Katawotra - Przemysław Owczarek - ebook

Katawotra ebook

Przemysław Owczarek

0,0

Opis

Tom, który obnaża śliskie i świńskie mechanizmy władzy, przebija bańki mydlane neoliberalnej polityki. Pisana na gniewie i wyciu książka, która aplikuje czytelnikom bez znieczulenia opowieść o zmaganiach z systemem podejmowane przez człowieka kultury i lasu: tragicznego Robin Łódzia. Przemysław Owczarek w swoich prozach poetyckich przemierza nie tylko przestrzeń rodzimego piekła, ale też z antropologiczną, a czasem wręcz szamańską uwagą wędruje po czasoprzestrzeni mitycznej, by wreszcie zdecydować się na powrót z banicji, błysnąć w szczelinie intymną, rodzinną relacją. Lament, śmiech i trwoga, które oczyszczają, choć ich nurt wypływa z ciemnego źródła – podziemnej katawotry. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 40

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ani ten ży­ciowo-prak­tyczny, ani po­li­tyczny, ani ję­zyk teo­rii, wiary, mo­ral­no­ści, nie są w sta­nie prze­ko­pać się do miej­sca pod­ziem­nego, gdzie spo­czywa grzech nie­winny, uroda ohydna, ży­cie uśmier­cone, śmierć ży­jąca [...] A ty, przeto, je­śli chcesz do­trzeć do źró­dła, mu­siał­byś zstą­pić w pod­zie­mia.

Wi­told Gom­bro­wicz, Dzien­nik 1961–1966

Co pływa wo­kół, pod­lega cię­ci­wie, na­wet gdy źró­dło jest uj­ściem w ot­chłań.

Ro­bin Łódź

Agnieszce, z którą by­łem i je­stem, i na­szym dzie­ciom

mir

im­pe­rium to upiór. śni, że krew da mu ży­cie, dla­tego za­bija. zom­bie ze wschodu tań­czą z ma­rami znad Atlan­tyku, gdy noc strąca pa­ciorki w pledy że­bra­ków na skwe­rach Sztok­holmu. za­staw się i po­łóż. szyny, ło­mot, śnie­życa. skład z czoł­gami su­nący w za­mieć. sta­lowe ma­muty w ko­ro­wo­dzie z lu­fami w stu­por. po­wiew za­miesz­kał w uchu, jako i do­bry bóg na drze­wie, ślepy i zimny. znajdź w nim resztki, kruku, je­śli nie ta­ra­bany. kto ma uszy, niech skomle. myśl o tym, gdy idziesz przez Łódź otę­piały od straty i smogu. za­cznij symkę na wspak. oby wchło­nęło cię świa­tło bi­jące z lasu, za­nim po­wiew skoń­czy z rzę­że­niem. nim spad­nie z nieba star­link Elona Fau­sta. ten niby gon. nim rzeka wcią­gnie na dno. tam, do na­gich czą­stek.

PRZY­GODY ROBIN ŁÓDZIA

.
.

za­klę­cie w neon

i sta­nął neon KO­CHAM ŁÓDŹ w au­re­oli ki­czu. ko­cham Łódź, Łódź, Łódź, za­krył KO, CHAM ŁÓDŹ, zżęty ro­bot­nik kul­tury. cham Łódź. Łódź, Łódź. i po­szedł po­zdro­wić jed­no­rożca. ten brak, ten skru­puł. i pa­nią pre­zy­dent. o kró­lowo kier, kto po­sią­dzie neon? świe­cisz jako i KO­CHAM ŁÓDŹ. i po­szedł na osie­dle, swo­bod­nie ma­new­ru­jąc, ując, ując z ser­cem wy­ssa­nym przez has­sliebe. bit wiódł go kra­iną cza­rów, bit­bunt. i sta­nął okta­gon, znak stop w czer­wieni, i za­śpie­wał: jaka rzeka, taki brzeg, nie dziwi nic. jaki srom, taki tron, nie dziwi nic. jaka żer­twa, taki wjeb, nie dziwi nic. tylko to, co jest. je­est! i to­oniesz w muł, na dno. na dnooo.

.

biała noc, czarna woda

I.

duma Ło­dzi? EC1. stal, szkło, ce­gła, be­ton. ter­mi­nal dla klo­nów? prze­strzeń z płó­cien de Chi­rico? przy­długi cień w pu­stce. stój trans­pa­rent­nie. drzewo sztach­nęło się py­łem i jest nie­zno­śne. od dawna śpisz jak nie­bosz­czyk, za­pló­tł­szy palce. sprawy znikną, za­nim je tkniesz. każdy coś ukrywa. nie cho­dzi o to, co ujaw­nisz, lecz o py­ta­nie, dla­czego nie ma nic da­lej? sens istny bez­kre­śnie? wi­sisz na gra­nicy

II.

aka­pitu z Le­vi­nasa i nie po­tra­fisz stąd wy­je­chać. zgu­bi­łeś się w tylu twa­rzach, że nie po­zna­jesz wła­snej. za­mień się w mysz. hop­sasa w szcze­linę, gdzie skryła się mą­drość, opu­ściw­szy boga, gdy zszedł. ni­żej? omsknij się, po­rządku kla­sowy, w me­ta­wers. radź so­bie sam z łą­czem. zejdź, boże, w swoje pie­kiełko. w stal, szkło, ce­głę i be­ton.

III.

to­pią się lo­dowce i sty­gną serca. wil­ków nie zła­piesz w te­re­nie, gdzie mogą być, lecz tam, gdzie były. je­steś nar­t­ni­kiem su­ną­cym po rzece w rój me­te­orów. ba­sior bije tylko słabe je­le­nie, nie te, które się za­ga­piły. za­mknij­cie oczy. łkaj­cie w po­ty­licy. nikt za­kłada go­gle. ogląda słońce. waży proch na ję­zyku. stal, szkło, ce­głę i be­ton.

IV.

aplauz, li­ście. szu­kaj, szu­kaj, szy­szynko.

.

spi­rala

prawo to krąg. dąży w śro­dek i stąd się roz­ta­cza. istoty po­że­rają się, pod­trzy­mu­jąc ży­cie. fe­eria skaz i cu­dów. wa­pień i wiatr.

Wielki Pan żyje!!!

wspina się wą­wo­zem nad Blue Grotto ku me­ga­li­tom Ħa­ġar Qim, kę­pom ty­mianku i roz­ma­rynu. o kręty pępku bo­gini, trój­jed­nej matki pie­czar i psz­czół. o Pani La­bi­ryntu, dla cie­bie la­brys, by­czy kark, chłep­ta­nie widm, odzie­nie z żył. o Malto bez­le­śna, da­leko od Ło­dzi i rzek: Styksu, Ache­ronu, Lete, Fle­ge­tonu, Ko­ky­tos. Nike uwiel­bia wy­li­czanki, czy cho­dzi o krew, czy ma­monę.

daw­niej lu­dzie czcili bór. kto ich zmu­szał, by rą­bali pusz­czę? która mi­łość? któ­rego bliź­niego? prawda to real ciemny dla ludu. rzeź po­ma­lutku. sce­ne­ria ruin i prze­moc. rów, nad któ­rym uschło ostat­nie drzewo. tak nas ru­cha hi­sto­ria. jej mia­zga. sedno.

.

że­la­zne prawo oli­gar­chii

nikt jest bez winy. niech strzała prze­bije mia­sto, a gówno wy­try­śnie.

Ro­bin Łódź

je­bać biedę. pisz­czy, to śpie­waj: jest su­per, jest su­per, więc o co ci cho­dzi? o dwa cy­taty czy etaty su­per­de­mo­kraty w ra­dach nad­zor­czych? slo­gany mem­łane na stronce i real śli­ski od my­dlin? o Dyzmę, że wlazł na po­dium w lu­strza­nym pa­sażu, bo jest olig? to nie mis Ło­dzi. na­pisz coś o tym, Bello z „Wy­bor­czej”. na co komu kon­kurs? na co za­słona z mgły w wer­sji tref­nej pro­ce­dury. o ję­zyk? a kto nim włada? ro­zej­rzyj się. idź do orien­ta­rium. lu­dzie tak pięk­nie pły­wają, jakby uno­sił ich śpiew.

płyń, płyń wartko, dla oli­gar­chii złudny jak de­bet. twardo sie­dzi banda rad­nych w miej­skich spół­kach. pa­ra­gang włada na 102 i 4. rów­nie chciwa jest więk­szość sej­miku. klany rzą­dzą, par­ty­cy­pa­cjo, skre­owana w mo­del dla ku­kie­łek. mil­cze­nie lepi z nas go­lema, czy wła­dza nosi dżinsy i białe rę­ka­wiczki lib­cwa­niaka, czy to cho­choły z or­na­tem, z któ­rych się po­ro­biły pany. wy­pier­dol jed­nych i dru­gich. ni ko­ściół, ni mar­ket, ni ra­tusz, ni skan­sen. ani, ani. lasy mie­szane. essa!

.

kon­sul­ta­cje dla idio­tów / fre­estyle łódzki

wła­dzę ma się tylko taką, jaką lu­dzie po­zwolą ci wziąć.

Biały Ro­bak, Gra o tron

wła­dza nie słu­cha, sek­to­rze trzeci. wła­dza hasa, żeby się usłać. cza­ru­siu stołka, dia­gnozo z buta. serca śmier­dzące w kie­sze­niach bez­den­nych. o vox po­puli sine po­pulo