Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nawet nie zauważysz, gdy padniesz ofiarą własnych złudzeń
Ta młoda kobieta, która od pewnego czasu niestrudzenie stuka w klawiaturę, to Hania. Kolejny dzień siedzi i pisze, bo postanowiła podzielić się z Wami historią o tym, jak sama wpędziła się w kłopoty. Jakie? Wiadomo – miłosne!
Ale nie spodziewajcie się banałów: spadających gwiazd, pocałunków w deszczu i bezdennej studni rozpaczy po rozstaniu. To byłoby zbyt proste. Hania ma zupełnie inny plan – poprowadzi Was krętymi ścieżkami swego umysłu, by wyjaśnić, jak to możliwe, że uwierzyła w istnienie czegoś, czego nigdy nie było. Przygotujcie się na szczerą do bólu opowieść, w której być może odnajdziecie siebie. I zadajcie sobie pytanie: czy całe to miłosne zamieszanie to na pewno wyłącznie wina Hani?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 88
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Chciałabym napisać, że to będzie miła i łatwa książka, która rozpali was do czerwoności i wprawi w dobry nastrój. Nie napiszę. Będzie za to krótka, bo historia, którą opowiem, nie jest długa. Czasem zabawna, bo życie bywa zabawne. Dla mnie – wkurzająca i smutna, bo prawdziwa. Tak – mimo że nie nazywam się Hania, a on nie nazywa się Janek, każdy, kto musiał ze mną przez to przejść, będzie wiedział, że ja to ja.
Ta książka nie jest arcydziełem, ale nie oszukujmy się – która teraz jest? Ludzie zachwycają się pseudoerotykami z lepszą bądź gorszą fabułą. Okej, o gustach się nie dyskutuje. Co zamierzam zrobić? Zarobić na niej. A na czym się obecnie zarabia? Co się najlepiej sprzedaje? Oczywiście – nieszczęście. A kto najlepiej potrafi sprzedać nieszczęście? My sami. Uwielbiamy je, pielęgnujemy, podlewamy, pomagamy wzrastać. Im gorzej, tym lepiej.
Będzie tak – napiszę tę historię (nie nazywajmy tego książką, nie można obrażać tych prawdziwych książek! Ojciec Chrzestny, American Psycho, Wichrowe Wzgórza – to są książki!), która się wydarzyła w moim życiu. Dzięki niej mam nadzieję kupić sobie mustanga GT – czerwonego albo czarnego w macie, albo butelkowozielonego bullitta (chociaż tyle będę miała z tego nieszczęścia). Tak to chyba działa, prawda? Ja napiszę, wy przeczytacie. Potem pojawi się jakiś Instagram, blog, na którym napiszecie, czy jestem normalna, czy powinnam odejść, co powinnam zrobić – bo przecież łatwo jest udzielać rad komuś innemu. Sama to robię.
Pikanterii doda nutka tajemniczości – nie poznacie mojej tożsamości. Pracuję w zbyt poważanym miejscu (chociaż moje zarobki nie oddają renomy tej zacnej instytucji), żebym mogła wystąpić z tyłu na okładce książki-nieksiążki. I chyba też po prostu nie chcę, żeby każdy widział we mnie kobietę, która właśnie postanowiła się odsłonić. Wiem, wiem – z punktu widzenia psychologii coś na pewno jest ze mną nie tak. Sama się siebie wstydzę i tym podobne.
Dlaczego więc to robię? Oczywiście – oprócz tego mustanga, na którego liczę. Może jeszcze dla zamiany mieszkania na takie, które ma balkon. A poważnie? Ponieważ wiem, że wokół mnie znajdują się setki takich kobiet – silnych, niezależnych, które mają wiertarkę w domu i potrafią używać młotka. Takich, które wiedzą, czego chcą, ale wiedzą też, że nie zawsze mogą to osiągnąć, a te durne motywujące teksty typu: możesz wszystko, ja też zaczynałam od zera, odnajdź siebie, zmień swoje życie – tylko je wkurzają. Serio. Ile jest szans na milion, że wpadniesz na błyskotliwy pomysł, który zamieni się w kopalnię złota albo da ci satysfakcję na lata i powera do życia? Jedna? Zaskoczę was – prawdopodobnie tak jak ja jesteście w milionie, w którym ta jedna osoba już się odnalazła.
Mężczyźni? Oczywiście, że wierzę – jak większość z nas – w księcia z bajki. Jednak jestem też realistką i wiem, że pieniądz przyciąga pieniądz. Nie oszukujmy się – książę nie będzie szukał biednej księżniczki. Czasy Kopciuszka dawno się skończyły, a może nawet nigdy nie istniały. Kobieta może być głupia, ale nie biedna. Jest wielu porządnych mężczyzn i – to akurat fakt – zazwyczaj są zajęci. Ale przecież nadzieja umiera ostatnia, grunt to się nie poddawać. Moja siostra odnalazła swoją bratnią duszę, gdy miała trzydzieści sześć lat, a cała rodzinna wieś i wszystkie okoliczne już dawno postawiły na niej krzyżyk. Zatem można!
Wiele jest takich kobiet jak ja. W miarę szczęśliwych i zadowolonych z życia, bo ja chyba naprawdę taka jestem. Mam stabilną pracę. Powoli dochodzę do wniosku, że potrzebuję czegoś więcej, ale nie jest mi źle na tyle, żebym musiała rzucać wszystko, uciekać albo tu i teraz zaczynać od nowa. Mam mieszkanie (do spółki z bankiem, ale na razie to ja w nim mieszkam!), samochód, rower i jakieś zajęcia, którymi wypełniam sobie czas. Lubię czytać, oglądam Netflixa, przynajmniej raz w roku organizuję sobie jakąś podróż. Robię z życia swoje własne all inclusive. A przy tym wszystkim, uwierzcie mi – jestem inteligentna i znam swoją wartość. Czyli dokładnie tak jak większość trzydziestoletnich kobiet.
Co może mnie wyróżniać? Umiejętność obserwacji i analizy. Nie mówię o sobie dużo, ale wiem, jak przeprowadzić rozmowę, żeby dowiedzieć się tego, czego chcę. Potrafię dostosować poziom konwersacji do współrozmówcy, dlatego dobrze odnajduję się w różnych sytuacjach, również w tych stresujących.
Tyle że w jednym przypadku nie wszystko poszło tak, jak tego chciałam. Zakochałam się. Przynajmniej tak twierdzi jedna z najbliższych mi koleżanek – nazwijmy ją Marcelina. I co ciekawe – on też się zakochał. Trochę gorzej, że nie we mnie.
Po to właśnie jest to oczyszczenie. Chcę Wam coś pokazać – kobietom, które są takie jak ja, a może innym również. Może jakiemuś mężczyźnie? Pokażę Wam, co potrafi zrobić głowa. Jak bardzo nadinterpretacja może zniszczyć spokój. Jak analiza uczuć może wszystko popsuć. A może kiedy to opiszę, to spojrzę na całą sprawę inaczej? Może Wy też tak uznacie?
Jeśli zamierzacie czytać dalej, nie oczekujcie wielkiej i wyszukanej prozy. Głębokich, przemyślanych zdań, które pięknie wkomponują się w nowy akapit. To jest prosty tekst. Zdania są proste – jak u zwykłego, myślącego człowieka, który miał kiedyś piątkę z polskiego. Wie, co to zdania złożone, podmiot, orzeczenie. Ale tu nie chodzi o parafrazy, hiperbole i piękny dobór słów. Chodzi jedynie o rzeczywiste oddanie historii. I nie ma w niej, niestety, miejsca na porównywanie miłości do porannej bryzy czy wschodzącego słońca. Jest za to miejsce na chaos, brak chronologii czy zwykłe słowa: dupa, wkurwił, fiut. Chyba też wierzę, że im prostsza i prawdziwa w formie będzie ta historia, tym szybciej ruszę do przodu.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Kiedy powiem sobie dość
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-422-7
© Hania L. i Wydawnictwo Novae Res 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Małgorzata Piotrowicz
Korekta: Emilia Kapłan
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek