Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Król Edyp” to jedna z niewielu zachowanych tragedii Sofoklesa. Została napisana ok. 427 r. p.n.e. Inspiracją do jej powstania był mit tebański, którego tematem są tragiczne dzieje rodu Labdakidów.
Tytułowy bohater to człowiek, który chce żyć spokojnie i w zgodzie ze światem. Ciąży jednak nad nim klątwa, od której nie da się uwolnić. Kazirodztwo i ojcobójstwo są niewybaczalnymi przewinieniami. Piętno pozostaje także na dzieciach (rodzeństwie) Edypa.
Tragedia przedstawia bezsilność wobec nieodgadnionych praw losu.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
EDYP
KAPŁAN
KREON
CHÓR TEBAN
TYREZJASZ
JOKASTA
POSŁANIEC Z KORYNTU
SŁUGA LAJOSA
POSŁANIEC DOMOWY
EDYP
O dzieci, Kadma starego potomstwo,
Czegoście na tych rozsiedli się progach,
Trzymając w ręku te wiązki błagalne?
Czemuż nad miastem dym wonnych kadzideł
Wznosi się razem z modlitwą i jękiem?
Ja, że nie chciałbym przez usta posłańców
O tym zasłyszeć, sam tutaj przybyłem,
Ja, Edyp, sławą cieszący się ludzi.
– Rzeknij więc, starcze, boś ty powołany
Za innych mówić, co was tu zebrało,
Strach czy cierpienie? Wyjaw to mężowi,
Co chce wam ulżyć; bo byłby bez serca,
Gdyby ten widok mu serca nie wzruszył.
KAPŁAN
O Panie, który ziemicą tą władasz,
Widzisz, jak garnie się wsze pokolenie
Do twych ołtarzy; jedni, to pisklęta
Długiego lotu niezdolne, a drugich
Wiek już pogarbił; ja służę Zeusowi
A tamci innym bogom; równe tłumy
Siadły gdzie indziej, gdzie chramy Pallady
I tam, gdzie ołtarz Ismena popielny,
Bo miasto – jak ty sam widzisz – odmęty
Złego zalały i lud bodaj głowę
Wznosi wśród klęski i krwawej pożogi,
Mrąc w ziemi kłosach i ziemi owocach,
Mrąc w stadach bydła i niewiast porodach,
Płonnych od kiedy bóg ogniem zionący
Zaciążył srogą nad miastem zarazą,
By grody Kadma pustoszyć, a jękiem
Czarne Hadesu wzbogacić ostępy.
Choć więc my ciebie nie równamy bogom,
Ani te dzieci, siedliśmy w tych progach,
Bo ciebie pierwszym mienimy wśród ludzi,
Wśród ciosów życia i wśród nieba gromów.
Tyś bo przybywszy, gród stary Kadmosa
Od strasznych ofiar dla Sfinksa wyzwolił,
Nic od nas wprzódy się nie wywiedziawszy,
Ni pouczony; nie, z ramienia bogów
Dałeś nam życia ochłodę i ulgę.
A więc ku tobie, któryś nam najdroższym,
Ślemy, Edypie, tę prośbę błagalną,
Byś nas ratował, czy z bogów porady
Znajdując leki, czy z ludzi natchnienia.
Bo przecież widzę, jako doświadczonych
Rady najlepszym poprawy zadatkiem.
Nuże więc, mężom ty przoduj, skrzep miasto,
Nuże, rozważnie działaj, bo ta ziemia
Zbawcą cię mieni za dawną gotowość.
Niechbyśmy rządów twych tak nie pomnieli,
Iż po naprawie upadek nas zgrążył;
Ale stanowczo wznieś gród ten ku szczęściu;
Z ptakiem tu dobrej nastałeś ty wróżby
I dziś dorównaj tej szczęsnej przeszłości.
Bo jeśli nadal zachowasz ster rządów,
Piękniej ci mężom przewodzić, niż próżni.
Ni gród, ni okręt nic przecie nie waży,
Jeśli nie stanie męża dla ich straży.
EDYP
O biedna dziatwo! Nazbyt ja świadomy
Próśb waszych celu; wiem, że wszystkie domy
Gnębi choroba, lecz wśród zła powodzi
Najgorsza nędza w mą osobę godzi.
Bo was jedynie własne brzemię dręczy,
Gdy moja dusza za mnie, za was jęczy,
Za miasto całe; ze snu się nie budzę
Na wasze głosy; wiedzcie, że łzy ronię
I częstym troski błąkaniem się trudzę,
By co obmyślić ku ludu obronie.
I uczyniłem, co dobrem się zdało,
Syna Menojka, a żony mej brata
Do Apollina pytyjskich wyroczni
Posłałem, aby Kreon się wywiedział,
Co czyniąc, mówiąc, zbawiłbym to miasto.
A odmierzając dzień jego odejścia,
Już spokój tracę, bo nad miarę czasu
Zwykłą nie widać go w domu z powrotem.
Lecz skoro wróci – to byłbym przewrotnym,
Gdybym za głosem nie postąpił boga.
KAPŁAN
Mówisz nam z duszy, a właśnie zwiastują
Okrzyki ludzi Kreona przybycie...
EDYP
O Apollinie! Niechby on ze słowem
Tak zbawczym przyszedł, jak wygląd ma jasny.
KAPŁAN
Dobrą nowinę ja wróżę, bo czyżby
Inaczej wieńczył swą głowę wawrzynem?
EDYP
Wnet się dowiemy, już słyszeć nas może. –
O książę, krewny mi synu Menojka,
Jakież przynosisz nam wieści od bóstwa!
KREON
Dobre, bo mniemam, że i ciężkie sprawy
Z dobrym obrotem szczęsnymi się stają.
EDYP
Jakież jest słowo? bo z tej oto mowy
Strachu bym nie mógł wysnuć, ni otuchy.
KREON
Czy chcesz, bym mówił od razu przed ludźmi,
Lub wszedł do domu; na wszystko ja gotów.
EDYP
Mów tu, wszem wobec; bo tamtych katusze
Bardziej mnie dręczą, niż strach o mą duszę.
KREON
Niech więc wypowiem, co Bóg mi obwieścił. –
Febus rozkazał stanowczo, abyśmy
Ziemi zakałę, co w kraju się gnieździ,
Wyżęli i nie znosili jej dłużej.
EDYP
Jakim obrzędem? gdzież skryta ta zmora?
KREON
Wypędzić trzeba, lub mord innym mordem
Okupić, krew ta ściąga na nas burze.
EDYP
Jakiegoż męża klęskę Bóg oznacza?
KREON
Rządził, o królu, niegdyś nad tą ziemią
Lajos, zanim tyś ujął ster rządu.
EDYP
Wiem to z posłuchu, bom męża nie zaznał.
KREON
Tych więc, co jego zabili, rozkazał
Bóg nam ukarać i pomścić stanowczo.
EDYP
Ale gdzież oni? Gdzież znajdą się ślady
Dawnej i wiekiem omszałej już zbrodni?
KREON
W tej, mówił, ziemi; śledźmy a schwytamy.
Ujdzie bezkarnie to, co człek zaniecha.
EDYP
Czy w wnętrzu domu, czy też gdzie na polu,
Czy na obczyźnie Lajosa zabito?
KREON
Wyszedł on z kraju pielgrzymem i potem
Już nie powrócił do swojej stolicy.
EDYP
A świadka albo towarzysza drogi
Czyż niema, by się go można wypytać?
KREON
Zginęli; jeden, który zbiegł z przestrachem,
Krom jednej rzeczy nic nie wie stanowczo.
EDYP
Cóż to? rzecz jedna wiele odkryć może,
Byleby czegoś mógł domysł się czepić.
KREON
Mówił, że Lajos nie z jednej padł ręki,
Lecz że liczniejsi napadli go zbóje.
EDYP
Czyżby zbójowi, gdyby on pieniędzy
Stąd nie był dostał, starczyło odwagi?
KREON
Wieść to głosiła, lecz po zgonie króla
Nikt nie wystąpił, by pomścić tę zbrodnię.
EDYP
I cóż sprawiło, że po klęsce króla
Prawdy wyświecić tutaj nie zdołano?
KREON
Sfinks ciemnowróży ku troskom chwilowym
Od spraw tajemnych odciągnął uwagę.
EDYP
Więc od początku ja rzeczy ujawnię.
Bo słusznie Febus i ty równie słusznie
Ku umarłemu zwróciliście troskę;
Z wami ja wspólnie siły złączonymi
Spłacę, dług bogu i dług naszej ziemi,
A tym nie dalszym z pomocą ja idę,
Lecz sam ze siebie tę zrzucę ohydę.
Bo ów morderca mógłby równie łacno
Zbrodniczą dzisiaj na mnie podnieść rękę.
Zmarłemu służąc, usłużę więc sobie.
Nuże więc, dzieci, powstańcie z tych stopni
Co prędzej wiązki podniósłszy błagalne.
I niech kto inny lud na wiec tak zbierze,
Iżby gotowym mnie wiedział; a z woli
Bogów los szczęścia spłynie lub niedoli.
KAPŁAN
Powstańmy, dziatwo; przecież nas tu wiodły
Te właśnie cele, które on obwieszcza.
A niechby Febus, co przesłał te rady,
Jak zbawca z ciężkiej nas wywiódł zagłady.
CHÓR
Zeusa wieści ty słodka, jakież w dostojne Teb progi
Z Delf grodu, co się złotem lśni,
Wici niesiesz mi?
Duch się wytęża, a kłębią się myśli od grozy i trwogi.
Delicki władco, o Peanie,
Drżę ja, czy nowy trud nastanie,
Czy dawne trudy w czasów odnowisz kolei?
Głosie niebiański, ty przemów, ty dziecię złotej nadziei!
Naprzód niechaj mnie Zeusa córa, odwieczna Pallada
I Artemida wspomoże,
Która strzeże tej ziemi i tron okrężny zasiada
Na Teb agorze.
Przyjdź i Febie w dal godzący,
Stańcie troje jak obrońcy.
Jeśli już dawniej wy grozę ciążącą na mieście
Precz stąd wyżęli, przybądźcie i teraz i pomoc mi nieście.
Zło mnie bezbrzeżne dotknęło. O biada!
Naród wśród moru upada
I myśli zbrakło już mieczy
Ku obronie i odsieczy,
Pola kłosem się nie skłonią,
Matki w połogach mrą lub płody ronią.
Jak lotne ptaki, wartkie błyskawice,
Mkną ludzie cwałem w Hadesu ciemnice.
Nad miastem zawisła głusza
I stosy trupów po ulicach leżą,
A śmierć i dżumę szerzą;
Nikt ich nie płacze, nie rusza.
Żony i matki z posrebrzonym włosem
Żałobnym zawodzą głosem.
Skarga wszechludu zabłysła wśród nocy,
O Zeusa złota córo, udziel nam pomocy!
Przybądź chyżo – oto wróg,
Choć mu nie lśni mieczem dłoń,
Z krzykiem wtargnął w miasta próg.
Wyprzyj go na morską toń
Lub pędź w niegościnną dal,
W głębie trackich fal
Choć oszczędzi ciemna noc,
To dzień wtóry zgnębi dom,
Ty, co grzmotów dzierżysz moc,
Zeusie, ciśnij grom!
Z twego łuku złotych strun,
Puść, Apollo, krocie strzał,
Artemis, spuść żary łun,
Z którymi mkniesz wśród Lykii skał.
Ciebie wzywam, złotosploty,
Boś tej ziemi syn,
Niechaj zaznam twej ochoty,
Ty, coś panem win!
O Bakchusie, pośród gór
Pląsasz w Menad gronie,
W Boga klęsk, co niesie mór,
Żagwią mieć, co płonie!
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.