczyły jego reputację.

Według Tacyta: „W miejscu tym dał upust swym niepohamowanym żądzom [...] z butą charakterystyczną dla wschodniego despotyzmu w brutalny sposób zmuszał nisko urodzonych młodych mężczyzn, aby dostarczali mu fizycznej rozkoszy [...]. Zrodziły się nowe rodzaje zmysłowości, nowe słowa na określenie wyszukanej, skandalicznej, lubieżnej rozpusty”[29].

Swetoniusz wypowiedział się na ten temat bardziej jednoznacznie i dosadnie. W obecności cesarza młodzi mężczyźni i kobiety oddawali się kopulacji (w trzyosobowych grupach), aby „pobudzić jego zanikające żądze”. Mali chłopcy, których nazywał „rybkami”, mieli w czasie jego kąpieli krążyć „[...] mu między udami i nieznacznie podpływając, podniecali go językiem lub ugryzieniem. Również jakoby kazał przykładać sobie do członka męskiego lub do brodawki piersiowej nieco starsze niemowlęta, jednak nie odstawione jeszcze od piersi”[30].

Tyberiusz miał się dopuszczać tortur i sadystycznego okrucieństwa. Podstępem zmuszał mężczyzn do wypijania znacznych ilości wina, po czym zaciągał sznur wokół ich genitaliów, który wrzynał się w ciało i uniemożliwiał oddawanie moczu. Na Capri do dziś pokazują miejsce na szczycie urwiska, z którego Tyberiusz spoglądał podobno na ofiary strącane do morza po długich, wyszukanych torturach.

Temu staremu, zniekształconemu artretyzmem człowiekowi na „wyspie capów” przypisywano najwymyślniejsze orgie. Swetoniusz opisuje je szczegółowo. Ba, wśród rzekomych chłopców do uciech wymienia Witeliusza, późniejszego cesarza. „Dzieciństwo oraz wczesną młodość spędził na Kapri wśród dziewek i kochanków Tyberiusza i sam już na zawsze napiętnowany został mianem «spintrii». Przypuszczano, że prostytuowanie się syna zapoczątkowało i spowodowało karierę ojca”[31].

Nie ma stuprocentowej pewności, czy wydarzenia te rzeczywiście miały miejsce, bo o wątpliwej wiarygodności Swetoniusza już była mowa. Tyberiusz był starym, nieszczęśliwym człowiekiem, który znajdował chwilowe ukojenie we wzrokowych podnietach i który doznawał sadystyczno-erotycznej satysfakcji, widząc tortury i śmierć. Jednak ze względu na samotniczy tryb życia cesarza nie wydają się one wprawdzie całkowicie nieprawdopodobne, choć do „rewelacji” starożytnych pisarzy należy podchodzić z dystansem.

Po latach seksualnej wstrzemięźliwości Tyberiusz być może rzeczywiście zapragnął w raju na Capri oddać się lubieżnej rozpuście i wspomnieniom młodzieńczych czasów. Być może miało to stanowić zadośćuczynienie za poniżenia, jakich doświadczył w przeszłości. Nie można także wykluczyć, że szukanie takich przyjemności wynikało z podeszłego wieku; jednak dowody, że cesarz cierpiał na starczą demencję, są niewystarczające[32].

Wydaje się bardziej prawdopodobne, że cesarz był psychopatą, choć hiszpański historyk i psycholog Gregorio Marañón doszukuje się źródeł jego problemów w osobistych i politycznych porażkach. W latach młodzieńczych Tyberiusz doświadczył życia na wygnaniu, co z pewnością nie wpłynęło korzystnie na rozwój emocjonalny chłopca. Choć mówiło się, że z pierwszą żoną łączyło go silne uczucie, wydawał się człowiekiem samotnym, introwertycznym, niezdolnym do okazywania uczuć.

Wprawdzie nie posiadamy dostatecznych dowodów, aby móc określić Tyberiusza mianem psychopaty, ale w jego charakterze można dopatrywać się wielu psychopatycznych cech. W jego stosunkach z ludźmi brakowało ciepła, dla własnych korzyści gotów był poświęcić zarówno wrogów, jak i przyjaciół. Był człowiekiem zgorzkniałym, nieszczęśliwym i nienormalnym, doświadczał czegoś, co można by określić mianem „zespołu granicznego”. Jeden z jego biografów stwierdził, że cesarz „[...] nie był szaleńcem, a jednak [...] nie był też zupełnie zdrowy”[33].