Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Shadow po kilku latach nieobecności wraca do rodzinnego miasta. Pogrążona w bólu rozpoczyna polowanie na ludzi, którzy ją skrzywdzili i odebrali jej wszystko, kiedy była jeszcze dzieckiem. Teraz nie jest już małą, przestraszoną dziewczynką. Dorosła i jest gotowa, a jedynym, co zobaczą jej wrogowie przed śmiercią, będzie cień.
Patrick Morton po stracie tego, co kochał najbardziej, odciął się od uczuć. Poświęcając coraz więcej czasu swojej pracy, próbuje zapomnieć o bólu skrywanym w sercu. Obiecał sobie już nigdy więcej się nie przywiązywać ani nikogo nie pokochać. Kobiety stały się dla niego jedynie przygodami na jedną noc. Coś się jednak zmienia, kiedy w mieście pojawia się ścigany zabójca. Rick dostrzega w tym szansę nie tylko na rozwój kariery, ale również na to, by rozwiązać zagadkę z najgorszej nocy swojego życia.
Oboje są więźniami wspomnień.
Zabójczyni i detektyw.
Dzieli ich wszystko.
Czy połączy ich coś więcej?
Lekkie pióro Camille O’Naill sprawi, że od pierwszej strony zostaniecie pochłonięci przez „Koronę Cienia”. Autorka tak kreuje świat, że niemal poczujecie na skórze krople deszczu, usłyszycie jego dudnienie za oknem. Zaskakujące zwroty akcji, tajemnice sprzed lat i ekscytujący wątek romansowy nawet na moment nie pozwolą Wam odłożyć książki. Porywcza i odważna Shadow skradnie Wasze serca. Zatańczcie z bohaterami w rytmie danse macabre. Na pewno nie pożałujecie! - Adelina Tulińska, autorka serii „Bracia Vedetti”
Zabójcza, niebezpieczna i piekielnie wciągająca historia! „Korona Cienia” zabierze Was w niezapomnianą podróż. Camille O’Naill powraca w wielkim stylu! Gorąco polecam! - Riva Scott, autorka „Smak pokusy” i „Warci ocalenia”
Pasjonująca i pozostawiająca po sobie niedosyt! Camille O’Naill po raz kolejny stworzyła niepowtarzalną, trzymającą w napięciu historię, a także intrygującą bohaterkę, o której niełatwo zapomnieć. Barwne postaci oraz wartka akcja i zaskakujący finał sprawią, że będziecie chcieli więcej. Gorąco polecam! - B.M.W. Sobol, autorka „Cyklu Skandynawskiego”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Camilla O’Naill, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce: © by Dmitry Lobanov/Shutterstock
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-088-0
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Shot 1
Shot 2
Shot 3
Shot 4
Shot 5
Shot 6
Shot 7
Shot 8
Shot 9
Shot 10
Shot 11
Shot 12
Shot 13
Shot 14
Shot 15
Shot 16
Shot 17
Shot 18
Shot 19
Shot 20
Shot 21
Shot 22
Shot 23
Shot 24
Shot 25
Epilog
Od autorki
Dla mojegoprzyjaciela,którego los zabrał zdecydowanie zbytszybko.
Tę powieść dedykuję także wszystkim Czytelnikom, którzy choć raz w życiu poczuli w sercu bólstraty.
Prolog
Ponoć w życiu człowieka nic nie dzieje się bezprzyczyny.
Jednak trudno nam o tym pamiętać, kiedy ponosimystratę.
Zastanawiamy się wtedy, dlaczego teraz, dlaczego akurat nas to spotkało, a nie kogoś innego. Nie myślimy o tym, że na świecie dzieje się masa rzeczy i w każdej minucie ktoś traci jednego ze swoichbliskich.
Tak było w moim przypadku, a przynajmniej tak topamiętałam.
Większość wspomnień z dzieciństwa stało się mglistymi urywkami, które powoli zaczynały zanikać w zakamarkach mojego umysłu, lecz ten jeden dzień byłwyjątkiem.
Jak każdego ranka, przyciągnęłam pod okno jedno z drewnianych krzeseł, które stały przy stole, i niezdarnie się na nie wdrapałam. Z zewnątrz docierał cudowny trel ptaków, który od czasu do czasu przerywany był przez stukot otwieranej przez tatę szafki kuchennej lub charakterystycznego szurania noża po desce, kiedy mama przygotowywałaśniadanie.
Nie przeszkadzało mito.
Lubiłam te odgłosy, tak samo jak wpatrywanie się skraj lasu w oczekiwaniu na to, że jakieś zwierzę z niegowyjdzie.
Tak wyglądał i brzmiał idealnyporanek.
Kiedy wszystko było już gotowe, zasiadaliśmy do posiłku i cieszyliśmy się własnym towarzystwem. Ja jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy, ale i tak byłam szczęśliwa, mając przy sobie najbliższych. W końcu małemu dziecku towystarczyło.
Koszmar przyszedł później. Tata właśnie zmywał naczynia, a mama zabrała się do rozczesywania moich potarganych kosmyków. Z jednej strony nienawidziłam tego, ale z drugiej dzięki temu mogłam znacznie dłużej wyglądaćzwierząt.
Nagle syknęłam z bólu, kiedy mama zbyt mocno pociągnęła grzebieniem za moje czarne włosy, które usilnie próbowała upiąć w dwie kitki. Czując nieprzyjemne mrowienie, które rozchodziło się od bolącego miejsca, zerknęłam na odbicie mamy w szybie. Widząc zbierające się w moich szmaragdowych oczach łzy, posłała mi kojące spojrzenie i pocałowała we wrażliwemiejsce.
– Przepraszam, skarbie. Już kończę – odezwała się i wróciła dorozczesywania.
Tym razem jednak starała się być jeszcze bardziej delikatna, dzięki czemu prawie nie czułam dotykuszczotki.
Starałam się nie poruszać głową, aby ułatwić mamie zadanie, i utkwiłam spojrzenie w poruszających się pod wpływem wiatru koronach drzew. Odpłynęłam do swojego dziecięcego świata, przez co nie zauważyłam, kiedy mama skończyła upinać moje włosy, a tata przyszykował się dopracy.
Ocknęłam się dopiero, kiedy zauważyłam rodziców na podwórku. Jak codziennie mama odprowadzała tatę dosamochodu.
Obserwowałam, jak podchodzi do ubranego w garnitur ojca i składa na jego ustach czuły pocałunek. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Fuj. Nie rozumiałam, jak mogli torobić.
Nagle ptaki siedzące na drzewach zerwały się do lotu, a po kilku chwilach na drodze prowadzącej do naszego domu pojawiły się pędzące samochody. Usłyszałam huk uderzających o ścianę drzwi, a za moment ponowny ich trzask, kiedy zostałyzamknięte.
– René, ukryj się z Sell! Szybko!
Nie mając pojęcia, co się dzieje, zsunęłam się powoli ze swojego krzesła i podeszłam do drzwi prowadzących do korytarza. Zobaczyłam, jak tata wyciąga pistolet z kabury. Nic więcej nie zdołałam zobaczyć. Przede mną stanęła mama, mocno chwytając mnie za rękę, i pociągnęła zasobą.
– Chodź, Sell. Pobawimy się w kota i myszkę, dobrze?
Mówiła bardzo szybko, a w jej głosie było coś, czego nigdy przedtem nie słyszałam. Wchodziłyśmy prędko po schodach, a mama nadal wypowiadała słowa, tylko że terazszeptała:
– Schowasz się, myszko, i nie wyjdziesz, dopóki cię nie zawołam, dobrze? Dobrze, Sell? Inaczej zły kotek zjemyszkę.
Zatrzymała się przed pokojem, w którym spała z tatą, i ukucnęła przede mną. Po jej pięknej twarzy spływały łzy, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nie wiedziałam, co siędzieje.
– Dobrze, skarbie? – ponowiła pytanie, głaszcząc mnie popoliczku.
Pokiwałam szybko głową, a mama mocno mnie do siebieprzytuliła.
– Moja dzielna myszka. – Głos się jej łamał, a mnie zachciało się płakać. – Teraz biegnij się schować i czekaj namnie.
Wepchnęła mnie do pokoju i zatrzasnęła drzwi. Usłyszałam, jak zbiega po schodach. Przerażona zaczęłam szukać schronienia i wybrałam to, co wydawało mi się najlepszą kryjówką. Podbiegłam do szafy i schowałam się w środku, siadając pomiędzy sukniami mamy. Pachnące jej perfumami ubrania zakryły mnie całą. Poczułam się bezpieczna, lecz mimo to wciąż siętrzęsłam.
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam pierwszy hałas. Huk wywarzanych drzwi zagłuszył kroki rodziców na schodach. Zobaczyłam, jak po chwili do sypialni wbiega mama, a za nią stanął tata. Posłał jej ostatnie spojrzenie przepełnione miłością oraz strachem, po czym zamknął nas szybkim ruchem. Przekręcany klucz nieprzyjemnie szczęknął wzamku.
– Jack! Nie!
Uderzała pięściami w drzwi, które nawet nie drgnęły. Usłyszałam jej ciche łkanie, które zastąpił stłumiony przez drewno głos taty. Krzyczał do kogoś, lecz nagle rozległy się strzały, a coś ciężkiego uderzyło opodłogę.
Płacz mamy umilkł, ale mimo to jej plecy nadal się trzęsły. Zaczęła się cofać, aż oparła się o ścianę i zsunęła po niej. Chciałam wyjść ze swojej kryjówki, podbiec do mamy i przytulić się mocno. Zamiast tego tkwiłam w miejscu, czując, jak po policzkach spływają mi wielkie łzy. Siedziałam cicho jak myszka. Tak jak mnieprosiła.
Drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka weszło trzech mężczyzn. Dwóch zostało z tyłu, a ten, który szedł pośrodku, podszedł do mamy. Patrząc na płaczącą kobietę z góry, szturchnął jej nogę masywnymbutem.
– MałaRené.
Od jego spokojnego głosu przeszedł mnie dreszcz. Bałam się, ale nie o siebie. Byłam przerażona, bo wiedziałam, że ten nieznajomy zrobi krzywdę mamie. Spomiędzy sukienek mamy zobaczyłam, jak na jego twarzy pojawia się nieprzyjemnyuśmiech.
– Miło cię widzieć – dodał.
Matka podniosła zapłakaną twarz i zgromiła przybyszawzrokiem.
Otworzyłam szerzej oczy, kiedy intruz przyłożył lufę pistoletu do jejczoła.
– Kolorowych snów, malutka – powiedział.
Zdążyłam zrobić jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy. Zatkałam uszy, kiedy rozbrzmiał hukwystrzału.
Zapadła cisza. Zupełnie jak wtedy – dwadzieścia lat temu, w moim rodzinnym domu. Skończyłam snuć opowieść i oparta o framugę okna, przesunęłam wzrokiem po ciemnych uliczkach. Z jednego z zaułków wyszedł wyliniały kot, który szybko czmychnął do kolejnejkryjówki.
Uśmiechnęłam się do siebie wmyślach.
Mądre zwierzę wiedziało, że warto trzymać sięcienia.
Zupełnie jak ja. Dzięki takiemu sprzymierzeńcowi stawałam sięniewidoczna.
– Teraz rozumiesz? – Odwróciłam się od okna, za którym rozciągał się widok na pogrążoną we śnie obskurną dzielnicę Lille, i spojrzałam w przerażone oczy kobiety przywiązanej do krzesła. – W życiu człowieka nie istnieje coś takiego jakprzypadek.
Przyglądając się nieznajomej, powolnym krokiem ruszyłam w jej stronę. Być może ktoś powiedziałby, że jest ładna. Miała w sobie naturalne piękno, które szpecił źle dobrany i zbyt krzykliwy makijaż. Sam strój również nie dodawał jej wdzięku. Podziurawione pończochy, krótkie czarne spodenki, które ledwo zakrywały pośladki, oraz biały podkoszulek z dziwnymi nadrukami, które zapewne miały oznajmiać, jaka to z niej niegrzecznadziewczynka.
– Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną przydatnymiinformacjami.
Kobieta zaczęła krzyczeć, kiedy uniosłam dłoń i wycelowałam w jej głowę pistoletem, a zimna lufa zabezpieczona tłumikiem dotknęła jej czoła. Wystarczył jeden strzał, po którym tłumione przez taśmę krzykiucichły.
Przez chwilę obserwowałam, jak z rany na czole spływa strużka krwi, znacząc brunatną ścieżką bladą skórę denatki. Z nieruchomego ciała przeniosłam wzrok na stolik kawowy, na którym leżały porozrzucanezdjęcia.
Na jednym z nich widniałtatuaż.
Czarne linie na bladej skórze układające się wkoronę.
Shot 1
To, copokochałem…
♔Rick♔
Płynąca z prysznica woda mieszała się z krwią, którą spłukiwałem z obolałej ręki. Niektórzy myśleli, że jestem masochistą, a zadawanie sobie bólu sprawia mi chorą przyjemność. Być może to była prawda. Być może mieli rację i ponad wszystko umiłowałem krzywdzenie samego siebie. Z jednej strony było to lepsze, niżbym miał krzywdzić innych. Tak przynajmniej mi sięwydawało.
Zacisnąłem trzęsące się dłonie, a woda powoli przestała zabarwiać się na czerwono. Krwawienieustępowało.
Żałowałem, że ból w sercu nie potrafił zniknąć w taki samsposób…
Odchrząknąłem i wstałem z klęczek. Wystawiłem twarz, aby chłodna woda ją obmyła. Zimne krople spadające na skórę delikatnie ją pieściły, przypominając mi jej dotyk. Wywołało to kolejny bolesny skurcz w piersi. Tak bardzo za nią tęskniłem, że aż uniemożliwiało mi to normalne funkcjonowanie. Moje myśli błądziły daleko ode mnie, zupełnie jakby liczyły, na to, że w końcu ją odnajdą, i dawały mi złudną nadzieję na normalne i szczęśliwe życie. Przez to nie potrafiłem się na niczym skupić, a zadania, które zlecała mi agencja, wykonywałem mozolnie i zawsze po terminie. Cóż, od jakiegoś czasu nie widziałem w tym większegosensu.
Kiedy po chwili poczułem się lepiej, wyszedłem spod prysznica, a po ubraniu się zacząłem wycierać zakrwawioną ścianę, na której przed paroma minutami się wyżyłem. Gdy zmywałem czerwone odpryski, zachciało mi się śmiać. Wszystko, co robiłem, robiłem mechanicznie. Bez emocji. Nic nie miało najmniejszego znaczenia. Seks z dopiero co poznaną kobietą, prysznic i teraz tosprzątanie.
Jednakże pomiędzy tymi czynnościami pojawił się moment. Przebłysk. To wystarczyło. Wspomnienia spłynęły na mnie z taką siłą, jakby ktoś zdzielił mnie obuchem w głowę, a jedyny znany mi sposób na zapomnienie o nich to właśnie zadanie sobiebólu.
Z trudem panując nad sobą, wylazłem z łóżka, zostawiając w nim niczego nieświadomą kobietę, której imienia nawet nie pamiętałem. Zamknąłem się w łazience jak jakiś tchórzliwy kutas. Potem zalała mnie wściekłość i wyładowałem się napłytkach.
Cóż. Niektórzy tną się żyletkami, a niektórzy, tak jak ja, rozdrapują stare rany. Zamiast dać sobie spokój i żyć w miarę normalnie, to nadal sprowadzałem do domu kobiety i uprawiałem z nimi seks. A jak to mi nie wystarczyło, szedłem do najbliższego kasyna, gdzie piłem alkohol i pozbywałem się pieniędzy, grając w karty. Nadal łudziłem się, że to minie, i nadal popełniałem te same pierdolonebłędy.
Szorując krwawe plamy, które jak na złość nie chciały zejść z jasnych fug, myślałem o tym, co zaszło dzisiejszej nocy. Zaczęło się dosyć niewinnie. Razem z Jeremym skończyliśmy robotę i postanowiliśmy się napić. Wszystko toczyło się dobrze aż do pewnego momentu, kiedy moją uwagę przykuła piękna blondynka. Zapewne też byłem jej celem, ponieważ gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, kobieta przysiadła się do nas bez zbędnychgierek.
Na początku rozmawialiśmy. Od słówka do słówka, potem Jem gdzieś zniknął, a po następnych dwóch kolejkach i my się ulotniliśmy. Wtedy urwał mi się film, więc nawet nie wiem, co się wydarzyło w drodze do mojego domu. Oczywiście świadomość wróciła w najmniej oczekiwanym momencie, a konkretniej mówiąc, kiedy pieprzyłem się z tąblondyneczką.
Odsunąłem się od ściany, żeby zobaczyć, czy krew zeszła, ale oczywiście zamiast wyczyścić fugę, to tylko bardziej rozmazałem krwawe plamy i teraz wyglądało to jeszcze gorzej. Wkurwiony na cały świat, a zwłaszcza na siebie, rzuciłem szmatę, która z głośnym plaśnięciem uderzyła opłytki.
Zakręciłem wciąż lecącą wodę i wyszedłem z łazienki. Zatrzymałem się w progu sypialni, żeby uważniej przyjrzeć się kobiecie śpiącej w moim łóżku. Była piękna, ale nie była dość dobra dla mnie. Po prostu nie graliśmy w tej samej lidze. Przesunąłem wzrokiem po jej szczupłym, zgrabnym ciele owiniętym w kołdrę, po złotych włosach rozsypanych wokół głowy oraz po spokojnej, pogrążonej w śnie twarzy. Zdecydowanie miała to coś, co przyciągało facetów, mnie jednak to niewystarczyło.
Może gdyby trafiła na mnie przed paromalaty…
Przetarłem twarz i wszedłem do pokoju. Zacząłem szukać czegoś, czym mógłbym opatrzyć sobie ranę, i wcale nie próbowałem być przy tym cicho. Kiedy otwierałem kolejną szufladę, usłyszałem zaspane stęknięcie. Zerknąłem przez ramię w momencie, kiedy dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę i sięprzeciągnęła.
Wróciłem do szukania gazy i plastra. Z powodu mojej pracy miałem w domu niemalże małą aptekę. Nigdy nie wiedziałem, kiedy przyda się bandaż, gaza, plaster czy nawet szwy do prowizorycznego zaszycia rany. Mogłem rzec, że do tego przywykłem, ale raczej nie byłaby to stuprocentowaprawda.
Chwyciłem opakowanie z gazami oraz rolkę plastra i zatrzasnąłemszufladę.
– Nie mówiłeś, że jesteś rannym ptaszkiem – jęknęła blondynka, przewracając się na bok i z rozmysłem ściągając odrobinękołdrę.
Odsłoniła kawałek jędrnej piersi, jednak nie za dużo, zapewne oczekując, że dokończę, to co właśniezaczęła.
– Musiało mi to gdzieś umknąć. – Rozerwałem paczkę z opatrunkami i zająłem siękłykciami.
– Jak chcesz, to mogę ci pomóc – zamruczała niczym rasowa kotka, podnosząc miciśnienie.
Denerwowała mnie pomału. Dlaczego zazwyczaj z kobietami był taki problem? Idąc z nimi do łóżka, niczego nie proponowałem i niczego nie oczekiwałem. W przeciwieństwie do nich. Może one były głupie i naiwne, jednak ja nie zamierzałem ponownie popełnić tego błędu. Mnie wystarczyło wypieprzenie jej zgrabnej dupeczki. Nie potrzebowałem ani nie szukałem kogoś, z kim odjechałbym w stronę zachodzącego słońca i spędził z nim resztężycia.
– Chcę, żebyś już wyszła – odpowiedziałem, cały czas stojąc odwrócony do niejplecami.
Odlepiłem końcówkę plastra i owijając gazę, zerknąłem przez ramię. Kobieta patrzyła na mnie, na przemian zaciskając palce na kołdrze i miętosząc ją, po czym w końcupuściła.
– Czyli co? To tyle? – spytała, przerywając przedłużającą sięciszę.
Zapewne gdyby jej oczy mogły zabijać, leżałbym już martwy. Zamiast tego pokiwałemgłową.
– Tak. – Wskazałem na stolik nocny, na którym leżały jej rzeczy osobiste oraz biała koperta. – W środku masz zapłatę zadzisiaj.
– Jesteś dupkiem – warknęła. Zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać. – Nie chcę od ciebiepieniędzy.
Zaśmiałem się zgoryczą.
– A na co liczyłaś? – spytałem, przyglądając się jej. – Że poznamy się bliżej? Zostaniemy szczęśliwą parą, a może nawet się pobierzemy? Założymy rodzinę i wychowamy gromadkę uroczych dzieci? – kpiłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ranię ją każdym wypowiedzianymsłowem.
– Pierdol się, Rick.
Zerwałem się z krzesła i w dwóch krokach doskoczyłem do niej. Zacisnąłem dłonie na jej chudych ramionach, wiedząc, że zadaję jej ból. Przyparłem ją do ściany i nachyliłem się w jejstronę.
– Właśnie to zrobiłem. Wypieprzyłem cię tak mocno, aż zdzierałaś głos, krzycząc moje imię – szepnąłem jej do ucha. Odsunąłem się, aby spojrzeć na jej przerażoną twarz. Puściłem jej jedną dłoń i przesunąłem palcami po jej delikatnie zaróżowionym z emocji policzku. Odgarnąłem kosmyk złocistych włosów i uśmiechnąłem się kpiąco. – Czas dorosnąć i zrozumieć, że świat w którym żyjesz, nie jest bajką ze szczęśliwym zakończeniem, a ja księciem na białymkoniu.
Gniew w jej oczach przybrał na mocy, a zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, spoliczkowała mnie. Siła jej uderzenia spowodowała, że obróciłem głowę w bok. Lekko wyczuwalne pieczenie zaczęło rozchodzić się po policzku. Parsknąłem śmiechem, po czym poruszyłem szczęką i ponownie spojrzałem na dziewczynę. W jej oczach gniew mieszał się z przerażeniem. Bała się mnie oraz tego, co mogę jej zrobić. Wiedziała, kim jestem, i to wystarczyło, żeby wzbudzić w niejstrach.
Powoli się od niej odsunąłem, puszczając jej drugie ramię, i wskazałem nadrzwi.
– Twoja wizyta właśnie dobiegłakońca.
– Kutas – wypluła na pożegnanie i czmychnęła prędko, żebym znowu jej niezłapał.
Może i miała rację. Może i byłem kutasem bez uczuć, jednak miałem to w dupie. Nie zawracając już sobie głowy zaistniałą sytuacją, niespiesznie obszedłem wyspę i wyciągnąłem z lodówki butelkę piwa. Z pomocą noża pozbyłem się kapsla, po czym upiłem kilka łyków, kierując się w stronę łóżka. Przechodząc obok szafki, nad którą wisiał telewizor, zatrzymałem się na moment. Nie odrywając spojrzenia od fotografii w ramce, odstawiłem butelkę na bok i dotknąłem gładkiejszybki.
Przesunąłem palcem. Wpierw po jej pełnych, lekko uśmiechniętych ustach, delikatnie zadartym nosku, a następnie po jej charakterystycznych oczach. Zarówno w momencie wykonania tego zdjęcia, jak i teraz byłem w szoku, że aparat zdołał uchwycić jej piękne, magnetycznespojrzenie.
Zacisnąłem mocno palce na szyjce butelki, którą ponownie chwyciłem. Drżącą dłonią odstawiłem ramkę z powrotem na szafkę. Przez chwilę walczyłem z sobą, lecz przegrałem. Z krzykiem rzuciłem butelką o ścianę, przez co szkło rozbiło się na kawałeczki, a zawartość brzydko poplamiła farbę. W amoku włożyłem buty i zarzuciłem na siebie płaszcz, po czymwyszedłem.
Ból znowu powrócił, lecz tym razem przyćmiła go chęć zemsty. Wpierw jednak musiałem zaspokoić potrzebę rozegrania partyjki pokera, ewentualniekilku.
Shot 2
Powrót na stare śmieci
♔Shadow♔
Poderwałam się, budząc z koszmaru. Drżałam, dysząc jak po przebiegnięciu maratonu, a po moim ciele spływały strużki potu. Dopiero po chwili, kiedy minęło pierwsze senne otępienie, zdałam sobie sprawę z tego, że ściskam mocno pistolet i celuję w zamknięte drzwi. Odzyskując pełną świadomość, opuściłam dłoń z bronią. Kątem oka zerknęłam na ciążący przedmiot i przystawiłam sobie lufę doskroni.
To byłoby takie proste. Jeden moment. Jeden ruch. Pociągniecie za spust. Ból, a potem oczekiwany koniec. Koniec cierpienia, koniec pogoni i ucieczki. Koniec koszmaru. Po prostu koniec tego całego posranego życia. Tak, zdecydowanie to byłoby proste, ale to nie była moja droga. Ja nie wybierałam łatwych rozwiązań, a już na pewno nigdy nie szłam na skróty i nie zamierzałam tego terazzmieniać.
Odłożyłam pistolet na podłogę i jęknęłam, opadając z powrotem na poduszkę. Minęło dwadzieścia lat od tamtych wydarzeń, a one cały czas prześladowały mnie, gdy tylko zamykałam oczy. Oddychając trochę spokojniej niż przed chwilą, otarłam pot z twarzy i sięgnęłam po szklankę z wodą. Spojrzałam na nią, po czym chlusnęłam sobie prosto w twarz, aby zmyć cień mary. Natychmiast oprzytomniałam i potrząsnęłam głową, aby strzepnąć krople łaskoczące delikatnie skórę. Zupełnie jak jego dotyk. Na samo wspomnienie szorstkich palców sunących po mojej skórze zrobiło mi się ciepło i odruchowo zacisnęłamnogi.
Sapnęłam. Wyciągnęłam spod głowy mokrą poduszkę i przycisnęłam do twarzy. Miałam ochotę krzyczeć z nagromadzonej wewnątrz frustracji, a przede wszystkich chciałam wykrzyczeć, jak bardzo za nim tęsknię. Tylko że to już nie miałoznaczenia.
On był przeszłością, a ja miałam zadanie do wykonania. Odrzuciłam poduszkę i podniosłam się ze swojego prowizorycznego posłania, które rozłożyłam w domu mojej ofiary. Nie należało ono do najwygodniejszych miejsc, w których spałam, jednak zdarzało się mi zasypiać w gorszych warunkach. Kanały, slumsy w Meksyku, Wyspa, czy najgorsza możliwość: Krypta. Przynajmniej po nocy spędzonej na podłodze w niewielkim mieszkaniu kręgosłup nie będzie mi strzelał jak fajerwerki na NowyRok.
Zerknęłam na zegarek na prawej ręce i stwierdziłam, że pora działać. Pozostało mi niewiele czasu, a miałam jeszcze trochę do zrobienia. Z plecaka, który zostawiłam pod drzwiami, wyciągnęłam rękawiczki i włożyłam je, po czym sięgnęłam po materiały, dzięki którym po ciele młodej kobiety związanej z Koroną nie miał pozostać najmniejszy ślad. Odpowiednio zabezpieczona weszłam do niewielkiej łazienki. Moja ofiara leżała tam, gdzie zostawiłam ją przed snem. Blade ręce i nogi wystawały poza krawędzie wanny, niewidzące oczy wpatrywały się w sufit, a dziura w czole po kuli, tak jak i biegnąca od niej cienka strużka krwi, zmieniły barwę z rdzawoczerwonej naciemnobrunatną.
Kiedyś taki widok wzbudziłby we mnie strach i obrzydzenie. Zapewne wybiegłabym z krzykiem przerażona i zaczęła wymiotować w najdalszym kącie tego obskurnego mieszkania. Teraz nie czułam absolutnienic.
Pozbycie się ciała nie zajęło mi dużo czasu, a kiedy skończyłam, nic nie wskazywało na to, że przed paroma minutami w wannie leżał trup. Jedynie słodko-duszący zapach mógł niepokoić, lecz po porządnym wywietrzeniu opary sięulotnią.
Pozostała ostatnia rzecz do zrobienia. Wydostanie się z mieszkania tak, aby nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania sąsiadów. Stanęłam naprzeciwko lustra i związałam białe włosy w niedbały kok, po czym sprawnym ruchem włożyłam perukę, która przypominała fryzurę zabitej przeze mnie dziewczyny. Cały czas będąc w rękawiczkach, sięgnęłam po wcześniej wyciągnięte z szafy ubrania denatki i zaczęłam jewkładać.
Za każdym razem zanim przyjmowałam zadanie, wpierw wykonywałam rozeznanie w terenie. Zaliczała się do tego również obserwacja potencjalnej ofiary. Śledząc niczego nieświadomą osobę, zbierałam informacje o jej życiu, stylu, zwyczajach i innych dziwactwach. Ułatwiało to później przygotowanie planu i wykonanie zadania, a w razie pewnego zgrzytu – ucieczkę.
Tym razem jednak nie wszystko miałam zapięte na ostatni guzik. Pomimo że było to zwyczajne zlecenie, jakich otrzymywałam wiele, to kryło się za tym coś więcej. Coś, czego szukałam od kilku lat. Pierwszy wiarygodny trop naprowadzający mnie na Koronę i w żadnym wypadku nie zamierzałam go utracić. Dlatego musiałam działać ostrożnie oraz w miarę dyskretnie, aby przed zabiciem dziewczyny uzyskać informacje, które mnie interesowały. Trudno było jednak myśleć racjonalnie, gdy przez skorupę bezwzględnego zabójcy próbowały przedostać się przez lata skrywane emocje zmieszane z mieszkającym w sercu bólem. Na szczęście w trakcie mijających lat oraz szkolenia zdołałam nauczyć się, jak wyciszyć tę częśćsiebie.
Gotowa do wyjścia zerknęłam w lustro i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Nie było to idealne przebranie, lecz dla przypadkowego przechodnia czy spotkanego na klatce schodowej sąsiada nieżyjącej dziewczyny wystarczyło. Zerknęłam na zegarek. O tej godzinie Babet Duval wychodziła do pracy. Chwyciłam plecak, szybko zwinęłam swoje posłanie i schowałam je do środka. Rzuciłam ostanie spojrzenie na pokoje, upewniając się, że niczego po sobie nie zostawiłam, a mieszkanie wyglądało tak, jak przed moim przybyciem. Gdy nic już nie wskazywało na moją obecność w tym miejscu, sięgnęłam po telefon Babet oraz klucze do mieszkania i wyszłam. Opuszczenie budynku nie sprawiło mi problemu. Większość mieszkań była pogrążona w ciemności, a ich lokatorzy jeszcze smacznie spali, nie mając zielonego pojęcia o tym, że właśnie ktoś z ich sąsiadów straciłżycie.
Po części zazdrościłam takim ludziom ich zwyczajnego życia. Niektórzy narzekali na rutynę, nie doceniając jej. Sama chciałabym tak żyć. Przespać spokojnie noc, wstać rano, zjeść pyszne śniadanie przygotowane przez kogoś, kto by mnie kochał, pójść do zwyczajnej pracy, a wieczór spędzić pod kocem, oglądając jakiś wciągający serial naNetflixie.
Życie jednak napisało dla mnie inny scenariusz i nie dane mi było tego zasmakować. Skręcając w główną ulicę, wyciągnęłam z kieszeni telefon ofiary. Pozbyłam się z niego karty SIM i złamałam ją, po czym przechodząc obok gęstych krzaków, wyrzuciłam ją razem zurządzeniem.
Przeszłam jeszcze parę uliczek, dochodząc do miejsca, w którym zaparkowałam swojego mustanga. Wsiadłam do samochodu, wrzucając rzeczy na tylne siedzenie. Przymykając oczy, oparłam na chwilę głowę o zagłówek i ścisnęłam palcami mostek nosa. Czułam tępe pulsowanie rozchodzące się po czaszce, które zwiastowało nadciągającą migrenę. Wypuszczając powoli powietrze, otworzyłam oczy i przesunęłam dłonią po kierownicy. Uchyliłam mentalną furtkę, przypominając sobie, jak on go prowadził. Nikomu nie pozwalałam siadać za kółkiem mojego najcenniejszego skarbu. Nikomu, z wyjątkiem jego. Potrząsnęłam głową, odganiając przeszłość i odpaliłam samochód. Silnik zawarczał cicho, a ja rozkoszowałam się dźwiękiem pracującej maszyny. Odcinając się od przeszłości, gwałtownie dołączyłam się do narastającego ruchu i po chwili pędziłam na lotnisko. Włączyłam muzykę i odprężyłam się, kiedy z głośników popłynęły mocne basy Notorious AdelitasWay.
Dojechanie do hangaru, gdzie oczekiwał na mnie prywatny samolot, zajęło mi około godziny. Wjechałam do budynku i skierowałam się w stronę opuszczonej rampy. Tym, co uwielbiałam w byciu członkiem ITA – jednej z kilku organizacji zrzeszającej zabójców na całym świecie – było to, że zapewniali dostęp do najlepszego sprzętu. Nie chodziło tylko o broń, ale również o samoloty, samochody czy motocykle, a ja miałam hopla na tym punkcie. Tak jak wiele kobiet nie lubiło oszczędzać na ubraniach czy kosmetykach, tak ja nie lubiłam oszczędzać na pojazdach. Chociaż czasem miałam kaprys, by wydać pieniądze na coś ładnego, aby podbudować swoje kobieceego.
Zgarniając rzeczy z tylnego siedzenia, wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę czekającego samolotu. Gdy weszłam na pokład, nie zdążyłam nawet dobrze zamknąć drzwi, a usłyszałam radosne szczeknięcie i charakterystyczny odgłos uderzającego o wszystko ogona. Odwróciłam się w kierunku nadciągającej bestii i uniosłam rękę. Owczarek staroniemiecki zatrzymał się, oczekując kolejnej komendy. Nie spuszczając z niego spojrzenia, zacisnęłam dłoń i wskazałam palcem w dół, na co Jocker posłusznieusiadł.
– Dobry pies. – Uśmiechnęłam się, zwalniając go zkomendy.
Zwierzak od razu posłuchał i znalazł się przy moich nogach, łasząc się i domagając pieszczoty. W jednej chwili z majestatycznego psa stał się kłębkiem czarnego futra kotłującego się przy moich łydkach. Jakby ktoś go zobaczył, w życiu nie pomyślałby, że ten zwierzak może byćgroźny.
– Widzę, że jesteś w świetnym humorze, czyli ci się udało. – Z kabiny pilota wyszedł dobrze zbudowany mężczyzna. Założył ręce na umięśnionym torsie, a jego niebieskie oczy przeszyły mnie troskliwym spojrzeniem. – Masz to, czegoszukałaś?
– Tak. – Wskazałam na torbę, dobrze wiedząc, że nie ominie mnie rozmowa o bezpieczeństwie, obsesji, a także sensie całegoprzedsięwzięcia.
Zaczynało mnie irytować to, że przy każdej okazji Alex próbował odwieść mnie od mojego planu. Rozumiałam to, że się martwił, w końcu kiedyś coś nas łączyło, jednak to minęło, kiedy niespodziewanie zniknął z Krypty. Potem znowu się spotkaliśmy, gdy dołączyłam do ITA. Zdawało mi się, że Al nadal liczył, że puszczę w niepamięć to, co się wydarzyło, i szczęśliwa z miłosnego uniesienia wskoczę mu z powrotem w ramiona. Niestety ja nie zapominałam. Nigdy.
Dodatkowo w moim życiu pojawił się wtedyon…
Przygryzłam polik od środka, żeby chociaż niewielki ból spowodował odwrócenie myśli od przeszłości i pochyliłam się nad psem, żeby podrapać go zauszami.
– Wiem, że o tym rozmawialiśmy, i znam twoje zdanie w tej sprawie, ale czy nadal uważasz, że to dobrypomysł?
Tak, jak oczekiwałam, Alex próbował wpłynąć na moją decyzję, którą podjęłam w chwili otrzymania zlecenia na Babet Duval. Uniosłam na niego wzrok, przerywając głaskanie Jockera. Wstałam z kucek, lecz mimo to mężczyzna nadal nade mną górował. Był cholernie wysoki, zupełnie jak chodzącagóra.
– Alex, doceniam twoją troskę, ale ja już podjęłam decyzję. – Wyminęłam go, rzucając plecak na siedzenie pokryte skórą, i wygrzebałam ze środka teczkę zezdjęciami.
– Która mi się nie podoba – mruknął, nie dając zawygraną.
Wywróciłamoczami.
– I nie musi. To moja decyzja. To ja zamierzam to zrobić i ciebie nie proszę ani o aprobatę, ani tym bardziej o pozwolenie – odpowiedziałam, kładąc zdjęcia nastoliku.
– Jesteś uparta jak osioł – sapnął.
Chyba tracił cierpliwość, ale przecież nie była to moja wina. Nie prosiłam go o tę rozmowę ani o przyjacielskieporady.
– Zajmij się tym, co robisz najlepiej, Lex. – Wskazałam na kokpit, żeby zabrał się do przygotowania maszyny dolotu.
Nie zamierzałam przez jego chimery wylecieć później, niżustaliliśmy.
Lex obserwował mnie jeszcze przez chwilę z nadzieją w niebieskich oczach. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdy tylko koła samolotu oderwą się od asfaltu i znajdziemy się w powietrzu, aby opuścić teren Francji, to już nie będzie odwrotu. Dla mnie ta sprawa była oczywista, jednak on nadal liczył na to, że jakoś mnie przekona. Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Czasem zachowywał się, tak jakby mnie w ogóle nie znał, a już od dawna powinien wiedzieć, że jak coś sobie postanowię, to nigdy nieodpuszczam.
W końcu zrezygnowany, poddał się, opuszczającwzrok.
Przetarł twarz, po czym znowu na mnie spojrzał, kładąc ręce na biodrach, przez co już zupełnie tarasował całeprzejście.
– Szefostwo przynajmniej wie, co zamierzasz? – spytał, chwytając się ostatniej deskiratunku.
Posłałam mu kpiący uśmiech. Z jednej strony musiałam mu przyznać, że dobrze kombinował. Wiedział tak jak ja, że każdy nasz najmniejszy ruch musieliśmy raportować dowódcom ITA. Szczególnie dotyczyło to osób takich jak ja. Tak więc Lex doskonale wiedział, jak może jeszcze spróbować odwieść mnie odzemsty.
Cóż, szkoda tylko, że niezbyt mu towyszło.
– Przypomnę ci, że to właśnie z ITA dostałam zlecenie na Babet Duval. Dodatkowo w wiadomości został zamieszczony dopisek, że ma coś, co mnie zainteresuje. Więc tak, góra wie, że zamierzam zajebać skurwieli z Korony. Lex, nie bierz tego do siebie, ale odpierdol się, bo niczego niewskórasz.
Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem. Żadne z nas nie chciało odpuścić i żadne z nas nie było uległe. Nie odrywając od niego spojrzenia, lodowatym tonemspytałam:
– Kiedystartujemy?
– Jak tylko się ściemni – odwarknął, po czym odwrócił się i zniknął w kabiniepilota.
Zanim jednak zamknęły się za nim drzwi, usłyszałam, jak mruczy pod nosem coś o tym, że pragnienie zemsty i mój upór kiedyś mniezabiją.
Z chęcią zaśmiałabym mu się z goryczą w twarz. Znowu się mylił. Zemsta i upór nie zabiją mnie. Mogła to zrobić wyłącznie jedna osoba… Moje życie należało do niegoi jedynie on miał prawo jezakończyć.
Opadłam na kanapę obok Jockera i sięgnęłam po leżący na stoliku laptop. Do Alexa nie docierało to, że ja już zdecydowałam. To była moja decyzja, moja walka i byłam gotowa zapłacić za to każdą cenę, nawet poświęcając własne życie. Nie prosiłam go o nic więcej jak o przetransportowanie mnie z Europy do Ameryki. Wyczuwając moją frustrację, Jocker położył mi pysk na nodze i wtulił się mocno, okazując tym, jak bardzo tęsknił. Wchodząc na stronę organizacji oraz wybierając kartę z dostępnymi zleceniami, zanurzyłam wolną dłoń w czarnej, gęstej sierścipsa.
Pozostało nam tylko czekać na wieczór i wystartować w podróż dodomu.
Shot 3
Śmierć w płomieniach
♔Shadow♔
Siedziałam na fotelu naprzeciwko drzwi wejściowych, obracając w dłoni odbezpieczony pistolet z tłumikiem. Rozważałam różne sposoby odebrania mojej ofierze życia, a za każdym razem wyglądało to jak nieszczęśliwy wypadek. To był warunek zleceniodawcy. Nie obchodziło go, jak to zrobię – czy upozoruję upadek, utopienie, porażenie czy samobójstwo. Dla niego liczył się jedynie efekt. Facet miał dzisiajumrzeć.
Sprawdzenie jego codziennych rytuałów okazało się banalne. Mężczyzna nie miał żadnego życia towarzyskiego, a jego dzień toczył się utartym schematem. Praca, dom, praca, dom i tak w kółko. Nie miał żadnej rodziny: dzieci, żony, nawet kochanki. Z tego, co ustaliłam, rodzice zmarli kilka lat temu, a on był jedynakiem. Człowiek sam jak palec. Chociaż nie, to błędne stwierdzenie, bo palec ma czwórkętowarzyszy.
Tak więc poznanie jego sposobu życia nie okazało się skomplikowane. Mimo to po lądowaniu w McAllen postanowiłam nie wracać do swojego domu, dopóki nie wykonam zadania. Razem z cały czas obrażonym na mnie Alexem i wiecznie szczęśliwym Jockerem zatrzymaliśmy się w jednej z kwater należącej do ITA. Wynikały z tego same plusy. Ja nie bałam się o to, że po robocie ktoś odkryje moją najlepszą kryjówkę, Jocker był pod doskonałą opieką przyjaciela, a Alex miał towarzysza, któremu mógł się wyżalić na mnie oraz na moją głupotę. Cóż, wszyscy bylizadowoleni.
Z zamyślenia wyrwało mnie uderzenie pioruna. Uśmiechnęłam się do siebie na fakt, że sama natura mi sprzyjała, tworząc mroczny nastrój. Przekrzywiłam głowę, nasłuchując, kiedy przez szum deszczu przedarł się odgłos podjeżdżającego pod dom samochodu. Trzask drzwi i późniejsze ciężkie kroki na schodach zapowiadały nadciągającą niczego nieświadomą ofiarę. Usłyszałam szczęk klucza w zamku. W następnej chwili mężczyzna wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, klnąc na pogodę i na ciągle zmieniający się klimat. Gdy ściągał płaszcz, burknął coś jeszcze na temat zmian wpływających na ocieplenie i powiększającej się dziury ozonowej. Panująca w mieszkaniu ciemność skrywała mnie przed jego wzrokiem. Przyjrzałam mu się ponownie, tak, jak robiłam to przez ostatnie dni. Szczupły, wysoki z wymuskanym fryzem, na moje oko w średnimwieku.
Przez głowę przemknęło mi pytanie, dlaczego ktoś chciał jego śmierci. Wyglądał jak zwykły kujon lub nerd, który nikomu nie szkodzi, tylko wszystkich denerwuje swoją obecnością. Być może stał komuś na drodze do sukcesu albo zrobił się dla kogoś niewygodny. Wzruszyłam ramionami w duchu. W sumie nie powinno mnie to interesować. Dostałam zlecenie, za które zgarnę niezłą sumkę, i tyle powinno mi wystarczyć. Niestety świat był brutalny, a przeżyć będą mogli jedynie ci, którzy mają wystarczająco dużo sprytu oraz twardądupę.
Nie przestając narzekać na burzę, rzucił torbę na szafkę i nacisnął włącznik, lecz światło się nie zapaliło. Uśmiechnęłam się drapieżnie, a mężczyzna ponowiłpróbę.
– Cholerna burza! Pewnie znowu gdzieś linię przerwało – warknąłsfrustrowany.
– Sugerowałabym zatrudnić elektryka – odezwałam się, nie ruszając się zmiejsca.
Facet gwałtownie odwrócił się w moją stronę akurat w momencie, gdy kolejna błyskawica rozświetliłapomieszczenie.
– Kim jesteś? – Pomimo że próbował udawać odważnego, to głos i tak mu drżał, zdradzając, jak bardzo sięboi.
Zaśmiałam się cicho, przyglądając się, jak obezwładnia go strach. Doskonale znałam to uczucie. Było niczym trucizna. Wpierw czuło się narastającą w gardle gulę, która z każdą kolejną mijaną sekundą utrudniała mówienie. Potem zimny pot oblewał ciało, które pomału odmawiało posłuszeństwa, przez co stawało się zamrożoną w przerażeniu masą niezdolną do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Oj, tak, wiedziałam, co teraz czuł, aż zadobrze.
– Zabawne, że wszyscy zawsze pytają o to samo. – Pokręciłam głową i zaczęłam go przedrzeźniać. – „Kim jesteś? Kim jesteś?” Czy to jest najważniejsze? Nie to, jak się dostałam do twojego domu? Albo po co tujestem?
W towarzystwie cichego świstu, jaki wydał z siebie fotel, wstałam i podeszłam do drżącegomężczyzny.
– Cz-czego chcesz? – jąkałsię.
– Martini wstrząśnięte, niemieszane. – Przewróciłam oczami, zapominając, że on tego nie widzi. – Uwierz mi, to nic osobistego – mówiąc to, przyłożyłam pistolet do jego skroni i pociągnęłam za spust – po prostu taką mampracę.
Obserwowałam, jak ciało bezwładnie upada, wydając przy tym charakterystyczny głuchy łomot. Nie marnując czasu, przeszłam do rzeczy. Po całym mieszkaniu rozsypałam biały proszek, a zza fotela wyciągnęłam schowane rzeczy i wróciłam do zwłok. Uklęknęłam przy stygnącym mężczyźnie, a kolejna błyskawica przegoniła na chwilę ciemność z pomieszczenia. To był jedynie moment, lecz wystarczył. Dostrzegłam na jego twarzy zastygły grymasprzerażenia.
Odwróciłam wzrok, wkładającrękawiczki.
– William Couper, kawaler, pracoholik, który nie wytrzymałpresji.
Wyciągnęłam z plastikowej torby pistolet i zacisnęłam na nim dłoń trupa. Przeszłam do kominka i roznieciłam ogień, po czym zebrałam rzeczy. Wychodząc, zerknęłam jeszcze przez ramię, żeby zobaczyć, jak rozsypany przeze mnie proszek zaczyna się powolitlić.
Zamknęłam za sobą drzwi, zbiegłam prędko po schodach i opuściłam dom denata. Idąc w stronę zajmowanego przez nas mieszkania, wystukałam krótką wiadomość do działu zleceńITA:
Celzdjęty.
Zanim zdążyłam dojść do przejścia dla pieszych, przyszłaodpowiedź:
Pieniądze nakoncie.
Wyciągnęłam z kieszeni drugi aparat i sprawdziłam szybko, czy wszystko się zgadza, po czym z pierwszego wyciągnęłam kartę i wyrzuciłam urządzenie dokosza.
W tym momencie rozległ się huk za moimi plecami, a budynek, w którym przed chwilą byłam, zapłonął czarnym ogniem. Nieliczni przemykający w burzy ludzie przystawali, zapominając o ulewie, i patrzyli z przerażeniem na narastający pożar. Ja nie zatrzymałam się, dopóki nie doszłam do samochodu, dopiero wtedy zerknęłam na rozprzestrzeniający się ogień. Spoglądając na to, co zrobiłam, włożyłam rękę do kieszeni. Wyciągając kluczyki, upuściłam kartę, tak, że przeleciała przez studzienkę dościeków.
Wsunęłam się do auta, chroniąc przed nadal szalejącą ulewą. Obserwowałam przez szybę, zniekształcony przez krople deszczu palący się budynek. Dopiero gdy w oddali usłyszałam syreny nadjeżdżających pojazdów strażackich, odpaliłam silnik. Spojrzałam jeszcze w lusterko, żeby zobaczyć, jak w pobliżu zbiera się coraz więcej ludzi, którym nawet szalejąca burza przestała przeszkadzać. Parę osób wyciągało telefony, ale zamiast zadzwonić po pomoc, nagrywało niespotykane zjawisko. Parsknęłam śmiechem i powoli włączyłam się doruchu.
W trakcie krążenia po mieście myślałam gorączkowo o tym, co zobaczyłam, zanim wyszłam z domu ofiary. O przerażeniu, które malowało się na jego twarzy. Zatrzymałam się na czerwonym świetle i uderzając palcami o kierownicę, wypuściłam powietrze. Byłam w tym samym mieście, to samo przerażenie, zabójstwo…
Nie, nie mogłam jechać do mieszkania ITA. Nacisnęłam pedał gazu, nie zwracając uwagi na czerwone światło. Zawróciwszy, ruszyłam z piskiem opon. Serce waliło mi o żebra, tak jakby miało zaraz wyskoczyć, a to wszystko przez jedną chwilę, jedno wspomnienie i jedno miejsce, do którego natychmiast musiałam sięudać.
Pędząc dobrze sobie znaną drogą, wybrałam numer do Alexa. Wsłuchując się w odgłos połączenia, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że coraz mocniej zaciskam dłonie nakierownicy.
– Masz jakieś kłopoty? – spytał Alex, odebrawszy wkońcu.
– Nie – odpowiedziałam krótko, wyprzedzając wlekące się dwa samochody i zerknęłam na telefon wsunięty w uchwyt. – Wszystko poszło tak, jakzaplanowałam.
– To dlaczego cię jeszcze niema?
– Nie czekajcie na mnie z obiadem. Jadę tam, gdzie powinnam była wpierw pojechać – wyszeptałam niemalże i rozłączyłamsię.
Dostrzegając wyłaniającą się z boku leśną dróżkę, uśmiechnęłam się dosiebie.
Nieco zwalniając, skręciłam w odnogę i poczułam się, jakbym znalazła się w innym świecie. W świecie, w którym kiedyś czułam się bezpiecznie… magicznie… i mimo że było to tylko złudzenie, które pewnego dnia pękło niczym bańka mydlana, to nadal był to mój dom, moje miejsce naZiemi.
Po paru minutach spomiędzy drzew wyłonił się samotnie stojący budynek. Im bardziej się do niego zbliżałam, tym bardziej czułam, jak zbudowany przez lata mur zaczyna pękać. Wjechałam na posesję, stając tuż przed drzwiami garażowymi i na miękkich nogach wysiadłam z samochodu. Trzymając się otwartych drzwi, jakby były moim ostatnim ratunkiem przed utonięciem, spojrzałam na dom, który w ogóle się nie zmienił. Wszystko było zadbane, kwiaty, trawnik… zupełnie jakby nadal tutaj byli… jakby żyli. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe, a po prostu jedyna osoba, która mi została, zajmowała się tym miejscem. Odegnałam tę myśl jak najdalej od siebie. Nie chciałam teraz poświęcać temu człowiekowi najmniejszej uwagi. Wolałam żyć w przekonaniu, że jestem ostatnią istotą, dla której jest to skrawek nieba. Zamknęłam oczy, kiedy poczułam napływające do oczułzy.
Murpękł.
W tamtej chwili przestałam być zimną, bezwzględnązabójczynią.
Przestałam być Shadow, a ponownie stałam się SellMoreno.
Przeszył mnie nagły podmuch wiatru i otworzyłam oczy, patrząc w kierunku ogromnej płaczącej wierzby. Ruszyłam w jej stronę, pozostawiając otwarty samochód. Mimo że stawiałam kolejne kroki, to czułam się, jakby ktoś inny sterował moim ciałem. W końcu dotarłam do niewielkiego jeziorka i zatrzymałam się tuż przed dwoma grobami znajdującymi się pod płaczącą wierzbą. Słysząc delikatny szelest liści, przesunęłam wzrokiem po szarej płycie, wyrytych nazwiskach ifotografii.
Upadając na kolana przed pomnikiem, poczułam, jak ogarnia mnie spokój, którego nie czułam od bardzodawna.
Shot 4
007 zgłoś się, czas na imprezę
♔Rick♔
– No, nie daj się prosić – jęknął siedzący naprzeciwko mnieJeremy.
Spojrzałem z uśmiechem, lekko huśtając się na skórzanym fotelu w sali konferencyjnejagencji.
Zacząłem się zastanawiać, skąd ten facet brał siłę na to wszystko. Owszem, miał dopiero dwadzieścia pięć lat i być może stąd czerpał te nieskończone pokłady energii. A ja? Ja byłem tylko o pięć lat starszy, a czasami czułem się przy nim jakstarzec.
– Rick, będą niezłe towary! – kontynuował namawianie mnie, niewiele sobie robiąc z obecności innychagentów.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej w ten charakterystyczny sposób i spojrzałem na przyjaciela. Nic więcej nie było mupotrzebne.
– Wiedziałem, że się zgodzisz. Perspektywa ładnej kobitki na noc zawsze cię przekonuje. – Jeremy, zadowolony z osiągniętego sukcesu, odchylił się w fotelu. Z cichym, protestującym skrzypnięciem oparcia rozparł się, po czym poprawił zsuwające się okulary i rzucił mi podejrzliwe spojrzenie. – Tylko mam nadzieję, że tym razem twoja słabość nie popsuje miimprezy.
Nie musiałem się wcale domyślać, że nie chodziło mu o kobiety. Wiedział, czemu zachowuję się w stosunku do nich w taki sposób. Nie chciałem się więcej angażować, dlatego panienki wyrywałem zazwyczaj na jedną noc. Potem kończyłem znajomość. Jeremy’emu tym razem chodziło o moje uzależnienie od hazardu, a zwłaszcza gier karcianych. Impreza, alkohol, dziewczyny i karty. To współgrało ze sobą idealnie. Pozwalało mi oderwać się od wszelkich problemów życia codziennego, z którymi się zmagałem, a to, że czasem przegrywałem, było niewielką ceną. Większy problem stanowiło to, że nie wiedziałem, kiedy skończyć. Z każdą kolejną przegraną byłem coraz bardziej nakręcony przez wściekłość, dlatego przestawałem myśleć racjonalnie, dając się ponieść wywołanymi przez gręemocjom.
– W ostateczności to ja będę wtedy stratny, a nie ty – powiedziałem, kończąctemat.
Nie chciałem, aby ktokolwiek z naszych współpracowników wyciągnął wnioski, bo tego, że podsłuchiwali, byłem więcej niż pewny. O moich problemach z hazardem z agencji wiedzieli jedynie Jeremy oraz Max i chciałem, aby takpozostało.
Cały czas się uśmiechając, zerknąłem na zegar zawieszony nad wejściem. Mina mi zrzedła. Czekaliśmy już ponad dwadzieścia minut na przełożonego, który zwołał pilne zebranie. Ponoć po rozmowie z samą górą miał coś naprawdę ciekawego. Może w końcu się coś ruszy i przestaniemy uganiać się po McAllen za szaleńcami próbującymi naśladować bossów mafijnych rodem z beznadziejnych filmów akcji oraz za nieudolnymi złodziejami. Jem już od jakiegoś czasu mówił, że coś się szykuje. Ponoć nawet członkowie Krypty zaszyli się w swojej dziurze, gdziekolwiek ona była, i nie wyściubiali z niej nosa. Krótko mówiąc, powoli robiło sięnudno.
Zastukałem palcami po błyszczącym, białym blacie stołu, po czym chwyciłem długopis i zacząłem się nim bawić, denerwującym klikaniem zwracając uwagę jednej z agentek. Widząc, jak jej piękne oczy w kolorze burzowego nieba posyłają w moją stronę gromy, uśmiechnąłem się wrednie. Nie od dzisiaj było wiadomo, że Kim mnie nie znosi, a wszystko przez to, że świetnie dogadywałem się z samym dowódcą agencji. Cóż, miała aspiracje, żeby zająć moje miejsce, a ja jak na złość nie chciałem przypadkowo umrzeć podczas jednej z misji, które miprzydzielali.
Mówiąc szczerze, odkąd dowiedziałem się, że ta wredna siksa chciałaby się mnie pozbyć, denerwowanie jej zaczęło sprawiać mi szaloną radość, co wykorzystywałem w każdym nadarzającym sięmomencie.
– Coś nie tak, Kim? – spytałem z udawaną troską, nie przestając bawić siędługopisem.
Na jej piegowatej buzi pojawił się grymas wściekłości, a wąskie usta wygięły się, brzydko wykrzywiając twarz. Drobne, kościste dłonie zacisnęła na oparciu fotela, tak mocno, że aż pobladły jej kłykcie. Ktoś tu jestnerwowy.
– Możesz przestać? – Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałbym już trupem, a dziewczyna dostałaby swój upragnionystołek.
Przekrzywiłem głowę, udając, że sięzastanawiam.
– Nie. Niekoniecznie.
– Nadpobudliwość się leczy, wiesz o tym, prawda? – Posłała mi spojrzenie przepełnione jadem ipogardą.
Boże kochany, jak bardzo można nienawidzić drugiego człowieka – to jest aż straszne. A dlaczego? Przez bycie zaślepionym ambicją w dążeniu docelu.
Pokręciłem głową zuśmiechem.
– To o wiele lepsze od twojego przypadku. – Wskazałem na nią, zataczając długopisem koło, tak jakbym ją obrysowywał. – Ja przynajmniej spuszczam parę, a ty jak usiadłaś na kiju, tak na nimpozostałaś.
Dziewczyna nie od razu zrozumiała, o co mi chodziło, ale mnie to nie przeszkadzało. Ciche śmiechy pozostałych wystarczyły, a Kim dopiero wtedy się domyśliła. Jej twarz i odkryty dekolt przybrały kolor dorodnego pomidora. Gdyby była postacią z kreskówki, właśnie w tej chwili usłyszałbym gwizdek, a z jej uszu poleciałyby kłęby dymu. Otwierała już usta – zapewne, by wyrzucić ripostę z górnej półki – lecz nie zdążyła, gdyż przerwało jej wejście Maxa Artona, naszegoprzełożonego.
– Przepraszam za spóźnienie, okazało się, że sprawa jest zdecydowanie poważniejsza, niż zakładaliśmy – rzucił na przywitanie, a wszyscy natychmiastucichli.
Tym jednym zdaniem zyskał moją całkowitą uwagę. Czyżby ten podchodzący pod pięćdziesiątkę mężczyzna miał w końcu informacje, które przełamią panującąnudę?
Max skierował pilota w stronę zamontowanego na ścianie ekranu i po chwili naszym oczom ukazał się płonący dom. Wymieniliśmy z Jemem spojrzenia. Nie myliłem się. Był zszokowany jak ja. Otóż ogień trawiący budynek miał niespotykany kolor, byłczarny.
Zastanowiłem się, czy to w ogóle jest możliwe, ale stwierdziłem, że przy dzisiejszych technologach raczej nie powinno mnie to dziwić. W końcu niejeden barwnik, który był dodawany, zmieniał odcieńpłomieni.
Przesunąłem spojrzeniem po pozostałych dwunastu uczestnikach spotkania i nie myliłem się. Wpatrywali się z osłupieniem w monitor. Dobrze było wiedzieć, że nie byłem jedyną zszokowanąosobą.
– Jak widzicie, mamy problem, i to poważny. – Max popatrzył na nas. – Prasie podaliśmy, że mężczyzna się naćpał, rozsypał prochy, które są winne czarnej barwy płomieni, a rozpalony kominek dokończyłdzieła.
Kilka osób pokiwało zgodnie głowami, wyrażającaprobatę.
– Jednak to wszystko to jedna wielka bajka, żeby pozbyć się tych cholernych, wścibskich pismaków – kontynuował Max, a obraz na ekranie sięzmienił.
Teraz widać było tylko dwa zdjęcia, które były bardzo ciemne. Na jednym z nich była rozmazana postać na ścigaczu. Fotografia była tak słabej jakości, że trudno było nawet rozróżnić płeć osoby. Na drugim zaś z ciemności wyłaniała się dłoń zpistoletem.
– Shadow. – Max wskazał na wyświetlacz, a głos mu zadrżał, co było u niego niespotykane. Uniosłem brew, zastanawiając się czy to możliwe, żeby mój szef właśnie pokazał strach. – Mistrz kamuflażu, znikania z radaru i gubienia pościgu. Kameleon wśród zabójców, a nasze zadanie jest zarówno łatwe, jak i kurewsko trudne. ZłapaćShadow.
Spojrzeliśmy na siebie z przyjacielem i kiwnęliśmy głowami. Koleś nie miał z namiszans.
– Nie muszę chyba mówić, jak istotne jest to zdanie, oraz o poufności całej tej sprawy. – Max przesunął po nas wzrokiem, zupełnie jakbyśmy byli żółtodziobami. Powstrzymałem się od wywrócenia oczami. – Wszelkie informacje zostaną wam wysłane jutro z samego rana na wasze skrzynki mailowe. – Zawiesił na chwilę głos, po czym dodał: – Mamy szansę, raz na zawsze pozbyć się wielkiego powracającego wrzodu na dupie, którym jest Shadow. Nie zawiedźciemnie.
Shot 5
Home, sweet home
♔Shadow♔
Z samochodu Alexa wyciągnęłam kolejne pudło i ruszyłam w stronę domu. Minęłam siedzącego oraz radośnie dyszącego Jockera i wkroczyłam dośrodka.
Po tym, jak już doszłam do siebie, zadzwoniłam do Lexa, że nie zamierzam wracać do zajmowanego przez nas mieszkania ITA i zostaję u siebie w domu. Chciałam przyjechać po mojego urwisa oraz po rzeczy, lecz przyjaciel zaoferował, że sam mi wszystkodostarczy.
Nie minęła nawet godzina, a w ogrodzie usłyszałam radosne szczekanie czarnej bestii. Kiedy wyszłam, zobaczyłam Lexa z dwoma kartonami pizzy. Ten widok mnie rozbawił. Może gdybym nie znała go od dziecka i nie wiedziała, czym się zajmuje, to wszystko wyglądałoby po prostu zwyczajnie. Może w innych okolicznościach bylibyśmy normalnymi przyjaciółmi, a może nawet ciągle byśmy się spotykali… lub być może w ogóle byśmy się niepoznali…
Przez długi czas myślałam, że on jako jedyny rozumiał, co czułam. Wiedziałam, że czuł to samo. Zagubienie, pretensje do losu, że odebrał nam to, co kochaliśmy najbardziej. Że wydarł nas z magicznej i złudnej bańki bezpieczeństwa, w której tkwiliśmy jakodzieci.
Chociaż nie zawsze się dogadywaliśmy. Przypominając sobie nasze pierwsze starcia, zastanawiałam się, jakim cudem dożyliśmy wieku dojrzałego. Zaśmiałam się w duchu na wspomnienie naszej rywalizacji, jak jedno podpuszczało drugie i odwrotnie. Jeden z naszych młodzieńczych wybryków szczególnie utkwił mi w pamięci. Założyliśmy się wtedy o to, że nie zdołam ukraść motocykla z samochodu transportującego te niezwykłemaszyny.
Zapewne rozważna osoba nie podjęłaby takiego ryzyka, a jej reakcją byłoby popukanie się w głowę i po prostu odejście. Jednak ja nigdy nie uważałam się za człowieka, który podążałby za głosem rozsądku. Kiedy Lex rzucił mi wyzwanie w grupie nastoletnich zabójców, moja duma nie pozwoliła mi tego zignorować. Oczami wyobraźni widziałam tamten moment. Wysoki i dobrze zbudowany brunet z pewnością siebie mówił o tym, że nie dam rady tego zrobić. Ja zaś, o wiele od niego niższa, kpiąco prychnęłam mu w twarz i ruszyłam w stronę zaparkowanego tira z przyczepą wypełnionąmotocyklami.
Zakradłam się pomiędzy zaparkowanymi autami i kontenerami pełnymi części samochodowych. Przemierzając kolejne stopy, co chwila sprawdzałam, czy żaden z pracowników zakładu mnie nie zauważył, aż w końcu dotarłam w pobliże gotowego do drogi transportu. Schowana za jednym z wielkich pudeł, obserwowałam przechodzących ochroniarzy i odczekałam, aż odeszli na bezpieczną odległość. Cały czas kontrolowałam oddech, aby przypadkiem mnie nie usłyszeli, a wzrokiem wodziłam od nich do mojego celu. Podświadomość krzyczała na mnie, żebym ruszała, jednak wiedziałam, że jeszcze nie nadszedł na to czas. Ciało miałam spięte, gotowe do działania, a w moich żyłach krążyła adrenalina, przez którą miałam wrażenie, że czas płyniewolniej.
Z garażu wyszło dwóch mężczyzn. Podeszli do tira, sprawdzając zabezpieczenia, a kiedy upewnili się, że wszystko gra, wsiedli do kabiny. Wtedy wybiegłam ze swojej kryjówki. Przez chwilę zaczęłam się bać, że nie zdążę dobiec i pojazd wyjedzie na drogę, po czym zniknie. Zacisnęłam zęby, wkładając w bieg więcej siły niż zazwyczaj. W ostatnim momencie wskoczyłam na pakę i wylądowałam pomiędzy zabezpieczonymi motocyklami. Gdy wyjechali z terenu zakładu, przekradłam się w kierunku wcześniej upatrzonegodwukołowca.
Samochód cały czas zmierzał w stronę wyjazdu z miasta, a ja czekałam. Dopiero po dobrych piętnastu minutach jazdy zaczęłam działać. Bardzo szybko poradziłam sobie ze wszystkimi zabezpieczeniami unieruchamiającymi maszynę, po czym wsiadłam na nią. Natychmiast poczułam dziką satysfakcję. Ta maszyna miała być moja i nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Słysząc szum wiatru wytworzonego przez pęd jazdy, wyciągnęłam spod koszulki uniwersalny klucz własnej roboty. Wiele lat zajęło mi stworzenie tego cacka, a teraz dzięki niemu odpalenie samochodu, motocykla czy innego pojazdu nie stanowiło dla mnie problemu. Po przekręceniu go dwukołowiec przyjemnie zawarczał. Nie czekając, aż mężczyźni zauważą kradzież, wyskoczyłam z paki i pomknęłam w kierunku miejsca, gdzie zostali moiznajomi.
Mina Lexa była bezcenna i warta kary, którą otrzymałam potem od mentora, za podjęcie tak głupiego ryzyka. Mimo wszystko byłam z siebie cholernie dumna. Pokazałam Lexowi i innym dzieciakom, na co mnie stać, i miałam świetny motocykl. Później jeszcze przez długi czas ta maszyna służyła mi podczas wypadów lub w trakcie zleceń i pewnie nadal bym ją miała, gdybym nie rozbiła jej podczas jednego z ulicznychwyścigów.
Lex od tamtego czasu nauczył się rozmawiać z kobietami i więcej nie powiedział już, że czegoś nie zrobię. Oboje dorośliśmy, a nasze relacje wskoczyły na zupełnie inny poziom. Odkryliśmy w sobie pragnienia, którymi kobieta może obdarzyć mężczyznę iodwrotnie.
Cały czas będąc myślami w przeszłości, zsunęłam buty i stanęłam na zimnych kafelkach. Chłód, który przeszył moje ciało, od razu sprowadził mnie na ziemię. Postawiłam pudła przy pozostałych, które zdążył już wnieść Lex. Zawołałam psa do domu i zamknęłam za nim drzwi, po czym weszłam do salonu. Naprzeciwko włączonego telewizora stał Alex i ze zmarszczonymi brwiami oglądał wiadomości regionalne. Zatrzymałam się przy nim, również skupiając się na tym, co właśnie pokazywali. Jakaś nieznana mi kobieta w średnim wieku, z delikatnym makijażem i w sukience o kolorze butelkowej zieleni stała przed dopalającym się domem. Z poważną i zarówno zaniepokojoną miną szybko opowiadała o tym, co się wydarzyło. Żółto-czarna taśma otaczająca dom powiewała, lekko poruszana przez wiatr, na zabezpieczonym terenie kręciła się cała masa policjantów, techników i innych pracowników służb, udających, że próbują cośznaleźć.
Na pasku u dołu ekranu przewijał sięnapis:
W McAllen wybuchł pożar, którego płomienie miały niespotykaną barwę. Prawdopodobnie były one wynikiem substancji chemicznych znajdujących się w domu. Policja przekazała wiadomość o nieszczęśliwym wypadku, który został spowodowany nieodpowiednim użytkowaniem kominka. Sytuacja jest już pod kontrolą. Strażacy kończą gasić płomienie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w mieszkaniu był właściciel, czterdziestoletni mężczyzna, WilliamC.
Reporterka zniknęła z obrazu, a zamiast niej pojawił się facet w urządzonym w surowym stylu studio i podziękował jej, a także zapewnił, że o szczegółach będą informować nabieżąco.
– Czyżby to była twoja sprawka? – zapytał Alex, zerkając na mnie z uniesionąbrwią.
– Tak – odparłam, kierując się do kuchni, z której dobiegało gwizdanieczajnika.
– Wszystko rozumiem i naprawdę pięknie zagrane, ale czy musiałaś pozostawiać swój podpis? – Wskazał dłonią na telewizor, w którym cały czas leciały wiadomości. – Przecież prawie każdy w podziemnym świecie wie, że czarne płomienie są twoim znakiem rozpoznawczym. Pomyślałaś o tym, jak zareaguje Korona? Krypta? Możesz byćspalona.
Wyciągnęłam z szafki kubki i spojrzałam na niego zrozbawieniem.
Do Alexa po chwili dotarło, jakiej gry słów użył, i sam się uśmiechnął. To w nim się kiedyś kochałam. Martwił się, ale nie był sztywniakiem, a tu musiałam mu przyznać, że użycie słowa „spalona” było wpunkt.
– Nie martwiłabym się Kryptą. Oni nie mają jaj, żeby mi podskakiwać. Owszem, jesteśmy na ich terenie – wrzuciłam torebki z herbatą i nakreśliłam palcami cudzysłów – ale nie odważą się nas zaatakować. Nie narażą się na wojnę z ITA. Są za słabi. Policją też bym się nieprzejmowała.
Sięgnęłam po czajnik i wlałam wodę dokubków.
– Co do Korony to niech wiedzą, że nawet jak schowają się w pływającej po Pacyfiku twierdzy, dopadnęich.
– Dowie… – westchnąłAlex.
Nie rzucałam słów na wiatr. Naprawdę byłam gotowa przekopać się na drugą stronę kuli ziemskiej, byleby tylko znaleźć tych skurwieli. Dwadzieścia lat temu wtargnęli do mojego domu i spowodowali, że moje życie wywróciło się do góry nogami. To doprowadziło do tego, że mój najbliższy przyjaciel nie znał mojego prawdziwego imienia i zwracał się do mnie pieszczotliwie, zdrobniając mój pseudonim, oraz że na życie zarabiałam odbieraniem życiainnym.
Los naprawdę bywał przewrotny i miał specyficzne poczuciehumoru.
– Al, powiedz mi szczerze, czy ty mnie pilnujesz? – Zerknęłam na mężczyznę, stawiając przed nim kubek z gorącąherbatą.
Na moje pytanie zareagował skrzywieniem, zupełnie jakby zjadł coś niedobrego lubkwaśnego.
– Dowie, możesz nie zaczynać? Po prostu spędźmy razem przyjemnie czas, nie kłócąc się, okej? – Posłał mi zmęczonespojrzenie.