Korowód - Jakub Małecki - ebook
NOWOŚĆ

Korowód ebook

Jakub Małecki

4,6

356 osób interesuje się tą książką

Opis

Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie?

Mężczyzna z dzieckiem w ramionach uciekający przez zamarznięty Bałtyk. Zakochany Feliks i jego listy pisane  na statku podczas sztormu. Barbara Brzozowska, autorka poczytnych międzywojennych powieści oraz genialny matematyk Tomasz Wilczewski. Wreszcie pisarz Jakub M. Co ich łączy?

Korowodzie oglądamy rozciągnięty na stulecia taniec, w którym kolejni bohaterowie prowadzą się za ręce, a ich losy splata coś, co w milczeniu podąża śladem każdego z nich…

Nowa powieść Jakuba Małeckiego opowiada o granicach prawdy i fikcji, o strachu i wielkich, często szalonych marzeniach. To odważna, zaskakująca historia, która pędzi, wiodąc czytelnika przez wieki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (100 ocen)
75
11
11
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorotadea24

Nie oderwiesz się od lektury

Przytulam 255 stron oprawionych w enigmatyczną okładkę i płaczę. Tego bólu nie da się oswoić. Przytulam Autora każdą myślą, powtarzając: "niech i mnie ktoś przytuli." Wpis zamierzałam rozpocząć od pytania czy jest coś lepszego niż zapach świeżo zaparzonej kawy? I odpowiedzieć: "tak. Kolejna książka Jakuba Małeckiego." Bo tego, że będzie dobra byłam pewna już po dotknięciu okładki opuszkami palców. Na to, co czuje teraz nie byłam gotowa. Na szarość. Biel. Kształt emocji. Na to jak wiele bólu w czytelniku może wywołać kilka krótkich zdań, w których Autor mówi Nam o sobie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Z ogromnego szacunku do Niego i tych, którzy tę literacką niepojętość mają jeszcze przed sobą nie napisze nic odnośnie fabuły, ale musiałam dodać dziś ten wpis. Bo chcę to tu zatrzymać. Na pamiątkę. Na zachwyt. Ból. I rozpacz. Na to, co w literaturze niepojęte. Balansowanie na krawędzi "oszustwa", po którym nie jest się już tą samą osobą. Siedzę tak już kilkanaście minut. Wcze...
40
dominikareg
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Kosmos. Ta książka jest tak wnikliwa, tak osobista, tak piękna, że czuję ją w krwiobiegu, w kościach, w każdej komórce swojego ciała. Nie wiem nawet co powiedzieć. Pozostaje tylko biel i cisza… :-)
40
BOOKIETMARZEN

Nie oderwiesz się od lektury

Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego to oniryczna podróż w głąb ludzkiego serca oraz jego marzeń i pragnień. Wybitna pod względem fabularnym i językowym. To powieść, która zaskakuje swoją kompozycją, wzrusza "małeckością", przenika prostą codziennością i zachwyca korowodem barwnych postaci. Mój numer jeden w kategorii literatura piękna polska. Polecam wszystkim!
40
lidiakrysiak

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna
20
Brazilll

Nie oderwiesz się od lektury

W jednym z wywiadów Jakub Małecki wspominał o karczmie na zamarzniętym Bałtyku. Zafascynowała mnie ta historia. Mówił też, że chciałby wykorzystać ten wątek w książce. Czekałam. Już kiedy pojawiła się okładka pomyślałam: „jeśli nie teraz, to nigdy”. No i miałam rację. W końcu ją mamy – karczmę na zamarzniętym Bałtyku. Wykorzystaną w genialny sposób. Mamy tu język stylizowany na różne epoki, zapiski w dzienniku, listy, a nawet książkę w książce. Wszystkie te zabiegi są uzasadnione, wzbogacają treść oraz sprawiają, że książka jest dynamiczna i nie można się od niej oderwać. Jestem zaskoczona i zachwycona V częścią. Nie kojarzę autora, który zrobiłby ten krok. A przynajmniej nie w taki sposób. Nawet nie jestem w stanie uchwycić słowami tego, co czułam, czytając tę część. Jest tu kruchość życia, poszukiwanie siebie, walka z demonami i wielka wrażliwość na świat. Dla mnie to przede wszystkim historia bardzo wrażliwego człowieka, który dostrzega więcej i czuje więcej. Dar i przekleństwo. ...
21

Popularność




Dla Marty

Kiedy liczę, jesteśmy tylko ty i ja, Lecz kiedy spojrzę przed siebie w biel drogi, Zawsze jest tam ktoś jeszcze, wędruje przy tobie (…)

Ziemia jałowa, Thomas Stearns Eliot (przeł. Andrzej Piotrowski)

Część I OSTATNI KROK

Przed siebie, w bieli po uda. Krok, krok, krok. Ma wodę w butach, w rękawach i za kołnierzem, na rękawicach lód. Widzi w powietrzu obydwa swoje słowa.

– Niedaleko, przysięgam.

Idą tak wolno, że czasem wydaje się, jakby stali. On, Paweł Wrona, czeladnik drukarski uchodzący przed wierzycielami na skutek niezręcznej karcianej pomyłki, i kobieta, której na imię Urszula i którą znalazł w śniegu. Mimo futra widać, co jej dolega prócz mrozu, niesie to przed sobą przez zasypany świat.

Paweł nie wie, co w białej pustce robi ktoś o takiej twarzy i takich oczach, ktoś, kto układa słowa w tak eleganckie konstrukcje. Nie jego to rzecz, poprowadzi ją do karczmy i dalej może się dziać, co chce. Byle tu przy nim nie umarła, niech każdy umiera wedle siebie, jak mawiał jego ojciec.

Pieniądze przegrane w karty zwrócić naturalnie zamierzał, lecz kłopot w terminie – kilka partii pikiety albo chapanki i byłby znowu na swoim, ale oni w koło: już, zaraz, pożałujesz.

Przypełzli do niego o świcie, Łupek i inni, ostrzem siekiery łaskotać chcieli i ledwie uszedł, przez okno, przez ogród. Konia ukradł Bartłomiejowi ze starszyzny cechowej, niech mu Bóg przebaczy, ale żeby nie ten koń, leżałby już urąbany przy drodze, a nie zdrowymi kulasami wędrował przez śnieg. O poranku kasztanowa bestia umknęła z powrotem, jak tylko Paweł zsiadł za potrzebą i w mrozie, w zawierusze, wypuścił lejce z rąk.

Karczma powinna stać niedaleko, gdzieś tu, Staszek Kostka powiadał mu, że konno to dwie godziny równo na północny zachód od brzegu, nie sposób nie trafić. Paweł jechał godzinę, idzie blisko trzy. Igła w stogu siana, taka karczma pośrodku Bałtyku.

Urszula mówi niewiele. Kiedy zapytał, dlaczego kuleje, odparła, że kuleje się z różnych przyczyn, ale zazwyczaj przez mężczyzn. A pośród mężczyzn, jak podpowiada jej obecnie doświadczenie, największe niebezpieczeństwo dla nóg stanowią przyszli ojcowie na saniach. Powtarzała jednak, że ma się nie obawiać, nic jej nie jest, a potem chwyciła ją niemoc i zabrała jej słowa. Z ust tylko stękanie.

Paweł wciska buty w skrzypiącą biel, porusza zmarzniętymi palcami.

– Niedaleko, przysięgam.

Śnieg całkiem przestał już sypać, oddycha się lepiej, ale i widać lepiej, Paweł obraca się, patrzy na wyraźne ślady sunące za nimi w przeszłość. Lepiej o tym nie myśleć.

I wreszcie jest, zawieszona w bieli. Nazywa się Ostatni Krok, Paweł wie to z opowieści Staszka Kostki, nie z szyldu, bo szyld oblepiony śniegiem, jak wszystko. Postawiona na palach wbitych w lód, z podłogą trzy stopy nad powierzchnią stwardniałego Bałtyku. Ominąłby ją i przeszedł obok, żeby nie dąb, co go wbili w lód jako drogowskaz dla takich podróżnych jak on.

Urszula kołysze się, ledwie dyszy, Paweł pcha drzwi do podsienia, tupią, wchodzą, tupią. Pachnie ludźmi i końmi. Paweł liczy oczy, które się ku nim zwracają, dwadzieścioro, nie, razem dwadzieścioro dwoje. Kupcy, wierzący, że w taką zimę podróżowanie przez płaskie morze jest bezpieczniejsze niż lądem.

Paweł i Urszula upadają na ławę pod ścianą, karczmarz żąda, by pokazali pieniądze, a kiedy się to wreszcie, po wieczności macania kieszeni, Pawłowi udaje, przynosi im miód, wędzoną słoninę i chleb. Palenisko pluje iskrami, drewno wokół jęczy tulone przez wiatr.

– Mówiłem, że niedaleko – mówi Paweł.

Odwraca się ku Urszuli, ale ona patrzy w dół, rozstawia nogi, i słychać nagle, jak cała cieknie z siebie na podłogę. Te duże, ładne ślepia unoszą się i zatrzymują na nim, a on kręci głową, nie, nie, nie. Nawet nie spróbował słoniny.

Zaraz piekło: krzyk, lżenie, drapanie ław o podłogę, kożuch przed palenisko, na kożuchu ona. Szybkie kroki ze stanu, kobieta w chuście, złorzecząca najbarwniej ze wszystkich, warstwy ubrania, płacz, nogi białe, wzrok Urszuli na nim.

– Pan ją weźmiesz.

Nie rozumie, a ona powtarza:

– Pan ją weźmiesz. Gdyby mnie się coś…

Potem ryczy, jej ciało w pałąk, uda białe, żona karczmarza między nimi, szuranie butów, chłopy pod ścianami, jak dzieci, krew na udach białych, wreszcie pisk, skrzek. Czerwone, śliskie życie. Dziewczynka.

Wzrok Pawła zsuwa się po nadętym brzuszku i kopiących nogach, opada na podłogę, na kożuch i kobietę na nim. Milczącą, nieruchomą. Żona karczmarza opiera dłonie o mokre deski, a potem wstaje, obraca się wolno i odchodzi, spojrzeniem oskarżając go o to jedno, czemu akurat winien nie jest.

Urszula, którą znalazł w śniegu, nie oddycha.

Wtedy słychać z podsienia głosy, te głosy, o które przez całą drogę Boga prosił, by ich słyszeć nie musiał: Łupek i inni. Przyjechali tu za nim, po śladach, i taki właśnie jest kres Pawła Wrony, syna Zygmunta, który przeżył dziewiętnaście wiosen. Przyjdzie mu paść pod siekierą.

Tymczasem chłopy w karczmie już radzą, co zrobić z takim wrzeszczącym pędrakiem bez ojca i matki, a Paweł wie, skądś wie, co się zdarzy. Jeśli dziewczynkę zostawi, ta umrze tutaj, na zamarzniętym Bałtyku, roku Pańskiego 1549, swojego pierwszego dnia życia, otoczona oddechami z piwa i słoniny.

Głosy, krzyk dziecka, tupanie. Wiatr, drewno. Owija dziewczynkę w szmaty ściągnięte naprędce z jej matki, szybciej, szybciej, już słyszy, jak otupują buty, zaraz tu będą, więc w przeciwną stronę, do stanu, gdzie poi się osiem zmęczonych koni, każdy przywiązany, a dwóch mężczyzn sypie do wiadra obroku, drzwi za Pawłem walą o ścianę, nie zdąży odwiązać lejców, więc tylko spogląda w oczy pięknemu gniadoszowi, mocniej przytula dziewczynkę do piersi i wybiega z nią w biel.

Część II TWÓJ FELIKS

Marianko,

jeszcze przed chwilą widziałem z pokładu Kłajpedę. Wiatr mamy świetny, kapitan powiada, że może nawet zbyt dobry, i przestrzega, abyśmy czasem nie żałowali swojej pochopnej radości z tych mocnych, porządnych podmuchów. O żywność obawiać się nie muszę, zabrałem ze sobą oliwy, cukru, kawy i mięsa ususzonego pod dostatkiem, a obiecano mi, że wody dostawać będę dwie kwarty dziennie.

Kajutę dzielę z artystą malarzem z Krakowa, panem Wojciechem, człowiekiem masywnej postury i dość przyjemnym. Podróżuje od kilku miesięcy, najwidoczniej bez określonego celu, i widać, że to niespokojna dusza.

Postanowiłem, że czas na tej zniszczonej już i lekko pokracznej zbieraninie drewna, żagli i lin, którą co poniektórzy tutaj mają śmiałość nazywać okrętem, przeznaczę na pisanie do Ciebie. To najlepsze, co mogę począć z długimi godzinami na morzu. Flora, bo tak zwie się nasza wysłużona jednostka, posuwa się po falach ze zdumiewającą prędkością. Pogodę mamy piękną, podróż zapowiada się dobra i krótka.

Twój Feliks

Marianko,

pierwszy mój list do Ciebie napisałem godzinę temu. Dowiedziałem się, że przy warunkach, jakie obecnie panują, podróż zajmie nam najpewniej trzy dni.

O czym pisać do Ciebie? O sobie nie zamierzam, nie chcę, czasami dość mam już siebie. A o Tobie? O nas? Wszystko to sprawia mi niemal wyłącznie ból.

Co bowiem zastanę, kiedy wrócę wreszcie na ląd? Jaka przyszłość czeka nas na tym świecie? Sztormy, burze, tajfuny. Tylko to. Ale inaczej przecież być nie może, nie może.

Kołyszę się na falach w takim właśnie nastroju. Ufam, że nad Twoją głową świeci więcej słońca.

Twój Feliks

Marianko,

piszę do Ciebie w nocy. Okazało się, że malarz, z którym dzielę kajutę, ma straszliwą, wstrętną wadę. Otóż człowiek ten chrapie tak potwornie, że boję się, czy aby od wydawanych przez niego grzmotów nasz biedny statek nie rozsypie się w drzazgi. Próbowałem spać, przyciskałem z całych sił dłonie do uszu, posunąłem się nawet do nałożenia na głowę jutowego worka, jednak z żadnym skutkiem.

Wreszcie potrząsnąłem Wojciechem i zbudził się, bestia ogromna. Otworzył ślepia, przeprosił serdecznie, nadmienił, że taka to już jego przypadłość. Ze wzrokiem człowieka winnego poprosił o wybaczenie, po czym natychmiast zapadł w sen, wydając – a jakże – te same co wcześniej dudniące odgłosy.

Piszę te słowa przy ryku dobywającym się z jego szerokich nozdrzy, spać w takich warunkach jest rzeczą niepodobną. Kładę się, ale natychmiast wstaję znowu, i tak w koło, rzecz nie do wytrzymania. Nie, koniec, postanowione. Wychodzę na pokład!

Ufam, że kolejny liścik skreślę do Ciebie w warunkach dalece przyjemniejszych.

Twój Feliks

Marianko,

przed paru chwilami przydarzyła mi się rzecz najbardziej niezwykła. Jechaliśmy gładko, morze było nadzwyczaj spokojne, a ja, wypędzony na pokład, zmęczony i senny, myślałem tylko o Tobie.

Lecz w pewnej chwili doświadczyłem czegoś, czego nie potrafię pojąć. Stałem oparty o balustradę, wzrokiem przesuwając po nierównej powierzchni Bałtyku. W pełni księżyca spieniona niskimi falami woda zdawała się miejscami całkiem biała. Smuga gwiazd na niebie ciągnęła się na wprost przede mną i gasła w pobliżu morza. Wspominałem nasz ostatni czas spędzony wspólnie, moją niecierpliwość, Twój śmiech i kryjówkę, w której nas niemal nakryto.

I wtedy właśnie, kiedy zdryfowałem w przeszłość, przydarzyło się

Wybacz, ale zmuszony jestem przerwać, nagle poczułem się bowiem bardzo źle. Obawiam się, że i tym razem przyjdzie mi wpaść w szpony mściwej, podróżującej za mną mistrzyni tortur zwanej chorobą morską. Moje ciało wyrzuciło z siebie nagle chyba wszystko, co tylko mogło. Okropność!

Pozwól, że list w tym miejscu zakończę. Historię rozpoczętą podejmę wkrótce w, mam nadzieję, lepszym zdrowiu i samopoczuciu.

Twój Feliks

Korowód

Copyright © by Jakub Małecki 2024

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2024

Redakcja – Joanna Mika

Korekta – Kornelia Dąbrowska, Anna Strożek, Aneta Wieczorek, Remigiusz Mróz

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Przygotowanie e-booka – Natalia Patorska

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2024

ISBN mobi: 9788383302195

ISBN epub: 9788383302201

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Aleksandra Parzyszek, Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska, Natalia Nowak, Kamila Piotrowska, Paweł Truskolaski

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl