Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka "Topielicy ze Świtezi" w kolejnej, intrygującej, odsłonie!
Klara i Basia - bliźniaczki, które różnią się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Ogień i woda, umysł ścisły i klasyczna humanistka, skryta i mająca problem z okazywaniem uczuć dziewczyna i dusza towarzystwa. Nastolatki łączy jedno - chęć poznania odpowiedzi na pytanie: kim jest ich ojciec? To właśnie w jego osobie siostry upatrują szansy na rozwikłanie zagadki związanej z własnymi umiejętnościami, nie do końca dającymi się objąć rozumem. Na drodze do prawdy stoi matka, która strzeże swej tajemnicy, chcąc uchronić dzieci przed efektami podjętej przed laty decyzji o inseminacji. Powracająca wizja o potwornej zbrodni wojennej i koszmarze rozstrzelanych mężczyzn sprawi, że siostry Soboczyńskie wkroczą w świat upiorów i innych demonów, które szukają pomocy, pragnąc w końcu zaznać spokoju. Czy Klarze i Basi uda się spełnić marzenie o życiu typowych nastolatek? Czy dowiedzą się prawdy o swoich darach i będą w stanie je zaakceptować? Na te i wiele innych pytań poznacie odpowiedzi, czytając Klątwę sióstr - książkę pełną rodzinnych tajemnic, okraszoną nutą słowiańskiej mitologii, tak charakterystycznej dla twórczości Agnieszki Kaźmierczyk.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 343
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Agnieszka Kaźmierczyk, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Aneta Grabowska
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Shred Perspectives Works
Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-67024-95-2
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
Ta książka jest fikcją literacką i wytworem wyobraźni autora, choć jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.Wszelkie podobieństwo bohaterów do realnych osób jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe.
Moim córkom:Julii i Zuzannie
1
Klara niepewnie stawiała każdy kolejny krok. Grunt pod nogami był grząski, czuła wbijające się w jej stopy maleńkie kawałki wysuszonej kory, a także drobne kamienie. Szła boso, czując wilgoć mchu i porostów. Mijała stare drzewa o grubych pniach i gałęziach przypominających wykrzywione w nienaturalnym odruchu ręce wołające o pomoc do nieba. Brnęła przed siebie, jednak nie znała celu wędrówki. Była zaniepokojona, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. To przez chłód tego miejsca, a także zwiewną białą sukienkę – tak bardzo niepasującą do otaczającej ją aury. Gdy wreszcie doszła na wzgórze, do punktu, z którego roztaczał się widok na tę część lasu, jej oczy dostrzegły ludzkie sylwetki. Tak, teraz była już pewna – to grupa mężczyzn w różnym wieku w dziwacznych strojach, z przepaskami na oczach, ustawiona w szeregu. Stali nieruchomo, ich klatki piersiowe podnosiły się i opadały dość szybko. Klara wyczuwała ogromne napięcie. Nagle, nie wiadomo skąd, wyskoczył chłopak i zaczął ją szarpać tak, że ledwo mogła skupić się na jego twarzy. Był wyższy od niej i miał ciemne oczy, tyle zdołała zapamiętać. Nieprzerwanie krzyczał jej prosto w twarz:
– Musisz nam pomóc! Musisz mi pomóc! Musisz…
***
– Klara! Klara! Klara! – Baśka potrząsała ramionami śpiącej siostry, licząc, że wyrwie ją ze snu, który najwyraźniej z jakiegoś powodu zamienił się w koszmar, bo dziewczyna z trudem łapała oddech.
– Co… Co się dzieje… – Klara wreszcie otworzyła oczy. – Czy ja znowu… – Spojrzała na swoją bliźniaczkę z niepokojem. Ta tylko potrząsnęła głową, co potwierdziło jej przypuszczenia.
– Czas powiedzieć mamie. Czas zapytać ją o… – Baśka zaczynała ten wątek za każdym razem, gdy Klarze „to” się przytrafiało.
– Nie. Wiesz, jak to się kończy. Ona nie chce o nim gadać. Każde nasze podejście tylko wyzwala w niej wściekłość. Wpada w furię, obraża się i wychodzi z domu, a potem przez kilka dni się nie odzywa. Zresztą, komu ja to mówię? Daj już spokój… – Dziewczyna była mocno poirytowana.
Nic dziwnego, to ona była tą impulsywną, nerwową i gwałtowną – pomamie.
Barbara dla odmiany odziedziczyła chyba geny ojca – spokojna, opanowana, skupiona. Chyba, bo przecież o ojcu w tym domu się nie rozmawiało.
– Chcesz o tym pogadać? – spytała starsza o dwie minuty Basia.
– To ten, który powtarza się najczęściej – szepnęła jej do uchasiostra.
– Ten o lesie, tym młodym chłopaku…
– Ciii… Jeszcze usłyszy.
– Żadna z twoich wizji…
– Mówiłam ci, żebyś tak ich nie nazywała! – Klara znowu zrobiła się czerwona na twarzy, zupełnie jak kilka minut wcześniej.
– Żaden z twoich snów nie powtarzał się tyle razy. Widzisz jakieś nowe szczegóły? Coś, co pozwoliłoby namierzyć to miejsce? Tych ludzi?
– Nie śmiej się, ale dzisiaj zwróciłam uwagę, że ci mężczyźni, no wiesz, ci za nim, byli w dziwnych strojach, jakby piżamach, ale nie z tej epoki… I był tam taki duży czerwony dom z białymi ramami okien… Sama nie wiem, może coś mi sięprzywidziało…
– Nie sądzę. Jesteś zawsze precyzyjna.
Dziewczyny szeptały, ale trudno było im opanować emocje. Mimo iż niebawem miały skończyć osiemnaście lat, wciąż do późnych godzin nocnych przesiadywały w łóżku którejś z nich albo pukały w ścianę łączącą bliźniacze pokoje niczym kilkulatki i umawiały się na wspólnym balkonie.
– Czy mi się zdaje, czy wy znowu gadacie zamiast spać? Przypominam, że jutro macie szkołę! Wakacje zaczynają się za osiem dni roboczych! – A jednak matka je usłyszała. Miała supersłuch niczym bohaterka komiksów.
Agata doskonale wiedziała, co znowu wydarzyło się na górze. Nie mogła zasnąć. Choć od jakiegoś czasu – mniej więcej odkąd uznała, że jej córki są już prawie dorosłe i powinny radzić sobie same ze swoimi umiejętnościami – nie ingerowała już, nie uspokajała, nie przybiegała za każdym razem, to zdawała sobie sprawę, że jedna z bliźniaczek miewa prorocze sny.
Zaczęło się, kiedy była malutką dziewczynką. Mogły mieć wtedy trzy albo cztery lata. Mieszkała wówczas jeszcze ze swoimi rodzicami, którzy pomagali jej – samotnej pracującej matce – w opiece nad bliźniaczkami, które ubóstwiali. Klara spała i nagle coś zaczęło się dziać. Mówiła przez sen, była niespokojna. Jej matka myślała, że – jak to u dziecka – nagromadzone w ciągu dnia emocje dają o sobie znać. Tyle że na emocjach się nie skończyło. Klara zaczęła opowiadać dziwne rzeczy. I Agata znowu pomyślała, że dzieci często fantazjują, zmyślają, przekręcają fakty. Opowieści małej były jednak bardzo dokładne, bogate w szczegóły, o których nigdy nie rozmawiały, których nie miała prawa zobaczyć ani w książkach, ani w oglądanych bajkach. Matka poszła więc o krok dalej. Rozpoczęła diagnostykę. Neurolog dziecięcy skierował Klarę na badanie EEG głowy, a także test ADOS wykluczający lub potwierdzający występowanie zespołu Aspergera czy autyzmu dziecięcego. Jednak żadnego z nich nie stwierdzono. Agata nadal nie była usatysfakcjonowana, bo przecież widziała na własne oczy, co dzieje się z jej dzieckiem. Znalazła zatem zgoła inną metodę. Spisywała każde słowo wypowiadane przez córkę, następnie dopytywała ją o szczegóły. Jakież było jej zdumienie, gdy po raz pierwszy odkryła dar swojej małej córeczki. Dar… Nie, Agata myślała o „tym” raczej jak o klątwie, przekleństwie…
2
Klara i Basia uczęszczały do przedostatniej klasy liceum. Ani jedna, ani druga nie miała do końca sprecyzowanych planów na przyszłość. Klara od zawsze pragnęła zostać tancerką. Miała do tego predyspozycje. Nie na darmo w klasie nazywano ją patyczakiem. Była bardzo wysoka, szczuplutka, a jej nogi zdawały się sięgać nieba. Od wielu lat uczęszczała na zajęcia do studia tańca, jednak w głębi duszy wiedziała, że powinna była wybrać zawód, który zapewni jej godziwy byt, jeśli przygoda z tańcem się zakończy. Była humanistką. Bez trudu przychodziło jej pisanie wszelkich tekstów – czy to na użytek szkoły, czy gdy poprosiła ją o to mama – wzięta dziennikarka, która akurat nie miała z jakiegoś powodu czasu. Myślała, aby pójść w jej ślady. Oczywiście nie w tej samej redakcji, ale przecież Kraków to spore miasto. Coś by znalazła. Przeglądała więc foldery wyższych uczelni oferujących studia dziennikarskie. Nie wymagałyby od niej bardzo dużego zaangażowania, a wolny czas mogłaby poświęcić swojej pasji.
Barbara z kolei świetnie radziła sobie z matematyką, chemią, fizyką. Było to coś zupełnie dziwnego w ich pełnej humanistów rodzinie. Potrafiła godzinami ślęczeć nad trudnym zadaniem, które przygotował dla niej matematyk – była jego ulubienicą. Wszak jak można nie lubić dziewczyny, która zawsze jest przygotowana, w lot łapie nową teorię, ma swój własny sposób na rozwiązywanie problemów, nawet tych zawiłych, a przy tym jest kulturalna, spokojna i dowcipna. Te cechy sprawiały, że Basia w mig zjednywała sobie ludzi. Choć jej siostra należała do grupy popularsów, to do Baśki przychodziło się z dylematem moralnym, z prośbą o pomoc w matmie czy tak po prostu – żeby pogadać. Klara z kolei brylowała na wszystkich imprezach, zabawiała towarzystwo, rozśmieszała, ośmielała, pobudzała do działania. Ogień i woda – tak mówili o nich nauczyciele, koledzy i koleżanki z klasy, a nawet sąsiedzi z osiedla.
– Jakie macie plany na wakacje? – spytała spieszące się do domu po lekcjach dziewczyny ich wspólna przyjaciółka, Marcelina.
– Jeszcze nie wiemy, choć jest jedna sprawa, którą chciałybyśmy wreszcie zakończyć – odparła mimochodemKlara.
– Wiem. Więc jednak zamierzacie to zrobić? – Nastolatka zdziwiłasię.
– Nie jestem do końca przekonana, ale Baśka nie daje żyć. Zobaczymy – rzuciła na pożegnanie i machając ręką, odwróciła się w kierunku ulicy prowadzącej do ich domu.
Mieszkały w mieście, choć nigdy nie wiedziały, czy nazwa duże do niego pasuje. Trzy licea, kilka kościołów. Można by rzec – nuda. Na dobrą sprawę nie było w nim nawet porządnego klubu, do którego można by pójść potańczyć w sobotni wieczór, no poza jednym – otwartym dla wszystkich: i tych bardzo młodych, i tych w wieku ich matki. A jednak lubiły swoje miejsce na ziemi. Mimo wszystko. Trójkątny rynek z lodziarniami i zapiekankami na każdym kroku, kurtyny wodne, które w te upalne czerwcowe dni były wyjątkowo przydatne, a także drwali strzegących ogromnego gmachu nowoczesnej biblioteki. Nade wszystko ciągnęło je jednak do dwóch miejsc – na nieszczęście odwiedzanych przez setki ludzi w każdy wolny od pracy dzień. Park krajobrazowy z pięknym stawem w kolorze lazuru, który można podziwiać, stojąc na urwisku. I jeszcze jedno, może nie tak spektakularne, o którym wiedziało mniej osób – park tematyczny na terenie byłego kamieniołomu, gdzie z powodzeniem można było urządzić grillowanie ze znajomymi.
Najbardziej lubiły jednak swoją dzielnicę. Ich znajomi często śmiali się, że mieszkają na zadupiu, jednak Klara z typową dla siebie kąśliwością odpowiadała, że dzieci z blokowiska zazdroszczą im lokum w dzielnicy willowej. Prawda – wszyscy się tutaj znali. Patrząc na siostry Soboczyńskie, każda starsza pani niczym litanię odklepywała, kto jest ich matką, babką, dziadkiem i stryjem. Jednego tylko nie wiedział nikt. Nawet tutaj. Kto jest ojcem Barbary i Klary. Wiele powstało teorii na ten temat. A to, że Agata, pracując w redakcji, puściła się z pierwszym lepszym, a to, że dziewczynki są adoptowane, aż do najbardziej brutalnej wersji, że stanowią owoc gwałtu. Ich matka niezwykle dzielnie stawiała czoła spojrzeniom lokalnych dewotek, odkąd tylko jej córki pamiętają. Nie było jej jednak lekko, gdyż mimo iż czas płynął, do niewygodnego tematu wracano wielokrotnie. Za każdym razem kobieta skutecznie zamykała usta plotkarzom.
Zbliżały się do alejki drzew, którą wracały ze szkoły. Uwielbiały to miejsce, szczególnie teraz, w czerwcu, kiedy lipy były zazielenione i utworzony przez nie korytarz skąpany w promieniach słońca nadawał temu miejscumagii.
Tuż za nim wyłaniał się ich dom. Dom rodzinny. Pierwszy rok swojego dzieciństwa spędziły kilka ulic dalej. Tam mieszkały z mamą i jej rodzicami, których do dziś dnia kochały ponad życie. Jednak ich pierwsze „porządne” wspomnienia pochodzą właśnie z tego miejsca. Z domu, w którym nauczyły się biegać, w którym na futrynach oznaczony jest ich wzrost od pierwszego aż do siedemnastego roku życia. Domu, w którym hokery były już wymieniane kilkukrotnie, bo przecież stale przesiaduje się tylko w kuchni, gdzie atmosfera sprzyja rozmowom i śmiechom. Otwierając furtkę, zawsze spoglądały z ogromnym sentymentem na biały drewniany domek – prezent od ich dziadków, otrzymany na czwarte urodziny. Z prawdziwym poddaszem, stolikiem, komodą i tablicą do rysowania, a także z kwitnącymi aktualnie surfiniami w kolorze żółtym i fioletowym. Nie były już dziećmi, a jednak lubiły czasem tam zaglądać, by w skupieniu poczytać książkę albo odciąć się od reszty świata. Często wtedy zabierały koc i kładły się następnie w ciepłej antresoli, przypominając sobie najbardziej beztroskie lata.
– Trzeba postanowić, co robimy w wakacje. – Klara weszła do umeblowanej na biało-czarno kuchni z różowymi ścianami i rzuciła plecak na podłogę.
Wszystko tutaj było błyszczące i chłodne – podłoga z szarych, dużych płytek, białe lakierowane fronty sięgających sufitu szaf, ogromny półwysep z grafitowego konglomeratu. Sięgnęła po szklankę z wodą i spojrzała na termometr, wskazywał trzydzieści dwa stopnieCelsjusza.
Rozejrzała się dookoła, szukając pełnej butelki. Jej wzrok napotkał jedynie na tablicę z ich rysunkami z dzieciństwa oraz ekspres do kawy, który był dzisiaj mocno zakurzony.
– Trzymaj – odezwała się siostra, która wychodziła właśnie z otwartego na kuchnię salonu z butelką w ręku.
W salonie w kolorze brudnej zieleni znajdowały się ich wspólne zdjęcia z rozmaitych miejsc, a także przywiezione z podróży drewnianemaski.
Agata dobrze zarabiała i zawsze mogła pozwolić sobie na to, by wakacje jej córek były egzotyczne i wyjątkowe. Jako matka samotnie wychowująca dzieci nigdy nie chciała dopuścić, by czegokolwiek im zabrakło. Brała nadgodziny, przyjmowała najtrudniejsze zlecenia, by z przyjemnością wydać zarobione pieniądze na coś ekstra dla swoich dziewczynek. Otrzymywała także sporą pomoc ze strony rodziców. Począwszy od gotowanych dla maluszków obiadków, na rowerach, hulajnogach czy ogrodowym domku skończywszy. Była im dozgonnie wdzięczna nie tylko z tego powodu. To oni jako jedni z nielicznych zaakceptowali jej decyzję o późnym i samotnym macierzyństwie. Kiedy Agata zobaczyła dwie kreski na teście, miała już trzydzieści sześć lat.
Rolety były zasłonięte. Dziewczyny nie pamiętały, o której mama miała pojawić się dzisiaj w domu. Obstawiały, że dopiero za kilka godzin, choć trzeba przyznać, że dotrzymywała obietnicy dotyczącej wcześniejszych powrotów do domu i nieprzyjmowania żadnych nadliczbowych tematów.
– Naprawdę chcesz to zrobić? Na podstawie jednego podejrzenia? – Klara mogła swobodnie rozmawiać z siostrą, bo mamy nie było.
Sprawdziła na wszelki wypadek jej sypialnię na górze, gdzie lawendowy kolor ścian mieszał się z bielą toaletki, a w powietrzu unosił się zapach ulubionych perfum rodzicielki. Dziewczyna lubiła to miejsce w domu. Tam znajdowała się ich biblioteczka, a przecież obie z mamą książki kochały najbardziej na świecie. Basia nie zaliczała się do ich miłośników, nie doceniała walorów literatury pięknej. Zerknęła szybko do jasnej łazienki na piętrze, z wielką wanną i czerwonymi umywalkami. Tutaj teżpusto.
– Ustalmy fakty. – Barbara zawsze była głosem zdrowego rozsądku w ich duecie. – Kiedy weszłaś do sypialni, wzięłaś tę książkę i wypadła z niej kartka. Co dokładnie było tam napisane?
– Mówiłam ci to już sto razy. Była data, któryś tam sierpnia dwutysięcznego roku, napisane wyraźnie: inseminacja planowa, dr n. med. jakiś Dariusz albo Mariusz i nazwisko mamy. Aha, no i nazwa kliniki – Auxilium, mają siedzibę w Katowicach i Łodzi. Na pewno mama zrobiła sobie zabieg w Katowicach. – Klara jeszcze raz przypominała sobie szczegóły pewnego popołudnia, które zmieniło ich życie.
– Jak dzwoniłaś, to co ci powiedzieli? – zapytałaBaśka.
– Że pracę możemy rozpocząć w dniu zakończenia roku szkolnego, płatne po miesiącu. Po drugim premia, jeśli będą zadowoleni – referowała.
– Mamy sprzątać gabinety lekarskie i recepcję? Coś jeszcze? – Basia bardzo chciała dowiedzieć się prawdy, ale wciąż miała nadzieję, że pozna ją od mamy, a nie uciekając się do niezbyt przemyślanegoplanu.
– Nie. Tylko tyle. Musimy oczywiście podpisać jakieś papiery, że nie będziemy szperać w dokumentach, wynosić informacji na zewnątrz. Wiadomo.
– Co powiemy mamie? Że gdzie pracujemy? A jak zechce nas odebrać, wziąć na obiad czy zakupy? Z naszym szczęściem wpadniemy przy pierwszej lepszej okazji.
– Powiemy, że sprzątamy w galerii, ale jak chce się umawiać na sprawdzanie nas, to niech da znać, bo galeria jest jednak spora. Basia, musimy spróbować. Gdyby chodziło tylko o mnie, ale przecież ty też… – Klara nie zdążyła dokończyć.
Usłyszały, jak klucz przekręca się w zamku. Agata wróciła do domu.
3
Agata była wysoką blondynką. Jej naturalny ciemny blond widać było jedynie na centymetrowym odroście, którego nie znosiła, więc jadąc samochodem do domu, umówiła się na wizytę u zaufanej fryzjerki. Jej jasna, krótka fryzura współgrała z owalną, szczupłą twarzą i zielonymi oczami. Zawsze była chuda. To pewnie za sprawą genów albo dobrej przemiany materii, bo jedzenie kochała na równi ze swoimi córkami, a gdy ją denerwowały, wówczas nawet i mocniej. Sandałki na szpilce podkreślały jej opalone, zgrabne nogi z wyrzeźbioną łydką. Nigdy nie uprawiała sportu, a jednak mimo swoich pięćdziesięciu czterech lat figury pozazdrościć mogłaby jej niejedna nastolatka… Znów złapała się na tym, że rozpoczyna dzień od myśli, co ON dzisiaj robi. Bardzo za nim tęskniła… Ale przecież ma żonę. Nie może się narzucać. Oby tylko był cały i zdrów, w końcu w jego zawodzie…
– Dobra, co jemy? Zamawiamy u Taja czy tradycyjny mielony? – Agata zawsze była energiczna. Nigdy nie dawała poznać po sobie zmęczenia czy przygnębienia. Była trochę jak facet – gdy pojawiał się u niej problem, zamykała się w swojej jaskini przed światem i wychodziła dopiero, kiedy wiedziała, jak się z nim zmierzyć. Jaskinią był jej gabinet. Nie przenosiła frustracji z pracy do domu. Nie chciała nigdy obarczać żadnymi zmartwieniami dorosłych swoich dzieci. Nie zauważyła jednak, że jej maluszki zamieniły się w okamgnieniu w dwie dojrzewające kobiety.
– Zrób mielone, a my obierzemy ziemniaki i przy okazji pogadamy – zaczęłaBasia.
– Brzmi poważnie. Mam się bać? Bo jeśli znowu chcecie mnie wypytywać… – Nie zdążyła dokończyć, bo druga córka weszła jej w zdanie, ratując odrobinę sytuację.
– Nie, mamo. Nie wszystko kręci się wokół niego. – Klara spojrzała na Agatę na tyle wymownie, że kobieta szybko się zreflektowała.
– Przepraszam, kochanie. Przepraszam was. O czym to chciałyście mówić? – Zaczęła wyjmować potrzebne do zrobienia mielonych składniki: mięso, przyprawy, jajko i bułka tarta w mig znalazły się na blacie, a Agata zakasała rękawy i zabrała się do roboty.
– Postanowiłyśmy, że najwyższy czas zarobić trochę kasy, więc znalazłyśmy pracę na dwa miesiące, może niezbyt ambitną, ale jednak pracę.
– No co wy! – Agata podniosła głowę znad miski pełnej klejącej masy. – Przecież jeśli potrzebujecie pieniędzy, toja…
– Nie, mamo. – Tym razem odezwała się Baśka. – Nie chcemy kasy. To znaczy kasa też się przyda, ale nie tylko o to chodzi. Chcemy spróbować, jak to jest samemu coś zarobić, wydać swoje własne pieniądze. A że żadna praca nie hańbi… to będziemy myły kible.
– Słucham? – Soboczyńska nie kryła rozczarowania. – Mogłam ci, Klara, załatwić staż w redakcji, przecież tyle razy za mnie coś krótkiego pisałaś. Dobrze ci idzie. A ty, Basiula, ten twój matematyk mówił, żebyś dawała korki młodszym dzieciakom, nawet dwie matki mnie już o to pytały. Zgadzam się na to, ale nie na kible… – Mielone musiały zaczekać.
– Mamo. Będziemy zarabiały naprawdę dużo, a zajmie nam to tylko dwie godzinki dziennie. Poza tym to w galerii, dostaniemy jakieś zniżki. Zgódź się. – Klara zrobiła minę, którą Agata doskonale znała.
Obie podeszły do matki i przytuliły ją mocno. Kobieta milczała jakieś dwie minuty, udając, że analizujesytuację.
– Dobrze. Nie wygram z wami. Jak to śpiewa Podsiadło: Jak mam bronić, kiedy ich jest więcej – zanuciła nieporadnie.
– Nie rób tego! – krzyknęłycórki.
Wszystkie trzy zaczęły się głośno śmiać i wróciły do przygotowywania obiadu.
Kiedy temperatura nieco zmalała, matka i jej córki usiadły na rattanowych krzesłach na tarasie i popijając kawę z ich ulubionym syropem kokosowym, opowiadały jak zawsze o wydarzeniach, radościach i smutkach minionego dnia. Na pierwszy rzut oka – idealna rodzina. Wzajemne zaufanie, wspólnie spędzone chwile. Ile jednak między tymi trzema kobietami było niedomówień, sekretów, tajemnic – wiedziały tylko one same.
4
Kłamstwa przychodziły ostatnio siostrom Soboczyńskim z taką łatwością, z jaką słońce każdego dnia pojawia się na niebie. Przecież tak naprawdę pracę w Auxilium niemal same dla siebie stworzyły. Weszły do prezesa, opowiedziały smutną historię o życiu bez ojca, o matce pracującej na kilka etatów, o swoich świetnych stopniach i konieczności uzbierania jakiejkolwiek kwoty, by móc kupić potrzebne pomoce naukowe. Poszło jak z płatka. Prezes zaoferował im nie tylko mycie gabinetów lekarskich, ale także stawkę, o której zwykła pani sprzątająca z ulicy mogłaby jedynie pomarzyć. Pozostało teraz tylko wyczekiwać na odpowiedni moment, by odnaleźć potrzebną dokumentację. Zanim to miało jednak nastąpić, musiały spokojnie zakończyć rok szkolny. Co prawda ostatnie dni po klasyfikacji to czas kompletnego luzu, ale lubiły te czerwcowe spotkania z przyjaciółmi w niemal pustych salach i korytarzach. Przy tak niskiej frekwencji nauczyciele dawali im już wolną rękę, a że nie sprawiali kłopotu, tylko rozmawiali, nikt się nie czepiał.
– Patrzcie, ten nowy nadal przychodzi do szkoły. Już prawie nikogo nie ma, a on chodzi – powiedział Paweł, kumpel dziewczyn, którego traktowały jak trzecią siostrę. Zawsze zastanawiały się, jaka jest jego orientacja seksualna, bo lubił niewybredne żarty, nosił obcisłe spodnie, a mimika i gesty… no cóż, były przesadne i teatralne.
– Nie czepiaj się go. Dołączył do naszej klasy dopiero trzy miesiące temu. I przestań na niego mówić „nowy”, bo ma na imię Filip. A właściwie… podejdę i zagadam, jest nas dzisiaj w klasie ośmioro, a on siedzi sam jak palec. Nie ma nawet Bartka, a tylko z nim zamienił chyba kiedyś dwa słowa. – Klara miała misję.
– Nie idź, ty jak zwykle go speszysz i zamknie się jeszcze bardziej w sobie. Ja pójdę. – Baśka wstała z miejsca i podeszła do ostatniej ławki, w której „nowy” bazgrał coś czarnym długopisem w małym notesie.
– Cześć. Co rysujesz? – zagaiła rozmowę.
Nowy podniósł wzrok znad czarnej kartki i zmierzył dziewczynę od stóp do głów, nie zdobywając się nawet na półuśmiech. Baśka nie należała do wyjątkowo śmiałych, więc skoro nie doszło do interakcji, postanowiła się wycofać. Gdy obróciła się na pięcie, wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Filip chwycił ją za nadgarstek, bo coś wypadło jej z kieszeni.
I wtedy znowu stało się to, co znała tak dobrze, choć wierzyła, że każdy kolejny raz będzie ostatnim. Przez jej ciało przeszedł prąd, a jej oczy zobaczyły drastyczne sceny. Na szczęście szybko ją puścił. Rozejrzała się dookoła. Jej rówieśnicy nadal zajęci byli rozmowami, śmiali się, a nauczycielka wpisywała w dziennik jakieś nieuzupełnione jeszcze dane. Spojrzała badawczo na Filipa, on także patrzył na nią jakoś inaczej, trochę jakby z przerażeniem, trochę z niepewnością. Zmusiła się do sztucznego uśmiechu i odeszła. Tylko Klara wiedziała, co właśnie nastąpiło. Zmartwiła się. Od ostatniego razu minęło sporo czasu. Właściwie to jakieś trzy lata.
Doskonale to pamiętała. Były wtedy po raz pierwszy na obozowisku letnim w Hiszpanii. Same. Bez mamy. Ich nudna kierowniczka wycieczki kazała o dwudziestej wracać do hotelowego pokoju i spędzać czas na rozmowach. A przecież ich wypoczynkowa miejscowość dopiero wtedy zaczynała tętnić życiem. Lloret de Mar, pełne klubów, dyskotek, kawiarni i pięknych Latynosów, stało przed nimi otworem w przeciwieństwie do drzwi, które pani kierownik zamykała na klucz. Ale czy to było dla nich przeszkodą? Klara od razu zarejestrowała, że z balkonu na pierwszym piętrze łatwo zeskoczyć. Basia oczywiście wzbraniała się z obawy, że zostaną odesłane do domu. Jednak siła perswazji siostry była na tyle duża, że ostatecznie obie grubo po północy tańczyły w jednej z dyskotek. Wkrótce obok Basi pojawił się mężczyzna. Zaczął się uśmiechać, proponować drinki. Dziewczyna odmówiła, sprawnym angielskim informując, że przyszła tu tylko potańczyć. Mężczyzna był jednak coraz śmielszy. W tańcu zaczął ocierać się o Barbarę, co jej się nie spodobało. Klara natychmiast zareagowała. Powiedziała facetowi, żeby się od jej siostry odczepił, nie przebierała w słowach. Odwróciły się i szły w kierunku wyjścia, kiedy Latynos szarpnął Baśkę i przytrzymał ją z całej siły. Przez myśli dziewczyny przeszła fala brutalnych obrazów, ale jak zawsze podczas tej „emisji” nie mogła samodzielnie uwolnić się od uścisku. Klara już wzywała na pomoc ochroniarza, który szybko rozwiązał problem. Mężczyzna zniknął. Baśka i Klara także. Szybkim krokiem zmierzały w stronę hotelu. Tak, to był ostatni raz.
– Co zobaczyłaś, kiedy Filip cię dotknął? – zapytała Klara.
– Nie chcę o tym mówić. Nienawidzę o tym mówić, wiesz przecież. – Basia była osobą niezwykle wrażliwą i małomówną. Kiedy matka wykonywała obu córkom badania ADOS, wynikało z nich, że starsza o dwie minuty Basia miała problem z nawiązaniem interakcji, empatię na niskim poziomie, a jednocześnie wszystko, co spotykało ją na co dzień, przeżywała w dwójnasób.
– Whatever. Jeśli będziesz chciała…
– Nie będę. To nie tak, jak u ciebie. To nie jest zapowiedź, tylko to, co już było. I to, że nie mam wpływu, że nie mogę nic zmienić, zapobiec temu… Te obrazy… Znasz Krzyk Muncha. To tak, jakbym stała na tym moście i spotykało mnie całe zło każdego przechodnia, na które nie daję przyzwolenia. Zresztą, nieważne. Nie zrozumiesz. Muszę iść do przodu…
– Co ty bredzisz? – przerwała jej Klara. – Ani ty niczego nie zapomnisz, ani ja. Ani ty nie ruszysz dalej, ani ja. Nie da się przejść nad tym do porządku dziennego. Nie na tym jednak miałyśmy się teraz skupić. Jedziemy do Auxilium. Odpowiedzi może mieć tylko on. Jedyną osobą, która może nas wyleczyć, jest on. Nienawidzę go.
– Ja też.
Obie były rozgoryczone. Stały u progu dorosłości, podczas gdy nie znały odpowiedzi na podstawowe pytania, mało tego – każdy kolejny dzień rodził nowe. Uważały, że nie da się zbudować dorosłego życia, kiedy nie wie się, kim się jest, skąd się pochodzi, a przede wszystkim – jak żyć, kiedy tak często doświadcza się piekła.
5
– Tutaj znajdują się gabinety lekarskie, a tam sale zabiegowe. Nie macie wstępu do części laboratoryjnej, tam mamy specjalną ekipę dezynfekującą. Do zrobienia zostaje wam jedno piętro, powinnyście się uwinąć w dwie, trzy godziny, ale nie narzucam wam niczego. Ma być po prostu czysto – zakomenderował kierownik recepcji, wyznaczony przez prezesa Auxilium do szybkiego przeszkolenia sióstr.
– Recepcję też myjemy? I gabinety księgowości oraz archiwum? – dopytywała nie na darmo Klara.
– Tylko piętro pierwsze. Jesteście takie głupie, serio? – Młody pracownik nie należał do uprzejmych, był arogancki i uważał, że skoro dziewczyny przyszły sprzątać, najwyraźniej są wyjątkowo mało inteligentne. On sam nigdy nie przyjąłby przecież takiej pracy.
– Piętro pierwsze – powiedziała Basia i odciągnęła Klarę. – Nie możemy stracić tej roboty – wyszeptała siostrze doucha.
– Wracam do pracy, wam też radzę to zrobić. – Odwrócił się na pięcie i stanął za wysokim blatembiurka.
Wszystko tutaj było sterylne ibiałe.
Długi korytarz za szklanymi drzwiami, po lewej stronie recepcja, czy jak kto woli rejestracja, po prawej gabinety lekarskie i zabiegowe. Na wprost szklane drzwi z napisem „Tylko dla pracowników”, za którymi znikały pielęgniarki, lekarze i ubrani w białe kitle inni pracownicymedyczni.
Wchodząc, odbijali dyskietkę.
– Możemy już rzucić tę robotę! – Klara usiadła na jednym z czerwonych foteli odcinających się wyraźnie na tle bieli. – I tak nie wejdziemy nigdzie poza gabinetami lekarzy. Archiwum jest poza naszym zasięgiem, a przecież kartoteka matki po prawie dwudziestu latach na pewno nie jest już przechowywana tutaj, w rejestracji. Archiwum jest za szklanymi drzwiami, za które nie mamy wstępu.
– Spokojnie. Może coś się wymyśli. Musimy znaleźć kogoś, w kim wzbudzimy zaufanie i odda nam kartę.
– Na pewno. Prędzej ją wykradnę, niż będę opowiadała o sobie jakiejś pierwszej lepszej osobie.
Klara prawie nigdy nie podzielała poglądów Basi. Dlatego – odkąd tylko pamiętały – kłóciły się i biły o wszystko. Każda z nich ciągnęła w swoją stronę, początkowo nie uznając kompromisu, ale zwykle w końcu ustępowała starsza zsióstr.
– Na razie posprzątajmy na błysk, aby nie wzbudzać podejrzeń. Ale miej oczy szeroko otwarte, może los będzie nam tym razem sprzyjał. – Baśka uspokajała siostrę.
– A czy los nam kiedykolwiek sprzyjał? W naszym przypadku powinnyśmy raczej używać określenia fatum. Los przynosi nam tylko nowe ciosy.
– Weź już tę szmatę i chodź. Potem się rozdzielimy.
Część lekarzy już dawno skończyła przyjmować pacjentów, część wciąż pracowała – mimo iż godzina na zegarze zachęcała raczej do zjedzenia kolacji w miłym towarzystwie.
– Został jeden gabinet. Poczekaj, aż lekarz wyjdzie. Ja pójdę przemyć biurko w rejestracji, oni już kończą pracę, nikt nie przychodzi o tej porze. Jeszcze jedno małżeństwo siedziało na krzesłach przed trójką.
– Dobrze – odparła Basia.
Rozejrzała się wokół. Na ścianach widniały zdjęcia dzieci. Nie takie katalogowe, ale zwykłe, niezbyt profesjonalne zdjęcia małych ludzi, każde opatrzone podpisem. Kobiety i mężczyźni dziękowali na fotografiach za opiekę, za możliwość zostania rodzicami, za dar życia. Basia nie miała do tej pory zdania na temat zapłodnienia metodą in vitro. Ale te wzruszające wpisy spowodowały, że po jej policzku pociekła łza. Ci ludzie tak bardzo pragnęli mieć dziecko i w końcu im się udało. Pomyślała przez moment, że ona sama, w przeciwieństwie do dzieci z fotografii, nie znalazła się w domu, w którym była wyczekiwana i wytęskniona przez oboje rodziców, stanowiła raczej spełnienie marzeń Agaty o roli matki. Ta wiedza ją zasmuciła. Kochała matkę, ale miewała do niej czasem żal o to, że wybrała taką drogę na macierzyństwo. Dlaczego nie spróbowała założyć normalnej rodziny z jakimś normalnym mężczyzną? Dlaczego musiała skorzystać z usług kliniki i w dodatku wybrać kogoś, kogo nasienie w jakiś nieopisany sposób wywołało u nich te dziwnerzeczy?
– Proszę pani! – Młody mężczyzna, uśmiechając się, najwyraźniej powtarzał to już po razkolejny.
– Przepraszam… Pan coś do mnie mówił? – Basię wyrwał z zamyślenia miły głos. Zarumieniła się.
– Tak, już kilka razy. Mówiłem, że gabinet jest wolny, może pani wejść.
– Ale tam przyjmował lekarz. – Dziewczyna widziała, że chłopak ma biały kitel, ale był bardzo młody.
– To ja siedziałem w tym gabinecie – powiedział. – Niech się pani nie przejmuje. Wszyscy tak reagują. Nie jestem lekarzem ze specjalizacją, na razie studentem, ale pozwalają mi się tutaj uczyć. Mam na imię Sławek.
Basia nie wiedziała, co odpowiedzieć. Było jej głupio, wstydziła się przyznać, że będzie tu sprzątać. Sławek był przystojnym szatynem o muskularnej budowie ciała.
– Ja tu tylko sprzątam, chcę dorobić sobie na wakacje. – W końcu przemówiła.
– Nie zdradziłaś mi swojego imienia. – Wyciągnął do niej dłoń.
Spojrzała w kierunku ręki chłopaka całkiem speszona. Musiał to zauważyć, a jednak nadal trzymał ją wyciągniętą w stronę nowo poznanej dziewczyny. Nie chciała jej złapać. Pragnęła choć raz poznać kogoś od tej dobrej strony, a nie od razu zacierać ten obraz przez nieprzyjemne grzechy przeszłości. Sytuacja robiła się jednak coraz bardziej niezręczna, więc nie miała wyboru. Podała mu rękę. I wtedy dopiero poczuła konsternację. Nie zobaczyła nic. Zupełnie nic. Żadnych detali, scen, ani krzty brutalnej prawdy o młodym lekarzu. Zdziwiła się. Musiał mieć na sumieniu jedynie małegrzeszki…
– Mam na imię Barbara – wydukała wreszcie, zupełnie wyrwana ze swoichmyśli.
– Basiu, wejdź i czuj się jak u siebie, starałem się nie brudzić. – Młody adept medycyny usiłował rozładować napiętąatmosferę.
– Dziękuję.
Weszła do środka i dopiero wtedy poczuła się jak ostatnia idiotka. Ten zabójczo przystojny facet był dla niej taki miły, a ona stała jak słup soli. Zawsze tak robiła. Jej mama opowiadała, że jako dziecko nie mogła odkleić się od jej nogi, udawała, że nie słyszy, gdy jakieś dziecko nawoływało ją do zabawy, ba – nawet nie zakaszlnęła głośniej, gdy lekarka ją o to prosiła podczas badania. Taka była Basia. Słup soli. Dopiero przy bliższym poznaniu odkrywała ukryte walory.
– Baśka! Musisz zabrać mu dyskietkę. Jak nic leci na ciebie. – Klara obserwowała całe zajście z bezpiecznej odległości biurka rejestratorów. – Łatwy kąsek. Dasz sobie radę. Chyba że też poczułaś miętę… – naigrywała się ze swojej nieśmiałejbliźniaczki.
– Przestań się zachowywać jak dzieciuch, Klara. I nie, nie zrobię tego. Nie zamierzam nikogooszukiwać…
– Szybko zmieniasz zdanie, moja droga. Musimy znaleźć kogoś, w kim wzbudzimy zaufanie, bla, bla, bla… – Klara wypominała Baśce jej wcześniejszesłowa.
– Dobra! Wiem. Powiedziałam, że coś się wymyśli, ale na pewno nie kosztem Sławka… – Gdy wypowiedziała te słowa na głos, wiedziała już, że siostra nie da jej żyć. Szybko zniknęła więc za drzwiami gabinetu nowo poznanego lekarza i zamknęła je, by Klara przestała się nad nią pastwić. Dyskietki nie było na wierzchu. Na całe szczęście, bo nie zamierzała jej zabierać. Niejemu…
6
To był kolejny upalny czerwcowy wieczór. Niemal cały poprzedni rok był pod tym względem podobny. Już po urodzinach dziewczynek, wczesną wiosną, zaczęły się nieziemskie upały, które trwały nieprzerwanie aż do jesieni. W tym roku kwiecień był całkiem chłodny, ale już od majówki można było mówić o fali gorącego powietrza nadPolską.
Agata siedziała na tarasie, popijając malibu z mlekiem. Dziewczyny były w pracy, ona napisała już wszystkie teksty. Weszła na chwilę do swojego gabinetu, zajrzała do oszklonej szafki i wyjęła cztery albumy fotograficzne. Robiła się sentymentalna. Choć tak naprawdę zmiany nie przynosiły kolejne lata, to ciąża odmieniła ją niemal dwadzieścia lat temu i z burej suki, jak mawiano o niej w redakcji i wśród znajomych, zamieniła się w rozczulającą się, wzruszającą bez powodu i pełną obaw kobietę. A wszystko przez te dwie małe istoty, które teraz, po dorównaniu jej wzrostem, nadal wywołują te same lub nawet silniejsze uczucia.
Dlaczego im nie powiedziała? I kiedy nastąpi ten właściwy moment, o którym myślała od tak dawna? Chciała je chronić. Przed światem, który często piętnował wspomagane metody rozrodu. Przed złością, którą wywoła w nich wiadomość, że nie zrodziły się z miłości dwojga osób, a tylko jednej. Przed rozczarowaniem, że ich ojciec to tylko dawca nasienia, a nie wyidealizowany obiekt, który mają w głowie. To jedna strona medalu. Drugą stanowiła onasama.
Bała się, najzwyczajniej po ludzku, po matczynemu, że prawda wcale nie wyzwoli jej dziewczynek, a zmusi do jeszcze większej refleksji, a co gorsza – może odwrócić je od niej. Na to nie mogła pozwolić. Zbyt wiele cierpienia, szykan, nieprzyjemności zniosła dla tejmiłości.
Nie mogła pozwolić na to, by teraz ją utracić. Tak jest lepiej. Łatwiej. Dla wszystkich. Czy kiedykolwiek im powie? Może wtedy, kiedy nastąpi ten właściwy moment… Agata nie wiedziała, że moment ów właśnie następuje – czy jej się to podoba, czy nie, ze wszystkimi możliwymi, ale i nieprzewidzianymi konsekwencjami.
– Jak było w pracy? – zapytały dziewczyny, zrzucając w wiatrołapie swoje sandałki.
– To chyba ja powinnam o to zapytać, nie sądzicie? – krzyknęła do nich z tarasu.
– No więc Barbara ma już pierwszego adoratora. – Klara zrobiła naprędce kanapkę z serem żółtym i majonezem i już podążała w kierunku matki. Usiadła tuż obok.
– Mamo, nie słuchaj jej. Ona bredzi – wrzeszczała Basia z kuchni, także przygotowując kanapkę z serem, dla odmiany zketchupem.
– Ale tną komary. Nie czujesz? – Młodsza z sióstr opędzała się od krwiopijców. – Gdzie są latarenki z lawendą?
– Nie zdążyłam ich wyjąć. Trzeba dokupić wkłady. Nie poczułam, że gryzą…
– Ciebie zawsze gryzą, bo jesteś wredna i to twoja kara. – Basia przyłączyła się do pozostałych, jednak po chwili wszystkie trzy stwierdziły, że uciążliwych owadów jest zbyt dużo, więc wejdą do środka.
– Co to za amant? – Agata uśmiechała się do córki.
– Żaden amant. Po prostu w jednym z gabinetów… sklepów… Ale jestem zmęczona… – Barbara chciała ukryć swoją pomyłkę, ale Agata zrobiła sięczujniejsza.
– No więc w jednym ze sklepów pracuje przystojniak, parę lat starszy, który ewidentnie podrywa twoją starszą córeczkę. – Klara próbowała ratowaćsytuację.
– Basia, podoba ci się? – Mama starała się rozmawiać z nią delikatnie. Znała swoją córkę, wiedziała, że zwierzenia nie przychodzą jej łatwo, tym bardziej musiała stopować drugą z bliźniaczek. – Idź, dziecko, włóż naczynia do zmywarki, proszę…
– No więc ma na imię Sławek i jest rzeczywiście piękny… – Basia pozwoliła sobie na delikatne uniesienie kącików ust. Nie nawiązywała jednak z mamą kontaktu wzrokowego, tylko miętoliła kawałek żółtego sera w palcach. – Ale… raczej nie zainteresuje sięsprzątaczką…
– A on niby osiągnął szczyt naukowej kariery, sprzedając w sklepie w galerii? Basia, weź… – Agata od razu stanęła w obronie córki. – Zresztą, byłby chyba prawdziwym frajerem, gdyby oceniał cię po tym, co robisz, a nie jakajesteś…
– Na to o wiele za wcześnie. Spodobał mi się, fakt, ale nie ma się co ekscytować. Był dla mnie po prostu miły. A nasza rozmowa trwała jakieś dwie minuty i dotyczyła sprzątania. Ale to romantyczne… – Dziewczyna chciała już uciąć tę krępującą pogawędkę, więc zabrała naczynia, kieliszek mamy i wyszła do kuchni.
Agata z jednej strony cieszyła się na wieść o każdym potencjalnym zięciu, a z drugiej była pełna obaw, bo przecież zdawała sobie doskonale sprawę, że jej dzieci nie były zwyczajne. Nie sądziła, że ktokolwiek poza nią i jej rodzicami uwierzy, zrozumie i zaakceptuje to, czym wyróżniały się w gronie przeciętnych nastolatek. Bo jak to wytłumaczyć? Jak udowodnić? Kto poza nią będzie w stanie odpędzać senne koszmary? Kto ukoi ból po doświadczeniu zła, którego przecież nie da się nie doświadczać? Jej serce pękało za każdym razem, gdy dziewczyny przyprowadzały do domu nowych kolegów, bo mimo najszczerszych chęci jej rozum podpowiadał, by zachować dystans, okazać chłód. Córki nie mogły jej tego darować. Dostrzegały jedynie to, co powierzchowne – że matka jest nadopiekuńcza i ma problem z odcięciem pępowiny. Nadziei dodawała im młodość, jednak to ona odpowiadała także za ufność i naiwność patrzenia w przyszłość we dwoje. Ich odpowiedź na pytanie: jak wyobrażają sobie życie z kimś u boku, kiedy przyjdzie kolejna taka noc albo kolejny taki dotyk – była zawsze taka sama: jakoś to będzie. Agata żyła na tym świecie już ponad połowę wieku i wiedziała, że nie zawsze jakoś to jest. Że zamiast tego, czego się spodziewamy, dostajemy jedynie marny substytut w postaci mało kolorowej rzeczywistości.
Czy nie inaczej było z ich poczęciem? Czy ona sama nie wolała zakochać się jak każda jej koleżanka, która założyła później rodzinę? Czy i ona nie marzyła o domku z ogródkiem, w którym trawę kosi jej wymarzony mężczyzna, a nie wynajęty na godziny ogrodnik? Czy nie miała w planie namiętnej miłości, której zwieńczeniem będzie upragnione i wyczekane dziecko? Oczywiście, że tak. Tyle że życie napisało dla niej całkiem inny scenariusz. I gdyby wiedziała wtedy, prawie dziewiętnaście lat temu, że to wszystko tak właśnie się potoczy, to może nie…
Nie, jej myśli znowu pobiegły w złym kierunku. Wielu decyzji dzisiaj jako kobieta dojrzała żałowała. Choćby tej, że odrzuciła uczucia tylu chłopców. Dwóch w liceum, tuż przed maturą, potem jeszcze kilku na studiach, w akademiku. W każdym doszukiwała się czegoś, co decydowało następnie o rozstaniu. Wciąż bowiem – wychowana na romansach w stylu Margaret Mitchell – liczyła na spotkanie z namiętnym, niebiańsko przystojnym i obezwładniającym ją intelektem Rhettem Butlerem. Nie wzięła pod uwagę, że życie przeminie z wiatrem, a trawę skosi wynajęty na godziny ogrodnik. Myślała dzisiaj o sobie jak o Zosi z Dziadów Mickiewicza, która ukarana za błędy młodości, zawieszona jest między światem żywych a światem umarłych, z którym – chcąc nie chcąc – w jakiś sposób łączą ją jej córki.
7
– Nareszcie nadszedł dzień wyczekiwany przez wszystkich uczniów i nauczycieli w całymkraju.
Upalny jak diabli piątek – zakończenie roku szkolnego. – Telewizor był włączony.
– Nie mogę słuchać tych pseudodziennikarzy. Kim w ogóle jest ta dziewucha, która nie potrafi poprawnie sklecić zdania? – Agata prasowała swoją ołówkową spódnicę i nie pierwszy już raz irytowała się poziomem dziennikarstwatelewizyjnego.
– Mamo, to jest modelka, jakaś tam miss. A ten obok to tancerz z najpopularniejszego show.
– Ten świat zmierza ku zagładzie. Jaki oni dają przykład? I po co w ogóle, Klara, ty masz studiować pięć lat dziennie coś, co można robić byle jak i z byle kim? Żenujące. – Kobieta łatwo wpadała w złość. Była bardzoemocjonalna.
– Jak wyglądamy? – Klara i Baśka zbiegły po schodach na dół już wystrojone.
– Jak zawsze elegancko i z klasą. Jak dobrze, że chociaż wy jesteście ponad to wszystko. Żaden tam kolczyk w nosie, cycki na wierzchu, przykrótka mini. Jednak dobrze was wychowałam. – Agata uśmiechała się, a widok eleganckich córek wprawiał ją w zachwyt pomieszany z matczyną dumą.
– Idziemy. Po szkole krótka przerwa, a potem do pracy. Będziemy późno, mamuś. Oceny i tak już od miesiąca znasz. Zero zaskoczenia, zero rozczarowania. – Klara pocałowała mamę w policzek, Basia pomachała jej na do widzenia.
– No, poza twoją matmą…
– Mamo!
– Droczę się tylko. Całe życie wam powtarzam: nie dla ocen, lecz dla życia uczymy się. I wiecie doskonale, że nie trzeba być mistrzem we wszystkim, bojeśli…
– Coś jest do wszystkiego, to jest do niczego! – odpowiedziały chórem, zamykając powoli drzwi.
Agata miała dzisiaj do zrobienia wywiad z prezydentem miasta dotyczący okresowego sprawozdania z bieżącej pracy, w który podobno wkradły się jakieś nieścisłości. Tak przynajmniej donosił Agacie jej zaufany informator. Była jak zawsze świetnie przygotowana. Należało jeszcze zadbać o odpowiedni wygląd. Odrobina czerwonej szminki zawsze potrafiła zdziałać cuda. Włożyła białą ołówkową spódnicę oraz chabrową bluzkę bez rękawów i oczywiście sandałki na obcasie. Wyglądała elegancko, a jej zalotny uśmiech dodawał jej młodzieńczego uroku. Basia zawsze pytała mamę, jakim cudem się nie stresuje, rozmawiając z celebrytami, politykami, a nawet zwykłymi, szarymi obywatelami, których spotyka po raz pierwszy. Ot, taka była. Wygadana, pewna siebie, kokieteryjna. Zawsze odczuwała lekką tremę, jednak to raczej coś w rodzaju pozytywnej adrenaliny napędzającej do działania. Jako młoda dziewczyna miewała kompleksy. Najpierw nie znosiła swojego małego biustu, potem wydawało jej się, że coś nie tak jest z jej zbyt wąskimi ustami. Jednak ostatecznie polubiła siebie. Umiała też podkreślić swoje atuty. A do tych na pewno należały jej inteligencja i błyskotliwość. Wyszła czym prędzej.
8
– W końcu! Strasznie drętwa akademia. Rok temu Chuda zrobiła świetny musical. A teraz… Tak to jest, jak się do czegoś zabierają wuefistka z chemiczką. – Klara śmiała się razem z Marceliną z nieudolnościnauczycielek.
– Paweł, zostajesz tu czy w końcu jedziesz do kuzyna? – dopytywała Basia, choć wiedziała dobrze, że te wakacje raczej nie będą sprzyjały towarzyskim spotkaniom. Szczególnie jeśli w końcu cośznajdą.
– Jeszcze nie dał mi znać. Jego żona jest w siódmym miesiącu ciąży, nie wiadomo, jak się będzie czuła i takie tam. Nie wiem… Bilet można kupić w każdej chwili. Czekam, aż się określą. A jak nie zrobią tego do tygodnia, to szukam roboty tutaj. Na knajpach są już ogłoszenia, gdzieniegdzie nie trzeba mieć skończonych osiemnastu lat.
– Dobra, cicho, bo Stonka na nas patrzy.
– Moi mili, kolejny rok szkolny za nami. Dziękujemy za tę wspaniałą akademię wam, drodzy uczniowie, i oczywiście wam, koleżanki.
– Patrz, jakie dumne… – Paweł robił głupaweminy.
– Pozostaje nam jeszcze nagrodzić najlepszych uczniów. Tych, którzy wykazali się pasją, zaangażowaniem, sumiennością…
– Baśka, to o tobie… – Paweł nie mógł słuchać kolejny raz przemówienia, które go nie dotyczyło. Gdyby nie to, że Basia będzie za chwilę odbierała nagrodę, całkiem wyśmiałby wszystkich kujonów ze środka auli.
– Zapraszam na środek wymienione osoby. Razem z przedstawicielami Rady Rodziców wręczymy wam, moi mili, drobne upominki. – Dyrektorka kontynuowała przemowę.
Klara nie należała do uczniów wyróżnionych przez tę głupią trójkę z matmy. Mimo niemal samych celujących i bardzo dobrych ocen matematyczka nie popuściła i ocena zepsuła jej świadectwo. Dziewczyna jednak nie przejmowała się tym zanadto, gdyż jej mama była niezwykle wyrozumiała i świadoma tego, z czego jej córka naprawdę czerpie satysfakcję i w czym jest naprawdę dobra.
– Barbara Soboczyńska, średnia ocen 5,25 i zachowanie wzorowe. Zapraszam, Basiu.
Kiedy Baśka wychodziła na środek, nogi się pod nią uginały. Nienawidziła publicznych wystąpień, nie znosiła znajdować się w centrum uwagi. Zakryła twarz włosami i nie nawiązując kontaktu wzrokowego, podała dłoń pani dyrektor, a następnie ojcu Marceliny, który reprezentował Radę. Przy zetknięciu z dyrektorką poczuła lekki dreszcz, ale obraz pojawił się i znikł. Jednak chwytając pana Zielińskiego, poczuła to znowu…
Klara, zaaferowana rozmową z Pawłem, nie od razu zdała sobie sprawę z tego, co się stało. Dopiero Marcelina szturchnęła ją z całej siły i obie pobiegły na środek sali. Złapały Basię i wyprowadziły na zewnątrz.
– Mamy nadzieję, że to tylko zasłabnięcie. Moi kochani, tak dzisiaj upalnie. Poproszę do siebie kolejną uczennicę… – Dyrektorka opanowała sytuację, wyciszając pomruki i buczenie.
– Basiula, co jest? Już dobrze? – Tym razem Marcelina doskonale widziała, że z Basią stało się coś niedobrego.
Dziewczyna ocknęła się, jakby obudzona ze snu, i spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem pełnym smutku i rozczarowania.
– Już lepiej, ale… – szepnęła.
– Basia… – Marcelina była zdziwiona i nie do końca rozumiała, co siędzieje.
– Marcyś… Ja wiem… Ja widziałam właśnie, co on wam robi… – Chwyciła jej obie dłonie i zamknęła oczy.
Trwały przez moment w uścisku. Marcelina zalała się łzami, a Klara wpadła we wściekłość. Chciała przerwać tę scenę, bo przecież już dawno temu obiecały sobie wzajemnie, że nikomu nie zdradzą swojego sekretu. Że nikt nie będzie oceniał ich przez pryzmattego…
– Klara, spokojnie. – Basia powróciła do żywych. – To nasza Marcyś…
Klara machnęła ręką i przeszła w inną część szkolnegopodwórka.
– Basia, ale skąd ty wiesz? Ty to czujesz? Widzisz? – Marcelina powoli się uspokajała. Jej czarne, długie włosy, splecione w warkocz, były mokre od potu, twarz zaś czerwona ze wstydu, gorąca i męczącego upału. Była śliczna i mądra, jej ojciec to ceniony chirurg ortopeda, podziwiany w całym mieście. – Nie podniósł nigdy ręki na mnie ani na Karola. Na matkę w sumie też chyba nie, przynajmniej nie aż tak… – Basia już dawno wiedziała o zainteresowaniach przyjaciółki okultyzmem, a nawet magią, dlatego nie zdziwiło jej, że dziewczyna nie zadaje zbędnych pytań, nie patrzy na nią z niedowierzaniem.
– Musisz coś z tym zrobić… Albo twoja mama… – Baśka była zdruzgotana i gotowa do działania w obronie skrzywdzonejprzyjaciółki.
– Nie. Kocham go bardzo, Karol i mama też. Chodzi na terapię, nie chce jednak wyjechać na leczenie zamknięte. Czasem, kiedy już bardzo zawali, szuka przez kilka dni ośrodka. Ale potem jest czas, że nie pije przez kilka tygodni, no w sensie, że nie upija się i wydaje mu się, że wszystko wróciło do normy. Tylko co jest normą?
– Ale jak to możliwe, że nikt nigdy nie nakrył go w pracy, że nie popełnił błędu? Przecież on operuje ludzi… – Barbara nie dawała za wygraną, widziała tylko jedną stronę medalu, tę całkiem czarną.
– Basia, wiele razy ktoś go nakrył, ale to małe miasto, wbrew pozorom. Każdy zna każdego, a jak masz wpływowych znajomych, to pewne uczynki mogą ci ujść na sucho. Choć my z mamą zawsze się boimy, że komuś zrobi prawdziwą krzywdę.
– Marcyś, on robi krzywdę wam. Wy tego nie widzicie? Wy też powinnyście chodzić na terapię współuzależnień. Z boku to jest oczywiste, że powinniścieodejść.
– Basia, daj już spokój. Nie chcę tego roztrząsać. W ogóle nie mówiłabym o tym, gdyby nie ty.. te twoje… nie wiem, jak to nazwać. Lepiej ty mi wytłumacz… – Marcelina chciała zakończyć niewygodny temat. Z jednej strony czuła ulgę, że mogła z kimś podzielić się skrywanym wstydliwym sekretem, z drugiej zaś miała potrzebę zachowania nieprzyjemnych szczegółów dla siebie i swoich najbliższych. Bo co tu opowiadać? Czym sięchwalić?
– Marcyś, nie skończyłyśmy tematu. Wiesz, że są specjalne infolinie, bezpłatnapomoc…
Marcelina poczuła się nieco urażona, jakby ktoś uwłaczał jej inteligencji. Wydawało się jej, że Barbara ma ją za głupią, uwikłaną bez sensu w sytuację bez wyjścia. Wiedziała, że przyjaciółka jej nie zrozumie, bo nie wie, jak to jest kochać kogoś, kto jest chory.
– Basiu, ja nie chcę o tym mówić. Rozumiesz? Jeśli mamy nadal się przyjaźnić, nie będziemy do tego wracały. Uszanujesz to?
– Nie, Marcyś. Nie mogę się przyjaźnić z kimś, kto nie chce dać sobie pomóc, kto nie jest ze mną do końca szczery, kto udaje uśmiech, kiedy jest źle… – Basia była spokojna, ale w środku gotowała się zniemocy.
– I vice versa, wróżu Macieju albo – jak kto woli – Nostradamusie. – Marcelina też dała się ponieść negatywnym emocjom. Odwróciła się na pięcie i na odchodnym, dodała jedynie: – Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna, mam nadzieję, że z wzajemnością.
– Raczej – burknęła Barbara.
To było ich ostatnie spotkanie przed wakacjami. Klara nie wtrącała już swoich trzech groszy, widząc, jaki był finał sytuacji. Uznała, że sprawa jest zamknięta. Początkowo miała pewne obawy, z drugiej strony jednak tajemnica za tajemnicę – ten układ dawał jej poczucie względnego spokoju.
9
Tego dnia do kliniki weszły milczące. Klara miała za złe Baśce, że nieostrożnie wygadała się przed Marcysią. Że nawet nie pomyślała o konsekwencjach. Że nie zechciała z nią porozmawiać o tym, co zaszło na środku auli. Dziewczyna potrafiła długo chować urazę i liczyła, że jej nieco wrażliwsza siostra pierwsza wyciągnie rękę nazgodę.
Basia natomiast po wszystkich wydarzeniach dzisiejszego dnia czuła się najzwyczajniej w świecie zmęczona. Zmęczona tym, co znów – wbrew własnej woli – musiała zobaczyć, że – chcąc nie chcąc – dzieli ludzkie dramaty i czasem, jak dziś, nie może nic a nic zrobić, by pomóc. Była też znużona fochami Klary, która uważała, że skoro są bliźniaczkami, to stanowią jedność – że muszą zawsze się zgadzać, ustalać wspólny front, decydować razem. Miała tego dosyć. Liczyła, że kiedy wybierze techniczne studia, na chwilę odpocznie od siostry. Czuła się często zdominowana, osaczona przez nieznoszącą sprzeciwu Klarę. Od małego zawsze to ona musiała jej ustępować. To ona słyszała, że jest tą grzeczniejszą, tą mądrzejszą, że trzeba Klarusię zrozumieć, bo siostra za chwilę będzie miała wybuch złości. A co ją to obchodzi? Miała dość wybuchów złości, komenderowania, radzenia i dyktowania warunków. Nie będzie się do niej odzywać. Musiała złapać oddech i dystans.
Szorowała kolejne gabinety szybko jak nigdy dotąd, całą swoją negatywną energię wbijając w szmatę z mikrofibry i obrotowegomopa.
Uwijała się z toaletami, zlewami, skórzanymi fotelami, nawet nie zerkając w kierunku siostry, która w podobnym stylu pracowała po drugiej stronie korytarza. Kiedy poczuła się odrobinę lepiej, spostrzegła, że stoi przed drzwiami ostatniego, ulubionego gabinetu. Na pewno nie za sprawą koloru tapicerki fotela ginekologicznego. Zastukała do drzwi. Usłyszała znajomy ciepły głos. Po raz pierwszy tego dnia pozwoliła sobie na uśmiech. Wzięła głęboki wdech, zdjęła gumowe rękawiczki i otworzyła drzwi.
– Basiu, dasz się w końcu zaprosić na tę kawę? – Sławek nie owijał w bawełnę. Pewny siebie przystojniaczek. Ciekawe, ile dziewczyn już utonęło w tych oczach? Zamykał właśnie laptop, chował długopis i kajet do teczki. – Kończymy niemal o tej samej godzinie. Poczekam na ciebie. Znam przyjemne miejsce, będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Chłopak od kilkunastu dni próbował rozgryźć tę dziewczynę. Przyglądał jej się za każdym razem, gdy opuszczał swój gabinet. Wchodziła po cichu, była dyskretna, niechętnie opowiadała o sobie. A jednak biła od niej serdeczność, ciepło, a każde wypowiadane zdanie przekonywało go, że jest wyjątkowo dojrzała jak na swoje niespełna osiemnaście lat. Pociągała go jejuroda…
– Nie mogę. Pędzę do domu. Zresztą nie mam dzisiaj nastroju. – Basia po raz kolejny ucinała rozmowę, gdy schodziła ona na niekomfortowy dla niej temat.
– Daj się namówić. Tylko jeden raz. Jeśli okażę się nudziarzem albo – co gorsza – nadętym bufonem, nie będziesz musiała tego powtarzać.
– Tylko codziennie mijać cię w niezręcznej ciszy aż do końca wakacji. Średnio przyjemna perspektywa. Zwłaszcza że, jak się dobrze przyjrzeć, rzeczywiście wyglądasz na nadętego bufona. – Basia była skryta, jednak powoli oswajając się z nowo poznanym kolegą, pozwalała już sobie na odrobinę uszczypliwości, która jeszcze bardziej zachęcała go do podejmowania prób.
– Basia z tobą dzisiaj pójdzie. Ja wszystko wytłumaczę mamie. Biorę to na klatę. – Klara nagle wtrąciła się do rozmowy.
Ta dla odmiany wcale nie przypadła Sławkowi do gustu. Była wyszczekana, zbyt pewna siebie, co w jego odczuciu graniczyło już z bezczelnością. Nie miała żadnych zahamowań. Nie lubił dziewczyn, które przejmują inicjatywę, a na taką ewidentnie wyglądałaKlara.
Teraz też zirytowała go tym, że próbuje decydować za siostrę, że nieproszona zabiera głos w jej sprawie. Była atrakcyjna, jednak przy bliższym poznaniu odpychająca.
– Nie, Klara. Nie będziesz za mnie decydować – powiedziała stanowczym tonemBarbara.
Zdziwiło to Sławka. Nigdy nie widział jej tak asertywnej.
– Basiu, pójdziesz z panem doktorem, bo przecież cię zamęczy. Lepiej idźcie od razu i sprawdźcie, czy kolejna kawa masens…
– Klara! – Baśka zdenerwowała się, jednak wiedziała, dlaczego siostra próbuje wepchnąć ją w ramionalekarza.
– Basiu, jeśli nie masz ochoty, ja… – Sławek próbował odnaleźć się w niezręcznej sytuacji.
– Pójdę. Poczekaj na mnie o dwudziestej trzydzieści przed wejściem. Ale uprzedzam, nie będę wyperfumowana i świeża, bo nie byłam przygotowana. I mam kiepski dzień, już wspominałam.
– Jasne, na romantyczną kolację przyjdzie jeszcze czas. – Uśmiechał się zadowolony z obrotu zdarzeń, choć nie wiedział, czy może już sobie pozwolić na żarty, bo atmosfera wciąż była napięta. – Tobie już dziękujemy. Napisz siostrze usprawiedliwienie dla mamy. – Próbował pozbyć się niewygodnego świadka rozmowy.
– Spoko. Wszystko załatwię. Odwieź ją tylko całą i zdrową. – Klara była młodszą bliźniaczką, a jednak często okazywała się tą bardziej opiekuńczą przez wzgląd na dominujący charakter, a także „przypadłość” Basi.
Czekał na nią przed wejściem na kwadrans przed umówioną godziną. Nie zdążył podjechać do domu, choć bardzo chciał zmienić ciuchy na bardziej casualowe. Na szczęście udało się chociaż zdobyć na szybko bukiet świeżych jasnoróżowych goździków i schłodzoną lemoniadę.
– Cześć. To dla ciebie. Niezbyt oryginalnie, wiem, ale nie miałem zbyt wiele czasu. – Sławek także był trochę onieśmielony, bo po raz pierwszy spotykali się na neutralnym gruncie. Zresztą, co tu dużo mówić, zależało mu na tym, by zrobić dobre wrażenie. Był pewien, że ta dziewczyna jest wyjątkowa.
– Cześć. Bardzo ładne. – Basia oblała się rumieńcem, do tej pory nie była na prawdziwej randce. Jakieś spotkania z kolegami z klasy – owszem, ale tu i teraz stał przed nią mężczyzna, który jej imponował, podobał się, był szarmancki.
– Niedaleko jest dobra kawiarnia. W taki upał ich frappe będzie jak znalazł. Chyba że masz ochotę…
– Brzmi świetnie. Jest już dość późno, oboje jesteśmy zmęczeni. Dobra kawa i rozmowa będą idealne.
Basia rzeczywiście nie miała już siły nigdzie chodzić. Cieszyła się na to spotkanie, a jednak w głowie miała ciągle ostatnie słowa siostry, wypowiedziane na odchodnym: „Pamiętaj, zrób tak, żeby zabrać jego dyskietkę. Musimy wejść do archiwum, już i tak sporo czasu straciłyśmy”. Klara nie przebierała w środkach, miała cel i dążyła do niego po trupach.
Usiedli przy stoliku oddalonym od pozostałych, co pozwalało im poczuć choć odrobinę intymności. Nie mówili zbyt wiele, choć była to ich pierwsza randka. Wpatrywali się to w siebie, to w zachodzące słońce, jednocześnie wyrzucając kilka zdań o sobie, o pracy, o zainteresowaniach. Sławek mówił, że pochodzi z wielodzietnej rodziny zamieszkującej podkarpacką wioskę, ale matka, która także jest lekarką, zorganizowała dla niego letnie praktyki u znajomego w klinice. Początkowo nie chciał z nich skorzystać, ale ostatecznie taki wpis w CV dobrze wygląda, no i dzięki temu spotkał Basię.
– Masz aż czworo rodzeństwa? Jak to jest wychowywać się w takim gwarze? Ja ledwie dogaduję się z jedną siostrą, czego próbkę przed chwilą miałeś okazję zaobserwować.
– Wiesz, jest między nami spora różnica wieku. Moje siostry są młodsze o dwa i trzy lata, a bracia aż o jedenaście i trzynaście lat. Tak naprawdę mamy kontakt tylko kiedy wracam z Warszawy ze studiów, wtedy głównie się wygłupiamy. Dziewczyny natomiast są w liceum, dobrze się dogadujemy i może jak dostaną się na studia, to wtedy znowu będzie trochę więcej czasu we trójkę.
– A twój tato? – dopytywałaBarbara.
– Co z nim? Pytasz o zawód?
– Tak, w ogóle. Mama jest lekarką, a z tatą masz kontakt? – Basia wychodziła zawsze z założenia, że większość rodzin jest w tych czasach rozbita, patchworkowa.
– Tata jest świetnym inżynierem. Pracuje od wielu lat w jednej firmie, projektuje, tworzy innowacyjne rozwiązania. Uwielbiam go. Zawsze nas wspiera, jest też bardzo wyrozumiały dla kariery mamy. Spędził z nami wiele czasu, gdy byliśmy maleńcy, teraz mają go w domu odrobinę mniej, ale też bardzo się stara.
– Zazdroszczę ci. – Basia pociągnęła łyk frappe i spuściła wzrok.
– Czego? – Nie bardzo rozumiał.
– Tego, że masz normalną rodzinę. Że masz kochającego ojca i matkę. Że nie skrywacie przed sobą żadnych tajemnic i że nie masz żadnych dziwnych zmartwień – urwała, bo sama zdziwiła się, skąd nagle znalazła w sobie tyle odwagi, a może nieostrożności, by odkrywać przed nim najbardziej dotkliwe fakty. Wiedziała, że nie powinna dzielić z nim swoich sekretów i frustracji, bo jest tylko obcym człowiekiem, a jednak z jakiegoś nieznanego sobie powodu chciała właśnie jemu, po raz pierwszy w życiu, zdradzić, jak bardzo czuje się samotna, rozgoryczona, odrzucona.
– Baśka. O co chodzi? – Sławek przybliżył się do niej, bo czuł, że dziewczyna ma płacz na końcu nosa. Próbował objąć ją ramieniem, ale nie do końca poddała się tejpieszczocie.
– Słuchaj, nie umiem być perfidna i interesowna. Moja siostra powinna była się z tobą spotkać.
– Nie rozumiem. To jakaś gra? – Sławek byłzdezorientowany.
– Nie, nie żadna gra. Sławek, ja z jakiegoś powodu ci ufam. Odkąd cię spotkałam, mam wrażenie, że jesteś… dobrym człowiekiem. Zawsze wesoły, zawsze chętny do niesienia pomocy, życzliwy. Bez tego całego współczesnego cwaniactwa i gry pozorów. – Zrobiła pauzę, nie wiedząc, czy może mu powiedzieć wszystko, czy też może powinna skorzystać z rad siostry.
Tyle że wtedy straci go na zawsze. A nie tego chciała. Od kilkunastu dni na jego widok serce biło jej mocniej. Mimo iż wychodziła do pracy sprzątać, ubierała najlepsze sukienki, robiła pełny makijaż i układała włosy, jednocześnie wylewając na siebie tyle perfum, by mógł kojarzyć ją z określonym zapachem. Matka śmiała się, że pewnie tak bardzo śmierdzi w toaletach w galerii, że musi zużywać całą butelkę. Klara natomiast wiedziała od razu, że jej siostra po raz pierwszy w życiu się zakochała. Szybko, intensywnie. Miała świadomość, że to dla nich niebezpieczne i złe, a cały plan może wziąć w łeb, jeśli tylko jej serce zwycięży walkę zrozumem.
– Basia, odpowiesz coś? – Sławek widział, że zatopiona była w myślach.
– Zabierz mnie do domu, proszę. – Dziewczyna wstała, zostawiła banknot dwudziestozłotowy na stoliku i zabrała torebkę.
W drodze powrotnej jego samochodem nie odezwała się już ani słowem. Nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Nie umiała kłamać, nie chciała też wydobyć z siebie słowotoku, na który miała ochotę, nie znała go na tyle, by móc zaryzykować. Ich pożegnanie było raczej oschłe. Wysiadła i powiedziała: „Do zobaczenia”.
10
Agata od razy wyczuła, że coś jest nie tak, jak być powinno. Klara wróciła do domu sama, zachowywała się niczym chmura gradowa. Nawet nie pokazała jej świadectwa, tylko oznajmiła, że jest zmęczona i idzie do swojego pokoju. Zapytana o siostrę, powiedziała, że kochaś ją odwiezie porandce.
Trzasnęła drzwiami. Agata kończyła właśnie przesłuchiwanie nagranego rano materiału. Gładziła łydki, które popuchły od całodniowego maratonu na szpilkach, jednocześnie zapisując na swoim laptopie kolejne słowa prezydenta. Oderwała się jednak na moment i zaczęła analizować sytuację. Czyżby Klara była zazdrosna? Chyba o to chodziło. Do tej pory wszystko, dosłownie wszystko robiły razem. Wspólne zakupy, szkoła, przyjaciele, wypady do kina, nad jezioro, na kolonie letnie. I nagle pojawił się ktoś trzeci, kto wszedł między nie. Ktoś, z kim Klara będzie musiała podzielić się siostrą i jej wolnym czasem. Musiała poczuć się odrzucona, pominięta. Agata zastukała do drzwi jej pokoju.
– Kochanie, wszystko w porządku? – zapytałanieśmiało.
– Tak, jak zawsze u mnie. Jestem trochę wkurzona, ale poza tym ok. – Dziewczyna leżała na łóżku i wpatrywała się w ekran telefonu.
– Jak idzie wam w pracy? Może jesteś zmęczona, chcesz zrezygnować? To był ciężki rok. Walczyłaś o oceny, choć sto razy mówiłam ci, że nie musisz nikomu niczego udowadniać. I jeszcze ten ostatni sen… – Próbowała powoli skierować rozmowę na tory, po których ostatnio córka nie pozwalała jej sięporuszać.
– Mamo, wiem, że się martwisz, ale naprawdę jutro będzie dobrze. Znasz mnie. Wpadam szybko w złość i szybko z niej wychodzę. Chyba brzmi znajomo, prawda? – Klara wiedziała, że są z matką do siebie bardzo podobne. Lubiły koktajl truskawkowy, gorące lato, książki, arbuzy i pisanie.
Jej siostra nie znosiła tych rzeczy. Babcia powtarzała, że Klara na każdym etapie swojego życia wygląda dokładnie tak samo jak jej matka w podobnym okresie. Agata rozumiała to jeszcze dokładniej, dlatego tym bardziej próbowała gasić ogień, kiedy dopiero zaczął się tlić, by nie doprowadzić do pożaru.
– Skoro tak mówisz. Opowiesz mi o nim? Jakieś detale? – Nie ustępowała, ale nie była natarczywa. Pomyślała, że jeśli córka teraz nie podejmie tematu, nie będzie do niego wracała.
– Jest las. Małe miasteczko lub wieś. Grząski teren. Ludzie w piżamach wpatrzeni na wprost siebie. Jest też czerwony dom z półokrągłym dachem i jakby takimi samymi oknami. I twarz tego chłopaka, który zawsze do mnie woła, aby mu pomóc.
– Wygląda znajomo?
– Teraz już tak. Mam wrażenie, że się znamy i że on bardzo mnie potrzebuje. Nie wiem jak i nie wiem, czy mogłabym mu pomóc, ale skoro tak wiele razy mnie nawiedza, coś musi w tym być. Boję się tylko, że mogłoby się skończyć jak ostatnim razem… – Rzuciła telefonem o poduszkę i położyła ręce nakolanach.
– Wtedy zrobiłyśmy, co w naszej mocy. To nie była twoja wina, że dotarłyśmy zbyt późno. Zresztą, kochanie, od takich spraw jest policja. Ty możesz jedynie wskazać im jakiś trop, a to i tak niebezpieczne, by nie zostać posądzoną o współudział albo o złezamiary.
– Wiem. Doskonale to rozumiem. Tyle że tutaj wszystko wygląda tak normalnie, choć rzeczywiście niektóre elementy są dziwne. Może mogłabym…
– Klara, nie. Nie zgadzam się, żebyś szła tą drogą. Musisz ułożyć sobie życie, musisz myśleć o normalnej przyszłości, wtedy może to się kiedyś wreszcie skończy. – Próbowała ją uspokoić łagodnie, ale stanowczo. Nie chciała, by córka znów przeżywała rozczarowanie i miała depresję przez kolejnemiesiące.
– Gdybyś tylko zechciała mi odrobinę pomóc. Nie urywała za każdym razem tematu ojca, to może jakimś cudem byłybyśmy normalne, może on ma na to jakiś… – Klarze wydawało się, że skoro tak dobrze im idzie, że nawet opowiedziała matce o swojej wizji, to ta w rewanżu na moment otworzy się przed nią. Myliła się. Jakzawsze.
– Muszę skończyć pracę, kochanie. Jeszcze korekta i autoryzacja. – Wstała i skierowała swe kroki do drzwi, gdy niespodziewanie Klara wybuchła.
– Jak możesz oczekiwać od nas szczerości, przywiązania, zaufania i dobrych relacji, skoro sama nie dajesz nic w zamian? Skoro budujesz ten mur z tajemnic i