Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Okrutny władca przestępczego półświatka? Oddany przyjaciel i obrońca? Bezlitosny wojownik i litościwy uzdrowiciel? Tak.
Wielki turniej w Skutton może być jedyną okazją na odnalezienie nieuchwytnego Farsona - adwersarza, który jako jedyny żyjący człowiek zna tajemnice pochodzenia i przeznaczenia Rezkina. Droga na turniej będzie jednak obfitowała w niebezpieczeństwa i nagłe zwroty akcji, w których udział wezmą uzdrowicielka, która pragnie być wojowniczką, mag bojowy, który chce być uzdrowicielem, morderca, który marzy o nowym królu i ranna oślica o szlachetnym imieniu.
Dzięki wyjątkowemu poczuciu sprawiedliwości Rezkina, na jaw wyjdą kolejne tajemnice związane z jego rolą Powiernika Mieczy a przeznaczenie popchnie go w zupełnie nieoczekiwanym kierunku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 856
Dziękuję swojej rodzinie oraz najcierpliwszej i najwyrozumialszej z córek, która przez cały czas pisania tej książki kibicowała mi oraz mnie wspierała.
Mroczne nowiny
Brak jest żaru w czerni mroku, palenisko już wystygło, Na kształt ludzi tańczą cienie, kto rozsądny drży w ciemności. Nieprzyjaciel cię formował, byś mu władzę dawał pustą, Ciemną nocą nie wlał w ciebie choćby krztyny charakteru. W ciszy zmierzchu trwa tęsknota za spokojem przez noc słanym, Z drżenia ziemi i powietrza dar szaleństwa już się rodzi. Słaby szept się niesie słabo z blanek wieży twego ducha, „Biada mi!” – rzecze dusza. „Niechaj nadejdzie Rez”.
Nie znać, skąd te nagłe lęki, te wzdrygnięcia i przestrachy, Nie usłyszysz ani kroków, ni skrzypienia drzwi, podłogi, Wiedz, że idzie ku cię ciemność, sługa władzy tej ohydnej, W ciszy błagasz rozpaczliwie, by twe serce nie dudniło. Skąd jednakże ta gorączka, skoro spokój trwa pozorny, Czy to mgła żałobna Stwórcy, czy to dusz grabieżca stąpa? Czyj szalony umysł woła duszę twoją głosem grozy? „Jam zgubiony!” – rzecze umysł. „Niechaj nadejdzie Rez”.
Czy to kupiec, szermierz, złodziej, syn lordowski, zwykły piekarz, Nikt nie zbiegnie przed Rycerzem, świt nad jego końcem błyszczy. Twoją cnotą gniew potężny, który wiecznie cię napędza, Czyścisz duszę swoją stalą, jadem albo ognia żarem. Nie usłyszysz brzęku ostrza, nie dostrzeżesz choć mignięcia, Nie wyczujesz złej toksyny w jadle, którym chcesz się raczyć. Trwożnie błądzisz w mrokach nocy, pełne strachów śnisz koszmary, „Stwórco, zbaw mnie!” – rzecze dusza. „Niechaj nadejdzie Rez”.
Wrogiem tyś czy ojcobójcą, nie uciekniesz nijak przed nim, Czy na dworze albo balu, w domu Stwórcy, w świętej hali, Za murami, granicami, drzwiami, ryglem, silnym zamkiem, Zaklęć tarczą, mocą modłów sięgających w czasy dawne, Ani skarby, ni tytuły, obietnice, cne pokusy, Nic nie chroni przed wizytą, której kres upadkiem twoim! Krwią opłacisz swą pokutę, prawy kruk jej świadkiem będzie, „Odejdź precz!” – rzecze twój głos. „Niechaj nadejdzie Rez”.
Gdy nastanie znów poranek, oddal smutki, oddal lęki, Modły składaj, by nie wrócił, by niepokój cię opuścił, By nie przyszła nigdy do cię zakazana ta wiadomość, Głos ten groźny i diabelski: „Jam to z mroczną jest nowiną”. W sen zapadnij, oddech strać, tańcz z sylfami, duszę zgaś, Lecz dzień nadszedł, tak promienny, nic już w kątach się nie kryje,
Młodzi podróżni opuścili posiadłość generała Marcuma z mieszaniną podekscytowania i obawy. Po przejściu bez przeszkód przez miasto dotarli do doków w pobliżu przycumowanej „Luny Mary”. Kuzynostwo Frishy oraz ich świta jeszcze nie dotarli na miejsce. Kapitan Jimson stał z boku, przeglądając dokumenty z zarządcą doku i dowódcą statku. Frisha stanęła skulona obok Tama i oboje wpatrywali się w Rezkina, który kilka metrów dalej zajmował się swoim koniem Dumą.
Nigdy dotąd nie widzieli swojego towarzysza w tak ostentacyjnie wytwornym stroju. Miał na sobie szaro-srebrny dublet z altembasu, założony na srebrzystą jedwabną koszulę, i grafitowe bryczesy. Talię spiął lśniącym pasem z wytłaczanej czarnej skóry, o dużej srebrnej sprzączce wysadzanej kilkoma pokaźnymi szmaragdami oraz szafirami.
Z jego pasa zwisały dwa miecze o pochwach owiniętych teraz srebrnym filigranem, w który wprawiono sporo szafirów. Każdą z broni ozdobiono także chwostami z granatowego jedwabiu, kołyszącymi się, gdy Rezkin przechadzał się nietypowym, jak na siebie, dumnym krokiem. Jego wysokie buty wykonano z miękkiej czarnej skóry wysokiej jakości. Nie spiął włosów w zwyczajowy warkocz, tylko zebrał je w luźny kucyk srebrną jedwabną szarfą, której końce zwisały mu do połowy pleców.
Gdyby ktoś postanowił namalować wyidealizowanego wyniosłego szlachcica, Rezkin mógłby posłużyć za doskonały model.
– Co Rez ma na sobie i dlaczego tak się zachowuje? – spytała Reaylin, która dopiero dotarła do doków i teraz spoglądała nad ramionami Frishy i Tama.
– Nie mam pojęcia – odparła Frisha, kręcąc głową. – Przebrał się po śniadaniu i powiedział, żebyśmy nie zwracali na niego uwagi. Nie potrafię sobie wyobrazić, skąd wziął w ogóle pieniądze na to wszystko, a już na pewno nie mam pojęcia, dlaczego miałby to na siebie włożyć.
– Ale dobrze mu pasuje – odparła Reaylin, prześlizgując się wzrokiem po młodym wojowniku.
– Zgadza się – rzekła Frisha, westchnąwszy rzewnie. – Wygląda szykownie. Właśnie tak wyobrażałabym sobie bohaterskiego księcia, który bierze księżniczkę na ręce.
Tam roześmiał się.
– Jestem przekonany, że powiedziałabyś dokładnie to samo, gdyby nie miał na sobie niczego – skomentował.
Obie dziewczyny zarumieniły się i jednocześnie zaczęły okładać młodzieńca kuksańcami. Rezkin spojrzał na hałaśliwą grupkę, unosząc pytająco brew. Frisha i Reaylin zaczerwieniły się jeszcze bardziej i uspokoiły. W tym momencie na koniec pomostu zajechały dwa eleganckie powozy.
Na ich dachach i kozłach gnieździło się wraz z woźnicami kilkoro służących. W drugim nikt nie siedział, lecz po sufit wypełniały go liczne torby i kufry. Z pierwszego wysiadło kuzynostwo Frishy i ich przyjaciel lord Brandt. Wszyscy byli ubrani równie szykownie jak Rezkin. Mężczyźni założyli fantazyjne dublety i bryczesy oraz krzykliwe akcesoria, a włosy mieli zaplecione tak samo jak młody wojownik. Shiela robiła sporo zamieszania z lawendową suknią, lejącą się z niej kolejnymi warstwami jedwabi i koronek. Ciemnobrązowe włosy, ściągnięte na jedno ramię, miała oplecione cieniutką siateczką. Na dłonie nałożyła krótkie, białe, koronkowe rękawiczki, w których ściskała parasolkę dopasowaną kolorystycznie do sukni. Otworzyła ją natychmiast, gdy tylko opuściła pojazd.
Dwaj słudzy wskazywali już chłopcom portowym bagaże, inny zaś pomógł zejść na ziemię drobnej, lękliwej kobiecie w szarym stroju służącej. Gdy znalazła się na dole, zaraz zaczęła wygładzać suknię Shieli, upewniając się, że nie widać żadnych zmarszczek.
Gdy czworo młodych szlachciców uznało, że ich stroje przetrwały krótką podróż przez miasto, zaczęło kroczyć wzdłuż przystani. Służący i kilku chłopców portowych już wcześniej zabrało się do rozładowywania powozu z bagażami i teraz wysforowywało się przed stąpających dostojnie arystokratów. Shiela, która szła na czele, zatrzymała się kilka kroków przed Frishą i jej towarzyszami. Zadarła dostojnie nosek i węszyła z pogardą, przyglądając się praktycznej tunice i spodniom dziewczyny.
– Frisho – odezwała się – kuzynko, jakże miło znów cię widzieć. – Tonem przekazywała wyraźnie, że na pewno nie było to dla niej miłe.
Następnie z krewną przywitali się lordowie Malcius i Palis, zaszczycając ją jedynie lekkim ukłonem. Nie uznali nawet za stosowne, by przedstawić swojego towarzysza. Frisha nie zamierzała jednak dorównywać im grubiaństwem.
– Malciusie, Palisie, Shielo, oto mój przyjaciel Tamarin Czarna Woda. To zaś Reaylin de Voss – oznajmiła. Wszyscy nowo przybyli skinęli zdawkowo głowami i wymamrotali pod nosami coś brzmiącego jak „to przyjemność”, lecz wydawali się tak naprawdę nie dostrzegać obecności kompanów Frishy.
W tym momencie postanowił się pojawić Rezkin. Podszedł do zgromadzonych z szerokim uśmiechem.
– Dzień dobry! – obwieścił nadmiernie donośnym, radosnym głosem. – To dla mnie zaszczyt w końcu poznać was wszystkich. Ach, ty musisz być lordem Malciusem – rzekł, ściskając z młodzieńcem przedramiona w poufałym geście zarezerwowanym dla bliskich przyjaciół i osób równych pozycją.
Malcius i Palis mieli ciemnobrązowe włosy typowe dla rodziny Jenai, jednak gdy oczy Palisa pasowały barwą do ciepłego brązu Frishy, w przypadku Malciusa były one jasnoszare, jak u jego matki. Starszy z braci miał szerokie ramiona i był nieco wyższy, mierzył około metra osiemdziesiąt, młodszy zaś był szczuplejszej, żylastej budowy.
Malcius wyszczerzył zęby w uśmiechu i zareagował na powitanie z podobnym entuzjazmem.
– A ty z pewnością jesteś lordem Rezkinem! Słyszałem, że będziesz podróżował wraz z nami. Nasz wuj bardzo pochlebnie się o tobie wypowiadał.
Frisha i Tam wymienili zaskoczone spojrzenia, myśląc o tym samym.
– Pozwól, że przedstawię pozostałe osoby. Oto mój brat Palis.
Rezkin ścisnął przedramiona z młodzieńcem i wymienił z nim uprzejmości.
– A to nasza siostra Shiela. – Malcius wskazał młodą kobietę.
Rezkin skłonił się nisko.
– Lady Shielo, to wielce łaskawe z twojej strony, że zaszczycasz nas swoim olśniewającym towarzystwem.
Skierował ku niej ten ze swoich uśmiechów, który kobiety wydawały się u niego preferować. Szlachcianka zarumieniła się, gdy Rezkin musnął jej dłoń delikatnym pocałunkiem.
– Ależ, lordzie Rezkinie, z pewnością cała przyjemność jest po mojej stronie – wypowiedziała to tak, jakby rzeczywiście odczuwała w tym momencie przyjemność. – Bardzo z ciebie wytworny dżentelmen.
Wojownik znów ukłonił się lekko.
– Dziękuję, lady Shielo. Bardzo mi miło, że mogę słyszeć takie słowa ze strony tak uroczej damy.
Shiela nie powstrzymała chichotu i osłoniła twarz ukoronkowaną dłonią.
– To natomiast nasz dobry przyjaciel, lord Brandt z domu Gerrand – ciągnął Malcius, uśmiechając się.
Ponieważ Rezkin nie był bezpośrednio powiązany z trzecim szlachcicem, wykonał w jego stronę bardziej formalny ukłon.
– To dla mnie zaszczyt móc cię poznać, lordzie Brandt – oznajmił. – Jeśli wolno mi okazać śmiałość, chciałbym powiedzieć, że zawsze podziwiałem sztukę twojej matki.
Brandt uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia.
– Znasz prace mojej matki?
– Oczywiście! Lady Gerrand potrafi ujmować światło z miękkością sprawiającą, że widz ma wrażenie, jakby spoglądał na sen. Tak łatwo zapomnieć, że pod tą wizją spoczywają jedynie farby i płótno – stwierdził Rezkin.
– Nigdy nie postrzegałem tego w taki sposób, ale masz słuszność. Teraz również to widzę. Który obraz jest twoim ulubionym?
– Miałem kiedyś przyjemność oglądać „Lilie na jeziorze”. – Rezkin przesunął wzrok na Shielę i uśmiechnął się, zniżając konspiracyjnie głos. – Gdybym nie wiedział, że to niemożliwe, mógłbym przysiąc, że żyją między nimi wróżki – wyznał, puszczając oko.
Shiela zachichotała i zarumieniła się, trzepocząc rzęsami.
Reaylin, stojąca za osłupiałymi Frishą i Tamem, nachyliła się bliżej nich.
– Oj, dobry jest – wyszeptała. – Nie miałam pojęcia, że ten twardy wojownik jest zdolny do czegoś takiego.
– Powiedz, proszę, lordzie Rezkinie – odezwał się Malcius – czy to twoja wspaniała bestia? – Wskazał wypielęgnowaną dłonią Dumę.
Wierzchowiec stał kawałek dalej. Wodze zwisały bezwładnie, ocierając się o ziemię i bezgłośnie nakazując w ten sposób koniowi, by pozostał na miejscu. Czarna sierść ogiera była czysta i wyszczotkowana do połysku. Wytłaczane czarne siodło i srebrna uzda również lśniły. Grzywa i ogon zostały splecione w warkocze i wsnuto w nie paradne srebrne wstążki.
– Ależ tak, zgadza się. I proszę mnie nie tytułować. Jestem przekonany, że nikt z was nie zapomni, kim jestem. Mówcie do mnie Rezkin, choć moi przyjaciele czasami wolą nazywać mnie Rez – powiedział z urokliwą pewnością siebie.
– Tak, w porządku, Rezkinie... Rezie. Sprawi mi przyjemność, jeśli i ty będziesz mnie nazywać Malciusem – odparł szlachcic.
Frisha otworzyła bezwiednie usta. Jej egotyczny kuzyn nigdy nie rezygnował z tytułu, dla nikogo. Niewątpliwie Malcius uznał, że wyszedłby na słabego i niepewnego własnej wartości, gdyby nalegał na dalsze stosowanie formalności.
Zaraz nastąpiły kolejne deklaracje ze strony pozostałych, by dać sobie spokój z tytulaturą. W zaledwie chwilę Rezkin całkowicie rozbroił szlachciców z ich pretensjonalnego snobizmu, przynajmniej względem siebie samego.
– Mówiłeś o koniu? – ponagliła go z fałszywą skromnością Shiela, trzepocząc rzęsami.
– Tak, opowiedz nam o tym ogierze – poparł ją Palis. – Jest wielki. Nigdy nie widziałem podobnego wierzchowca. Tylko ten należący do wuja Marcuma niewiele mu ustępuje.
– Jaka to rasa? Ma rodowód cronelijski? – dopytał Brandt.
Rezkin wyszczerzył zęby w uśmiechu, jakby nagle dostał torbę cukierków.
– Nie, Palis ma słuszność. To czystej krwi rumak bojowy z linii augmeryjskiej. Nazywam go Duma.
Mężczyźni rozchylili w szoku wargi i przemykali wzrokiem pomiędzy wojownikiem a koniem.
– Ale to przecież królewski rodowód – zaprotestował Malcius.
Rezkin uśmiechnął się jeszcze szerzej, wsunął lekko dłonie do kieszeni i zakołysał się na piętach w nietypowym dla siebie pokazie chluby.
– Istotnie – odrzekł krótko. – W zasadzie to już pora, bym przygotował go do wciągnięcia na pokład. Lepiej się odsuńcie. Zdarza mu się, że rani lub zabija nieznajomych...
Trzech młodych lordów postępowało za Rezkinem, lecz utrzymywało dystans. Poszeptywali między sobą, gdy Rez ściągał wierzchowcowi siodło wraz z resztą rzędu, szykując go do podniesienia na statek. Lordowie wyglądali jak dzieci śliniące się na widok wspaniałej zabawki najnowszego przyjaciela.
Shiela nawet na chwilę nie spuszczała z Rezkina wzroku i co jakiś czas, gdy kucał lub schylał się, jej twarz się rumieniła. Frisha nie miała pojęcia, do czego zmierzał wojownik, ale jeśli Shieli wydawało się, że zdoła go zagarnąć, to czekała ją niespodzianka.
Gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie, przydzielono im kajuty. Rezkin znał już sposób zakwaterowania, ponieważ sam go opracował. Wyznaczył sobie wspólne pomieszczenie z Malciusem, drugie zaś dał Palisowi i Brandtowi. Z powodów strategicznych wolałby umieścić Tama wraz z Brandtem, ale wydawałoby się niestosowne, gdyby młody lord dzielił pokój z plebejuszem niebędącym jego sługą. Dla Frishy, Reaylin, Shieli oraz Tami, służącej Shieli, przeznaczył czteroosobową kajutę. Mógł sobie pozwolić na wciśnięcie tam Reaylin, ponieważ poza nią na statku nie było już żadnych innych kobiet.
Kapitan Jimson dzielił kwaterę z porucznikiem Drasconem, którego przydzielił im generał Marcum, Tamowi zaś przypadł jako współlokator sierżant Millins, trzeci członek dowodzonej przez kapitana jednostki. Czterech strażników domu Jenai trafiło do kolejnej czteroosobowej kwatery, a reszta służących miała zamieszkać wraz z załogą.
Pomieszczenia były małe i ciasne, dwie lub nawet trzy takie kajuty zmieściłyby się w jednym pokoju w gospodzie. Wyglądało jednak na to, że na terenie statku szlachcice przedkładali prywatność nad przestrzeń.
– Gdzie jest reszta moich rzeczy? – spytał Malcius, rozglądając się.
Rezkin roześmiał się w sposób, który wydałby się nienaturalny każdemu, kto go znał, lecz przez nieświadomego lorda został uznany za szczery i swobodny.
– Nie wiem, jak ty, ale ja wolałbym nie spać na kufrze. – Wskazał lekceważącym gestem dwie skrzynie ustawione w nogach łóżek. – Przypuszczam, że będziemy potrzebowali tylko jednego naraz. Resztę umieszczono w ładowni na dole. Jeśli uznasz, że coś jest ci niezbędne, z pewnością ktoś z załogi z chęcią ci to przyniesie.
By podtrzymać pozory, Rezkin również podróżował z kilkoma kuframi. Wydawałoby się dziwne w przypadku szlachcica o jego nieokreślonej, lecz przypuszczalnie wysokiej pozycji, gdyby miał przy sobie tylko jeden worek i juki przy siodle. Jak dotąd nikt nie zdecydował się zaryzykować wypytywania go o konkretne miejsce, jakie zajmował w szlacheckiej hierarchii, ponieważ nie chciano go obrazić.
Gdy załoga rozmieściła już ich bagaże, a Rezkin oporządził Dumę, nie zostało wiele do zrobienia. Wraz z pozostałymi pasażerami wojownik wyszedł więc na pokład i wspólnie czekali, aż odbiją od brzegu. Kobiety podeszły do grupki młodych mężczyzn. Wszystkie trzy miały kwaśne miny, ale Frisha i Reaylin trzymały się z tyłu, Shiela zaś zbliżyła się rozdrażniona.
– Ach, siostro, jakże miło, że do nas dołączyłaś – powiedział Malcius, uśmiechając się szeroko.
Shiela zatrzepotała rzęsami w stronę Rezkina, do którego skierowała swoją odpowiedź.
– Nic nie mogłoby mnie powstrzymać – oznajmiła z ulepkowatą słodyczą.
Rezkin ukłonił się lekko.
– Lady Shielo, jak znajdujesz swoją kwaterę? – spytał z grzecznym uśmiechem.
Szlachcianka nieco straciła opanowanie, wachlując twarz ukoronkowaną dłonią i mrugając w wyrazie nadmiernie dramatycznej rozpaczy.
– Cóż, jestem przekonana, że niewiele da się zrobić, ale wielce żenująca jest dla mnie konieczność dzielenia pokoju ze zgrają plebejuszek. – Ostatnie słowo wypowiedziała z taką pogardą, jakby musiała mieszkać wspólnie z trzodą chlewną.
Na twarzy Rezkina zgasł uśmiech. Wojownik spojrzał na Malciusa z niepewnym i ganiącym wyrazem twarzy, po czym zerknął na Frishę. Malcius zaczerwienił się na niewypowiedzianą naganę. Jako spadkobierczyni generała Marcuma Frisha zasługiwała na wszelki szacunek należny wysoko urodzonym, zatem publiczne poniżanie jej stanowiło zachowanie niegodne szlachcianki.
Najwyższe standardy, zgodnie z którymi postępował Rezkin, zachęciły Malciusa do tego, by również on przestrzegał dobrych manier. Odchrząknął i zmierzył Shielę przenikliwym spojrzeniem.
– Siostro, jestem pewien, że się przejęzyczyłaś.
Shiela, zaskoczona reprymendą, rzuciła okiem na Rezkina i dostrzegła jego potępiający wzrok. Zarumieniła się lekko.
– Och, tak. Miałam oczywiście na myśli dwie plebejuszki i naszą drogą kuzynkę. Wybacz mi, Frisho. Nie zamierzałam cię urazić – rzekła z udawaną sympatią.
Frisha wywróciła oczyma i założyła ręce na piersi.
– Z pewnością nie zamierzałaś – odparła. – Muszę powiedzieć, Shielo, że wielce niepokoję się o twoje samopoczucie – rzuciła, marszcząc brwi w wyrazie troski.
Szlachcianka otworzyła szeroko oczy, obawiając się jakiegoś nieznanego zagrożenia.
– Czyżby? A czemuż to?
– Nie zdawałam sobie sprawy, że odznaczasz się na tyle delikatną konstytucją, żeby samo towarzystwo innych istot ludzkich mogło w takim stopniu pozbawić cię zmysłów – zauważyła Frisha trwożliwie. – Obawiam się, że czekająca nas podróż może doprowadzić cię do napięć, do jakich nie przywykłaś. Być może powinnaś na nowo rozważyć, czy chcesz brać w niej udział.
Reaylin przysłoniła usta dłonią, próbując powstrzymać chichot, ale Palis i Brandt wybuchnęli śmiechem. Nawet Malcius uśmiechnął się szelmowsko, ale natychmiast spoważniał, gdy siostra zmroziła go wzrokiem. Shiela zarumieniła się i skierowała znów uwagę na Rezkina.
Wojownik obserwował młodą lady z niewzruszoną miną, lecz z cieniem uśmiechu w oku. Shiela zdawała sobie sprawę, że patrzył na nią, badając jej reakcję. Rumieniec spłynął z jej policzków i wyszczerzyła łobuzersko zęby. Przysunęła się do Rezkina i otuliła rękoma jego muskularny biceps. Następnie rzuciła młodzieńcowi od dołu spojrzenie słodkiego jelonka.
– Jestem pewna, droga kuzynko, że bez problemu zniosę podróż – rzekła przymilnie, obracając się do Frishy. – Z tego, co wspominał wuj Marcum, towarzyszący nam Rezkin jest wyjątkowo uzdolniony. Znajdę się w dobrych rękach.
Wojownik uniósł brew i zmierzył młodą szlachciankę groźnym wzrokiem. Frisha gotowała się w sobie, ale gdy ujrzała jego oblicze, poczuła dreszcze na plecach. Rezkin wyglądał niczym lew, który właśnie zauważył kolejną ofiarę. Shiela zinterpretowała to wszakże jako odmienny rodzaj głodu i uśmiechnęła się sugestywnie.
Malcius odchrząknął, gdy do ich uszu dobiegł nowy dźwięk.
– Nie upuśćcie tego. I pospieszcie się! Nie mamy całego dnia – odezwał się znajomy głos. Frisha i Tam ze zdziwieniem popatrzyli na osobę, która pojawiła się na pokładzie. – Ach, nie zdawałem sobie sprawy, że znajdę się w towarzystwie domu Jenai. A to co takiego? Widzę, że jest tu również dom Gerrand.
Malcius skłonił się nisko, podobnie jak Palis i Brandt.
– Lordzie Tieranie – wygłosił – nie miałem wiedzy, że będziemy podróżować w tak szacownym towarzystwie. – Zerknął na Rezkina, w znacznej mierze zasłoniętego przez innych. Młodzieniec wymownie nie kłaniał się. – Czy też raczej powinienem powiedzieć: w dodatkowym szacownym towarzystwie – dopowiedział Malcius.
– Dodatkowym? – spytał Tieran ze zdumieniem. Dostrzegł Rezkina, gdy ten wyszedł zza innych młodych mężczyzn. Arystokrata pobladł i rozchylił lekko usta. – Och, ach... Rozumiem. Lordzie Rezkinie – wyjąkał, skłaniając się nisko – to... ach... dobrze znów cię widzieć.
Malcius przeniósł wzrok pomiędzy nimi, zaciekawiony dziwnym zachowaniem Tierana.
– Znacie się już? – zapytał. Wydawało się, jakby rozważał sens swoich słów. – Oczywiście, że się znacie. Nie trzeba dokonywać prezentacji.
Rezkin powitał lorda Tierana tym samym groźnym uśmiechem, który miał na twarzy przed chwilą, tylko że wydał się on zdecydowanie bardziej niebezpieczny, gdy został skierowany ku najstarszemu synowi księcia. Pojawiła się druga zdobycz. Wojownik zdawał sobie sprawę, że książę rozpytywał o możliwość przejazdu dla swojego potomka, osobiście dopilnował więc, by młodego arystokratę przydzielono na ich statek. Przekazał również w imieniu generała wiadomość do księcia, wyjaśniając, że wyznaczono już pododdział do ochrony podróżnych, zatem Tieran nie musiał zabierać własnego strażnika. Jako że książę wysłał już kilku ludzi na turniej, po dotarciu do Skutton jeden z nich miał zostać przydzielony Tieranowi jako osobisty ochroniarz. Młodemu szlachcicowi i jego służącemu wyznaczono ostatnią kajutę. Nie było niczym niestosownym, by lokaj zamieszkał w jednym pomieszczeniu ze swoim panem na czas podróży, zresztą, wbrew powszechnemu przekonaniu, wiele osób pełniących służbę w wielkich domach pochodziło z pomniejszej szlachty. Choćby właśnie lokaj Tierana, piąty syn nieznaczącego szaraka bez ziemi.
Wysoko urodzony młodzian przełknął z trudem ślinę, przyjmując na siebie pełny ciężar rozpalonego spojrzenia Rezkina. Podczas gdy przy pozostałych wojownik grał rolę przyjaznego, prawego szlachcica, Tierana ujarzmiał za pomocą strachu.
– Czyli, ach, lord Rezkin. Czy to oznacza, że twoja urocza wybranka również się tu znajduje?
Uśmiech Rezkina z miejsca stracił agresywny charakter, nagle stał się równie promienny i przyjemny jak wcześniej. Łagodnie, acz stanowczo wojownik wysunął się z objęć Shieli i obrócił gwałtownie. Zamaszystym ruchem wskazał Frishę.
– Tak, to prawda! Moja słodka lady Frisha także udaje się na turniej, oczywiście pod eskortą swoich kuzynów.
Oczy wszystkich skierowały się na zaskoczoną młodą kobietę, która zaczerwieniła się, gdy Rezkin potwierdził, że była jego ukochaną.
– Ona jest twoją wybranką? – wyrażającemu szok pytaniu Shieli akompaniował ostry gwizd i nagłe kołysanie pokładu, gdy statek zaczął odchodzić od pomostu.
Pewnym krokiem Rezkin podszedł do osłupiałej Frishy i wziął ją w ramiona, wpatrując się tęsknie w jej oczy. Z jakiegoś powodu odegranie tej roli okazało się znacznie prostsze, niż się spodziewał. Część pobytu w Kaibain spędził na analizowaniu interakcji zachodzących pomiędzy mężczyznami a kobietami. Zajrzał nawet na kilka wieczornych sztuk teatralnych klasyfikowanych jako romanse. Wzajemne zachowania dwóch płci wydawały mu się dziwne i obce, ale szkolił się w naśladownictwie, był więc przekonany, że zdoła wiarygodnie odtworzyć co trzeba.
– Jakże mógłbym kompletnie nie stracić głowy dla tej olśniewającej kobiety? Jest niczym błyszczący diament znaleziony w szorstkiej skale. – Zrobił teatralną pauzę. – No cóż, może nie takiej szorstkiej, skoro jej ojciec to obrotny i odnoszący znaczne sukcesy człowiek interesu. Jestem niemal pewien, że zgromadzonym przez siebie bogactwem przekracza wiele mniejszych domów szlacheckich. I nie zapominajmy, że jest ona spadkobierczynią lorda Marcuma Jenai. – Rezkin celowo określił generała odpowiednim tytułem i położył akcent na jego nazwisko.
– Naprawdę? – spytał Tieran, mrużąc czoło. – Człowiek z gminu odniósłby takie sukcesy?
– Owszem – odparł Rezkin. – Nie możemy zapominać, panowie... i panie – ciągnął, skłaniając się lekko w kierunku Shieli oraz Frishy – że wprawdzie szlachta służy za umysł i głos królestwa, jednak to plebejusze są jego krwią. Bez nich królestwo przestałoby funkcjonować. – Uśmiechnął się ciepło. – A osobiście wolę, gdy moja krew jest gęsta i zdrowa.
Syn księcia zmrużył podejrzliwie oczy.
– I mimo to decydujesz się związać z osobą pośledniej krwi?
Rezkin roześmiał się serdecznie, sprawiając, że Frisha i Tam niemal podskoczyli z zaskoczenia. Pierwszy raz słyszeli w jego wykonaniu taki śmiech i w ich uszach nie brzmiał on zbyt szczerze.
– Och, proszę, Tieranie – rzekł Rezkin, gestem dłoni zbywając troskę lorda i celowo pomijając jego tytuł. – Czy szlachecka krew jest tak słaba, żeby do cna rozrzedził ją jeden plebejski rodzic? Hrabia i generał są przecież przykładami szlacheckiej siły. – Gdy to powiedział, Malcius i Palis wyprostowali się z dumą. – Nie wątpię, że lady Terissa jest równie nadzwyczajna i godna szacunku.
Frisha obróciła gwałtownie głowę w jego stronę. Co wiedział o jej matce?
Rezkin pogładził się w zadumie po brodzie.
– Jeśli wziąć pod uwagę intelekt oraz talent do interesów jej ojca, wcale nie byłbym zaskoczony, gdyby okazał się tak naprawdę potomkiem zapomnianej linii z pomniejszego domu.
Frisha zmarszczyła brwi. Dobrze wiedziała, że jej ojciec nie należał do żadnego szlacheckiego domu, i była pewna, że Rezkinowi ta wiedza również nie była obca.
Wszyscy szlachcice zmierzyli Frishę szacującym wzrokiem, jakby widzieli ją po raz pierwszy. Rezkin z zadowoleniem obserwował ich namysł.
– Szkoda, że nie zdołałem przekonać generała, aby przyjął moje oświadczyny – poinformował lekkim tonem.
– Oświadczyłeś się? – spytała w osłupieniu Shiela. – O rękę Frishy? – w jej głosie rozbrzmiewały pogarda i niedowierzanie.
Młodzi mężczyźni przyglądali się wojownikowi, najwyraźniej próbując przetworzyć zasłyszane informacje.
– Dlaczego wuj Marcum miałby odrzucić twoje oświadczyny? – zapytał w końcu Palis. – Wyraża się o tobie w samych superlatywach.
– Jest to, niestety, zagadka, która stała się zmorą mojego życia – powiedział z dramatyzmem Rezkin, wzdychając ciężko. Pokręcił głową. – Mogę stwierdzić z całą pewnością, że Marcum dostrzega wartość swojej siostrzenicy. Być może zaplanował ją dla kogoś aktywniej działającego na dworze, na przykład księcia – ciągnął jakby od niechcenia, machając dłonią w stronę Tierana.
Młodzieniec poruszył się niespokojnie, a twarz Frishy przybrała barwę ciemnej czerwieni.
– Całkiem możliwe, że nawet dla księcia krwi! Wiem natomiast, że choć obiecywałem Frishy bogactwo, władzę oraz ochronę, generał wciąż odrzuca moje starania. – Rezkin spochmurniał i odwrócił wzrok w szczerym zawstydzeniu.
Frisha położyła dłoń na jego ręce i spojrzała na niego współczująco, ze łzami w oczach. Zdawała sobie sprawę, że spora część tego, co wojownik mówił i robił, stanowiła pozę, dostrzegała jednak, w jakim stopniu wpłynęła na niego tamta odmowa. Wydawało się, że nawet Shiela złagodniała, słysząc o tej romantycznej niedoli.
Malcius przez chwilę kręcił się niespokojnie.
– Generał jest przebiegłym człowiekiem – zauważył w końcu. – Rez, może on chce tylko sprawdzić twoją determinację.
Shiela spojrzała na brata ze złością i szturchnęła go łokciem pod żebra.
– Jestem przekonany, że nie ma to nic wspólnego z tobą osobiście – ciągnął szlachcic, napędzany zachowaniem siostry – i z pewnością każdy dom ucieszyłby się, mogąc przyjąć cię do siebie. – Shiela popatrzyła na brata wymownie, on zaś wtedy dodał niedbale: – Również mój.
Frisha posłała Malciusowi posępne spojrzenie, a on skrzywił się, gdy Shiela uśmiechnęła się z wyższością.
Rezkin odwrócił się z powrotem do grupy, odzyskując opanowanie. Udawał, że nie zrozumiał aluzji Malciusa.
– Tak, zapewne masz słuszność, Malciusie. – Wyprostował się dumnie i położył dłoń na dublecie na wysokości piersi. – Pozostanę niewzruszony i zdecydowany. Generał może jeszcze zmienić zdanie.
Wojownik zerknął na kapitana Jimsona, który stał kawałek dalej, podsłuchując rozmowę i udając, że przegląda dokumenty. Nie poinformował oficera o swoich planach i Jimson nie miał pojęcia, co Rezkin zamierza osiągnąć całym tym przedstawieniem. Kapitan potrafił jednak rozpoznać przekazywany sygnał. Spojrzenie Rezkina stanowiło dla niego wskazówkę, by włączył się do rozmowy.
– Panie, panowie, jestem kapitan Jimson. Skoro już wyruszyliśmy, dowódca statku prosi, żebyśmy spotkali się wszyscy na pokładzie rufowym i wysłuchali instrukcji dotyczących bezpieczeństwa i procedur obowiązujących na jednostce. Bardzo proszę o podążenie za mną – oznajmił i odwrócił się, by ich poprowadzić.
Kapitan Crowleson przez niemal godzinę objaśniał rozkład statku, nieco klarował żeglarską terminologię i wskazywał, co każdy musi robić w razie nagłego wypadku. Wytłumaczył, jakie pozycje powinni zająć mężczyźni w przypadku ataku na jednostkę. Ponieważ karaka była statkiem pasażerskim, nie okrętem bojowym, nie wyposażono jej w szczególne środki obronne. Większość przestrzeni rezerwowanej zwykle na uzbrojenie przeznaczono na kajuty dla podróżnych i załogi. Kapitan wyjaśnił, że odkąd pływa po Tremadel, nie spotkał się z żadną napaścią, ale mimo to wolał niczego nie pominąć.
Podczas swojej przemowy Crowleson podkreślił również dobitnie, kto rządzi na statku. Tieran i Malcius prychali z pogardą, ale Rezkin wtrącił się z entuzjazmem, zapewniając dowódcę, że wszyscy rozumieją konieczność przestrzegania konkretnych procedur, dopóki znajdują się na pokładzie. Skarceni młodzieńcy również potwierdzili skinieniami głów, że się zgadzają.
W krótkim czasie, jaki Rezkin spędził w towarzystwie szlachciców, zdołał skutecznie doprowadzić do tego, by postrzegali go jako przywódcę. Utrzymał ich w przekonaniu, że posiada wyjątkowo wysoką pozycję, ponadto zrobił to, nie zdradzając przynależności do żadnego domu, co stanowiło niemały wyczyn w towarzystwie arystokratów. Dzięki referencjom Marcuma zdołał już wcześniej pozyskać zaufanie domu Jenai. Rezkin zastanawiał się, w jakim stopniu generałowi słowa stawały w gardle, gdy wygłaszał pochwały jego osoby. W trakcie poprzedniego spotkania podporządkował też sobie książęcego syna za pomocą strachu i teraz wyglądało na to, że Tieran po prostu zakładał, iż Jenai wiedzieli, z kim podróżują.
Zdobycie kontroli nad całą ich grupą było jednak tylko elementem szerszych planów Rezkina. Mógłby osiągnąć to samo innymi metodami. Najprościej byłoby stwierdzić, że generał wyznaczył go na dowódcę, i pozwolić im na domysły co do jego pozycji w hierarchii królestwa. Wówczas jednak nie posunąłby naprzód swojego drugiego planu, czyli wsparcia Frishy. Gdyby Rezkin zdołał zmienić opinie młodych szlachciców z domów Jenai, Gerrand, a przede wszystkim Nirius na jej temat, dziewczyna miałaby znacznie większą szansę, że zostanie uznana za równą w wyższych sferach. Jeśli nie uda mu się zatrzymać jej dla siebie, mógł przynajmniej ułatwić jej gładkie wejście w towarzystwo i zwiększyć prawdopodobieństwo, że jej dalsze życie potoczy się szczęśliwie.
Trzecim celem wojownika było stworzenie akceptowalnego wizerunku samego siebie. Generał stanowił doskonały przykład, jak podejrzenia i strach mogą obrócić innych przeciwko tobie. Ludzie bali się tego, czego nie rozumieli. Gdyby Rezkin zachowywał się zgodnie ze swoją prawdziwą naturą, pozostali uczestnicy podróży nie ufaliby mu i mogliby nastawić się do niego wrogo. Mógłby też grać rolę plebejusza i w efekcie stać się praktycznie niewidzialny, ale wtedy trudniej byłoby mu kierować wydarzeniami tak, by toczyły się zgodnie z jego planami. Większość osób i tak wydawała się wierzyć, że był szlachcicem, uznał więc, że im na to pozwoli, zwłaszcza że, co zaskakujące, ta metoda okazywała się ścieżką najmniejszego oporu. Poza tym będzie potrzebował dobrze określonego i uznawanego wizerunku, jeśli miało się udać to, co zamierzył sobie w związku z turniejem.
Przez resztę dnia ludzie rozmawiali ze sobą w różnych konfiguracjach. Szlachcice plotkowali o sprawach dworu i tamtejszych romansach, zapraszając Frishę, by do nich dołączała, nawet gdy w pobliżu nie było Rezkina. Kapitan Jimson spędził trochę czasu na zapoznawaniu się z kompanami, strażnicy domu Jenai zaś trzymali się siebie i grali w kości.
Tam znalazł sobie odosobnione miejsce na końcu achterdeku i czytał książkę. Miał wrażenie, jakby nie pasował do reszty. Wydawało się, że jego przyjaciele doskonale wkomponowali się w szlachecką koterię, w której nie było dla niego miejsca. Tylko Reaylin znajdowała się w podobnej sytuacji, ale nie czuł się jeszcze na tyle zdesperowany, by znosić jej towarzystwo.
Zdawał sobie sprawę, że Rezkin wcielał się w jakąś rolę, choć wciąż jeszcze nie wiedział dlaczego. Problem w tym, że Tam nie potrafił określić, ile z tego, co Rez mówił, było jedynie pozą, a ile prawdą. Przemowa wojownika na temat plebejuszy okazała się jednocześnie pochwalna i protekcjonalna i chłopak nie zdecydował jeszcze, co w związku z tym myśli. Z pozoru przyjazne i pogodne zachowanie Rezkina zdawało się typowe dla towarzyskiego szlachcica, jednak nadmierna radość i dbałość o dobre obyczaje nie do końca pasowały z kolei do samego wojownika.
Rezkin zwykle charakteryzował się solidną, zrównoważoną postawą, wzbudzającą u innych uczucie bezpieczeństwa i stabilności. W jego towarzystwie Tam zawsze miał wrażenie, jakby wszystko znajdowało się pod kontrolą, nawet gdy dookoła panował chaos. Odgrywany lord Rezkin po prostu nie zapewniał chłopakowi podobnego uczucia pewności, choć przecież Tam pamiętał, że prawdziwy Rezkin kryje się tuż pod tą fasadą. Ekstrawertyczne, niemal żarliwe zachowanie wojownika w jakiś sposób niepokoiło chłopaka.
Reaylin była równie powściągliwa jak Tamarin. Wydawała się czuć szczególnie niezręcznie przy pozostałych kobietach. Frisha zdobyła u wojowniczki punkty, gdy dała po nosie Shieli, jednak teraz spędzała czas ze szlachcicami, podobnie jak Rezkin. Reaylin była zaskoczona jego zachowaniem. Nie przypuszczała, że potrafił wcielić się w tak ekspresyjną rolę. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, jakimi jeszcze zdolnościami dysponował i kiedy nauczył się tak biegle oszukiwać. Kim właściwie był Rezkin i czy mógł się okazać użyteczny?
Wojowniczka wciąż nie była zadowolona, że Rez oświadczył się Frishy, ale podnosił ją na duchu fakt, że jego wysiłki zakończyły się niepowodzeniem. Nie żałowała go, wiedząc, że tak silny człowiek poradzi sobie z odrzuceniem. Frisha natomiast była za słaba na podobnego mężczyznę. Reaylin dostrzegała, że onieśmielały go kobiety podobne do Shieli i że wojowniczka taka jak ona miałaby u niego znacznie większe szanse. Gdyby tylko zdołała odciągnąć go od Frishy na wystarczająco długo, by to w niej zaczął dostrzegać coś więcej.
Rezkin zniknął na jakiś czas, by buszować w sekrecie po statku. Wślizgnął się do kajuty kapitana i rozejrzał za czymkolwiek interesującym, dopóki tamten był zajęty na pokładzie. Na nic nie trafił, więc wznowił poszukiwania gdzie indziej. Przetrząsnął wszystkie kwatery dla gości, zaglądając do ich kufrów, a następnie sprawdził stertę bezużytecznych „niezbędnych rzeczy” w ładowni. Nie dostrzegł nic szczególnie ważnego, jednak w oczy rzuciło mu się parę drobiazgów, które zapamiętał, by wykorzystać je później.
Dwóch strażników domu Jenai miało wynikające z hazardu długi, które planowali spłacić, wykonując podczas pobytu w Skutton jakieś nieokreślone usługi. Przyszły książę Tieran zamierzał wziąć udział w tajnym spotkaniu w imieniu swojego ojca, z człowiekiem, którego imienia Rezkin nie rozpoznawał. Służący Tierana, Colton, utrzymywał w tajemnicy stosunki intymne z osobą, która według Rezkina na pewno była mężczyzną. Shiela okazała się mniej niewinna, niż kazała sądzić swojej rodzinie. Wiozła ze sobą kilka pożegnalnych listów od potencjalnych zalotników, narzekających, jak bardzo będą za nią tęsknili, a dwaj błagali o prywatne spotkanie podczas turnieju.
Gdy Rezkin wrócił do szlachciców, wszyscy chcieli się dowiedzieć, co porabiał i jak udało mu się zniknąć na tak długo na statku.
– No cóż, sami rozumiecie, naprawdę cenię sobie dobrą podróż, ale tego ranka musieliśmy wstać wiele godzin przed świtem – odparł ze śmiechem.
Frisha uniosła brew. Dobrze wiedziała, że Rezkin zawsze budził się na długo przed wschodem słońca. Ten człowiek nie potrafił usiedzieć spokojnie na miejscu.
– Wymknąłeś się, żeby się zdrzemnąć – parsknął Malcius.
Rezkin wydał z siebie przesadzone westchnięcie.
– Niewykluczone, że dostrzegłeś prawdę. Przyznaję się. I nie wyrażam skruchy za swój postępek.
– Och, szkoda, że nie powiedziałeś tego wcześniej – oznajmiła Shiela, niezrażona zamiarami Rezkina wobec Frishy. – Być może również nabrałabym ochoty na drzemkę. – Zatrzepotała rzęsami i popatrzyła na niego wymownie.
– Shielo, nie masz wstydu? – złajał ja Malcius, spoglądając groźnie.
– Dzban mieszczący jej wstyd tak się wypełnił, że aż pękł – zachichotał Brandt. – Więcej już nie utrzyma.
– A co ty wiesz o wstydzie, Brandt? – prychnęła Shiela. – Jesteś warchołem.
– Lepszy warchoł niż... auć! – krzyknął Brandt, gdy Malcius nadepnął mu stopę pod stołem.
– Tak, no dobrze... – Rezkin odchrząknął. – Chyba lepiej, że znalazłem się w odosobnieniu. Tamarin mówił mi, że dość głośno chrapię.
Malcius jęknął.
– I ja mam z tobą spać w jednej kajucie?
Rezkin wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
– Każdy mężczyzna musi mieć przynajmniej jedną wadę, nieprawdaż?
– Jeśli to twoja jedyna wada, to jesteś lepszym mężczyzną od reszty z nas – mruknął Malcius.
– Mów za siebie – sprzeciwił się Brandt. – Ja jestem absolutnie perfekcyjny – oznajmił żartobliwie, przeczesując dłonią długie, jedwabiste włosy.
Palis szturchnął go w ramię i odparł:
– Jasne, jest z ciebie perfekcyjna kukła treningowa.
– Teraz się śmiejesz, ale pokonam cię na turnieju – obruszył się Brandt.
Palis się roześmiał.
– Będziesz miał szczęście, jeśli trafisz do tej samej kategorii co ja.
– Na turnieju wiosennym sklasyfikowano mnie wysoko – argumentował Brandt.
– Tylko dlatego, że większość z nas utknęła na szkoleniu terenowym, na które nalegał nasz wuj – odrzekł Palis.
– Szkoleniu terenowym? – zaciekawił się Rezkin, unosząc brew.
Brandt wywrócił oczyma i odparł:
– Generał wymyślił sobie, że powinniśmy umieć przetrwać w dziczy, tak na wszelki wypadek. Na szczęście musiałem wcześniej wyjechać, żeby wziąć udział w turnieju.
– To miał być trening przetrwania dla młodych lordów – dodał Malcius. – Ale spróbuj powiedzieć zgrai szlachciców, żeby zostawili manatki w domu. Wszyscy zabrali ogromne namioty i miękkie płaszcze, mnóstwo wina, chleba oraz sera. Zrobiło się trzytygodniowe spotkanie towarzyskie. Wuj Marcum był wściekły.
– Też tam z nami byłeś – zbeształ go Brandt.
Malcius wzruszył ramionami.
– Przyznaję się. Lubię wysokiej jakości rzeczy i życie w wygodach. Poza tym to było niedorzeczne. Kiedy właściwie miałyby nam się przydać takie umiejętności? Przecież nie szwendamy się po dziczy. Mieszkamy w mieście, a podróżujemy statkiem lub w karawanie powozów ze strażnikami i służbą dbającą o nasze potrzeby. Nie rozumiem, po co mielibyśmy wiedzieć, jak złapać królika albo zbudować palenisko.
Frisha, do tej pory milcząca, wyprostowała się i uniosła podbródek.
– Rezkin potrafi robić te wszystkie rzeczy. Bardzo umiejętnie radzi sobie w lesie. – Wojownik zerknął na nią ostrzegawczo, ale zignorowała to i kontynuowała: – Gdy podobnie jak teraz podróżowaliśmy wcześniej rzeką, natknęliśmy się na problem z wielką zgrają bandytów. Zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia statku i wędrowaliśmy przez tydzień pieszo, z zaledwie jednym bagażem na osobę. Rezkin i żołnierze polowali na zwierzynę, rozstawiali obozowiska i walczyli z bandytami. Później nawet opatrywał żołnierzom rany. Jak wam się wydaje, co zdołalibyście zdziałać, gdyby ten statek zatonął i stracilibyście wszystkie swoje fatałaszki?
Widząc otwarte ze zdumienia usta otaczających ją zdezorientowanych szlachciców, Frisha poczuła satysfakcję. Wymieniła spojrzenia z Rezkinem. Wojownik przekrzywił głowę i przyjrzał się z zainteresowaniem dziewczynie. Uznał za ciekawe, że gdy w końcu zebrała się na odwagę, żeby odezwać się pewnym głosem, zrobiła to w jego obronie.
Malcius otrząsnął się pierwszy i gestem dłoni zbył słowa Frishy.
– Tak, tak, ale mieliście ze sobą żołnierzy, którzy się wszystkim zajmowali, do tego zabicie paru bandytów trudno uznać za bitwę.
– Tam było kilkudziesięciu bandytów i tylko sześciu żołnierzy – odrzekła gniewnie dziewczyna. – Tamarin i ja nie potrafiliśmy jeszcze wtedy posługiwać się bronią i w zasadzie byliśmy bezużyteczni. Za to Rezkin okazał się wspaniały. – Postanowiła wykorzystać metodę z arsenału Shieli i zatrzepotała w jego stronę rzęsami.
Sama Frisha tak naprawdę nie widziała zbyt wiele ze stoczonej wówczas walki. Zbytnio koncentrowała się na tym, by nie ulec panice. Później jednak wychwyciła skrawki rozmów pomiędzy żołnierzami a Jimsonem. Wiedziała, że Rezkin im zaimponował, ale nie miała pojęcia, do jakiego stopnia.
– Poza tym – kontynuowała – była to dopiero nasza pierwsza walka z bandytami.
Pozostali wyglądali tak, jakby jednocześnie ich to zdezorientowało i zrobiło na nich wrażenie, ale Tieran wydawał się przerażony. Gdy spotkał się w Kaibain z Rezkinem, dostrzegł w jego oczach obietnicę śmierci, i teraz miał już pewność, że dla wojownika przelewanie krwi nie było pierwszyzną.
Rezkin nagle roześmiał się tubalnie i machnięciem ręką rozgonił ponury nastrój.
– Wiecie już chyba, że nigdy nie potrafię długo usiedzieć w miejscu. Wciąż wybieram sobie nowe zainteresowania. I tak wyszło, że tu czy tam zdobyłem dziwny zestaw umiejętności. Zresztą znajomość lasu naprawdę może być ciekawa i relaksująca. Całkiem możliwe, że generał miał słuszność, nawet jeśli z innych powodów, niż wam się wydaje. Nie da się docenić ewentualnych korzyści płynących z samowystarczalności, jeśli się jej nie spróbuje. Sytuacja wygląda inaczej, gdy nie troszczą się o ciebie służący. Zapewniam was, że gdy przezwyciężycie taką słabość, zyskacie pewność siebie, która wyda wam się wręcz upajająca.
– Uważasz, że korzystanie ze służby stanowi słabość? – spytał Malcius, marszcząc brwi.
– Nie korzystanie z niej, tylko poleganie na niej – wyjaśnił Rezkin, podnosząc palec, by podkreślić swoje słowa. – Dla mnie służba stanowi luksus, przywilej wynikający z pozycji, bogactwa i władzy, ale nie jest mi niezbędna. Jeśli trzeba, potrafię bez niej przeżyć – oznajmił z demonstracyjną dumą.
– Chyba rozumiem, o co ci chodzi – odrzekł starszy z braci Jenai. Podrapał się niezręcznie po karku. – Prawdę mówiąc, nie wiem, co bym zrobił, gdybym znalazł się w sytuacji, w której musiałbym się bronić. Nie mam wcale pewności, czybym przeżył – dodał ze smutkiem.
Palis i Tieran poruszyli się nerwowo, w pełni świadomi, że również nie przetrwaliby w podobnych okolicznościach.
Jednak Shiela uchwyciła się innego wątku opowieści Frishy.
– Kuzynko, czy mam zatem rozumieć, że podróżowałaś tygodniami w towarzystwie wyłącznie mężczyzn? – odezwała się lekkim tonem, lecz z wyraźnym oskarżeniem w głosie.
– Zgadza się – odparła Frisha, unosząc brodę. – Tam mnie eskortował. Jest dla mnie niczym brat i złożył mojemu ojcu Przysięgę Ochrony. Rezkin również mnie bronił. – Pominęła fakt, że poznała wojownika już w trakcie podróży z Cheswick i tak naprawdę niewiele o nim wiedziała.
– No tak, ale pan Tamarin nie jest twoim bratem. Nie jest z tobą w żaden sposób spokrewniony, do tego przysięga plebejusza nie ma dla mnie żadnego znaczenia – skomentowała Shiela z pogardą.
– Tak więc chyba szczęśliwie się składa, że twoja opinia nie ma żadnego znaczenia dla mnie – stwierdziła zgryźliwie Frisha. – Poza tym czy zakwestionowałabyś również honor Rezkina?
Shiela prychnęła.
– Oczywiście że nie, ale wydaje się pewne, że uczyniłaś coś, czym zwróciłaś na siebie jego uwagę. Nie potrafię wyobrazić sobie żadnego innego powodu, dla którego mógłby pragnąć kogoś takiego jak ty.
Rezkin wstał tak gwałtownie, że nogi krzesła aż zazgrzytały po podłodze. Zawisł nad Shielą, spoglądając na nią z dezaprobatą. Nie wyglądał agresywnie, lecz raczej jak ojciec łajający dziecko.
– Lady Shielo. Jestem urażony oskarżeniami i kalumniami, jakie rzucasz pod adresem mojej damy. Lady Frisha jest i zawsze będzie kobietą o nienagannej reputacji. Powinno się ją pochwalać za odwagę i godność, jakie okazała podczas tak niebezpiecznych wydarzeń. Wysunęłaś liczne bezzasadne zarzuty. Ubodły mnie również twoje komentarze dotyczące pana Tamarina, którego mam zaszczyt nazywać swoim przyjacielem. Nie ma znaczenia, że kwestionujesz jego honor, ponieważ z tego, co się zorientowałem, sama nie posiadasz go w nadmiarze. W przeciwieństwie do ciebie znam pana Tamarina i wysoko cenię złożoną przez niego przysięgę. Jeśli musisz się posuwać do deprecjonowania innych osób, żeby poprawić sobie samopoczucie, to powinnaś to robić bezgłośnie, w myślach, gdzie wyłącznie ty będziesz znosiła efekty własnego jadu. Oczekuję, że powstrzymasz się od dalszego wypowiadania takich ohydztw w mojej obecności.
Wyciągnął dłoń.
– Frisho, dołącz, proszę, do mnie na głównym pokładzie, by zaczerpnąć tam odrobiny świeżego powietrza.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Mam nadzieję, że spodobała wam się druga powieść z cyklu „Kroniki Mroku”. Proszę, rozważcie zostawienie recenzji lub komentarza, żebym mogła dalej poprawiać i rozwijać tę nieskończoną jeszcze serię. Odwiedźcie moją stronę www.kelkade.com, by poznać najnowsze wiadomości, lub śledźcie mnie na Facebooku oraz Twitterze.
COPYRIGHT © 2016 by Dark Rover Publishing LLC COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2021
Tytuł oryginału: Reign od Madness
WYDANIE I
ISBN 978-83-7964-700-2
Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski Robert Łakuta
TŁUMACZENIE Piotr Kucharski
ILUSTRACJA NA OKŁADCE Chris McGrath
ILUSTRACJE ORAZ MAPA Paweł Zaręba
REDAKCJA Michał Cetnarowski
KOREKTA Piotr Pawlik, Magdalena Byrska
PROJEKT ORAZ OPRACOWANIE OKŁADKI Konrad Kućmiński | Grafficon
SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]
SPRZEDAŻ INTERNETOWA
Zamówienia hurtowe Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 www.dressler.com.pl e-mail: [email protected]
WYDAWNICTWO Fabryka Słów sp. z o.o. 20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91www.fabrykaslow.com.pl e-mail: [email protected]/fabrykainstagram.com/fabrykaslow